Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Mocna zdecydowanie!
Nie ma takich słów, żeby móc opisać wrażenia po tej genialnej lekturze...
Z własnego doświadczenia może jedynie opadnięta kopara jest najlepszym sposobem na ich okazanie... Tylko tyle i aż tyle!

Muszę też dodać, że wgniata w fotel jeszcze bardziej niż film. (Choć też świetny) Tutaj możliwość działania naszej wyobraźni jest większa, przez znaczącą ilość szczegółów i opisanych emocji, których jest jeszcze więcej niż odtworzeń "Last Christmas" na Youtube ;)

MEGA!

Mocna zdecydowanie!
Nie ma takich słów, żeby móc opisać wrażenia po tej genialnej lekturze...
Z własnego doświadczenia może jedynie opadnięta kopara jest najlepszym sposobem na ich okazanie... Tylko tyle i aż tyle!

Muszę też dodać, że wgniata w fotel jeszcze bardziej niż film. (Choć też świetny) Tutaj możliwość działania naszej wyobraźni jest większa, przez znaczącą...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Wspaniała książka, rzetelność autorki, godna uznania pozycja... Na dowód tego wszystkiego wysokie oceny i coraz więcej fanów Beksińskich...
Wybaczcie to moje sarkastyczne podsumowanie już na wstępie, ale proszę was żeby to uwielbienie i wyobrażenie tych ludzi nie kończyło się tylko na jednej książce i zapewne niedługo, również na jednym filmie...

Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie rozumie fenomenu i mody na Beksińskich. Wydaje mi się, że po tej książce nie zrozumiałby ani tyle... bo tak w ogóle tego fenomenu nie ma się rozumieć tylko czuć ;)

Zawsze byłam poza modą. Zdzisław był, jest i będzie wielkim artystą, który przez swoją sztukę uwrażliwia moją duszę w tym kierunku i dokładnie to samo robi też Tomek z tą tylko różnicą, że uwrażliwia ją w sposób... muzyczny, poprzez felietony,recenzje i opowieści jakie po sobie zostawił, a cały czas odkrywam na nowo :) Zdecydowanie przykro się czyta, że sporo wniosków jakie można wyciągnąć po przeczytaniu książki świadczą głównie o jego egoizmie, egocentryzmie i ogólnym braku szacunku do wszystkiego co się rusza... Bez przesady, tak łatwo oceniać innych!

Jak początek książki zaczęłam czytać z wielką fascynacją, bo historia całej rodziny i miasta w którym żyli była wciągająca... tak z każdą kolejną stroną budziły się we mnie dziwne wyrzuty sumienia, że wchodzę w strefę zbyt intymną, (Mam na myśli list Tomka do H.) która nigdy z szacunku do nich jako ludzi, nie powinna ujrzeć światła dziennego i publicznego.
Nie można powiedzieć, że znajdziemy tutaj tanią sensację, ale na pewno parę sensacji się znajdzie...

Boli mnie też bardzo to, że autorka opisując dokładnie najsmutniejsze i najtragiczniejsze wydarzenie jakim było morderstwo artysty, zmieniła godność człowiekowi, który bądź co bądź nigdy jej nie miał i przechrzciła go na Pawła Handlera. Po co? Nie wiem, ale ci mniej zorientowani w błędzie już pewnie zostaną... (tak a propos rzetelności.)

Postanowiłam, że nie ocenię "Portretu podwójnego" i nie przydzielę mu żadnych gwiazdek. Nie dlatego, że książka jest tak beznadziejna, bo zdecydowanie nie jest...i na pewno nie żałuję, że stoi na mojej półce, ale każda ocena byłaby nie w zgodzie ze mną ;)

Największym arcydziełem jest dla mnie możliwość bliższego kontaktu z tymi wyjątkowymi osobami na cmentarzu w Sanoku lub na ich Zieleńcu. Cieszę się, że mam taką możliwość i moje spotkanie z nimi nie kończy się tylko na kartkach wychwalonej książki...

Wspaniała książka, rzetelność autorki, godna uznania pozycja... Na dowód tego wszystkiego wysokie oceny i coraz więcej fanów Beksińskich...
Wybaczcie to moje sarkastyczne podsumowanie już na wstępie, ale proszę was żeby to uwielbienie i wyobrażenie tych ludzi nie kończyło się tylko na jednej książce i zapewne niedługo, również na jednym filmie...

Ktoś mi kiedyś...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

I nawet kiedy będę sam
Nie zmienię się, to nie mój świat
Przede mną droga którą znam,
Którą ja wybrałem sam

Będąc wśród bliskich czuję się odległy. Sam ze swoimi wyobrażeniami, wizjami i koncepcją na życie.
Chcę robić to co kocham, choćby cały świat nie pozwalał wykazać się moim pomysłom. Nie dawał mi żadnych szans... ale brnę oszukując samego siebie, ze jest inaczej… że mogę, za wszelką cenę…
Nieuznany i nieodnajdujący się pośród innych, stwarzam własną przestrzeń w której jestem szczęśliwy, chociaż gnębi mnie poczucie niespełnienia, niezrozumienia i przede wszystkim przeraźliwy z niemocy "GŁÓD"
Radzę sobie z tym mimo, że jest ciężko, nawet bardzo, bo widzę te wszystkie twarze, które patrzą na mnie jak na kogoś kto jest nikim. Stoczony i najgorszy. To mój los...

Wiesz, lubię wieczory
Lubię się schować na jakiś czas
I jakoś tak, nienaturalnie
Trochę przesadnie, pobyć sam
Wejść na drzewo i patrzeć w niebo
Tak zwyczajnie, tylko że
Tutaj też wiem kolejny raz
Nie mam szans być kim chcę...

Bo świat chce wciągnąć mnie w swój rytm. W przekonania tłumu, powszechnym standardom i zaszufladkowaniu. I walczyłbym gdyby nie to uczucie… coraz większego Głodu...

Noc, a nocą gdy nie śpię
Wychodzę choć nie chcę spojrzeć na
Chemiczny świat, pachnący szarością
Z papieru miłością, gdzie ty i ja
I jeszcze ktoś, nie wiem kto
Chciałby tak przez kilka lat
Zbyt zachłannie i trochę przesadnie
Pobyć chwilę sam, chyba go znam...

Miłości też nie ma. To nad wyraz. Przysłania ją litość i strach przed samotnością. Tylko ja sam w myślach tworzę i zatracam się w uczuciach wykreowanej i najpiękniejszej miłości jaka tylko może istnieć w mej głowie.... Ale to nierealne i nigdy nie stanie się prawdą...
Nic mi zatem po słowach i tych cudownych wyobrażeniach, bo dalej odczuwam jeszcze większy "GŁÓD"

Piosenka „Długość dźwięku samotności” wpasowała mi się idealnie w tę krótką, ale niesamowicie przygnębiającą i emocjonalną książkę Knuta.
Stąd cytaty z piosenki, nawiasem mówiąc jedynej... w której mogę lubić Rojka ;)
Hamsun jest przekonujący i autentyczny jakby identyfikował się zupełnie z bohaterem tej historii. Wpływa to też znacząco na czytelnika.
Tak wielu może odnaleźć cząstkę własnej duszy i swojego życia wgłębiając się w świat przedstawiony przez autora i zadać sobie pytanie:

Czy warto jest jednak być ponad wszystko i żyć własnymi przekonaniami, czy może jednak przyciśniętym do muru łatwiej zostawić to co kształtowało się w nas od zawsze i ulec presji innych, aby przeżyć i nie umrzeć z tytułowego GŁODU??

Przekonał się bohater... przekonam się ja i pewnie nawet Ty...

I nawet kiedy będę sam
Nie zmienię się, to nie mój świat
Przede mną droga którą znam,
Którą ja wybrałem sam

Będąc wśród bliskich czuję się odległy. Sam ze swoimi wyobrażeniami, wizjami i koncepcją na życie.
Chcę robić to co kocham, choćby cały świat nie pozwalał wykazać się moim pomysłom. Nie dawał mi żadnych szans... ale brnę oszukując samego siebie, ze jest inaczej…...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Broad Peak. Niebo i piekło Bartek Dobroch, Przemysław Wilczyński
Ocena 7,7
Broad Peak. Ni... Bartek Dobroch, Prz...

Na półkach:

Zaintrygowana pozytywnymi opiniami innych osób i równocześnie wielkim powodzeniem jakim książka "Broad Peak Niebo i Piekło" cieszyła się w bibliotece postanowiłam sprawdzić na własnej skórze czy aby wszystkie zachwyty są w pełni zasłużone. I co?
Skóra zareagowała ciarkami, a umysł wyłączył wszelkie inne bodźce dochodzące do niego z otoczenia i tym samym znalazłam się w samym środku piekielnego nieba, lub jeśli lepiej zabrzmi niebiańskiego piekła porwana przez lawinę wspaniałego słowa Dobrocha i Wilczyńskiego.

Nie przesadzam, naprawdę!
Należy docenić autorów, którzy choć całkiem młodzi są największym dowodem na to, że ludzie obracający się wśród gór i wszystkiego co z tym tematem jest związane, wiedząc "z czym się to je" po chłopsku rzecz ujmując, potrafią zainteresować przedstawioną historią do takiego stopnia, że każdy "z ulicy" przystanie i zechce się z nią zapoznać. (No ja zechciałam)

Książka to kompletna baza informacji (sprawdzonych i z pierwszej ręki!) i odtworzeń nie tylko z samego tragicznego już wydarzenia na Broad Peak i ludzi, którzy brali w nim udział, ale przede wszystkim źródło cennych ciekawostek z życia tych pałających miłością do zdobywania szczytów szaleńców. Od samych podstaw rodzenia się w nich pasji i uczucia, nawet po życie prywatne.
Pojawiające się nazwiska... mniej lub bardziej znane w zależności od naszego stopnia "zieleni" w tych tematach górskich zostają jednak w pamięci i należy się im wspomnienie. Choćby taki Andrzej Bargiel... Kilka nowości o nim sprawiło, że zaimponował mi totalnie.

Najważniejsze też, że wszystko zostało spisane "ze smakiem". Nie ma tutaj żadnych wstrętnych brudów, ukrytych spisków czy oskarżeń.
Każdy może przeczytać coś i zinterpretować to na swój sposób.
Swój własny, a nienarzucony przez autorów.

Skłaniając się ku refleksji końcowej to myślę sobie, że jest to jedna z lepszych książek jakie kiedykolwiek czytałam. Nie żartuję! Może trochę mało fotografii, ale nie o obrazki tutaj chodzi, a treść...
Obym trafiała częściej na takie lawiny, które mnie porwą bez reszty :)
Sobie i Wam życzę...

Zaintrygowana pozytywnymi opiniami innych osób i równocześnie wielkim powodzeniem jakim książka "Broad Peak Niebo i Piekło" cieszyła się w bibliotece postanowiłam sprawdzić na własnej skórze czy aby wszystkie zachwyty są w pełni zasłużone. I co?
Skóra zareagowała ciarkami, a umysł wyłączył wszelkie inne bodźce dochodzące do niego z otoczenia i tym samym znalazłam się w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

No i na co ci te góry?
Pyta Anna Lichota każdego kto trzyma w rękach jej książkę.
Pyta być może nie tylko potencjalnego czytelnika,ale również samą siebie.
Może nawet przede wszystkim siebie.

Mówi się, że kto pyta nie błądzi i coś w tym jest, bo pani Ania skutecznie potrafi na wcześniej zadane pytanie w tytule odpowiedzieć sobie i jeszcze uświadomić innych na co się porywają, jeśli marzy się komuś taki szalony wypad w góry, a może nawet ochota na zdobycie samego Everestu...
Taki przykład, ale jak się okazuje z doświadczenia autorki nie ma rzeczy niemożliwych do zrobienia... Przynajmniej jeśli mowa o tej kobiecie.

Czytając tę cała relację z podbojów kolejnych coraz trudniejszych szczytów, jestem pełna podziwu dla ludzkiej determinacji i siły z jaką uparcie gotowy jest ktoś krok po kroku spełniać marzenia, realizować postawione sobie cele i pokonywać własne słabości coraz lepiej poznając własne "ja". Mówiąc dosłownie i w przenośni: Wznosząc się na wyżyny!

Myślę sobie, że warto zapoznać się ze słowem Anny i z tym co ma do przekazania.
Nieważne czy jest się wielkim miłośnikiem gór, czy wręcz osobą, która nie rozumie tych ludzi,niestety nieraz zostawiających w nich swoje serce już na zawsze... Teraz wydaje mi się, że często przez może zbyt wielką pewność siebie, rutynę albo i brak odpowiedniego przygotowania na takie przeżycia.

Z pewnością dla jednych i drugich jest wiele mądrości pozwalających zaszczepić nadzieję i wiarę, że wszystko może się udać... ale też kryje się przestroga, że poza odwagą ważna jest pokora i nieustanne uczenie się siebie i przeciwnika w takich skrajnych warunkach do egzystowania.

W przypadku bohaterki książki jestem pozytywnie zszokowana jej zaangażowaniem w ekstremalne przygotowanie ciała i ducha na takie niecodziennie, ale i niejednorazowe wyczyny.
Po takiej dawce wspomnień jakie Pani Lichota zaprezentowała ze swoich wojaży i po tym co przeżyła, udzieliły mi się jej emocje i zrozumiałam:
-No i na co ci te góry?
-Bo je kocham.
Nie może być innej odpowiedzi... Nie po tych wszystkich trudach, radościach i szczęściu oraz niepowtarzalnej myśli gdy jest się już na szczycie...
"tam na dole zostało wszystko to co cię męczy, patrząc z góry wokoło świat wydaje się lepszy"...

No i na co ci te góry?
Pyta Anna Lichota każdego kto trzyma w rękach jej książkę.
Pyta być może nie tylko potencjalnego czytelnika,ale również samą siebie.
Może nawet przede wszystkim siebie.

Mówi się, że kto pyta nie błądzi i coś w tym jest, bo pani Ania skutecznie potrafi na wcześniej zadane pytanie w tytule odpowiedzieć sobie i jeszcze uświadomić innych na co się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Wiele osób obawia się samotnego podróżowania albo po prostu go nie rozumie. Dla mnie jest to jedno z najciekawszych doświadczeń i nie zamieniłabym go na żadne inne...
Samotność, która jest wyborem i sposobem na dotarcie do czegoś więcej, co skrywa świat, ale nie celem samym w sobie.
Samotność, która oczyszcza myśli i pozwala mi w pełni decydować, czy za pięć minut skręcę w lewo czy w prawo, czy zostanę gdzieś przez tydzień, czy może wyjadę pierwszym porannym autobusem.
Samotność, która daje rzadką okazję wsłuchania się w samą siebie, poznania lepiej.
Samotna podróż to wyzywanie, to sprawdzanie siebie w bardzo różnych sytuacjach. Dla mnie to też nauka kolejnego języka, który pozwala na kontakt z miejscową ludnością. Poza tym fakt, że podróżuję sama, otwiera mnie bardziej na innych podróżników i na miejscowych. Jeśli chcę z kimś porozmawiać, siłą rzeczy musi być to ktoś obcy. Kiedy poznaję ciekawego włóczykija i mam ochotę na towarzystwo, spędzamy razem dzień, dwa, a czasem i tydzień. Ale zawsze jest to mój wybór. Gdy potrzebuję ciszy czy przestrzeni dla siebie, wracam do samotnego podróżowania. I jest mi z tym dobrze. Nie twierdzę, że każdemu odpowiadać taki styl podróżowania, ale mnie podoba się ogromnie."

Mnie również!
Już na samym początku poczułam do Doroty olbrzymią sympatię. Fakt, że łączy nas podobny wiek i wspólne miejsce dorastania zostawmy na marginesie ;)

Cytat jej słów na wstępie mojej opinii, powinien wyjaśniać wszystko.
Od zawsze imponują mi ludzie, którzy odważnie potrafią podjąć decyzję o samotnej podróży i skutecznie ją zrealizować. Zostawić w domu chłopaka, wziąć urlop i tylko spakować plecak. Bez żadnych szczegółowych planów wyruszyć przed siebie.
Wiadomo... trzeba taką podróż dopasować indywidualnie do swoich możliwości i funduszy, ale morał jest znaczący; Kto chce... to może wszystko :)

Głuska w tej swojej podróży jest bardzo autentyczna i taka... pokorna. Nie zachwyca się każdym zakątkiem, na zasadzie: Wy nigdy tego nie zobaczycie! wręcz przeciwnie... bywa, że poza "och i ach" okazuje swoje rozczarowanie (Porównanie Chile do Suwalszczyzny, po co było tak daleko jechać? itp.) Tutaj da się odczuć, że przedstawianie sytuacji, opisywanie miejsc, ludzi i przygód; wszystkie złe i dobre strony, wady i zalety są naturalne i spontaniczne. To należy cenić :)
No i przede wszystkim odwagę outsiderki...oj, aż chce się zrobić to samo ;) Szacunek!

"Wiele osób obawia się samotnego podróżowania albo po prostu go nie rozumie. Dla mnie jest to jedno z najciekawszych doświadczeń i nie zamieniłabym go na żadne inne...
Samotność, która jest wyborem i sposobem na dotarcie do czegoś więcej, co skrywa świat, ale nie celem samym w sobie.
Samotność, która oczyszcza myśli i pozwala mi w pełni decydować, czy za pięć minut skręcę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

W sam raz do snu. Niczym mroczna, ale piękna baśń pokazująca tę miłość autora ukierunkowaną na Bieszczady w każdym słowie. Rzeczywiście czytając można delektować się każdym wydźwiękiem, myślą i przekazem jaki płynie, interpretować i wzbudzać w sobie zachwyt do pięknego, ale też smutnego oblicza tego zakątku...
Czuć tutaj głęboką melancholię i taki przystanek, gdzie można zatrzymać się i wysiąść od uciekającego świata...
Dodatkowo Ryszard Kaja ze swoimi ilustracjami dopełnił i nadał tego miażdżącego już w pełni charakteru który mimo, że był... to stał się jeszcze bardziej wyrazisty.

W sam raz do snu. Niczym mroczna, ale piękna baśń pokazująca tę miłość autora ukierunkowaną na Bieszczady w każdym słowie. Rzeczywiście czytając można delektować się każdym wydźwiękiem, myślą i przekazem jaki płynie, interpretować i wzbudzać w sobie zachwyt do pięknego, ale też smutnego oblicza tego zakątku...
Czuć tutaj głęboką melancholię i taki przystanek, gdzie można...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

WARIAT! W pozytywnym tego słowa znaczeniu...

więcej słów nie potrzeba...

WARIAT! W pozytywnym tego słowa znaczeniu...

więcej słów nie potrzeba...

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Samotność nie jest wtedy, gdy ode mnie odchodzą ludzie, ale kiedy ja od nich odchodzę. Jeżeli ja myślę o innych, modlę się za nich, to przecież jednocześnie ich kocham"

Często ludzie cytują piękny zwrot "Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą" nie znając bliżej osoby ich twórcy ks. Jana Twardowskiego...i innych jego dzieł (no chyba, że się mylę)
Miałam okazję dzięki "Blisko ziemi, blisko nieba" poznać jakim był księdzem, ale pewnie jeszcze bardziej przybliżyć sobie jego osobę jako zwyczajnego, ale wspaniałego i jedynego w swoim rodzaju człowieka.
Mówią, że najlepiej możemy poznać kogoś po tym, jak mówią o nim inni... Przypominają mi się słowa kogoś bliskiego, który powtarza, że chce teraz żyć tak, aby po śmierci ktoś go miło wspominał...
Nie mam wątpliwości, że ks. Jan Twardowski był wyjątkowy, bo osoby, które go wspominają w książce przedstawiają go jako największe szczęście, jakie stanęło na ich drodze... widać, że miał wielki dar przyciągania do siebie każdego i dotarcia do jego duszy...
Wielki skromny poeta :)

Książkę przeczytałam w kilka godzin i przez ten czas byłam kompletnie oderwana od rzeczywistości... Myślę sobie, że każdy, mimo jakichś wątpliwości co do tej lektury, powinien z nią się zapoznać, bo to klasyka sama w sobie... wyłączając wszelkie aspekty religijne czy wyznaniowe. Ks. Twardowski wart jest bliższego poznania. Naprawdę nie sądziłam, że będzie aż tak pozytywnie, zdecydowanie jest!

"Samotność nie jest wtedy, gdy ode mnie odchodzą ludzie, ale kiedy ja od nich odchodzę. Jeżeli ja myślę o innych, modlę się za nich, to przecież jednocześnie ich kocham"

Często ludzie cytują piękny zwrot "Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą" nie znając bliżej osoby ich twórcy ks. Jana Twardowskiego...i innych jego dzieł (no chyba, że się mylę)
Miałam okazję...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczerze pisząc naciągnęłam moją ocenę, żeby nie psuć dobrej statystyki :D
Dlaczego uważam, że jest tylko bardzo dobra??

Najprościej byłoby napisać " bo tak", ale rozwinę myśl i podam powody...
Przede wszystkim żeby zabrać ją z biblioteki do domu skusiło mnie to, że była nowiutka, pachnąca i miała ekstra okładkę... a i opis brzmiał zachęcająco ;)
Pomyślałam sobie, że skoro została określona mianem biblii, to trzeba ją przeczytać i potraktować z należytą godnością, albo wręcz przeciwnie spalić :P
Nie zrobiłam ani tego pierwszego, ani drugiego.
Niewystarczająca ze mnie fanka po prostu i nie chłonęłam jej jak pewnie prawdziwy i oddany wyznawca zespołu Queen powinien...

Istotnie "Królewska historia Queen" jest prawdziwą i największą bazą informacji o całym zespole i perypetiach jego członków i lepszej książki pod tym względem nie ma, ale jako, że miałam okazję wcześniej już zapoznać się z innymi książkami o tej grupie, tak ta jakoś mnie znużyła :(

No cóż, teraz krótko: Dla fanów jak najbardziej! Pozostałym radzę spędzić czas aktywnie ;)

Szczerze pisząc naciągnęłam moją ocenę, żeby nie psuć dobrej statystyki :D
Dlaczego uważam, że jest tylko bardzo dobra??

Najprościej byłoby napisać " bo tak", ale rozwinę myśl i podam powody...
Przede wszystkim żeby zabrać ją z biblioteki do domu skusiło mnie to, że była nowiutka, pachnąca i miała ekstra okładkę... a i opis brzmiał zachęcająco ;)
Pomyślałam sobie, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ach, co to była za podróż!

Cudownie było wybrać się z wami w tę motocyklową wyprawę przez Himalaje :)
Zostałam obsypana wieloma ciekawie opisanymi informacjami historycznymi i kulturowymi z pełną precyzją i dokładnością poznając Indie, Nepal i wiele innych miejsc bardziej lub mniej mi znanych...
Byłoby może zbyt niewiarygodnie i bajkowo, gdyby nie to ziarenko grozy zasiane już pod koniec książki. (Nie będę zdradzać o co chodzi, sięgnijcie po lekturę ;) ) Naprawdę dotychczasowy uśmiech spowodowany wcześniejszym "humorem" i ogólnym "dajemy sobie radę" zszedł mi z twarzy, zdając sobie sprawy z tego jak wielce odważnej i niełatwej do spełnienia wizji o "podróży życia" chciało dokonać dwóch najbliższych sobie facetów ;) Chwała Bogu i samemu Allahowi, że jednak im się to udało, plany zmienili w czyny i na starość przy kominku powspominają stare, dobre czasy...
Ale gdzie tam im do starości? Czuję, że jeszcze niejeden motocykl przed nimi :D

Jest jedna rzecz, co podobała mi się od samego początku, a nawet i jakoś wzruszała...
Są ludzie, którzy twierdzą uparcie, że najlepiej podróżować samemu, tylko w swoim towarzystwie i wymieniają milion plusów i korzyści z takiej samotności w trasie. Nie wspomnę nawet o takich, dla których wakacje z rodzicami to zło konieczne, albo kara za grzechy...bo zwyczajnie nie potrafią złapać ze starszym pokoleniem wspólnego języka... no bywa.
Rozpisałam się, więc do rzeczy...

Panie Witku, gratuluję mądrego, odważnego i dojrzałego syna, a Adrianowi zazdroszczę tak wspaniale wyluzowanego, młodego duchem taty; kumpla i kompana, który chce dzielić się najlepszymi chwilami właśnie z nim.
Szacunek dla obydwu panów :)

Ach, co to była za podróż!

Cudownie było wybrać się z wami w tę motocyklową wyprawę przez Himalaje :)
Zostałam obsypana wieloma ciekawie opisanymi informacjami historycznymi i kulturowymi z pełną precyzją i dokładnością poznając Indie, Nepal i wiele innych miejsc bardziej lub mniej mi znanych...
Byłoby może zbyt niewiarygodnie i bajkowo, gdyby nie to ziarenko grozy zasiane...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"...Przetrwać trzeba gdy warto. A nasze przetrwanie nie ma sensu. Cierpieć i cierpieć bez ustanku? Jakiż w tym sens? Byłaby i na mnie pora. Czekam, lecz nie mogę się doczekać... Jestem tak przygotowany na tę chwilę, jak nigdy się tego nie spodziewałem. Nieraz zdarzało mi się myśleć o pożegnaniu z tym światem i wydawało mi się, że przede wszystkim będzie mi żal. Otóż pozbyłem się tego złudzenia doszczętnie. Nie żal mi niczego. Ani odrobinę. Nic. Kochałem. Na darmo. Pracowałem. Na darmo. Cierpiałem. Na darmo. Jednym słowem - daremne życie. Oto bilans czterdziestu lat. Dobrze, że na tym się skończy. Prędzej- Donikąd. Byle prędzej donikąd. Przestaję formułować myśli..."

Co ja więcej mogę dodać po tym fragmencie, który pozwoliłam sobie przepisać, aby najlepiej ukazać najgłębsze oblicze duszy Krzysztonia...
Chyba nic, bo dotarł do mnie i rozłożył mnie na milion kawałków...
Do bólu przygnębiająca. Do bólu prawdziwa i szczera. Do bólu tak bardzo realna.
Nie chcę nawet myśleć o moim bilansie w wieku czterdziestu lat...

"...Przetrwać trzeba gdy warto. A nasze przetrwanie nie ma sensu. Cierpieć i cierpieć bez ustanku? Jakiż w tym sens? Byłaby i na mnie pora. Czekam, lecz nie mogę się doczekać... Jestem tak przygotowany na tę chwilę, jak nigdy się tego nie spodziewałem. Nieraz zdarzało mi się myśleć o pożegnaniu z tym światem i wydawało mi się, że przede wszystkim będzie mi żal. Otóż...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Jest to naprawdę kompletny obłęd, jeśli ktoś chce zamienić ten padół płaczu w krainę rozkoszy i zamiast możliwie bezbolesnego życia stawia sobie za cel rozkosze i radości; a tak przecież bardzo wielu czyni.
Znacznie mniej błądzi ten, kto ponurym wzrokiem spogląda na świat jako na rodzaj piekła i wobec tego dba o to tylko, aby stworzyć sobie w nim bezpieczne przed ogniem siedlisko..." - Moje siedlisko jest już bardzo wygodne... pomyślałam, po przeczytaniu tej godnej zapamiętania głębokiej myśli ;)

Myślałam w ogóle, że będzie łatwiej. Nie było... Chcąc zrozumieć i w pełni oddać się "Obłędowi" musiałam wyłączyć muzykę, zostać sama w domu, a nawet pozabijać wszystkie latające wokół mnie niewinne muchy...
Żaden rozpraszający mnie szczegół i tym samym kompletne skupienie dało mi możliwość w pełni uczestniczyć w duchowej walce Krzysztonia z samym sobą.

Ten pierwszy tom z pewnością zachęcił mnie do zapoznania się z kolejnymi częściami "Obłędu", ale też dość mocno obudził we mnie obawy, że to co "najstraszniejsze" dopiero przede mną...
Myślę sobie jednak, że na moją i tak zrytą już należycie psychikę przez świat, czyjaś jeszcze bardziej zryta psychika nie może mi zaszkodzić, więc tym bardziej w imię starego przysłowia: Co cię nie zabije, to cię wzmocni- zaryzykuję i z pewnością kolejne muchy nie ujdą z życiem...

Co jeszcze powiedzieć, żeby nie powiedzieć za dużo? Chcecie wejść w ludzką duszę i emocje i poczuć się jak na wojnie przeciwko największemu wrogowi- którym jesteśmy sobie nim samym? To wiadomo co robić ;)

"Kłopotem tego świata jest to, iż głupi są zbyt pewni siebie, a inteligentni zbyt pełni wątpliwości" - Czasami żałuję, że nie jestem głupcem....

"Jest to naprawdę kompletny obłęd, jeśli ktoś chce zamienić ten padół płaczu w krainę rozkoszy i zamiast możliwie bezbolesnego życia stawia sobie za cel rozkosze i radości; a tak przecież bardzo wielu czyni.
Znacznie mniej błądzi ten, kto ponurym wzrokiem spogląda na świat jako na rodzaj piekła i wobec tego dba o to tylko, aby stworzyć sobie w nim bezpieczne przed ogniem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Za oknem piękny i słoneczny wręcz upalny dzień, a ja wymuskana tymi słonecznymi promieniami właśnie powróciłam z wielkiej podróży w którą zabrał mnie Maciek Roszkowski.

Jest tak ciepło, że nie chce mi się zbyt długo pisać, a wam pewnie nie chce się również czytać takich dłuuuuuuuugich opinii... więc szybko, ogólnie, ale zarazem mam nadzieję zachęcająco, bo jak najbardziej szczerze :)

"Pisane słońcem" jest nie tylko pisane słońcem, ale również umysłem, sercem i duszą, czyli dokładnie tak jak podróżował Pan Maciek...
Ja to czułam i pewnie dlatego tym bardziej spodobało mi się to książkowe wędrowanie razem z autorem.
Tutaj nie ma szpanu i jakiegoś poczucia wyższości Maćka, że jemu się udało a innym nie, bo był tam gdzie ktoś inny nie był...
Nie ma też takiego typowego zwyczajnego i typowo bezdusznego pisania, jak bądźmy sobie szczerzy zdarza się u innych... gdzie brakuje emocji i uczuć, a są tylko zimne budynki i zaliczone kilometry...
Tutaj wszystko wiążę się z głębokim odkrywaniem siebie, przezwyciężaniem, walczeniem i zdobywaniem tego co nie do zdobycia... Bez bajerów autora, idealizowania świata... pisze on szczerze, z najprawdziwszą pasją i radością, która przeniósł z doświadczeń podróży i przelał w 100% na kartki papieru...

Filozoficznie i uroczo, chyba nigdy wcześniej nie czytałam tak napisanej książki podróżniczej...
Czarodziej, który swoją magiczną różdżką (piórem) sprawił, że będę miała pewnie długo kolorowe sny :)

Za oknem piękny i słoneczny wręcz upalny dzień, a ja wymuskana tymi słonecznymi promieniami właśnie powróciłam z wielkiej podróży w którą zabrał mnie Maciek Roszkowski.

Jest tak ciepło, że nie chce mi się zbyt długo pisać, a wam pewnie nie chce się również czytać takich dłuuuuuuuugich opinii... więc szybko, ogólnie, ale zarazem mam nadzieję zachęcająco, bo jak najbardziej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ojciec, mąż i kochanek... Dojrzały z metryki mężczyzna, który nie może ogarnąć tego świata i znaleźć w swoim życiu wartości, pozwalających do pełnego uszczęśliwienia własnego "ja".
Tak pokrótce można przedstawić bohatera książki "Rzeka podziemna"...

Szczerze powiem, że gdybym kilka dni wcześniej nie została pozytywnie zszokowana "Szklanym kloszem" po którym do tej pory nie opadły mi emocje i powraca gęsia skórka, to pewnie inaczej wyglądałaby ta opinia i być może nie byłaby aż do takiego stopnia krytyczna...

Od samego początku właściwie nie potrafiłam wykrzesać współczucia do osoby, o której to wspominałam na wstępie... Wiemy, że cierpiała, była samotna i nieszczęśliwa...ale ja się pytam: Czy aby proszę pana nie na własne życzenie?
Głównym problemem miała być depresja... Niestety ja zauważyłam przede wszystkim starszego, egoistycznego seksoholika, zasłaniającego się właśnie tą chorobą duszy...
Były momenty, że otwierałam oczy ze zdziwienia nie wierząc w to co czytam:
"...Pobawię się w samobójstwo... wywalę na próbę jęzor, podkurczę nogi..."
I poczułam w tym jakąś kpinę...

Ktoś, kto szuka tutaj jakiegoś wewnętrznego wstrząsu, emocji do granic wytrzymałości, wielkiego tragizmu czy szaleństwa... to zdecydowanie polecam coś na wyższym poziomie.
Uparcie będę powracać myślą do arcydzieła Plath...
Dla mnie pan Jastrun wystarczająco się nie popisał i tym samym nie porwał mnie do krainy ludzkich nieprzewidywalności...

Byłabym jednak hipokrytką, gdybym całkowicie oznajmiła, że książka jest do niczego, bo taka nie jest... Po prostu nie spełniła moich oczekiwań, ale spokojnie mogę przyznać się, że dzięki niej poszerzyłam swoją wiedzę...
Nie wiem czy cenna informacja o tym, że łyżeczka spermy zawiera 7 kcal jakoś zmieni moje życie... ale zapamiętam na pewno ;)

Ironicznie?? Trochę tak, za całokształt...

Ojciec, mąż i kochanek... Dojrzały z metryki mężczyzna, który nie może ogarnąć tego świata i znaleźć w swoim życiu wartości, pozwalających do pełnego uszczęśliwienia własnego "ja".
Tak pokrótce można przedstawić bohatera książki "Rzeka podziemna"...

Szczerze powiem, że gdybym kilka dni wcześniej nie została pozytywnie zszokowana "Szklanym kloszem" po którym do tej pory...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Powinno być mi wstyd, że z twórczością i samą osobowością Sylvii Plath zapoznałam się tak późno... Może jednak lepiej po prostu uznać, że nie ma tego złego, bo zdecydowanie do pewnych rzeczy i spraw należy odpowiednio dojrzeć, aby w należyty sposób pojąć je i zrozumieć. W tym momencie chyba jest dla mnie najlepszy na to moment...

Jeśli miałabym skupić się tylko na opinii do książki "Szklany klosz" to powiedziałabym krótko: lektura obowiązkowa dla takich typowych zagubionych wrażliwców, którzy "patrzą na świat przez dziurkę od klucza w drzwiach, nie mogąc ich otworzyć"
Trzeba się z autorką identyfikować, czuć podobnie i widzieć to co pozornie niewidzialne, żeby bez znużenia z pełną gotowością wraz z nią zapaść się w ogólnej otchłani nicości...
Mogłabym teraz zakończyć tym mrocznym stwierdzeniem zasiewając nutkę grozy, ale czułabym niedosyt.
Nie cierpię też zdradzać szczegółów i faktów, do których każdy czytelnik ma przecież dojść sam, jednak muszę wtrącić więcej niż trzy grosze i wytłumaczyć dlaczego tak bardzo wszystko zawarte w "Szklanym kloszu" mną wstrząsnęło...

Wizje i zasady odnośnie życia- zupełnie naiwne, zostały w niej skutecznie zabite przez otaczający ją świat zewnętrzny co dodatkowo zburzyło wewnętrzny spokój i równowagę... Wszystkie szalone myśli, które przychodziły do jej głowy dawały mi wiele razy poczucie, że czytam o własnych pomysłach (skrywanych głęboko w środku głowy) Te same wątpliwości, pragnienia i powolne zatracanie się we własnej przestrzeni...i wystarczyło, że poczułam bliskość dusz, do tej określonej mianem "wyklętej" poetki.
Gdy dodamy do tego ilość "życiowych" przemyśleń i piękny styl pisania Plath, to już w ogóle stawia kropkę nad" i"ukazując własną autentyczność i wyjątkowość z jaką się urodziła...

Niestety umieranie jest sztuką, tak jak wszystko inne...i zrobiła to też wyjątkowo dobrze...

Powinno być mi wstyd, że z twórczością i samą osobowością Sylvii Plath zapoznałam się tak późno... Może jednak lepiej po prostu uznać, że nie ma tego złego, bo zdecydowanie do pewnych rzeczy i spraw należy odpowiednio dojrzeć, aby w należyty sposób pojąć je i zrozumieć. W tym momencie chyba jest dla mnie najlepszy na to moment...

Jeśli miałabym skupić się tylko na opinii...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy wzięłam ją do rąk stwierdziłam, że nic nie dzieje się przypadkowo, dlatego też postanowiłam się w nią zagłębić bardziej zabierając do domu...

Jeszcze zanim na dobre wczytałam się w rowerową przygodę pana Maciąga po Chinach, Wietnamie i Kambodży czułam skrycie, że książka którą ogarnę zapewne w jeden dzień, pozostawi we mnie poczucie niedosytu; chociażby spowodowanego przez jej skromne gabaryty... ( Dodatkowo jest bardzo dużo; trzeba zaznaczyć interesujących zdjęć, co dodatkowo sprawia, że treści do czytania jeszcze mniej - Niestety, coś za coś)

Po części sprawdziły się moje przeczucia, bo rzeczywiście zaliczyłam ją w dwie godziny i ogólnie rzecz biorąc zabrakło mi pożądanego dreszczyku nieprzewidywalnej przygody i nutki adrenaliny...
Oj, było to wszystko, ale na pewno nie w takim stopniu, żebym zaczęła obgryzać paznokcie i żałować, że znajduję się w tej chwili w swoim pokoju,a nie doświadczam czegoś nowego...

To były moje pierwsze skojarzenia i mogłabym mieć jakieś pretensje, że nie zostałam wystarczająco zaciekawiona i zabrana w świat przygody, gdyby nie jeden najważniejszy fakt: Nie o to autorowi książki chodziło!
On w zupełnie inny sposób podziałał na mnie i oczywiście, był to ten lepszy sposób, bo wewnętrzny i psychiczny ;)

Robb już na wstępie zaznaczył, że będzie to opowieść człowieka, który chce poradzić sobie ze złamanym sercem i odnaleźć siebie w zagubieniu i bezsilności jaka dotknęła go po zdradzie najbliższej mu kobiety...

"W życiu nie ma zasad. Nawet najdrobniejszych. Nie można polegać na niczym i na nikim. Ani na ludziach których kochamy, ani na samych sobie..."

Z takim oto podejściem do życia, pogubiony i załamany wsiadł na rower i wyruszył w podwójną podróż. Jedna ważniejsza pewnie od drugiej, bo pozwoliła mu "wypocić" całe nagromadzone cierpienie, nabrać dystansu do otoczenia, ale przede wszystkim znaleźć wewnętrzny spokój... Targały nim skrajne myśli, emocje i uczucia... To dało się z nim przeżywać bardzo mocno...

Jeśli ktokolwiek był w podobnej sytuacji jak Robb, to powinien wziąć z niego przykład, żeby wyciągnąć też takie wnioski, jakie zaprezentował nam on sam już na końcu swojego pamiętnika... Mnie wbiły w fotel i wzruszyły.
Strasznie to mądry facet (nie tylko dlatego, że lubi Pink Floyd :D) , ale też swoim przykładem, dodaje otuchy takim pogubionym osobom skopanym przez życie, pokazując prawdę:
Co Cię nie zabije, to tylko wzmocni :)

Jego wzmocniło...
Niech mu się układa :)

Ponoć pies to najlepszy przyjaciel człowieka... Jak się okazuje, rower też może nim być ;)

Kiedy wzięłam ją do rąk stwierdziłam, że nic nie dzieje się przypadkowo, dlatego też postanowiłam się w nią zagłębić bardziej zabierając do domu...

Jeszcze zanim na dobre wczytałam się w rowerową przygodę pana Maciąga po Chinach, Wietnamie i Kambodży czułam skrycie, że książka którą ogarnę zapewne w jeden dzień, pozostawi we mnie poczucie niedosytu; chociażby spowodowanego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Ćpunk w kościele? Jak można przekonać się z historii Andrzeja Sowy zarówno ćpun jak i punk mogą znaleźć w nim miejsce i poczuć żar ogniska Boskiej miłości...

Osobiście z dużym dystansem podchodzę do świadectw ludzi, którzy będąc na marginesie społeczeństwa nagle doznają olśnienia i widząc jasne światełko w swoim mrocznym tunelu życia nawracają się twierdząc, że to ta wyższa niewidzialna ręka dotknęła i uleczyła ich ciało, ale przede wszystkim duszę...
Piękne to, choć ciężko czasem pomyśleć, że ktoś kto sikał do kropielnicy i pluł na sutannę nie jest hipokrytą, który teraz lansuje się na swoich złych czynach przy okazji zbijając na tym kasę...

Pisząc to jednak czuję się niezbyt dobrze, bo myśląc tak negatywnie o kimś sama staję się gorszym człowiekiem bez żadnego zaufania i wiary w ludzi...
Należy docenić fakt, że ktoś chciał z siebie zrzucić cały ciężar jaki wziął wcześniej na własne plecy i postanowił obmyć się publicznie ze wszystkich największych brudów... odważne to... na pewno.

Łatwiej jest kłamać, budując sobie "porządny"wizerunek niż szczerze przyznać się do słabości.
Łatwiej jest upaść niż powstać. Łatwiej też stracić siły niż nabrać mocy i ostatecznie łatwiej zabić się niż przeżyć...
Sowa w tej autobiografii jest szczery do bólu pokazując, że można powstać, nabrać mocy i przeżyć...

Podoba mi się, że nie koloryzuje świata. Mówi wprost o fałszywych bliskich, spięciach w rodzinie i księżach pedofilach...jednym słowem przedstawia życie drastycznie, jako prawdziwe bagno, w którym łatwo się utopić...
ale woła:
"Jeśli Ty naprawdę jesteś, to proszę o wiarę, bo ja nie wierzę już w nic.."

Prosi, i tę wiarę dostaje!
Wychodzi teraz umocniony do ludzi i daje do zrozumienia, że lepiej uczyć się na jego błędach niż popełniać własne, ale też przekonuje własnym życiem, że każdy zasługuje na szanse i nie jest wart przekreślenia...

Jeśli ktoś taki, jak Pan Sowa poprzez swój przekaz, dotrze do ludzi młodych, zbuntowanych czy zagubionych, którzy się pogubili, ale nabiorą sensu i zechcą się odnaleźć i stać się lepszym... to tylko chwała mu za to ;)

"Chcę tak jak On
Mieć tyle siły by trwać,
I mówić nie, gdy cały świat krzyczy tak
Chce wierzyć, że potrafię siebie dać
Tam gdzie już nikt nie widzi żadnych szans "

Ćpunk w kościele? Jak można przekonać się z historii Andrzeja Sowy zarówno ćpun jak i punk mogą znaleźć w nim miejsce i poczuć żar ogniska Boskiej miłości...

Osobiście z dużym dystansem podchodzę do świadectw ludzi, którzy będąc na marginesie społeczeństwa nagle doznają olśnienia i widząc jasne światełko w swoim mrocznym tunelu życia nawracają się twierdząc, że to ta...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Czasami wołam w niebo Sven Matzke, Tamara Zwierzyńska-Matzke
Ocena 7,4
Czasami wołam ... Sven Matzke, Tamara...

Na półkach:

Na pewno takie książki jak "Czasami wołam w niebo" potrafią niewyobrażalnie wpłynąć na czytelnika...
Bardzo poruszyć i zmusić do wielu refleksji na temat życia i śmierci, ale także uzmysłowić, że nie tylko "ten" chory przeżywa najgorsze chwile w swoim życiu; cierpiąc z bólu i niepokoju nad tym co przyniesie nowy dzień i czy w ogóle cokolwiek przyniesie. Dokładnie takie same obawy mają wszystkie bliskie osoby, które trwają przy tym walczącym i zmagającym się bezpośrednio z chorobą...
(Doskonałym przykładem tego, jest choćby mąż Tamary, który mimo całego nieszczęścia i strasznego doświadczenia losu jakie go spotkało, potrafił wyciągnąć piękne i wzruszające wnioski dotyczące swojej żony, dając wspaniałe świadectwo miłości do niej...)

Mówią, że najważniejsze to mieć zawsze nadzieję i teraz wiem, że coś w tym stwierdzeniu jednak jest...
Kilka lat temu chłopak z mojej szkoły zachorował na białaczkę i opisywał każdy dzień walki z nią na założonym przez siebie blogu.
Wchodziłam z wiarą, że uda mu się wygrać, bo mimo młodego wieku miał już dla kogo żyć, ale po tych lepszych dniach, które mu się zdarzały, ostatnią notkę zamieścił niestety już jego brat...

Wspominam o tym nie bez znaczenia, bo w przypadku "bohaterki" tej książki, od początku wiedziałam jaki będzie koniec jej historii i ostatecznie brakło mi zwyczajnie wewnętrznej wiary i tej wielkiej nadziei, która rozpala iskrę pozwalając wierzyć w cud... i nawet jeśli miałaby umrzeć ostatnia to jest bardzo potrzebna... Dlatego tylko z mojej winy, tak niska ocena...
Chociaż krótka, to z pewnością nie jest łatwą i przyjemną lekturą...
Prawie taką jak samo życie...

A w głośnikach zupełnie przypadkowo śpiewają:

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy,
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil.

Na pewno takie książki jak "Czasami wołam w niebo" potrafią niewyobrażalnie wpłynąć na czytelnika...
Bardzo poruszyć i zmusić do wielu refleksji na temat życia i śmierci, ale także uzmysłowić, że nie tylko "ten" chory przeżywa najgorsze chwile w swoim życiu; cierpiąc z bólu i niepokoju nad tym co przyniesie nowy dzień i czy w ogóle cokolwiek przyniesie. Dokładnie takie same...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Stracona rachuba czasu i nieprzespana noc to tylko jedyne skutki uboczne mojego kontaktu z książką „Samotność liczb pierwszych”.
Teraz jedną z moich ulubionych, która wywarła na mnie wrażenie wprost nie do opisania i wyryła ślad w mej pamięci na pewno na bardzo, bardzo długo…

Prawdę mówiąc już od pierwszych stron przeczuwałam, że pan Paolo Giordano mnie nie zawiedzie swoją wyobraźnią, i zdecydowanie moja ślepa naiwność i nieograniczona ufność zostanie nienaruszona ;)
Tak też się stało…

Alice i Mattia to para osób, których losy poznajemy od samego dzieciństwa… wszystkie przeżycia, doświadczenia i traumy powstałe kiedyś, a mające odniesienie w późniejszym życiu, pokazują i odkrywają w sposób brutalny działanie ludzkiej psychiki , jak i wyjaśniają poczucie strachu, odosobnienia i niezrozumienia przez innych...
Taki obraz ludzkiej duszy i prawdziwa emocjonalna huśtawka, z której nie spadłam ;)

Wydaję się Wam, że łatwo przewidzieć koniec takiej historii, bo skoro spotkało się dwoje doświadczonych przez życie tułaczy to znajdą razem tę niewidzialną nić zrozumienia i akceptacji, przy okazji wyrzucając wcześniej wrodzone cierpienia ??

Pewnie mogliby doświadczać „powolnego i niezauważalnego przenikania swoich światów, jak grawitujące wokół tej samej osi po coraz mniejszych orbitach ciała niebieskie, których oczywistym przeznaczeniem jest złączyć się w jakimś punkcie czasu i przestrzeni…” (Romantyczny fizyk z tego pana autora ;)
... ale fakt jest taki, że nie mogą tego uczynić, bo są bliźniaczymi liczbami pierwszymi; samotnymi i zagubionymi, bliskimi sobie, ale nie na tyle, by się naprawdę zetknąć…
Nie tylko nawet razem zetknąć się z sobą, ale też zetknąć się z kimkolwiek innym poza swoją własną osobą…
Trudne to zadanie, a wypadku takich osób jak wspominanie liczby pierwsze wręcz niemożliwe… Samotność wpisana w życiorys…

W jakimś sensie utożsamiam się z tą opowieścią i przesłaniem. Cieszy mnie, że Paolo do końca zachował należyty klimat i nie zaskoczył banalnym happy endem (co u kobiet byłoby bardziej prawdopodobne)

Trafia do najbardziej mrocznych zakamarków duszy…
Wzbudzając niepokój i zachwyt oraz sprawiając, że cały ten tragizm sytuacji z największego wroga przeistacza się w jedynego przyjaciela…

Niewyobrażalnie smutna, ponura i tajemnicza, ale dlatego tak bardzo piękna w tej nieprzewidywalnej rozpaczy… Książka godna przeczytania niewątpliwie, a jej twórca… no ideał ;)

Stracona rachuba czasu i nieprzespana noc to tylko jedyne skutki uboczne mojego kontaktu z książką „Samotność liczb pierwszych”.
Teraz jedną z moich ulubionych, która wywarła na mnie wrażenie wprost nie do opisania i wyryła ślad w mej pamięci na pewno na bardzo, bardzo długo…

Prawdę mówiąc już od pierwszych stron przeczuwałam, że pan Paolo Giordano mnie nie zawiedzie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to