George Rozpruwacz Martina Cole 7,1
ocenił(a) na 77 lata temu Nie jest to typowy kryminał. Już sam tytuł zdradza, kto jest mordercą. Tytułowy "Rozpruwacz" to niepozorny księgowy George Markham. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, jest nijaki. W pracy nie ma przyjaciół, w domu rządy sprawuje żona, która uważa męża za niedojdę życiową. George z kolei nie robi nic, aby mogła zmienić o nim zdanie. Jedyna rzecz, która go cieszy, to ostra pornografia przepełniona przemocą. Lubi filmy, na których mężczyźni biją, gwałcą i mordują kobiety (niekoniecznie w tej kolejności).
Pewnego dnia miasteczkiem Grantley pod Londynem wstrząsa okrutny mord na młodej kobiecie. Ofiara zostaje brutalnie zamordowana i zgwałcona. W niedługim czasie morderca uderza po raz kolejny. Tym razem jego ofiarą pada Mandy Kelly, córka lokalnego gangstera. Policja wie, że seryjny morderca nie poprzestanie na dwóch ofiarach. Prowadząca śledztwo detektyw inspektor Kate Burrows zrobi wszystko, żeby znaleźć mordercę i postawić go przed sądem. Musi się spieszyć, gdyż tropem "rozpruwacza z Grantley" podąża ojciec drugiej ofiary, Patrick Kelly, który sam chce wymierzyć sprawiedliwość. Kto wygra? Tymczasem w miasteczku dochodzi do kolejnych morderstw. Kobiety są przerażone a morderca czuje się bezkarny.
Mimo iż od pierwsej strony wiadomo, kto jest mordercą, to jednak książka wciąga czytelnika. Poznajemy Georga Markhama i powoli dowiadujemy się, dlaczego skończył jako "rozpruwacz z Grantley". Muszę przyznać, że sam koniec Georga Markhama zaskoczył mnie. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Duży plus dla autorki!
Powieść ma oczywiście i słabe strony. Akcja co jakiś czas jest spowalniana przez romans pani inspektor oraz przez problemy jej nastoletniej córki (córka Lizzy to chyba najsłabsza z postaci w kiążce). Książka spokojnie mogłaby być o dwieście stron krótsza. I to zakończenie godne najlepszych hollywodzkich komedii romantycznych. Aż mnie otrzepało:-) Przesłodzone jak lukier na pączkach.
Książka warta przeczytania. Nieszablonowa fabuła i zakończenie, które niejednego czytelnika zaskoczy. No i morderca, którego najchętniej byśmy zlinczowali, poddali wymyślnym torturom, przypalali nad ogniem, by za chwilę współczuć mu tragicznego dzieciństwa i wszystkich strasznych rzeczy, na które skazywała go własna matka. Wszystko to sprawia, że przymykam oczy na przedłużające się sceny godne "m jak miłość" i daję mocne 7/10.
P.S. Strasznie dużo piją ci angielscy policjanci. Nawet na służbie. Brandy, whisky, whiskey, wódka, martini czy zwykłe piwo to ich chleb powszechny. Jak mawiał klasyk "bo w życiu trzeba się umieć wyluzować"!