Moment życia. Ulotna chwila Joanna Zawadzka 7,6
ocenił(a) na 82 lata temu Są czyny, których się nie wybacza i w zależności od tego, kogo one dotyczą można spodziewać się odpowiedniej „kary”. Każdy nasz występek niesie za sobą konsekwencje. Jeśli są to te z grupy „to mi się podoba” nie pozostaje nic innego jak tylko się cieszyć. Pozostałych należy się jednak obawiać, bo tylko głupiec nie czuje trwogi przed zemstą. Joanna, choć pobudkami do zdrady była miłość i przeświadczenie, że tylko w ten sposób ocali Krzysztofa przed śmiercią, doskonale zdawała sobie sprawę, że w świecie gangsterów to wyrok śmierci.
Codzienność przybrała ciemniejsze barwy i zdecydowanie częstszym gościem był strach.
„A ja wcale nie byłam odważna. Byłam tak przerażona całą sytuacją, że codziennie w nocy trzęsłam się ze strachu, a wychodząc na ulicę, ciągle oglądałam się za siebie.”.
Życie naszej bohaterki zmieniło się, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Swoje niepokoje, obawy i plany dzieliła z kimś wyjątkowym. Z kimś, kto codziennie przypominał jej o TYM, dla którego popełniła to wszystko. Zmiana otoczenia, zerwanie (choć zdecydowanie nie z jej inicjatywy) ze znajomymi oraz przyjaciółmi miało być wystarczające. Czy takie było? Joanna wiedziała, że fakt, jej odnalezienia był tylko kwestią czasu, nie miała co do tego żadnych złudzeń. Nie należała do osób, które uciekają na koniec świata tuszując wszystkie ślady swojej obecności.
Nie zamknęła się w wierzy, do której prowadziłyby kręte schody o tylu stopniach, że zniechęcałyby potencjalnego tropiciela. To przecież nie miało sensu. Chciała żyć i stworzyć swojemu synowi Szymonowi w miarę normalny dom. Nie pozbawiła go miłości osób bliskich jej sercu, tego nie mogła przecież zrobić. W tajemnicy utrzymywała kontakt z rodziną i Natalią. Szymon stał się jej całym światem i w nim widziała wspomnienia miłości swojego życia. To, że dowiedziała się o ciąży w czasie, kiedy Krzysztof wraz ze swoimi ludźmi odsiadywał wyrok było światełkiem w tunelu, do którego na własną prośbę weszła i to bez żadnego planu ewakuacji. Dopuszczając się zdrady zdawała sobie sprawę z tego, że jest jeszcze co najmniej jedna osoba, która popiera to co robi, to ona była pierwszym trybem tej machiny.
Czy to możliwe, że skazanie kogoś za kilkuletnie więzienie może być jedynym sposobem na jego ocalenie? Wydaje się to wręcz nierealne, ale nic bardziej mylnego. Krzysztof wychodzi na wolność i jest przekonany o tym, że Joanna od samego początku współpracowała z policją. Takie przypuszczenia nie wróżą nic dobrego, zwłaszcza, jeśli teorię stawiał niebezpieczny gangster.
W końcu następuje tak długo „wyczekiwana” chwila. Joanna tworzyła w głowie już wiele scenariuszy tego spotkania. Czy któryś był trafiony? Może niepotrzebnie nie przespała tylu nocy?
Mężczyzna przez 3 lata miał wystarczająco dużo czasu, by zemstę obmyśleć w najdrobniejszym szczególe. Jego rządza „ukarania” zdrajczyni musiała jednak zdecydowanie przyhamować. To dzięki Szymkowi Joanna jeszcze żyła, o czym nie omieszkał jej osobiście poinformować Krzysztof. Ku jego zdziwieniu nie robiła mu żadnych problemów z możliwością widywania syna. Ich poznawanie się jest przepełnione emocjami, na które gangster nie był chyba gotowy. Czy jego serce potrafi się otworzyć? Czy może znajdzie się w nim miejsce nie tylko dla potomka? A może musi tylko nieco odkurzyć to, co skrywa na jego dnie?
Oboje bohaterów doskonale wykorzystało dany im czas. Dojrzeli do tego, by ułożyć na nowo listę priorytetów. On pytał, ona mu odpowiadała. Opowiadała prawdę, która nie znajdywała pokrycia w jego wcześniejszych insynuacjach. Niedopowiedzenia to źródło złego, a domysły są niczym chochliki szeptające nam do ucha największe głupoty świata. Ich chwiejny fundament potrzebuje niewielkiej pomocy, by z lekkim podmuchem zniknąć, popaść w zapomnienie. Joanna ma nadzieję, że wszystko da się jeszcze naprawić, że serce nigdy nie zapomina, że uczucie się odrodzi z popiołów.
Czy jednak w życiu Krzysztofa nie zmieniło się zbyt wiele? Czy misternie tkana sieć, w którą miał złapać wroga wytrzyma i czy dalej to będzie jego celem?
Zazdrość.
Zdecydowanie jest kobietą. To ona wyciąga swój pazur i przesuwając nim po sercu powoduje, że pojawia się na nim rysa. Nie jest złą wróżbą i jeśli nie przyjmuje postaci chorobliwej to świadczy tylko o tym, że nam zależy.
„Byłem zazdrosny i zżerało mnie to. Nie wiedziałem, jak mam sobie z nią poradzić, ale wiedziałem, że mam dość przepychanek. Wiedziałem też, że Aśka zawsze już będzie tylko moja.”.
Dziecko potrafi przewrócić życie do góry nogami. Czasami nie potrafi zamknąć buzi, a w innych przypadkach otwiera oczy… innym.
Pięknie opisana fabuła, która spodobała mi się o niebo bardziej niż pierwszy tom (a on sam w sobie był godny polecenia). Miło było przyglądać się z boku i dopingować zmiany, które zachodziły w Krzyśku. Stał się dojrzałym i odpowiedzialnym mężczyzną, co w połączeniu z jego władczą naturą stworzyło doskonały mix. Ewaluował i z pewnością zasłużył na gromkie brawa.
Ta historia była nieprzewidywalna, co róż zaskakujące zwroty akcji trzymały mnie w napięciu. Czytałam siedząc jak na szpilkach, a pojawienie się tajemniczego Krikuna doprowadziło do palpitacji serca. To właśnie w tym momencie miejsce na moim ramieniu zajęły chochliki, które podsyłały mi odpowiedzi na pytania - kim był? – co knuł?
Na koniec napiszę coś o zakończeniu, bo to właśnie ono wyróżnia tę książkę na tle innych. Papierowe wersje napisanych opowieści to jedyne, które poznaję, ale z szacunkiem odnoszę się do innych form przekazu. Każdy czytelnik ma prawo wyboru, a autorka uszanowała nasz głos. Czy kiedykolwiek poznałeś książkę, w której otrzymałeś wybór jej zakończenia? Ja nigdy! Strona 213 i kilka kolejnych, wprowadziły mnie w niemałe osłupienie. Kilkakrotnie wróciłam do wcześniejszej strony i czytałam ponownie. Czy to możliwe? Sprawdźcie sami jak zakończyła się historia Joanny, która zdradziła w imię miłości i Krzysztofa, którego serce nie zapomniało.
„Jesteśmy tu razem, stoimy obok siebie, ramię w ramię. Zerkam na nich i rozpiera mnie duma. Moich dwóch wspaniałych mężczyzn.”.