rozwiń zwiń

Ciąg dalszy przygód Estery i jej mamy, czyli „Mama w occie” powraca!

LubimyCzytać LubimyCzytać
24.03.2022

Dołącz do Estery i po raz kolejny rozwiąż niezwykłą zagadkę kryminalną! „Mama w occie. Bursztynowe śledzie” to dalszy ciąg przygód rezolutnej dziewczynki, której żadna przygoda nie jest straszna. Drugi tom serii to kolejny raz potężna dawka świetnego humoru sytuacyjnego oraz galeria pełna zabawnych i charakterystycznych postaci. „Mama w occie. Bursztynowe śledzie” – premiera 23 marca 2022 r.!

Ciąg dalszy przygód Estery i jej mamy,  czyli „Mama w occie” powraca!

[Opis wydawcy] Drugi tom niesamowitych przygód Estery. Tym razem nasza bohaterka wraz z niezłomną ekipą telewizyjną wyruszy do Pucka zgłębiać tajniki regionalnej kuchni oraz… nakłaniać Kaszubów do rezygnacji z łowienia ryb na rzecz wegańskich zamienników dorszy. W wyniku zwariowanych zbiegów okoliczności Estera, Gacek i Mycha zostają wzięci przez przemytników bursztynu za łączników mafii i przypadkowo wchodzą w posiadanie trzech wielkich brył bursztynu wartych mnóstwo pieniędzy… Czy uda im się wyplątać z tej skomplikowanej sytuacji? I czy zdołają nakręcić telewizyjne show, mając na karku policję oraz mafię? Drugi tom serii „Mama w occie” to po raz kolejny potężna dawka świetnego humoru sytuacyjnego, pełna zabawnych i charakterystycznych postaci. To również kryminalna zagadka z zaskakującymi zwrotami akcji, od której czytelnik nie będzie mógł się oderwać. Autorem „Mama w occie. Bursztynowe śledzie” jest Marcin Przewoźniak, laureat Ogólnopolskiej Nagrody Literackiej im. Kornela Makuszyńskiego.

Katarzyna Frączkowska: Skąd w Panu miłość do literatury dziecięcej/ młodzieżowej?

Marcin Przewoźniak: Nie mam pojęcia. Obrałem tę drogę podczas studiów pedagogicznych, więc mam nadzieję, że częściowo spłaciłem Polsce dług za dobre wykształcenie kierunkowe i niewdzięczne niepodjęcie pracy w szkole.

Na pewno. Tym bardziej, że jak Pan wspomniał, pisząc książki przyświeca Panu motto „ucząc – bawić, bawiąc – uczyć”. A jeśli mowa o zabawie… wiemy, że dzieci dobrze się bawią, czytając Pana książki, ale czy Pan się dobrze bawi, pisząc je?

Zdecydowanie tak! Uwielbiam się śmiać i wszelkie sytuacje memiczne, zaskakująco-dziwaczne, nonsensowno-nabzdyczone. Od lat kolekcjonuję kuriozalne szyldy, napisy, plakaty, hasła reklamowe, zaskakujące zderzenia sensów i komunikatów w przestrzeniach publicznych. Lubię się dobrze bawić i chcę zapraszać czytelników do wspólnej rozrywki. Zresztą to jest jeden z wewnętrznych bezpieczników. Gdy piszę książkę i nagle czuję, że przestaje mnie ona bawić lub podczas autorskiej korekty natrafiam na jakiś „opadnięty” emocjonalnie i humorystycznie fragment, zastanawiam się, jaką wyciągnąć apteczkę.

Nie wkurzajcie mnie. Wystarczyło, że raz człowiek musiał się przebrać w strój ludowy, i robić hopsasa i ojdirididi przed kamerą i już na wieki pozostaje gwiazdą memów. Nienawidzę was!

Marcin Przewoźniak, „Mama w occie. Bursztynowe śledzie”

Ten system zdecydowanie działa. Czytając „Mamę w occie” trudno powstrzymać się od śmiechu. Tom pierwszy jest pełen zabawnych sytuacji i żartów. Czy zbiera Pan i notuje śmieszne sytuacje ze swojego życia, czy są one w Panu?

Staram się od czasu do czasu, konstruując narrację, wspomnieć słynne „Prawa Murphy'ego” i zastanowić się, co tu mogłoby pójść nie tak? Zaraz intryga nabiera nieoczekiwanych rumieńców.

Czyli inspiruje się Pan sytuacjami z życia pisząc książki.

O tak! Życie pisze najlepsze scenariusze, podsuwa gotowych lub prawie gotowych bohaterów, nazwiska, typy charakterologiczne. Agnieszka Osiecka powiedziała kiedyś, że „ludzie mówią cytatami z piosenek”. Warto łapać te dary!

Często sięgam do codzienności, która – za co dziękuję losowi – w moim przypadku nie jest nudna. Kilkanaście lat dziennikarstwa, życia redakcyjnego, włóczęgi po kraju, zbierania materiałów do artykułów, wiele przygód prasowych i telewizyjnych – to jest kapitał, który jeszcze nie raz na pewno spożytkuję. Aktualnie od wielu lat pracuję jako urzędnik i niech Was, Kochani, nie zwiedzie stereotyp, że w administracji samorządowej mamy nudną pracę od kawki do kawki i nic się nie dzieje! Bo zazwyczaj przebiega to: od kawki do Kafki. O! Tak właśnie zatytułuję moje urzędnicze pamiętniki. Od kawki do Kafki. Copyright Przewoźniak, pamiętajcie!

Ruszcie schaby i wybierzcie się z Esterką Parzymięs na Kaszuby, gdzie przez obiektyw kamery telewizyjnej będziecie mogli śledzić nie tylko główne atrakcje Helu czy Pucka, ale przede wszystkim poznacie kulisy wielkiego przemytu drogocennych bursztynów! Ja, zanurzając się w nowe przygody nastolatki, znowu obśmiałam się jak norka!

„Bajkochłonki”

Często rozkręca się tu prawdziwy emocjonalny, zawodowy, międzyludzki biurowy rollercoaster i dopiero otwiera się skrzynia z inspiracjami... Jeśli dodać do tego szaleńczy i czasami karykaturalny pęd do stosowania, „języka inkluzywnego”, „języka równościowego”, feminatywów, straszliwego instrumentarium opisywania projektów kulturalnych i wreszcie wymyślania określeń, które mają coś opisywać, ale nie stygmatyzować (np. „osoba doświadczająca sytuacji ograniczonej mobilności z rodziny defaworyzowanej”)... a z drugiej strony straszy nas nie mniej karykaturalne moralizowanie, „ubogacanie”, te wszystkie „cnoty niewieście”, i inne narodowo-ojczyźniane frazesy... na płaszczyźnie języka trwa bezwzględna wojna. Dzieci słyszą wyłącznie jakieś szyfry. Nastolatki tracą orientację, co jest serio, a co nie i uciekają w memy. A w co my, dorośli, mamy uciekać?

Zapowiada się zatem moc wrażeń w drugim tomie „Mamy w occie”!

Mam nadzieję, że nie zawiodę czytelników. Poznacie tam „doskonałe strategie” bohaterów ponownie wplątanych w kryminalną aferę, których realizacja zazwyczaj kończy się mniej lub bardziej katastrofalnie.

Kto jest pierwszym recenzentem Pana książek?

To zależy od książki. Kiedyś były to dzieci, ale już wyrosły. Czasem podtykam coś żonie – jest surowym krytykiem! Na ogół zdaję się na redaktorki z wydawnictw i.… ich dzieci. Są prawdziwie obiektywne w przeciwieństwie do tych „rodzinnych”. W jednej z książeczek, które dopiero ukażą się w nowej serii bardzo pomogli siostrzeńcy Dyrektorki Wydawniczej, którzy zadali takie pytania, jakie nie przyszłyby mi do głowy, a które pomogły mi w podkreśleniu puent i dostosowaniu tej akurat narracji do emocjonalnych potrzeb cztero- i pięciolatków.

Jest Pan laureatem m.in. nagrody im. Kornela Makuszyńskiego.  Czy tego rodzaju wyróżnienia mają znaczenie dla autora książek dziecięcych?

Z pewnością tak. Na pewno dopieszczają miłość własną autora..., ale tak poważnie – dają mu poświadczenie, że miał rację. Że napisał coś naprawdę dobrze. Książka, za którą otrzymałem „Koziołka” czekała sześć lat w szufladzie i w tym czasie dwa lub trzy wydawnictwa nie były pewne czy ten pomysł „wypali”. No to „wypalił”, proszę państwa.

Wierzę, że każdy laur ma znacznie większe znaczenie dla odbiorcy. W obecnym zalewie literatury, także dziecięcej, czytelnicy dobrze się zastanawiają nad wyborem tytułów. Informacja o nagrodzie z pewnością pomaga w podjęciu decyzji.

A czy mali czytelnicy są surowymi krytykami?

Zdecydowanie tak. Tutaj albo się podoba albo nie. Albo jest fajnie i „śmiechowo” albo nuda. Podczas spotkań z czytelnikami czasem dzieci zaskakują mnie oczekiwaniami, gdy na przykład informują, jak ich zdaniem dana bajka powinna się zakończyć! To jest świetne i czasem odrobinę przerażające, że dziewięciolatek tak potrafi dołożyć swoją natychmiastową recenzją, że człowiek natychmiast zaczyna myśleć o pisaniu średnio emocjonujących powieści obyczajowych dla seniorów...

Niestety urodę i figurę odziedziczyłam po tacie, za to włosy po prababci, a charakter po "Pingwinach z Madagaskaru" , bo ciągle pakuję się w kłopoty, ale przynajmniej nie odpuszczam nikomu.

Marcin Przewoźniak, „Mama w occie. Bursztynowe śledzie”

Chyba znajduje Pan złoty środek, bo Pana książki to nie tylko świetna zabawa i humor o których już rozmawialiśmy, ale również wielka porcja wiedzy – o regionach – „Mama w occie”, historie psów – „Psy, pieski, psiaki”. Czy wymaga to od Pana wcześniejszego przygotowania? A może tworzy Pan na bazie informacji, które już Pan posiada i z nich czerpie inspiracje?

Po prostu lubię wiedzieć. Tak mam od zawsze, taki też nawyk dziennikarski. Jeśli gdzieś jadę, zanim spakuję walizkę – chcę wiedzieć wszystko o tym miejscu. Sądzę, że nasza szkoła daje dzieciom teoretycznie mnóstwo dobrej wiedzy, ale czyni to dosyć nieskutecznie, niefinezyjnie, nudno. Literatura dla młodych czytelników jest w mojej opinii – i tego się zawsze będę trzymać, jak pijany płotu – tą fajniejszą i bardziej kolorową drogą do wiedzy, do mądrości i ciekawości świata.

Dlatego żeby napisać dobrą książkę o Mikołaju Koperniku albo o wynalazkach, trzeba było wyszukać i przeczytać kilkadziesiąt rzetelnych i czasem niezwykle specjalistycznych pozycji. Aby powstała urocza książeczka o psach dla najmłodszych, domowa biblioteczka wzbogaciła się o pięć czy sześć niesamowitych antykwarycznych już wydań o psiej historii, psychologii i generalnym współistnieniu homo sapiens i canis sapiens. Bo czemuż nasi najmłodsi nie mieliby przy okazji dostać kilku ziarenek wiedzy, które może kiedyś, za kilka lat, zakiełkują?

Nic tak nie poprawia nastroju, jak codzienny hejt od klasowych koleżanek. Nie martwcie się, hienki, żywcem mnie nie weźmiecie.

Marcin Przewoźniak, „Mama w occie. Bursztynowe śledzie”

Czego życzyłby Pan sobie w kontekście literatury dziecięcej?

Życzyłbym nam wszystkim – żeby dorośli kupowali i wypożyczali dzieciom książki. By odwiedzali razem z nimi księgarnie i biblioteki. By pokazywali im na co dzień, gdzie szukać książek. By czytali razem codziennie. Codziennie! Wtedy nasza – autorów – praca będzie mieć sens i nasze społeczeństwo też będzie mieć sens.

Marcin Przewoźniak – jako pedagog wziął sobie do serca maksymę „ucząc – bawić, bawiąc – uczyć” i postanowił, że zamiast nauczycielem zostanie bajkopisarzem. Debiutował na łamach tygodnika „Pentliczek”. Jest autorem m.in. książek o odkrywcach: „Mikołaj Kopernik. Chłopak, który sięgnął do gwiazd”, „Odkrywcy grobów faraona. Howard Carter na tropie Tutanchamona” oraz „Wielka księga zagadek”. W swoim dorobku ma również książkę, która uratowała niejedną rodzinną wyprawę z dziećmi: „Daleko jeszcze?”. Mieszka w Warszawie. Kolekcjonuje koty.

Przeczytaj fragment książki:

Mama w occie. Bursztynowe śledzie

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Mama w occie. Bursztynowe śledzie” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany.


komentarze [1]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 24.03.2022 14:31
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post