cytaty z książek autora "Grzegorz Gajek"
W ostatnim czasie korzystanie z jakichkolwiek mediów informacyjnych coraz bardziej przypominało mu nurkowanie w szambie. Wiadomości dławiły go jak brudna woda. Jakiś kretyn powiedział coś o innym kretynie, ktoś spał z kimś, pociąg się wykoleił, zaginęło dziecko, pijak potrącił staruszkę... Festiwal żądz, parada obmierzłości.
Nawet gdy świat zejdzie na kurwy, gdy przyjdą dni wilczej zamieci i wojny bogów, krew pozostanie krwią.
Ludzie często mówią i robią głupstwa, gdy w grę wchodzi życie ich dzieci.
Magia to wyłącznie wiara w to, że coś się może stać. To związek nie między rzeczami, a raczej między ich istotami.
A ze skurwysynami trzeba walczyć skurwysyńskimi metodami. Trzeba kryć się w cieniach. Nie zostawiać śladów.
(...) kobieta nie ma innego wyjścia niż kochać swoje dzieci, ale tę miłość ktoś jej po kawałku zawsze odbiera: mąż, mężczyźni, inne kobiety. Bóg.
Nie sposób otworzyć ust i nie skłamać.(...) Świat działa dzięki kłamstwom. Bo tak jest łatwiej. Bo bez tego się nie da. Pierwsze kłamstwo to twoje imię, drugie to twoje plemię. Potem przychodzą kolejne. Prawda powstaje dopiero wtedy, kiedy się umówimy, które kłamstwa przyjmujemy, a które postanawiamy odrzucić.
Dziwna to rzecz - imię. Kryje się w nim wróżba, życzenie, wreszcie cała osoba. Rodzimy się jednak jako Nikt, beczące jakeś, różowe koźlę. Potem zaś dają nam imię fałszywe, żeby zwieść boginki, mamuny, złą Dolę. I bogów. Zwłaszcza bogów. Bogom lepiej schodzić z oczy; uwierz, sprawdziłem.
Tak właśnie miała się skończyć nasza wielka ucieczka, nasza wyprawa na bogate Pomorze. Staliśmy się brańcami, bydłem, które można sprzedać za paciorki i skóry.
Po raz wtóry powtórzę ci jednak, abyś zapamiętał to sobie po wsze czasy: bogowie bywają przewrotni.
Bo oto zaczynał się dla mnie i dla Barnima czas pod wieloma względami najszczęśliwszy w życiu.
Bizarro jest wtedy, gdy ktoś napisze pierwszą głupotę, jaka mu przyjdzie do głowy, a ktoś inny to przeczyta i powie: "O, kurwa!".
Nie twarde serce chroniło go więc przed smutkiem, lecz przekonanie, że trzeba przyjmować wszystko, co da Dola, i nie tracić czasu na narzekania i żale.
Tylko czy nie jest aby tak, że takie mrowie dusz to ma każdy człowiek? - zapytała w myślach. Która więc czyni go odmieńcem?
A może odmieńcem wcale nie był? Czy którakolwiek z jego wielu dusz czyniła go innym od niej?
Jeśli chłop jaki spróbuje cię kiedyś nastraszyć, to bykiem go w nos albo brew. - tłumaczył jej, gdy miała pięć lat. - Człek głupieje, jak własną juchę zobaczy. Zwłaszcza jeśli nie był na wojnie.
Z pewnością znajdą się tacy, którzy będą twierdzić, że naopowiadałem bzdur. Całe szczęście, opowiadać bzdury jest przywilejem pisarza.
Kiedy opowiadają o wojennych przygodach, nie mówią tak naprawdę o sobie. Ten, który poszedł na wojnę, to nie ten sam, który wrócił. A przynajmniej ja w to wierzę. Kiedy człowiek zabija człowieka, coś się w nim zmienia. Za każdym razem. Na twoim miejscu, Bolesławie Mieszkowicu, nie spieszyłbym się zabić boga. Bo jeśli ci się to uda, możesz odkryć, że nie poznajesz sam siebie.
Jedyne, na co może liczyć zwykły śmiertelnik, to że jakaś jego cząstka przetrwa w plemieniu, pod postacią jego dzieci albo łupów, które zdobył, albo pieśni, które zapamiętał i przekazał dalej.
Jeśli ma dobre ciało znaczy, że o siebie dba. Jeśli o siebie dba będzie i dbała o ciebie.
Twarda to lekcja, ale twardą ręką zostałem wychowany. Przez ojca, pewnie, niech będzie, że przez ojca. Przez Trzebora z Rybnicy. Choć wszyscy wiedzieli, że matkę moją, Bognę, posiadł przed nim Popiel.
-Co im mówisz? -zapytał Guncelin, a gdy przyjaciel powtórzył mu swój plan po wschodniofrankońsku, błysnął w mroku zębami. Umrę na głupotę Bolka Mieszkowicza – stwierdził radośnie.
Po dłuższym czasie z nijakim zdziwieniem stwierdził, że coś mu ścieka do ust. Otarł twarz. Ale to coś słone płynęło dalej.
Nie odczuwał smutku ani żalu. Po prostu łzy ciekły mu z oczu i nic na to nie mógł poradzić".
Kiedy ktoś, kogo znamy, dopuszcza się czegoś potwornego, wymyślamy wilkołaki. Bo nie sposób uwierzyć, że w naszym znajomym, człowieku z krwi i kości, nie z bajęd, mogła taka druga dusza zamieszkać.
Będziecie się kochać. To ważne: wiedzieć, że ktoś gdzieś cię kocha. Bez tego trudno się żyje. Oczywiście mogą kochać cię dzieci... Tak, dzieci dają pocieszenie. Czasami. Nie zawsze. Nie każdej. Bo dzieci kochają inaczej. Ale to nieważne.
Malarz zasadniczo dąży do osiągnięcia dwóch rzeczy: przemiany i nieśmiertelności. Płótno przywołuje rzeczywistość, odmienia ją i uwiecznia. Kiedy spojrzeć na to z tej strony, łatwiej zrozumieć, jacy ludzie zostają malarzami. To trochę jak z księżmi. Cały kler to banda żałosnych sukinsynów; rogaczy i obżartuchów, tęskniących za maminą sukienką. Jednak przez lata wmawiają sobie, że są naczyniami Boga. Boga, którego nie ma, oczywiście. Gdy pewnego dnia to sobie uświadamiają, nie dochodzą wcale do wniosku, że są pustymi naczyniami. Dochodzą do wniosku, że to oni są bogami. Z malarzami jest podobnie.
Ten, który poszedł na wojnę, to nie ten sam, który wrócił.(...) Kiedy człowiek zabija człowieka, coś się w nim zmienia. Za każdym razem. Na twoim miejscu (...) nie spieszyłbym się zabijać boga. Bo jeśli ci się to uda, możesz odkryć, że nie poznajesz sam siebie.
Z niektórymi przyjaciółmi spędzamy dwa, może trzy miesiące życia, ale kiedy wspominamy ich po latach, wydają nam się równie bliscy co ci, których znamy od urodzenia.