Rupert Isaacson jest Brytyjczykiem mieszkającym wraz z rodziną w Teksasie. W przeszłości zawodowo ujeżdżał konie, założył organizację non profit Indigenous Land Rights Fund, która pomaga wysiedlanym i zagrożonym plemionom uzyskać prawo własności ziemi przodków. Jest także autorem „pełnej tajemnic, magii i dziwnych zbiegów okoliczności” książki „The Healing Land: A Kalahari Journey”. Jego artykuły i relacje z podróży pojawiały się na łamach „Daily Telegraph”, „Esquire”, „National Geographic”, „Independent on Sunday”, „Condé Nast Traveller”, „Daily Mail” oraz „The Field”.
Ta książka dała mi tak wielką wiarę w to, że miłość potrafi uzdrowić wszystko, przetrwać tak wiele, podjąć wszelkie próby w ratowaniu bliskiej osoby.
Wiarę w to, jak niekonwencjonalne metody, znane ludziom od wieków potrafią zdziałać cuda. Kontakt z naturą. Natura - w tym słowie kryje się sens, kolebka życia.
Trudny temat autyzmu, który rozświetlił mi obraz tego, jak czuje dziecko, które urodziło się z takim zaburzeniem. Jak wiele cierpliwości i wysiłku muszą podjąć rodzice, by przetrwać. Nie mówiąc już o szczęściu, harmonii. Jak często standardowe metody leczenia zawodzą, jak często bezradni i oszołomieni są lekarze, jak często nie widzą podstawowych oznak choroby.
Zabrakło mi tchu, by wypisać to, jak skrajne emocje targały mną podczas wsłuchiwania się w treść "Opowieści ojca". Genialne.
Do jej przeczytania zachęciła mnie moja ukochana pani Asia z osiedlowej biblioteki, ale głównie chęć zgłębienia wiedzy o chorobie, jaką jest autyzm. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z tym autorem. Jak się okazało, jego styl pisarski przypadł mi do gustu (to rzadkość, bo jestem wybredna!). Już pierwszy rzut okiem na okładkę wywołał u mnie wewnętrzną przyjemność, poczucie ciepła i bezpieczeństwa, bo niewątpliwie wszystko to oddaje treść...
Historia, z jaką mamy w niej do czynienia, dotyczy kilkuletniego chłopca, u którego zdiagnozowano autyzm. Jego ojciec, a tym samym autor powieści, zmęczony brakiem skuteczności najróżniejszych metod i technik terapii, postanawia zabrać syna do Mongolii - otoczenia dzikiej natury i szamanów - mając cichą nadzieję, że właśnie tam nastąpi uzdrowienie syna.
Na tych prawie czterystu stronach można znaleźć tyle emocji i autentyczności, że książka nie nudzi. Mnie urzekło to, jak wiele ojciec jest w stanie poświęcić, by jego dziecko było zdrowe, z jak wielu rzeczy zrezygnować, jak wiele wysiłku (fizycznego i psychicznego) można włożyć jeśli się kocha i desperacko czegoś pragnie.
Ta książka jest po prostu piękna i warta przeczytania! Polecam!