Ocean Avenue 12, Amityville. Trzykondygnacyjna posiadłość położona w malowniczej okolicy nad rzeką, posiadająca basen i hangar na łodzie - dostępna od ręki za zaledwie osiemdziesiąt tysięcy dolarów, okazja życia.
Przepiękne miejsce.
Przeklęte miejsce.
13 listopada 1974 roku w środku nocy mężczyzna zamieszkujący tę rezydencję pod wpływem impulsu, nieokreślonego napływu szaleństwa, a może i opętania przez siły nieczyste postanawia zamordować całą swoją rodzinę. Chwyta broń i strzela im prosto w głowy podczas snu.
Pomimo świadomości na temat wydarzeń, które miały miejsce w Amityville, sceptycznie nastawiona i niedowierzająca w anomalie paranormalne rodzinka Lutzów postanawia skorzystać z atrakcyjnej oferty i wprowadza się do rzekomo nawiedzonego miejsca.
Dwadzieścia osiem dni później uciekają stąd, porzucają cały dobytek i przeprowadzają się na przeciwległy kraniec kraju.
Wszystko czego doświadczyli w trakcie swojego pobytu w Amityville dowiecie się, jeżeli odważycie się zapoznać z tą historią.
Sprawa przy której pracowali sławni Warrenowie do dziś wzbudza kontrowersje. Książka napisana jest prostym językiem, w formie reportażu, tak więc nie spodziewajcie się tutaj kwiecistych porównań, metafor i gotyckiego klimatu. Formę przekazu porównałabym do serii o nawiedzeniach od Repliki, kto ją lubi - będzie usatysfakcjonowany. Jak wspominałam we wstępie, historia była mi już znana, co nie przeszkodziło mi w czerpaniu niesamowitej przyjemności z lektury. Chciałabym nadmienić, że zdecydowanie bardziej od wersji papierowej przerażał mnie klimat wykreowany przez lektora w anglojęzycznej wersji audiobooka - nie polecam przy tym spacerować, biegać. Szelest liści przyprawiał mnie o palpitacje serca.
Trzeba przyznać, że książka ma klimat i czyta się ją jednym tchem, nawet pomimo tego, że sposób narracji średnio mi się podobał. Potem dopiero z posłowia od autora dowiedziałam się, iż miał to być styl reportażowy.
Jeśli jednak chcecie pozostać w tym mrocznym klimacie, nie czytajcie posłowia od wydawcy polskiego, wszystko psuje :)