Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać100
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel5
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
- Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Marcin Gordi
1
7,4/10
Pisze książki: literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,4/10średnia ocena książek autora
20 przeczytało książki autora
18 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Księga snów Marcin Gordi
7,4
Bohater powieści, Paul Ellof, w niejasnych okolicznościach traci pamięć. Początkowo nic o nim nie wiemy, bo książka – generalnie rzecz biorąc – utrzymana jest w narracji pierwszoosobowej, więc podążamy ściśle za zdezorientowanym narratorem. Akcja posuwa się sprawnie, choć przynosi znacznie więcej pytań niż odpowiedzi. Gmatwa się i rwie, mamy poczucie osaczenia, pojawiają się jacyś tajemniczy ludzie, ścigający bohaterów z niewiadomego powodu. W efekcie Paul – wraz z grupką przyjaciół – ucieka z Paryża na wyspę Mar, przynajmniej przez jakiś czas zaznając tam wielce oczekiwanego spokoju...
Nie zamierzam wdawać się tutaj w jakiekolwiek streszczenia, nie w tym rzecz. Powiem krótko: dotrwanie do ostatniej strony lektury gwarantowane. Nieoczekiwane zwroty akcji zrobią swoje, nie wyłączając końcówki, która zaskakuje chyba najbardziej. Zresztą tak właśnie być powinno, finał to finał, niemniej trudno oprzeć się wrażeniu, że ostatni rozdział wręcz zapowiada kolejny tom... Zobaczymy, być może autor pokusi się o kontynuację, a może to tylko takie naiwne wrażenie, zaś dalszą historię czytelnik dopowiedzieć powinien sobie sam? Nie mam pojęcia.
Tak czy siak, zostawiając już na boku aspekt fabularny „Księgi snów”, powieść na wysoką ocenę zasługuje również za ogólnie pojęty klimat – tajemniczość doskonale miesza się tutaj z wszechobecnym oniryzmem. Jest kilka scen, które naprawdę zapadają w pamięć. Osobiście najbardziej urzekł mnie rozdział-sen, w którym to po raz pierwszy pojawia się kot Burek – nie da się przejść obojętnie obok tej postaci. Gdy czytałem katalogowy opis i natknąłem się na wzmiankę o „gadającym kocie” (lub może nieco inaczej sformułowaną, dosłownie nie cytuję),uczucia miałem mieszane. Jakąś tandetą mi tu po prostu zaleciało... Bo ja wiem? Banałem, kiczem... Po przeczytaniu tekstu absolutnie zmieniam zdanie – wspaniała scena, wspaniale wkomponowana! Najlepsza z całej książki, prawdziwie poetycka. Wielce prawdopodobne, że to z kotem Burkiem będzie mi się właśnie „Księga snów” kojarzyć w przyszłości, tzn. gdy już skutecznie pozacierają się inne szczegóły pod wpływem kolejnych lektur i na skutek upływu czasu, jak to zazwyczaj bywa z dawno przeczytanymi tekstami... Rozdziałowi z kotem Burkiem niewiele ustępuje – jeżeli w ogóle – przypowieść o potworze-królu. Też zapada w pamięć, śliczna. Ogólnie muszę zauważyć, że Marcin Gordi posiada nieprzeciętną zdolność obserwacji, szczególnie cenną dla pisarza, co w połączeniu z wrażliwością daje piorunujące efekty. I nie chodzi już tylko o te wymienione perełki, a po prostu o zwykłe, czasem krótkie i pozornie lakoniczne, ale jakże prawdziwe opisy, będące zwięzłym wyrażeniem tego, co czytelnik sam sądzi – lecz być może nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiał – lub czego nie potrafiłby sam nazwać po imieniu. Dotyczy to zarówno miejsc, jak i ludzi (np. prosty i wymowny opis szpitala z lekarzami oraz chorymi),a także pewnych ogólnych prawideł (np. „Często gdy słucha się ludzi, którzy potrafią tak opowiadać, to człowiek aż zachodzi w głowę, dlaczego nie spisują tych historii. Dlaczego nie tworzą z nich książek. Ale podobno jest tak, że ci którzy piszą nie potrafią opowiadać, a ci którzy opowiadają nie potrafią pisać.” albo „Inna jest ta sama książka, czytana w poczekalni u dentysty, inna czytana nad basenem.”). Proste i niby mało odkrywcze, ale czy uświadamiamy sobie tego typu oczywistości na co dzień?
No dobrze, tyle o plusach. A co na minus? Cóż... Szczerze mówiąc, nie lubię pisać o minusach, ale czasem trzeba, może po to, aby nazbyt sztucznie to wszystko nie wyglądało, wrażeniami dzielę się przecież z własnej potrzeby i inicjatywy, od serca, nie są to żadne panegiryki na zamówienie, a więc lekko teraz pomarudzę... Po pierwsze odniosłem wrażenie, że słabo został przedstawiony klimat Paryża (ja go przynajmniej, w trakcie czytania tej książki, za bardzo nie poczułem). Druga rzecz – pewnego rodzaju niekonsekwencja narracyjna. Opowieść niby przedstawia nam Paul, później mamy jakieś nieregularne, pojedyncze i dość przypadkowe wtrącenia innych narratorów/obserwatorów, by w znacznych fragmentach drugiej części już zupełnie odejść od ukazywania wydarzeń oczami bohatera – kto wygłasza np. sąd: „Hugo nie zrobił tego i nawet nie przypuszczał, że tym samym popełnia największy błąd w swoim życiu... Czasem takie na pozór małe rzeczy, które robimy, albo których właśnie nie robimy, rzutują potem na wszystko.”? Zapewne chodziło o osiągnięcie lepszego efektu, o większe zaskoczenie czytelnika... Nie wszystko mógł widzieć (i wiedzieć) bowiem poczciwy Paul, a odbiorcy jakoś to należało przedstawić, niemniej jak dla mnie, zwolennika raczej przejrzystego i klarownego konstruowania powieści, niekonsekwencja ta momentami zgrzytała. Trzecia rzecz – lekko naciągana postać Cassi (tzn. moim zdaniem nieprawdopodobna – o ile miała być prawdziwą, bo w książce o snach to nic nie wiadomo; w każdym razie mało realistyczna, a że nie jest ona kotem, to chyba miała być przekonująca?)...
Jeszcze raz jednak chciałbym podkreślić (parafrazując klasyka),że owe minusy absolutnie nie powinny przesłaniać plusów! Książka jest bardzo dobra, spędziłem przy niej miło dwa wieczory, jak najbardziej polecam. Zarówno osobom poszukującym wartkiej fabuły, jak i tym, którzy cenią sobie celne i zwięzłe, z życia wzięte obserwacje, a przy tym tajemniczość połączoną z pewnymi niedopowiedzeniami, no i oniryczny klimat. Finał pozostawia wprawdzie mały niedosyt, lecz być może zostanie on jeszcze kiedyś przez autora zaspokojony...
Na koniec ciekawostka: wszechobecne papierosy. Bodaj jedna postać wyraźnie krzywi się na ów nałóg, („– Dużo palicie, artyści – zaśmiał się Juan.”). A że i ja nie palę, to aż mi się do tej pory w głowie kręci od tego nieoczekiwanie ogromnego natężenia nikotyny :-)