cytaty z książek autora "Karolina Otwinowska"
Mam wrażenie, że coraz więcej w życiu tracę. Panicznie już boję się samotności, bo to właśnie "pustka" najbardziej przyciąga chorobę.
Rozsunąć suwak, by
Zdjąć skafander ciała
Zapomnieć
Wejść w nowe życie
W zwiewnej sukience
Słowa, jakimi próbowano mnie naprawić, wcale nie pomagały. Podsycały jedynie pęd ku doskonałości.
Byłam chodzącą ambiwalencją. Jednym workiem sprzeczności. Psychicznym kameleonem. Kalejdoskopem uczuć.
To niesamowite, że ludzie mogą mieć taki wachlarz zaburzeń. Szkoda tylko, że żadna z jego barw nie przypomina kolorów tęczy.
Skoczyć z okna, rzucić się pod tramwaj, utopić w wannie... - jedno straszliwsze od drugiego! Że też śmierć musi tak boleć. Gdyby nie to, pewnie dawno bym się zabiła. Nie tylko do życia potrzebna jest odwaga, trzeba ją mieć również po to, by z nim skończyć.
Wielu znajomych przerasta moja choroba. Myślę, że mogłaby przerosnąć nawet Ciebie.
Świat bez liczenia kalorii jest co najmniej dziwny i nader skomplikowany. Gubię się w pustym chaosie.
Nie chcę znowu skręcić w zaułek chybionej przyjaźni. Chodzę po prostej niby ulicy, a i tak wciąż ryzykuję.
Ból i wspomnienia wystarczały, żeby infekować na wieki.
Pragnęłam kontaktu z bliskimi, mimo że był tak zaburzony. Potrzebowałam ich wsparcia i ciepła, nie potrafiłam się odsunąć, zapomnieć. Większość negatywnych stanów tłumiłam w sobie. Bałam się wyrażać wściekłość na zewnątrz, z obawy przed odrzuceniem. (...) Złością dzieliłam się tylko z chorobą.
Smród "złego człowieka" pozostawał bowiem na długo. Mimo terapeutycznego przeczyszczenia, wciąż czułam się gorsza.
Mój świat był kiedyś tylko czarno-biały. Jakiekolwiek zadanie do wykonania - nieważne, czy spadło na mnie przypadkiem, czy było efektem wyboru lub pracy - zawsze musiało przynosić sto procent satysfakcji. Być zrealizowane idealnie, z jak największą korzyścią. W przeciwnym razie rezygnowałam z niego zupełnie. Nie znałam kompromisów ani "pójścia na łatwiznę". Pragnęłam być perfekcyjna w najlepszym wydaniu. W każdej dziedzinie życia. I byłam, prawie zawsze. Książki na półce układałam zgodnie z rozmiarem okładki, talerze w szafce dopasowywałam kolorem. Segregowanie notatników na półeczkach, gdy chaos w środku... Iluzja porządku odbijała się prawdą w wewnętrznym lustrze. Przerażała pomyłkami i przypominała o jednym. O ludzkiej bezbronności, bezsilności i niemocy.
Walczę więc dalej o drobny romantyzm i wciąż mam nadzieję na przyszłe szczęście niczym z Titanica.
Dom to nie kawałek podłogi,dach nad głową i meble.To miłość,którą można się ogrzać mocniej niż przy kominku.To spokój,który pozwala usłyszeć bicie własnych serc.To czułość,która jest kompresem na codzienne troski.
Nie tylko do życia potrzebna jest odwaga,trzeba ją mieć również po to,by z nim skończyć.
Anoreksja to iluzja i deziluzja.Żyłam w magicznej,wymyślonej przez siebie krainie.Miałam własne spojrzenie na otaczający mnie świat,inaczej postrzegałam rzeczywistość,swoje ciało i duszę.
Dom to nie kawałek podłogi, dach nad głową i meble. To miłość, którą można się ogrzać mocniej niż przy kominku. To spokój, który pozwala usłyszeć bicie własnych serc. To czułość, która jest kompresem na codzienne troski.
Bo anorektyczka nie ma cywilnej odwagi.Posiada tylko duszę hazardzisty.Cały czas łudzi się,że dopisze jej szczęście i nie zostanie złapana na gorącym uczynku.
Człowiek boi się i nie lubi tego, czego nie zna. A jednocześnie unikając nieznanego, nie może pokonać lęku i tak koło się zamyka.
W cenę sukcesu wpisane jest przegrywanie. Jeśli dasz sobie zgodę na to, by czasem spudłować, to potem będzie też łatwiej odnieść jakiś sukces.
Kto nie próbuje rzeczy niemożliwych, nigdy ich nie osiągnie.
czy to normalne, żeby kilkunastoletnie dziecko było rozjemcą kłócących się rodziców? żeby zaklinało ich na własne zrdowie. byle tylko przestali skakać sobie do grdeł? zeby zamiast być pączkiem pławiącym się w maśle rodzicielskiej czułości, musiało stawać się sędzią na ringu ich wzajemnej agresji? nie wiedziałam, ale pewne było to, że ta nieustająca wojna domowa to także jeden z powodów mojej choroby. dowiedziałam się tego na terapii. co dała mi ta trudna wiedza? jakie przemyślenia wywołała? pretensje do rodziców za wpędzenie mnie w chorobę czy uczucie ulgi, że nie byłam jedynym winowajcą? a może usprawiedliwienie dla moich śmiercionośnych praktyk i pretekst do chorowania? nie wiedziałam, być może wszystko to naraz.
Nie mogłam nadążyć za swoją zmiennością i tak było ze wszystkim. Nawet na śmierć nie potrafiłam się zdecydować. To włos mi się jeżył przed drastycznymi rozwiązaniamu typu skok z dachu, rzucenie pod metro czy powieszenie, to znów myslałam sobie, że lepiej mieć koszmarny koniec niż koszmary bez końca.
No cóż,człowiek boi się i nie lubi tego,czego nie zna.A jednocześnie unikając nieznanego,nie może pokonać lęku i tak koło się zamyka.Czasami jednak życie sprawia nam psikusa i nie pytając o zgodę,splata nasze losy z tymi,których wcześniej omijaliśmy szerokim łukiem.Wtedy okazuje się,że gdy przyjrzymy się inności z bliska,pomieszkamy z nią pod jednym dachem,bez obawy możemy podać jej rękę i zburzyć mur nietolerancji.Już nie myślimy:my-oni,normalni-świry,lepsi-gorsi.
Wstydzimy się wcześniejszych zahamowań.
Nadmierna dbałość. I tak liczy się przecież zawartość". Ja tak nie uważałam. Wygląd opakowania też ma znaczenie. W życiu ważne są szczegóły. Pozornie nic nieznaczący detal może bowiem wiele zmienić.
Tobie wcale nie zależy na tym, jak wyglądasz! Chcesz się zakatować na tej siłowni i tyle"-skierowane do mnie słowa przyjaciela kulturysty z pewnością wiele tłumaczą. Zakatować ciało i uciec od problemu. Zapomnieć o nim, uśpić go na wieki. To jednocześnie podłoże i cel anoreksji. Zamknięte, samonapędzające się zwierciadło wychudzonych zaburzeń.