rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że bez grzebienia z pięciopalczastym smokiem, cesarzowej Myeongseong i całej tej bajkowej otoczki ta książka miałaby znacznie większą siłę wyrazu.....

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że bez grzebienia z pięciopalczastym smokiem, cesarzowej Myeongseong i całej tej bajkowej otoczki ta książka miałaby znacznie większą siłę wyrazu.....

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Pewnie przydałoby się wygładzić trochę styl tej książki...
Pewnie tu i ówdzie korekta odrobinę przysnęła...
Pewnie lepiej by było, gdyby Autor konsekwentnie używał tylko nazw niemieckich, a nie przeplatał je z polskimi...
Ale okazja do wędrówki ulicami mojego ukochanego miasta i odetchnięcia atmosferą wojennego Breslau sprawia, że jestem skłonna na ww niedostatki przymknąć oko.

Pewnie przydałoby się wygładzić trochę styl tej książki...
Pewnie tu i ówdzie korekta odrobinę przysnęła...
Pewnie lepiej by było, gdyby Autor konsekwentnie używał tylko nazw niemieckich, a nie przeplatał je z polskimi...
Ale okazja do wędrówki ulicami mojego ukochanego miasta i odetchnięcia atmosferą wojennego Breslau sprawia, że jestem skłonna na ww niedostatki przymknąć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Moja pierwsza książka tej autorki. I chyba ostatnia.....

Moja pierwsza książka tej autorki. I chyba ostatnia.....

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Mam z tą książką spory problem. Z jednej strony doceniam masę zebranego przez autorkę materiału, a z drugiej nie mogę się pogodzić z jej tak jednoznacznie krytycznym i otwarcie niechętnym stosunkiem do głównej bohaterki.

Mam z tą książką spory problem. Z jednej strony doceniam masę zebranego przez autorkę materiału, a z drugiej nie mogę się pogodzić z jej tak jednoznacznie krytycznym i otwarcie niechętnym stosunkiem do głównej bohaterki.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Może nieco chaotyczna (od mnóstwa postaci i gwałtownych "przeskoków" akcji można się nieco pogubić), ale mimo to bardzo ciekawa próba spojrzenia na krytyczny czas w dziejach Rosji z perspektywy kobiet należących do carskiej familii.

Może nieco chaotyczna (od mnóstwa postaci i gwałtownych "przeskoków" akcji można się nieco pogubić), ale mimo to bardzo ciekawa próba spojrzenia na krytyczny czas w dziejach Rosji z perspektywy kobiet należących do carskiej familii.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Przepięknie wydana, z mnóstwem ilustracji chyba pierwsza biografia najmłodszej córki księżnej Izabeli z Flemingów. Słynna z urody Zofia miała spośród rodzeństwa chyba najmniej barwne życie – mimo burzliwych czasów, na jakie przypadło, trudno by się w nim doszukiwać takich dramatycznych wydarzeń, jakich doświadczyła choćby jej starsza siostra, księżna Wirtemberska. Zofia była po prostu żoną i matką.
Niemniej jednak warto po nią sięgnąć, by poszerzyć swoją wiedzę nie tylko o niej, ale również o całej rodzinie Zamoyskich.

Przepięknie wydana, z mnóstwem ilustracji chyba pierwsza biografia najmłodszej córki księżnej Izabeli z Flemingów. Słynna z urody Zofia miała spośród rodzeństwa chyba najmniej barwne życie – mimo burzliwych czasów, na jakie przypadło, trudno by się w nim doszukiwać takich dramatycznych wydarzeń, jakich doświadczyła choćby jej starsza siostra, księżna Wirtemberska. Zofia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Eliza Krasińska zawsze mnie interesowała – zarówno ze względu na znane powszechnie dzieje jej toksycznego małżeństwa z trzecim z wieszczów, jak i historię jej rodziny, która w kolejnych pokoleniach starała się odkupić winy osławionego przodka.
O ile od strony faktograficznej się nie zawiodłam – bo książka rzeczywiście jest kopalnią wiadomości, to ze stroną literacką było już trochę gorzej. Autor pisze trochę bezbarwnie i monotonnie, ograniczając się do suchego przedstawiania kolejnych wydarzeń, przeplatając je tylko cytatami z korespondencji Elizy i jej bliskich. Po skończeniu lektury został mi więc pewien niedosyt - ale może to i dobrze, bo będę chciała poszukać na temat pani Krasińskiej czegoś jeszcze....?

Eliza Krasińska zawsze mnie interesowała – zarówno ze względu na znane powszechnie dzieje jej toksycznego małżeństwa z trzecim z wieszczów, jak i historię jej rodziny, która w kolejnych pokoleniach starała się odkupić winy osławionego przodka.
O ile od strony faktograficznej się nie zawiodłam – bo książka rzeczywiście jest kopalnią wiadomości, to ze stroną literacką było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Spotkało mnie duże zaskoczenie – bo miałam zupełnie inne wyobrażenie na temat pierwszej żony księcia Władysława.
Maria Amparo była owocem skandalu – najstarszą z ośmiorga dzieci z małżeństwa hiszpańskiej królowej-wdowy Marii Krystyny i sierżanta straży królewskiej. Razem z rodzeństwem wychowała się we Francji, z dala od politycznych zawirowań, w których poczesną rolę odgrywali jej rodzice i starsza przyrodnia siostra, Izabela II. Wyrosła na piękną młodą kobietę, która z miejsca zwróciła uwagę polskiego arystokraty. Zakochali się w sobie – i zaledwie po kilku tygodniach narzeczeństwa wzięli ślub.
Więc nieczęste w owych czasach i kręgach małżeństwo z miłości – a jednak nie pozbawione problemów, bo naznaczone bolesnym rozdarciem Władysława między poczuciem obowiązku wobec kraju a miłością do żony, która nie mogła, czy nie chciała zrozumieć jego patriotycznej działalności, często odciągającej go od niej na długie miesiące.

Znakomita zachęta do zgłębienia historii rodu Czartoryskich po 1830.

Spotkało mnie duże zaskoczenie – bo miałam zupełnie inne wyobrażenie na temat pierwszej żony księcia Władysława.
Maria Amparo była owocem skandalu – najstarszą z ośmiorga dzieci z małżeństwa hiszpańskiej królowej-wdowy Marii Krystyny i sierżanta straży królewskiej. Razem z rodzeństwem wychowała się we Francji, z dala od politycznych zawirowań, w których poczesną rolę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Jak niejednokrotnie powtarzałam, nie jestem wielką fanką Philippy Gregory. Ale ta książka bardzo mi się podobała.

Katarzyna Parr była wśród królewskich małżonek osobą wyjątkową. Nie tylko dlatego, że wychodząc za Henryka VIII była już podwójną wdową. I nie tylko dlatego, że nie skończyła tak, jak pięć jej poprzedniczek – rozwiedziona albo skrócona o głowę na rozkaz kochającego małżonka. Przede wszystkim dlatego, że wcale nie chciała królową zostać. Nie zabiegała o królewskie względy i wątpliwy zaszczyt noszenia angielskiej korony, nie pragnęła władzy, wpływów i bogactwa. Chciała być tylko szczęśliwa. I kiedy szczęście wydawało się już być na wyciągnięcie ręki, na jej drodze stanął najpotężniejszy człowiek w Anglii. Henryk VIII – wtedy już nie „obrońca wiary” i najwspanialszy książę chrześcijaństwa, a Sinobrody, zabójca swoich żon. Patologicznie podejrzliwy, mściwy i okrutny, bezgranicznie zakochany w sobie, nie przyjmujący do wiadomości ani ułomności własnego ciała, ani możliwości swojej pomyłki. Perfidnie rozgrywający wszystko i wszystkich.
Philippa Gregory świetnie oddała klimat panujący na dworze Tudorów, aż gęsty od niepewności, nieufności i strachu (by nie powiedzieć – przerażenia) oraz bezwzględność i wyrachowanie królewskiego otoczenia. Razem z Katarzyną uczymy się stąpać po tym istnym polu minowym, uważać na każde słowo i gest, odczytywać właściwe znaczenie królewskich decyzji. Ale nawet największa ostrożność nie zdoła zapobiec nieszczęściu – i Katarzyna, która nieopatrznie wzięła względy Henryka za dobrą monetę, znajduje się nagle o krok od szafotu.

Jak niejednokrotnie powtarzałam, nie jestem wielką fanką Philippy Gregory. Ale ta książka bardzo mi się podobała.

Katarzyna Parr była wśród królewskich małżonek osobą wyjątkową. Nie tylko dlatego, że wychodząc za Henryka VIII była już podwójną wdową. I nie tylko dlatego, że nie skończyła tak, jak pięć jej poprzedniczek – rozwiedziona albo skrócona o głowę na rozkaz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Trochę trudno uwierzyć, ale to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jean Plaidy… W dodatku – spotkanie nieco przypadkowe, bo książkę dostałam od koleżanki.
Tytułowy „lew sprawiedliwości” to Henryk, najmłodszy z czterech synów Wilhelma Zdobywcy. Jego starsi bracia podzielili między siebie dziedzictwo po ojcu: Robert został księciem Normandii, a Wilhelmowi przypadło królestwo Anglii. Dla Henryka nie zostało już nic – poza ojcowskim proroctwem, że pewnego dnia w jego rękach znajdzie się wszystko to, co teraz posiadają jego bracia. A on postanowił zrobić wszystko, by stało się ono rzeczywistością.
Henryk I jest w tej książce dokładnie taki, jakim go sobie wyobraziłam: wybitnie inteligentny, zdecydowany, zimny i pozbawiony skrupułów. Dla osiągnięcia swego celu – przejęcia władzy zarówno nad Anglią, jak i Normandią, nie cofnie się przed niczym, poczynając od walki zbrojnej, przez dyplomację po przekupstwo, czy – jeśli zajdzie taka potrzeba – zwyczajne oszustwo. Może nie jest człowiekiem, do którego można poczuć sympatię i który raczej nie budzi współczucia nawet w najbardziej tragicznych momentach swego życia, ale z pewnością jest kimś, kogo trzeba szanować. I podziwiać trwałość jego dzieła, które przetrwało nawet zawieruchę wojny domowej, która wybuchła krótko po jego śmierci.
Mimo nieco „teatralnej” narracji bardzo przyjemnie mi się to czytało. I trochę żałuję, że tę „normandzką trylogię” zaczęłam tak jakoś od środka. Chyba najwyższa pora, żeby naprawić ten błąd…

Trochę trudno uwierzyć, ale to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jean Plaidy… W dodatku – spotkanie nieco przypadkowe, bo książkę dostałam od koleżanki.
Tytułowy „lew sprawiedliwości” to Henryk, najmłodszy z czterech synów Wilhelma Zdobywcy. Jego starsi bracia podzielili między siebie dziedzictwo po ojcu: Robert został księciem Normandii, a Wilhelmowi przypadło...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Powiem tak - trochę mało było w tej "Katarzynie" jej tytułowej bohaterki. Wiem, że niewiele o niej wiadomo, ale jakoś za dużo było w tej książce dywagacji, zapewnień i przypuszczeń, a także szczegółowych opisów rozlicznych nieruchomości, jakie bohaterka posiadała, PRAWDOPODOBNIE posiadała, albo w których BYĆ MOŻE przebywała. Chwilami miałam wrażenie, że gdyby nie "obecność" w tej książce księcia Jana, to Pani Weir nie starczyłoby konceptu na artykuł, a co dopiero na książkę. Aczkolwiek jestem jej bardzo wdzięczna za tak szczegółową biografię Księcia Pana. Chyba ostatecznie go polubiłam.

Powiem tak - trochę mało było w tej "Katarzynie" jej tytułowej bohaterki. Wiem, że niewiele o niej wiadomo, ale jakoś za dużo było w tej książce dywagacji, zapewnień i przypuszczeń, a także szczegółowych opisów rozlicznych nieruchomości, jakie bohaterka posiadała, PRAWDOPODOBNIE posiadała, albo w których BYĆ MOŻE przebywała. Chwilami miałam wrażenie, że gdyby nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Gdybym miała powiedzieć, co we mnie po przeczytaniu tej książki zostało - to przede wszystkim wymieniłabym dwa uczucia:
po pierwsze - wdzięczność, że przyszło mi żyć tu i teraz, że mimo wszystkich wad i niedostatków naszego świata mogę jednak korzystać ze zdobyczy cywilizacji i ludzkiej wiedzy,
a po drugie - niedowierzanie i smutek, jak niewiele mimo wszystko zmienił się sposób myślenia wielu z tych, którzy decydują o losie nas, kobiet.

Gdybym miała powiedzieć, co we mnie po przeczytaniu tej książki zostało - to przede wszystkim wymieniłabym dwa uczucia:
po pierwsze - wdzięczność, że przyszło mi żyć tu i teraz, że mimo wszystkich wad i niedostatków naszego świata mogę jednak korzystać ze zdobyczy cywilizacji i ludzkiej wiedzy,
a po drugie - niedowierzanie i smutek, jak niewiele mimo wszystko zmienił się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"The Sunne in Splendour" po polsku. To było moje marzenie...

I jak to często w przypadku marzeń bywa - nie skończyło się tak, jak sobie to wyobrażałam.

Zważywszy, że znam powieść Sharon Penman na wyrywki, nie mogłam uniknąć porównań jej polskiego tłumaczenia z oryginałem. No I tu spotkało mnie pierwsze rozczarowanie. Przekład Jerzego Łozińskiego wydał mi się nieco… chropawy i płaski. Gdybym po raz pierwszy zetknęła się z tą książką w polskiej wersji, to chyba moje odczucia nie różniłyby się od tych, jakie pojawiają się w większości opinii czytelników. Nie potrafiłam jakoś odnaleźć klimatu, który tak mnie w tej książce urzekł. Przeszkadzał mi brak konsekwencji w tłumaczeniu imion (bo jest Franciszek Lovell, ale Thomas Parr i Anne Neville) czy tytułów (bo obok księcia zamiast równie „polskiego” hrabiego nie wiedzieć czemu występuje anglojęzyczny "earl"). Mniejsza już o takie drobiazgi, jak choćby to, że ulubione przez możnych tamtych czasów wilczarze (w oryginale "wolfhound") z niewiadomych powodów przemieniły się w nasze swojskie wilczury. Mniejsza nawet o króla Harry’ego, przechrzczonego na Henrysia (wiem, wiem, że chodzi o podkreślenie żartobliwego i wzgardliwego stosunku do króla, ale jakoś mnie to uwiera)… Nie chodzi już o to, że zgrzytałam zębami za każdym razem, gdy w tekście pojawiał się jakiś LANCASTERYSTA. I lepiej zmilczę o swoich odczuciach odnośnie "Kingmakera" nie wiedzieć czemu przemianowanego na KRÓLODZIEJA, gdy od lat powszechnie przydomek hrabiego Warwicka tłumaczony jest jako TWÓRCA KRÓLÓW.
To wszystko jakoś bym jednak przeżyła. Ale tego, co tej książce uczyniło wydawnictwo, zdzierżyć nie mogę.
„Słońce w chwale” (bo nie oryginał) kończy się rozdziałem o bitwie pod Tewkesbury (czyli mniej więcej w połowie pierwowzoru) i próżno byłoby szukać jakichkolwiek wzmianek, że należy oczekiwać jakiegoś ciągu dalszego. Przyznam, że nie wiem, czemu miał służyć taki zabieg. Rozumiem, że książka jest gruba i może sensownym byłoby wydanie jej w dwóch tomach – ale RAZEM. A tak? To przecież jakby wydać część "Potopu" do nawrócenia Kmicica i próby porwania księcia Bogusława... Na dodatek – treść tego, co wydano, właściwie nijak się ma do okładkowego opisu, bo ta część opowiada głównie o Edwardzie IV i akurat Ryszarda jest w niej stosunkowo niewiele. Nie obejmuje ona też najbardziej kluczowych – i najbardziej kontrowersyjnych – wydarzeń z jego życia.
Krótko mówiąc – wyświadczono znakomitej książce iście niedźwiedzią przysługę. Każdy, kto sięgnął po nią zainteresowany tym, jak autorka próbuje „przywrócić dobre imię człowiekowi, który stał się uosobieniem nikczemności, przewrotności i bezwzględności w dążeniu do celu”, musi bowiem poczuć zawód i raczej nie zechce sięgnąć po ciąg dalszy – jeśli on kiedykolwiek nastąpi.....

"The Sunne in Splendour" po polsku. To było moje marzenie...

I jak to często w przypadku marzeń bywa - nie skończyło się tak, jak sobie to wyobrażałam.

Zważywszy, że znam powieść Sharon Penman na wyrywki, nie mogłam uniknąć porównań jej polskiego tłumaczenia z oryginałem. No I tu spotkało mnie pierwsze rozczarowanie. Przekład Jerzego Łozińskiego wydał mi się nieco…...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Zdecydowana większość książek traktujących o losach rodziny ostatniego cara Rosji jest pisana albo z punktu widzenia jego samego, albo też koncentruje się na Aleksandrze i Rasputinie. Tutaj mamy opowieść o carskich córkach, które zwykle pozostają w cieniu, przyćmione znajdującą się na pierwszym planie postacią najmłodszego brata i nieszczęściem związanym z jego nieuleczalną chorobą. O czwórce dziewcząt, które żyły w takiej izolacji od świata zewnętrznego, że w jego oczach zrosły się niemal w jedność. O coraz większym rozczarowaniu, jakim narodziny każdej kolejnej córki były dla ich rodziców. I wreszcie o tragedii, jaka za sprawą wniesionej przez ich matkę choroby stała się udziałem całej cesarskiej rodziny i jaka pośrednio stała się jedną z przyczyn ostatecznego upadku imperium.

Zdecydowana większość książek traktujących o losach rodziny ostatniego cara Rosji jest pisana albo z punktu widzenia jego samego, albo też koncentruje się na Aleksandrze i Rasputinie. Tutaj mamy opowieść o carskich córkach, które zwykle pozostają w cieniu, przyćmione znajdującą się na pierwszym planie postacią najmłodszego brata i nieszczęściem związanym z jego nieuleczalną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Miałam kiedyś taką "fazę", że czytałam wszystko, co miało jakikolwiek związek z Jane Austen. Faza sama w sobie była bardzo przyjemna i owocna, bo dzięki niej miałam okazję poznać parę ciekawych tytułów, ale też niestety sporo dzieł o wysoce wątpliwej wartości. Gdy sparzyłam się po raz kolejny, nabrałam nieufności do entuzjastycznych internetowych recenzji i... zaczęłam literaturę "okołoausteniczną" omijać szerokim łukiem.
Teraz również na widok nazwiska mego ukochanego austenowskiego bohatera w tytule najpierw pojawiło się zaintrygowanie, a zaraz potem - zapaliły mi się wszystkie ostrzegawcze lampki. Kupić... czy nie kupić...? Wierzyć recenzjom, czy lepiej sobie odpuścić...?
Nie wytrzymałam. Ciekawość przeważyła. Na szczęście - bo to był bardzo miło spędzony czas. Po pierwszych rozdziałach poczułam, co prawda, pewną obawę, bo zaczęłam gubić się w tym "kto z kim i dlaczego". Ale przetrwałam, a potem było już z górki i akcja zaczęła mnie wciągać (tak bardzo, że raz omal nie przejechałam swojego przystanku i nie spóźniłam się przez to do pracy).
Może na końcu czułam pewne rozczarowanie, bo rozwiązanie intrygi wydało mi się nieco... banalne. Ale nie zmienia to pozytywnego wrażenia, jakie pozostaje po lekturze.

Miałam kiedyś taką "fazę", że czytałam wszystko, co miało jakikolwiek związek z Jane Austen. Faza sama w sobie była bardzo przyjemna i owocna, bo dzięki niej miałam okazję poznać parę ciekawych tytułów, ale też niestety sporo dzieł o wysoce wątpliwej wartości. Gdy sparzyłam się po raz kolejny, nabrałam nieufności do entuzjastycznych internetowych recenzji i... zaczęłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Bardzo dobra... Bardzo smutna... I bardzo aktualna.....

Bardzo dobra... Bardzo smutna... I bardzo aktualna.....

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Jako że konsekwencja nie jest podobno mocną stroną żeńskiego rodzaju – a ja podobno jestem kobietą – to choć po poprzedniej książce Philippy Gregory zarzekałam się, że "już nigdy więcej", skusiłam się jednak na jej kolejne dzieło: "Klątwę Tudorów".
Zrobiłam to głównie ze względu na bohaterkę – lady Małgorzatę Pole. Córka niepoprawnego Jerzego księcia Clarence, który zakończył swój barwny, bogaty w zdrady żywot w Tower (jak wieść gminna głosi, utopiony w beczce ze swoją ulubioną małmazją), wnuczka sławnego Twórcy Królów, bratanica dwóch królów z dynastii Yorków – po bitwie pod Bosworth miała się przekonać, jak bardzo niebezpiecznym spadkiem w tudorowskiej Anglii było mieć w żyłach krew Plantagenetów.

Trochę mi w tej powieści przeszkadzał przybierany przez Małgorzatę ton wyższości i niejaka wzgarda wobec tych wszystkich, którzy nie mieli szczęścia urodzić się na szczytach ówczesnej hierarchii społecznej, a którzy mieli znaczący wpływ na los jej i jej rodziny, jak również nieustanne wspominanie swego plantagenetowskiego rodowodu – choć może u córki Jerzego Clarence’a nie powinny być niczym dziwnym. Nie przekonałam się też do – obecnej już w „Wiecznej księżniczce” – łzawej opowieści o tym, jak to Artur na łożu śmierci wymusza na Katarzynie przysięgę, że poślubi ona jego młodszego brata i u jego boku zostanie królową Anglii. No i nie „kupiłam” będącej niejako clou tej powieści teorii o klątwie rzuconej przez dwie Elżbiety (żonę Edwarda IV i jej najstarszą córkę) na tych, którzy przyczynili się do śmierci „książątek z Tower”.
No i chyba nigdy nie przywyknę do stylu pisania Pani Gregory – a mianowicie jej pierwszoosobowej narracji w czasie teraźniejszym.
Co jednak nie oznacza, że nie sięgnę - kiedyś - po najnowsze dzieło Autorki, czyli „The Taming of the Queen”, opowiadające o Katarzynie Parr – bo po wstępie, jaki wydawca podłączył mi do e-booka poczułam się zainteresowana…. ;)

Jako że konsekwencja nie jest podobno mocną stroną żeńskiego rodzaju – a ja podobno jestem kobietą – to choć po poprzedniej książce Philippy Gregory zarzekałam się, że "już nigdy więcej", skusiłam się jednak na jej kolejne dzieło: "Klątwę Tudorów".
Zrobiłam to głównie ze względu na bohaterkę – lady Małgorzatę Pole. Córka niepoprawnego Jerzego księcia Clarence, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Właściwie nie wiadomo, jak wyglądała. Nie wiadomo, czy była wybitnie inteligentna. Ale z pewnością musiała być wyjątkową osobą, skoro mimo swego skromnego pochodzenia zwróciła na siebie uwagę najpotężniejszego człowieka w Anglii… Więcej – zdobyła jego miłość.
Historia Katarzyny Swynford jest jak bajka o Kopciuszku: bezposażna córka rycerza z Hainaut, dla której już małżeństwo z sir Hugonem Swynfordem było nie byle jaką karierą, niespodziewanie spotyka na swojej drodze królewskiego syna, Jana, księcia Lancaster. Miłość od pierwszego wejrzenia? Bynajmniej. W pierwszej chwili Katarzyna budzi w księciu nawet pewną niechęć (bo odciąga uwagę jego rycerzy od planowanej wojny). Jan nie może zrozumieć, dlaczego jego piękna żona tak bardzo interesuje się losem tej dziewczyny. COŚ jednak go do niej ciągnie i nie pozwala mu o niej zapomnieć. Ich losy krzyżują się raz po raz, drogi schodzą się i rozchodzą – aż do chwili, gdy oboje uświadomią sobie, że nie potrafią żyć bez siebie, że muszą być razem, bez względu na wszystko i wszystkich.
Tak zaczyna się historia jednego z najsłynniejszych, najbardziej skandalicznych romansów średniowiecza – historia burzliwa, jak czasy w jakich się rozgrywała i niezwykła – bo ileż podobnych romansów zakończyło się takim happy endem…?

Właściwie nie wiadomo, jak wyglądała. Nie wiadomo, czy była wybitnie inteligentna. Ale z pewnością musiała być wyjątkową osobą, skoro mimo swego skromnego pochodzenia zwróciła na siebie uwagę najpotężniejszego człowieka w Anglii… Więcej – zdobyła jego miłość.
Historia Katarzyny Swynford jest jak bajka o Kopciuszku: bezposażna córka rycerza z Hainaut, dla której już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

W porównaniu z cyklem "Królowie przeklęci", czy czytaną przeze mnie niedawno "Harlot Queen" dzieło Susan Higginbotham o Eleonorze Despenser wyraźnie szoruje po dnie. Nie wiem, czy to "zasługa" nieco karkołomnego założenia, z jakim ta książka została napisana, czy też niedostatek warsztatu, ale czytanie tego miejscami było przedsięwzięciem naprawdę heroicznym...
„The Traitor’s Wife”, czyli tłumacząc na wprost „Żona zdrajcy” to opowieść o wnuczce angielskiego króla Edwarda I i żonie osławionego faworyta jego syna.
Susan Higginbotham postawiła przed sobą iście karkołomne zadanie – dać czytelnikom nowy obraz lady Eleonory, odmienny od tej zimnej, perfidnej i chciwej kobiety, którą znamy z „Królów przeklętych”. Czy jej się udało? No cóż…. Chyba niekoniecznie.
Bohaterka rzeczywiście stanowi całkowite przeciwieństwo postaci Druona – jest pogodną, przepełnioną życzliwością do wszystkich, kochającą kobietą, szczęśliwą żoną i matką. W ogóle wszyscy jej bliscy to bardzo mili, sympatyczni ludzie – aż dziw bierze, że byli w kraju tak znienawidzeni. Może tylko małżonek jest odrobinę mniej kryształowy, ale nad szczegółami jego „działalności” autorka się specjalnie nie rozwodzi.
Zresztą tło historyczne w ogóle wydaje się niespecjalnie ją interesować - można odnieść wrażenie, że gdyby bohaterowie tego dzieła nie nazywali się Despenser, de Clare, czy Plantagenet, a to nikt nie zauważyłby różnicy - za wyjątkiem tych, którzy (jak ja) sięgnęli po tę książkę, by ponownie zanurzyć się w historii z takim mistrzostwem opowiedzianej przez Maurice'a Druona.

W porównaniu z cyklem "Królowie przeklęci", czy czytaną przeze mnie niedawno "Harlot Queen" dzieło Susan Higginbotham o Eleonorze Despenser wyraźnie szoruje po dnie. Nie wiem, czy to "zasługa" nieco karkołomnego założenia, z jakim ta książka została napisana, czy też niedostatek warsztatu, ale czytanie tego miejscami było przedsięwzięciem naprawdę heroicznym...
„The...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Może namalowany w tym dziele portret królowej Izabeli nie całkiem przypomina tę piękną, nieszczęśliwą małżonkę Edwarda II, jaką pamiętamy z "Królów przeklętych", niemniej jest to całkiem udana próba analizy, dlaczego stała się tym, kim się stała i co doprowadziło ją do zbrojnego buntu przeciwko mężowi... i do Rogera Mortimera (nawiasem mówiąc, mój ulubiony bohater z powieści Druona tutaj jest tak paskudny, że chwilami miałam ochotę dać mu w mordę).
Choć narracja momentami jest nieco drętwa, to nie brak w tej książce scen, które potrafią poruszyć. I jestem skłonna przymknąć oko na drobne historyczne lapsusy, które się autorce zdarzyły.

Może namalowany w tym dziele portret królowej Izabeli nie całkiem przypomina tę piękną, nieszczęśliwą małżonkę Edwarda II, jaką pamiętamy z "Królów przeklętych", niemniej jest to całkiem udana próba analizy, dlaczego stała się tym, kim się stała i co doprowadziło ją do zbrojnego buntu przeciwko mężowi... i do Rogera Mortimera (nawiasem mówiąc, mój ulubiony bohater z...

więcej Pokaż mimo to