-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel1
-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński7
Biblioteczka
2019-04-04
2017-03-05
2016-12-23
2016-03-17
Właśnie zobaczyłam, że książkę zaczęłam czytać w grudniu 2014. To chyba mój rekord w tzw. poczekalni. Mam taki problem z Kingiem, że niektóre z jego książek dłużą mi się do połowy. Tak było i z "Podpalaczką". Tylko, że później cały ten natłok postaci, ponoć niepotrzebnych sytuacji i zdarzeń tylko dodaje smaku przy zakończeniu. Zła jestem na siebie, że zajęło mi to tak wiele czasu, ponieważ książka jest rewelacyjna.
W "podpalaczce" poruszane są trudne tematy. Gdyby wykreślić nadprzyrodzone zdolności bohaterów można by doszukać się tutaj wielu sytuacji, które zauważamy w naszym społeczeństwie. Czy można przedłożyć dobro ogółu nad jednostkę? Gdzie znajduje się granica? Czym wytłumaczyć krzywdy zadawane innemu człowiekowi?
To była ciekawa lekcja. Na pewno zostanie w mojej głowie na długo (jak i większość książek mojego ulubieńca).
Właśnie zobaczyłam, że książkę zaczęłam czytać w grudniu 2014. To chyba mój rekord w tzw. poczekalni. Mam taki problem z Kingiem, że niektóre z jego książek dłużą mi się do połowy. Tak było i z "Podpalaczką". Tylko, że później cały ten natłok postaci, ponoć niepotrzebnych sytuacji i zdarzeń tylko dodaje smaku przy zakończeniu. Zła jestem na siebie, że zajęło mi to tak wiele...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-08
2010-04-30
2014-08-11
2014-01-07
Uwielbiam horrory. Jednak kategorycznie boję się duchów (mając 22 lata nadal nie wyleczyłam się i nie wyleczę z mojej fobii). Muszę być osobą chorą na umyśle, że nadal sięgam po takie rzeczy, choć bardzo dobrze wiem, że przez następne lata moja wyobraźnia podrzuci mi wiele "smaczków" w najgorszym możliwym momencie.
Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi jest całkowicie odpornych na książki Kinga. Nie straszą ich, choć fascynują. Odczuwają klimat, pochłaniają historię ale nie odczuwają strachu. Ze mną jest inaczej (pewnie znajdzie się mimo wszystko wiele osób, które mogą mi teraz przybić piątkę). Dochodzimy więc do momentu kiedy przykładowe strachajło za swojego ulubionego pisarza wybrało mistrza grozy. Dziwne? Niezupełnie.
Ręka Mistrza po raz kolejny udowodniła mi, że doskonale do siebie pasujemy. Czytając opinie innych zauważyłam, że wiele osób narzeka na zakończenie, które mi przyniosło wiele frajdy. Bałam się. Muszę przyznać, że był taki moment kiedy niepokój przerodził się w strach, ale w przypadku takich książek nie jest to nic negatywnego. Ludzie lubią się bać. Tak wygląda prawdziwa przygoda. Cieszę się, że mogłam przeżyć z Edgarem, Wiremanem i Jackiem ten ostatni wieczór na wyspie. Z każdą taką powieścią czuję się odważniejsza (widzę to nawet w życiu codziennym). Uczę się, a to rewelacyjne uczucie. Każdy kolejny detal, urywki, które ułożyły spójną całość. Moment, w którym już wiem, jednak autor pozostawia jeszcze chwilę zanim wszystko się wyjaśni. Nie robi tego jednak w sposób łopatologiczny, nie traktuje nas jak debila. Pozwala myśleć. Dostałam co chciałam i bardzo dziękuję.
P.S. Nie wiem jak Wam ale mi podziękowania (zwłaszcza ostatnie zdanie) bardzo schlebiło.
..."Jak również Tobie, Notoryczny Czytelniku, wierny mój przyjacielu; zawsze Tobie".
Uwielbiam horrory. Jednak kategorycznie boję się duchów (mając 22 lata nadal nie wyleczyłam się i nie wyleczę z mojej fobii). Muszę być osobą chorą na umyśle, że nadal sięgam po takie rzeczy, choć bardzo dobrze wiem, że przez następne lata moja wyobraźnia podrzuci mi wiele "smaczków" w najgorszym możliwym momencie.
Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi jest całkowicie...
Moja ocena jest być może zawyżona, jednak ciężko mi ocenić gorzej książkę od której rozpoczęła się moja przygoda z Stephenem Kingiem. Była to ogromna nowość w moim życiu, czułam jakby to wszystko było pisane dokładnie pod mój lekko wypaczony gust. Jak to się mówi: wpadłam jak śliwka w kompot. Jeżeli chodzi o same opowiadania...
Langoriery bardzo mi się podobały. Jeszcze nie byłam świadoma tego o ile lepsze opowiadania trafią w moje ręce w przyszłości, jednak tamtego dnia byłam wprost oczarowana. Choć jednocześnie postanowiłam już nigdy nie lecieć samolotem nie żałuję lektury.
Tajemnicze okno, tajemniczy ogród, choć bardzo przypadł mi do gustu (zwłaszcza za bohatera i zakończenie) było zbyt przewidywalne. Moment i zorientowałam się o co chodzi.
Policjant Biblioteczny to było coś. Choć wiele osób wypowiada się o nim niepochlebnie jest to jedno z opowiadań, do których często wracam pamięcią.
Na koniec Polaroidowy Pies, który dla mnie był wisienką na torcie. Po przeczytaniu ostatniego opowiadania byłam już pewna, że moja przygoda z tym autorem rozpoczyna się na dobre.
Osobiście polecam tę książkę. Może nie wszystkim przypadnie do gustu, jednak ciężko być pewnym. Niespodziewanie pokochała ją moja mama a gusty mamy skrajnie odmienne. Chyba to jest w tym autorze najlepsze, nigdy nie wiesz kogo chwyci za (sami sobie dokończcie).
Moja ocena jest być może zawyżona, jednak ciężko mi ocenić gorzej książkę od której rozpoczęła się moja przygoda z Stephenem Kingiem. Była to ogromna nowość w moim życiu, czułam jakby to wszystko było pisane dokładnie pod mój lekko wypaczony gust. Jak to się mówi: wpadłam jak śliwka w kompot. Jeżeli chodzi o same opowiadania...
Langoriery bardzo mi się podobały. Jeszcze nie...
2010-11-27
2012-06-27
Gdyby istniała taka możliwość czy przywrócilibyśmy do życia bliskich, po których cierpimy stratę? Jaką cenę bylibyśmy gotowi zapłacić? Czy efekt na pewno by nas uszczęśliwił? Jeżeli nie, czy bylibyśmy w stanie ponieść konsekwencje swoich czynów? Przemyślenia takie pozostają w sferze naszej wyobraźni, jednak dla Louisa Creed'a wybór ten stał się realny. Na własnej skórze przekonał się, że istnieją rzeczy gorsze od śmierci. Jednocześnie udowadnia nam jak wielkie ryzyko jesteśmy w stanie podjąć dla najbliższych. Cmętarz Zwieżąt nie jest książką, w której przebieg fabuły ma nas zaskoczyć. Każdy krok prowadzi bowiem na drugą stronę wiatrołomu, poza granicę odwiecznego tabu jakim jest śmierć, a drogę znajdzie ten kto chce ją znaleźć. Czy nazwałabym ją więc przewidywalną? Nie! Ponieważ uczucia, które odczuwałam wraz z Luisem były nowe, pozwoliły mi zadać sobie te pytania i zastanowić się nad konsekwencjami.
Moim zdaniem na końcu tej drogi czekała tylko śmierć. Pamiętam wizję Ellie, w której wspomina ona martwego ojca w kuchni. Wszystkie jej wizje spełniały się, tylko ta jedna urywa się bez rozwiązania. Umieściłam ją więc za ostatnimi słowami książki, jako ukrytą, małą podpowiedź. Patrząc też na symbolikę "Damy Pik" nie napawa mnie ona dużą nadzieją na sukces ostatniego pochówku. To jest jednak piękne w otwartym zakończeniu, że każde z nas może sobie dopowiedzieć własne zakończenie.
Nad rodziną Creed'ów wisiało przeznaczenie. Pierwotne zło, które zamieszkało na cmentarzysku wykorzystało ich miłość, tęsknotę i lęki. Czy słowa Pascova mogły uchronić Luisa od fatum? Prawdopodobnie nie. Zignorował je gdy moc tego miejsca była mu nieznana, następnym razem było już natomiast za późno. Wiele z tych rzeczy stało się za późno. Luis poznał prawdę będąc już w rozpaczy, a człowiek zdolny jest zaryzykować wszystko, nawet kontakt z ogromnym złem, gdy tylko nadal dostrzega najmniejszą szansę. Zwłaszcza gdy owe zło już rozpostarło nad nim swoje skrzydła. Gdy wzywa. Czy dziwię się Luisowi? Nie sądzę. W końcu nadzieja, ta umiera ostatnia.
Gdyby istniała taka możliwość czy przywrócilibyśmy do życia bliskich, po których cierpimy stratę? Jaką cenę bylibyśmy gotowi zapłacić? Czy efekt na pewno by nas uszczęśliwił? Jeżeli nie, czy bylibyśmy w stanie ponieść konsekwencje swoich czynów? Przemyślenia takie pozostają w sferze naszej wyobraźni, jednak dla Louisa Creed'a wybór ten stał się realny. Na własnej skórze...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to