-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2020-02-11
2020-05-08
O pracy nowojorskiej giełdy z tego misterium samouwielbienia autora zbyt wiele się nie dowiedziałam, choć o swoje firmie brokerskiej Stratton Oakmont pisze on bardzo dużo. Głównie jednak skupia się na tym jaki to z niego geniusz strategii i szachraj wszechczasów, że udało mu się tego czy owego naciągnąć na grube miliony i posłać do rynsztoka. To, że czyta się tę książkę z prawdziwą przyjemnością, wynika pewnie stąd, że nie potrafimy się nadziwić jakim cudem taki pajac zdołał okantować mądrzejszych od siebie. I zarobić na jacht, ferrari, rezydencję w dzielnicy nowobogackich, tudzież złotą deskę sedesową. Humor jest tu na wagę złota, co po mistrzowsku wydobył Leonardo di Caprio, kreując postać Jordana Belforta w ekranizacji "Wilka Wall Street". Reszta to tylko niesmaczne wynurzenia zadufanego w sobie dupka, który - co jest typowo amerykańską, nieznośną manierą - nie potrafi się powstrzymać od rejestrowania swego życia z najdrobniejszymi detalami, nawet takimi jak czynności fizjologiczne.
O pracy nowojorskiej giełdy z tego misterium samouwielbienia autora zbyt wiele się nie dowiedziałam, choć o swoje firmie brokerskiej Stratton Oakmont pisze on bardzo dużo. Głównie jednak skupia się na tym jaki to z niego geniusz strategii i szachraj wszechczasów, że udało mu się tego czy owego naciągnąć na grube miliony i posłać do rynsztoka. To, że czyta się tę książkę z...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-07-13
Tyle się już napisało o fatalnie przetłumaczonych angielskich tytułach, czy to książek czy filmów,a ja w przypadku powieści pani Riley, padłam ofiarą odwrotnego zjawiska. Tajemnice i w dodatku zamek... Już sobie wyobrażałam ogrom tych sekretów: ukryte przejścia, zapomniane skarby, wskazówki prowadzące do celu, listy, pamiętniki, klucze do ogrodów, studnie skrywające szkielety, a być może nawet duchy i zjawiska nadprzyrodzone. Opis na okładce, zapowiadający dwa plany czasowe, jeszcze mnie w tym oczekiwaniu utwierdził. Tymczasem...dostałam w podarunku od Lucindy wojenny harlequin z "niezapomnianymi" postaciami dobrego i złego nazisty. Tak! Zdaniem autorki dobrzy naziści istnieli w czasie II Wojny Światowej. Nad Emilią, której ja osobiście nie zapisałabym w spadku nawet pudła na kapelusze, mniejsza, że jest moją jedyną dziedziczką, nie będę się już pastwić. A wystarczyło przetłumaczyć jako "Światło za oknem" i książka zostałaby w sklepie.
Tyle się już napisało o fatalnie przetłumaczonych angielskich tytułach, czy to książek czy filmów,a ja w przypadku powieści pani Riley, padłam ofiarą odwrotnego zjawiska. Tajemnice i w dodatku zamek... Już sobie wyobrażałam ogrom tych sekretów: ukryte przejścia, zapomniane skarby, wskazówki prowadzące do celu, listy, pamiętniki, klucze do ogrodów, studnie skrywające...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-12-06
O tej książce mówi się wiele w kontekście przebojowego serialu "Wspaniałe stulecie", a dokładniej twierdzeń, że miałby powstać na jej podstawie. Nie wiem na ile to jest prawda, choć niektóre wątki w powieści i serialu pokrywają się, np. sugestie, że Mustafa zabiłby swoich braci, gdyby został sułtanem, bo nie miałby innego wyjścia. Nawet jeśli jego szlachetność opowiadałaby się za oszczędzeniem ich, zostałby zmuszony przez doradców, wojsko, tudzież własną chęć utrzymania władzy. Przecież sam Sulejman początkowo odcinał się od polityki ojca Selima Groźnego, powtarzając do znudzenia, że nie chce być takim oprawcą jak ojciec i zamierza zaprowadzić bezkrwawe rządy.Pojawia się i wątek Hurrem, mścicielki krzywd własnego narodu, niepogodzonej (inaczej niż w serialu) do końca ze swoją niewolą i siejącej całkiem niepotrzebny zamęt w świecie haremu.
Generalnie jednak wielbicieli WS spotka duże rozczarowanie, bo w książce jest wiele historycznych nieścisłości (Selim jako pierwszy syn, wspomniana Ukraina - która do XVII w. formalnie nie istniała jako państwo, wcześniej to była Ruś Czerwona, ani słowa o Polsce, itd.)wiele ważnych wątków i postaci pominięto lub spłycono, na przykład Mihrimah, Nurbanu. Poza tym jak na powieść o haremie bardzo mało tu haremu!
Najmocniej wyeksponowanym tematem w tej tylko z pozoru wielowątkowej książce, są cierpienia zakochanego eunucha. Tak, tak. Mając do dyspozycji najbardziej fascynującą epokę w dziejach Turcji, z mnóstwem kluczowych, także dla historii świata,postaci i wydarzeń, pan Falconer skupia się na fikcyjnym romansie włoskiego wyrzutka, który później zostaje rzezańcem i nastoletniej Julii Gonzagi. Po co w ogóle ruszał Imperium Osmańskie, jeśli chciał sobie popisać o perypetiach mężczyzn bez męskości? Wciąż ponawianych opisów kastrowania Abbasa jest w utworze tak wiele, że w chwili buntu chciałam rzucić czytanie. Byłaby to jednak plama na honorze, bo dotąd nie zdarzyło mi się zostawić nie doczytanej książki, więc przekonałam samą siebie, że ta nie powinna być pierwszą.
Generalnie kilka fajnych pomysłów fabularnych, parę całkiem słusznych przemyśleń i wniosków, ale całość słaba. Jeśli twórcy "Wspaniałego stulecia" się tym inspirowali, to jeszcze jeden plus dla nich, że potrafili wyciągnąć z banału perły mądrości.
O tej książce mówi się wiele w kontekście przebojowego serialu "Wspaniałe stulecie", a dokładniej twierdzeń, że miałby powstać na jej podstawie. Nie wiem na ile to jest prawda, choć niektóre wątki w powieści i serialu pokrywają się, np. sugestie, że Mustafa zabiłby swoich braci, gdyby został sułtanem, bo nie miałby innego wyjścia. Nawet jeśli jego szlachetność opowiadałaby...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10-27
Za dużo słów! Ja mam takie ćwiczenie stylistyczne dla pani Hannah: spróbować zmieścić się z fabułą na stu dwudziestu maksymalnie stronach. Wtedy będzie sobie mogła pisać o Poirotach, pannach Marple, itp., jeśli ją najdzie ochota i spadkobiercy pozwolą, nie wystawiając cierpliwości czytelnika na bardzo ciężką próbę.
Zawiłości fabularne wymęczyły chyba nawet samą autorkę tak dalece, że uciekła się do teatralnej sztuczki typu Deus ex machina i rozwiązała akcję poprzez kolejne morderstwo na końcu książki. Potem się jednak rozmyśliła i wróciła, aby wałkować temat i wykazywać ponadprzeciętność szarych komóreczek Herkulesa Poirot jeszcze na następnych trzydziestu stronach.
Kiedy dobrnęłam do ostatniej kropki na końcu ostatniego zdania, spojrzałam z pewnym niepokojem na kilka stron, jakie mnie jeszcze dzieliły od okładki, niepewna czy znowu nie wyskoczy z nich pedantyczny Belg ze starannie przystrzyżonym wąsikiem lub jego fajtłapowaty pomagier Catchpool, ale nie, na szczęście to były tylko podziękowania.
I jeszcze na koniec taka mała refleksja. Agatha Christie też miewała wpadki fabularne, też zdarzało jej się niepotrzebnie komplikować pewne rzeczy, ale zawsze grała fair z czytelnikiem, podrzucając mu wystarczająco wiele wskazówek, aby wskazał mordercę. Natomiast pani Hannah ze mną nie grała, ale pogrywała, mówiąc stale: "Jesteś pewna, że to ten zabił? A może tamten, a może to było samobójstwo, albo ofiara wciąż żyje, tylko się ukrywa". I żeby udowodnić jak bardzo się mylę znowu topiła mnie w oceanie swoich słów.
Za dużo słów! Ja mam takie ćwiczenie stylistyczne dla pani Hannah: spróbować zmieścić się z fabułą na stu dwudziestu maksymalnie stronach. Wtedy będzie sobie mogła pisać o Poirotach, pannach Marple, itp., jeśli ją najdzie ochota i spadkobiercy pozwolą, nie wystawiając cierpliwości czytelnika na bardzo ciężką próbę.
Zawiłości fabularne wymęczyły chyba nawet samą autorkę...
Papież Aleksander VI miał wszystko, mógł mieć też własną, osobistą trucicielkę. Polubiłam tę powieść za jej bezpretensjonalność. Jest taka sobie, ale nie usiłuje być niczym więcej, jak tylko zgrabnym czytadłem do pociągu lub poczekalni na lotnisku, a bohaterka po prostu próbuje przetrwać w skrajnie nieprzyjaznym (zwłaszcza kobietom) środowisku.
Papież Aleksander VI miał wszystko, mógł mieć też własną, osobistą trucicielkę. Polubiłam tę powieść za jej bezpretensjonalność. Jest taka sobie, ale nie usiłuje być niczym więcej, jak tylko zgrabnym czytadłem do pociągu lub poczekalni na lotnisku, a bohaterka po prostu próbuje przetrwać w skrajnie nieprzyjaznym (zwłaszcza kobietom) środowisku.
Pokaż mimo to