Urodzony w Południowej Karolinie, obecnie mieszka w Madison. Zdobył tytuł doktora filozofii na Uniwersytecie Yale, gdzie przez jakiś czas wykładał. Był też mechanikiem rowerowym, stolarzem, zawodowym rybakiem i drukarzem.
Na obwolucie napisano, że "Firmin" jest "dowcipną powiastką filozoficzną", nie dodano jednak, że w gruncie rzeczy smutną, bo pokazuje pewną prawdę.
Firmin jest szczurem, który nauczył się czytać jedząc książki, przyjął do siebie ludzką kulturę i ideały, zatraciwszy przy tym szczurzy instynkt. Zamiast szukać jedzenia po śmietnikach i parzyć się z samiczkami swojego gatunku, nadaremno szuka kontaktu z ludźmi i podziwia plakaty z wizerunkami gwiazd kina.
Jak na dłoni widać tu jak ideały, marzenia i wzniosłe wartości konfrontują się z naturą i z faktami, które ograniczają nas nieubłaganie. Książki pozwalają nam uwolnić się od codzienności, ale kolokwialnie mówiąc, nie zmieniają prawdy objawionej, że się wyżej pośladków nie podskoczy.
Jednak jeśli szczur chce być człowiekiem, to czy człowiek mimo wszystko nie powinien mierzyć wyżej?
Opowieść o samotności, wyobcowaniu niezrozumieniu, zagubieniu, wrażliwości, próbie przetrwania w bezwzględnym świecie. W dodatku opowieść, której narratorem i głównym bohaterem jest szczur, ale nie taki zwykły, bo "ucywilizowany".
Zadziwiająco przygnębiająca to była lektura. Pełna metafor, cudownych cytatów. Wywołała u mnie mnóstwo emocji, ponieważ mimo tego, iż opowiada o sznurze, mówi również wiele o ludziach. Każdy z nas ma w sobie coś z samotnego, pragnącego bliskości i przepełnionego wzniosłymi marzeniami Firmina.
Choć smutna chwilami bywa również humorystyczna. Napisana lekko, swobodnie, a jednocześnie wręcz poetycko.