„Kod Dedala” w kinach od 20 grudnia [KONKURS]

LubimyCzytać LubimyCzytać
17.12.2019

„Kod Dedala” to trzymające w napięciu kino z zaskakującym finałem. Film inspirowany jest kulisami wydania „Inferna” Dana Browna. Tłumacze zostali zamknięci w odosobnionym miejscu, dzięki czemu udało się uniknąć piractwa, a książka zarobiła 250 milionów dolarów. Jeśli fabuła choć trochę was zainteresowała, to do 21 grudnia macie szansę na zdobycie podwójnych wejściówek do wybranych kin sieci Cinema City. Mamy do rozdania aż 30 biletów.

„Kod Dedala” w kinach od 20 grudnia [KONKURS]

Ile warte jest życie, gdy słowa są warte miliony?

Dziewięciu tłumaczy z całego świata zostaje zamkniętych w luksusowym bunkrze. Mają wspólnie pracować nad przekładem finałowej części bestsellerowej trylogii, na którą czekają miliony fanów. Praca marzeń okazuje się jednak więzieniem. Brak kontaktu ze światem i rygorystyczne zasady zaczynają budzić frustracje.

Kiedy fragment książki, wraz z żądaniem okupu, pojawia się w internecie, rozpoczyna się polowanie na winnego i wyścig z czasem. Nikt nikomu nie ufa, każdy jest podejrzany, każdy ma motyw, a bezwzględny wydawca nie cofnie się przed niczym, by zdemaskować i ukarać ją lub… jego. Trzymające w napięciu kino z zaskakującym finałem.

Film inspirowany kulisami wydania „Inferna” Dana Browna. Tłumacze zostali zamknięci w odosobnionym miejscu, dzięki czemu udało się uniknąć piractwa, a książka zarobiła 250 milionów dolarów.

Przez prawie dwa miesiące jedenastu tłumaczy z pięciu europejskich krajów pracowało nad przekładem powieści Dana Browna w podziemnym bunkrze we Włoszech. Jedenaście osób z Francji, Hiszpanii, Niemiec, Brazylii i Włoch pracowało nad tłumaczeniem „Inferno” przez siedem dni w tygodniu, co najmniej do ósmej wieczorem, w pozbawionej okien, przypominającej bunkier piwnicy pod siedzibą wydawnictwa Mondadori w Mediolanie, które jest własnością byłego premiera Silvia Berlusconiego. Tłumacze mieli zakaz wnoszenia do bunkra telefonów komórkowych, ich laptopy zostały na stałe przytwierdzone do stanowisk roboczych, dostęp do internetu ograniczono do jednego ściśle kontrolowanego komputera, wejścia do pomieszczenia strzegli zaś uzbrojeni strażnicy.

Cała jedenastka spała w hotelu położonym na pustkowiu, a posiłki spożywała w stołówce wydawnictwa. Gdyby ktoś spytał ich o cel obecności we Włoszech, jako przykrywkę mieli podawać ustaloną wcześniej zmyśloną odpowiedź. Każde podejście lub odejście od stanowiska pracy wymagało logowania lub wylogowania się z komputera. Każdy z tłumaczy musiał prowadzić swój dziennik pracy, w którym miał odnotowywać nawet tak prozaiczne czynności, jak przerwa na papierosa czy krótki spacer. W czasie gdy rękopisy powieści nie były używane, wkładano je do sejfu.

Zachowanie powyższych środków ostrożności miało zapobiec przeciekom i pozwolić na opublikowanie powieści jednocześnie w języku angielskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim, katalońskim, włoskim i portugalskim.

W filmie „Kod Dedala” nie wszystko pójdzie tak gładko. Jak powiedział reżyser: „Byłem zaskoczony historią tego wszechobecnego, bezpardonowego wyścigu z czasem, niesamowitego, ale jednocześnie tak charakterystycznego dla naszych czasów. Zadałem sobie pytanie: co, jeśli książka zostanie skradziona? Wyobraziłem sobie nowy gatunek rabunku, napad w XXI wieku”.

W obsadzie znalazły się takie gwiazdy, jak Olga Kurylenko („007 Quantum of Solace”), Alex Lawther („The End of the F***ing World”) i Lambert Wilson – jeden z największych francuskich aktorów średniego pokolenia.

Konkurs

Mamy dla was 30 dwuosobowych biletów do wybranych kin sieci Cinema City (lista kin) do wykorzystania w terminie od 23.12 do 26.12 oraz od 30.12 do 02.01. 

Aby je wygrać, w komentarzu do tej aktualności napiszcie, czy czytając książki, zwracacie uwagę na nazwisko tłumacza. Pamiętajcie, by najpierw sprawdzić, czy wasze kino znajduje się na podlinkowanej wcześniej liście. Konkurs trwa do 21 grudnia.

Z regulaminem konkursu można zapoznać się tutaj.


komentarze [22]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 23.12.2019 13:16
Administrator

Konkurs został rozwiązany

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
PaniCzytelniczka 21.12.2019 08:04
Czytelniczka

Zazwyczaj sięgam po polskich autorów, natomiast odnośnie zagranicznych to z początku nie zwracałam na to uwagi. Pewnego razu w książce którą czytałam, było również kilka slow od tłumacza. Wówczas zdałam sobie sprawę z tego, jak ważną rolę pełni dobre tłumaczenie książki. Było wspomniane dlaczego użył takich a nie innych odpowiedników lub dlaczego całkowicie zrezygnował z...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Naomi 20.12.2019 19:27
Czytelnik

Biorąc książkę do ręki, przyglądam się jej, dotykam, poznaje jej zapach, grubość kartek, trzcionkę. Oczywiście, nie umyka mej uwadze, nazwisko tłumacza lecz jest ono dla mnie w dużej mierze ulotne. Dzieje się tak, ponieważ zatracam się w fabule książki. Niestety, nie doceniałam faktu, iż to dzięki tłumaczowi mogę zrozumieć treść dzieła trzymanego w ręce. Obiecuję poprawę!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
sgoha28 20.12.2019 11:52
Czytelniczka

Tylko i wyłączenie przy klasyce np. Hobbit tu sięgam po konkretne tłumaczenie .A tak nigdy nie zwracam uwagi na nazwisko tłumacza gdyż przy wyborze lit. pięknej nie miałabym wyboru co do tłumaczenia a interesuje mnie przeczytanie konkretnych pozycji a niestety nie posługuję się żadnym językiem obcym na tyle by czytać oryginał dlatego doceniam prace tłumaczy.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Agnieszka Małek 20.12.2019 11:40
Czytelniczka

Do tej pory nie zwracałam na to uwagi ale chyba pora to zmienić 😁

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
daka 19.12.2019 23:25
Czytelniczka

Zwykle nie zwracam uwagi na nazwisko tłumacza. Niestety.
Ale są dwa wyjątki. Gdy wyjątkowo źle czyta się książkę, zdania brzmią dziwnie i topornie. Wtedy nachodzi mnie myśl- może to wina tłumaczenia? Sprawdzam, żeby zapamiętać i unikać.
Lub w przeciwnym przypadku. Pamiętam lekturę książki "Całe życie" Roberta Seethalera. Tak dobrze płynęło się przez ten tekst,że aż...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Patriseria 19.12.2019 21:25
Czytelniczka

Muszę się przyznać, ale nie zwracam uwagi na nazwisko tłumacza. Zazwyczaj mam to szczęście, że książki pisarzy anglojęzycznych są przetłumaczone w sposób fantastyczny. Powodem może być też to, że nie czytam książek seriami (głownie recenzuję pozycje na zlecenie - więc czasami zdarza się, że czytam miesiącami to co otrzymam w paczkach).Zdarzyło mi się tylko raz sprawdzić...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
mała_mi 18.12.2019 20:27
Czytelniczka

Był taki czas, że w ogóle nie zwracałam uwagi na osobę tłumacza, aż wpadłam po uszy w twórczość Terryego Pratchetta. I dotarło do mnie jak wiele zależy od przekładu. Ile trzeba mieć nie tylko wiedzy i umiejętności ale też kreatywności żeby oddać humor i charakter powieści, przekazać czytelnikom żarty językowe, czasami zupełnie niezrozumiałe dla zjadaczy innej niż anglosaska...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Magdalena Bilska 18.12.2019 15:03
Czytelnik

Zazwyczaj nie sprawdzam, jednak ostatnio po przeczytaniu pierwszej części Sagi Rodu Forsyte'ów zależało mi na tym by kolejne części na pewno mieć w tym samym tłumaczeniu pani Róży Centnerszwerowej, które przypadło mi do gustu. Również czytając w młodości Władcę Pierścieni zależał mi na tłumaczeniach z Obieżyświatem a nie Łazikiem ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
MonikaNatalia 18.12.2019 14:58
Czytelnik

Jestem filologiem, więc zwracam uwagę na tłumaczenie i nazwiska tłumaczy, zwłaszcza książek angielskich i amerykańskich pisarzy. Od tłumacza bardzo wiele zależy, nieudolne tłumaczenie może zrujnować odbior i wymowę dzieła. Moim ukochanym tłumaczem jest Stanisław Barańczak,autor kongenialnych przekladów poezji :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post