Halloween pod strzechą. Straszne ekranizacje książkowych horrorów

Bartek Czartoryski Bartek Czartoryski
01.11.2020

Niestety, w tym roku nikt nie zapuka do waszych drzwi, prosząc o cukierki, ani nie przebierzecie się za wampiry, duchy i potwory na imprezę u przyjaciół. Pozostaje zapalić lampkę i czytać książki… Albo obejrzeć jakiś horror. Lub, niejako, połączyć jedno z drugim.

Halloween pod strzechą. Straszne ekranizacje książkowych horrorów

Rzeczone propozycje są może i mało oryginalne, ale niezmiennie atrakcyjne. Lecz podrasujmy nieco tradycyjne sobotnie posiedzenie z napoczętą przed paroma dniami lekturą czy też rytualny wybór pierwszego lepszego filmu z przepastnego katalogu którejś z subskrybowanych platform streamingowych, bo Halloween zdarza się przecież tylko raz do roku. A to znakomita okazja, żeby przypomnieć sobie klasyki, albo poznać coś zupełnie nowego. Dlatego wybierzmy na nocne seanse tytuły, które wywiedziono prosto z kart powieści grozy.

Oczywiście tych jest bez liku i co bardziej wytrwałym zawodnikom poniższy przewodnik wystarczy ledwie na prolog do halloweenowej, weekendowej nocki, lecz ufam, że każdy znajdzie coś dla siebie, szczególnie że wybrałem filmy aktualnie dostępne w legalnej dystrybucji strumieniowej. Bo wszyscy lubimy się bać, prawda?

Rytuał

Adam Nevill to angielski pisarz, którego powieści nie zostały przetłumaczone (jeszcze) na nasz język, ale po obejrzeniu „Rytuału” możecie się srodze zdziwić, że tego przeoczenia dotychczas nie nadrobiono. Bo znakomity film Davida Brucknera to również świadectwo niemałego literackiego talentu Nevilla. Horror ten opowiada o wyprawie czwórki kumpli do Szwecji, gdzie spacerem po górach mają upamiętnić tragicznie zmarłego przyjaciela. Tyle że tamtejsze lasy kryją coś znacznie bardziej niebezpiecznego niż okoliczną żulerkę czy stadko dzikich zwierząt.

Film nieustannie myli tropy, igra z przyzwyczajeniami odbiorcy i podczepia się pod coraz to różne konwencje, aby nareszcie odkryć karty i zadać cios nokautujący. Rozpięty między horrorem ludowym a czystej krwi survivalem, „Rytuał” staje się ze sceny na scenę coraz bardziej zaskakujący, aż do mocnego, frenetycznego (i krwawego) finału.

Rytuał film

Horror Amityville

Film legenda, o którym słyszał bodaj każdy, ale nie każdy oglądał. Oparto go na słynnej, albo też niesławnej książce Jaya Ansona (do której niedawnego polskiego wydania miałem okazję napisać posłowie), która z kolei była zapisem relacji rodziny Lutzów zamieszkującej, jak udało się przekonać miliony ludzi, nawiedzony dom. Bujda, nie bujda, powieść okazała się bestsellerem, a opowieści o Amityville popkultura eksploatuje do dzisiaj; cześciej z gorszym skutkiem niż z lepszym.

Film Stuarta Rosenberga pozostaje jednak nie tyleż próbą podpięcia się pod fenomen i zbicia szybkiej kasy, ale małym klasykiem gatunku, który na długie lata skodyfikował zasady obowiązujące opowieści o przeklętych domostwach. Mimo czterdziechy na karku, „Horror Amityville” bardzo dobrze się zestarzał i nadal pozostaje efektownym, gęstym, duszym i mrocznym filmem, idealnym nie tylko na Halloween.

Candyman

Clive’a Barkera chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, bo pióro brytyjskiego pisarza spłodziło niejeden koszmarny koszmar. Co więcej, Barker sprawdził się świetnie również jako reżyser, gdy stanął za kamerą mistrzowskiej adaptacji swojej powieści „Powrót z piekła”. Ale chyba obok upiornego Pinheada, demona o najeżonej gwoździami głowie, to Candyman pozostaje najsłynniejszym wytworem jego wyobraźni.

Choć film Bernarda Rose’a zaczerpuje jedynie inspiracje z krótkiego opowiadania Barkera, to rozwija je znakomicie. Rose, nie rezygnując z grozy literackiego pierwowzoru, obudował prostą intrygę kontekstami społecznymi i rasowymi, formułując również wypowiedź o narodzinach legendy miejskiem, a tytułowa rola uczyniła z Tony’ego Todda jedną z ikon gatunku. Sequele jednak sobie odpuśćcie.

Candyman plakat filmowy

Walentynki

Nie ta pora roku, a i film niezbyt dobry, ale godzien, żeby o nim napomknąć z uwagi na książkę służącą mu za podstawę scenariusza. „Walentynki” to niezbyt wymyślny slasher, gdzie piękni ludzie brzydko giną, jeden z tych, które nakręcono na fali sukcesu „Krzyku”. I chyba mało kto się orientuje, że to również adaptacja powieści, do tego całkiem niezłej.

Tom Savage może i nie napisał arcydzieła, ale porządny horror starający się budować napięcie aż do końca, gdzie akcję śledzimy to z perspektywy bohaterki, to z perspektywy mordercy/morderczyni. Ale przecież rozmawiamy o Halloween, kiedy nasze wybory filmowe nie podlegają krytycznej ocenie, a mimo wszystko „Walentynki” oferują kupę niemądrej zabawy. Niech film nie zniechęci cię jednak do sięgnięcia po książkę. Inny podobny przypadek to niefajne „Ruiny” na podstawie fajnej powieści.

Nawiedzony dom

Tytuł wydaje się generyczny, a film okazuje się oryginalny, gdyż oparto go o równie oryginalną powieść. Bo słynny „Nawiedzony”, czy też „Nawiedzony dom na wzgórzu”, jak przemianowano u nas flagowe dzieło Shirley Jackson po premierze serialu Netflixa (tak brzmi zresztą jej oryginalny tytuł), to rzecz absolutnie nietuzinkowa. I bodaj jeszcze nikt, może poza Richardem Mathesonem, nie osiągnął podobnego poziomu.

Ekranizacja wyreżyserowana w 1963 roku przez Roberta Wise’a również jest pozycją obowiązkową i pokazem filmowej maestrii oraz scenograficznej zmyślności. Wise udanie lawiruje, raz sugerując nadnaturalne zagrożenie, raz psychiczną niedyspozycję bohaterki, udanie korespondując z powieściowym oryginałem. Wychodząc od naukowego śledztwa mającego na celu określenie natury zjawisk w tytułowym domu, Wise nie boi się wodzić widza za nos, nie odpowiadając jednoznacznie na pytanie, co przed momentem zobaczyliśmy i co przed chwilą usłyszeliśmy. Ponadto film odważniej niż powieść dotyka sfery kobiecej seksualności i jest to atrakcyjny klucz interpretacyjny.

Powyższa lista ani trochę nie wyczerpuje tematu, bo przecież gdzie się podziało „Dziecko Rosemary”, gdzie „Egzorcysta”, a nawet i gdzie „Drakula”, albo, jeśli ktoś lubi, „Koszmar minionego lata”, ale przedstawione na niej tytuły mają zachęcić do dalszej eksploracji i, jak mawiają coache, wyjścia ze swojej strefy komfortu. Lepszej okazji nie będzie przez okrągły rok.

Nawiedzony dom na wzgórzu

Fot. otwierająca: „Nawiedzony dom na wzgórzu”, zdjęcia z planu


komentarze [8]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
01.11.2020 21:40
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Kinga Gibas 02.11.2020 16:30
Czytelniczka

Ja również! Na pewno skorzystam z Twojej listy :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
konto usunięte
02.11.2020 17:08
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

mrpriv 01.11.2020 17:56
Czytelnik

Pytanie przy okazji - zekranizowano jakieś książki Grahama Mastertona?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
madeline 01.11.2020 16:00
Czytelniczka

Dla mnie mistrzem jest S. King. Jestem właśnie w trakcie czytania Lśnienia i już sam początek jest mocno psychodeliczny, aż boję sie co będzie potem, mimo, że znam ekranizację.
Ostatnio czytany Outsider do tej pory powoduje u mnie ciarki.
Z filmów to te japońskie są dla mnie najbardziej straszne i długo się je pamięta.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Agnieszka Żelazna 01.11.2020 14:45
Czytelniczka

Na pewno Misery, Lśnienie, Smętarz dla zwierząt, Dziecko Rosemary czy Amitywille to propozycje warte obejrzenia. Przynajmniej dla mnie, bo wiadomo, że każdy ma inny gust

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czytamcałyczas 01.11.2020 14:09
Czytelnik

Lśnienie,Amityvill

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bartek Czartoryski 30.10.2020 14:44
Tłumacz/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post