rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Absolutne mistrzostwo świata.

Absolutne mistrzostwo świata.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatnimi czasy część autorów, aktorów i różnej maści celebrytów postanawia dosiąść konia poprawności politycznej i galopować przed siebie połajając i pouczając tępą gawiedź z wysokości tegoż konia. Modzie tej uległ niestety jeden z moich ulubionych autorów, Pan Chmielarz.
Fragmenty książki bardziej przypominają felieton do "Wysokich Obcasów" o podłości Polaków i cudzie marszów kobiet czy też apologetykę ruchów promigracyjnych, niż dobry kryminał. I przeszkadzały. Szkoda.
Nie czekam na ciąg dalszy.

Ostatnimi czasy część autorów, aktorów i różnej maści celebrytów postanawia dosiąść konia poprawności politycznej i galopować przed siebie połajając i pouczając tępą gawiedź z wysokości tegoż konia. Modzie tej uległ niestety jeden z moich ulubionych autorów, Pan Chmielarz.
Fragmenty książki bardziej przypominają felieton do "Wysokich Obcasów" o podłości Polaków i cudzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam mieszane uczucia. Świetny pomysł, jednak realizacja pozostawia trochę do życzenia. Wyglądało to tak, jakby autorowi zabrakło pomysłu, jak rozwiązać kluczowe wątki.

Mam mieszane uczucia. Świetny pomysł, jednak realizacja pozostawia trochę do życzenia. Wyglądało to tak, jakby autorowi zabrakło pomysłu, jak rozwiązać kluczowe wątki.

Pokaż mimo to


Na półkach:

To może nie tyle biografia Lennona, co świetnie, bardzo ciekawie napisana historia The Beatles. Polecam!

To może nie tyle biografia Lennona, co świetnie, bardzo ciekawie napisana historia The Beatles. Polecam!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Absolutne "must read" dla każdego fana The Beatles!

Absolutne "must read" dla każdego fana The Beatles!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podsumuję jednym słowem: "Mocne"!
Ale czyż nie po to sięga się po thrillery?

Podsumuję jednym słowem: "Mocne"!
Ale czyż nie po to sięga się po thrillery?

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wielu Czytelników pisze w opiniach, że dzięki Yankowi może zobaczyć, "jak to naprawdę wygląda". Otóż nie! Yanek przedstawia swoją własną interpretację "medyczno - ratunkowej" rzeczywistości. Przedziwną i mającą się do prawdy, jak spłuczka klozetowa do Wodospadu Niagara. Gdzież to Yanek nabył tak ogromnego doświadczenia pozwalającego mu na ferowanie wyroków? Dwa lata pracy to troszkę mało, by w jakimkolwiek fachu nazwać się choćby początkującym pracownikiem. To jakby praktykant ze szkoły zawodowej po 3 latach terminowania w warsztacie samochodowym kreował się na inżyniera - konstruktora. A początkujca stewardessa, jak by nie patrzeć, pracująca w branzy lotniczej, siadała za sterami samolotu i oceniała projektantów silników jumbo jeta.

Po traumie pracy na SOR Yanek podaje, że jeździ w karetce. Hmm... Chyba "Karetce I" (jak Instagram) lub "Karetce F" (jak Facebook). Oczywiście jest jeszcze karetka "ratująca" migrantów, ale o tym za momencik.

Depresja, którą tak często epatuje Autor w różnych mediach, nie przeszkadzała mu nigdy w prowadzeniu fanpage'a i pisaniu książek w których zjadliwie wyszydza starszych pacjetów wzywających pogotowie do nadciśnienia i - nazwę to łagodniej od Yanka - kłopotów żołądkowo - jelitowych. Dziwna to zatem depresja. Taka wesołkowata.

W sumie prawo Yanka, może sobie uważać co chce i pisać o czym chce. Tyle tylko, że czytują to tysiące ludzi. Wśród yankowych fanów pojawiła się moda na kpiny z "głupawych" pacjentów. Efekt uboczny? Proszę bardzo: wczoraj starszy człowiek umarł na klatce schodowej. Szedł sam do lekarza. Mimo duszności bał się wzywać karetkę. Wnuczka powiedziała mu, że "do ciśnienia nie wolno". Trzy dni temu w nocy umarł w potwornych cierpieniach trzydziestolatek. Niedrożność jelit. Pogotowia nie wezwał, bo do "brzuszka" się nie wzywa. Brawo Yanku! Pomijam już ratowników - fanów, którzy po przyjeździe do "ciśnień", "brzuchów", "trolli", "leżaków", "gorączki", "upierdliwych staruszków" są ostentacyjnie chamscy i posługują się głośno mądrościami czerpanymi garściami z yankowych fanpage'y i książek. Infantylnie wyżywają się na pacjentach, którzy naszych bohaterskich biedaków oderwali od amputacji urazowych, reanimacji dzieci, walki z blokami serca i odbierania porodów. Pomijam fakt, że z powyższymi ratownik medyczny mierzy się incydentalnie, a jeśli już, to w asyście lekarza. Po drugie - nigdy nie decyduje o wyjeździe karetki, a jest zawsze wysyłany przez dyspozytora. I ewentualnie, gdy czuje się tak straszliwie pokrzywdzony wizytą u któregoś z pacjentów - to właśnie do dyspozytora powinien kierować pretensje. Ale życie pokazuje, że tu ratownicza odwaga zwykle się kończy... Przepraszam za tę dygresję.

Wracam do karetki z granicy, o której tyle w książce... Czytałem na bieżąco dramatyczne relacje z poszczególnych "akcji" medycznych i przecierałem oczy ze zdumienia! Jednak wyjazdy do "temperaturki", "bolącej nóżki", "brzuszka", "wypróżnień" są uzasadnione i absolutnie niezbędne? No, ale może dla Autora godne rechotu są tylko polskie staruszki i rodzimi pijaczkowie. Swoją drogą, gdy tak śledziłem pełne dramatycznych opisów, użycia paracetamolu, witaminy C, koca i herbaty wyjazdy Yanka, zastanawiałem się, gdzie wyparował cały system RM w tamtejszym województwie? Ach, wiadomo. Przecież nie działa. A już na pewno nie tak prężnie, jak grono medyków, których łączy... No właśnie. Medycyna? Chęć ratowania? Niestety... Przede wszystkim - poglądy polityczne, uzależnienie od fejmu oraz zbiórki funduszy. Pierwsza wyniosła 500 tys. PLN. Faktycznie, przy czymś takim zarobki w pogotowiu bledną...

Zacny Autorze! Drogi Yanku!
Chełpisz się dziesiątkami tysięcy fanów. Brawo! Szacunek! Proszę Cię jednak o elementarną uczciwość i odpowiedzialność. Wiem, fajnie puścić wodze fantazji i opisywać, jak to ratowałeś niemowlęta, a krew, mózg i odłamki czaszki spływały Ci po omdlałych dłoniach wraz z łzami matek wpatrzonych w Ciebie z nadzieją i uwielbieniem... A to wszystko za dwa tysiące brutto. Brzmi cudnie, sprzedaje się, jak świeże bułeczki. Ale proszę Cię, wszystko czytają Twoi fani, wierzą Ci i obok takich, w sumie nieszkodliwych farmazonów (fantazja - rzecz piękna!), przyjmują zafałszowany obraz ratowniczego świata i, co gorsza, pogardę do niektórych pacjentów.

Nie kreuj, proszę, ratowników medycznych (i siebie) jako nadludzi. Przecież wiesz, że tak nie jest ;) Potem okazuje się, że w necie szerzą się akcje typu: "kanapka dla ermena" (serio, ludzie robili kanapki i przynosili do stacji pogotowia, bo "ratownicy nie mają co jeść"). Yanek "zszywający łeb kibica" i "pakujący w czarny worek ciało antyszczepionkowca". Halo, Yanek, obudź się. To tylko sen :)

I nie, nie jesteś "medykiem", tylko "paramedykiem" ("para", czyli "jakby", "niby", "podobny do"). Człowiekiem bardzo, ale to bardzo potrzebnym, którego jedynym zadaniem i obowiązkiem jest literalne stosowanie kilkunastu procedur. Nic mniej, ale i nic więcej. Widzisz, nawet tu trzeba się kształcić, choćby w podstawach biologii, bo za tekst o "adrenalinie z KORY nadnerczy" uczeń w szkole dostałby pałę.

Na domiar złego bije po oczach i razi poza omnibusa z przerośniętym ego, pokrzywdzonego przez system, nadużywającego knajackiego języka, prochów i procentów. To są ratownicy medyczni? Takie cechy mieli ich protoplaści z Łodzi, sprzedający "skóry". Yanku, za dużo fikcji, za mało prawdy. To miał być reportaż, a wyszła hybryda baśni, mocno zaangażowanego political fiction i nieokreślonego gatunkowo narzekania.

Przepraszam Czytelników, że tak się rozpisałem. Absolutnie nie chciałem nikogo obrażać. Czy kieruje mną niechęć? Zazdrość?
Nie! Bardzo podziwiam Yanka za talent do zarabiania i publicznego kreowania swojej postaci. Gorzej, jeśli on i jego naśladowcy faktycznie wierzą w wyczarowaną przez siebie rzeczywistość. Chciałbym wierzyć, że tak nie jest...
Niniejsza książka jest po prostu słabiutka. Pod każdym względem.

Wielu Czytelników pisze w opiniach, że dzięki Yankowi może zobaczyć, "jak to naprawdę wygląda". Otóż nie! Yanek przedstawia swoją własną interpretację "medyczno - ratunkowej" rzeczywistości. Przedziwną i mającą się do prawdy, jak spłuczka klozetowa do Wodospadu Niagara. Gdzież to Yanek nabył tak ogromnego doświadczenia pozwalającego mu na ferowanie wyroków? Dwa lata pracy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Byłoby dużo lepiej, gdyby moralizowanie było nieco subtelniejsze...

Czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Byłoby dużo lepiej, gdyby moralizowanie było nieco subtelniejsze...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tę książkę można potraktować raczej jako zjadliwy, politycznie zaangażowany felieton, niż kryminał.
WIelki zawód.

Tę książkę można potraktować raczej jako zjadliwy, politycznie zaangażowany felieton, niż kryminał.
WIelki zawód.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wielki zawód. Po dwóch bardzo dobrych częściach dostałem książkę po prostu słabą, pełną czerstwych, bezsensownych, nudnych dialogów. Każdemu zdarza się spadek formy...

Wielki zawód. Po dwóch bardzo dobrych częściach dostałem książkę po prostu słabą, pełną czerstwych, bezsensownych, nudnych dialogów. Każdemu zdarza się spadek formy...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie wiem, skąd wzięła się u niektórych naszych pisarzy moda na polityczne dygresje w kryminałach czy thrillerach. Odreagowywanie osobistych frustracji? Obsesja? Zgrywanie "równiachów"? Co dwie strony - polityczna wrzutka.
Przeszkadzało.

Nie wiem, skąd wzięła się u niektórych naszych pisarzy moda na polityczne dygresje w kryminałach czy thrillerach. Odreagowywanie osobistych frustracji? Obsesja? Zgrywanie "równiachów"? Co dwie strony - polityczna wrzutka.
Przeszkadzało.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trudno przebić się do właściwej akcji przez zasieki infantylnych dialogów i bluzgów.

Trudno przebić się do właściwej akcji przez zasieki infantylnych dialogów i bluzgów.

Pokaż mimo to

Okładka książki Babilon. Kryminalna historia Kościoła Artur Nowak, Stanisław Obirek
Ocena 6,6
Babilon. Krymi... Artur Nowak, Stanis...

Na półkach:

NIestety obrzydliwie tendencyjne. Trochę tak, jakby pisać o nauczycielach przez pryzmat Mariusza Trynkiewicza. Choć w sumie nie ma się co dziwić, autor - upadły zakonnik - wylewa swoje frustracje. I to przebija przez całą książkę.

NIestety obrzydliwie tendencyjne. Trochę tak, jakby pisać o nauczycielach przez pryzmat Mariusza Trynkiewicza. Choć w sumie nie ma się co dziwić, autor - upadły zakonnik - wylewa swoje frustracje. I to przebija przez całą książkę.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po raz kolejny dałem się Mistrzowi oczarować. Niesamowita atmosfera, cudowny klimat...

Po raz kolejny dałem się Mistrzowi oczarować. Niesamowita atmosfera, cudowny klimat...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

A było tak pięknie. Cztery świetne części historii Igora Brudnego. W piątej Autor postanowił dać upust swoim politycznym frustracjom i to one zostały bohaterem książki, wyzierając niemal z każdej strony. Zgrzytało.

A było tak pięknie. Cztery świetne części historii Igora Brudnego. W piątej Autor postanowił dać upust swoim politycznym frustracjom i to one zostały bohaterem książki, wyzierając niemal z każdej strony. Zgrzytało.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po tak długiej przerwie byłem głodny spotkania z Jakubem Mortką. I nieby wszystko jest w porządku, a jednak niedosyt i lekki zawód pozostał. Najsłabsza z dotychczasowych części (co nie oznacza, że słaba).

Po tak długiej przerwie byłem głodny spotkania z Jakubem Mortką. I nieby wszystko jest w porządku, a jednak niedosyt i lekki zawód pozostał. Najsłabsza z dotychczasowych części (co nie oznacza, że słaba).

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niby wszystko OK, ale po raz kolejny ciekawą i wartką akcję przerywają irytujące, infantylne, polityczne dygresje autora.

Niby wszystko OK, ale po raz kolejny ciekawą i wartką akcję przerywają irytujące, infantylne, polityczne dygresje autora.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka nie tyle przeczytana, co pochłonięta. Ciekawa akcja, język, niczym u MacLeana (kapitalne, ironiczne "wstawki"). No i Szczecin ;)

Książka nie tyle przeczytana, co pochłonięta. Ciekawa akcja, język, niczym u MacLeana (kapitalne, ironiczne "wstawki"). No i Szczecin ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwsza była "Skrucha". Autor mnie zaintrygował. Sięgnąłem po serię o Nadkomisarzu Rędzi. I to był świetny wybór! Wartka akcja, ciekawi bohaterowie, super klimat. Polecam!

Pierwsza była "Skrucha". Autor mnie zaintrygował. Sięgnąłem po serię o Nadkomisarzu Rędzi. I to był świetny wybór! Wartka akcja, ciekawi bohaterowie, super klimat. Polecam!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Reportaże bardzo nierówne. Od bardzo dobrych (niestety, jest ich najmniej), poprzez przeciętne (przeważają), po nudne. Ogólnie - słabo, jak na Pana Cezarego.

Reportaże bardzo nierówne. Od bardzo dobrych (niestety, jest ich najmniej), poprzez przeciętne (przeważają), po nudne. Ogólnie - słabo, jak na Pana Cezarego.

Pokaż mimo to