Życie i przygody Remusa Aleksander Majkowski 7,9
ocenił(a) na 75 lata temu Oto książka, która jest najlepszym przykładem na to, że Stanisław Jachowicz miał jednak rację ze swoim słynnym powiedzeniem „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. A przy tym książka dosyć niezwykła na polskim rynku, bo tłumaczona z kaszubskiego. „Żëcé i przigodë Remusa. Zvjercadło kaszubskji”, tak tytuł oryginału, znane były już przed wojną, na długo zanim w Polsce poznano dzieła autorów latynoamerykańskich, które rozpowszechniły nurt literacki, znany dzisiaj jako realizm magiczny.
Mimo to stało się jednak tak, że o wiele więcej polskich czytelników będzie umiało skojarzyć nazwiska i twórczość Julio Cortázara, Gabriela Garcii Márqueza czy Isabel Allende, niż powiedzieć cokolwiek o Aleksandrze Majkowskim. A szkoda, bo „Życie i przygody Remusa” na kilka uwag ze wszech miar zasługują.
Przede wszystkim jest to książka promieniująca wręcz umiłowaniem do swojej ojczyzny. W tym wypadku – do Kaszub. Do krajobrazów tej krainy, jej lasów, pól, jezior i morskiego brzegu. Ale przede wszystkim – do ludzi. Przez powieść przewija się cała plejada ciekawych charakterów. Tytułowego Remusa czytelnik poznaje jako nieco ułomnego parobka, żyjącego w niewielkiej i izolowanej osadzie. Chłopak to wrażliwy i od kołyski przeznaczony do spraw wielkich. Jednak w pierwszej części powieści nic na to jeszcze nie wskazuje a Remus sprawia wrażenie niepoprawnego marzyciela, dla którego kaszubska kraina pełna jest magicznych królewianek, zatopionych zamków ze skarbami, gadających drzew i śladów dawniej tutaj stąpających po ziemi stolemów. Bajkowy ten klimat wzbogaca Majkowski o armię dawnych rycerzy-duchów, czy też nieumarłego psa, który ożywa każdej nocy.
Z biegiem czasu wiejska sielanka kończy się bezpowrotnie, a Remus zmuszony jest szukać swego miejsca na ziemi poza osadą, w której dotychczas żył. Przyczyną jest zatarg z pruskim żandarmem, którego Remus, wychowany na biblijnych przypowieściach, postrzega jako Goliata – i stawia mu dzielnie czoła jako kaszubski Dawid.
Pojedynek ten jest zapowiedzią przyszłych mrocznych wydarzeń, które są głównym tematem opus magnum Majkowskiego: Kaszubi zdają się stopniowo znikać, zalewani falą niemieckiej emigracji i zagrożeni polityką germanizacyjną pruskiego króla. Przy tym autor nie unika krytycznego spojrzenia na swój własny lud, któremu zarzuca bierność i fatalizm w obliczu śmiertelnego zagrożenia dla kulturowego dziedzictwa. Szczególnie „obrywa się” pomorskiej szlachcie, skłonnej do sprzedania posiadanej ziemi obcym przybyszom bez względu na konsekwencje.
Jedynym wyjściem z tak dramatycznej sytuacji jawi się Majkowskiemu powrót do przeszłości. Do czasów, gdy pomorscy książęta byli lokalną potęgą polityczną a kaszubski lud kierował się prostymi zasadami, które najłatwiej opisać można hasłem: „Bóg i ojczyzna”. Lech Bądkowski, tłumacz „Remusa” na język polski, spostrzegł tę nierealną introwertyczność – ale zrozumieć jej, mimo całej sympatii dla Kaszubów, nie potrafił.
Jako Ślązak mam podejrzenie, że Majkowski zawarł w „Remusie” również swoje rozczarowanie obrotem spraw na Pomorzu w okresie międzywojennym. Powrót Kaszub do Polski, tęsknie wyczekiwany przez wiele lat, przyniósł tej krainie nie tylko wymarzoną wolność, ale i cały bagaż problemów, których ówczesna administracja nie potrafiła, może nawet nie chciała rozwiązać. Czy to zatem dziwne, że autor „postawił” w dziele swojego życia na wartości, które nigdy go nie zawiodły?
I tak jest Remus człowiekiem prostym, spokojnym a przede wszystkim bogobojnym. I to jego wiara, lub też jej brak, jest osią, po której porusza się narracja powieści. Narracja, która poprowadzi Remusa wielkimi zygzakami przez całe Kaszuby i rzuci go jako domokrążcę w sam środek odwiecznej walki Ormuzda z Arymanem. Walki, na którą zresztą, co bardzo symptomatyczne, decydująco wpłynąć nie zdoła.
Jeśli literatura polska ma „Chłopów” Reymonta, to kaszubska wspaniale kontruje za pomocą „Żëcé i przigodë Remusa”!