rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Jak zapewne wielu innych, Wiedźmina miałam na liście: "Do przeczytania" od wielu, wielu lat. Nigdy jednak nie zebrałam się w sobie na tyle, żeby po niego sięgnąć. Zawsze znajdowało się coś nowszego, ciekawszego z opisu – na Wiedźmina jeszcze przyjdzie czas.
Dużo bardziej zmobilizowało mnie wyjście pierwszego sezonu ekranizacji owej powieści na Netflixie. O ile nie mam w zwyczaju poznawać historii w kolejności Ekranizacja → Książkowy oryginał, tak tutaj głośna promocja i żywe zainteresowanie w popkulturowym światku przekonały mnie do zrobienia wyjątku. Po pierwszym sezonie "Ostatnie Życzenie" wylądowało w moim koszyku na stronie Empiku i tam pozostało przez jakiś czas, aż w końcu stwierdziłam, że najwyższa pora poznać źródło tak wielkiego fenomenu w świecie gier a i ostatnio – chociaż tutaj jest to nieco bardziej sporna kwestia – seriali.

Czy dostałam to, czego oczekiwałam?
Tak, zdecydowanie.

W pierwszym tomie z serii o Rzeźniku z Blaviken autor serwuje nam początek jego przygody. Przedstawia nam ważne postacie, nakreśla pierwsze rysy sceny politycznej. Przedstawia nam Geralta – nieco zamkniętego w sobie podróżnika, żyjącego z uśmiercania bestii, które zatruwają ludziom życie. Mutanta, którego niektórzy szanują, za domniemany "kodeks wiedźmiński", zaś inni pogardzają i demonizują, tworząc z niego monstrum znacznie gorsze, niż Kikimory, które dla nich morduje. I w tym miejscu zaznaczyć muszę, iż ja osobiście znacznie bardziej polubiłam Geralta książkowego, niż tego serialowego. Być może ze względu na ujęte w lekturze ważne dialogi, niepojawiające się w serialu, ukazujące delikatność naszego bohatera, wewnętrzne refleksje i wahania okraszone szczyptą melancholii. Geralt? Delikatny? Jeżeli kogokolwiek takie sformułowanie dziwi, myślę, że powinien samodzielnie złapać za książkę. Bo o ile ludzie w świecie powieści doskonale znają i rozpowszechniają pogłoskę, że Wiedźmini nie mają uczuć, tak Ostatnie Życzenie jasno wam pokaże, jak mylne jest to stwierdzenie poprzez świetną fabułę i bardzo dobrze wykreowanych bohaterów.

Nie miejcie jednak złudnego wrażenia, że Biały Wilk w powieściach jest rozgotowaną kluską, rozczulającą się nad swoim losem przesadnie, bądź depresyjnie przewidującą swoją szaro malującą się przyszłość. Nie – jest to człowiek czynu, hardy i wytrzymały, stający na wysokości zadania, którego się podejmuje, jednak znający swoje limity i granice. Nie wymazuje to jednak w nim uczuć, które odczuwa, bólu, który potrafi go przeszyć na wskroś, bądź tak ludzkiej rzeczy jaką jest popełnianie błędów.

W czasie powieści poznajemy też Yennefer. Która, swoją postawą, kompletnie zrujnowała moje wcześniejsze postrzeganie tejże postaci. Przed lekturą miałam ją za postać delikatną, idącą za swoimi celami, ale nie po trupach. Yennefer poznana na kartach powieści jest bardzo ładna, powabna, kusząca, jednak jest to jedynie powłoka kobiety mściwej, bezwzględnej, dążącej uparcie do tego, czego pragnie, poprzez wykorzystywanie swojego otoczenia i ludzi się w nim znajdujących bez skrupułów.

Jeżeli zaś o Jaskra chodzi, uważam go za postać znakomicie wykreowaną, nieco zabawną, ale i posiadającą wiedzę. Nie jest pustą wydmuszką persony, a prawdziwym kompanem i towarzyszem podróży Geralta. Jest postacią nieco głupkowatą i pakującą się w tarapaty, ale równocześnie posiadającą informacje, które mogą nieznacznie ułatwić wiedźminowi podróż w nieznane i zmaganie się z coraz to nowszymi przygodami.

Istnieje jedna rzecz, która jest dla mnie niejako minusem całej książki. Mianowicie, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w niektórych momentach autor zbyt gnał z fabułą, jakby była nieco ściśnięta a była sposobność ku temu, aby bardziej ją rozpisać i tym samym pozwolić czytelnikowi na głębsze zapoznanie się z rozgrywającą się sceną.
Dodatkowo, miałam wrażenie, że Sapkowski nieco za bardzo próbował uderzyć czytelnika metaforyką, jaką zastosował. Zarzut ten głównie kieruję w stronę historii dziejącej się w Blaviken. Nie spoilerując zbytnio, przez pewien moment miałam wrażenie, jakby postacie zupełnie ze sobą w tamtym momencie niezwiązane, celowały w Geralta tą samą filozofią “Mniejszego Zła”, nie obcując ze sobą zupełnie i nie widząc się ówcześnie przez wiele, wiele lat. Wydawało mi się to nieco sztuczne i nienaturalne

Uważam jednak, że spokojnie można przymknąć oko na te niewielkie minusiki i wybrać “Ostatnie Życzenie” z półki jeszcze nieprzeczytanych. Z pewnością nie zawiedziecie się słowiańskim światem, w który Sapkowski wprowadzi was swoim zręcznym piórem.

Jak zapewne wielu innych, Wiedźmina miałam na liście: "Do przeczytania" od wielu, wielu lat. Nigdy jednak nie zebrałam się w sobie na tyle, żeby po niego sięgnąć. Zawsze znajdowało się coś nowszego, ciekawszego z opisu – na Wiedźmina jeszcze przyjdzie czas.
Dużo bardziej zmobilizowało mnie wyjście pierwszego sezonu ekranizacji owej powieści na Netflixie. O ile nie mam w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jak zostać pisarzem. Podręcznik dla przyszłych autorów Urszula Glensk, Marcin Hamkało, Karol Maliszewski, Leszek Pułka, Paweł Urbaniak, Andrzej Zawada
Ocena 6,5
Jak zostać pis... Urszula Glensk, Mar...

Na półkach:

Książka jak najbardziej przydatna.
Jako czytelniczka i jako hobbistyczna pisarka, sądzę, że książka jest genialna.
Z początku, ilość autorów nieco mnie martwiła, bałam się, że pojawi się niespójność w myśleniu i różne sposoby przedstawiania myśli, co doprowadziłoby do kompletnej dezorganizacji.
Jednak po wzięciu książki do rąk stanowczo zmieniłam zdanie.
Podoba mi się sposób przedstawiania danych zagadnień, podoba mi się, że zaraz po dostaniu suchej teorii, dostajemy przykłady na podstawie wielu różnych książek i cytaty, jakie pomagają nam zrozumieć wątek.
Przydatne są również... ćwiczenia, jakie dane nam jest znaleźć pod koniec każdego rozdziału. Sądzę, że książka przyda się nie tylko początkującym autorom a i tym już bardziej doświadczonym, ponieważ wiele wątków, takich jak tworzenie świata, budowanie bohaterów czy nawet prowadzenie dialogów, to tematy trudne i bardzo złożone. Ta książka pokazuje wszystko jasno i przejrzyście!
Serdecznie polecam.

Książka jak najbardziej przydatna.
Jako czytelniczka i jako hobbistyczna pisarka, sądzę, że książka jest genialna.
Z początku, ilość autorów nieco mnie martwiła, bałam się, że pojawi się niespójność w myśleniu i różne sposoby przedstawiania myśli, co doprowadziłoby do kompletnej dezorganizacji.
Jednak po wzięciu książki do rąk stanowczo zmieniłam zdanie.
Podoba mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy czytam kryminał najbardziej skupiam się na atmosferze i odczuciach, jakie powieść na mnie wywiera. Oczywiście bardzo ważny jest aspekt logiki w historii, jednak to zawsze klimat utrzymuje w przy książce, nawet gdy pojawiają się w niej małe luki pod względem logicznym.
Niedawno przeczytałam „Giełdę Milionerów” autorstwa Mariusza Koperskiego i szczerze mówiąc, nie uważam aby książka ta była dobra. Problem w tym, że nie jest tez złą pozycją. Jednak aby rzetelnie przedstawić Wam moje odczucia, muszę wpierw przybliżyć Wam wydarzenia opisane w tejże pozycji.
„Giełda Milionerów” opowiada o śledztwie, prowadzonym przez trzech policjantów w Zakopanem.
Karpiel – młody policjant z zakopiańskimi korzeniami - jest jednak głównym narratorem tej historii. Współpracuje on z dwoma dużo bardziej doświadczonymi policjantami: Derebasem i Kapralem.
Sprawa dotyczy tajemniczego morderstwa znanego i szanowanego przez opinię publiczną mężczyznę, działającego swego czasu w radzie miasta – Jana Lewcuna, którego śmierć udokumentował sam sprawca, za pomocą kamery zamontowanej w budynku zakopiańskiej fundacji, gdzie dokonał tej okrutnej zbrodni.
Zapowiada się obiecująco?
Cóż, dla mnie ta pozycja jest… nawet ciężko jest mi to stwierdzić jaka.
Sama struktura zbrodni, jej przebieg, poszlaki, tropy i finalne rozwiązanie jest dziełem geniuszu. Autor zaplanował naprawdę wszystko, co tylko zaplanować się dało… i chyba to planowanie trochę go zgubiło, ponieważ poza samą zagadką nie jestem w stanie napisać niczego innego, co przykułoby moją uwagę czy zapadło w pamięć.
Postacie są dla mnie kompletnie nijakie, czego najlepszym dowodem może być fakt, że przez ponad trzysta stron książki nie byłam w stanie polubić żadnej na tyle, aby przejąć się jej losem. A jako, że właśnie postaci mają za zadanie wprowadzić pewien klimat, jak można się spodziewać, w tej powieści nie było go wcale. Ani razu nie wstrzymałam oddechu, ani też nie zamartwiałam się tym, czy ktoś jest w niebezpieczeństwie.
Ratunkiem jest natomiast niezwykła lekkość pióra. Przez kolejne strony się płynie i nawet nie zwraca się uwagi na to, jak szybko lądujemy na ostatnich kartkach… na których znajduje się rozwiązanie całej zagadki. Jak już wspominałam, aspekt teoretyczny morderstwa jest naprawdę interesujący i właśnie ten koniec ma swój znaczny udział w mojej ocenie „Giełdy Milionerów”.
A jaka ona jest?

Podsumujmy: postacie i świat nie są zbyt porywające a klimatu grozy trochę tu zabrakło. Trzeba za to przyznać, że Pan Mariusz Koperski ma bardzo wygodny w przyswajaniu styl pisania i bardzo dobrą głowę do wymyślania bardzo skomplikowanych intryg! A to jest cecha bardzo potrzebna w świecie kryminałów. Myślę więc, że ocena 6/10 jest odpowiednia, biorąc pod uwagę fakt, że jej przeczytanie nie zajęło mi dużo czasu.

Gdy czytam kryminał najbardziej skupiam się na atmosferze i odczuciach, jakie powieść na mnie wywiera. Oczywiście bardzo ważny jest aspekt logiki w historii, jednak to zawsze klimat utrzymuje w przy książce, nawet gdy pojawiają się w niej małe luki pod względem logicznym.
Niedawno przeczytałam „Giełdę Milionerów” autorstwa Mariusza Koperskiego i szczerze mówiąc, nie uważam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Więcej niż pocałunek" to pierwsza książka w mojej karierze czytelniczej, którą mogę nazwać pozycją o zabarwieniu erotycznym.
Stwierdziłam, że powinnam dać szansę każdemu gatunkowi literackiemu i szczerze, po zaledwie trzech rozdziałach mogę powiedzieć tyle: nie żałuję.

Powieść Helen Hoang opisuje nam historię trzydziesto-letniej Stelli. Bardzo ładnej i inteligentnej kobiety, której życie zawodowe jest marzeniem niejednej osoby, pracującej w większej korpiracji.
Niestety, pomimo wspaniałej kariery jej życie towarzyskie leży w gruzach co jest spowodowane nie tylko niechęcią do utrzymywania kontaktu z innym ludźmi...
Pchnięta do działania przez natarczywość matki postanawia poznać kogoś, kto ma jej pomóc w praktykowaniu bliższych relacji.

Po zaledwie trzech krótkich rozdziałach tejże powieści bardzo polubiłam zarówno bohaterów jak i cudownie lekkie pióro autorki. Opisy jakie się pojawiają są bardzo delikatne i nienahalne, a co za tym idzie, przez akcję się przepływa. Wątek romantyczny bardzo ciekawie się zapowiada i szczerze mówiąc, niesamowicie intryguje mnie rozwój sytuacji, jaki zaprezentuje mam Pani Helen.
Nie sposób nie wspomnieć także o ciekawej mieszance osobowości!
Nie poznajemy w pełni mężczyzny spotkanego przez Stellę, z resztą nie dzieję się to również z nią samą, ale jej pewne cechy sprawiają, że czytelnik z nieudawanym zainteresowaniem przerwaca kolejne strony.
Moim zdaniem, jeżeli fabuła będzie rozwijać się na takim samym poziomie, na jakim rozwija się przeczytany przeze mnie fragment, będzie miała szansę zaistnieć w Polsce z tak wielką pomyślnością jak za granicą!

"Więcej niż pocałunek" to pierwsza książka w mojej karierze czytelniczej, którą mogę nazwać pozycją o zabarwieniu erotycznym.
Stwierdziłam, że powinnam dać szansę każdemu gatunkowi literackiemu i szczerze, po zaledwie trzech rozdziałach mogę powiedzieć tyle: nie żałuję.

Powieść Helen Hoang opisuje nam historię trzydziesto-letniej Stelli. Bardzo ładnej i inteligentnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zanim poznałam Miery Stephena Kinga, jedynymi książkami z mroczniejszym klimatem jakie czytałam były: “Za zamkniętymi drzwiami” oraz “Na skraju załamania” autorstwa B.A.Paris. Zastanawiałam się więc jak pójdzie mi z opowieścią Króla Grozy.

Misery okazała się być tak dobrą książką, że gdy kończyłam ją wieczorem, bałam się przejść przez ciemny korytarz z, nieco irracjonalnym, lękiem, że Annie wyskoczy na mnie z jedną ze swoich zabaweczek. Ale co sprawiło, że książka ta wydała mi się tak interesująca?

Historia ta zaczyna się w momencie gdy Paul – pisarz popularnych romansideł budzi się z wypadku samochodowego w bardzo poważnym stanie, w domu swojej najzagorzalszej fanki – Annie. Wtedy nie wie jeszcze jak wielkie ma problemy, jednak szybko przekonuje się, że jego opiekunka potrafi być bardzo, bardzo przerażająca.

Moje serce niejednokrotnie podskakiwało, gdy czytałam jak Paul poznaje ciemną stronę wariatki, na której łasce się znajdował. Stephen King stworzył postać psychopatki, która przeraża swoją nieprzewidywalnością i bezwzględnością. Jest ona również bardzo żywą postacią, wydaje się, że byłaby w stanie lada chwila wyjść z pomiędzy kartek powieści i żyć prawdziwym życiem... życiem osoby niezrównoważonej ale prawdziwym.

Świetnym tego kontrastem jest położenie pisarza, który zamknięty w małym pokoiku niczym w klatce, stara się przeżyć, kierując się to raz instynktem, to raz zaciemnionym przez prochy umysłem. Odkrywa kolejne tajemnice i z każdą stroną coraz bardziej gubi się w swoich własnych myślach. Czy przyjdzie czas w którym ktoś zauważy cichego mieszkańca? Sąsiedzi na pewno nie, najpierw owi musieliby istnieć!

Autor nie żałuje nam boleśnie dokładnych opisów dokonań zarówno jednej postaci jak i drugiej, czasem przyprawiających o gęsią skórkę lub mrożących krew w żyłach. Na naszych oczach rozgrywa się krwawa walka o życie i zachowanie zdrowych zmysłów. Tutaj nie ma miejsca na potknięcia a bohater boleśnie się o tym przekonuje. Jego życie zależy od jednej książki, którą pisze specjalnie dla swojej pielęgniarki z piekła rodem. Co się stanie, gdy ją skończy? Czy pomoc nadejdzie?

Pióro również bardzo mi odpowiada, nadaje właściwy ton rozgrywającej się akcji i wciąga w fabułę, której punkt kulminacyjny wystawia nasze nerwy na spory test. Tempo drastycznie przyśpiesza a paranoje Paula zaczynają się nam mocno udzielać. Gdy zaczytywałam się w kolejnych stronach miałam prawdziwe problemy z usiedzeniem na miejscu! Myślę, że jeżeli ktoś, tak jak ja, zaczyna swoją przygodę z Królem Grozy i ma mocne nerwy, może spokojnie rozpocząć ją Misery i na pewno się nie rozczaruje.

Zanim poznałam Miery Stephena Kinga, jedynymi książkami z mroczniejszym klimatem jakie czytałam były: “Za zamkniętymi drzwiami” oraz “Na skraju załamania” autorstwa B.A.Paris. Zastanawiałam się więc jak pójdzie mi z opowieścią Króla Grozy.

Misery okazała się być tak dobrą książką, że gdy kończyłam ją wieczorem, bałam się przejść przez ciemny korytarz z, nieco...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Johna Greena poznałam czytając jego - chyba najsławniejszą powieść - „Gwiazd Naszych Wina” . Zachwycona historią i bohaterami chwyciłam za „Papierowe Miasta”, które co prawda nie były już o chorobie, miłości i podejściu do życia ludzi dręczonych przez raka ale pokazały w równie ciekawy sposób historię o wyjściu poza codzienną rutynę i walkę o to co ważne.
Nic w tym więc dziwnego, że gdy tylko Bukowy Las ogłosił polską premierę książki „Turtles All the Way Down”, przetłumaczoną na „Żółwie aż do końca”, niemal skakałam ze szczęścia. Spotkało mnie jednak wielkie rozczarowanie.
Aby wyraźnie pokazać o co mi chodzi pozwolę sobie przytoczyć opis książki:
„Szesnastoletniej Azie do głowy by nie przyszło, że będzie prowadzić śledztwo w sprawie tajemniczego zniknięcia miliardera Russella Picketta. Jest jednak sto tysięcy dolarów nagrody do zgarnięcia, no i jej Najlepsza i Najbardziej Nieustraszona Przyjaciółka Daisy bardzo chce rozwiązać tę zagadkę!

Dziewczyny wspólnie próbują dotrzeć do Davisa, syna miliardera, którego Aza poznała kiedyś na letnim obozie. Na pozór niewiele ich dzieli, ale tak naprawdę jest to przepaść.

Aza się stara. Stara się być dobrą córką, dobrą przyjaciółką, dobrą uczennicą, a nawet detektywem, jednocześnie zmagając się z obezwładniającymi lękami i dręczącymi myślami, których spirala coraz bardziej się zacieśnia.”

Co przychodzi Ci – drogi czytelniku – do głowy po przeczytaniu takiego opisu? Bo mnie zagadka, którą nastolatka musi rozwiązać, dodatkowo zmagając się z własnymi lękami, mająca przyjaciółkę u boku a w tle przygody chłopaka, który mógłby się jej przydać w rozwiązaniu tej historii ale nie jest zbyt chętny do pomocy. Między innymi dlatego, że dziewczyna, która chce do niego dotrzeć jest zupełnie inną osobą niż ludzie, z którymi lubi prowadzić rozmowy.

W praktyce, dostajemy kolejną książkę młodzieżową, która nie skupia się na zaginionym bogaczu, stojącym na pierwszym planie a na relacjach bohaterów, co – przynajmniej według opisu – powinno być jedynie dodatkiem do całej fabuły.

Jednak przeżyłabym, gdyby opis nie pokrywał się z treścią zawartą w środku… gdyby była ona dobrze stworzona. Problem w tym, że to co daje nam John Green jest zwyczajnie słabe.

Postacie jakie występują w historii są sztuczne, czytając, nie czułam, że takie osoby mogłyby naprawdę istnieć i funkcjonować w realnym świecie a każda z nich ma jedną, może dwie charakterystyczne cechy.

Przyjaciółka głównej bohaterki jest przebojowa.

Tajemniczy syn miliardera jest opiekuńczy i miły.

I nasza główna bohaterka! Gdyby nie jej choroba psychiczna nie byłaby niczym wyjątkowym. Brzmi to brutalnie ale naprawdę jedyne co wyszło autorowi w tej powieści to idealne i bardzo realistyczne opisanie lęków bohaterki. Spirali zaciskających się myśli i problemów z ich okiełznaniem.

Co do fabuły - John Green bardzo się w niej gubił. Na samym początku przedstawia nam wątek milionera. W środku historii cała zagadka kryminalna ucieka gdzieś na drugi plan - istnieje ale jest mniej istotna - i wraca na sam koniec w bardzo zaniedbany dla mnie sposób. Jakby autor przypomniał sobie, że trzeba przecież dokończyć „główną” historię opisaną w blurbie i stwierdził, że zrobi to na szybko, bądź bez większego pomysłu. Mnie osobiście bardzo nie usatysfakcjonowało i czułam się jakby było wciśnięte na siłę a to psuje mi większą część zabawy, którą czerpałam z lektury.

Uważam więc, że „Żółwie aż do końca” nie są dobrą książką. Jest ona poprawna ale na pewno nie na miarę nazwiska jakie widnieje na okładce.

Johna Greena poznałam czytając jego - chyba najsławniejszą powieść - „Gwiazd Naszych Wina” . Zachwycona historią i bohaterami chwyciłam za „Papierowe Miasta”, które co prawda nie były już o chorobie, miłości i podejściu do życia ludzi dręczonych przez raka ale pokazały w równie ciekawy sposób historię o wyjściu poza codzienną rutynę i walkę o to co ważne.
Nic w tym więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zagubiony Heros jest pierwszym tomem serii „Olimpijscy Herosi” , której autorem jest nie kto inny jak Rick Riordan.

Na samym początku historii poznajemy młodego chłopaka – Jasona. Wczytujemy się w sytuację, w której budzi się w szkolnym autobusie w towarzystwie Piper McLean i Leona Valdeza. Nikt nie jest zdziwiony jego obecnością ani tym bardziej faktem, że trzyma za rękę śliczną dziewczynę. Dlaczego więc, on sam nic nie pamięta? Ani w jaki sposób znalazł się w szkolnym autobusie, ani niczego innego ze swojej przeszłości. Czyżby dostał amnezji? I jeśli tak, dlaczego jego opiekun patrzy się na niego jakby był jego śmiertelnym wrogiem?

Jason nie zaznaje jednak dłuższej chwili spokoju dla ułożenia myśli. Niedługo po przebudzeniu zostaje zaatakowany przez ducha burzy, który zostawia w jego głowie jeszcze większy mętlik…

Początkowo należy wspomnieć, że aby przeczytać tę książkę z pełnym zrozumieniem konieczne jest przeczytanie wpierw serii o Percym Jacksonie, ponieważ wielokrotnie pojawiają się tu bohaterowie a także wspominane są wydarzenia z tejże serii. Znaczna ich część – jeśli nie wszystkie – są ściśle powiązane i już w trakcie czytania Zagubionego Herosa wiemy, że będą one istotnym elementem układanki, którą szykuje dla nas autor.

Układanki, którą z przyjemnością będę śledzić dalej, ponieważ Rick Riordan ponownie zaskoczył mnie swoim pomysłem, który bardzo sprawnie poprowadził na kartach powieści.

Na sam początek po prostu muszę zwrócić uwagę na wspaniałe wykreowanie postaci. Nie tylko męskich ale i damskich. W Percym Jasckonie Annabeth bardzo mnie irytowała i pomimo swojej przydatnej wiedzy wydawała mi się bardzo zbędną postacią. Dlatego też bardzo ucieszyłam się, kiedy dostałam Piper McLean, która wcale nie jest gorsza jeżeli chodzi o praktyczne umiejętności ale w przeciwieństwie do córki Ateny jest do tego bardzo sympatyczna, dzięki czemu zaskarbia sobie względy nie tylko przez bohaterów występujących w książce ale i czytelników.

Natomiast Leo Valdez, nie jest tu tylko drugoplanową postacią, jaką był Grover przy boku Precy’ego, co bardzo mnie raduje, bo autor zdecydował się na znaczne jego rozbudowanie. Jego historia jest jedną z tych, które sprawiają, że ja – jako osoba dopiero poznająca ten kawałek uniwersum – chcę więcej i więcej aby w końcu poznać wszystkie aspekty jego życia.

Co do Jasona, tutaj pojawia się bardzo ciekawy zabieg, który osobiście bardzo lubię. Mianowicie aby nie zaspojlerować osobom, które jeszcze nie czytały, nie mogę powiedzieć o nim praktycznie niczego, ponieważ jak już wspomniałam, to postać, która w czasie książki dopiero przypomina sobie swoją przeszłość. Mogę więc jedynie wspomnieć, że protagonista bardzo szybko jest w stanie zorientować się w sytuacji, w jakiej się znajduje. Co wcale nie znaczy, że sam jest w stanie dokonać wszystkiego. Wręcz przeciwnie, bez jego towarzyszy połowa planów spaliłaby na panewce.

Bohaterowie są więc świetnie stworzeni, czy akcja jest równie dobra?
Fabuła powieści, krąży wokół prób przypomnienia sobie kim jest Jason oraz pewnej wyprawy, na którą wyrusza. Podczas niej poznajemy nowych bogów oraz boginie a także ich sługi co znacznie rozszerza świat przedstawiony. Bóstwa- jak przystało na Wujka Ricka - są opisane bardzo oryginalnie i niejednokrotnie przeczyły moim wyobrażeniom, jakie tworzyły mi się w głowie, co tylko uatrakcyjniało mi czas spędzony z powieścią. Pojawiają się również wątki humorystyczne, które nieco usypiają naszą czujność tylko po to, aby z czasem zamienić się we fragmenty, w których nasze myśli są zajmowane powolnym łączeniem sieci wspomnień głównego bohatera.

Pod sam koniec natomiast, dosłownie ostatnie strony - pomimo tego, że nie zawierają wybuchów i fal ognia - sprawiają, że czytelnik kończy z szokiem wymalowanym na twarzy, jak było w moim przypadku. Podczas czytania nie trafiłam na moment dłużyzn co również jest moim zdaniem na duży plus.

Zagubiony Heros jest pierwszym tomem serii „Olimpijscy Herosi” , której autorem jest nie kto inny jak Rick Riordan.

Na samym początku historii poznajemy młodego chłopaka – Jasona. Wczytujemy się w sytuację, w której budzi się w szkolnym autobusie w towarzystwie Piper McLean i Leona Valdeza. Nikt nie jest zdziwiony jego obecnością ani tym bardziej faktem, że trzyma za rękę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Osobliwy Dom Pani Peregrine to która wprowadziła w mój świat czytelniczy mały powiew świeżości, ponieważ na sam początek trzeba przyznać, że takiego pomysłu jeszcze nie czytałam!
Myślę, że na sam początek należy wspomnieć o bardzo lekkim sposobie pisania autora. Jego pióro bardzo mi się spodobało dzięki swojej przystępności. Nie wymaga nadmiernego skupienia się, dzięki czemu powieść można czytać w autobusie czy w innych miejscach gdzie nasza uwaga może zostać rozproszona.
Autoe równie dobrze jak piórem manewruje ekspozycją. Nie można nazwać jej wybitną - bo do owego określenia jej brakuje - ale jest za to bardzo przyjemna. Dlaczego? Ponieważ nie zostajemy rzuceni na głęboką wodę ale poznajemy świat razem z nastoletnim Jacobem i razem z nim przywiązujemy się do innych postaci. Ransom Riggs unika w ten sposób chaosu, o który bardzo łatwo przy wprowadzaniu do nowego uniwersum, w którym jest kilka bardzo ważnych kwestii do wytłumaczenia czytelnikowi.
Co z postaciami i akcją?
Jako, że spotykamy się tu z osobliwcami, trzeba wiedzieć, że każdy z nich ma swoje określone nadludzkie umiejętności i głównie na nich skupia się autor. Każda persona ma również cechy, które ją charakteryzują jako człowieka. Szkoda tylko, że zostały one potraktowane po macoszemu, jakby pisarzowi zabrakło chęci czy czasu aby bardziej doszlifować bohaterów jako ludzi a nie tylko osobliwców, przez to są dość płytkie.
W samej fabule natomiast nie znajdziemy horroru, na który liczymy po przeczytaniu opisu czy obejrzeniu zdjęć - znajdziemy za to historię z całkiem wartką akcją i momenty, w których niesamowity świat wykreowany przez autora otwiera się przed nami a pełnej krasie... chociaż i tutaj autor nie zdołał uniknąć błędów. Na samym początku książki jest nieco nudno i trzeba przetrwać ten moment, żeby czerpać prawdziwą przyjemność z powieści.
Podsumowując -książka jest poprawna a pomysł oryginalny ale z realizacją jest ciut gorzej. Mimo to książka jak najbardziej warta polecenia.

Osobliwy Dom Pani Peregrine to która wprowadziła w mój świat czytelniczy mały powiew świeżości, ponieważ na sam początek trzeba przyznać, że takiego pomysłu jeszcze nie czytałam!
Myślę, że na sam początek należy wspomnieć o bardzo lekkim sposobie pisania autora. Jego pióro bardzo mi się spodobało dzięki swojej przystępności. Nie wymaga nadmiernego skupienia się, dzięki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Amani, która jest główną bohaterką książki, skradła moje serce swoją historią przedstawioną nam w pierwszej części jej przygód.
Jest silna ale przy tym nie jest irytująca, nie widzimy tu irracjonalnych zachowań lekkomyślnej i rozpuszczonej nastolatki. Ważne dla niej jest przetrwanie, czego nauczyła się przez paręnaście lat życia w zacofanym Dustwalk.
Co nie oznacza, że uczucia są dla niej nieistotne. Podczas długiej i niebezpiecznej podróży bohaterka dąży do spełnienia swoich marzeń a jednocześnie stara się aby wszelkie przeciwności, które los rzuca jej pod nogi nie dotknęły innych.
Z czasem jednak podejmowanie właściwych decyzji sprawia jej coraz więcej kłopotów, niejednokrotnie nasz strzelec zaczyna wyrzucać sobie wcześniejsze błędy, w skutek których ktoś musiał cierpieć...
Co z Jinem? Chłopakiem, który zwraca szczególną uwagę na buntowniczkę?
Los szybko łączy ich drogi na dłużej a sam młodzieniec okazuje się być doskonałym kompanem do wspólnej wędrówki i idealnym kamratem w przekrętach, czy też "zwodniczej prawdzie", która z czasem staje się bardziej istotnym fragmentem tej historii niż na samym początku może się wydawać.
Alwyn Hamilton wykreowała go jako mężczyznę, który wie co musi zrobić aby przetrwać. Wie, że nie ma czasu na specjalne traktowanie kobiet czy zasady etykiety. Nie jest księciem na białym koniu, który istnieje tylko po to aby ratować swoją współpracowniczkę. (Sama świetnie daje sobie radę...) Jest silnym rewolucjonistą, który doskonale zdaje sobie sprawę co robić aby inni grali jak im zagra...okrutne? Raczej niezbędne do przetrwania na piaszczystym bezludziu.
Dwójka młodych ludzi walczących o wolność dla samych siebie, w świecie gdzie magia nadal istnieje a magiczne stwory ze starych baśni nigdy nie zniknęły... Zanim się zorientujesz Amani wciągnie cię w niesamowite przygody, które dadzą Ci do myślenia!

Świetna historia, oryginalni bohaterowie, czy znajdziesz tu błędy?
Moim zdaniem - tak.
Przeszłość bohaterki jest trudna, czytelnik wciąga się i wierzy w to co nastoletnia dziewczyna przeszła, jednak historia rozpoczęcia jej kariery ze strzelectwem jest jak dla mniej najmniej prawdopodobnym elementem tej układanki. Zwyczajnie nie wierzę, że mała dziewczynka nauczyłaby się strzelać i tak delikatnie obchodzić z bronią. PRAWDZIWĄ bronią!
Temu fragmentowi mówię głośne NIE.
W wątpliwości poddaję też możliwość całodobowego noszenia przy sobie pistoletu. W późniejszym fragmencie książki jest to istotniejszy wątek i - pomimo tego, że nie jest powiedziany wprost - wszystko wskazuje na to, że bohaterka musiałaby naprawdę bardzo często mieć rewolwer przy sobie.

Podsumowując, książka, pomimo pomniejszych błędów jest godna polecenia, a ja sama stawiam ją bardzo wysoko na liście "ulubionych" Czytając ją, na pewno nie odczujecie zawodu, co innego jeśli chodzi o głód czytelniczy! Bo po przeczytaniu "Buntowniczki z Pustyni" automatycznie będziecie chcieli sięgnąć po "Zdrajcę Tronu"!

Amani, która jest główną bohaterką książki, skradła moje serce swoją historią przedstawioną nam w pierwszej części jej przygód.
Jest silna ale przy tym nie jest irytująca, nie widzimy tu irracjonalnych zachowań lekkomyślnej i rozpuszczonej nastolatki. Ważne dla niej jest przetrwanie, czego nauczyła się przez paręnaście lat życia w zacofanym Dustwalk.
Co nie oznacza, że...

więcej Pokaż mimo to