rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

"Dom w ciemności" autorstwa Tarjeiego Vesaasa oscyluje wokół podobnej tematyki co "1984" Orwella, co też spowodowało, że nie ukazał się wcześniej w naszym kraju, mimo iż książki tego norweskiego pisarza (jak mnie skrzętnie na końcu książki poinformowała tłumaczka) były w PRL-u względnie popularne.

Napisana w 1945 roku traktuje o świeżo zakończonej wojnie i nie ukrywam, że ten fakt właśnie zainteresował mnie na tyle, by powieść nabyć. Jakoś nigdy specjalnie nie dotarły do mnie żadne relacje z okupowanej (?) Norwegii, choć zardzewiałe informacje z lat szkolnych przypominały, iż sytuacja tam była zgoła inna niż w naszych okolicach.

Jeśli ktoś jednak oczekuje akcji i wystrzałów lub typowej książki historycznej, to jest to zły adres. "Dom…" jest portretem psychologicznym, czy może próbą rozliczenia się z latami okupacji i niemal w całości skupia się na analizie postaci.

Vesaas maluje sylwetki nie tylko typowych bohaterów ruchu oporu, klasycznych herosów, którzy nie zważając na ryzyko, z bronią w ręku wykonują rozkazy “z góry”, lecz także tych zbyt “słabych”, aby kogoś z zimną krwią zlikwidować. Kapłana, który samemu nie wiedząc gdzie znajduje się na moralnej mapie, musi wskazywać drogę innym. Wreszcie rozważa motywacje tych, którzy w obliczu panoszącego się zła nie tylko nie postanawiają przeciwdziałać, ale z nim współpracują.

Wszystko to napisane jest raczej prostym (momentami zbyt prostym for my taste), acz sugestywnym językiem, o którym głębiej na kilku stronach posłowia pisze tłumaczka.

Jedyna rzeczą, która do mnie nie do końca trafia, jest konwencja umiejscowienia akcji – nie w mieście, a w wielkim domu, wypaczonym niedawnymi zdarzeniami, który przestał być już schronieniem, bezpiecznym miejscem dla mieszkańców. Rozumiem jego metaforyczność i teatralność, jednak tu i ówdzie wciąż coś zgrzyta, nie do końca działa i mam wrażenie, iż momentami akcja miałaby nieco więcej sensu, gdyby ją z korytarzy tego domu wyciągnąć.

Mimo wszystko pozycja nietuzinkowa i warta przeczytania.

"Dom w ciemności" autorstwa Tarjeiego Vesaasa oscyluje wokół podobnej tematyki co "1984" Orwella, co też spowodowało, że nie ukazał się wcześniej w naszym kraju, mimo iż książki tego norweskiego pisarza (jak mnie skrzętnie na końcu książki poinformowała tłumaczka) były w PRL-u względnie popularne.

Napisana w 1945 roku traktuje o świeżo zakończonej wojnie i nie ukrywam, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Prawdą jest, że przez książkę brnie się ciężko. Łatwo zgubić wątek po części przez zawiły sposób wypowiedzi autora, po części przez samą organizację teksu, na jaką się zdecydował. Razi mnie też zbytnia prostota fabuły, jakby jedynie była kanwą, na której można było zbudować coś bardziej spektakularnego.

I tak w sumie jest - tylko budowa należy nie do autora, a do czytelnika. Dla mnie "Jądro ciemności" było punktem wyjściowym do własnych rozważań i pogłębienia wiedzy o przedstawionym przez Conrada okresie, w którym przecież korzenie mają wydarzenia wieku XX.

Prawdą jest, że przez książkę brnie się ciężko. Łatwo zgubić wątek po części przez zawiły sposób wypowiedzi autora, po części przez samą organizację teksu, na jaką się zdecydował. Razi mnie też zbytnia prostota fabuły, jakby jedynie była kanwą, na której można było zbudować coś bardziej spektakularnego.

I tak w sumie jest - tylko budowa należy nie do autora, a do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Insygnia Śmierci to bez wątpienia najbardziej męcząca część Harry’ego Pottera, w szczególności dla czytelnika zaangażowanego.

Wiele się dzieje i z reguły wcale nie dzieje się dobrze – mnóstwo stron trzeba przewrócić nim pojawią się choćby pierwsze oznaki happy endu. Nie należy, od bądź co bądź książki dla dzieci, wymagać głębokich rozważań na temat stanu świata czy społeczeństwa, ale jednocześnie – jako osoba ciężko doświadczona beletrystyką starwarsową – wiem, że mogło być znacznie gorzej.

J.K. Rowling wiele uwagi poświęciła oddaniu sytuacji, w jakiej znalazła się trójka bohaterów. Nie odczułem dłużyzn jako takich, lecz powieść ciągnie się i ciągnie niemiłosiernie, a jednocześnie akcja nie przybliża Harry’ego i jego przyjaciół do zniszczenia kolejnych horkruksów. W efekcie nie trzeba fabuły prowadzić na zasadzie umowy, że “tu było ciężko, idziemy dalej”, zaś czytelnik po kilkudziesięciu stronach sam zaczyna rozumieć powagę sytuacji.

Insygnia Śmierci to bez wątpienia najbardziej męcząca część Harry’ego Pottera, w szczególności dla czytelnika zaangażowanego.

Wiele się dzieje i z reguły wcale nie dzieje się dobrze – mnóstwo stron trzeba przewrócić nim pojawią się choćby pierwsze oznaki happy endu. Nie należy, od bądź co bądź książki dla dzieci, wymagać głębokich rozważań na temat stanu świata czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Choć jednym z kluczowych wątków w książce jest analiza przeszłości Voldemorta przez głównych bohaterów, nie uważam by ten wątek był… najszczęśliwiej zorganizowany, gdyż to jest tu chyba kluczowym problemem. Nie myślałem specjalnie nad alternatywnym rozwiązaniem, jednak rytmiczna, regularna i przez to przewidywalna formuła obrana przez J.K. Rowling dla wizyt Harry’ego i Dumbledore’a w przeszłości zamiast wolności w nierzeczywistym świecie magii, daje poczucie szablonowości i klaustrofobii pośród stron powieści.

W fascynujący za to sposób autorka rozwija charaktery i wizerunki części postaci pierwszo i drugoplanowych (tu palmę pierwszeństwa wypada jednak chyba przyznać Snape’owi), które w ostatecznej intrydze – a w żadnym razie nie można fabuły Księcia Półkrwi rozpatrywać oddzielnie od Insygniów Śmierci – odegrają niebagatelną rolę.

Jestem też wielkim fanem idei horkruksów, gdyż uosabiają to, co okazało się klęską Gwiezdnych wojen. Łącząc w sobie magię i logikę sprawiają, że z baśniowości pojedynku pomiędzy rocznym Harrym a Voldemortem (czy raczej rezultatem tegoż) nie uciekło nic, a jednocześnie rozwiązanie tej tajemnicy nie nagina zaufania czytelnika do autorki. Dwanaście lat temu saga Lucasa również stanęła przed podobnym dylematem, jednak to jak zajęto się tajnikami Mocy skończyło się dla Nowej Trylogii kompletną klęską.

Choć jednym z kluczowych wątków w książce jest analiza przeszłości Voldemorta przez głównych bohaterów, nie uważam by ten wątek był… najszczęśliwiej zorganizowany, gdyż to jest tu chyba kluczowym problemem. Nie myślałem specjalnie nad alternatywnym rozwiązaniem, jednak rytmiczna, regularna i przez to przewidywalna formuła obrana przez J.K. Rowling dla wizyt Harry’ego i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z pewnością nie da się odebrać J.K. Rowling swego rodzaju ambicji; w książce zasadniczo dla dzieci poruszania tematów, których człowiek raczej by się tam nie spodziewał. W Zakonie Feniksa Harry Potter dorósł już najwyraźniej na tyle, by poradzić sobie z niemal tysiącem stron o polityce.

Trochę jest to poprowadzone na łatwiznę, gdyż polityka i politycy są tu przedstawieni jako motywy i postaci negatywne: od zła wcielonego, do ludzi bez kręgosłupa (czy to moralnego, czy osobistego). W jaki sposób przyczynia się takie stawianie sprawy do budowy tzw. “społeczeństwa obywatelskiego”, nie mam pojęcia.

Anyway, daje tę niekoniecznie banalną wiedzę, że to, co na górze nie zawsze ma rację i – także w szkole – trzeba stanąć między administracją a tym, co uważa się za słuszne. Gdybyśmy mieli w liceum taką ściągawę, pewnie byłoby nam łatwiej (choć i tak swoją bitwę szczęśliwie wygraliśmy). Te “doroślejsze” wątki, dokładają się do obecnych już o przyjaźni, wdzięczności, odwadze, sprawiając, że książka choć męcząca, nie pozwala się od swoich stronic oderwać. Przyczyniają się do tego emocje czytelnika – pozytywne, w stosunku do głównych protagonistów; negatywne, w stosunku do przedstawicieli ministerstwa; czy nawet skrajnej wściekłości – w moim przypadku – w stosunku do Hagrida.

Zaskakujące jest też z jaką łatwością przychodzi autorce nakreślanie charakterystycznych i jaskrawych postaci zarówno po jednej, jak i drugiej stronie barykady.

Z pewnością nie da się odebrać J.K. Rowling swego rodzaju ambicji; w książce zasadniczo dla dzieci poruszania tematów, których człowiek raczej by się tam nie spodziewał. W Zakonie Feniksa Harry Potter dorósł już najwyraźniej na tyle, by poradzić sobie z niemal tysiącem stron o polityce.

Trochę jest to poprowadzone na łatwiznę, gdyż polityka i politycy są tu przedstawieni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nigdy jakoś nie przepadałem za czwartym tomem Harry’ego Pottera. Faktem jest, że kilka lat temu przy pierwszej lekturze chyba nie czytałem zbyt uważnie i nie do końca załapałem, o co w całej intrydze się rozchodzi, but still – rozmach i powaga wydarzeń rozgrywających się w Hogwarcie wydaje mi się nieco nadęta i sztuczna.

To w zasadzie jedyne “ale”, jakie mam do fabuły Czary ognia. Nie sposób nie zaznaczyć, że – mimo przebłysków w Więźniu Azkabanu – jest to pierwsza część z serii, w której widać wyraźny skręt ku dorosłości. Harry nie mierzy się już z kamykami, bajkowymi potworami czy deszczem na boisku, jednocześnie po raz pierwszy stykając się z brutalizmem świata czarodziejów i swego rodzaju inercją jego politycznego wymiaru, na co dużo większy nacisk położą kolejne części.

Still, część osób, z którymi rozmawiałem narzeka na zbytnią sienkiewiczowskość powieści, w której – jak na książkę dla dzieci – trup ściele się gęsto, krew leje się strumieniami, a brakujące (mniej lub bardziej permanentnie) kończyny nie są niczym nowym.

Należy też autorce oddać, że kreacja bohaterów przeprowadzona jest bardzo dobrze (choć jedynie częściowo, gdyż przybyszów “z zewnątrz” bardziej prostacko i po macoszemu potraktować się już chyba nie dało). W toczących bezmyślnie pianę mediach katolickich możemy oczywiście przeczytać, iż Harry Potter to komercja nie umywająca się do dawnych bajek z przesłaniem, jednak Czara ognia udowadnia dokładnie coś odwrotnego. Zadziwiająco jak dużo trudnych i – co tu się oszukiwać – ważnych tematów w życiu młodego człowieka ta książka porusza. I co ważniejsze, Rowling jest pisarką z przypadku i nie duma specjalnie nad tym co ma napisać – kobieta pisze jak jest, and that’s good.

Nigdy jakoś nie przepadałem za czwartym tomem Harry’ego Pottera. Faktem jest, że kilka lat temu przy pierwszej lekturze chyba nie czytałem zbyt uważnie i nie do końca załapałem, o co w całej intrydze się rozchodzi, but still – rozmach i powaga wydarzeń rozgrywających się w Hogwarcie wydaje mi się nieco nadęta i sztuczna.

To w zasadzie jedyne “ale”, jakie mam do fabuły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pamiętam jak wielkie wrażenie zrobił na mnie Więzień Azkabanu, gdy kilka lat temu czytałem go po raz pierwszy. Jak wspomniałem wcześniej, Komnata tajemnic wskazała kierunek, w którym charakter serii będzie podążać. Sure enough, trzeci tom zabiera “detektywizowanie” to another level; i choć autorka konsekwentnie kroczy tą drogą, nie czułem się tak bardzo skołowany przez Rowling chyba aż do Insygniów Śmierci.

Ciekawe jest to, że przy “drugim czytaniu” z końcowego zamieszania nie pozostało zupełnie nic – cały dramatyzm i emocje uleciały zupełnie z elementem zaskoczenia. Jestem zdziwiony, gdyż w przypadku niejednego filmu opierającego fabułę na podobnych zabiegach, trochę ekscytacji jednak pozostawało.

Nie zmieniło się natomiast postrzeganie ogólnego kształtu i wydźwięku powieści. Czuć mrok i atmosferę zagrożenia, a także stopniowe pogłębianie się obserwacji bohaterów, na temat otaczającego świata.

Do książki wróciłem bardzo chętnie, a powyższe cechy chyba decydują o tym, że nie należy tego uznać za błąd. Marudzić mogę tylko na to, że nieco wynudziłem się przy drugiej lekturze.

Pamiętam jak wielkie wrażenie zrobił na mnie Więzień Azkabanu, gdy kilka lat temu czytałem go po raz pierwszy. Jak wspomniałem wcześniej, Komnata tajemnic wskazała kierunek, w którym charakter serii będzie podążać. Sure enough, trzeci tom zabiera “detektywizowanie” to another level; i choć autorka konsekwentnie kroczy tą drogą, nie czułem się tak bardzo skołowany przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy zapytać uczniów dlaczego nie lubią chodzić do szkoły, spora część odpowie “Bo to nie Hogwart”, na którego magii, nadzwyczajności i barwności opierała się lwia część akcji Kamienia filozoficznego. Bez dwóch zdań – druga część serii dalej z tej podpory korzysta, lecz tworzy też precedens stając się powieścią quasi-detektywistyczną, czerpiąc nie z magiczności szkoły czarodziejów jako takiej, ale jej frapującej i niezwykłej historii.

Mimo utrzymania książki w irytująco młodzieżowym tonie, uważam przeprowadzenie fabuły – ze wszystkimi jej zwrotami, zawijasami i mrocznymi zakamarkami – za nie przymierzając rewelacyjne. Mieszanka nowości żyjącego obok nas świata czarodziejów, meandrów jego fascynującej przeszłości i atmosfery grozy wciąga i daje powód, by nie deliberować nad co bardziej wyświechtanymi fragmentami powieści.

Gdy zapytać uczniów dlaczego nie lubią chodzić do szkoły, spora część odpowie “Bo to nie Hogwart”, na którego magii, nadzwyczajności i barwności opierała się lwia część akcji Kamienia filozoficznego. Bez dwóch zdań – druga część serii dalej z tej podpory korzysta, lecz tworzy też precedens stając się powieścią quasi-detektywistyczną, czerpiąc nie z magiczności szkoły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

owrót do pierwszego tomu Harry’ego Pottera był raczej ciężkim przeżyciem. Już przebijanie się przez kolejne strony, gdzie autorka nakreśla znany przecież świat nie należy do najbardziej fascynujących na świecie czynności – a do poznawania zasad, kluczowych bohaterów i głównych cech charakterów tychże sprowadza się wiele rozdziałów w książce.

Świat przedstawiony nie jest co prawda powalająco oryginalny, lecz nie można odmówić mu magii, która bije z odpowiedniego zatopienia fantastyki w specyficznych, pełnych skrajności brytyjskich realiach, przez co czytałoby się książkę nieźle. Jednak Kamień filozoficzny jest typową powieścią dla młodzieży i… to widać. O ile seria jest nadzwyczaj spójna i przemyślana, to jeśli chcemy szukać motywów naciąganych i po prostu naiwnych – to tu.

owrót do pierwszego tomu Harry’ego Pottera był raczej ciężkim przeżyciem. Już przebijanie się przez kolejne strony, gdzie autorka nakreśla znany przecież świat nie należy do najbardziej fascynujących na świecie czynności – a do poznawania zasad, kluczowych bohaterów i głównych cech charakterów tychże sprowadza się wiele rozdziałów w książce.

Świat przedstawiony nie jest co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Muszę przyznać, że trochę się zawiodłem na powieści Puzo. Jakoś taka... mało spektakularna, ale po części winię tutaj mit, jaki się w kulturze wytworzył wokół niej.

Mimo wszystko przez większość czasu czyta się dobrze i z pewnością lepiej spędzić czas czytając ją, niż oglądając film Coppoli.

Muszę przyznać, że trochę się zawiodłem na powieści Puzo. Jakoś taka... mało spektakularna, ale po części winię tutaj mit, jaki się w kulturze wytworzył wokół niej.

Mimo wszystko przez większość czasu czyta się dobrze i z pewnością lepiej spędzić czas czytając ją, niż oglądając film Coppoli.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zawiodłem się na Rzeźniku drzew, i to nie tyle z uwagi na sam poziom opowiadań, co ich układ w książce. Trzeba zaakceptować, że każdym zbiorze opowiadań (a także albumach muzycznych itp.) część treści będzie odstawać poziomem od reszty; w Rzeźniku drzew stosunek pomiędzy nimi nie jest jakiś dramatyczny, gdyż wynosi niemal pół na pół. Problem w tym, iż Andrzej Pilipiuk obiecał mi niezłą rozrywkę. Dwa pierwsze, krótkie, humorystyczne i przewrotne opowiadania, niejako wprowadzające do publikacji, zapowiadały, że lektura będzie szybka, łatwa i przyjemna, przez co zyskam kolejną pozycję, do której chętnie wrócę w chwili znudzenia.

To, co nastąpiło później dość boleśnie sprowadziło mnie do szarej rzeczywistości. W zasadzie pięć kolejnych opowiadań (ignorując chwilowo Czytając w ziemi) obnaża dobitnie wszystkie słabości postawy mówiącej, iż pisarz jest od pisania tak jak dupa jest od srania. Widzimy, aż za dokładnie, że Andrzej Pilipiuk nie przypisuje swojej twórczości, żadnej misji, czy głębokiego przesłania – jeśli jednak w parze z tym nastawieniem nie idzie świetny pomysł na historię, pozostaje wierzyć, że czytelnik zdobędzie się na tytaniczny wysiłek, by przerzucić kolejną stronę.

Niestety – opowiadania #3-5, #7-8 mają zdecydowanie zachwiane proporcje: pełno w nich dłużyzn, ślimaczenia się akcji i słabych dialogów, zaś zdecydowanie brakuje polotu i generalnie pomysłu na dobrą historię, tudzież niezłe zakończenie. Czuć za to wewnętrzne parcie autora, by koniecznie zapełnić czymś te kolejne strony. W niektórych przypadkach mogę się nieco mylić; możliwe, że mniej zajmująca natura tychże bierze się stąd, iż Pilipiuk nie powinien się tykać niczego, co choć z grubsza przypomina science-fiction.

Na tej samej zasadzie nie powinno dziwić, że historie, które dotyczyły archeologii – wyuczonej profesji pisarza – wywierały na mnie o niebo lepsze i większe wrażenie. Znamienne jest także to, że część, jak wspomniane Czytając w ziemi, zdawała się nie zmierzać w żadnym konkretnym kierunku. I mimo, że autor pozwalał się akcji rozwijać powoli i niemal dziko, opowiadanie przykuwało uwagę nie pozwalając się zbyt często od siebie oderwać. Podobnie ma się sprawa z Poddaszem i Sercem kamienia, te jednak są zwyczaje dobre i naturalnie zajmujące, prawdopodobnie z tej samej szuflady, co niektóre historie z Czerwonej gorączki czy 2586 kroków (w zasadzie w całości).

Zawiodłem się na Rzeźniku drzew, i to nie tyle z uwagi na sam poziom opowiadań, co ich układ w książce. Trzeba zaakceptować, że każdym zbiorze opowiadań (a także albumach muzycznych itp.) część treści będzie odstawać poziomem od reszty; w Rzeźniku drzew stosunek pomiędzy nimi nie jest jakiś dramatyczny, gdyż wynosi niemal pół na pół. Problem w tym, iż Andrzej Pilipiuk...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na wstępie powinienem wyjaśnić, że jeżeli miałbym wskazać jakiś główny motyw w fantastyce, który absolutnie mnie nie kręci, to byłyby to polskie sny o potędze – mrzonki co by to było, gdyby jakiś niesłychany splot okoliczności zostawił nas w pozycji światowego, czy choćby europejskiego mocarstwa. A do tego niestety sprowadza się zasadnicza część Apokalipsy według Pana Jana.

Wszystko wpada w oklepany schemat: ktoś obmyśla genialny plan, wypadki po drodze są oczywiście łaskawe dla bohaterów, aż do momentu, gdy następuje niewielkie potknięcie w kalkulacjach, co zmusza ich do stawienia czoła “Próbie”. Mimo przewidywalności, zakończenie czyta się jednak dużo lepiej niż główną część, przez którą przebijałem się z trudnością. Nie potrafię tu wskazać jakiegoś konkretnego powodu: może dramaturgia opowiadania znów wzrasta, a może to zasługa odpowiedniego opisania niepewności w rozwiązaniu nadchodzącego kryzysu.

Apokalipsę czyta się łatwo, spektakularnych kompromitacji autora nie ma, dialogi są sensowne, nie ma też błędów merytorycznych, które mogłoby wyłapać moje niewprawne, amatorsko nastawione do militariów oko. Książkę zdobią prace cenionego przeze mnie Dominika Brońka, ale jak na całej powieści tak i na nich nieco się zawiodłem – rysunki jakieś takie bez wyrazu, niespójne z książką i jej atmosferą.

Chciałem w tym miejscu napisać, że nie czytało się bardzo źle, lecz po Apokalipsę według Pana Jana sięgać więcej nie będę i tym samym zaprosić wszystkich na aukcję Allegro, gdzie wystawiłem obie wspomniane pozycje autorstwa p. Szmidta, ale książki spadły po 15 minutach od rozpoczęcia. Może jednak się nie znam…

Na wstępie powinienem wyjaśnić, że jeżeli miałbym wskazać jakiś główny motyw w fantastyce, który absolutnie mnie nie kręci, to byłyby to polskie sny o potędze – mrzonki co by to było, gdyby jakiś niesłychany splot okoliczności zostawił nas w pozycji światowego, czy choćby europejskiego mocarstwa. A do tego niestety sprowadza się zasadnicza część Apokalipsy według Pana...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bajki dla dorosłych Ewa Białołęcka, Eugeniusz Dębski, Rafał Dębski, Jarosław Grzędowicz, Anna Kańtoch, Jacek Komuda, Maja Lidia Kossakowska, Magdalena Kozak, Tomasz Pacyński, Andrzej Pilipiuk, Wojciech Świdziniewski, Robert J. Szmidt
Ocena 6,3
Bajki dla doro... Ewa Białołęcka, Eug...

Na półkach:

Teoretycznie każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie, gdyż przekrój tematyczny Bajek dla dorosłych jest faktycznie imponujący: od klasycznej fantasy pełnej biegających we wszystkich kierunkach elfów, krasnoludów i wróżek, przez apokaliptyczną sci-fi, aż do alternatywnych i ciut umagicznionych wizji historii. Razi jednak brak treści, ciężko znaleźć tu coś ponad typowe autobusowe czytadło.

Każdy z tekstów stara się kreować mroczny i niepokorny klimat, lecz natychmiast można rozpoznać, który z autorów ma na to pomysł, a który desperacko łata braki wrzucaniem wulgaryzmów, często pasujących do dialogów jak wół do karety.

Teoretycznie każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie, gdyż przekrój tematyczny Bajek dla dorosłych jest faktycznie imponujący: od klasycznej fantasy pełnej biegających we wszystkich kierunkach elfów, krasnoludów i wróżek, przez apokaliptyczną sci-fi, aż do alternatywnych i ciut umagicznionych wizji historii. Razi jednak brak treści, ciężko znaleźć tu coś ponad typowe...

więcej Pokaż mimo to