Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

BOOKariusz.blogspot.com

„FUTU.RE” to książka, która jest najlepszym dowodem na to, jak bardzo elastyczną i nieograniczoną wyobraźnią został obdarzony Dmitry Glukhovsky, pisarz i dziennikarz, znany dotychczas ze świetnych powieści „Metro 2033”, „Metro 2034” oraz zbiorku opowiadań „Witajcie w Rosji”

W latach przed rokiem 2000, który miał się stać przełomem, końcem świata i jednocześnie jawił się jako wrota do ery robotów, klonowania i przemierzania galaktyki na seg-way'ach, przyszłość przepowiadana była w zasadzie tak samo. Ludzie liczyli na całkowitą komputeryzację życia codziennego, możliwość przyspieszenia/zatrzymania czasu, latające dziwadła i rzecz jasna - nieograniczony dostęp do kosmosu.

Jednak w pewnym momencie cały postęp technologiczny tak ruszył z kopyta, iż wszelkie marzenia ludzkości na temat przyszłości stały się możliwe do zrealizowania.

I w tym momencie pisarzom dobrze czującym się w gatunku science fiction zrzedła mina, ponieważ ich wykreowany "świat za sto lat" okazał się być tym światem, który możemy zobaczyć przez nasze okna - telewizor i komputer.

W zasadzie mieli dwie drogi wyboru - albo przerzucić się na powieści historyczne albo przekwalifikować się i stanąć po numerek w UP.

Człowiek jest bowiem taką istotą, która lubi czuć, że nie wszystko zostało jeszcze odkryte, że jest jeszcze coś, czego nie znamy, co stanie się motorem do działania i pozwoli nam funkcjonować. Toteż wizję przyszłości natychmiast trzeba było zmienić.

I wtedy pojawił się Dmitry Głukhovski i dał ludzkości nadzieję na przyszłość. Może nie do końca przyszłość taką, jakiej każdy z nas chciałby doczekać, ale jednak jakąś furtkę nam otworzył.

I mogłabym się rozpisywać na temat świata postapo Głukhovskiego, który zna cały świat, o uniwersum Metro, o jego fenomenalnej konstrukcji, ale... tego nie zrobię.

Nie zrobię tego dlatego, bo Dmitry Głukhovski wyczarował coś jeszcze lepszego. Coś, co pokazało mi jak ogromny ma talent i jak nieograniczony zasięg ma jego wyobraźnia.

FUTU.RE. PRZYSZŁOŚĆ.

Przyszłość Europy za 400 lat, w której śmierć została przezwyciężona, a dzięki jednej szczepionce można uzyskać wieczną młodość. Czyż to nie brzmi wspaniale?

Oczywiście, że NIE.

Nie byłby to bowiem Głukhovski, gdyby zamiast mlekiem i miodem płynącej utopii nie pokazał nam mrocznej i przeludnionej krainy, w której starość traktowana jest na równi z najstraszniejszymi chorobami ludzkości.

Od pierwszych stron książki stajemy się uczestnikami zachodzących wydarzeń. Widzimy świat oczami i myślimy jak jeden z Nieśmiertelnych, Jan Nachtigall 2T. I choć z pozoru wydaje nam się, że to tylko narracja 1 osobowa, to okazuje się, że to on, Nieśmiertelny, zawładną naszym umysłem.

To on nas prowadzi przez wszystkie wieżowce tej piekielnej wizji Europy, w której zanikła instytucja rodziny, wiara w Boga i ogólne piękno życia, a misja władzy sprowadziła do tropienia niezarejestrowanych ciąż, sterylizacji oraz zarażania starością tych, którzy dopuścili się bezprawnego zwiększenia populacji.

Jednak bohater nie pokazuje nam tylko świata "tu i teraz". Pozwala nam też błądzić w jego wspomnieniach z wczesnego dzieciństwa, które spędził w internacie dla dzieci, których rodzice popełnili przestępstwo nielegalnego posiadania dziecka.

Ten kryjący się pod maską Apollina wiecznie młody Jan, pomimo iż jest psem na smyczy organów władzy, pomimo iż dopuszcza się zabójstwa i sterylizacji niewinnych ludzi, pomimo iż jawi się ludziom jako najstraszniejszy koszmar - nie jest do szpiku kości zły. On tylko wypełnia rozkazy, nie kwestionując ich i nie zastanawiając się nad nimi. Działa tak, jak go wytresowano w internacie.

Jan jest poprawny politycznie, usłużny i grzeczny, ponieważ nie chce utracić daru wiecznej młodości.

Jednak w końcu i jego dopada to poczucie bezsensu istnienia w sytuacji, gdy zdaje sobie sprawę, iż oprócz zagwarantowanej młodości nie ma nic. Jest pusty w środku, nie ma marzeń i planów. Jego ponura egzystencja opiera się wyłącznie na tym, by po wykonanej misji w ciasnym kubiku z widokiem na wizualizację Toskanii znieczulić się przy pomocy tequili i tabletek nasennych i zapaść w sen. Byle do jutra.

A wszystko to dzięki niej - Annelie.
To właśnie ona rozbudziła w nim żądzę posiadania celu w życiu. Otworzyła oczy na piękno i zaszczepiła radość z ulotnych chwil...

A jak doszło do ich spotkania i co z tego wynikło?
Sięgnijcie po „FUTU.RE” Dmitry'a Głukhovskiego!

Cóż mogę napisać o samej książce?

Perełka, która poraża swą dokładności i wielowymiarowością ukazanych problemów.

„FUTU.RE” należy czytać powoli, z rozmysłem, choć akcja każe nam gnać w jednakowym tempie, by jak najszybciej dowiedzieć się, co kryje i czym nas zaskoczy kolejna karta książki.

Nie jest to lektura do poduszki ani do poczytania w komunikacji miejskiej, gdyż nieprzewidywalne zwroty akcji i sama historia niejednokrotnie może nam przysporzyć wiele problemów ze zrozumieniem o co w tym wszystkim chodzi.

Jednak nie warto zrażać się obszernością książki i jej zagmatwanymi wnętrznościami.
Po książkę warto sięgnąć. Chociażby z samej ciekawości.

BOOKariusz.blogspot.com

„FUTU.RE” to książka, która jest najlepszym dowodem na to, jak bardzo elastyczną i nieograniczoną wyobraźnią został obdarzony Dmitry Glukhovsky, pisarz i dziennikarz, znany dotychczas ze świetnych powieści „Metro 2033”, „Metro 2034” oraz zbiorku opowiadań „Witajcie w Rosji”

W latach przed rokiem 2000, który miał się stać przełomem, końcem świata i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

[BOOKariusz.blogspot.com]


„Ulubione rzeczy” to policyjny kryminał otwierający serię, w której główną bohaterką jest młoda policjantka Lacey Flint.

Jest wieczór, 31 sierpnia, londyńskie osiedle Brendon. Młoda policjantka Lacey Flint zmierza do swojego samochodu, a duchem znajduje się już w swoim "specyficznie" urządzonym domu. Nie rozgląda się szukając kluczy, które jak zwykle bawią się z nią w chowanego w czeluściach torebki.
Gdy unosi głowę, jej oczom ukazuje się widok, którego nie zapomni już do końca życia.

Na maskę jej samochodu osuwa się kobieta z poderżniętym gardłem. Lacey w panice próbuje podtrzymać bestialsko okaleczoną kobietę przy życiu, jednak obrażenia są tak rozległe, iż kobieta chwilę później umiera na jej rękach tuż przed przybyciem wsparcia zespołu Dany Tulloch.

Lacey ma ogromne wyrzuty sumienia po całym zajściu. Obwinia się bowiem o brak podzielności uwagi i nieostrożność, które mogłyby uratować kobietę przed napaścią. W przezwyciężeniu ich nie pomaga jej kolega z zespołu o turkusowych oczach.

Policjantka zostaje wciągnięta do śledztwa, jednak będąc jednocześnie świadkiem całego zajścia, nie może w nim czynnie uczestniczyć.

Mnożą się teorie, a co za tym idzie - i znaki zapytania. Nikt bowiem nie wie kim jest kobieta i dlaczego znalazła się o tej porze akurat w tym miejscu. Nie mają także żadnych informacji naprowadzających ich na trop mordercy. Policjanci są bezradni wobec całej sytuacji, aż do chwili, gdy Lacey Flint dowiaduje się o tajemniczym liście, który sugeruje jej sięgnięcie do wspomnień z dzieciństwa, co może doprowadzić do rozwiązania tej niezwykle trudnej zagadki.

Okazuje się bowiem, iż ponad 100 lat wcześniej, dnia 31 sierpnia 1888 roku za panowania królowej Wiktorii człowiek, któremu później nadano przydomek Kuba Rozpruwacz, dokonał swej pierwszej makabrycznej zbrodni.

Co łączy młodą policjantkę z morderstwami sprzed lat i co tak na prawdę skrywa pod maską wzorowej policjantki?

Aby się tego dowiedzieć, należy przeczytać książkę do ostatniej strony, ale jedno pozostaje pewne - Lacey jest mianownikiem łączącym te dwie serie makabrycznych morderstw.

S. J. Bolton niewątpliwie zaserwowała nam pyszny i oryginalny kryminał, ale czy sprawiła, że najadłam się nim do syta? Raczej nie.

Akcja powieści toczy się dosyć wartko i płynnie, jednak tym, co ją spowalnia, a miejscami nawet zatrzymuje są rozległe i bardzo szczegółowe opisy. Autorka w sposób ciekawy i precyzyjny opisuje niemal wszystko - od samego otoczenia, aż po specjalistyczne procedury i działania wprost z prosektorium. Dzięki tym opisom możemy nie tylko wykreować i zobaczyć całą historię dokładnie taką, jaką wymyśliła autorka, ale także dowiedzieć się mnóstwa interesujących rzeczy z dziedzin na co dzień nam niedostępnych.

Tak na prawdę akcja przyspiesza gdzieś w okolicy środka książki, lecz trwa to niezbyt długo. Pomijając ten fragment historii, mogłam swobodnie w dowolnym momencie oderwać się od lektury, co nie zadowoli miłośnika szybkich i wielowątkowych kryminałów.

Jeśli już o wątku mowa - dominuje jeden, główny i w zasadzie poboczne występują w śladowych ilościach. Widać i czuć schemat, na którym oparła się autorka, choć samo zakończenie jest zaskakujące i nietuzinkowe.

Bardzo ciekawym zabiegiem ze strony S. J. Bolton było wprowadzenie narracji pierwszoosobowej od strony głównej bohaterki. Dzięki temu czytelnik może poznać Lacey Flint niejako od wewnątrz i nie widzi jedynie tego, co młoda policjantka robi, jakich wyborów dokonuje, ale także może zobaczyć jej emocje, nastroje i myśli, które niejednokrotnie ukazują kolejną ślepą uliczkę w drodze do rozwikłania zagadki.

Cała galeria postaci jest skonstruowana w sposób ciekawy i intrygujący. Żadnego z bohaterów nie jesteśmy pewni na 100%, do prawdy o każdym z nich dochodzimy stopniowo, ich charakterystyki nie są podane na tacy. Sami musimy wyrobić swoje zdanie o bohaterach, wykreować ich w swojej wyobraźni zgodnie ze wskazówkami, które podała nam Bolton na kartach swej powieści.

Cóż mogę jeszcze napisać o tej książce? Bez wątpienia jest to bardzo ciekawy policyjny kryminał, ale raczej nie poleciłabym go komuś, kto ma ochotę na miłą i przyjemną lekturę przed snem. Autorka bowiem, pod przykrywką dobrej historii, porusza bardzo ważne społeczne tematy, jak np. gwałty wśród nieletnich.

Tę książkę należy czytać uważnie, niemal można poczuć pulsujące myśli autorki i jej komentarze między wierszami. Jeśli przeskoczylibyśmy rozległe i może miejscami nudnawe opisy powieść straciłaby cały sens i urok.

Jaka jest moja ocena? Hmm. Trudno mi określić, ponieważ z jednej strony to na prawdę dobra książka i wciągająca historia. Na pewno dałabym ogromny plus za wkład pracy autorki nad tekstem książki, dzięki czemu mogła nam przedstawić dokładny opis czynności policyjnych, patologa czy też ukazanie postaci mordercy w zupełnie nowej odsłonie.

Jednak historia sama w sobie chyba mnie tak do końca nie porwała. Po odwróceniu ostatniej strony czułam niedosyt, ale nie głód kolejnej części, a wręcz zawód, że historia zakończyła się w taki, a nie inny sposób. Niestety nie mogłam opędzić się od swądu odgrzewanych kotletów i pozbyć się wrażenia, że to już kiedyś było. Brakowało mi też tego napięcia, które powinno towarzyszyć mi przez całą powieść, a które w widoczny sposób malało, by na końcu było niemal niezauważalne.

Polecam książkę tym, którzy szukają dobrego kryminału, a mają dość czasu, aby się w niego zagłębić, ponieważ to na pewno nie jest lektura, którą można przeczytać w drodze do pracy, czy też w ramach wieczornego relaksu po całodniowym wysiłku umysłowym.

[BOOKariusz.blogspot.com]


„Ulubione rzeczy” to policyjny kryminał otwierający serię, w której główną bohaterką jest młoda policjantka Lacey Flint.

Jest wieczór, 31 sierpnia, londyńskie osiedle Brendon. Młoda policjantka Lacey Flint zmierza do swojego samochodu, a duchem znajduje się już w swoim "specyficznie" urządzonym domu. Nie rozgląda się szukając kluczy, które jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

[ BOOKariusz.blogspot.com ]

„Inferno” to czwarta powieść Dana Browna z Robertem Langdonem w roli głównej.

I aż wstyd się przyznać - nie czytałam żadnej z poprzednich części. O autorze słyszałam, parę razy wyciągałam rękę po "Zaginiony symbol", ale zawsze rezygnowałam z zakupu. W zasadzie sama nie wiem dlaczego. Z "Kodem Leonarda da Vinci" i "Aniołami i demonami" zapoznałam się w formie filmów, aczkolwiek na pewno kiedyś je przeczytam.

Robert Langdon - to, wykładający na Harvardzie, wybitny historyk sztuki oraz specjalista od symboli.

Szybkie tempo akcji zostaje nadane już na samym początku, gdy profesor Langdon budzi się w izolatce w szpitalu we Florencji. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż profesor nie pamięta w jaki sposób znalazł się w tym miejscu, ani jakie wydarzenia poprzedzają jego niespodziewane przybycie do Włoch. Jedno jest pewne - ból i amnezja wskazują jednoznacznie na dotkliwy uraz głowy.

W szpitalu opiekuje się nim doktor Sienna Brooks, która nie potrafi powiedzieć mu nic więcej poza tym, iż został zraniony w głowę w wyniku postrzału i za sprawą draśnięcia kuli dostał wstrząśnienia mózgu.

Dojście do siebie uniemożliwia mu nieoczekiwane wtargnięcie do szpitala tajemniczej kobiety o imieniu Vayentha, która bez skrupułów zabija lekarza, uniemożliwiającego jej dostanie się do sali profesora Langdona.

Zbawicielką okazuje się doktor Brooks, która dokonuje ewakuacji profesora i tym samym gubiąc trop zabójczyni.

W mieszkaniu Sienny Langdon odkrywa tajemniczy przedmiot w kieszeni marynarki, na którym widnieje symbol zagrożenia biologicznego.

Całkowicie nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji, profesor kontaktuje się z konsulatem amerykańskim we Florencji, czym ściąga na siebie Vayenethę.

Od tej chwili doktor znajduje się w nieustannym ruchu, jednocześnie dążąc do rozwiązania zagadki, związanej z wyprawą do Włoch i tajemniczym przedmiotem oraz próbując umknąć ścigającej ich zabójczyni.

Przedmiot okazuje się być mini projektorem, którego wyświetlaną zawartością okazuje się być ilustracja Mapy Piekła S. Botticelliego. Profesor i doktor Brooks odkrywają tym samym, iż ma to związek z wybitnym dziełem Dantego Alighieri - Boską komedią.

Bohaterowie biorą ten trop za pewnik i rozpoczynają swoją przygodę podróżując po Florencji, Wenecji i Stambule i podążając śladami Dantego, dążąc do rozwikłania piekielnie trudnej zagadki.

Cóż mogę napisać o tej książce?

Wspaniała i trzymająca w napięciu, z dużą ilością zagadek, a dodatkowo napisana przystępnym językiem dosłownie nie pozwala na oderwanie się od niej choćby na chwilę.

Książkę chce się szybko pochłonąć w jednym kawałku a jednocześnie powoli rozkoszować się każdym kęsem, czemu sprzyjają krótkie rozdziały i wielowymiarowo przedstawione problemy.

Profesor Langdon bowiem nie dąży jedynie do rozwikłania zagadki tajemniczego przedmiotu, w czym przeszkadza mu bardzo powoli ustępująca amnezja, ale także musi stanąć do walki z Bertrandem Zobristem - szalonym naukowcem, mającym obsesję na punkcie Boskiej Komedii, który chce zbawić ludzkość w bardzo niekonwencjonalny i nieetyczny sposób.

Bardzo ciekawą postacią była także zabójczyni Vayenetha, która z perspektywy czasu okazała się być bardzo podobna do Lisbeth Salander, bohaterki z tryllogii Millenium Stiega Larssona i która bardzo wpłynęła na konstrukcję moje go wyobrażenia sprytnej hakerki.

Książka bardzo mi się spodobała, aczkolwiek moja opinia opiera się jedynie na tej powieści Dana Browna i nie jest rozpatrywana przez pryzmat jego całej twórczości.

Polecam tę powieść miłośnikom wartkiej akcji, nietypowej historii i dużej ilości zagadek.

[ BOOKariusz.blogspot.com ]

„Inferno” to czwarta powieść Dana Browna z Robertem Langdonem w roli głównej.

I aż wstyd się przyznać - nie czytałam żadnej z poprzednich części. O autorze słyszałam, parę razy wyciągałam rękę po "Zaginiony symbol", ale zawsze rezygnowałam z zakupu. W zasadzie sama nie wiem dlaczego. Z "Kodem Leonarda da Vinci" i "Aniołami i demonami"...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

[ BOOKariusz.blogspot.com ]

„Dziewczyna ze śniegiem we włosach” to, jak głosi informacja na okładce, umieszczona (co dziwne) pomiędzy nazwiskiem autora, a tytułem, „debiut roku w Szwecji”.

W 2012 roku wprawdzie jeszcze za bardzo nie interesowałam się skandynawskimi kryminałami, ale informacja ta jest wielce prawdopodobna, gdyż z każdym kolejnym rokiem półki z kryminałami zasila coraz to więcej autorów z Północy.

I tak jak zazwyczaj niezbyt zwracam uwagę na wszelkie dopiski na okładkach, tak teraz uderzyło mnie stwierdzenie, iż taką powieść chciałaby napisać Camilla Läckberg.

Jestem w stanie zrozumieć to, iż wydawnictwa, chcąc przyciągnąć wzrok czytelnika i zainteresować go twórczością nieznanego dotąd autora, stosują chwyt marketingowy umieszczając hasła zawierające znane i lubiane nazwiska. Sama często poddaję się magii takiej reklamy, ale nie uważam, by było w tym coś złego, gdyż w jakiś sposób rozszerza to moje horyzonty czytelnicze.

Jednak hasło, głoszące iż C. Läckberg chciałaby napisać taką powieść sprawiło, iż wybuchłam w duszy ironicznym śmiechem. Dlaczego akurat Camilla Läckberg a nie pan Mietek, pani Krysia, czy np. ja? Nie wiadomo.

Wszak wszelkie źródła podają, iż Camilla Läckberg zadebiutowała „Księżniczką z lodu” na szwedzkim rynku już w 2003 roku, a w chwili, gdy Ninni Schulman wydała „Dziewczynę ze śniegiem we włosach” w 2010 roku dorobek pisarski Camilli liczył już 9 świetnych powieści...

Na mój gust i moje oko, hasło jest całkowicie nietrafione, niezrozumiałe i po prostu śmieszne. Ot, co.

Nie odłożyłam jednak książki. Dałam jej szansę, bo to, iż wydawnictwo opatrzyło powieść czerwoną naklejką z takich hasłem wcale nie musi przesądzać o jej zawartości.

Jednak przez całą lekturę książki nie mogłam się powstrzymać od oceniania i patrzenia na całą historię przez pryzmat twórczości Camilli Läckberg, z którą ta powieść ma wiele wspólnych punktów.

Cała historia rozpoczyna się na kilku płaszczyznach, a przed naszymi oczami przeskakują różne, z pozoru niezwiązane ze sobą sceny. Autorka bawi się stylami, próbuje różnych sposobów narracji, co nie każdemu może przypaść do gustu.

Głównym wątkiem spajającym te wszystkie części jest przyjazd, a w zasadzie powrót, do małego, choć mroźnego, miasteczka Hagfors głównej bohaterki Magdaleny Hansson z małym synkiem Nillsem.

Magda, licząc na odzyskanie spokoju wewnętrznego i pozbieranie się po rozwodzie, kupuje dom w swoim rodzinnym mieście i zostaje zatrudniona w lokalnej gazecie, gdyż, podobnie jak autorka książki, jest z zawodu dziennikarką i redaktorką.

Jak na świeżo upieczoną rozwódkę przystało, Magda kontempluje niemal na każdym kroku swój ból i rzuca w wir pracy, aby zagłuszyć myśli o niedawnych wydarzeniach.

W tym samym czasie spokój miasteczka zostaje zakłócony przez tajemnicze zniknięcie nastolatki. Hedda bowiem wyszła na imprezę sylwestrową i do tej pory nie wróciła.

Poszukiwania rozpoczynają się na dobre i dziennikarka wkracza do akcji, zwłaszcza że szeregi policji zasilają jej dawni szkolni znajomi.

Oczywiście policyjne środki nie wystarczają i Magda zaczyna prowadzić śledztwo na własną rękę, przy okazji odkrywając mroczną prawdę, w której mieszanie się może okazać się dla niej zgubne.

Tropy i podejrzani mnożą się i akcja zaczyna nabierać tempa, aż trudno oderwać się od książki.

I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż w miarę czytania coraz bardziej odczuwa się stopniowe "wypalenie" tematu.

Po emocjonującym i wartkim środku historia powoli uspokaja się, by na koniec podać nam imię przestępcy, co nie było dla mnie (niestety!) zaskoczeniem...

A co może być gorsze, niż odgadnięcie mordercy przed zakończeniem książki? To, iż przewracając ostatnią stronę nie poczułam potrzeby sięgnięcia po następną część. Nie wiedziałam w ogóle, iż jest jakaś kontynuacja historii Magdaleny Hansson i dopiero przy ocenie książki na LC odkryłam z zaskoczeniem, iż są już dostępne dwie kolejne części.

Co mogę napisać jako podsumowanie? Chyba to, iż historia wyraźnie przypomina nam losy Eriki Falck, jest po prostu oparta na tym samym schemacie i osadzona w takich samych realiach, dlatego po lekturze serii powieści C. Läckberg, trudno jest odsunąć od siebie myśli powracające do wydarzeń z Fjällbaki.

Niemniej jednak książkę mogę zaliczyć do tych lekkich z niewielką dozą dreszczyku, którą miłośnik kryminałów może sobie zaserwować w ramach relaksu.

[ BOOKariusz.blogspot.com ]

„Dziewczyna ze śniegiem we włosach” to, jak głosi informacja na okładce, umieszczona (co dziwne) pomiędzy nazwiskiem autora, a tytułem, „debiut roku w Szwecji”.

W 2012 roku wprawdzie jeszcze za bardzo nie interesowałam się skandynawskimi kryminałami, ale informacja ta jest wielce prawdopodobna, gdyż z każdym kolejnym rokiem półki z kryminałami...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

BOOKariusz.blogspot.com

„Bezsenność w Tokio” to debiutancka powieść Marcina Bruczkowskiego, oparta na jego własnych doznaniach i przeżyciach z kraju Kwitnącej Wiśni.

Wciągająca relacja z pobytu w Japonii, okraszona fotografiami z osobistego albumu (i nie tylko). Japońskie realia przełomu lat 80. i 90., widziane oczami Polaka, który nie występuje tu w roli turysty, ale człowieka, mieszkającego w tej części świata od dziesięciu lat.

Za jedyne 30 złotych Bruczkowski zabiera nas w podróż po Tokio, ale nie tym znanym z przewodników czy relacji turystów korzystających z ofert biur podróży.

Autor, będąc jednocześnie bohaterem opisanych wydarzeń, pokazuje nam Japonię od środka, nie ukrywając przy tym absurdów i dziwactw widzianych zarówno z perspektywy mieszkańca, jak i obcokrajowca.

Bruczkowski zapoznaje nas nie tylko z miastem, ale, co ciekawe, także z mieszkańcami, tworząc niejako galerię postaci i osobowości. W galerii tej znajdują się rodowici Japończycy oraz obcokrajowcy, których pobyt w Japonii został umotywowany różnymi czynnikami. Jedni przyjechali do Kraju Kwitnącej Wiśni w poszukiwaniu pracy oraz lepszych perspektyw, inni zauważyli tam możliwość lepszego wykształcenia, a jeszcze inni znaleźli się tam, w efekcie poszukiwań swojego miejsca na ziemi. Co ich wszystkich łączy? Każdy z nich musiał przejść przez mniej lub bardziej skomplikowany proces oswajania się i przystosowania do całkowicie odmiennej kultury, stylu oraz rytmu życia.


W książce tej nie znajdziemy planu wycieczki, opisu zabytków oraz zachwytów nad Japonią, jakie serwują nam przewodniki, czy relacje z podróży. W niej zobaczymy Japonię, jako kraj zarówno postępowy i bardzo rozwinięty, jak i całkowicie zacofany. Kraj, w którym rządzą stereotypy i wrogość dotyczące obcokrajowców, gdzie mieszkanie z łazienką jest oznaką zasobnego portfela, a szperanie po śmietnikach wśród gajdzinów nie jest kojarzone z bezdomnością, a swojego rodzaju czynnością, dzięki której można zaopatrzyć się w bardzo dobry sprzęt elektroniczny.

Gajdzin zabierze nas na nocny spacer po Kraju Ulicznych Automatów, pokaże jak najtaniej wybrać się na wakacje, czy też w jaki sposób przetrwać długie godziny w pracy. Dzięki niemu zapoznamy się także z japońską kuchnią, a nawet dowiemy się jak skonstruować takie danie w domu. Z nim też usiądziemy przy piwie w nieznanym barze, a powrót do domu we dwoje na jednym nie do końca działającym rowerze nie będzie dla nas straszny.

Autor złamał też kilka stereotypów dotyczących Japonii, czym dał znak osobom mającym w planach wyjazd do tego kraju, aby odniosły się z pewnym dystansem do tego, co napisane jest w poradnikach i przewodnikach.

Cała książka przedstawia sobą mieszankę stylistyczną i tematyczną. Widać, że Bruczkowski bawił się stylami i pewnie stąd trudność w zakwalifikowaniu jego dzieła do konkretnej kategorii. W książce spotkamy bowiem nie tylko opis życia codziennego, ale i opis podróży, czy też próbę prowadzenia dziennika, w którym co do godziny zostaje opisany jeden dzień z życia gajdzina. Co ciekawe, jeden z rozdziałów Bruczkowski dał do dyspozycji swojemu przyjacielowi Seanowi, który opisał w nim zarazem podboje miłosne gajdzina, jak i relacje męsko-damskie.

Autor starał się zamieścić w książce te najlepsze i najbardziej warte uwagi momenty ze swojego dziesięcioletniego pobytu w Japonii, dlatego większość z historii nie ma swego zakończenia, a w każdym rozdziale dowiadujemy się zupełnie czegoś nowego. Na początku nie podobało mi się to, ale z czasem przyzwyczaiłam się do jego lekkiego stylu pisania i tym samym wciągnęłam w tę nieco chaotyczną opowieść. Chętnie dowiedziałabym się co przyczyniło się do rozstania Marcina z piękną sprzedawczynią z salonu toyoty, czy też o przebiegu ślubu Seana i Mayumi, ale wiem, że jest to powieść autobiograficzna, a w tak intymne szczegóły lepiej nie wnikać. Niemniej jednak żałuję, że się tego nie dowiem.

Co mi się spodobało? Przede wszystkim humor i podejście do Japonii z pewnym dystansem i przymrużeniem oka. Jak się okazuje, wyjazd do tak odległego kraju nie jest czymś niemożliwym, a zderzenie kultur i zwyczajów nie jest nie do zniesienia. Bruczkowski pokazał, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, a nawet osiągnąć jakiś sukces i zaistnieć wśród tylu milionów ludzi. Nie pokazał za to Japonii jako raju technologicznego, gdzie zwykłe życie ludzi toczy się jak na statku kosmicznym, w którym niemal wszystkim steruje się przy pomocy kolorowych guzików. Pokazał za to Japonię taką, jaka jest na prawdę - gdzie tradycja jest świętością, telewizja satelitarna składa się z kilku kanałów, dziewictwo można sobie w każdej chwili przywrócić za stosowną opłatą, a umyć się po męczącym dniu w pracy i długich godzinach spędzonych w załadowanych po brzegi (dzięki upychaczom) pociągach można tylko w publicznej ulicznej łaźni.

Jest to bardzo przyjemna i lekka lektura, przez którą zakiełkowała we mnie zazdrość. Zaczęłam zazdrościć Bruczkowskiemu przebytych przygód, wzlotów i upadków, doświadczenia życiowego jakie dała mu Japonia. Cóż, czasu nie wrócę, ale kto wie, może kiedyś zakupię bilet w jedną stronę, by osobiście się przekonać i podążyć ścieżką Bruczkowskiego. Jednak to nie te czasy, teraz jest wszystko o wiele bardziej skomplikowane niż w latach 80. Ale jedno jest pewne - dzięki Bruczkowskiemu zapragnęłam wstać z fotela i wyruszyć w podróż. A to już duży sukces.

Gorąco polecam książkę wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy planują wyjazd do Japonii. Bruczkowski jest świetnym gawędziarzem i z pewnością to i owo podkoloryzował, ale w jego książce jest wiele prawdy, z którą warto się zapoznać.

BOOKariusz.blogspot.com

„Bezsenność w Tokio” to debiutancka powieść Marcina Bruczkowskiego, oparta na jego własnych doznaniach i przeżyciach z kraju Kwitnącej Wiśni.

Wciągająca relacja z pobytu w Japonii, okraszona fotografiami z osobistego albumu (i nie tylko). Japońskie realia przełomu lat 80. i 90., widziane oczami Polaka, który nie występuje tu w roli turysty, ale...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Ciemne sekrety Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt
Ocena 7,5
Ciemne sekrety Michael Hjorth, Han...

Na półkach: , ,

[ BOOKARIUSZ.blogspot.com ]

„Ciemne sekrety” to udany literacki debiut pisarzy ze Skandynawii.

Czytelnik od razu zostaje wciągnięty w wir tajemniczych wydarzeń, które miały miejsce w niewielkim szwedzkim mieście Västerås.

W miasteczku tym bowiem znika chłopiec o imieniu Roger. Nie byłoby w tym nic dziwnego, przecież niejednokrotnie ucieczki z domu są wyrażenia buntu nastolatka, gdyby nie fakt, iż po trzech dniach jego okaleczone ciało zostaje znalezione przez policję w pobliskim bagnie.

Dodatkowym problemem okazuje się fakt, iż miejscowa policja zbagatelizowała zgłoszenie matki chłopca i zbyt późno rozpoczęła akcję poszukiwawczą. Chcąc więc zatuszować rażące zaniedbania, a przede wszystkim ratować własną skórę i karierę, szefowa policji postanawia zaangażować w sprawę KPK (Krajową Policję Kryminalną) i uratować śledztwo, które, gdyby nie ten ruch, najpewniej zakończyłoby się sromotną porażką i doszczętnym pogrążeniem całego komisariatu.

Przyjazd KPK na miejsce zbrodni jest bardzo ważnym momentem całej powieści. Czytelnik wówczas poznaje głównych bohaterów - Torkela Höglunda, Ursulę Andersson, Billego Rosena i Vanję Lithner, którzy będą mu towarzyszyć w podróży przez kolejne części.

Od tej chwili śledztwo zaczyna toczyć się bardzo dynamicznie, a przed czytelnikiem zaczyna rysować się nie tylko obraz całej sytuacji, ale także związki i relacje pomiędzy głównymi bohaterami.

Kluczowym momentem jest natomiast wkroczenie do akcji Sebastiana Bergmana - niewątpliwie najbardziej kontrowersyjnej postaci całej powieści.

Sebastian jest bowiem seksoholikiem i wybitnym psychologiem-profilerem policyjnym w jednej osobie, który swoją sławę utracił, gdy po tragicznej śmierci córki i żony w tsunami pogrążył się w ciężkiej żałobie i na dobre odciął od świata.

Można odnieść wrażenie, iż cała jego postać jest zbudowana na zasadzie kontrastu. Z jednej strony w każdej sekundzie swojego życia opłakuje śmierć ukochanej żony i córeczki, z drugiej w sposób przedmiotowy i arogancki traktuje innych ludzi. Z jednej strony jest wybitnym psychologiem, który potrafi odkryć tajemnice duszy drugiego człowieka, z drugiej strony sam potrzebuje pomocy psychologa, gdyż boryka się z nieokiełznanym seksoholizmem, a poprzez łóżko stara się choć na chwilę ukoić niesamowity ból i oddalić koszmary, związane ze stratą ukochanych osób.

Sebastian, chcąc uporać się z przeszłością i dokonać zwrotu w swoim życiu przybywa do Västerås z planem sprzedaży domu po rodzicach, z którymi na długo przed ich śmiercią nie utrzymywał kontaktu. Traf chciał, że w mieście znajdował się również Torkel, dawny kolega Sebastiana z czasów jego świetności w swoim fachu i dowodzący zgranym zespołem badającym przestępstwo.

Śledztwo utknęło w martwym punkcie i Torkel, wyławiając z pamięci wspomnienia związane z niezwykle efektywną pracą Sebastiana, postanawia dołączyć go do zespołu, licząc na jego pomoc w rozwiązaniu zagadki.

Fakt ten wprowadza nieprzyjemne nastroje w całym zespole, co spowodowane jest przede wszystkim aroganckim podejściem Sebastiana do każdego z członków, nieumiejętnością dopasowania się do obowiązujących zasad oraz nieracjonalnym zachowaniem, którym okazuje się być chociażby uwiedzenie i pójście do łóżka z nauczycielką prestiżowego liceum Palmlövska, z którą zamordowany nastolatek miał dobry kontakt i która niewątpliwie dużo wiedziała na jego temat. Sebastian nie tylko irytuje bohaterów, ale również czytelnika, co nadaje całej historii osobliwy charakter.

Jednak udział Sebastiana w śledztwie nie jest motywowany chęcią pomocy dawnemu przyjacielowi. Sebastian bowiem widzi w tym szansę na odkrycie własnej zagadki, która niespodziewanie pojawiła się jego życiu. Podczas sprzątania domu rodziców odkrywa w jednej z książek korespondencję pomiędzy jego matką, a tajemniczą kobietą o imieniu Anna, z której dowiaduje się, iż ma dziecko.

Jeszcze świeże emocje i uczucia związane z posiadaniem dziecka wracają do niego ze zdwojoną siłą. Nie potrafi się z nimi uporać, a świadomość, że nic nie wie o swoim dziecku nie daje mu spokoju. Postanawia za wszelką cenę odnaleźć nadawcę listów i rozwikłać zagadkę. Praca z Torkelem jest dla niego przepustką do policyjnych środków, przydatnych w odnajdywaniu ludzi i ich danych personalnych. Odnalezienie danych tajemniczej Anny zleca Billemu, który jest świetnym informatykiem, a czekając na rezultaty jego pracy, pomaga zespołowi w odnalezieniu mordercy.

Nie chcąc zdradzać szczegółów powiem, iż śledztwo oczywiście zostaje doprowadzone do końca. Jednak nie ono jest w tej całej historii najważniejsze.

Najważniejsi są bowiem sami bohaterowie, których profile zostały ukazane w sposób niezwykle precyzyjny. W miarę czytania poznajemy ich rys psychologiczny, dowiadujemy się o nierzadko zagmatwanych losach i relacjach między nimi, snujemy razem z nimi ich plany na przyszłość i uczestniczymy w procesie zmagania się z różnymi przeciwnościami losu oraz zjawami z przeszłości. Każdy z bohaterów, zarówno ci główni, jak i poboczni, mają swoje ciemne sekrety, z których obnażają się przed czytelnikiem.

Poznajemy także od środka jak pracuje policja oraz, dzięki rozważaniom Sebastiana, dowiadujemy się, jak działa mechanizm napędzający mordercę do popełnienia zbrodni.

Powieść jest niewątpliwie wielowymiarowa, wielowątkowa i dokładnie dopracowana. Nie ma tu miejsca na niedopowiedzenie czy przypadek i każdy element składa się na jeden obraz, jaki zamyślił szwedzki duet.

Dodatkowo autorzy świetnie manipulują umysłem czytelnika, podsuwając mu coraz to nowe tropy oraz dodając coraz to nowych podejrzanych.

Książka od pierwszej do ostatniej strony trzyma w niepewności. Momentami opisy nudzą i dłużą się, ale tylko po to, by zaraz wprowadzić jakiś zwrot akcji i zaskoczyć czytelnika czymś, o czym nawet by nie pomyślał.

Podczas czytania mój umysł pracował na wysokich obrotach, gdyż za wszelką cenę chciałam odgadnąć, kim jest zabójca przed zakończeniem książki i podaniem nazwiska przez autorów.

Niestety, nie udało mi się to, co dowodzi, iż książka jest na prawdę świetna. Tego oczekuję od dobrego kryminału i to dostałam.

Oczywiście, jak to w cyklach bywa, niejednoznaczne i urwane zakończenie zasiało ziarno niepewności i spowodowało niesamowitą chęć sięgnięcia po kolejną część. I tak też uczyniłam.

„Ciemne sekrety” polecam każdemu, kto nie liczy na lekką i łatwą chwilę relaksu, a oczekuje dobrej historii, która trzyma w napięciu i angażuje do próby samodzielnego rozwikłania zagadki.

[ BOOKARIUSZ.blogspot.com ]

„Ciemne sekrety” to udany literacki debiut pisarzy ze Skandynawii.

Czytelnik od razu zostaje wciągnięty w wir tajemniczych wydarzeń, które miały miejsce w niewielkim szwedzkim mieście Västerås.

W miasteczku tym bowiem znika chłopiec o imieniu Roger. Nie byłoby w tym nic dziwnego, przecież niejednokrotnie ucieczki z domu są wyrażenia buntu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to