-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2016-07-21
Dobra, od początku. Przede wszystkim uważam, że Mróz w dwóch seriach po 3 książki (cykl Chyłka i trylogia Forsta) zrobił jeden zasadniczy błąd - w pewnych momentach łączył te dwa cykle zapożyczając postaci z jednego do drugiego.
W tej opinii znajdziecie też spoilery (raczej bardzo drobne, nie mające prawie żadnego wpływu na fabułę) do książek pt. "Zaginięcie" i "Rewizja", czytacie na własną odpowiedzialność.
Przygodę z Mrozem zacząłem od Kasacji, świetna książka. Bez zastanowienia zajrzałem na LubięCzytać i sprawdziłem autora. Tego samego dnia pojechałem do empiku i kupiłem Zaginięcie, Rewizję, Ekspozycję, Przewieszenie i Trawers. W ciemno byłem pewny, że mi się spodoba i nie zawiodłem się. Trylogię Frosta co prawda pożyczyłem najpierw tacie, który ma prawie identyczny gust do mnie, też mu się książki spodobały. Mniej więcej w zaczątkach historii "Zaginięcia" na miejscu zbrodni pojawia się zaprzyjaźniona Chyłce dziennikarka NSI - Olga Szrebska, szybko kwituje, że to prosta sprawa, bla bla bla po czym mówi, że jedzie dalej. Wszystko byłoby ok gdyby nie fakt, że Mróz ewidentnie lubi mieszać fakty z dwóch cykli. W pewnym momencie Zaginięcia kiedy Kordian i Chyłka rozmawiają o wizycie na wschodzie Polski pada stwierdzenie, że po wizycie "pewnego Komisarza" lepiej się tam nie wybierać. Dla mnie to idealne nawiązanie do Frosta akcji na Białorusi, Rosji i Ukrainie, bo do kogo innego?
Tutaj właśnie docieramy do clue mojego problemu :) - ramy czasowe.
W pierwszej części trylogii z Forstem, Szrebska i wspomniany komisarz przemierzają Polskę praktycznie bez momentu spokoju po czym wiadomo na skutek czego ją opuszczają. Po rozprawie w Rosji Szrebska wraca do kraju i całą swoją uwagę i działalność skupia na dochodzeniu (podróż do USA) i Forście, który przebywa w Czarnym Delfinie. Potem jest wyprawa na Ukrainę, która kończy się w sposób nieciekawy i nie ma nawet mowy aby Olga opuszczała szpital. Pierwsza część trylogii Forsta wiemy jak się kończy, druga tak samo. W trzeciej części dowiadujemy się już, że Chyłka ma problemy z alkoholem co jest dokładnie opisane w całym trzecim tomie cyklu Chyłki i ma bronić swojego ojca czego dowiadujemy się w samym zakończeniu czyli w skrócie, akcja Trawersu dzieje się ewidentnie po zdarzeniach z "Rewizji". Trawers kończy się tym, że tajemniczą lokatorką Iwo wcale nie jest Szrebska tylko jakaś przypadkowa kobieta, która mówi, że Szrebska ponoć według Iwo nie dała rady.
To jest po prostu niemożliwie, chyba że Mróz szykuje nam następny plottwist w "Immunitecie". Czemu? Bo jakby brać pod uwagę chronologię wydarzeń z wszystkich 6 książek to trzeba to ująć tak:
1. Ekspozycja / Kasacja (może być nawet przed)
2. Przewieszenie
3. Rewizja
4. Trawers
Zaginięcie ni jak tutaj nie pasuje, nie może się dziać w tym samym czasie ani przed Ekspozycją, nie wiem czy to błąd czy jednak moje szare komórki czegoś nie wyłapały także proszę o pomoc bo ciężko mi będzie spać :D
Cały Trawers na dobrą sprawę czytałem mając w świadomości, że w Zaginięciu, które nie mogło się przed akcją w Ekspozycji, Szrebska była ewidentnie cała i zdrowa....
Cała trylogia - spokojnie oceniam na 9/10.
Natomiast jeżeli moje przypuszczenia się sprawdzą i w następnej części cyklu i Chyłce to wszystko się w jakiś sposób połączy to całokształt tych dwóch cykli chyba ocenię na 10 :)
Dobra, od początku. Przede wszystkim uważam, że Mróz w dwóch seriach po 3 książki (cykl Chyłka i trylogia Forsta) zrobił jeden zasadniczy błąd - w pewnych momentach łączył te dwa cykle zapożyczając postaci z jednego do drugiego.
W tej opinii znajdziecie też spoilery (raczej bardzo drobne, nie mające prawie żadnego wpływu na fabułę) do książek pt. "Zaginięcie" i...
I pomyśleć, że w zeszłym roku kupiłem "Front burzowy" tak o z nudów żeby czytać sobie coś w drodze z pracy do domu...
Spośród wszystkich dotychczasowo wydanych w Polsce i za granicą książek z serii zdecydowanie moja ulubiona. Butcher zawiązuje tutaj akcje rozpoczętą już w 1. tomie cyklu. Harry Dresden od samego początku po cichu uważa, że za wszystkimi wydarzeniami, w które był wplątany stoi nie kto inny jak tajemnicza organizacja składająca się z wielu magów, którą nazywa "Czarną Radą". Dotychczas Harry jedynie teoretyzował o jej istnieniu i podzielił się swoimi obawami z bardzo wąskim gronem. Teraz wreszcie musi wziąć sprawy w swoje ręce i nie tylko udowodnić, że Donald Morgan jest niewinny, ale również znaleźć i udowodnić istnienie zdrajcy w szeregach rady.
Książka napisana w ciekawszym stylu niż poprzednie, dużo akcji, ma się wrażenie, że walki nie są już aż tak rozciągnięte, jeszcze więcej świetnych i śmiesznych dialogów, nieoceniony Bob czaszka.
Zakończenie bardzo życiowe co lubię u Butchera, już w drugiej książce z rzędu pokazuje, że nikt nie może być pewny losu swoich ulubionych postaci i nikogo nie chroni tzw. "plot armor" :)
Jedyne do czego mogę się przyczepić to tłumaczenie... jak można tłumaczyć cykl, o którym nie ma się pojęcia lub nie sprawdzało tłumaczeń poprzednich książek? Raz tłumacz decyduje się na tłumaczenie wszystkiego, drugi raz zostawia angielskie nazwy. Myli płci dość ważnych osób bo wiadome, że język angielski płeć określa jedynie na zasadzie she/he. Erlking - nazwa własna tłumaczona na "Król Olch" to tak jakby w każdym filmie zamiast Los Angeles mówili Miasto Aniołów. Najgorsze jest to, że tłumacz decyduje się na znalezienie fajnego tłumaczenia/odpowiednika w bezsensownych momentach, a w tych ważnych całkowicie to olewa. Problem wydawnictwa, wielkie dzięki, że wydają Dresdena po polsku, ale powinni to robić lepiej, do dzisiaj mam do nich lekki niesmak po rozpadających się przy czytaniu pierwszych 7 tomach..
Pozostaje teraz czekać na "Zmiany", które są prawdziwą jazdą bez trzymanki jeśli chodzi o akcję w świecie Dresdena.
I pomyśleć, że w zeszłym roku kupiłem "Front burzowy" tak o z nudów żeby czytać sobie coś w drodze z pracy do domu...
Spośród wszystkich dotychczasowo wydanych w Polsce i za granicą książek z serii zdecydowanie moja ulubiona. Butcher zawiązuje tutaj akcje rozpoczętą już w 1. tomie cyklu. Harry Dresden od samego początku po cichu uważa, że za wszystkimi wydarzeniami, w...
Siadając do tej książki miałem strasznie mieszane uczucia. Poprzednie książki Mroza były idealnym dowodem na to, że ilość nie równa się jakości. Pan Remigiusz gubił się w narracji swoich opowiadań, ponieważ jego dwie ostatnie książki sprawiały wrażenie, przynajmniej dla mnie, jakby brakowało im jakichś 50 stron z wyjaśnieniem. W Nieodnalezionej brakuje jakiegokolwiek racjonalnego wytłumaczenia w jaki sposób antagonista/ka książki dowidział/ała się rzeczy, które mogła wiedzieć jedna osoba. Testament z kolei wydaje się być książką napisaną po to aby odkręcić wydarzenia z poprzedniej części, jest nielogiczny, chaotyczny i czyta się go tak jakby całą książka była pisana na kolanie.
Mając te odczucia podchodziłem do tej książki z dużą rezerwą. Zaczyna się bardzo fajnie, czyta się bardzo szybko i jak w poprzedniej części cyklu Forsta zabieg przenoszenia się w czasie z narracją był moim zdaniem niewypałem tutaj sprawdza się świetnie - wydaje się naprowadzać czytelnika na pewne tropy po czym kilkanaście stron później zbija go z pantałyku.
Jak zawsze podczas oglądania/czytania czegokolwiek za cel stawiam sobie rozwikłanie zagadki przed tym zanim zostanie nam ona ujawniona przez jej autora. Tutaj od pewnego momentu byłem już w stu procentach pewny, że znam rozwiązanie zagadki i wiem co tak naprawdę się dzieje, aczkolwiek te małe szczegóły w narracji sprawiały, że coś mi nie grało. Nie grało do tego stopnia, że bałem się kolejnego, strasznie naciąganego zakończenia, w którym Mróz dla samego zszokowania czytelnika porzuci logikę. Nic bardziej mylnego. Tutaj Pan Remigiusz wraca do formy i w ostatnich stronach zrzuca na nas coś, co domyka wszystkie wątki i spaja całość w jedno, logiczne zakończenie pentalogii komisarza Forsta.
Ogólne wrażenia z cyklu mam bardzo fajne dzięki świetnym pierwszym 3 częściom, fatalnej (jak na Mroza) części czwartej, w której jedyne co jest ważne dla spójności fabuły cyklu znajduje się na ostatniej stronie i zawarte jest w dosłownie jednym zdaniu, no i oczywiście ostatniej części.
Zdecydowanie polecam.
Siadając do tej książki miałem strasznie mieszane uczucia. Poprzednie książki Mroza były idealnym dowodem na to, że ilość nie równa się jakości. Pan Remigiusz gubił się w narracji swoich opowiadań, ponieważ jego dwie ostatnie książki sprawiały wrażenie, przynajmniej dla mnie, jakby brakowało im jakichś 50 stron z wyjaśnieniem. W Nieodnalezionej brakuje jakiegokolwiek...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rozpal przed człowiekiem ognisko, a ogrzejesz go tylko na chwilę, podpal go, a ogrzejesz go do końca życia. Jest to jedna z dywiz jakie Harry wyznaje.
Ma nową pracę, nie jest z niej do końca zadowolony, a jego nowa szefowa jest nie dość, że bardzo straszna i potężna to jeszcze lubi rozgrywać własne gry, często kosztem innych. Dlatego też nie dziwi, że pierwsze zadanie jakie dostaje Harry jest... niewykonalne i bezsensowne. Czy jest to kolejna gra ze strony potężnej Mab, czy chce się ona tylko pozbyć Harryego?
Świetny humor, doskonałe dialogi oraz pędząca akcja to najlepszy sposób w jaki można opisać rozdział Zimne Dni. Butcher nie zawodzi w 14stej już odsłonie swojej historii, dziwi to jak to wszystko razem dalej trzyma się kupy i dokładnie ze sobą zgrywa. Teorie fanów mnożą się i troją, a na odpowiedzi przyjdzie jeszcze trochę poczekać.
Rozpal przed człowiekiem ognisko, a ogrzejesz go tylko na chwilę, podpal go, a ogrzejesz go do końca życia. Jest to jedna z dywiz jakie Harry wyznaje.
Ma nową pracę, nie jest z niej do końca zadowolony, a jego nowa szefowa jest nie dość, że bardzo straszna i potężna to jeszcze lubi rozgrywać własne gry, często kosztem innych. Dlatego też nie dziwi, że pierwsze zadanie...
„Rozmowy Pokojowe” w oryginale miały być jedną książką. Rozrosły się rzekomo do takiej wielkości, że wydawca wymusił na Butcherze podzielenie historii na dwie. Tak też otrzymaliśmy „Pole Bitwy” jako drugą książkę z cyklu Dresdena w tym roku. Czy zabieg ten był konieczny? Szczerze mówiąc sądząc po ilości stron dwóch książek uważam, że nie. Czy sama historia na tym ucierpiała? Moim zdaniem nie.
Harry Dresden na przestrzeni lat mierzył się z wieloma przeciwnikami. W zdecydowanej większości były to istoty silniejsze niż on, tym razem nie może być inaczej. Ethniu, ostatnia z Tytanów wydała wojnę ludzkości, a za pole bitwy zostało wybrane właśnie Chicago. Trup ściele się gęsto a w powietrzu czuć krew. Nikt nie jest bezpieczny gdyż każda z postaci jest dla Ethniu niczym więcej jak mucha dla człowieka.
Cała książka jest gigantycznym fan-serwisem w najlepszym wydaniu. Dostarcza nam kilka odpowiedzi, na niektóre czekaliśmy od dawna. W ciekawy sposób podsumowuje wydarzenia z dwóch książek. Pojawia się również postać, której nie widzieliśmy od bardzo dawna, a towarzystwo w jakim się ta postać znajduje wprawia doświadczonych w boju Strażników w osłupienie. Dialogi wypełnione humorem, sytuacyjnymi żartami oraz wyrazistość postaci są już chyba charakterystyką Butchera.
Wypełniona akcją, pełna cliffhangerów zmusza do czytania dalej i dalej. Skończona za jednym podejściem w długiej sesji wraz z zarwaną nocą, ale było definitywnie WARTO. Typowo dla Butchera dostajemy odpowiedzi na kilka nurtujących pytań aby dostać nowe zagadki. Pionki na supernaturalnej planszy przesuwają się coraz częściej i każda ze stron chce wygrać tą grę, a stawka tej rozgrywki jest coraz bardziej widoczna dla Harryego, który wydaje się coraz lepiej rozumieć swoje przeznaczenie. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana, wynagradza wieloletni czas oczekiwania oraz uniewinnia zabieg podzielenia jednej książki na dwie – przy takiej jakości pisania mogą dzielić je i na trzy, niech tylko wychodzą tak samo często.
„Rozmowy Pokojowe” w oryginale miały być jedną książką. Rozrosły się rzekomo do takiej wielkości, że wydawca wymusił na Butcherze podzielenie historii na dwie. Tak też otrzymaliśmy „Pole Bitwy” jako drugą książkę z cyklu Dresdena w tym roku. Czy zabieg ten był konieczny? Szczerze mówiąc sądząc po ilości stron dwóch książek uważam, że nie. Czy sama historia na tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-10-27
Następna bardzo dobra książka Mroza, jednak jej świetna ocena jest spowodowana raczej tym, że historia przedstawiona jest nadzwyczaj ciekawa z punktu widzenia moralności każdego z nas jak i z perspektywy łamania stereotypów w przekazie masowym.
Pierwsze co ciśnie mi się na język to niestety schematyczność kreacji postaci u autora. Każda jego książka lub cykl, jakie do tej pory czytałem przedstawiają losy różnych postaci, jednak sama konstrukcja charakterów postaci jest strasznie schematyczna i momentami czytając te wszystkie książki ma się wrażenie, że czyta się o jednym bohaterze. W tej powieści dane jest nam poznać Gerarda Edlinga, byłego prokuratora, specjalizującego się w czytaniu prawdy z ludzkich reakcji. Czytając "Behawiorystę" cały czas przed oczami miałem do porównania postać Chyłki (cykl Chyłka) i Forsta (cykl Forst) i sposób kreacji tych postaci jest według mnie identyczny. Wszystkie te postaci charakteryzują się niezłomnym charakterem, pewnym przesadnym nawykiem (wręcz natręctwem), który zostaje wykorzystany przez antagonistę w każdej z tych książek. W Chyłce - cymelium o Ironsach, w Forście gumy Big Red, w Behawioryście gra słów i poprawność językowa, na której punkcie Edling był niemalże uczulony. Tak samo jak w innych książkach, o Chyłce i Forście wspólnym mianownikiem wszystkich postaci jest ich kompletny brak logiki w ich działaniach w niemalże kulminacyjnych momentach, ale szczegółów nie podaję z racji tego, że nie chcę nikomu spoilerować samych wydarzeń. Nie wiem czy to tylko ja, ale jakoś w żadnej z tych książek nie udało mi się poczuć swoistej więzi, czy też sympatii do dowolnego bohatera, wydają się oni trochę obojętni, gdyby w opowieść wpleść innego bohatera nie zrobiłoby to różnicy.
Mimo tej drobnej wady nie da się odmówić Mrozowi faktu, że jego powieści wciągają niesłychanie od pierwszej strony. Jest to coś co osobiście bardzo doceniam w każdej formie twórczości - muzyce, filmie, serialu czy książce. Czytając jego książki człowiek cały czas prowadzi w głowie pewnego rodzaju wyliczankę - mam rację lub nie. Tutaj, poza wyliczaniem każdy z nas w pewnym momencie mimowolnie zada sobie pytanie, a będzie ono brzmiało - którą opcję wybrałbym/wybrałabym ja? Jest to bardzo dobry zabieg, zmusza czytelnika do niemalże aktywnego brania udziału w stworzonej już historii. Samo zjawisko przedstawione w książce jest bardzo ciekawe i chyba nie ma na nie dobrej odpowiedzi. Wprowadzenie takiej tematyki łamie też według mnie obecny stereotyp wszędobylskiej "poprawności politycznej" czy też tzw. "tolerancji" i omawiane są naprawdę ciężkie tematy. W pewnych momentach czytając książkę, ze złości zdarzało mi się zaciskać zęby.
Sama historia jest opowiedziana bardzo, ale to bardzo ciekawie, trzyma w napięciu prawie do samego końca, ale kilku drobnych rzeczy tym razem da się domyślić samemu. Nie ukrywam, że sposób rozwiązania historii jest łudząco podobny do pewnej innej jego serii, ogólne twórczości. Nie jest to żadna ujma, ale myślę, że z czasem, bez powiewu jakiejś świeżości forma ta zostanie przez Mroza wyczerpana.
Oceniając całokształt, daję tutaj 8/10, ale tylko ze względu na brak możliwości wystawienia 7,5. Czuć tutaj pewne próby wprowadzenia czegoś nowego, historia jest świetna itp, ale za dużo podobieństw do innych cykli.
Następna bardzo dobra książka Mroza, jednak jej świetna ocena jest spowodowana raczej tym, że historia przedstawiona jest nadzwyczaj ciekawa z punktu widzenia moralności każdego z nas jak i z perspektywy łamania stereotypów w przekazie masowym.
Pierwsze co ciśnie mi się na język to niestety schematyczność kreacji postaci u autora. Każda jego książka lub cykl, jakie do tej...
Stało się, Trzy ciała okazały się prawdziwe, a na Ziemię leci flota Trisolarian.
Mamy około 400 lat na przygotowanie się do inwazji, wydawałoby się, że to bardzo dużo biorąc pod uwagę postęp technologiczny jaki ludzkość zanotowała przez ostatnie stulecie. Nic bardziej mylnego. Trisolarianie blokują nasz postęp technologiczny. Ich sofony są w stanie dostrzec wszystko co dzieje się na świecie, więc wszystkie jawnie sporządzane plany i taktyki byłyby bez sensu i traciłyby swój sens w momencie wydobywania się słów z ust stratega.
Powstaje pomysł - mianować kilku ludzi na naczelnych strategów ludzkości, dać im wszelkie możliwe zasoby po to, aby swoimi działaniami wzbudzali konsternację wśród ludzi jak i Trisolarian. Nazywają ich Wpatrującymi się w ścianę a ich prawdziwym zadaniem jest wymyślenie planu na pokonanie obcych oraz zachowanie go dla siebie najdłużej jak się da. Trisolaris nie próżnuje i mianuje ich przeciwników - Burzycieli ścian mających rozpracować te plany.
Książka ta porusza tematykę zachowań ludzkich wobec oblicza totalnej zagłady. Defetyzm (brak wiary w zwycięstwo) i eskapizm (chęć ucieczki aby zachować ciągłość gatunku) jako dwa największe problemy ludzkości. Czy można ich winić? Jak można walczyć z wrogiem, który według naszej najlepszej wiedzy jest w stanie totalnie nas unicestwić? Przerzucając kartka po kartce uświadomiłem sobie, że autor z każdego z nas zrobił Burzyciela ściany, każdy z nas starał się rozpracować plan Wpatrującego się w ścianę. Momenty, w których ci prawdziwi się pojawiali były jednymi z fajniejszych momentów książki. Tłumaczenie w jaki sposób rozwikłali plany Wpatrujących się w ścianę dawało pewną satysfakcję, że autor nie kazał nam czekać do końca książki na poznanie tych planów.
Jedyne co w tej książce mi nie pasowało to miejscowe dłużyzny, których naprawdę dałoby się uniknąć. Przygody Zhang Beihaia są najnudniejszą częścią książki, przynajmniej dla mnie, a zwrot akcji z jego osobą wcale nie szokuje.
Końcówka bardzo ciekawa, dowiadujemy się czym jest tytułowy "Ciemny Las" oraz jak bardzo bezmyślna była, i w sumie dalej jest, ludzkość w swoich działaniach.
Stało się, Trzy ciała okazały się prawdziwe, a na Ziemię leci flota Trisolarian.
Mamy około 400 lat na przygotowanie się do inwazji, wydawałoby się, że to bardzo dużo biorąc pod uwagę postęp technologiczny jaki ludzkość zanotowała przez ostatnie stulecie. Nic bardziej mylnego. Trisolarianie blokują nasz postęp technologiczny. Ich sofony są w stanie dostrzec wszystko co...
Lubię sięgać po książki Mroza, które swoje początki miały w przedziale czasowym, gdzie to jeszcze nie była tzw. masówka, i które nie rozwinęły się do niebotycznych rozmiarów. Chyłka zawodzi od dawna z racji wiecznego prowadzenia wycinki kłód pod nogi głównych bohaterów i prawie że nierealnych sytuacji w jakich się ciągle znajdują. Nowości są słabe i miałkie, próbujące wyciągnąć coś z tych książek, które osiągnęły sukces.
Po dość długim czasie bez niczego dobrego od tego pisarza wreszcie przyszedł ten moment kiedy z radością można cokolwiek napisać po przeczytanej książce.
Wraca Gerard Edling, opolski prokurator (teraz już były prokurator), który zasłynął na polskiej scenie literackiej w swojej walce z Kompozytorem, seryjnym mordercą, który poruszył w społeczeństwie i wśród czytelników dzięki tematyce tabu niemożliwego wyboru. Dostajemy tutaj swego rodzaju kontynuację serii, która zarazem spełnia się też jako solidny prequel. W tej odsłonie Gerardowi przyjdzie się zmierzyć z seryjnym mordercą, który kopiuje wszystkie okoliczności sprawy sprzed 30 lat, w którą zaangażowane było kilka osób. Akta sprawy spłonęły, a między wszystkimi biorącymi udział w tamtej sprawie panuje zmowa milczenia. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że o pewnych faktach mogły wiedzieć jedynie ww. osoby. Rozpoczyna się ciekawa gra, która jest bardzo dobrze wymieszana razem z retrospekcjami z dawnych lat obrazującymi jak to wyglądało w PRLu. Bardzo często w takiego rodzaju zabiegach jedna z części książki cierpi, albo teraźniejszość albo wymieniane retrospekcje. Dzieje się tak moim zdaniem dlatego, że autor decydujący się na taki zabieg ma do opowiedzenia bardzo mocno rozciągnięty czasowo bieg wydarzeń, a tylko na jeden z nich ma pomysł dokładnego poprowadzenia historii. Tutaj nie ma to miejsca, zarówno retrospekcje jak i wydarzenia obecne czyta się na równi dobrze i szybko. Całość okraszona jest świetnymi smaczkami powiązania mordu z iluzjami scenicznymi oraz niekiedy tłumaczeniami jak dana sztuczka została wykonana. Zabieg bardzo fajny, cały czas miałem w głowie film "Iluzja" w wersji "coś poszło nie tak" i iluzjoniści zaczęli kroić ludzi zamiast ich "doić" :) Bardzo pozytywnym elementem tej książki są również wstawki postaciowe z innych serii Mroza, czyli forma, jaką moim zdaniem Pan Remigiusz powinien stosować na stałe zamiast rozpisywania historii na x tomiszczy, a sama geneza wprowadzenia kinezyki i tego kim Gerard finalnie się stał jest wisienką na torcie dla ludzi, którzy czytają inne serie i niestety czymś czego zwykły odbiorca nie zrozumie.
Sama książka bardzo przyjemna, skończona szybko i cały czas wołająca gdzieś z tyłu głowy "Czytaj mnie" w momencie kiedy człowiek miał choć trochę wolnego czasu. Pewne elementy są do przewidzenia, ale to dobrze - każdy lubi mieć czasem rację. Historia świetna, główna intryga zarazem bardzo skomplikowana, ale również bardzo prosta jak już się zna wszystkie fakty, a przede wszystkim życiowa.
Udany powrót do Mroza. Dalej jestem zdania, że wszystko co gdzieś tam wykiełkowało w jego głowie w początkach pisania jest w stu procentach warte przeniesienia na papier, ale nawet te historie najlepiej się sprawdzają kiedy są zamkniętymi, krótkimi seriami, które wciągają w całości, a potem mogą zaskakiwać świetnymi wstawkami w innych powieściach.
PS. Najbardziej martwi mnie fakt rozwiązania ostatniej zagadki... Chociaż z drugiej strony..
Lubię sięgać po książki Mroza, które swoje początki miały w przedziale czasowym, gdzie to jeszcze nie była tzw. masówka, i które nie rozwinęły się do niebotycznych rozmiarów. Chyłka zawodzi od dawna z racji wiecznego prowadzenia wycinki kłód pod nogi głównych bohaterów i prawie że nierealnych sytuacji w jakich się ciągle znajdują. Nowości są słabe i miałkie, próbujące...
więcej mniej Pokaż mimo to
Ostatnie lata nauczyły mnie, że do mocno promowanych na świetne książek należy podchodzić z dystansem.
Za tą wziąłem się praktycznie dzień/dwa po skończeniu poprzedniej książki i niestety okoliczności życiowe sprawiły, że czasu na czytanie miałem jak na lekarstwo. Nigdy do tej pory żadna książka nie wołała mnie tak głośno by rzucić wszystko i czytać, jak ta. W pracy zorientowałem się po 30 minutach "letargu", że siedzę i myślę o tym kto może być mordercą analizując w myślach tweety.
Teoria goniła teorię, a po kilku rozdziałach każda lepsza legła w gruzach. Zakończenie zaskakujące, przemyślane i szalenie trzymające się kupy. Czytając ją cały czas miałem przed oczami mistrza zbrodni, antagonistę szachującego całe miasto, a rozwiązanie okazało się do bólu proste i zarazem świetne.
Polecam każdemu i nie mogę się doczekać dalszych części!
Ostatnie lata nauczyły mnie, że do mocno promowanych na świetne książek należy podchodzić z dystansem.
więcej Pokaż mimo toZa tą wziąłem się praktycznie dzień/dwa po skończeniu poprzedniej książki i niestety okoliczności życiowe sprawiły, że czasu na czytanie miałem jak na lekarstwo. Nigdy do tej pory żadna książka nie wołała mnie tak głośno by rzucić wszystko i czytać, jak ta. W pracy...