-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać348
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2016-12-08
2016-12-14
Epidemia tajemniczego wirusa U4 sprawia, że prawie wszyscy mieszkańcy naszej planety giną. Przy życiu pozostają tylko nastolatki. Zdani sami na siebie usiłują na nowo urządzić świat i przetrwać w czasach, gdy ich dawni znajomi zamienili się w okrutnych, krwiożerczych wandali. Jedyną nadzieją na wyjście z patowej sytuacji zdaje się być tajemnicza wiadomość, którą otrzymali Eksperci popularnej przed katastrofą WOT. Jej administrator informuje ich, że mają możliwość cofnięcia się w czasie i ostrzeżenia przed kataklizmem. Jedną z osób, która została wytypowana do tego zadania jest Koridwen, dziewczyna pochodząca z Bretanii, córka prostych rolników. Dziewczyna podejmuje wyzwanie i wraz ze swoim niepełnosprawnym kuzynem Maksem wyrusza do stolicy Francji. Nadziei dodaje jej przesłanie zmarłej babci, według którego Kori jest spadkobierczynią celtyckich tradycji rodziny i ma magiczne moce…
Na pierwszy plan w książce wybijają się jej bohaterowie. Moją szczególną sympatię wzbudziła tytułowa Koridwen. Z pozoru to dziewczyna taka jak większość głównych bohaterek dystopii – silna, niezależna, gotowa na wszystko. A jednak, Kori wyróżnia się na ich tle. Ma swoje zasady moralne, których stara się przestrzegać. Najważniejsze jest dla niej dobro bliskich, za których wzięła odpowiedzialność i rodzinna ziemia. Największą zaletą dziewczyny jest to, że nie zakochuje się i nie podporządkowuje się jakiemuś chłopakowi. Jest pewna siebie i wie, czego chce od życia. Na uwagę zasługują także wykreowane postaci poboczne – wycofana, nieśmiała Anna, która zmaga się z najtrudniejszymi decyzjami, Marek, przywódca komuny czujący się odpowiedzialnym za losy swoich ludzi. Wszyscy bohaterowie to niedojrzałe jeszcze nastolatki, które stanęły w obliczu sytuacji zagrożenia, pozostawione na pastwę losu i mogące liczyć tylko na siebie.
Świat przedstawiony na kartach serii „U4” jest przerażający i pełen okrucieństwa. Bohaterowie zdani są tylko na siebie i swoje siły. Muszą walczyć nie tylko z głodem, ale także ze zmagającymi się ze sobą bandami i ich okrutnymi przywódcami, z służbami porządkowymi, które chcą w brutalny sposób zaprowadzić porządek oraz własną samotnością. Jednocześnie seria ta skierowana jest do czytelników +14, więc nie znajdziemy w niej wiele brutalności, seksu czy przekleństw. Dlatego jeśli Wasze młodsze rodzeństwo chciałoby zacząć przygodę z dystopią, bez wahania możecie mu polecić tę serię!
Bardzo ciekawym zabiegiem jest wprowadzanie do historii motywu celtyckiego. Koridwen jest Bretonką, która jest dumna ze swojego pochodzenia i swoich tradycji. Wierzenia celtyckich ludów są silnie obecne na kartach książki, co stanowi ciekawy smaczek odróżniajacy „U4. Koridwen” od innych młodzieżowych dystopii.
Nieco gorzej wypada styl autora. Yves Grevet pisze w sposób chłodny, suchy i rzeczowy. Nie oddaje emocji, które targają bohaterami, nie potrafi wzbudzić napięcia u czytelnika. Książka napisana jest konkretnym stylem, który przywodzi nieco na myśl pozbawioną uczuć kronikę historyczną.
Na koniec chciałabym jeszcze pochwalić wydawców książki, czyli debiutujące wydawnictwo Polarny lis. „U4. Koridwen” ma przepiękną okładkę, genialnie oddającą klimat serii. Dodatkowym plusem graficznej strony książki jest duża, szeroka czcionka, dzięki której przez książkę wręcz się płynie!
Epidemia tajemniczego wirusa U4 sprawia, że prawie wszyscy mieszkańcy naszej planety giną. Przy życiu pozostają tylko nastolatki. Zdani sami na siebie usiłują na nowo urządzić świat i przetrwać w czasach, gdy ich dawni znajomi zamienili się w okrutnych, krwiożerczych wandali. Jedyną nadzieją na wyjście z patowej sytuacji zdaje się być tajemnicza wiadomość, którą otrzymali...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-12-26
Po raz kolejny staję przed wielkim dylematem. Przeczytałam niesamowitą, przepiękną, przecudowną książkę, pokochałam ją z całego serca, nie przespałam przez nią nocy, ale… Nie mam pojęcia, co mogę Wam o niej powiedzieć. Czemu tak łatwo pisać o książkach przeciętnych i złych, a tak trudno o literackich arcydziełach?
Margo urodziła się w Bone – miasteczku, które nie ma nic wspólnego z amerykańską idyllą. Jej matka to prostytutka, jej sąsiedzi to narkomani sprzedający crack. Margo pogrąża się w bólu, smutku i beznadziei, tracąc nadzieję, że kiedykolwiek uda się wyrwać jej z Bone. Niespodziewanie jej życie odmienia niepełnosprawny rówieśnik, Judah, który ukazuje jej, że warto marzyć i starać się być szczęśliwym – mimo wszystko. Margo postanawia wypowiedzieć wojnę złu, które ją otacza – sama jednak nie wie, jak trudno walczyć z nim i samemu być dobrym.
Ciężko jest recenzować tę książkę tak, by nie spoilerować i nie zepsuć Wam lektury. Na pozór opis powieści może sugerować kolejne mroczne New Adult, sprowadzające się do traumatycznej przeszłości, która znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w momencie, gdy pojawia się ten jedyny. Tymczasem „Margo” to lektura dojrzała, opowiadająca o tym, jak duże znaczenie mają krzywdy wyrządzone w dzieciństwie, jak ciężko zachować dobro i człowieczeństwo, jak łatwo popaść w szaleństwo. To książka pisana ku przestrodze, zwracająca uwagę na potrzeby tych, których łatwiej nam nie zauważać.
Tarryn Fisher wykreowała ponury obraz rzeczywistości, która jest brudna i okrutna. Ukazała, że jesteśmy tym, czym nasiąkliśmy za młodu. Pokazała, że świat nie zawsze jest sprawiedliwy, że czasem trzeba samemu powziąć zemstę. Jednocześnie kazała zastanowić się nad moralnością głównej bohaterki. Czy możemy sami mianować się katami, sami wymierzać słuszny przecież odwet za grzechy innych? Czy można łatwo potępić morderstwa? Tarryn Fisher nie odpowiada jednoznacznie na to pytanie, każe nam się samemu zastanowić i osądzić wybory dokonane przez Margo. Książka konsekwentnie utrzymana jest w ponurym, depresyjnym stylu. Powoli wplata się do psychiki czytelnika i zmienia jego spojrzenie na świat.
Niesamowite jest to, jak Tarryn Fisher wcieliła się w rolę młodej dziewczyny, która popada w coraz większe szaleństwo. Sprawiła, że czytelnik sam już nie wie, kto ma rację, co istnieje naprawdę, a co jest wytworem chorego umysłu Margo. Autorka jest delikatna, nie osądza, pozwala dobrze zrozumieć swoją tytułową postać.
Margo to jedna z najlepiej wykreowanych postaci New Adult, z jakimi miałam do czynienia. Jest mroczna, ponura, zdesperowana i głęboko nieszczęśliwa. Wzbudza w czytelniku ciepłe uczucia, sprawia, że kibicujemy jej w przemianie. Na jej przykładzie pisarka pokazuje, jak wielkie znaczenie dla naszej psychiki mają krzywdy wyrządzone nam w dzieciństwie i jak ciężko jest samemu wyjść na prostą. Drugą postacią, która jest równie genialna, co Margo jest jej niepełnosprawny przyjaciel – Judah. To postać, która inspiruje, która ukazuje coś zupełnie innego niż tytułowa bohaterka – że zawsze jest nadzieja, że nieważne, kim jesteśmy, możemy osiągnąć sukces i być szczęśliwymi ludźmi. Dlatego tak bardzo boli, gdy dowiadujemy się prawdy o Judah i do końca nie chcemy w nią wierzyć.
„Margo” kupiła mnie czymś jeszcze. Rzadko kiedy zwracam uwagę na cytaty z książki, skupiając się bardziej na fabule. Najnowsza powieść Tarryn Fisher była tak dobrze napisana, że jako jedyna w mojej biblioteczce jest cała pokreślona i pełna kolorowych karteczek, które znaczą strony z cytatami. Z wieloma słowami wypowiadanymi przez bohaterów nie mogę się zgodzić, a jednak, mają one w sobie coś takiego, że je pokochałam. Oto kilka z nich:
Czasami, ratując kogoś innego, ratujesz też trochę samego siebie. Kochając kogoś innego i nie oczekując niczego w zamian, uczymy się kochać siebie. Może to ten zwykły akt działania na innych sprawia, że czujemy się lepiej we własnej skórze.
Nie pamiętam już, co to znaczy wolność. Co to znaczy być otwartym na świat, co to znaczy nie czuć strachu. Potrzebuję czegoś, co mnie złamie. Tylko trochę, żeby mogła poskładać się na nowo - inaczej. Nie zamierzam pozwalać nikomu traktować mnie jak chodzącą porażkę. Nie chcę być gruba, nie chcę mieszkać w Bone, nie chcę być głupia. Nie chcę być laską, z której ludzie się śmieją. Już nie.
Są rzeczy, których nigdy nie robimy, bo ktoś napełnia nas strachem przed nimi albo wmawia nam, że nie jesteśmy ich godni. Chcę zrobić wszystkie swoje nigdy - sama albo z kimś ważnym. Nie obchodzi mnie to. Chcę po prostu żyć.
Smutek to emocja, której możesz zaufać. Jest silniejszy niż wszystkie inne. Przy smutku radość wydaje się chwilowa i niepewna. Smutek trwa dłużej, jest trwalszy i z taką łatwością zastępuje pozytywne uczucia, że nawet nie poczujesz zmiany, gdy znajdziesz się w jego okowach. Jakże zaciekle walczymy o szczęście, a wreszcie mamy tę ulotną radość w rękach, trzymamy ją krótko i zaraz spływa między palcami jak woda. Nie chcę trzymać wody. Chcę trzymać coś twardego i solidnego. Coś, co potrafię zrozumieć.
Żeby być naprawdę szczęśliwą, musisz tego chcieć. Choćby życie ci się skomplikowało, musisz zaakceptować to, co się stało, porzucić ideały i nakreślić nową mapę prowadzącą do szczęścia.
Tak bardzo się cieszę, że dzięki uprzejmości wydawnictwa Sine Qua Non mogłam poznać kolejną jakże genialną pozycję. „Margo” wstrząsnęła mną, zakradła się do mojego serca i do moich emocji, wywołując skrajne emocje. Prędko o niej nie zapomnę. A Wy nie zapomnijcie 11 stycznia biec do księgarni i zaopatrzyć się w ten tytuł – czuję, że będzie to jedna z lepszych premier nadchodzącego roku!
Po raz kolejny staję przed wielkim dylematem. Przeczytałam niesamowitą, przepiękną, przecudowną książkę, pokochałam ją z całego serca, nie przespałam przez nią nocy, ale… Nie mam pojęcia, co mogę Wam o niej powiedzieć. Czemu tak łatwo pisać o książkach przeciętnych i złych, a tak trudno o literackich arcydziełach?
Margo urodziła się w Bone – miasteczku, które nie ma nic...
2016-12-27
2016-12-23
Recenzja w całości na blogu nieuleczalnyksiazkoholizm.blogspot.com
Ewa to dziewczyna z mazurskiej wsi, której udało wyrwać się z prowincji. Ukończyła studia, zajęła się pracą naukową w dziedzinie mikrobiologii. Znalazła mężczyznę, z którym, zdawałoby się, może ułożyć sobie życie. Wszystko odmieniło się diametralnie po śmierci jej matki. Ewa zmuszona była porzucić szansę na rozwój kariery i wrócić do rodzinnej Wężówki, by zająć się uzależnionym od alkoholu ojcem, siostrami oraz cierpiącym na rzadką chorobę genetyczną bratem. W Wężówce nieoczekiwanie poznaje młodego i przystojnego milionera, który na zawsze odmieni jej życie.
Z pewnością Vera Falski miała bardzo dobry pomysł na swoją powieść. Przewrotnie odwróciła schemat typowej obyczajówki, za co należą się jej brawa. Udało się jej uśpić czujność czytelniczki, a później zaserwować naprawdę ciekawy zwrot akcji. Jestem niemal stuprocentowo pewna, że gdyby autorka skróciłaby część przed wielkim cliffhangerem, oceniłabym jej debiut dużo, dużo wyżej.
Drugą zaletą książki „Za żadne skarby” jest bardzo ciekawie poprowadzona narracja. Autorka przedstawia opowiadaną przez siebie historię z wielu perspektyw. Dużym plusem z tym związanym jest duże i wiarygodne zróżnicowanie języka – poznajemy zarówno sposób wyrażania się młodej, zbuntowanej nastolatki, wykształconej pani doktor oraz miejscowego pijaczyny. Dzięki temu zyskujemy pełniejszy obraz wykreowanego przez Verę Falski.
Ale na tym już koniec zalet! Książka była tragiczna, nudna, beznadziejna! Zacznę może od największego minusa – bohaterowie! Wiecie, ja uważam, że to właśnie postaci są prawdziwym clou książki i jeśli są dobrze napisani, to powieść się obroni. Natomiast beznadziejnie skonstruowani potrafią zepsuć nawet najciekawszą książkę. Jak to wygląda w debiutanckiej powieści pani Falski? Wyobraźcie sobie, mimo moich najszczerszych chęci nie zdołałam polubić ŻADNEGO z bohaterów. Główna postać, Ewa, jest absolutnie zapatrzona w siebie i egoistyczna. Z wyższością traktuje wszystkich, zachowując się jak rozpieszczona księżniczka. Rani wszystkich i ma pretensje, że wszyscy są nastawieni przeciwko niej. Równie mocno irytuje siostra Ewy, Hanka, zapatrzona w siebie dziewczyna, uważająca się za lepszą od reszty z powodu swojej przynależności do Oazy. Właściwie jedyną postacią, która moim zdaniem była dobrze wykreowana była najmłodsza z sióstr, Mania. Zbuntowana, na siłę usiłująca epatować seksapilem, a tak naprawdę zagubiona czternastolatka była jedyną postacią, której nie darzyłam czystą nienawiścią.
Recenzja w całości na blogu nieuleczalnyksiazkoholizm.blogspot.com
Ewa to dziewczyna z mazurskiej wsi, której udało wyrwać się z prowincji. Ukończyła studia, zajęła się pracą naukową w dziedzinie mikrobiologii. Znalazła mężczyznę, z którym, zdawałoby się, może ułożyć sobie życie. Wszystko odmieniło się diametralnie po śmierci jej matki. Ewa zmuszona była porzucić szansę na...
2016-12-12
2016-12-04
Po ucieczce przed egzekucją Julian wraz z Leną odnajdują schronienie w Głuszy. Zdaje się, że czeka ich już tylko wspólna przyszłość, jednak w tak opresyjnym państwie, jak Stany Zjednoczone opisane przez Lauren Oliver, jest to niemożliwe. Rząd nie może już dłużej udawać, że Odmieńcy nie istnieją, wypowiada im więc brutalną wojnę. Sytuację między Leną a jej nowym ukochanym psuje także nagłe pojawienie się Alexa, którego dziewczyna nigdy nie przestała kochać. Po drugiej stronie muru mieszka wyleczona dawna przyjaciółka Leny, Hana. Otrzymawszy wysokie wyniki ewaluacji, została sparowana z burmistrzem miasta. Podczas gdy trwają przygotowania do ślubu, kobieta zaczyna odkrywać, że propaganda, którą karmił ją rząd jest nieprawdziwa, a przyszły małżonek skrywa wiele mrocznych tajemnic. Czy remedium naprawdę odbiera ludziom wszelkie uczucia? Czy przyjaciółki żyjące w dwóch różnych światach mogą jeszcze się spotkać? Czy wojna może mieć jakikolwiek dobry koniec? Odpowiedzi na te pytania otrzymacie, sięgając po „Requiem”!
Ostatni tom serii nieco przypominał mi „Kosogłosa” autorstwa Suzanne Collins. Tak jak książka wieńcząca serię „Igrzyska śmierci”, lektura ta odbiega w znacznym stopniu od swoich poprzedniczek. Jest dużo bardziej dojrzała, przygnębiająca, smutna, okrutna. Wymaga zadania sobie trudnych pytań i nie udziela na nich klarownych odpowiedzi. Brakuje w niej moralnej jednoznaczności, nie możemy określić, po czyjej stronie stoi racja. Widzimy spustoszenia, jakie sieje wojna, nawet ta toczona w słusznej sprawie.
Podobnie jak „Pandemonium”, „Requeim” podzielone jest na dwie części. Tym razem akcja rozgrywa się równocześnie, jednak wydarzenia przedstawione są z perspektywy Leny i jej najbliższej przyjaciółki z czasów sprzed ucieczki z Portland – Hany. Lena, znana nam już z wcześniejszych tomów usiłuje odbudować swoje życie. Nie jest to proste, bowiem Głusza staje się coraz bardziej niebezpiecznym miejscem, na Odmieńców trwają polowania, a dodatkowo dziewczyna jest rozdarta pomiędzy zakochanym w niej Julianem, a utraconym, a teraz tak obcym Alexem. Natomiast historia przedstawiona oczami Hany opowiada o odkrywaniu przez nią wszystkich kłamstw opresyjnego systemu. To opowieść o pozbywaniu się bezpiecznych złudzeń i dążeniu do prawdy. Muszę przyznać, że w tym tomie dużo bardziej przypadła mi do gustu narracja Hany – w pewnym stopniu łatwiej było mi ją zrozumieć niż silną, niezniszczalną Lenę.
W „Requiem”, jak już wcześniej wspomniałam, przedstawione są wszystkie skutki wojny. Z tego powodu książka pełna jest smutku i braku zaufania. Razem z bohaterami obserwujemy, jak szybko rozwiewają się płonne nadzieje rebeliantów, jak bardzo okrutne są siły rządowe, a także jak łatwo stracić sens walki. Odmieńcy nie są wcale ukazani jako niezłomni – wśród nich zdarzają się zdrady i wątpliwości. Lektura tej książki sprawia ból, przez co trafia ona na zawsze do serca czytelnika.
Jedynym minusem „Requiem”, jaki przychodzi mi do głowy jest beznadziejnie zrealizowany wątek miłosny! Absolutnie nie rozumiem decyzji Leny, uważam, że są one irracjonalne. Rani wszystkich naokoło, nawet siebie i wreszcie wybór, którego dokonuje jest zupełnie niezasadny. To znaczy, wiecie, ja jestem stuprocentowo za tym chłopcem, którego wybrała, jednak wszystko działo się zbyt szybko, oboje całą książkę zachowywali się, jakby się nienawidzili, a na końcu takie coś….
Po ucieczce przed egzekucją Julian wraz z Leną odnajdują schronienie w Głuszy. Zdaje się, że czeka ich już tylko wspólna przyszłość, jednak w tak opresyjnym państwie, jak Stany Zjednoczone opisane przez Lauren Oliver, jest to niemożliwe. Rząd nie może już dłużej udawać, że Odmieńcy nie istnieją, wypowiada im więc brutalną wojnę. Sytuację między Leną a jej nowym ukochanym...
więcej Pokaż mimo to