Najnowsze artykuły
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant5
- ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
- ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant970
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Halszka Olsińska
2
9,3/10
Pisze książki: poezja
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
9,3/10średnia ocena książek autora
2 przeczytało książki autora
0 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Złota żyła Halszka Olsińska
10,0
„słowa upraszczają myśli/ a te nie mogą/ bez nich żyć” (***, s. 7)
Halszka Olsińska swoim tomem zabiera nas do swojego cennego - ale wystawionego na naszą czytelniczą obróbkę- świata. Idziemy zakamarkami różnych myśli, wyławiamy z tego cenne wskazówki, próbujemy odtworzyć lub przetworzyć z tych słów myśli. Zawsze jednak pozostaje nam ułomność języka upraszczającego przekaz. Z drugiej strony bez tych uproszeń nie byłby on w ogóle możliwy. Słowa są nierozerwalnym elementem wszelkich ludzkich kultur. To one stwarzają nas, jako osobowości, ograniczają nas, zasobem słów. W tym pierwszym minimalistycznym utworze pobrzmiewa echo Wittgensteinowskiego spojrzenia na język: „Granice naszego języka są granicami naszego świata”. Z jednej strony dają możliwość, a z drugiej ograniczają. Jednak w granicach naszego osobistego języka może dziać się wiele. Kilka słów, a jak znaczące to wprowadzenie. Już na pierwszej stronie dostajemy informacje, że sens będzie tu ważniejszy niż liryzm, że przesłania będą kryły głębszą prawdę, tę nieuchwytną słowami.
O czym jest zbiór? Można powiedzieć, że o życiu. Halszka Olsińska zabiera nas w obszary swoich przeżyć, wspomnień, przemyśleń z nimi związanych, doświadczeń. Wszystko w formie pozornie ascetycznej, ale w tym ascetyzmie jest coś barokowego, pewnego rodzaju nawarstwianie się obrazów, znaczeń. Wszystko poskładane, poupychane, aby małą ilością słów przekazać wiele. Używane przez nią zwroty niby niewiele ujawniają sferą językową, ale to tylko pozór: „najbarwniejszym/ obrazem dnia/ biała chropowatość ściany” („Szpital”, s. 47). Ściana, która kryje w sobie dużo znaczenia, być może bólu, oczekiwania, niemocy, bo skoro tylko tę ścianę .widać to podmiot liryczny nie może się poruszać, żeby wyjrzeć przez okno, zajrzeć do bufetu. I tak jest w każdym jej utworze: poza słowami kryje się cały kosmos, który trudno wypowiedzieć, zamknąć w słowach, więc zostaje zminimalizowany, uproszczony, pozbawiony ozdobników, a mimo tego bardzo bogate w emocje: „krzyczeć/ wydrzeć się jak/ kartkę z kalendarza/ codzienności/ natręctwu obowiązku/ strzelić w ucho/ pokazać bezgłośnie/ ucho od śledzia/ szeptać krzyk/ przez całą pustynię/ zaludnioną gęsto/ wymijać osobne/ ziarnka piasku/ jak wyrzut/ gdy chce się/ do człowieka”. (***, s. 16). Ileż w tym dynamiki, zmiany odczuć. Można pokusić się o stwierdzenie, że cała paleta emocji: od tych burzliwe po wielką ciszę. I znowu ważniejsze jest to, co czujemy poza tymi słowami, jakie obrazy nam się pojawiają, jakie wywołują skojarzenia.
Jest w tych wierszach coś jeszcze: zamykanie świata w klamry, pokazywanie dwóch końców łączących ważne przesłanie: „kiedyś miałam/ pięć lat/ wojny toczyły się poza/ granicami pojmowania/ ta nazywana drugą/ prehistoryczna/ miała swój czas/przed narodzinami/ mojego czasu/ natomiast koreańska/ niosła się/ głośnym echem z/ wielkiej dali// nie byłam/ pozbawiona wyobraźni/ zrozumiałam że/ owa dal hen/ aż za łączką/ za zakrętami i/ jeszcze dalej/ może nawet/ za drogowawelskim/ lasem/ dziś tak samo/ wojny się toczą/ poza granicami/ mojego/ pojmowania” („Legendarne”, s. 36-37). Z jednej strony napięcie dziecka urodzonego tuż po wojnie, a z drugiej połączenie tego z niepojmowaniem w znaczeniu szerszym, wymiarze filozoficznym. Efekt zapierający dech w piersiach, bo pokazuje jak nam – duszom niewinnym – trudno wyobrazić sobie ogrom zła, jakie niosą wojny.
Nie może się też obyć bez motywu teatru. Jest on już tak na wszystkie strony przerobiony, wykorzystany, zawłaszczany przez humanistycznych badaczy, że motyw wcielania się w role, zakładania masek wydaje się oklepany. A jednak Halszka Olsińska mnie zaskoczyła, pokazała z nieco innej strony. Nakładające się obrazy po raz kolejny zmusiły do myślenia: „ten spektakl/ nie schodzi/ ze sceny w starym/ teatrze i/ nikt nie wychodzi/z roli/ zawsze coś/ doda ujmie/ wykoncypuje/dorzuci zwróci/ na nice obróci/ wyburzy spruje/ swoich kwestii do/ pilnuje od engage/ ment po/ zwolnienie/ pośród trucheł/ truchło obraca/ na ruchomej scenie/ pozory wnętrza/ wywnętrza inter/pretuje własne/ pokolenie infiltruje/ ustoiny przez/ zęby cedzi/ za parawanem dzieł/ wiekopomnych siedzi/ żonglując/ racjami z budki/ suflera/ gdy inni/ mają w głowie/ różewicza/ mrożka i moleira” („Przedstawienie życia”, s. 43-44).
Nie mogło też zabraknąć filozofii: epistemologii i ontologii wymieszanej z fizyką: „zanurzeni w/ wannie rzeczywistości/ tracimy na wadze/ objętości i szarej/ masy wydolności oraz/ nabywamy cyrkowych/ umiejętności/ odejmowania w pamięci/ pojemności naszego/ świata z nieobliczalności/ wszechświata a także/ łatwości/ żonglowania galaktykami/ galaktyk niczym słowami/ i astronomicznymi/ liczbami jak/ świata losami” („Nieobliczalni”, s. 52).
Do tego pojawia się odwieczny problem z teraźniejszością i jej ulotnością: „nawet/ w swoim czasie/ wszystko/ już przeszłe/ jeszcze nim/ na dobre/ wepnie się/ w materię ziemi/ jak błyskawicy szpila/ co poły nieba/ spina/ powidokiem/ się stając” (***, s. 87).
Z jednej strony lekkość, a z drugiej nawarstwianie się. Niby nie pulchne, a jednak dość wysokie. Troszkę skojarzyło mi się to z ciastem francuskim i jego warstwami, które wywołują wrażenie, że ciasto nie jest puchate, ale przerwy między warstwami dają podobny efekt. I tu jest tak samo: to, co jest niedopowiedziane daje duże możliwości czytelnikowi. Z tego powodu z jednej strony wiersze Halszki Olsińskiej są bardzo osobiste, bo zabierają w świat jej doświadczeń, przemyśleń, a z drugiej strony pozwalają na wpisanie w nie własnych życiorysów.
Przebyt Halszka Olsińska
8,5
„Przebyt” jest słowem, które kojarzy mi się ze średniowieczem, mówieniem o niebie/ rajem, który miał dawać ludziom nadzieję, ale też zachęcać do posłuszeństwa. W „Bogurodzicy pojawia się on w opozycji do życia, które ma być „zbożne” (pobożne, czyli pełne modlitwy i braku przekraczania ustalonych norm społecznych),aby po śmierci mógł nastąpić pobyt w raju.
„A na świecie zbożny pobyt, / Po żywocie rajski przebyt”
Słowo „przebyt” nasuwa mi też skojarzenie z przepychem, czyli byłby to pobyt inny niż ten ziemski naznaczony cierpieniem i brakami. Przebyt to świat pełen delikatności oraz dostatku. Nie ma tu miejsca na zło, krzywdę i przywłaszczanie sobie każdego elementu świata. Zamiast tego współgranie z nim, cieszenie się tym, że nie trzeba już o nic walczyć.
Wiersze Halszki Olsińskiej tchną delikatnością, kobiecym spojrzeniem ożywiającym otaczające podmiot liryczny przedmioty, które mu sprzyjają i czuwają nad każdym dniem pełnym wątpliwości oraz nacisku na instynkt zwierzęcy wygrywający z intuicją. W poezji Halszki Olsińskiej obserwujemy przepełnienie, przesączenie, doprawienie codziennością spotkań ze znajomymi, nieznajomymi, znanym i nieznanym. Wszystko ma tu swoje życie i naznacza nas swoim spotkaniem, obok którego nie możemy przejść obojętnie. Spotkania, na które można patrzeć przez pryzmat „filozofii dialogu” stworzonej przez Rosenzweiga, pielęgnowanej przez Bubera i Levinasa oraz Tischnera, gdzie "Inny" pozwala poznać "Ja", ale w wierszach odniesienie się do własnej egzystencji jest możliwe do „Innego”, który może być upersonifikowanym przedmiotem czy nawet pojęciem, które pozwala ją naświetlić różne elementy naszego „Ja” obdartego z Putmanowskiej wizji mózgów w naczyniach, bo przecież kształtowanego przez spotkania, które są tu bliskie. Dzięki prześwietlonej, zanalizowanej i ożywionej rzeczywistości możemy poznać siebie, wyznaczyć miejsce swojemu „Ja” w świecie pełnym „Innego” nakreślonym oszczędnym językiem, by dać szeroki zakres odczytu, możliwości wepchnięcia siebie w formy zawarte w utworach, do których może pasować każdy, ponieważ ludzie zostają tu pozbawieni indywidualności. Duże znaczenie mają tu odwołania do świata wartości, otoczenia, nauki, sztuki, ontologii, epistemologii, logiki, astrologii, biologii, odczuć. I tak jest też w tomie „Przebyt”. Na jednej stronie obok ważnych kwestii epistemologicznych, duchowych, a może nawet religijnych lub tylko biologicznych. Do tego pojęcia abstrakcyjne są upersonifikowane, żywe: „Cisza/ skrada się/ przyczajone zwierzę/ niezdolne do skoku/ bez widoku przepaści/ gardła”.
„Przebyt” to zbiór utworów skłaniających do wytężonej refleksji. Z jednej strony są niesamowicie proste, z drugiej kryje się w nich bogactwo prawd o świecie. Poetka wskazuje drogi niezbadane i nie do końca odkryte przez ludzi. Zawarte w tomie wiersze sprawiają wrażenie luźno wrzuconych, tak jak nasze myśli przepływają swobodnie z miejsca w miejsce. Do tego połączenia związków frazeologicznych, epitetów oraz metafor są tu zaskakujące, wprowadzają nowe spojrzenie na codzienność i utarte schematy. Dekonstrukcjonizm pozwala na nadanie zwrotom nowych sensów, na które składa się świat przemyśleń poetki. Idziemy zakamarkami różnych myśli, wyławiamy z tego cenne wskazówki, próbujemy odtworzyć lub przetworzyć z tych słów myśli. Zawsze jednak pozostaje nam ułomność języka upraszczającego przekaz: „nie trafić/ w punkt/ najprościej kulą/ w płot i/ przypadkiem/ trafić/ pod zły adres”.
Słowa nie oddają stanu rzeczy, nie pozwalają na precyzję, ale z drugiej strony są nierozerwalnym elementem wszelkich ludzkich kultur. To one stwarzają nas, jako osobowości, ograniczają nas, zasobem słów. W tym pierwszym minimalistycznym utworze pobrzmiewa echo Wittgensteinowskiego spojrzenia na język: „Granice naszego języka są granicami naszego świata”. Z jednej strony dają możliwość, a z drugiej ograniczają. Jednak w granicach naszego osobistego języka może dziać się wiele. Kilka słów, a jak znaczące to wprowadzenie. Już na pierwszej stronie dostajemy informacje, że sens będzie tu ważniejszy niż liryzm, że przesłania będą kryły głębszą prawdę, tę nieuchwytną słowami. Z drugiej strony jest to fenomenologiczne doświadczenie języka, więc wymaga wprowadzenia nas w obszary swoich przeżyć, wspomnień, przemyśleń z nimi związanych, doświadczeń, „jazgot przeszłości”. Wszystko w formie pozornie ascetycznej, ale w tym ascetyzmie jest coś barokowego, pewnego rodzaju nawarstwianie się obrazów, znaczeń, zderzenie przeciwieństw. Wszystko poskładane, poupychane, aby małą ilością słów przekazać wiele. Używane przez nią zwroty niby niewiele ujawniają sferą językową, ale to tylko pozór: „tylko ty/ sam zasiejesz/ po sobie/ ciszę”. Ileż w tym dynamiki, zmiany odczuć. Sianie związane z żywotnością sąsiaduje z ciszą będącą uosobieniem braku, nieobecnością. Można pokusić się o stwierdzenie, że w tym króciutkim wierszu znajdziemy paletę emocji: od nadziei, która skłania nas do siania/tworzenia po ciszę. I znowu ważniejsze jest to, co czujemy poza tymi słowami, jakie obrazy nam się pojawiają, jakie wywołują skojarzenia.
Nie może się też obyć bez motywu teatru. Jest on już tak na wszystkie strony przerobiony, wykorzystany, zawłaszczany przez humanistycznych badaczy, że motyw wcielania się w role, zakładania masek wydaje się oklepany. A jednak Halszka Olsińska mnie zaskoczyła, pokazała z nieco innej strony. Z jednej strony jest to teatr sądów, a z drugiej utrwalania siebie za pomocą poetyckiego selfie: „robię selfie/ rzadko a jednak/ nazbyt często/ słowami/ tak własnymi że/ stają się/ aktami/ w całej rozwiązłości/ nie dla wszystkich/ oczu”.
Poezja Halszki Olsińskiej to poezja skupiająca się na detalach nadających całości określone znaczenie, uchwyconych chwilach wprowadzających w klimat otoczenia, w którym istotne są krople deszczu spływające po szybie, pęczniejąca cisza, rozchodzące się światło czy przedmioty wpisane w naszą codzienność, ale w różnych sytuacjach postrzegane inaczej:
„obrazek/ zawieszony w ramce/ z ruchomym obłokiem/ nieruchomy// słychać/ pęcznienie ciszy/ jak się rozpiera/ we wszystkich/ kątach/ krzyk niemocy/ nocnego ptaka”.
Prostota, oszczędność sprawiają wrażenie prozy pozbawionej nawet znaków interpunkcyjnych tak jak w życiu nie ma przerywników. Jesteśmy nosicielami ciągu doświadczeń oraz potencjalnych wydarzeń: „przestrzenie/ bez dna/ wyrywają się/ z korzeniami/ z otchłani/ swoich źródeł// wszystko/ dopiero będzie”.
W „Przebycie” Halszki Olskińskiej z jednej strony mamy lekkość, a z drugiej nawarstwianie się. Niby nie pulchne, a jednak dość wysokie. Troszkę skojarzyło mi się to z ciastem francuskim i jego warstwami, które wywołują wrażenie, że ciasto nie jest puchate, ale przerwy między warstwami dają podobny efekt. I tu jest tak samo: to, co jest niedopowiedziane daje duże możliwości czytelnikowi. Z tego powodu z jednej strony wiersze Halszki Olsińskiej są bardzo osobiste, bo zabierają w świat jej doświadczeń, przemyśleń, a z drugiej strony pozwalają na wpisanie w nie własnych życiorysów przez czytelnika.