Najnowsze artykuły
- ArtykułyEdukacja jako klucz do wolności. „Dziewczyna o mocnym głosie” Abi DaréAnna Sierant1
- ArtykułyPrzeczytaj fragment książki „Drużyna A (A)” Tomasza Kwaśniewskiego i Jacka WasilewskiegoLubimyCzytać2
- ArtykułyTrzeci tom serii o Medei Steinbart już dostępny w Storytel. Wywiad z autorką, Magdaleną KnedlerLubimyCzytać1
- ArtykułyZ Memphis na Manhattan – „Wymiana” Johna GrishamaBartek Czartoryski1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Arturo Azuela
2
7,5/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzony: 30.06.1938Zmarły: 07.06.2012
Arturo Azuela Arriaga - meksykański pisarz, historyk i wykładowca akademicki.
Absolwent Universidad Nacional Autónoma de México - UNAM (matematyka).
Specjalista z zakresu historii kultury meksykańskiej.
Prowadził kursy i seminaria na wielu uczelniach meksykańskich, a także w USA, Chile, Francji, Kolumbii, Wenezueli i Wielkiej Brytanii.
Kierownik Katedry Filozofii na Universidad Nacional Autónoma de México.
Autor książek, zarówno tematycznych (historia Meksyku) jak i powieści.
W 1974 roku, za powieść "El tamaño del infierno" otrzymał Nagrodę im. Xaviera Villaurrutii. 3 lata później książka ta została przetłumaczona na język polski.
Wybrane dzieła autora: "El tamaño del infierno" (1973, polskie wydanie: "Na miarę piekieł", Wydawnictwo Literackie, 1977),"La casa de las mil vírgenes" (1983),"Estuche para dos violines" (1994),"Extavíos y maravillas" (2003),"Desde Xaulín. Historia de la ruta de Goya" (2009).http://
Absolwent Universidad Nacional Autónoma de México - UNAM (matematyka).
Specjalista z zakresu historii kultury meksykańskiej.
Prowadził kursy i seminaria na wielu uczelniach meksykańskich, a także w USA, Chile, Francji, Kolumbii, Wenezueli i Wielkiej Brytanii.
Kierownik Katedry Filozofii na Universidad Nacional Autónoma de México.
Autor książek, zarówno tematycznych (historia Meksyku) jak i powieści.
W 1974 roku, za powieść "El tamaño del infierno" otrzymał Nagrodę im. Xaviera Villaurrutii. 3 lata później książka ta została przetłumaczona na język polski.
Wybrane dzieła autora: "El tamaño del infierno" (1973, polskie wydanie: "Na miarę piekieł", Wydawnictwo Literackie, 1977),"La casa de las mil vírgenes" (1983),"Estuche para dos violines" (1994),"Extavíos y maravillas" (2003),"Desde Xaulín. Historia de la ruta de Goya" (2009).http://
7,5/10średnia ocena książek autora
15 przeczytało książki autora
31 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
José Salomé z Rosedalu Arturo Azuela
7,0
Konia z rzędem temu, kto usłyszałby w Polsce o Arturo Azueli (1938-2012),meksykańskim pisarzu „średniego pokolenia”, gdyby nie seria literatury iberoamerykańskiej. Ze względów ekonomicznych żaden współczesny wydawca pewnie nigdy nie zdecydowałby się na przetłumaczenie nawet ułamka jego twórczości, ale w dawno minionej epoce tłumaczono nieraz rzeczy całkowicie niszowe, które teraz tylko czekają na odkrycie. Jasne, „Jose Salome z Rosedalu” może nie należy do arcydzieł światowej literatury, a i na latynoamerykańskim „podwórku” daleko mu do literackiej czołówki, ale to całkiem ciekawie napisana powieść z mocno cierpkim i nostalgicznym przekazem. W końcu jej autorem jest Meksykanin, a to zobowiązuje.
Zatem na wstępie trzeba powiedzieć otwarcie: początek powieści jest dość przeciętny. Klasyczna akcja w zasadzie tutaj nie występuje, a bardziej mamy do czynienia z przeplatanką opisów aktualnych scen oraz szeregu wspomnień z przeszłości. Sprzyja temu zastosowana narracja, w której współwystępuje relacja trzecioosobowa z autorefleksją dwójki męskich bohaterów - Leodegario i Jose Salome. Również czas akcji powieści nie jest w zasadzie jasno określony, aczkolwiek na podstawie pewnych wzmianek w tekście można lokować wydarzenia opisane w książce między rewolucją meksykańską a czasami tuż po II wojnie światowej. Na pewno jest to wiek XX. Rozpiętość jest tutaj zatem dość znaczna, a brak chronologicznego uporządkowania sprzyja zjawisku „rozmycia” pojęcia czasu. Ten zabieg literacki dodaje książce ciekawej głębi, choć początkowo ciężko się wciągnąć w tak skonstruowaną powieść.
Pisarz podzielił swój utwór na dwa rozdziały. Podział ten ma kluczowe znaczenie dla ogólnego przesłania dzieła. W części pierwszej Azuela ukazuje nam obraz wiejskiej osady, której mieszkańcy zajmują się głównie wyrębem okolicznych lasów. To opis współżycia i jednocześnie walki ludzi z dziką naturą. Pisarz ukazuje twardą egzystencję społeczności wiejskiej, odizolowanej od świata i żyjącej według własnych zasad tuż na progu nowoczesności. W historii Rosedalu nie mogło oczywiście zabraknąć echa rewolucji meksykańskiej, tego wielkiego czasu zamętu i przemocy, który nie oszczędził również wiejskich zakątków Meksyku. Zdaje się, że to właśnie rewolucja zapoczątkowała powolną przemianę Rosedalu („tak to po raz pierwszy w dziejach Rosedalu zapoczątkowany został pobór”). Niepisanym przywódcą tej wiejskiej społeczności jest stary Leodegario, który na łożu śmierci wspomina własną przeszłość. Choroba starego drwala zbiega się z budową drogi, która połączy Rosedal z resztą kraju.
Tutaj też zaczyna się rozdział drugi, w którym pisarz odmalowuje proces powolnego wchłaniania Rosedalu do dynamicznie rozrastającego się miasta. Nagle wiejska społeczność zostaje poddana prawom państwowym oraz zdobyczom cywilizacji. Prowadzi to do całkowitej przemiany sposobu egzystencji ludzi. Jose Salome nie może już żyć ze swojej pracy w lesie, gdyż ten przestał być własnością wspólnoty, a stał się czyjś. Musi odłożyć siekierę i wkroczyć w miejski świat pracy najemnej. Końcowe karty powieści to bardzo mocno odmalowany proces obumierania dawnego Rosedalu, który przekształcił się w jedną z wielu dzielnic gigantycznej metropolii (miasto, niczym rozrastający się nowotwór, pochłania okoliczne osady). Dawni mieszkańcy, którzy nie przystosowali się do nowych warunków życia, nie są tutaj potrzebni. O wszystkim decyduje wyalienowana władza, która w akcie ostatecznego uporządkowania dzielnicy wydaje dekret o przymusowym usunięciu baraków i wegetujących w nich biedaków. Kontrast między pierwszy a drugim rozdziałem ma zatem za zadanie uderzyć we wrażliwość czytelnika zapisem bezpowrotnego przemijania wiejskiego Rosedalu, który przestał być potrzebny. I tylko stary wiąz, oraz wiekowa Józefina, która w powieści pełni funkcję świadka dziejów, trwają nawet po tym, jak ostatni mieszkaniec dawnego Rosedalu opuści swój dom.
Pora na kilka słów o tytułowym bohaterze. Jose Salome uchodzi za syna Leodegario, choć nie jest to do końca potwierdzone, i, tak jak on, zajmuje się początkowo wyrębem lasu. Stary drwal był bohaterem pierwszego rozdziału powieści, który kończy się wraz z jego odejściem. Jak już wspomniałem, łączy się to z budową nowej drogi do osady. Pisarz, zestawiając te dwa wydarzenia, stawia wyraźną granicę między tym, co było przed, i tym, co będzie potem. Wiejski, nieco senny charakter pierwszego rozdziału ma zatem wyraźnie kontrastować z rozdziałem drugim. Ale wróćmy do postaci Jose Salome. Jego przemyślenia są oczywiście obecne i w części pierwszej, ale dopiero rozdział drugi przybliża czytelnikowi jego fundamentalną rolę w powieści. Jose opowiada w nim czytelnikowi swoje życie po tym, jak Rosedal stało się częścią miasta. To zapis egzystencji prostego człowieka, wydartego z lasu, naturalnego dla niego środowiska, i wtłoczonego w miejską rzeczywistość. Ale Jose nie narzeka, nie traktuje tego jako krzywdy, ale raczej jako coś, do czego trzeba było po prostu przywyknąć. Ta prosta, typowo chłopska akceptacja swojego losu daje mu siłę do dalszego życia. Bohater w pewnym momencie przyznaje, że nie żyło mu się źle w „nowym” Rosedalu. Ale miasto w swojej masowości jest bezlitosne i nieczułe. W mieście człowiek jest o tyle przydatny, o ile może sam siebie utrzymać. Końcówka opowieści o Jose Salome ukazuje tę prawdę z całą brutalnością. I tutaj przychodzi śmierć po człowieka, zupełnie jak pod koniec rozdziału pierwszego. Porażająca jest natomiast różnica między nimi, ukazując alienację jednostki w miejskiej społeczności. Śmierć Jose jest zatem ostatecznym zamknięciem dziejów dawnego Rosedalu, przecięciem ostatnich nici z przeszłością tego miejsca. Stara Józefina, co do której fizyczności możemy mieć duże wątpliwości (pisarz wielokrotnie podkreśla, że była tutaj od zawsze, a starość zdaje się ją omijać),przywiera do starego drzewa, niejako zamykając cykl życia. Rosedal przeminęło. „Oprócz wiązu jeszcze tylko kościół jest świadkiem wszystkiego, co się tu działo, tylu drobnych zdarzeń, które pokrył już pył zapomnienia, i tylu istnień obróconych w proch aż do końca swych dni” - to jedno zdanie doskonale oddaje klimat książki.
Tak oto prezentuje się zawartość tej krótkiej powieści. Meksykański pisarz tworzy tutaj coś na kształt rozległego pejzażu wiejskiego nie tylko rozciągniętego w literackiej rzeczywistości, ale także w czasie. Wspomnienia i retrospekcje dwójki bohaterów nadają prozie Azueli bardziej osobistego charakteru. Dzięki temu czytelnik reaguje mocniej, niż gdyby to samo zostało opisane w ramach typowej narracji. Nawiązując bezpośrednie więź z Leodegario i Jose lepiej odczuwamy atmosferę postępującej i nieodwracalnej przemiany świata wykreowanego w powieści. Nowoczesność jest tutaj ukazana jako bezwzględna siła wdzierająca się z całą swoją brutalnością w życie prostego człowieka, czego symbolem staje się asfaltowa droga. Mieszkańcy Rosedal nie wiedzieli, kto wyznaczył jej przebieg i po co, i zapewne nie przeczuwali, jakie zmiany za sobą przyniesie. Może jeden Leodegario wiedział, czuł to u kresu swojego życia, że oto coś się właśnie zaczyna, ale było to już poza nim. Dlatego właśnie tytułowym bohaterem jest nie on, ale Jose Salome, który połączył w swoim życiu przeszłość z przyszłością wioski.
Tak jak napisałem na wstępie, początek powieści nie robi wielkiego wrażenia. Pisarz nie narzuca szaleńczego tempa, nie tka żadnej intrygi, lecz zamiast tego skupia się na kreacji obrazu. To rzecz z punktu widzenia dzisiejszej literatury niszowa, zmuszająca czytelnika do poszukiwania zasadniczego przesłania utworu, którego na pierwszy rzut oka nie widać. Nic tutaj nie jest podane na tacy. Ale prawdziwy urok tej powieści odkrywamy dopiero po jej zakończeniu, czyli po ukazaniu późniejszych losów tytułowego bohatera. Ostatnie strony zmieniają diametralnie wymowę powieści. Ten zapis literackiego żywota jednostki typowej („everyman”) dla wiejskich osad, jak Meksyk długi i szeroki, zawiera w sobie potężny nostalgiczny ładunek emocjonalny. I właśnie ta surowość przesłania „Jose Salome z Rosedalu” w pełni oddaje urok meksykańskiej literatury.
Na miarę piekieł Arturo Azuela
8,0
A zatem Arturo Azuela po raz drugi. I wszystko wskazuje na to, że ostatni, gdyż w ramach serii Prozy Iberoamerykańskiej na język polski przetłumaczono tylko dwie jego powieści. Pierwszą, czyli „Jose Salome z Rosedalu”, przeczytałem jakiś czas temu, natomiast teraz sięgnąłem po znacznie ambitniejszą „Na miarę piekieł”, w której mamy do czynienia z niebywale szerokim freskiem meksykańskiego społeczeństwa na tle rewolucji rozpoczętej w 1910 roku. Warto zaznaczyć, że książka ta nie jest powieścią o przebiegu samej rewolucji, ale raczej o jej daleko idących konsekwencjach. Echa rewolucyjnych wydarzeń są bowiem porozrzucane na stronach tej powieści i dla samych Meksykanów zapewne nie są trudne do odczytania - wszak dotyczą ich samych. Gorzej dla czytelnika polskiego, który o historii tego kraju w XX stuleci wie niewiele lub nawet nic. Na szczęście polski wydawca na końcu książki zamieścił krótki rys historyczny.
Bohaterem zbiorowym powieści jest wielopokoleniowa meksykańska rodzina. Pisarz cofa się aż do przełomu XIX i XX wieku, aby ukazać korzenie rodu, a w szczególności wujka Jesusa. To kluczowa postać w narracji Azueli. Młody buntownik jest reprezentantem archaicznego Meksyku, w którym grasowali liczni bandyci i rzezimieszki spod ciemnej gwiazdy, wykorzystując słabość aparatu państwa oraz wszechobecną korupcję. Właśnie takie życie poza prawem wybrał Jesus, czego efektem było wykluczenie go z rodziny, a następnie ucieczka na Kubę, gdzie przepadł jak kamień w wodę. Dla reszty rodziny stał się potem postacią legendarną, rodzinnymi mitem i tematem niekończących się opowieści. Do czasu aż kilkadziesiąt lat później jego krewniacy otrzymują telegram z zapowiedzią jego powrotu w rodzinne strony, co wywołuje konsternację, ale i złudne nadzieje na osobiste korzyści. Tak wygląda krótki zarys fabuły.
Pisarz dzieli zatem uwagę między Jesusa i resztę jego rodziny, tj. potomków jego brata. Tutaj jest dość ciekawa historia, gdyż pod tą postacią meksykański pisarz przemycił pewne wątki autobiograficzne z życia własnego dziadka, który również był sławnym meksykańskim pisarzem. Sławniejszym od wnuka. Mariano Azuela, bo o nim mowa, był autorem głośnej powieści dotyczącej właśnie rewolucji meksykańskiej - „Los de Abajo”, w Polsce wydanej pod tytułem „Gniew” (do przeczytania). Powieściowy brat Jesusa (pisarz nie zdradza jego imienia) dzieli zatem autentyczne losy dziadka autora, a więc dołącza do rewolucji jako lekarz w oddziałach Pancho Villi, następnie ucieka do Stanów Zjednoczonych, by potem powrócić do kraju i kontynuować karierę lekarską połączoną z pisarstwem. Arturo Azuela nawiązuje do wspomnianej powieści swojego dziadka w scenie, w której Jesus dostrzega ją na witrynie sklepowej księgarni w pewnym odległym kraju, do którego zawiódł go jego tułaczy żywot. To właśnie widok tej książki skłania bohatera do powrotu do Meksyku. Wydaje się zatem, że jest to wyraźne powiązanie tych dwóch powieści: pierwsza opisuje realia właściwej rewolucji, druga - rzeczywistość po jej zakończeniu.
Ale wróćmy do bohaterów. O ile Jesus jest bohaterem kluczowym i przez całą powieść traktowany jest indywidualnie, o tyle jego rodzina to, jak już wspomniałem, bohater zbiorowy. Wszyscy są potomstwem brata Jesusa, który w powieści miał dwanaścioro dzieci. Bratankowie i bratanice mieli z kolei własne potomstwo, co tworzy pokaźną liczbę postaci przewijających się na kartach powieści. To znaczące utrudnienie dla czytelnika, tym bardziej, że dla określenia dużej części z najmłodszego pokolenia pisarz posługuje się dziwnymi przydomkami (Rozrabiaka, Śliniak, Kołek, Kosteczka, Oślica itd.). Myślę jednak, że nie warto tworzyć na boczku drzewa genealogicznego - choć pewnie dałoby się takowe ładnie opracować - gdyż zasadniczo wszyscy oni są traktowani łącznie, jako nosiciele kultu legendarnego wujka i kolejne pokolenia wchodzące w życie w porewolucyjnej rzeczywistości, która pociągła za sobą diametralną przebudowę kraju.
Zdaje się, że właśnie po to był potrzebny Azueli ten tłum postaci pobocznych, tych krewniaków bliższych i dalszych, zięciów, szwagrów itp. Oto bowiem typowa meksykańska rodzina - liczna, wielopokoleniowa i, najczęściej, skonfliktowana. Zasadniczo rozdział drugi i trzeci to właśnie prezentacja nowego społeczeństwa, które narodziło się po rewolucji - bankierów i biznesmenów, polityków i artystów, a więc przedstawicieli nowych elit, które zastąpiły półfeudalnych ranczerów oraz bonzów meksykańskiej polityki z długotrwałej epoki prezydentury Porfirio Diaza. Rewolucja starła w pył wiele majątków i choć nie poprawiła losu wszystkich Meksykanów, z pewnością pchnęła ten kraj do przodu, łamiąc dla przykładu wszechwładzę kościoła katolickiego oraz ukracając anarchię. Oczywiście cena za to była - jak w przypadku każdej rewolucji - wysoka, a więc bratobójcze walki, zamęt, społeczna dezintegracja itp. Wszystko to ukazuje pisarz na przykładzie przemian zachodzących w rodzinie Jesusa. Wielka rodzina, dawniej podstawa funkcjonowania meksykańskiego społeczeństwa, rozpada się. Starsi popadają w alienację, dorośli zajęci są karierą, którą umożliwia nowa rzeczywistość, a dzieci kreują własny system wartości (Santiago). „Na miarę piekieł” drobiazgowo ukazuję tę przemianę, przerwaną tylko na chwilę przez telegram od człowieka ze zdawałoby się dalekiej już i pogrzebanej przeszłości.
Problem mnogości postaci w powieści Azueli może nie byłby aż tak palący, gdyby nie kwestia zastosowanej narracji. Otóż „Na miarę piekieł” posiada wielopoziomową i wielopodmiotową narrację retrospekcyjną. Już tłumaczę, o co chodzi w tym skomplikowanym określeniu. Po pierwsze - w powieści nie mamy jednego narratora. Przeciwnie, podobnie jak bohaterem zbiorowym jest meksykańska rodzina, tak samo narratorem zbiorowym są poszczególni jej członkowie. Nie wypowiadają się oni w uporządkowany sposób, więc w kolejnych rozdziałach mieszają się głosy starszych i młodszych przedstawicieli rodu. Pisarz umieszcza tu i ówdzie pewne podpowiedzi, które ułatwiają czytelnikowi zidentyfikowanie pokolenia, które aktualnie przemawia, choć nie zawsze da się precyzyjnie określić, która konkretna postać mówi. Jakby tego było mało, Azuela bawi się także czasem powieści, tj. poszczególne głosy nie zachowują ciągłości chronologicznej. Mamy zatem przeplatankę wydarzeń wcześniejszych i późniejszych, ale zawsze przeszłych, co zmusza czytelnika do wzmożonej uwagi. Tym samym lektura przybiera charakter zabawy w układanie opowiadanej historii z porozrzucanych i przemieszanych fragmentów, prezentowanych do tego z różnej perspektywy.
Powiem szczerze, że wyszło to nie najgorzej. Oczywiście tak skonstruowana powieść może odstraszać, w szczególności tych czytelników, którzy są zwolennikami liniowej i nieskomplikowanej fabuły, ale, wbrew pozorom, proza Azueli daleka jest od chaosu. Przeciwnie, to misternie przemyślana układanka, której odczytanie daje naprawdę sporo satysfakcji. Pomaga w tym wyraźny podział na trzy części, zatytułowane „Mojżesz”, „Justynian” i „Makiawel”. Są to imiona oswojonych puchaczy, które były maskotkami rodu, i być może jakieś dodatkowe przesłanie dla zrozumienia powieści. Również warsztatowo powieść stoi na niezwykle wysokim poziomie. Azuela sprawnie i z łatwością posługuje się słowem, tworząc nieraz bardzo piękne fragmenty, pełne porównań i bogatych opisów, szczególnie we fragmentach poświęconych Jesusowi. Zachodzi tutaj wyraźny kontrast stylów - bardziej potoczny i mówiony, przy relacjach poszczególnych członków rodziny, oraz mocno literacki, we fragmentach poświęconych losom legendarnego bohatera.
Na koniec jedna rzecz, która szczególnie mocno trafia do mnie w prozie Azueli - zarówno w „Jose Salome z Rosedalu”, jak i tutaj meksykański pisarz po mistrzowsku kreuje nostalgiczny nastrój nieodwracalnej przemiany rzeczywistości i przemijania pewnych norm oraz postaw społecznych. Końcowy opis opuszczonego i popadającego w ruinę rodzinnego domu w Olivo to niezwykle przejmujące podsumowanie pewnego ducha, unoszącego się nie tylko nad tą powieścią, ale chyba nad całą twórczością meksykańskiego pisarza (o ile można to ocenić na podstawie dwóch powieści). Czuję go i „kupuję” całym sobą.