-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński27
Cytaty z tagiem "beksiński" [11]
[ + Dodaj cytat]A ja czasami myślę, że on się pojawi. Że on to wszystko sfingował. Takie czasami mam wrażenie, że kiedyś przyjdzie, pokaże mi się i powie: "Ale wszystkich nabrałem!".
Są to autoportrety w najszerszym tego słowa znaczeniu — malując je, widzę przed sobą siebie w lustrze i raz jestem cmentarzem, a raz drzewem, ale zawszę siebie widzę przed sobą i patrzę sam na siebie i »siebie na sam« (jeśliby tak można było to ująć, nie urażając gramatyków). Inaczej: patrzę »ja malujący« na »siebie malowanego jako pasmo górskie« i patrzę »ja malowany jako pasmo górskie« wprost na »siebie malującego« tak jak w lustrze.
Dostałem zaproszenie na bal. Stroje wieczorowe obowiązkowe. Ze strojów wieczorowych mam tylko piżamę.
Wszystkie potrawy na świcie można podzielić na potrawy zdrowe oraz potrawy smaczne. Określenia te wzajemnie się wykluczają: potrawy zdrowe nie są smaczne, zaś potrawy smaczne nie są zdrowe. Jako przypadki szczególne potraktować należy potrawy zarazem niesmaczne i niezdrowe, natomiast potrawy zarazem smaczne zdrowe w ogóle nie występują w przyrodzie. Powyższe stawia pod znakiem zapytania teorię ewolucji i stanowi pośredni dowód na istnienie Boga.
Dmochowski odpisuje, że potomni będą chcieli wiedzieć o mistrzu wszystko, i znów pyta: "Czy jest Pana zamyślonym, świadomym i chcianym (a w takim razie dlaczego?): a) statyczność, b) osiowość, c) frontalność Pańskich obrazów?" (...) Beksiński wybucha: (...) "Ma Pan w sobie potrzebę dziecka, które zagląda do brzucha zabawki, ale zabawki przestają po takiej operacji zazwyczaj nie tylko mówić »mama« i »tata«, jak też zamykać oczy, ale w ogóle nadają się już tylko na złom. (...) Przecież Pana pytania, które mi Pan postawił, zaczynają potem mnie samego drążyć, że niby dlaczego akurat osiowo — przecież może być nieosiowo; jest to żadna trudność, a więc czyż nie można uszczęśliwiać ludzi, robiąc nieosiowo; oczywiście można; a więc spróbuję nieosiowo, ale co na to poradzę, że mi się nie podoba, a jak mi się nie podoba, to robota staje się katorgą, to w ogóle obraz »nie idzie«, ale oczywiście na skutek takiego postawienia sprawy i osiowość staje się podejrzana, zamiast robić po prostu następny obraz, zaczynam go analizować; niby dlaczego musi być osiowy, aby mi się podobał i mnie zadowalał, czyżbym był zestereotypizowany i nie umiał się wyzwolić, a z kolei po co się wyzwalać z osiowości, skoro jedyną alternatywą będzie nieosiowość, która sama w sobie nie jest niczym lepszym, ani gorszym; w sumie po tygodniu takiego maglowania czuję się do malowania równie zdolny co neurotyk seksualny do stosunku.
Dość szybko zamiast poszczególnych postaci zrobiłem coś w rodzaju »zrostu« bez wyliczania, czyja ręka czy noga do kogo należy — czułem, że tak jest lepiej, problemy zaczęły pojawiać się w trakcie zmęczenia tematem — jak zwykle zacząłem czuć się ograniczony tym, co sobie założyłem, i wydawało mi się, że porzucając założenie, zrobię lepszy obraz. Jest to zresztą moja normalna reguła postępowania, której nieco się wstydzę, stąd nigdy nie przyjąłbym zamówienia nawet od samego siebie, bo obraz, rozrastając się, zaczyna dyktować prawa dotyczące tego, czym ma być, i trzymanie się na siłę koncepcji pierwotnej mija się z celem. W trakcie pracy czuję się raczej sługą obrazu, który rozrasta się godnie ze swymi prawami, niż sługą koncepcji, która stała u jego poczęcia.
Gdybym hodował kury, to ludzie zaczynaliby rozmowę ze mną od "no i jak tam twoje karmazyny: mnożą się, znoszą jajka?" oraz proponowaliby obejrzenie kurnika. Po jakimś czasie by się zmęczyli powtarzaniem ceremonii, która z założenia miałaby charakter wyłącznie towarzyski. Tak naprawdę to gówno wszyscy siebie nazwajem obchodzimy i takie pytania to tylko forma. (...) oczekujemy zainteresowania, ale drażni nas raczej nie jego nadmiar, lecz jego stereotypowość i wyraźnie towarzysko uprzejmościowy charakter.
Ty i ja, wszyscy płyniemy do wodospadu. Ty chcesz płynąć na kaktusie, a ja chcę siedzieć w wygodnym fotelu. I tak czeka nas ten sam wodospad, więc po co jeszcze siedzieć na kaktusie?
Jeśli można dokonać na koniec roku i na koniec wieku podsumowania, to chyba dobrze się stało, że umieramy w mojej rodzinie w tej kolejności. Gdybym odszedł pierwszy, a teraz umarł Tomek, to dla Zosi byłoby to nieporównywanie cięższe przeżycie niż dla mnie. Nie można sobie nawet wyobrazić jej cierpienia i zagubienia. Gdybyśmy umarli oboje w dowolnej kolejności, to Tomek sam, chyba nie dałby sobie rady ze swym życie i światem realnym. Tak jak się stało, stało się najsprawiedliwiej i nie można uważać, że Bóg się na nas uwziął. Ja mam najgrubszą skórę i ja zostałem na deser. Boje się cholernie przyszłości, ale wiem, że ją udźwignę. Oczywiście mogliśmy wszyscy żyć jak szczęśliwa rodzina z filmu, a Tomek mógł nie mieć problemów, ale czy nasze problemy, mimo ich ciężaru, były aż tak nie do zniesienia w porównaniu z problemami innych ludzi, o których się czyta? (31.12.1999)".
To, czego naprawdę się bał i co najdramatyczniej ukazuje w sztuce, to możliwość, że po tamtej stronie nie ma niczego i ten niepokój, który dostrzegamy w jego sztuce, jest lękiem przed nicością. Tego się bał (Wiesław Banach).