cytaty z książek autora "Marek Bieńczyk"
Jakże rzadkim zjawiskiem wśród ludzi jest człowiek. Człowiek, który miałby duszę.
Bach, przylgnąłem do okna, nie istnieję, mam wakacje od bytu, w końcu to niedziela, nie?
Jakże rzadkim zjawiskiem wśród ludzi jest człowiek. Człowiek, który miałby duszę. A dusza to głowa i serce. Zwłaszcza, Soniu, serce.
Nawet w najgorszej nędzy wyzwolić się może żądza i tęsknota za rozkoszą, życie upomina się o swoje.
My, co nam Bóg kazał pozostać, stoimy nadal na straży czystości naszych uczuć, a wszystkie bóle składamy w ofierze Bogu Jedynemu. I wierzymy, że jeśli On tak nas ciężkim gromem, palącym piorunem poraził, to widocznie ma do nas zaufanie. Że podniesiemy się poprawieni i mocni.
Nie chcę zaszczytów, nie chcę pieniędzy, nie chcę podróży, nie chcę dzieła, nie chcę dnia i nocy, nie chcę prawdy, nie chcę wiary, nie chcę rodziny, nie chcę myśli, nie chcę tego tekstu... Nie, nie jestem nihilistą. Nic jest wciąż programem, a ja nie chcę n i c. Przecież ja chcę, ja chcę, ja chcę tylko Ciebie.
Szczęście jest tak męczące, że nie daje się odczuć. Diabli je nadali. Niemniej jednak wiem, że powinienem wiedzieć, że jestem właśnie szczęśliwy, jak tu z tobą zajadam te ciastka, jedno po drugim. Bo uwielbiam ciastka i uwielbiam ciebie. Ale za rok albo za miesiąc, albo nawet jutro będę z pewnością świadom tego, że jestem... że byłem dzisiaj szczęśliwy.
Siedząc spokojnie, nic nie robiąc / wiosna nadchodzi i trawa rośnie sobie tak
Bo ciało zawsze mówi coś obok i coś więcej, jeszcze i jeszcze więcej; ciało zawsze przesadza i tej przesadzie chce się sprostać przesadą zrozumienia.
Melancholia to oksymoroniczna jedność konturów i mgły, uwięzienie czy raczej dobrowolne zamknięcie się w raz na zawsze wyznaczonym kręgu, którego zawartość pozostaje wszak otwarta i niezdefiniowana.
Jedna rzecz jest gorsza niż bezsilność. To pozorna bezsilność, gdy na wszelki wypadek jednostka rezygnuje ze swoich praw. (Katarzyna Dybżyńska).
Mądrość jest nieśmiała i lubi obwarowywać się przeszkodami, żeby tylko zostawiono ją w spokoju. Ja poluję na tę zapoznaną mądrość,która zawsze się ukrywa... (Jaume Cabré).
Jeśli się melancholika zapyta, co leży u podstaw jego melancholii, co go gnębi, to odpowie, że nie wie, że nie potrafi tego wyjaśnić. Odpowiedź ta jest ze wszech miar prawdziwa, albowiem z chwilą rozpoznania przyczyny melancholia mija.
Boimy się tego, czego nie rozumiemy, Prawdziwego, porażającego drżenia w duszy doznajemy, gdy do obecnego strachu dołącza się zabobonny strach z minionych stuleci.
(...) w Broku, gdzie płynie rzeka pod wezwaniem Pana Ojca i na pohybel ortografii.
Amerykańskie hotele (fantazmatyczne hotele naszych marzeń) tylko zadrażniają czas, przenoszą nas w dekoracje przelotności. Z ich podstaw wbitych w pustynie miejskie i w pustynie prawdziwe widzimy nietrwałość naszych miejsc na ziemi i ogrom pustki do przemierzenia.
W tym szaleństwie nasycenia, w tym obłędzie wyczerpywania produkcyjnych możliwości, jak również w rozwoju psychologicznych i sportowych technik "spełniania" siebie samego, "wyśrubowywania" naszej tożsamości i skuteczności, osiągnęliśmy - na podobieństwo niezużywalnej płyty kompaktowej - przerażający, niebezpieczny stan nasycenia, w którym nie ma miejsca na brak, stratę, na być może zbawienne w tej nowej sytuacji cywilizacyjnej stany melancholijne: wyobcowanie, różnicę, tęsknotę.
Tak jak wino zależnie od różnych jego ilości, znajdujących się w organizmie, wywołuje odmienne zachowania i zakreśla, rzec można, drogę stylu zachowań, która prowadzi od chłodu i ciszy do przypływu elokwencji, dowcipu, do uniesienia, a nawet gwałtowności i szaleństwa, i wreszcie do otępienia (...), tak obecna w organizmie czarna żółć powoduje analogicznie, w zależności od swej masy i temperatury, całą serię zmiennych stanów, właściwych melancholii (...).
Melancholia w swoim pragnieniu ciszy i odosobnienia, szczególnego zamknięcia się w sobie, twarzą do siebie samej, wyraża nie tylko lęk spotkania z rzeczywistością, która rani, lecz, w ostatecznym rozrachunku, intymne ciążenie duszy w stronę wielkiego centrum, pęd ku wnętrzu i głębi, ku przestrzeni, w której życie wymyka się spod ucisku przypadków, jakim wcześniej podlegało. Tam, w głębi, dusza przenika wreszcie w miejsce strzeżone, gdzie rozwijać się może w „mnogiej prostocie pierwotnych głębi”. Tam wchodzi w związek z ciemnymi podwalinami, z zakrytymi złożami istnienia, z mocą bytu, tam dociera do Matek.
Melancholia, której wzrok nie spoczywa na niczym, widzi przedmioty tylko w przelocie, dostrzega co najwyżej ich kruchą, rozpaczliwą materialność, nie chce wnikać w ich możliwą wyższą istotę, ześlizguje się z nich – w przeciwieństwie do kontemplacji, która dostrzega w tym, przez co jej spojrzenie przechodzi, prawdę i logos rzeczy. W obu przypadkach należy mówić o spojrzeniu całościowym. Kontemplacja widzi wszystko naraz, obejmuje całość rzeczywistości prostym niczego niewyróżniającym spojrzeniem.
Maszyna do wykrywania kłamstwa (mam do niej sporo sympatii) jest w dziejach techniki jednym z najbardziej filozoficznych wynalazków.[…]
[…] Kiedy badany czy przesłuchiwany kłamie, jego ciało swą elektryczną reakcją zadaje kłamstwu kłam; ciało - jak sądzić muszą wynalazcy - mówi w tym przypadku prawdę, ciało nie kłamie, ma niejako zdolność etycznego osądu”.
Gdziekolwiek się znajdziesz i czegokolwiek spróbujesz, jest pewne, że będzie odwrotnie. (Andrzej Mencwel).
Żałoba ma swoją dramatyczność, fazy mocne i słabsze, ale opiera się na długim, jawnym trwaniu. Pozostaje przekazem wysłanym na zewnątrz i zarazem wysłanym ku sobie: jestem w żałobie. Co znaczy: rozpamiętuję stratę, przeżywam ją mocno i nieustannie; wiedzcie o tym i wiedz o tym ty sam. Zmartwienie jest bardziej skryte, także dla jego podmiotu: nie wiemy, kiedy i jak przystąpi do akcji, i nie jest oflagowane. Zmartwienie nigdy nie leczy się u terapeuty, bo też nie powoduje ono gwałtownej zapaści. Trwa podskórnie. Albo budzi się nieregularnie z uśpienia; istnieje chaotycznie.
Jakże rzadkim zjawiskiem wśród ludzi jest człowiek. Człowiek, który miałby duszę. A dusza to głowa i serce. Zwłaszcza Soniu, serce. Serce. Jakżeż niewielu posiada jedno i drugie. A przecież dopiero zespół tych dwóch czynników zgodnie ze sobą harmonizujących daje to, co nazywamy kulturą duchową, tworzy jednostkę naprawdę wspaniałą i wielką. Dewizą takiej jednostki jest zapomnieć o sobie, a nie zatracić siebie. Zapomnieć o sobie to znaczy odnaleźć swoją, ponad sobą leżącą oś, wokół której porusza się i obraca życie nasze. A nie zatracić siebie, znaczy być wiernym sobie na zasadniczej linii życia, być wiernym tym ideałom, którym się hołduje.
[...] i czemu jestem taki, jaki jestem, czy naprawdę nie nadszedł czas na zmiany, potem może być za późno.
Zapomnieć o sobie, to znaczy odnaleźć swoją, ponad sobą leżącą oś, wokół której porusza się i obraca życie nasze. A nie zatracić siebie, znaczy być wiernym sobie na zasadniczej linii życia, być wiernym tym ideałom, którym się [...] hołduje.
... nie wolno mi być szczęśliwym, gdyż koszt szczęścia, czyli przyszłe nieszczęście, jest nadto wysoki.
Nie mogę przestać sobie wyobrażać, że w świecie istnieje równowaga radości i bólu i że kiedy ją naruszysz, czując się na przykład wspaniale i szczęśliwie, to w zamian zaraz coś złego na ciebie spadnie.