Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant59
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński26
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Henry Lawson
Źródło: wikipedia
1
6,7/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzony: 17.06.1867Zmarły: 02.09.1922
Ojcem Henry’ego Lawsona był urodzony w Norwegii Niels (Peter) Hertzberg Larsen, który w 1855 roku, po wielu podróżach, przybył do Melbourne, gdzie trwała gorączka złota. W Australii spotkał Luisę Albury, którą poślubił 7 lipca 1866 w Mudgee. Miał wówczas 32 lata, podczas gdy jego żona 18. Ich nazwisko uległo anglicyzacji i zostało przekształcone na Lawson.
Henry był pierwszym z czwórki ich dzieci. Ze względu na częstą nieobecność ojca, spadało na niego wiele obowiązków związanych z opieką nad rodzeństwem. Był przy tym dzieckiem nieśmiałym i introwertycznym. W 1876 roku zaczął uczęszczać do publicznej szkoły w Eurunderee. W tym samym roku infekcja ucha spowodowała, że częściowo utracił słuch. Wada ta pogłębiała się przez następne pięć lat i doprowadziła do tego, że Henry Lawson był już głuchy jako czternastolatek.
Przez pewien czas pomagał ojcu, który pracował na budowach w okolicach Gór Błękitnych. W tym czasie jego matka wyprowadziła się do Sydney, gdzie udzielała się w ruchu feministycznym i sufrażystowskim. W 1883 wezwała syna do siebie. Henry podjął pracę malarza pokojowego, a równocześnie starał się uzupełnić edukację na kursach wieczorowych. Nie udało mu się jednak zdać egzaminów.
W tym czasie podjął pierwsze próby literackie, pod wpływem znajomych matki jego pierwsze wiersze były zaangażowane politycznie. Pierwszym opublikowanym utworem był wiersz A Song of the Republic, który ukazał się w czasopiśmie The Bulletin 1 października 1887. W 1891 roku Gresley Lukin zaproponował mu pracę w wydawanym w Brisbane czasopiśmie Boomerang. Lawson przeniósł się do Brisbane i publikował zarówno w Boomerang, jak i wydawanym przez Williama Lane'a The Worker. W październiku 1891 Boomerang, ze względu na problemy finansowe, zrezygnował z jego usług i Lawson wrócił do Sydney.
W latach 1890-1895 był związany z Mary Gilmore, w jej wspomnieniach pojawia się nawet wzmianka o nieoficjalnych zaręczynach, nie zachowały się jednak żadne dowody ich planów małżeńskich[1].
W 1892 roku The Bulletin wysłał go w podróż z do Bourke, która zaowocowała licznymi utworami m.in. krytykującymi romantyczną wizję australijskiego buszu, reprezentowaną przez Banjo Patersona.
15 kwietnia 1896 poślubił Berthę Bredt (1876-1957),córkę wpływowej działaczki politycznej Berthy McNamara. Mieli dwoje dzieci – Josepha i Berthę. Małżeństwo nie było szczęśliwe. W kwietniu 1903 Bertha złożyła wniosek o separację.
Lawson był alkoholikiem. Kilkakrotnie przebywał w szpitalu psychiatrycznym. W 1902 roku usiłował popełnić samobójstwo. Był kilkakrotnie aresztowany za zaleganie ze spłatą alimentów na dzieci. Gdy stał się praktycznie niezdolny do samodzielnego funkcjonowania, zaopiekowała się nim przyjaciółka – Isabel Byers. W 1920 roku Commonwealth Literary Fund przyznał mu zasiłek w wysokości 1 funta tygodniowo. Zmarł w wyniku udaru mózgu 2 września 1922. Został pochowany 4 września 1922 na Waverley Cemetery. Jego pogrzeb miał charakter pogrzebu państwowego, dotąd zastrzeżonego dla gubernatorów i wysokich urzędników państwowych.
Henry był pierwszym z czwórki ich dzieci. Ze względu na częstą nieobecność ojca, spadało na niego wiele obowiązków związanych z opieką nad rodzeństwem. Był przy tym dzieckiem nieśmiałym i introwertycznym. W 1876 roku zaczął uczęszczać do publicznej szkoły w Eurunderee. W tym samym roku infekcja ucha spowodowała, że częściowo utracił słuch. Wada ta pogłębiała się przez następne pięć lat i doprowadziła do tego, że Henry Lawson był już głuchy jako czternastolatek.
Przez pewien czas pomagał ojcu, który pracował na budowach w okolicach Gór Błękitnych. W tym czasie jego matka wyprowadziła się do Sydney, gdzie udzielała się w ruchu feministycznym i sufrażystowskim. W 1883 wezwała syna do siebie. Henry podjął pracę malarza pokojowego, a równocześnie starał się uzupełnić edukację na kursach wieczorowych. Nie udało mu się jednak zdać egzaminów.
W tym czasie podjął pierwsze próby literackie, pod wpływem znajomych matki jego pierwsze wiersze były zaangażowane politycznie. Pierwszym opublikowanym utworem był wiersz A Song of the Republic, który ukazał się w czasopiśmie The Bulletin 1 października 1887. W 1891 roku Gresley Lukin zaproponował mu pracę w wydawanym w Brisbane czasopiśmie Boomerang. Lawson przeniósł się do Brisbane i publikował zarówno w Boomerang, jak i wydawanym przez Williama Lane'a The Worker. W październiku 1891 Boomerang, ze względu na problemy finansowe, zrezygnował z jego usług i Lawson wrócił do Sydney.
W latach 1890-1895 był związany z Mary Gilmore, w jej wspomnieniach pojawia się nawet wzmianka o nieoficjalnych zaręczynach, nie zachowały się jednak żadne dowody ich planów małżeńskich[1].
W 1892 roku The Bulletin wysłał go w podróż z do Bourke, która zaowocowała licznymi utworami m.in. krytykującymi romantyczną wizję australijskiego buszu, reprezentowaną przez Banjo Patersona.
15 kwietnia 1896 poślubił Berthę Bredt (1876-1957),córkę wpływowej działaczki politycznej Berthy McNamara. Mieli dwoje dzieci – Josepha i Berthę. Małżeństwo nie było szczęśliwe. W kwietniu 1903 Bertha złożyła wniosek o separację.
Lawson był alkoholikiem. Kilkakrotnie przebywał w szpitalu psychiatrycznym. W 1902 roku usiłował popełnić samobójstwo. Był kilkakrotnie aresztowany za zaleganie ze spłatą alimentów na dzieci. Gdy stał się praktycznie niezdolny do samodzielnego funkcjonowania, zaopiekowała się nim przyjaciółka – Isabel Byers. W 1920 roku Commonwealth Literary Fund przyznał mu zasiłek w wysokości 1 funta tygodniowo. Zmarł w wyniku udaru mózgu 2 września 1922. Został pochowany 4 września 1922 na Waverley Cemetery. Jego pogrzeb miał charakter pogrzebu państwowego, dotąd zastrzeżonego dla gubernatorów i wysokich urzędników państwowych.
6,7/10średnia ocena książek autora
19 przeczytało książki autora
40 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Związek grzebie swoich zmarłych Henry Lawson
6,7
Australia - kraj wymarzonej podróży. Zawsze chciałam tam pojechać. Może to przez książki A. Szklarskiego, gdzie podziwiałam Sally Allan, przyjaciółkę Tomka Wilmowskiego, którą poznał w buszu, może przez filmy i piosenkarzy, a może przez Marka Niedźwieckiego, redaktora Radia 357, który tak pięknie ją opisuje i fotografuje na swoim blogu czy w książkach. Moja wiedza o tym kraju jest tak naprawdę z „drugiej ręki”, bo też opowieści Polaków, którzy na statku Batory wyjeżdżali z kraju i po wielu perypetiach osiedlali się w Australii (tu zachęcam do odwiedzenia Muzeum Emigracji w Gdyni),były dla mnie źródłem informacji jak tam jest. W większości są to pozytywne relacje, choć o trudach życia w tym kraju, jego historii też słyszałam niemało. I do dziś, na każdą wzmiankę o Australii, od razu jestem pierwsza, aby jej wysłuchać.
Najpierw zwróciłam uwagę na okładkę, tajemniczą i nawet ciepłą w porównaniu do tych krzyczących i kolorowych jakie przewijały mi się przy wyborze książki. Przypominała mi tę ulotną chwilę, kiedy kończy się dzień a zaczyna noc. Intrygujący tytuł w połączeniu z "wieczorną" okładką i jeszcze informacją, że są to opowiadania jednego z najwybitniejszych pisarzy Australii, przekonały mnie, że to książka dla mnie.
14 opowiadań na 204 stronach, a w nich ukazane ludzkie losy. Z jednej strony heroiczna walka o byt, o każdy kolejny dzień, gdzie troska goni troskę a z drugiej zagubienie, samotność, pogodzenie się ze swoim losem.
Jestem fanką dobrych tytułów i tu miałam cały wachlarz, jeden ciekawszy od drugiego. Początek książki trudny. Nie od razu polubiłam język autora, ale tłumaczyłam sobie, że to przecież dawna mowa, taki styl, może tłumaczenie. Z czasem przywykłam i z kolejnym opowiadaniem oswajałam słowa i czytało mi się coraz lepiej. Każda historia z jakimś przesłaniem, nie takim wprost, na tacy, tym bardziej, że Lawson ucina niektóre w pół zdania, tak jakby zabrakło mu atramentu na dokończenie. Myślę jednak, że to celowe i każdy sam musi znaleźć puentę i postawić kropkę nad "i".
Pisarz realistycznie opisuje życie najbiedniejszych mieszkańców, walczących o każdy kolejny dzień, pogodzonych ze swoją sytuacją, gdzie najczęstszym pocieszycielem stawał się alkohol, który pomagał zapomnieć, znieczulić się choć na chwilę i uchwycić namiastkę radości. Pocieszeniem trudnej codzienności, były też inne drobne rzeczy, jak choćby taka gazeta. Stawała się furtką do dobrego życia, bo wystarczyło przeczytać w niej o lepszym świecie, aby się w marzeniach do niego przenieść (opowiadanie '" Żona poganiacza").
Szczególnie wybrzmiewa w opowiadaniach rola kobiet, ich ciężka praca, niezłomność, poświęcenie. Można by tu przytoczyć słowa o naszej „kobiecie pracującej, która żadnej pracy się nie boi”, czy „kobiecie do tańca i różańca”, bo takie są w większości kobiety u Lawsona. Tylko tu nie ma radosnego tonu, bo kobieta utyrana od świtu do nocy, bierze na siebie „ogarnianie” wszystkiego i wszystkich. Narzeka na swój los, marudzi i jest ciągle niezadowolona, tylko jaka ma być, gdy świat wali się jej na głowę, a i tak musi myśleć za wszystkich. Tu zacierają się granice między pracą męską a kobiecą, nie ma "przepuszczania w drzwiach" czy "noszenia za kobietę ciężarów". Praca wyrównuje płcie, choć jak mąż znika, bo może, to na kobiecie spoczywa obowiązek dbania o dzieci i cały dobytek.
Nie brak w opowiadaniach Lawsona poczucia humoru i specyficznego dowcipu, co w zestawieniu z ubóstwem i życiem bez perspektyw, daje obraz przedziwnych kontrastów. Przypomina mi się tu nowela "Nasza szkapa" Marii Konopnickiej, gdzie tak wyraźnie widać te kontrasty - łapanie radosnych iskierek w najskrajniejszej biedzie i przeciwnościach losu.
Nieporadność i naiwność ludzką widzimy w opowiadaniu "Smutna historia sprzątaczki", gdzie mnie osobiście zatrzymały słowa: "Poprosił ją również, żeby postawiła się na jego miejscu, czego nie mogła zrobić, nie będąc bardziej rozsądną niż kobiety jej pokroju w takich sytuacjach. [...] Odpuściła, bo nie miała innego wyjścia...".
"Związek grzebie swoich zmarłych" - tu spodobało mi się najbardziej to o czym autor nie napisał. Bardzo to oryginalne i chyba najciekawsze. Pomyślałam sobie nawet, jaki to świetny pomysł na książkę, w której przeczytałabym o czym autor by nie napisał.
Czytając opowiadania o życiu pionierów Australii z początków XX wieku, przypomniały mi się słowa Autora Nieznanego. i jego książka "Nawiść" o początkach chrześcijaństwa w Polsce, gdzie jak mówi, wcale nie było z tym tak gładko jak czytamy w książkach Elżbiety Cherezińskiej, a o czym nie zdajemy sobie sprawy. Podobnie losy Irlandczyków, którzy również i w Australii zostawili swój ślad, o czym też można przeczytać na łamach książki Lawsona. Z biletem w jedną stronę zasiedlali odległe krainy, podobnie jak zesłańcy z Polski, bo i taki wątek mamy w opowiadaniu „Bohater z Redclay”.
W tym samym opowiadaniu otrzymałam odpowiedź na nurtującą mnie od samego początku myśl - dlaczego Lawson postawił się w roli ostatniego strażnika prawdy, pisząc tak realistycznie, bez żadnych ozdobników, o skrajnej biedzie i niezaradności ludzi na wsi i w małych miasteczkach oraz o panujących tam zwyczajach. „Myślę, że pewnego dnia pojawi się australijski pisarz, który będzie przypominał krytykom i czytelnikom Dickensa, Carlyle’a i Thackeraya razem wziętych, i odda sprawiedliwość tym naszym zwyczajom w małych miasteczkach Demokratycznej Australii”.
Opisane historie, są pełne brudu, potu, granicznej biedy, która aż boli, ale jednocześnie bije z nich czysta prawda, na miarę polskiego pozytywizmu, gdzie i Maria Konopmnicka i Aleksander Świętochowski pisali o prostych ludziach pracy, borykających się z przeciwnościami losu, gdzie za każdym razem, kiedy wydawało się, że gorzej już być nie może, niestety było. Ale żyli i trwali i "rozbudowywali" ten kraj do przodu każdego dnia.
AleBabka AleBabka
Ps. Serdecznie dziękuję wszystkim za pisane rozmowy o książce, bo dzięki temu jeszcze bardziej wnikliwie ją przeczytałam. „Różnić się można tak pięknie tak” 😊
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl., za co serdecznie dziękuję.
Henry Lawson „Związek grzebie swoich zmarłych” – [Wydawnictwo Glowbook]
Związek grzebie swoich zmarłych Henry Lawson
6,7
Mam przed sobą zbiór 14 krótkich tekstów australijskiego pisarza, Henry`ego Lawsona. Czytając je możemy bez trudu wyobrazić sobie znojne, wymagające wielu wyrzeczeń życie Australijczyka z interioru u progu XX wieku. Fakt, są to krótkie opowiadania, ale bardzo nasycone treścią, także tą niewypowiedzianą wprost, autor, sam będący górnikiem, doskonale wie, o czym pisze. Nie trzeba mu wielu słów, by oddać to, co najważniejsze, kondycję człowieka w zderzeniu z nieokiełznaną naturą, nad którą nie sposób zapanować, z biedą, z samotnością i rozległą przestrzenią, nie dającą poczucia bezpieczeństwa.
„Dookoła wszędzie busz – busz bezkresny, bo teren jest płaski. Żadnych górskich szczytów w oddali. Busz składa się z uschniętych, spróchniałych jabłoni. Żadnego podszycia. Nie ma nic, co przyniosłoby ulgę oczom, nie licząc kilku ciemnozielonych rzewni, które wzdychają nad wąskim, prawie bezwodnym potokiem. Do najbliższego znaku cywilizacji – meliny przy głównej drodze – jest stąd trzydzieści kilometrów.”
W opowiadaniach nikt nad nikim się nie użala. Takie po prostu jest życie. Innego nie znają. Miłość jest tutaj surowa, jak wszystko. Nie w słowach ona tkwi, lecz w trosce. Matka czuwa całą noc, strzegąc bezpieczeństwa dzieci, choć jest piekielnie zmęczona. Tak okazuje im uczucie. Bo nie ma siły ani czasu na rzucanie słów po próżnicy, bo zapomniała, co to czułe gesty i słowa, sama również ich nie zaznając. Kobieta w buszu musi być silna, nie delikatna. Silniejsza od mężczyzny, którego nigdy nie ma w domu, odważna za nich oboje, gdy przyjdzie jej radzić sobie z zagrożeniem. Czy będzie nim jadowity wąż, rozjuszony byk czy też groźnie spoglądający spod ronda kapelusza przybysz.
Śmierć też nikogo tu nie rozczula, ani nie dziwi. Obcuje się z nią na co dzień. Podobnie jak z samotnością, z którą trzeba się oswoić i ją polubić. Człowiek uczy się rozmawiać z własnym psem, jak z najlepszym przyjacielem, a pies zdaje się rozumieć każde słowo.
W tych surowych warunkach ludzie twardnieją niczym skały, a jednak jest coś, co może ten mocny pancerz skruszyć. To miłość. Jej różne odmiany. Mamy ich tutaj całą gamę. Mężczyzna wspominający swoje zaloty, mówi: „(…) moim zdaniem najszczęśliwszy w życiu mężczyzny jest czas, kiedy zaleca się do dziewczyny i dowiaduje się, że ona również go kocha i nie myśli o nikim innym. Wykorzystajcie dni zalotów jak najlepiej chłopcy, i dbajcie, by pozostały czyste, bo to jedyny okres w życiu, kiedy macie szansę doświadczyć poezji i piękna.”
Jest tu jedno opowiadanie o miłości ojcowskiej. Mężczyzna, podróżując samotnie z synem, w momencie gdy musi udzielić mu pomocy, czyni to bez namysłu, jakby wszystkie czynności opiekuńczo-pielęgnacyjne znał od zawsze. Tak właśnie objawia się jego uczucie, które po prostu w nim jest i zawsze było, tylko nigdy się nad tym nie zastanawiał. Ale to nic, że z braku czasu i nadmiaru zmartwień nie potrafił go okazać. Objawiło się samo, kiedy przyszedł najbardziej właściwy czas.
Bohaterom towarzyszy przyroda, ona ich kształtuje i uczy pokory. Nikt nazbyt delikatny tu nie przetrwa. Poganiacze, skwaterzy, postrzygacze, farmerzy – ciężka praca fizyczna, skromne warunki bytowania, ciągłe wypatrywanie zagrożenia, a to ze strony dzikich zwierząt, a to włóczęgów z bronią zatkniętą za pas. To wszystko ich zahartowało i nauczyło cierpliwości. Busz, na innych sprawiający ponure wrażenie, dla nich jest codziennością, choć momentami może budzić grozę. „To była upiorna, księżycowa noc. Na całym świecie nie ma nic równie demonicznego jak australijski busz w świetle księżyca – albo tuż przed świtem. Smugi księżycowego blasku prześwitują między poskręcanymi konarami, widmowa, niebieskobiała kora eukaliptusa odznacza się w mroku, a blada kłoda, albo suchy pniak wyłaniające się nagle pośród cienia i światła przybierają w oczach podróżnego rozmaite kształty, od cętkowanego byka po nagiego trupa.”
To dzikie i momentami groźne, ale jednak piękno. Opisy zamieszczone w książce nie obfitują w metafory, są skondensowane, ale może właśnie w braku wielu słów tym bardziej przemawiają, wydobywają z siebie samą esencję.
Przy czym nie myślcie, że są tu same ponure opowieści. Nawet w trudnych warunkach człowiek, by przeżyć, musi się czasem uśmiechać. Przy opowiadaniu „Wybuchowy pies” ten szczery śmiech udzielił się także i mnie.
W Australii nic nie jest nijakie, tylko od razu niemal krańcowe. Tak jest też z tymi opowiadaniami. Jak wzruszają, to do głębi, gdy śmieszą, to do łez. Opowieści ze zbioru „Związek grzebie swoich zmarłych” są inne od wszystkiego, co dotychczas czytałam, wręcz niedzisiejsze, co akurat jest dużym komplementem. Niektórzy porównują je do prozy Hemingwaya. Nie do końca się zgadzam. Utwory Henry`ego Lawsona są bardziej wyraziste, mocniejsze, to sam ekstrakt. Mnie przywodzą na myśl bardziej Cormaca McCarthy`ego, choć Lawson widzi w swoich bohaterach zwłaszcza dobro, nawet, jeśli trzeba głęboko je odkopywać spod warstwy szorstkości, a McCarthy wręcz odwrotnie. Jednak moje emocje i wzruszenia były podobne w obu przypadkach.
Ludzie, przyzwyczajeni w buszu liczyć na siebie samych i na siebie nawzajem. Cenią sobie przyjaźń. „Australijskiemu buszmenowi w chwili urodzenia zostaje przypisany kompan, który towarzyszy mu do końca jego dni, jak cień. Zdarza się. Że niekiedy dzielą ich setki kilometrów i długie lata, a jednak są kompanami na całe życie. Podczas życiowej wędrówki Buszmen może mieć wielu kolegów, ale kompana ma tylko jednego.”
Ujmują szczerość i siła bijące z opowiadań Lawsona. Buszmeni są prostymi ludźmi, ze słabościami, co też przecież ludzkie. Piją na umór, by zabić smutki, samotność lub wolny czas, rzucają się do bitki z byle powodu, bo przecież są silnymi facetami i nie pozwolą się obrażać, klną ile wlezie, bo klną wszyscy dookoła. Jednak w miłości są bezbronni jak dzieci, dla przyjaciół hojni do ostatniej półkorony, a śmierci spoglądają odważnie prosto w oczy.
I w sumie wszystko jest tu jasne i klarowne, czarne albo białe: „U kobiet to miłość albo religia. U mężczyzn to miłość albo diabeł.” Ale jakoś wyjątkowo ten surowy, dwukolorowy świat przemawia do mnie wyjątkowo silnie, szarpie za emocje i zapada w pamięć
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/