Najnowsze artykuły
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj egzemplarz książki „Z czworaków na salony“LubimyCzytać1
- ArtykułyCzytamy w weekend. 13 września 2024LubimyCzytać317
- ArtykułyPlebiscyt Nike Czytelników 2024. Zagłosuj na swojego faworyta!LubimyCzytać1
- ArtykułyKsiążki na deszczowe dni: co czytać w niepogodę?LubimyCzytać6
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Dale Keown
Źródło: http://www.comicvine.com/dale-keown/4040-1827/
9
5,7/10
Pisze książki: komiksy
Urodzony: 23.07.1962
Kanadyjski rysownik najbardziej znany jako twórca serii The Incredible Hulk, którą stworzył z pisarzem Peterem Davidem.
W branży komiksowej i wydawniczej rozpoczął pracę już w 1986 roku pracując dla Aircel Comics, a w 1989 przeniósł się do Marvel Comics.
Założył własną firmę wydawniczą Full Bleed Studios. Jest autorem równie poczytnej serii "Pitt".
W branży komiksowej i wydawniczej rozpoczął pracę już w 1986 roku pracując dla Aircel Comics, a w 1989 przeniósł się do Marvel Comics.
Założył własną firmę wydawniczą Full Bleed Studios. Jest autorem równie poczytnej serii "Pitt".
5,7/10średnia ocena książek autora
299 przeczytało książki autora
106 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Heroes Reborn. Odrodzenie bohaterów. Najpotężniejsi obrońcy Ameryki
Ed McGuinness, Dale Keown
6,0 z 9 ocen
13 czytelników 4 opinie
2024
Superman Vol 2 #170
Jeph Loeb, Dale Keown
Cykl: Superman Vol 2 (tom 170)
0,0 z ocen
1 czytelnik 0 opinii
2001
Mega Marvel #06: The Incredible Hulk
Peter David, Dale Keown
Cykl: Mega Marvel (tom 6)
6,2 z 52 ocen
83 czytelników 6 opinii
1995
Najnowsze opinie o książkach autora
Heroes Reborn. Odrodzenie bohaterów. Najpotężniejsi obrońcy Ameryki Ed McGuinness
6,0
HEROES REBORN – THE REBORN, THE RETURN, THE RERUN… Najżałośniejsi obrońcy Ameryki
Aaron. No i wszystko jasne. Ten gość, jak zawsze wziął stary pomysł, trochę go pozmieniał i spróbował wcisnąć nam, jako coś nowego. No i nie wyszło, jak nie wychodzą mu "Avengersi" (serię już sobie odpuściłem, bo rzygam tym, co tam wyprawia Aaron),które też są kopiami fabuł innych scenarzystów. Nie powiem, całkiem szybko się to czyta, ale wtórność i typowa dla scenarzysty maniera sprawiają, że jeszcze bardziej chce się odpuścić jego kolejne projekty. Bo nie ma się co oszukiwać, ani grama w tym oryginalności, ani nic ciekawego znaleźć się nie da, za to nudy sporo i zwyczajnej, fabularnej żenady, podlanej przesytem i przeładowaniem. Ot jakbym czytał kiepski fanfik dzieciaka, który łyknął kilka komiksów i uparł się, że musi do nich wszystkich nawiązać. W skrócie: najsłabszy event od Marvela wydany po polsku. I przy okazji po prostu słaby komiks superhero, gorszy od większości podobnych, choć przecież i one nie trzymają wysokiego poziomu.
Fabuła jest prosta. Świat się zmienił, nie ma bogów, nie ma Avengersów, zniknęły nawet wampiry, a nikt nie pamięta, że kiedyś istnieli i jak wyglądał świat jeszcze niedawno. No prawie nikt, bo Blade jako jedyny zdaje sobie sprawę z tego, jak być powinno, ale nikt nie będzie go przecież słuchał. Co prawda Dzienny Marek stara się odświeżyć pamięć tym i owym, pozyskać sojuszników, ale póki co na próżno. Zresztą po co temu światu Avangers, skoro Szwadron całkiem dobrze sobie radzi? Przynajmniej jak na obecne wymogi. Ważniejszy problem jest jednak taki, co właściwie się stało, kto odpowiada za taki stan rzeczy i w jakim celu to zrobił? A co będzie, kiedy prawda wyjdzie na jaw?
https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2024/08/heroes-reborn-odrodzenie-bohaterow.html
Mega Marvel #06: The Incredible Hulk Peter David
6,2
Komiks inaczej określany jako zebrane w formie kilku czy kilkunastu stron na planszach papieru tradycyjnego, czy też elektronicznego, narracje graficzne, czy mówiąc dodatkowo: sekwencyjne historie obrazkowe naniesione kadr po kadrze, od początku do końca ram treści tytułu, dające uporządkowaną chronologicznie, konsekwentną i płynną opowieść, to jedno z najpopularniejszych mediów współczesnej rozrywki; teoretycznie jedna z najnowszych, najbardziej wpływ na młode pokolenia popkulturowych wyjadaczy, form doświadczania wytworów ludzkiej kultury, która od stosunkowo niedawna góra 30, 40 lat jest traktowana na poważnie, na równi z powieściami i filmami tradycyjnymi czy literaturą piękną.
Nie bez powodu, istnieją spektakle tudzież festiwale, będące jednymi z najważniejszych i największych wydarzeń kulturalnych na świecie, gromadzące w przeciągu swojego kilkudniowego przebiegu kilkaset tysięcy entuzjastów. Nazywają się zwięźle i sympatycznie: "Comic-Con". Co istotne, tego rodzaju święto dla istoty kultury masowej jest o tyle istotne, że sama idea jego powstania, również tego, co ma oznaczać dla tłumów fanów przybywających na takowy zlot, oraz co ma wnosić dla ogółu kultury człowieka oprócz samych wydatków ponoszonych przez organizatorów – wszystko to wyszło, nie inaczej, jak tylko wprost ze złożonego świata komiksu. Największym z takowych konwentów tudzież festiwali jest ten odbywający się rok w rok od 50 lat, w lipcu w kalifornijskim San Diego. "San Diego Comic-Con" przyciąga tysiące fascynatów całej feerii popkulturowych wytworów i zdobyczy Cywilizacji, w tym najbardziej miłośników komiksu, filmu i fantastyki, i to z całego świata.
Czyż nie jest tak, że komiks z racji tego, jak bardzo wpływa na miłośników fantastycznych światów i postaci, na entuzjastów fikcyjnych zapierających dech w piersiach, rozgrywających się w mitycznych wymiarach i rzeczywistościach wydarzeń, także na fanów wszelakich fantastycznych osobliwości, dzięki którym człowiek może odnaleźć siebie, znaleźć liczne inspiracje, która pomogą mu przeciwstawić się trudom ,,świata doczesnego”, powinien być uznawany na stałe, jako jeden z najważniejszych nośników współczesnej kultury? Czy z multigatunkowej popkulturowej mamałygi narracje obrazkowe, które obecnie mogą opowiadać wszystko: od dramatów, przez przygnębiające, smętne obyczaje, aż po klasyczne superbohaterskie opowieści, nie jawią się niczym jak wcześniej niedoceniany byt, a teraz, z biegiem czasu, stający się czymś jak kwiat o niewypowiedzianym pięknie? Czy komiks kiedykolwiek zdoła zastąpić również dwuwymiarową, lecz tylko ,,literowaną” najczęściej na standardowym białym papierze, ot zwykłą powieść? Może i jest to mocno konfliktowe stwierdzenie, ot fanowskie gdybanie, ale sądzę, że samo istnienie w środowisku komiksowym specjalnych wydarzeń, jak Comic-Cony właśnie, które wynoszą na swego rodzaju piedestał tę ważną odmianę wśród mediów ,,masówki”, do których zaliczają się coroczne uroczystości przyznawania bardzo istotnych i wartościowych nagród i oznaczeń w tej branży: Nagrody Eisnera, Nagrody Harveya, Nagrody z okazji Festiwalu Komiksu w Angoulême, świadczy o bardzo silnym zakotwiczeniu się komiksu - na różnych płaszczyznach jego rozumienia, wszystkich aspektach wynikających z tego czym komiks jest – nie tylko w samej kulturze Cywilizacji, ale w jądrze globalnej, intuicyjnej świadomości kulturowej ludzkości, istniejącej odtąd, odkąd człowiek zaczął po prostu tworzyć.
Ukazywanie tego rodzaju, jak powyżej, swej własnej wyrobionej doświadczeniem fana popkultury opinii, w odniesieniu do absolutu jestestwa narracji obrazkowych na tkance popkulturowej populacji, wtedy gdy ma się sposobność nanosić swoje recenzenckie wypociny na kartkę papieru na temat wybranego przez siebie komiksu, jest potrzebne i istotne, jeśli jest się entuzjastą graficznych opowieści ceniącym je nad życie, zostawiającym odpowiednie dla nich w własnym sercu, umyśle i duszy miejsce. Okazję do pisania tak a nie inaczej o komiksie, ,,nabyłem”, gdy natrafiłem ostatnio na świetny, rozmyślnie napisany, zrealizowany i zmontowany serial dokumentalny z nutką dziennikarskiego reportażu, przedstawiający różne aspekty wpływu rzeczywistości wykreowanej przez narracje graficzne – w tym przypadku narracje Uniwersum Marvela – na cały tabun twórców popkultury oraz zwykłych fanów, tych bardziej zagorzałych i tych pozytywnie na jej punkcie zbzikowanych, stanowiących jej wyznawców. Każdy z ośmiu odcinków "Marvel’s 616" potrafił wywrzeć na mnie wręcz niebagatelne wrażenie. Nie spoilerując dokładnie tego, co i jak, również w jakim jakościowo stylu produkcja ta opowiada, a robi to w sposób, którego nie można geekowsko nie docenić, dodam tylko, co samo w sobie jest wyjątkowe, że każdy z 8 odcinków tej antologii został wyreżyserowany i narracyjnie poprowadzony przez innego twórcę filmowego. Przedstawiono tym samym widzom pojęcia z zakresu komiksu, ważne momenty w historii kultury popularnej i fandomu, oraz wiele różnych rzeczy tudzież zjawisk dotyczących ,,domu pomysłów” Stana Lee. Finalnie to właśnie ten dokument wyprodukowany przez Disney’a, emitowany pod koniec 2020 roku na platformie streamingowej "Disney +", dający nieco skrócony, ujęty w większości aspektów jego działalności obraz o wydawnictwie "Marvel Comics", którego to zasięg wpływu na popkulturę można podsumować następująco: ,,Marvel był, jest i będzie wszędzie, zawsze, i we wszystkim", natchnął mnie do tak wyjątkowego i szerokiego rozpisywania się o komiksie. Ów małoekranowy produkt globalnej disnejowskiej familii, również zachęcił mnie do zakupu, na jednym z antykwariatów internetowych, pewnego wydania komiksowego od Marvela właśnie, potem głębokiego wczytania się w jego treść i w końcu – czego jesteście świadkami - jego pokrótce zrecenzowania i omówienia.
Na ostatni przeczytany w roku kalendarzowym 2020 komiksowy tytuł, stricte wprost z podstawy nurtu amerykańskiego komiksu superbohaterskiego, złożyła się narracja graficzna wydana w Polsce w latach 90-tych XX wieku na łamach serii "Mega Marvel", którą to prowadził niezrównany i niedościgniony wówczas dla braci komiksowej w naszym kraju "TM-Semic". Miałem przyjemność – a było to ze strony emocjonalnej intensywne, nostalgiczne, pełne ciepłego sentymentu i zadumy doznanie – przeczytać, ba, wręcz wczytać się, niczym za starych dobrych lat, w dość osobliwie połączoną różnymi historiami narrację "The Incredible Hulk". Scenariusz tej opowieści, smaganej nienagannym, lecz nieco zbyt pompatycznym i heroicznym rysunkiem, za to pełnym atletyzmu, sterydów, napiętych żył i mięśni, kontrastującą z tym chudością i zwykłością wyglądu niektórych ludzkich postaci, napisał Peter David. Owoce wyobraźni tego artysty, jakim jest część graficzna tego komiksu, wyszły spod ręki Dale’a Keowna, Marka Farmera, a były to nieco inne ,,owoce” od tych współczesnych bardzo zróżnicowanych stylów samego rysunku, tuszowania, kolorowania - realizowanych w komiksach XXI wieku. Fabuła hulkowego "Mega Marvela", może wydawać się zbyt skompresowana w tak krótkim i dynamicznym w akcji komiksie. Jak zanosi nam polski wydawca na tylnej okładce historii widnieje gwarantujący o jakości całości zawartej tu komiksowej akcji, napis: ,,132 olbrzymie strony”. Tak, to były jak na ,,zieleniaka” i flagowe postacie z marvelowskich realiów narracji graficznych przystało, konkretne, z werwą i mocnym hulkowym tąpnięciem, strony opowieści. Można wylewać swe fanowskie żale jedynie do budowy tego zbiorczego wydania. Niech was nie myli jego tytuł; "The Incredible Hulk" nie mówi nam wprost, że ponad 100 stron, które trzymacie w rękach, drukowane na archaicznym papierze, na którym z perspektywy upływu czasu wszystko zdaje się być matowe, szorstkie, pożółkłe, tracące tą namacalną fizyczną wartość dla samego odbioru komiksu, przedstawi nam spójną, przystępną fabularnie, dobrze rozpisaną opowieść z zielonym olbrzymem w roli głównej. I tu się robi ciekawie, ów numer Mega Marvela podzielony jest na 3 główne mini-komiksy, a ostatnią historię również można podzielić - razem otrzymujemy coś na miarę łączenia ze sobą zeszytów z danego cyklu. Spoiwem ich treści jest nie tylko Hulk, ale przede wszystkim "Pantheon", potężna Organizacja stojąca na straży prawa i porządku, rozumiejąca ideę prawa i związanych z tym wartości w nieco ,,inny” sposób.
W pierwszym mini-komiksie niniejszej serii "TM-Semic" Hulk stawia czoła chaosowi politycznemu i apodyktycznemu władcy niezależnego państwa Trans-sabalu, który ten chaos wywołał i częściowo zaognił. Choć to historia nie do końca jasna, istotne jest to, że scenarzyści wprowadzili tu dużą intensywność akcji, gdzie Pantheon i Hulk szli jak równy z równym w kwestii zajęcia czasu komiksowego tu przedstawionego. To tak w skrócie skrótów, gdyż druga narracja to już jazda na sterydach – a tego po komiksie z lat 90-tych zrealizowanego w tak dobry, właściwy sposób, z szatą graficzną, która, gdyby nie brać pod uwagę faktu, że ma ona prawie 30 lat na karku, potrafiła przyszpilić czytającego do ściany, się po prostu nie spodziewałem. Punisher, ,,zieleniak” jako gangster z lat 30-tych XX wieku - Fixit, częściowo Pantheon (nieco epizodycznie),a nawet Otto Octavius, to wszystko tu uwydatniono niczym w stylu soczystego akcyjniaka, w którym pierwszoplanowe role przypadły zielonemu olbrzymowi na równi z Punisherem. Najciężej zrozumieć jest ostatnią historię, którą scenarzyści związali wątkowo z rozwiązanym na początku lat 90-tych Związkiem Radzieckim. Graficznie, w perspektywie wszystkich elementów tworzących od strony linii rysunku ten komiks, uwzględniając w tym położenie kadrów i ich wielkość, rozmieszczenie plansz etc., historia ta ponownie, jak poprzednie, zaprezentowała się dość dobrze, tak, że nie odczuwało się przy jej lekturze tzw. ,,zęba czasu” odciśniętego na papierze komiksu, co widać chociażby w grafice. Sęk w tym, że wtłoczenie w fabułę tej pokręconej mini-opowieści motywu radzieckiego szpiega, Igora Drenkova, który w dziwny, nieznany jemu samemu sposób utknął - w tym opowiadaniu - w sprzężeniu czasowym, przeżywając non-stop to jak spowodował, że Bruce Banner narodził się jako Hulk, nie do końca było potrzebne. Bo jak się to ma do głównego marvelowskiego kanonu ikony jaką jest Hulka? Nie spoilerując dodam, iż całość wydarzeń tego mini-komiksu wyjaśnia się w zbyt cukierkowych okolicznościach, na dodatek kończąc się otwartą kartą: można było pociągnąć to dalej.
Czy ,,132 olbrzymie strony” spełnią wymagania każdego czytelnika narracji graficznych Marvela? Na tych opowieściach nie zawiodą się, ba, wręcz zyskają, bo naprawdę nic tu nie zawadza, jedynie starsi czytelnicy, pamiętający (i ich doświadczający) komiksy z lat 90-tych. Współczesny nastolatek, i wszyscy ci urodzeni po 2000 roku mogliby, sądzę, nie zrozumieć dlaczego barwa, odcień, duża ilość tuszu na rysunkach tego i temu podobnych z tej ery, komiksu, cienki kontur postaci tu naniesionych, kolor dziwnie urozmaicony, ale za to pastelowy i starty, wyblakły na grafikach; dlaczego fabuła jest często ,,jednokierunkowa”, prostolinijna i przewidywalna; dlaczego wszystko to wygląda tak a nie inaczej? Czemu nie jest tak ,,idealnie”, jak w dopieszczanych w postprodukcji cyfrowej współczesnych komiksach Marvela, DC i innych wydawnictw? Na to pytanie ostatecznie nie da się odpowiedzieć. Cóż trzeba być otwartym na nostalgię geekiem, mieć sentyment do pasji, która ukształtowała pokolenie lat 90-tych, a to współcześnie wielu ludziom jest trudno zrozumieć.