Trucicielka Judith O'Brien 6,4

ocenił(a) na 79 lata temu Dziwna to była książka i dziwne moje wrażenia po jej przeczytaniu...
Sam początek zainteresował mnie bardzo. Spodobała mi się Margaret, bohaterka dość nietypowa, głównie ze względu na wzrost i związane z tym niedogodności. Spodobała mi się atmosfera miasteczka akademickiego i Odpoczynku Rebelianta; zacisznie, urokliwie, tajemniczo. Ciekawa byłam co z tego wszystkiego wyniknie, jak dalej rozwinie się akcja. Niecierpliwie czekałam na przeniesienie w czasie. Spodobał mi się pomysł z listami, które Margaret ‘wysyłała’ do przeszłości.
No i właśnie… Nastąpiło to na co czekałam, czyli Margaret wylądowała w przeszłości i przyznam się, że mocno mnie autorka zaskoczyła. Nie mogłam się do końca przekonać do idei przeniesienia w czasie jedynie duchem i ‘lądowaniem’ w innym ciele. Ciągle się zastanawiałam co się stało z dotychczasowym ciałem Margaret i dlaczego autorka uznała, że musi ona dostać nowe, piękniejsze opakowanie. Przyznam, że po przeczytaniu książki wciąż nie do końca to rozumiem. I mimo, że znajduję w tym pewne uzasadnienie dla rozwoju akcji, to i tak zastanawiam się czy nie można było inaczej. Nic nie poradzę, że szkoda mi tamtego ‘porzuconego’ ciała Margaret ;)
Nie wiem czy to nie zaważyło na odbiorze książki jako całości, ale fakt jest faktem, że trudno mi się było zżyć z bohaterami. Ale jako, że przy "Rapsodii" miałam podobnie, to myślę sobie, że to raczej chodzi o to, że O’Brien chyba nie do końca mi leży. Niby nie jest źle, całość dobrze skonstruowana, dużo się dzieje, jest ciekawie, ale mnie jakoś nie porywa. A momentami nawet nudzi. A później nadchodzi taki moment, że oderwać się nie mogę i dlatego sama nie wiem jak mam tą książkę ocenić...
Może spróbuję podsumować.
Czytało mi się dobrze, ale bez rewelacji, poprawnie, ale bez wypieków na twarzy. Mam wrażenie, że niedługo pewnie zapomnę szczegóły, ale pozostanie mi w pamięci atmosfera i to dość dziwne przeniesienie w czasie. Jednym słowem, było fajnie, ale chyba nie wrócę szybko do pani O’Brien.
PS>Duże wrażenie zrobiło na mnie to co napisała autorka na ostatnich stronach, odnośnie prawdziwego Ashtona, i ludzi z jego otoczenia, którzy posłużyli za pierwowzór postaci książkowych. Niesamowite…