Jesteśmy społecznością, która kocha książki

Jeśli miałabym określić "The Accidental Beauty Queen" jednym słowem, byłoby to: "urocza". Gdybym miała więcej czasu, by opisać tę książkę, dodałabym, że to mieszanka "Harry'ego Pottera", "Dumy i uprzedzenia" i "Miss Agent" i do tego, jest to mieszanka całkiem udana. Jest to głupiutka, ale przemiła i przesympatyczna książka, idealna na odprężenie lub wyrwanie się z lekturowego marazmu. Momentami sprawia wrażenie, jakby autorka pomyliła grupy docelowe - bohaterowie czasem zachowują się bardziej jakby zostali wyrwani z powieści YA, a nie z romansu, ale cóż, to chyba urok gatunku i warsztatu Teri Wilson. Swoją drogą, dobrze widać po strukturze tej książki, że jej autorką jest scenarzystka filmów z franczyzy Hallmarka. Coś w sposobie pisania przez nią bohaterów, zwrotów akcji i opisów przestrzeni krzyczy niskobudżetową komedią romantyczną. I choć nie lubię filmów, do których pisała scenariusze, to przy książkach ma chyba więcej swobody twórczej i klisze, które się mnożą na każdym kroku, nie denerwują i tylko wzmacniają efekt uroczości.