cytaty z książek autora "Aleksander Krawczuk"
Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego. Marek Aureliusz (właśc. Marcus Aurelius Antoninus, 121-180)
Jeśli historia uczy czegokolwiek, to tylko tego, że ludzie nigdy niczego się nie nauczyli z historii.
Gdyby ktoś zapytał jaką to najprostszą i najważniejszą naukę może zaczerpnąć ze studium świata starożytnego zwykły, szary śmiertelnik, wskazać by chyba należało tę wielką myśl, wciąż i w różny sposób w rozmaitych wariantach powtarzaną w dziełach antycznych:
człowiekowi w gruncie rzeczy niewiele potrzeba by zapewnić sobie znośny byt materialny, szczęście zaś prawdziwe polega na poczuciu swobody; tę zaś może zdobyć każdy, ograniczając swoje wymogi życiowe, rozbudowując zaś świat doznań intelektualnych.
Częste to w historii wypadki paradoksalnych zwrotów sytuacji, nikt bowiem nie jest w stanie przewidzieć dalszych skutków tych czynów i postaw, które w danym momencie zdają się najbardziej racjonalne i usprawiedliwione. Mogłaby więc historia stanowić dla każdego pokolenia najlepszą szkołę umiaru i powściągliwości w wydawaniu sądów o wydarzeniach współczesnych. Ale nie stanowi, w podręcznikach bowiem wciąż za dużo opisu faktów, a za mało refleksji, pytań, problemów.
Dzieje ludzkości zdają się pouczać: Co wielkie i potężne musi upaść co skromne zaś i wzgardzone może mieć w sobie odporność niewiarygodną, pod jednym wszakże warunkiem - jeśli zachowa pamięć swej przeszłości.
Odwiedzili tego dnia szkołę sławnego mistrza retoryki, Agamemnona. Przysłuchiwali się mowom wygłaszanym przez jego uczniów, aż wreszcie Enkolpios sam zabrał głos. Poniósł go temperament, nie mógł już dłużej słuchać bredni. To nie znaczy, że szkoła Agamemnona była zła! Przeciwnie, rychło okazało się, że to człowiek całkiem rozsądny. Przyznał Enkolpiosowi wiele racji - ale na osobności [...].
A tymczasem różnica jest istotna: tytuł przecież to coś, co można w każdej chwili dać i odebrać formalnie, uczoność natomiast jest faktem. Uczonym nikt nikogo mianować nie może.
oceniając wszystkie zjawiska obiektywnie i z dystansu, nie według tego co religie o sobie głoszą i za co się uznają, lecz według ich owoców? Na miejscu najwyższym musiałby postawić tę, która nigdy się nie skalała krwią ludzką, nigdy nikogo nie prześladowała w imię swych ideałów, nigdy nikogo nie nawracała siłą; tę wreszcie, która uważa wszystkie istoty żywe za równouprawnione i jednakowo godne miłości, bo razem współcierpiące. I znalazłby taką – religię Buddy.
[Edykt mediolański] To jeden z najpiękniejszych dokumentów całej historii ludzkości. Ale zarazem nasuwa bardzo smutne refleksje. Okazuje się bowiem, że ludzkość ani wtedy, ani później, ani dziś nawet nie dorosła do tak pełnej tolerancji, jaką pragnęli ci cesarze wprowadzić. Rok 313 zamyka erę prześladowań chrześcijaństwa przez państwo, które trwały - oczywiście z przerwami - prawie 250 lat, a spowodowały łącznie śmierć kilku, może kilkunastu tysięcy osób. Odtąd miała panować błogosławiona era pokoju religijnego i swobody wyznania. Jednakże niemal natychmiast wybuchły gwałtowne konflikty między chrześcijanami, a jednocześnie rozpoczęły się prześladowania pogan przez chrześcijan, co prawda raczej bezkrwawe, lecz bardzo przykre i powodujące niesłychane straty w zakresie kultury: niszczenie posągów i malowideł, a nawet książek. W wiekach zaś późniejszych rozpętał się obłęd wojen religijnych, tępienie pogan i kacerzy ogniem i mieczem, polowań na czarownice, inkwizycji, wypędzania innowierców. Popłynęła krew milionów ofiar fanatyzmu religijnego, nienawiści wyznaniowej, nietolerancji. Chrześcijanie zadawali sobie wzajem rany okrutniejsze i bardziej krwawe niż najgorliwsi cesarze rzymscy. To jeden z najtragiczniejszych rozdziałów historii rozpoczynającej się - paradoksalnie - jakże wzniosłą zapowiedzią tolerancji w 313 roku. Tego wszakże Licyniusz i Konstantyn przewidzieć nie mogli.
Obywatele powierzając Sofoklesowi tak ważny urząd popełnili pewien błąd, bardzo zresztą częsty. Lotna wyobraźnia i subtelna intuicja, tak pożądane u poety, politykowi raczej przeszkadzają; zwycięża on, jeśli jest bezwzględny i szybko podejmuje decyzję. A już z pewnością musi postępować tak dowódca. Tymczasem człowiek inteligentny i obdarzony twórczą wyobraźnią widzi, gdy stanie przed trudnością, zbyt wiele możliwości jej rozwiązania, a także nieskończone łańcuchy wszelkich konsekwencji każdego kroku. Waha się więc i zastanawia, życie zaś żąda działania.
Co czarne i ponure, co potężne i głośne, przesłania, tłumi i zagłusza w świadomości potomnych lata ciszy, łagodnego wytchnienia, powolnego biegu spraw codziennych. A przecież w hierarchii wartości najcenniejsze powinny być właśnie owe czasy wielkiej lub małej stabilizacji, albowiem tylko wtedy zbliżamy się do szczęścia na ludzką miarę. Rwące prądy przemian i burze spektakularnych wydarzeń nie są celem dla siebie, nie mają służyć tylko temu, aby doprowadzić nas do cichej przystani i nas spokojne wody normalnego życia. Kiedyż więc wreszcie w naszym pojmowaniu i prezentowaniu historii wyzwolimy się od złego uroku, jakim emanuje szatańska galeria maniaków, fanatyków i ludobójców? Kiedyż zaczniemy równie wymownie i szeroko sławić tych, którzy po prostu i naprawdę miłowali pokój?
Im szybszy rozwój techniki, tym większe niebezpieczeństwo, że do władzy może dojść polityk o poglądach z epoki głębokiego średniowiecza.
(Złudna magia cyfr - Rozmowa z prof. Aleksandrem Krawczukiem, "Przegląd", 7 lutego 2000)
Okazuje się, że literatura, a zwłaszcza dziejopisarstwo, należą do najbardziej czułych tworów ludzkiego ducha. Ich uprawianie wymaga szczególnie sprzyjających warunków: spokoju, ogólnej stabilizacji, wysokiego poziomu społecznej kultury i wykształcenia. A także dużej odporności psychicznej, umiejętności wzniesienia się nad drobne, lecz uciążliwe, sprawy codzienności i zaślepienie zwalczających się ugrupowań. Można się więc zastanawiać, czy nasza epoka będzie naprawdę należała do dobrze udokumentowanych przez poważne dzieła współczesnych historyków.
[Konstantyn] Rozkazał odciąć głowę Maksencjusza, wbić na włócznię i tak obnosić po mieście. Zbiegły się chmary gawiedzi, szydząc i plując. Nie dlatego, by szczególnie nienawidzono Maksencjusza, lecz z tej prostej przyczyny, że wszelkie pospólstwo zawsze się raduje, gdy okazać może pogardę upadłej wielkości. Czyni to równie ochoczo, jak i płaszczy się przed każdym, kto jest u władzy.
Historia starożytna jest istotnie niebezpieczna. Sławiła przecież ustami greckich i rzymskich dziejopisów, mówców, filozofów takie wartości, jak: wolność osobista, obywatelska, narodowa; swoboda słowa; jawność życia politycznego; demokracja, republikanizm, autentyczny patriotyzm. Wynosiła na ołtarze tyranobójców, piętnowała wszelkie formy jedynowładztwa, a także narzędzia ich mocy: donosicielstwo, służalczość, przekupstwo, korupcję.
Ustawę [zakazującą nauczania bez zgody cesarza]stosowano rygorystycznie. Niektórzy wybitni profesorowie chrześcijańscy sami zrezygnowali ze swych katedr; tak postąpił Wiktoryn w Rzymie i Proajrezjusz w Atenach. Natomiast dwaj kapłani w Laodycei syryjskiej, ojciec i syn, obaj noszący imię Apollinary, obaj też wykształceni w greckiej retoryce, postanowili w inny sposób częściowo sparaliżować działanie ustawy. Podjęli mianowicie ambitny plan opracowania ksiąg Pisma w formie różnych helleńskich gatunków literackich, by dać młodzieży chrześcijańskiej odpowiedni materiał do studiów. Historyk Kościoła Sokrates twierdzi, że ojciec sparafrazował starsze, zwłaszcza historyczne partie ,,Biblii'' częściowo wierszem epickim, częściowo zaś w kształcie tragedii, używając przy tym różnych sposobów wersyfikacji. Syn natomiast miał podać treść ,,Ewangelii'' i dziejów apostolskich wzorując się na dialogach platońskich. Może jednak podział pracy był inny. Szkoda, że te z różnych względów niezmiernie interesujące parafrazy nie są nam znane. Zapomniano o nich, gdy chrześcijanie znowu mogli kształcić się na dziełach oryginalnych. Do zaginięcia owych prac - chrześcijańskich w treści, pogańskich w formie - przyczyniło się zapewne i to, że ich autorzy mieli własne poglądy na naturę Chrystusa. Herezja ta, zwana apollinaryzmem, doczekał się surowych potępień ze strony późniejszych soborów, co z kolei odbiło się korzystnie na losach europejskiej kultury. Gdyby bowiem nie chrystologiczne doktryny Apollinarych, spłodzone przez nich namiastki antycznych gatunków literackich miałyby chyba żywot trwalszy. Kto wie, czy nawet by nie wyparły całkowicie i nie skazały na zagładę swych wielkich autentycznych pierwowzorów?
Ciężko jest wznosić zręby nowej władzy bez zdrowego fundamentu starych donosów.
Chrześcijaństwo w swej pierwotnej postaci groziło zagładą całemu dorobkowi cywilizacji.
Historyk musi być wrogiem powieści historycznej, zwłaszcza tej tradycyjnej.
Toteż jeśli uczony humanista zachowuje się tak, jakby prowadzenie rozmowy z profanami było czymś nie licującym z jego godnością, osądza sam siebie, sam sobie wydaje świadectwo nieużyteczności lub też braku odpowiedniego przygotowania.
Profesor humanista, który nie publikuje książek dostępnych szerszemu kręgowi czytelników, jest kimś na wzór profesora architekta, który by nie potrafił zaprojektować domu mieszkalnego; profesora medycyny - chirurga, który by nie wiedział, jak się operuje, profesora nauk technicznych, który by nie dokonał w swej dziedzinie żadnego ulepszenia.
Najszumniejsze tytuły nic tu nie pomogą: albo się zna swój zawód, albo też nie. Zawodem humanisty jest po prostu humanistyczne, czyli ludzkie komunikowanie się ze społecznością.
(...) potomność osądza polityków nie według ich rzeczywistych czynów, lecz według dzieł pisarzy danego okresu. Stąd wskazówka: żyj dobrze z ludźmi pióra, a pamięć o tobie będzie dobra i trwała, oczywiście, jeśli potrafisz odróżnić zwykłego pochlebcę od człowieka z prawdziwym talentem i znosić cierpliwie jego fanaberie, dziwactwa, złośliwostki, nierzadkie przywary Apollinowej braci.