Zieleń wszelka zginie Eduardo Mallea 7,3
ocenił(a) na 818 tyg. temu Każdy człowiek w okresie dojrzewania ma jakieś nadzieje związane ze swoim życiem - kim będziemy, co osiągniemy, kogo spotkamy na swojej drodze? Z czasem zaczynamy poznawać odpowiedzi na te pytania, ale co jeśli życie człowieka utyka gdzieś po drodze pośród nieprzekraczalnych przeszkód, krępujących konwenansów, sztywnych norm i narzuconych samemu sobie ograniczeń? O takiej właśnie sytuacji opowiada nam argentyński pisarz, Eduardo Mallea, w swojej gorzkiej powieści „Zieleń wszelka zginie”.
Bohaterką powieści jest Agata, córka marnego lekarza, który przybył do Argentyny z dalekiej Szwajcarii. Jej matka zmarła tuż po porodzie, więc dziewczynka wychowana została przez słabego i popadającego w infantylną religijność ojca. Dzieciństwo spędza w drewnianym domu w Ingeniro White, gdzieś na uboczu miasteczka Bahia Blanca, w którym zarówno ojciec, jak i córka zamykają się stopniowo we własnych smutkach i odrętwieniu. O ile ojciec ma pacjentów, którym nieudolnie stara się pomóc w ich chorobach, przy okazji topiąc smutek po stracie żony w alkoholu i cytowaniu fragmentów Biblii, o tyle córka coraz bardziej wpada w niezdrowy stan psychicznego rozdarcia między buzującymi nadziejami młodości a okrutną rutyną codzienności i lękiem przed jej przełamaniem. Dopiero pojawienie się Nicanora Cruza, który stara się o jej względy, zdaje się nieść upragniony przełom, choć początkowo Agata nie jest przychylna wycofanemu i burkliwemu adoratorowi. Jednak jego upór i wytrwałość z czasem zmiękcza jej stanowisko, co jest bardziej wynikiem zmęczenia jałowością własnej egzystencji u boku starzejącego się ojca niż jakiegoś głębszego uczucia do Nicanora. Efektem jest zatem ślub z rozsądku i wyjazd młodej pary do wiejskiego majątku męża.
Kolejne fragmenty części pierwszej to opis postępującego obumierania małżeństwa, w którym współmałżonkowie kryją się za fasadą własnych lęków i uprzedzeń. Mimo początkowych starań Agaty, nie udaje się jej dotrzeć do małomównego i upartego Nicanora, a kolejne nietrafione inwestycje i klęski żywiołowe sprawiają, że muszą sprzedać duże gospodarstwo i przeprowadzić się do leżącej na odludziu chaty w górach. Tym samym Agata nie tylko nie poprawia swojego położenia, ale wręcz je pogarsza, gdyż zmienia drewniany dom ojca w mieście na zapadłe i odizolowane domostwo na prowincji. Mallea drobiazgowo ukazuje tutaj pozory wspólnego życia (wspólne posiłki, rwące się rozmowy) w którym brak jest wzajemnych uczuć oraz zrozumienia. Obydwoje zdają się być zamknięci we wspólnym więzieniu, którego nie chcą jednak opuścić ze strachu przed tym, co nieznane. Nicanor (imię pochodzenia greckiego od słowa „zwycięzca”) nigdy nie przyzna się do porażki, a niepowodzenia, które ciągle go spotykają, wpędzają go w kompleks niższości w stosunku do pochodzącej z miasta małżonki. Stąd jego uparte trwanie na jałowej ziemi, wypalanej w lecie promieniami bezlitosnego słońca, a w zimie smaganej mroźnym wiatrem, gdzie wszelka zieleń ginie. Taka postawa męża sprawia, że namiastka uczyć Agaty do niego szybko zanika, a jej miejsce w sercu kobiety zajmuje bezwzględna obojętność i ucieczka w dobrze sobie znaną i bezpieczną samotność. W rezultacie małżeństwo okazuje się klęską i długoletnim wyrokiem. Bohaterka dusi się coraz bardziej, czego finałem jest dramatyczna końcówka pierwszej części powieści.
W części drugiej Agata wraca do Bahia Blanca, gdzie poznaje doktora Sotera (imię pochodzenia greckiego od słowa „zbawca”),dojrzałego mężczyznę, który jest całkowitym przeciwieństwem Nicanora. Wydaje się, że przy jego boku bohaterka spełni wreszcie pragnienia o znalezieniu prawdziwej miłości i sensu własnego życia. Ale - po upływie pierwszego zauroczenia - szybko okazuje się, że mężczyzna ten wcale nie jest „zbawcą”, choć tak się właśnie zachowuje. W głównej bohaterce narastają z dnia na dzień obawy o trwałość tego nowego związku, którego podstawy są bardzo kruche. „Samotność jest dobra, dopóki nie spróbujemy tego, co nią nie jest. Ale mistycy i zakochani jakże mają wrócić ze stanu łaski na ziemie pustynne i jałowe nie niosąc w sobie śmierci?” - oto właśnie z czym musi zmierzyć się Agata po nagłym wyjeździe Sotera. Bohaterka ponownie spada na dno, z którego nie da rady się już wydostać. Nie znajduje pomocnej dłoni w swoim otoczeniu, gdyż nie potrafi już zaufać. Bez pomocy jej delikatna psychika coraz bardziej odchyla się od równowagi. Żyjąc życiem pozbawionym celu, Agata wraca do miejsc z dzieciństwa, we wspomnieniach próbując znaleźć bezpieczny azyl dla niedających jej spokoju myśli i niezaspokojonych pragnień. Ale i tutaj, na schodach swojego dawnego domostwa, które tyle razy przeklinała jako własne więzienie, nie odnajdzie równowagi. Przeciwnie, powrót do Ingeniro White będzie ostatnim świadomym wyborem bohaterki.
Jak zatem widać, „Zieleń wszelka zginie” nie jest bynajmniej pogodną opowieścią z happy endem. Argentyński pisarz z niezwykłym wyczuciem prowadzi czytelników po meandrach osobowości Agaty Cruz, pokazując kolejne stopnie „osuwania się” głównej bohaterki w kierunki zgorzkniałej i pustej samotności. Jaki obraz bohaterki wyłania się z kart powieści? Ta atrakcyjna kobieta posiada gorące pragnienie i ambicję odmiany swojego losu, ale jednocześnie cechuje ją głęboka nieufność i wyniosłość w stosunku do otoczenia. Jej dzieciństwo w towarzystwie bezradnego i słabego ojca odciska piętno na jej charakterze, który staje się zamknięty i zimny. Bohaterka mówi o sobie - „Ja nie jestem wesoła”. I rzeczywiście - nie jest, ale jednocześnie Agata skrywa ogromną potrzebę miłości, której nie dane jest jej zaspokoić. Dla bohaterki jedynym ratunkiem przed losem, który ją ostatecznie spotkał, byłby prawdziwy przyjaciel, mąż, kochanek. Przeznaczenie na jej drodze stawia jednak dwóch mężczyzn, z których żaden nie okazuje się tym, kim powinien być, aby ocalić dziewczynę przed nią samą.
Celowo wskazałem na greckie pochodzenie głównych imion męskich postaci z powieści, gdyż wydaje mi się, że ich dobór był zamierzony. Historia Agaty Cruz ma w sobie bowiem coś z greckiej tragedii, w której losy człowieka są z góry zdeterminowane, a cokolwiek by on nie zrobił, aby uciec swojemu przeznaczeniu, to daremny trud, bo o wszystkim zadecydowały już nici plecione przez mityczne Mojry. Tak jest też w książce „Zieleń wszelka zginie”, w której tragiczna nić życia młodej kobiety zaczyna się w momencie jej narodzin w Ingeniro White, a jej powrót po latach do tego miejsca stanowi zamknięcie cyklu. Agata szarpie się, walczy sama z sobą i swoim otoczeniem, ale ponosi klęskę, a jej przyczyny tkwią głęboko w niej samej. Pisarz ukazuje tutaj, że korzenie totalnej samotności w rzeczywistości zawsze wyrastają z „serca” człowieka. I aby go uleczyć, właśnie tam trzeba zacząć.
„Zieleń wszelka zginie” to naprawdę porcja literatury na najwyższym światowym poziomie. Pióro argentyńskiego pisarza jest znakomite. Opis gospodarstwa z części pierwszej, w którym czuć wszechogarniającą bohaterów jałowość ziemi oraz spiekotę powietrza, podkreśla dobitnie poczcie beznadziejności i marazmu życia Agaty Cruz. Tak samo opis dynamicznie rozwijającego się miasta Bahia Blanca, w którym nie odnajduje ona nic z lat własnej młodości, potęguje poczucie jej zagubienia i pozwala wprowadzić doktora Sotero, jako jedynego oparcia dla bohaterki. Jego nagłe zniknięcia sprawia, że miasta niejako zwala się na bohaterkę cała mocą swojej bezosobowości, przytłaczając ją do reszty. W ogóle warto zwrócić uwagę na precyzję, z jaką Eduardo Mallea zrealizował zasadniczy cel opowiadanej historii - ukazanie człowieka i jego samotności. Brak tutaj rozmycia fabuły o wątki poboczne, gdyż w powieści mamy ledwie paru bohaterów pobocznych, a opisy przyrody i miejsc służą tylko i wyłącznie spotęgowaniu odczucia wyalienowania bohaterki i stanowią element wzmacniający literackie wrażenie. Wreszcie godne podziwu jest, jak pisarz, który był przecież mężczyzną, potrafił wiernie oddać meandry myślenia kobiety, z całych sił pragnącej miłości i zrozumienia. Efektem końcowym jest bardzo dobra książka o mocno pesymistycznym wydźwięku.