Najnowsze artykuły
- ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant4
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać417
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Mateusz Łukasz Marcinkowski
2
6,9/10
Pisze książki: horror
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,9/10średnia ocena książek autora
21 przeczytało książki autora
17 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Guwernantka Mateusz Łukasz Marcinkowski
6,7
Groza w stylu retro
„Guwernantka”, najnowszy zbiór opowiadań Mateusza Łukasza Marcinkowskiego, to nie tylko klimat grozy w stylu retro, ale także ciekawa prezentacja starcia, w którym „mędrca szkiełko i oko” z kretesem przegrywa z „czuciem i wiarą”. Racjonalność jest tu konceptem zdecydowanie niestabilnym, wręcz takim o rozmytych granicach. Tuż za nią trwa nieokiełznane, nieoczywiste, czyhające na każdą najmniejszą nieuważność. Bohaterowie naiwnie wpadają więc w jego pułapki, raz za razem…
Marcinkowski czerpie garściami z dorobku swoich poprzedników, nie kryjąc się ze swoimi inspiracjami. Puszczając co chwila oko do czytelnika, bierze na warsztat ponure opowieści o potędze sztuki, posępne posiadłości i ich nieprzyjaznych właścicieli, seanse spirytystyczne, karmiące się lękiem duchy, plugawe demony o złowrogich zamiarach i wszelkiej maści zło, przedzierające się do ludzkiego świata. Wzbudzaną słowami grozę zamyka w ramach minionej epoki, delikatnie tylko otrzepując jej starodawny kostium z kurzu. Naiwna wiara w siłę ludzkiego umysłu, miłość trącąca myszką oraz nienaganne maniery bohaterów sprawiają, że prezentowany zbiór jest idealną lekturą przede wszystkim dla tych, którzy mają dosyć pogoni za „innym nowym”. Dla czytelników, którzy dla chwili oddechu, chcieliby zanurzyć się w klasycznej grozie: znanych sobie na wskroś tropach i docenią ducha uproszczonej formy, konkretyzacji wywodów i staroświeckie nasycenie ekspresją.
Im dłużej dumam nad zbiorem, tym bardziej jestem przekonana, że można by potraktować go także jako zgrabny wstęp do przygody z literaturą grozy dla tych, którzy chcieliby się z nią w końcu zmierzyć, a jednak za bardzo obawiają się tej współczesnej, mają także opory przed literaturą klasyczną. „Guwernantka”, ze swoją nieoczywistością, grozą niewidoczną na pierwszy rzut oka, to rozwiązanie idealne.
Warto podkreślić, że „Guwernantka” to żadne tam umoralniające czytanki, ale tematycznie bogaty twór, dopuszczający się, różnorodnych deformacji rzeczywistości. Dla mnie takie pełne tęsknoty spojrzenie wstecz i ukłon ku gotyckości, okazały się interesującą przygodą. Co ciekawe, a znamienne, podczas lektury w głowie wciąż rozbrzmiewały mi słowa piosenki: „wehikuł czasu - to byłby cud”.
***
W zbiorze znajdziecie siedem opowiadań:
„Guwernantka” – młoda panienka z dobrego domu dostaje posadę guwernantki. Gdy tylko przekracza próg posiadłości, która ma stać się jej nowym domem, zaczyna odczuwać przedziwny niepokój. Potęguje go fakt, że pracodawcy zabraniają jej wspominać przy swoim synu o jednym z najważniejszych aspektów jej życia. Na każde odstępstwo od tej zasady, reagują nadmiernie surowo. Szybko okazuje się, że lepiej było posłuchać intuicji i zawierzyć snom, niż biernie oczekiwać na rozwój wypadków, ponieważ na cnotliwą dziewczynę czeka w tym domu śmiertelne niebezpieczeństwo. Solidna klasyka w świeżej odsłonie, z niespodziewanym zakończeniem.
„Nieziemska historia” - dosyć ciekawa opowieść o porwaniu. To taki miks retro wersji „Z Archiwum X” i najlepiej udokumentowanego polskiego spotkania trzeciego stopnia w Emilcinie (polecam sobie o tym ciekawym wydarzeniu poczytać). Uprowadzony mężczyzna, traktowany przez innych niczym nawiedzony wariat, w końcu znajduje słuchacza, który wierzy w jego wersję zdarzeń. Ów jegomość obiecuje nawet pomóc naszemu znękanemu bohaterowi odzyskać ukochaną, ale…i tutaj docieramy do bardzo ciekawego zwrotu akcji. To jedyne z opowiadań, które sprawia wrażenie noszącego znamiona współczesności.
„Nieznajomy” – to tragiczna historia pewnego małżeństwa. Coraz bardziej znękana kobieta, wyznaje mężowi, że za każdym razem, gdy ten wychodzi do pracy, w domu pojawia się tajemniczy mężczyzna. Nic nie mówi, tylko szyderczo jej się przygląda, budząc w niej coraz większe przerażenie. Próba zbadania sprawy kończy się niestety nie po myśli naszego bohatera. To opowiadanie, mimo sugestywnego zakończenia, niejednoznaczne i dające szersze pole do interpretacji.
„Demoniczna kochanka” – wszyscy wiemy jak kończą się zabawy z tabliczką Oujia, gdy się nie ma pojęcia, jak poprawnie jej używać. A jak może skończyć się historia, w której niedowiarek za jej pomocą, dla żartu zaprosi ducha na randkę? Przyjemna makabreska z pazurem.
„Zaklęta w marmur” – opowieść o bezgranicznej miłości, która poprzez sztukę pokonuje granice śmierci. Przejmująco smutne i piękne zarazem.
„Nawiedzona melodia” – cierpiący z miłości krawiec gotów jest chwycić się brzytwy by móc poślubić ukochaną. Chociaż nie chce się do tego przyznać, naiwnie wierzy w zapewnienia tajemniczego magika, który obiecuje mu pomóc. Otrzymuje od niego podarunek w postaci pozytywki wygrywającej smutną melodię. O dziwo, ten diabelsko przewrotny mechanizm okazuje się działać jak należy i pomaga parze „uciec”. Nie takiego jednak efektu oczekiwali kochankowie. Obok „Guwernantki” to druga historia, którą chętnie widziałabym w dłuższej formie.
„Kocica” – nasz bohater, jako człowiek nauki, odrzuca wiarę w zabobon, do czasu, gdy jeden z nich zastawia na niego sidła. Co może mieć wspólnego kobieta o zielonych oczach i bezdomny CZARNY kot? W prezentowanej historii, niestety, aż nazbyt wiele i wręcz czułam podczas lektury z tego powodu narastające oburzenie. Cóż począć jednak, gdy zabobon, okazuje się najbliższy prawdy. Moim zdaniem, to opowiadanie świetnie prezentowałoby się pośród innych epizodów w serialu „Mistrzowie horroru”.
[współpraca barterowa]
Elizabeth Mateusz Łukasz Marcinkowski
7,1
Świetny ukłon w stronę klasycznej literatury grozy!
Od kilku już lat bardzo lubię sięgać po twórczość wszelkich klasyków, w tym i pisarzy grozy. Mam swoich faworytów i ilekroć na horyzoncie wydawniczym pojawia się nowa pozycja w tym gatunku, od razu zapisuję ją na listę książkowych zakupów.
Prawdą jest, że ze współczesną literaturą grozy miałam nieco mniej do czynienia. Często brakowało mi tego specyficznego klimatu i języka! Całe szczęście, autorzy coraz częściej wychodzą naprzeciw wielbicielom tego typu twórczości i rozpieszczają nasze wybredne gusta!
Nie inaczej jest i z „Elizabeth”, zbiorem sześciu opowiadań, które z pewnością zasługują na uwagę.
Cóż mnie w nich tak urzekło? Wielkim plusem jest to, że bohaterowie nie są czarno-biali. Bardzo nie lubię schematów, zarówno w sztuce jak i w życiu, dlatego też zaskakujące rozwiązania, jakie znajdują się w tym zbiorku, bardzo mi przypadły do gustu! Nie mamy tutaj jasnych podziałów, cały świat wykreowany przez autora jest bardzo zróżnicowany i ciężko zaszufladkować głównych bohaterów do jednej kategorii.
Druga sprawa to język, bardzo zgrabny i staroświecki. Przywodzi na myśl dawnych klasyków, a to zawsze na plus. Czytając, miałam ochotę wyłączyć światło, zapalić kilka świec i dokończyć lekturę w ich blasku, aby móc całkowicie zatopić się w dawnym klimacie, który jest bardzo dobrze odwzorowany.
Poza tym, piękne jest to, że w każdej z tych opowieści jest zawarte niejedno przesłanie, co sprawia, że nie jest to tylko pusta rozrywka. Lektura, która skłania do przemyśleń, zawsze jest warta uwagi!
Jeśli chodzi o opowiadania, jednym z tych, które wywarło na mnie największe wrażenie jest na pewno „Zła miłość”. Genialnie pokazuje, że droga prowadząca w ciemność bywa bardzo pochyła i dokonując pierwszych niewłaściwych wyborów, coraz szybciej suniemy w przepaść, sami już nie wiedząc, od czego to się w ogóle zaczęło.
Nie mogę też nie wspomnieć o „Zaklętym kręgu” – oby więcej opowiadań grozy z mitologią słowiańską w tle! I z gwarą wplecioną w tekst. Uwielbiam wszelkie lokalne dialekty, dlatego niezmiernie ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam, że i tu takowy występuje. Samo zakończenie również bardzo zaskakujące – i przerażające! I mimo fantastycznego wątku, takie życiowe!
Jest tu też jedno opowiadanie, które wyróżnia się na tle innych – najmniej jest w nim typowej grozy, jednakże nie czyni go to wcale gorszym.
Zachwyciły mnie całkowicie opisy życia w dziczy i sposób, w jaki powoli rozwijała się przyjaźń głównych bohaterów. Piękne i bardzo ważne przesłanie.
Cóż, jest to na pewno bardzo udany debiut i pokazuje, że polscy autorzy mają w kwestii literatury sporo do powiedzenia! Polecam wszystkim, zwłaszcza fanom klasyki i poszukującym w powieściach subtelnego dreszczyku.
Ja czekam na kolejną książkę a ta trafia do moich ulubionych!