"Pisanie romansów jest sposobem na życie. Jaka inna kariera pozwala na wysyłanie dzieci do szkoły, spacer z psem...? Podobnie jak większość pisarzy, wiedziałam od początku, że chcę być pisarzem. No, prawie. Faktycznie, pisanie było trzecim wyborem na mojej krótkiej liście możliwości rozwoju kariery zawodowej, zaraz po Fairy Princess i Prima Ballerina. Pierwsze dwa nie wyszły. Więc po studiach przeprowadziłam się do Nowego Jorku, gdzie pracowałam dla Seventeen Magazine."
Podróże w czasie to motyw,który w książkach bardzo lubię ,więc z przyjemnością zaczęłam czytać Labirynt Judith O 'Brien. Prawdę mówiąc, książka odrobinę mnie zawiodła, przypominała mi trochę "Jankesa na dworze króla Artura", tyle że tym razem Jankeska trafiła na dwór kochliwego Henryka VIII, znudzonego swoją już czwartą z kolei żoną. Bohaterka powieści,piosenkarka muzyki country poznaje na dworze królewskim przystojnego księcia, któremu oddaje nie tylko serce :lol: Książę, podobnie jak i ona, nie pochodzi z tej epoki, zanim trafił na dwór Henryka, był pilotem RAF-u .Obydwoje chcą rozpocząć wspólne życie,w czy przeszkadzają im nie tylko dworacy chcący zwiększyć swoje wpływy ale i król,któremu Deanie wpadła w oko i który chętnie zrobiłby z niej swoją kochankę. Deanie i Kit chcą wrócić do XX wieku, ale czy im się to uda? Na to pytanie odpowiada książka.
Jak dla mnie motyw podróży w czasie był przedstawiony trochę mało wiarygodnie, choć sama epoka oddana była dość dobrze. Trochę rozczarowała mnie końcówka, to znaczy nie sam epilog, ale to jak historia potoczyła się zaraz po powrocie. Deanie nagle staje się znana powszechnie piosenkarką (choć wcześniej pisała tylko piosenki dla innych),jej kariera rozwija się, za to ona załamuje się nerwowo; podobnie Kit, który trafia do szpitala psychiatrycznego - nie bardzo łapię po co? Żeby zwiększyć dramatyczność powieści? No i to ich spotkanie po koncercie - jak dla mnie trochę za bardzo wydumane.
Ciężko mi ocenić tę książkę, pomysł dobry, wykonanie - dużo słabsze; powiedzmy pomiędzy "powyżej przeciętnej" a "dobrą", na BBN dałam jej 3,5.
18 letnia piękna Costance podczas wojny secesyjnej w Stanach straciła wszystko - plantację, majątek i rodzinę. Zubożała i samotna przyjmuje posadę guwernantki w Anglii. Mając lat 27 oświadcza jej się syn księcia. Nie jest to wielka miłość, ona przyjmuje oświadczyny, bo nie chce być samotna, on natomiast oświadcza się bo wszystkie inne panny już mu odmówiły. Na scenę wkracza tutaj prosty, bogaty John Smiths, przyjaciel Hastingsa. I zakochuje się z wzajemnością w Constance. Muszę tutaj zaznaczyć, że książka jest tak skonstruowana, że treść nie do końca jest ważna. Prym wiedzie tutaj chęć pisarki ujawnienia i wyśmiania wad tytułowej arystokracji. Są więc wszyscy książętka, milordowie i hrabiowie wyśmiani w swej pompatyczności, dążeniu do pokazania się w odpowiednim miejscu, nawet kosztem zdrowia. Dobra karykatura angielskiej elity.