-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2015-04-29
2015-04-04
2015-03-25
2015-03-12
2015-02-28
= Anielska jesień w świetle diabelskiego księżyca =
Jest rok 1880, do Providence, w stanie New Hampshire, przybywa młoda dama o płomiennych włosach. Panienka Gatling przyjechała aż z Waszyngtonu, by dokonać inwentaryzacji majątku zmarłego niedawno tutejszego stolarza. Na miejscu okazuje się, że zarówno w jego domu, jak i księgowości panuje totalny chaos, a taki stan rzeczy oznacza dla Cathy o wiele więcej pracy, niż przypuszczała. Dni szybko płyną na mozolnej pracy, ludzie w miasteczku są mili, a noce w tak pięknej okolicy urzekają, szkoda tylko, że nie przynoszą ukojenia. Miss Gatling zaczynają dręczyć dziwne koszmary, w których widzi tajemniczą bestię. Jej wizja jest niewyraźna, ale intuicja podpowiada jej ukryty sens. Wkrótce w miasteczku zaczynają ginąć kolejni ludzie.
RUDOWŁOSA PIĘKNOŚĆ I PIES
Cathy jest kobietą niezwykle piękną i do tego niezależną. Zawodowo zajmuje się wyceną majątku, dużo podróżuje wykonując różne zlecenia. Ma silną elektryzującą osobowość, jest pewna siebie, a zarazem bardzo delikatna i pełna wdzięku. Jest przyjaźnie nastawiona do otaczających ją ludzi i nowego miejsca, zachowuje się jakby zawsze tu mieszkała. Z drugiej strony cały czas jest czujna, rozgląda, obserwuje wszystko co dzieje się wokół. Trochę dziwne się wydaje, że damę z wielkiego miasta interesuje śmierć jakiegoś chłopa. Nie tylko to jest dziwne. Wkrótce okazuje się, że inni mieszkańcy też skrywa swoje własne tajemnice.
U boku rudowłosej piękności często można zobaczyć miejscowego szeryfa Jamesa Stuarda - mężczyznę bardzo konkretnej budowy i wzrostu, oczywiście kowbojsko przystojnego, który dba o spokój w tym małym miasteczku. W obecności Cathy, James zachowuje się bardzo szarmancko, widać też w jego zachowaniu lekkie zagubienie i nieśmiałość. Piękna niezależna kobieta z wielkiego miasta i prosty szeryf z małego miasteczka stanowią dobraną parę rodem z Archiwum X: badają tajemniczą śmierć miejscowego, z którą wiąże się sporo niewyjaśnionych zjawisk i zbiegów okoliczności, w tym okaleczanie bydła. Komiks pełen jest tajemnic, sama Cathy najwyraźniej nie jest tym, za kogo się podaje, miejscowi robią jakieś dziwne aluzje, a podejrzanie mroczny Indianin wciąż zerka na rudowłosą piękność.
Jest jeszcze jedna postać, która wyróżnia się na tle pozostałych – pies, który wabi się Napoleon. Po śmierci Spencera trafia pod opiekę szeryfa. Co w nim takiego wyjątkowego? Napoleon to uosobienie kundelkowatości: w każdej scenie jest zabawny, nieco głupiutki i aż za bardzo kochany. Nie grzeszy urodą, ale to niezwykle pocieszne stworzeni. No i wiadomo, że kobiety uwielbiają mężczyzn z psami ;)
PYŁ SPIJA ICH KRWAWE ŚLADY
W całej historii najbardziej dziwi to, że antagonista zostaje ujawniony już na dwunastej stronie, gdzie autor poprzez retrospekcję ukazuje śmierć stolarza Spencera. Potwór stoi przed jego domem w całej swojej mrocznej okazałości. Fakt takiego ujawnienia nie odziera go z tajemniczości, bo to, że wiemy jak wygląda, niewiele o nim samym mówi. Tajemnicza istota (lub istoty, bo tego do końca nie wiadomo) błąka się po bezkresnych lasach wokół miasteczka. Piękne jesienne liście spadają powoli z drzew na ziemię, gdzie pył spija krew brutalnie zmordowanych mieszkańców Providence. Antagonista jest milczącą bestią, wykonującą tylko sobie znany plan.
ANIELSKA JESIEŃ W ŚWIETLE DIABELSKIEGO KSIĘŻYCA
Providence to urocze, spokojne i przytulne miasteczko. Jego sielska malowniczość nie zapowiada koszmarnych wydarzeń, które już wkrótce mają się dokonać. Tam jednak, gdzie są sami pobożni mieszkańcy, kryje się najwięcej grzeszników. Czasem łatwo pomylić bramę do nieba, z bramą do piekła, w końcu każde drzwi otwierają się w dwie strony.
Akcja pierwszego tomu „Srebrnego księżyca nad Providence” toczy się u schyłku lata. Eric Herenguel oczarował mnie swoja wizją malowniczego początku jesieni, który eksploduje feerią ciepłych odcieni czerwieni, żółci i brązu. Słońce przebija się przez korony drzew, a wieczorem przytulny klimat tworzy kominek i lampy naftowe, prawdziwy urok małych miasteczek. Choć czasy jakieś takie niepewne, to okolica urzeka – jak Ania z Zielonego Wzgórza i Dr. Quinn razem wzięte. Providence to miejsce w którym chcielibyśmy się znaleźć: spokojne, oddalone od zgiełku miasta, rodzinne. Jak zawsze, jest także przerażająca strona sielskiej osady bowiem mieszkańcy Providence chcą wierzyć w Boga, ale o pomoc modlą się do Diabła.
Herenguel operując światłem i mgłą/dymem buduje przestrzeń świata przedstawionego. Dzięki temu nie czytelnik nie ma poczucia klaustrofobii wynikającej z tak małej społeczności, a wręcz odwrotnie – rozmyte kontury przedmiotów otwierają przestrzeń, ukazują jej ogrom, a zarazem uświadamiają, że wiele jest jeszcze ukryte i być może nigdy nie będzie ujawnione. Kolory są ostre, czyste, a ich wyrazistość jest łamana właśnie kontrastowym światłem. Ciemne barwy nie są przeszywająco mroczne lecz miękkie i ciepłe. Wiele elementów przedstawione jest bardzo realistycznie, choć niekoniecznie pieczołowicie. Słusznie można doszukiwać się inspiracji Herenguela nurtem prerafaelickim w sztuce. Kompozycja całości jest bowiem oparta na naturalizmie, a jednocześnie na religijnej moralności i mistycznych symbolach (tutaj akurat pojawiają się nawiązania do Lovecrafta oraz Zakonu Templariuszy). Widać to również w przedstawieniu świata zewnętrznego, natury, która zachowuje swoje pierwotne cechy.
DZIECI OTCHŁANI
Przez całą historię autor zachowuje pewne rzeczy w tajemnicy. Odsłania jej elementy powoli, tak by czytelnik mógł delektować się jej smakiem. Herenguel doskonale panuje nad akcją, potrafi również płynnie przejść z jednego nastroju do zupełnie innego. Schematy postaci są wzięte wprost z westernu: proste, charakterystyczne i przewidywane, ale to wcale nie przeszkadza. Herenguel tworzy filmowy miraż, któremu w pewnym momencie czytelnik ulega. Nagle przestajemy czytać komiks, a zaczynamy oglądać film. Na sam koniec, autor w tej kwestii puszcza do czytelnika oko. Ostatnia strona stanowi przemiły gest z jego strony. Taki element zawsze mi się podoba w komiksach japońskich, gdzie rysownik pisze lub maluje coś dla fanów, często nawet na marginesie całej historii.
„Srebrny księżyc na Providence. Dzieci otchłani” autorstwa Erica Herenguela jest historią grozy osadzoną w filmowych realiach westernowych. Kilka elementów horroru, jakie znajdują się w komiksie, stanowi doskonałe uzupełnienie całości. Przemocy jest niewiele, ale za to jej pojawienie się jest uzasadnione. W końcu groza nie może obejść się bez odrobiny konkretnej brutalności. Komiks przedstawia historię, która rozśmieszy, zaciekawi, sprawi, że damy się uwieść wiszącemu w powietrzu romansowi, poczujemy grozę i zostaniemy moralnie skarceni. Do tego nie brakuje w niej sympatycznych postaci, które polubimy. Po przeczytaniu tomu pierwszego, przeczuwam, że ta historia może mieć ukryte dno i jeszcze zaskoczy swoim zakończeniem.
Długich dni i zaczytanych nocy.
Zapraszam również do zerknięcia na recenzję książki na blogu: http://alicyawkrainieslow.blogspot.com/2015/02/r-anielska-jesien-w-swietle.html
Jeśli lubisz podążać za atramentowym królikiem odwiedź również profil FB "Alicya w Krainie Słów"
= Anielska jesień w świetle diabelskiego księżyca =
Jest rok 1880, do Providence, w stanie New Hampshire, przybywa młoda dama o płomiennych włosach. Panienka Gatling przyjechała aż z Waszyngtonu, by dokonać inwentaryzacji majątku zmarłego niedawno tutejszego stolarza. Na miejscu okazuje się, że zarówno w jego domu, jak i księgowości panuje totalny chaos, a taki stan rzeczy...
2014-12-21
2014-10-23
"BLER" – co dzieje się w duszy superbohatera? # 1-3
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego w Polsce nie ma superbohaterów rodem z marvelowskiego uniwersum? Może Polska to nie kraj dla superbohaterów? Tylko dlaczego, skoro u nas też są kradzieże, przemoc, niesprawiedliwość, wybuchają pożary. Potrzebujemy wyraźnych symboli sprawiedliwości. A jednak wpływanie na rzeczywistość nie jest tak proste jak pokazuje nam to Superman. Co dzieje się w duszy superbohatera, że postanawia on przestać nim być? Co jeśli moc sprawia, że dobro i zło przestają być wyraźne.
"Kiedy zabijałem drani. Wydawało mi się, że cel uświęca środki"
LEPSZA WERSJA ŻYCIA
Akcja pierwszego tomu komiksu rozpoczyna się w roku 1998. Młody sprzedawca książek wraca właśnie z podróży służbowej do domu. Jest późno i wyraźnie zbiera się na burzę, więc zatrzymuje się w pobliskim zajeździe na odpoczynek. Tam jego uwagę przykuwa piękna kobieta siedząca samotnie przy stoliku. Karci się za myśl nawiązania znajomości, bo jak twierdzi, jest przed wypłatą. Pogoda szybko ulega poprawie i po skończonym posiłku może ruszać dalej. Pośpiech sprawia jednak, że nie dociera on do Krakowa. Dochodzi do wypadku. Sarna wybiega na drogę. Mężczyzna nie jest w stanie zahamować i uderza w drzewo.
Tak rozpoczyna się historia Blera. Banalnie? Cóż, lepsze wersje życia najwyraźniej takie są - zwykłość zamienia się w niezwykłość w bardzo banalny sposób. Mężczyzna budzi się w szpitalu, jednak dziwnie się czuje: mimo iż ma bandaże na oczach, widzi otaczający go świat z niezwykłą dokładnością. Szybko pojawia się rudowłosa kobieta (mało wyglądająca na lekarza, czy pielęgniarkę) zapewniając go, że wszystko jest w porządku, to jedynie kwestia czasu aż jego stan ulegnie stabilizacji. Wyjaśnia mu, że miał wypadek, że nazywa się Bler i ma niezwykłe zdolności. Niestety w skutek wypadku stracił pamięć jednak ona pomoże mu ją odzyskać. Problem w tym, że mężczyzna nie za bardzo wierzy tajemniczej kobiecie. Zostaje postawiony jednak w sytuacji bez wyboru i musi podjąć działania zgodnie ze wskazówkami rudowłosej piękności.
Pierwszy tom pt. "Lepsza wersja życia" ukazuje moment przemiany zwykłego człowieka w superbohatera. Nie dzieje się to jednak w sposób nadprzyrodzony lecz w skutek działań pewnych osób. Następuje biologiczna ingerencja w ludzkie ciało, jego modyfikacja nieznanym dotąd elementem. Historia Blera zwiera wiele odniesień do klasycznych superbohaterów. Przemiana nie następuje z woli samego mężczyzny, zostaje on zmodyfikowany i wykorzystany (Wolverine). Całkowite uświadomienie sobie posiadanej mocy (rentgen, szybkość, zatrzymanie czasu, regeneracja, siła, wyostrzone zmysły) powoduje, że Bler postanawia wykorzystać je w dobrej wierze: ratuje ludzi z pożarów, udaremnia rabunki, wymierza sprawiedliwość (Superman). Są jednak tacy, którzy nie lubią, gdy ktoś wychodzi w ich pole działania. I tu pojawia się ekscentryczna Pani Komisarz wysyłająca za nim list gończy (Batman). Z początku Bler jest zagubiony, odtwarza jedynie już istniejące schematy. Jednak z czasem coś niepokojącego zaczyna się dziać w jego wnętrzu – Czy postępuje słusznie?
Panowanie nad swoimi mocami daje Blerowi poczucie potęgi. Zdaje sobie sprawę, że może wiele zmienić. Cała niesamowitość tego, kim się stał i jakie teraz życie prowadzi tak naprawdę nie oświeca go, lecz zaślepia. Wciąż bowiem są wokół niego ludzie, którzy nie dają mu czasu na zastanowienie się nad wszystkim coś się dzieje. Zaczyna jednak powoli nabierać podejrzeń, szczególnie w stosunku do Lidii, rudowłosej piękności. Nic ich specjalnie nie łączy, a on czuje, że mógłby pójść swoją drogą: Byłem w najlepszym momencie swojego superbohaterstwa. Wszystkie sprawy były na swoim miejscu, czułem, że mogę wszystko… Tylko Lidia do tego nie pasowała. Z każdym dniem nawet coraz bardziej. Tom drugi ukazuje Blera jako pewnego siebie, beztrosko patrzącego w przyszłość bohatera, który nie dostrzega, że jest na smyczy kogoś o wiele potężniejszego, niż Lidia. Wizyta w Krakowskich podziemiach będzie miała decydujące znaczenie, tam bowiem zobaczy po raz pierwszy Ideę.
W tomie drugim Bler w naturalny sposób kontynuuje swoje działania w służbie sprawiedliwości. Zostaje wyposażony nawet w komputer, który przewiduje przyszłe wydarzenia, tak by mógł im zapobiegać. I w taki oto sposób zostaje wrogiem publicznym numer jeden. Tak jak Batman miał komisarza Gordona, tak Bler ma swojego stróża prawa, który zrobi wszystko, by go złapać. Jako superbohater jest pewny swojej wyjątkowości i misji, dlatego spotkanie w podziemiach powoduje szok – wraca on do punktu wyjścia. Myślał, że wie kim się stał, że obrał dobrą misję, jednak wszystko okazało się kłamstwem, ideą niepochodzącą od niego samego. Odzyskanie świadomości pozwala mu zerwać się ze smyczy. Od teraz postanawia działać na własną rękę.
"Ostatni wyczyn" jest historią, w której Bler schodzi nieco na drugi plan. Dręczy go poczucie bezsensu swojej misji. Postanawia oddać się w ręce policji. Lidia umiera, choć w jej przypadku nie oznacza to końca, a dopiero początek. Jej działania ujawniają liczne fakty z przeszłość, w której pełno niespodzianek, nawet dla niej samej. Jedyną rzeczą, której teraz pragnie jest zemsta. Na scenę wydarzeń wkraczają nowe, tajemnicze osoby związane z tajnym projektem rządowym. Do tego coś czai się w krakowskich podziemiach, coś bardzo starego i wciąż głodnego.
KRAKOWSKIE PODZIEMIA PEŁNE IDEI
„Bler” nie jest komiksem tak prosty, jak po pierwszym tomie się wydaje. Przygody superbohatera najlepiej czytać w całości, od razu posiadając co najmniej trzy tomy, bo tylko wtedy widać wyraźnie historię jako całość. Zarówno wadą, jak i zaletą komiksu jest oparcie historii na niedopowiedzeniach. Jednych może mączyć ciągła enigmatyczność, innych pociągać. Z początku można się pogubić mnożących się pytaniach, jednak z czasem widać z jaką finezją owe niedopowiedzenia snują historie Blera. Wyjątkowość tej opowieści kryje się w kilku elementach: swojskim miejscu akcji, enigmatycznych bohaterach, tajemniczej fabule oraz w samej warstwie graficznej. Szłapa Osadził swojego superbohatera w polskich realiach doskonale zlewając ze sobą fantastyczność z rzeczywistością. Wszystko od początku jest dla czytelnika wiarygodne i prawdopodobne. Autor komiksu intryguje wskrzeszeniem dawnych legend, ale nie na zasadzie reanimacji, lecz próby budowania na ich historii, swoich własnych opowieści. Smok wawelski nie budzi już specjalnie zainteresowania. Szłapa pokazuje, że czasem trzeba wejść głębiej w pieczarę zła, żeby odkryć prawdę. Intrygujący wydaje się również motyw sowieckich eksperymentów w czasach komunistycznych. Cóż, jaki komunizm takie eksperymenty, więc nie mogło się udać. Jednak echa tamtych wydarzeń są nadal tak sile, że wpływają na teraźniejszość.
Szłapa zadaje czytelnikowi pytanie: niby dlaczego Polska nie miałaby mieć swojego superbohatera? Tworzy więc superbohatera i sięga na początek po proste schematy z nimi związane. Dopiero czasem Bler zyskuje indywidualność. Nie zawsze poczuwa się do pomocy innym, nie obarcza się bezwzględna służba ludzkości tylko i wyłącznie przez to, że stał się kimś wyjątkowym. Robi to, ale czuje, że to nigdzie go nie zaprowadzi. Przecież nie jest Supermanem, czy Sipdermanem bo oni nie istnieją, a on tak. Stanowi ewenement i zdaje sobie sprawę, że nie koniecznie oznacza to coś dobrego. Końcowa scena trzeciego tomu pokazuje, że sam Bler nagle przestaje na siebie patrzeć, jak na kogoś wyjątkowego, kto czyni dobro. Spotyka kobietę, którą uratował podczas napadu na bank, a ona mówi do niego: "Pamiętam Cię! Napad na bank... Byłeś tam wtedy i nas uratowałeś! Ale ciebie nie ma, rozumiesz? Superbohaterowie nie istnieją!" W tej historii nie do końca jasno można odróżnić stronę dobrą, od strony złej. Postacie są niejednoznaczne. Wszystko jawi się jako niespójne i wynika z wielu niewiadomych oraz licznych powrotów do przeszłości, od której tak naprawdę nie da się uwolnić. Czy Bler otrzymał dar lepszego życia? Wydaje się, że nie, bo początkowa euforia siły i możliwości, ustępuje miejsca zagubieniu oraz bezradności wobec ogromu niewiadomych a świadomości tego, że możliwość wpływania na rzeczywistość, tak naprawdę niczego nie zmienia, staje się druzgocąca. W komiksie dominuje atmosfera ukrycia. Wydarzenia dzieją się tuż obok zwykłego życia przeciętnych ludzi. Jednak to tylko powierzchnia na której widać superbohatera, wszystko co złe, mroczne i nieludzkie pozostaje w ukryciu. Szłapa nie chce byśmy śledzili losy superbohatera, chce abyśmy weszli do jego głowy.
KADR MIĘKKI NICZYM ROZPŁYWAJĄCA SIĘ MGŁA
Graficznie „Bler” w tomach 1-3 utrzymany jest w tej samej konwencji miękkich, rozmazanych obrazów, z wybijającą się nieregularną czarną kreską i silnym cieniowaniem. Zabieg taki tworzy wrażenie „brudnych” obrazów, które płynnie przechodzą z jednego wydarzenia do kolejnego. Panuje uczucie mroku, ukradkowości wydarzeń przysłoniętych przed oczami wszystkich. Momentami dech zapiera zachwycające kadrowanie. Niektórym rozwiązaniom przyglądałam się kilka razy, zanim dalej kontynuowałam czytanie. Elementy tła nie są wyraźne, tym co zawsze dominuje w kadrze są postaci. W tomie trzecim ulega wyostrzeniu twarz bohatera, staje się bardziej wyraźna, nie jest już rozmazana lub spowita cieniem. „Bler” 1-3 powstaje od roku 2010 do 2012 i w tym czasie wiele zmienia się w stylu samego rysownika, co widać w kolejnych tomach. Początkowo wszystko jest mało określone, jakby bez kształtu i formy, której ostatecznie wydawał się dla tej historii szukać artysta. W kolejnych tomach widać różnice w kompozycji plansz, rozplanowaniu scen i w samych dialogach.
NIE-ZWYKŁA HISTORIA
"Bler” nie jest zwykłym komiksem o superbohaterze, choć początkowo tak wygląda. Bardziej bowiem skupia się na tym co dzieje się wewnątrz psychiki, niż na akcji. Bler cały czas odkrywa siebie, ma wątpliwości co do swojego pochodzenia i przeszłości, próbuje odnaleźć się w nowej roli. Zaczął wiedzieć świat z innej perspektywy, takiej która nie do końca umożliwia odróżnienie dobra od zła. Pewne pojęcia, zachowania i oceny stają się niejednoznaczne. Zmaga się sam ze swoim sumieniem. Nie jest pewny czy pomagając słabszym, czyni dobrze. Czy można skazać kogoś za coś, czego jeszcze nie zrobił, mimo iż jest się pewnym jego winy? Tak naprawdę Bler jest bohaterem samotnym, choć nie opuszczonym, bo wciąż otaczają go ludzie, jednak on nie jest pewny ich intencji. Jego najbardziej znaczące wypowiedzi są monologami, które recytuje w myślach. Brakuje mu kogoś, z kim mógłby omówić swoje wątpliwości, komu mógłby zaufać. Szłapa tworzy komiks opowiadający o niejednoznaczności supermocy, o tym jaka jest cena za próby zmiany rzeczywistości.
„Bler” jest komiksem specyficznym i trochę przypomina mi „Unicestwienie” J. VanderMeera, gdzie jedne pytania rodzą kolejne. Tak więc to historia dla wytrwałych, lubiących tajemnicę czytelników, którzy chętnie zagłębią się w coś, co do końca może być niezrozumiałe i niejednoznaczne. Komiks nie jest jednolity, bo wciąż się rozwija i dlatego nie koniecznie trafi do każdego, jednak jeśli ktoś się zakocha, to na zabój.
Długich dni i zaczytanych nocy,
Alicya Rivard
Lubisz podążać za atramentowym królikiem? Chodź do Krainy Słów: www.alicyawkrainieslow.blogspot.com
"BLER" – co dzieje się w duszy superbohatera? # 1-3
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego w Polsce nie ma superbohaterów rodem z marvelowskiego uniwersum? Może Polska to nie kraj dla superbohaterów? Tylko dlaczego, skoro u nas też są kradzieże, przemoc, niesprawiedliwość, wybuchają pożary. Potrzebujemy wyraźnych symboli sprawiedliwości. A jednak wpływanie na rzeczywistość...
2014-10-23
"BLER" – co dzieje się w duszy superbohatera? # 1-3
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego w Polsce nie ma superbohaterów rodem z marvelowskiego uniwersum? Może Polska to nie kraj dla superbohaterów? Tylko dlaczego, skoro u nas też są kradzieże, przemoc, niesprawiedliwość, wybuchają pożary. Potrzebujemy wyraźnych symboli sprawiedliwości. A jednak wpływanie na rzeczywistość nie jest tak proste jak pokazuje nam to Superman. Co dzieje się w duszy superbohatera, że postanawia on przestać nim być? Co jeśli moc sprawia, że dobro i zło przestają być wyraźne.
"Kiedy zabijałem drani. Wydawało mi się, że cel uświęca środki"
LEPSZA WERSJA ŻYCIA
Akcja pierwszego tomu komiksu rozpoczyna się w roku 1998. Młody sprzedawca książek wraca właśnie z podróży służbowej do domu. Jest późno i wyraźnie zbiera się na burzę, więc zatrzymuje się w pobliskim zajeździe na odpoczynek. Tam jego uwagę przykuwa piękna kobieta siedząca samotnie przy stoliku. Karci się za myśl nawiązania znajomości, bo jak twierdzi, jest przed wypłatą. Pogoda szybko ulega poprawie i po skończonym posiłku może ruszać dalej. Pośpiech sprawia jednak, że nie dociera on do Krakowa. Dochodzi do wypadku. Sarna wybiega na drogę. Mężczyzna nie jest w stanie zahamować i uderza w drzewo.
Tak rozpoczyna się historia Blera. Banalnie? Cóż, lepsze wersje życia najwyraźniej takie są - zwykłość zamienia się w niezwykłość w bardzo banalny sposób. Mężczyzna budzi się w szpitalu, jednak dziwnie się czuje: mimo iż ma bandaże na oczach, widzi otaczający go świat z niezwykłą dokładnością. Szybko pojawia się rudowłosa kobieta (mało wyglądająca na lekarza, czy pielęgniarkę) zapewniając go, że wszystko jest w porządku, to jedynie kwestia czasu aż jego stan ulegnie stabilizacji. Wyjaśnia mu, że miał wypadek, że nazywa się Bler i ma niezwykłe zdolności. Niestety w skutek wypadku stracił pamięć jednak ona pomoże mu ją odzyskać. Problem w tym, że mężczyzna nie za bardzo wierzy tajemniczej kobiecie. Zostaje postawiony jednak w sytuacji bez wyboru i musi podjąć działania zgodnie ze wskazówkami rudowłosej piękności.
Pierwszy tom pt. "Lepsza wersja życia" ukazuje moment przemiany zwykłego człowieka w superbohatera. Nie dzieje się to jednak w sposób nadprzyrodzony lecz w skutek działań pewnych osób. Następuje biologiczna ingerencja w ludzkie ciało, jego modyfikacja nieznanym dotąd elementem. Historia Blera zwiera wiele odniesień do klasycznych superbohaterów. Przemiana nie następuje z woli samego mężczyzny, zostaje on zmodyfikowany i wykorzystany (Wolverine). Całkowite uświadomienie sobie posiadanej mocy (rentgen, szybkość, zatrzymanie czasu, regeneracja, siła, wyostrzone zmysły) powoduje, że Bler postanawia wykorzystać je w dobrej wierze: ratuje ludzi z pożarów, udaremnia rabunki, wymierza sprawiedliwość (Superman). Są jednak tacy, którzy nie lubią, gdy ktoś wychodzi w ich pole działania. I tu pojawia się ekscentryczna Pani Komisarz wysyłająca za nim list gończy (Batman). Z początku Bler jest zagubiony, odtwarza jedynie już istniejące schematy. Jednak z czasem coś niepokojącego zaczyna się dziać w jego wnętrzu – Czy postępuje słusznie?
Panowanie nad swoimi mocami daje Blerowi poczucie potęgi. Zdaje sobie sprawę, że może wiele zmienić. Cała niesamowitość tego, kim się stał i jakie teraz życie prowadzi tak naprawdę nie oświeca go, lecz zaślepia. Wciąż bowiem są wokół niego ludzie, którzy nie dają mu czasu na zastanowienie się nad wszystkim coś się dzieje. Zaczyna jednak powoli nabierać podejrzeń, szczególnie w stosunku do Lidii, rudowłosej piękności. Nic ich specjalnie nie łączy, a on czuje, że mógłby pójść swoją drogą: Byłem w najlepszym momencie swojego superbohaterstwa. Wszystkie sprawy były na swoim miejscu, czułem, że mogę wszystko… Tylko Lidia do tego nie pasowała. Z każdym dniem nawet coraz bardziej. Tom drugi ukazuje Blera jako pewnego siebie, beztrosko patrzącego w przyszłość bohatera, który nie dostrzega, że jest na smyczy kogoś o wiele potężniejszego, niż Lidia. Wizyta w Krakowskich podziemiach będzie miała decydujące znaczenie, tam bowiem zobaczy po raz pierwszy Ideę.
W tomie drugim Bler w naturalny sposób kontynuuje swoje działania w służbie sprawiedliwości. Zostaje wyposażony nawet w komputer, który przewiduje przyszłe wydarzenia, tak by mógł im zapobiegać. I w taki oto sposób zostaje wrogiem publicznym numer jeden. Tak jak Batman miał komisarza Gordona, tak Bler ma swojego stróża prawa, który zrobi wszystko, by go złapać. Jako superbohater jest pewny swojej wyjątkowości i misji, dlatego spotkanie w podziemiach powoduje szok – wraca on do punktu wyjścia. Myślał, że wie kim się stał, że obrał dobrą misję, jednak wszystko okazało się kłamstwem, ideą niepochodzącą od niego samego. Odzyskanie świadomości pozwala mu zerwać się ze smyczy. Od teraz postanawia działać na własną rękę.
"Ostatni wyczyn" jest historią, w której Bler schodzi nieco na drugi plan. Dręczy go poczucie bezsensu swojej misji. Postanawia oddać się w ręce policji. Lidia umiera, choć w jej przypadku nie oznacza to końca, a dopiero początek. Jej działania ujawniają liczne fakty z przeszłość, w której pełno niespodzianek, nawet dla niej samej. Jedyną rzeczą, której teraz pragnie jest zemsta. Na scenę wydarzeń wkraczają nowe, tajemnicze osoby związane z tajnym projektem rządowym. Do tego coś czai się w krakowskich podziemiach, coś bardzo starego i wciąż głodnego.
KRAKOWSKIE PODZIEMIA PEŁNE IDEI
„Bler” nie jest komiksem tak prosty, jak po pierwszym tomie się wydaje. Przygody superbohatera najlepiej czytać w całości, od razu posiadając co najmniej trzy tomy, bo tylko wtedy widać wyraźnie historię jako całość. Zarówno wadą, jak i zaletą komiksu jest oparcie historii na niedopowiedzeniach. Jednych może mączyć ciągła enigmatyczność, innych pociągać. Z początku można się pogubić mnożących się pytaniach, jednak z czasem widać z jaką finezją owe niedopowiedzenia snują historie Blera. Wyjątkowość tej opowieści kryje się w kilku elementach: swojskim miejscu akcji, enigmatycznych bohaterach, tajemniczej fabule oraz w samej warstwie graficznej. Szłapa Osadził swojego superbohatera w polskich realiach doskonale zlewając ze sobą fantastyczność z rzeczywistością. Wszystko od początku jest dla czytelnika wiarygodne i prawdopodobne. Autor komiksu intryguje wskrzeszeniem dawnych legend, ale nie na zasadzie reanimacji, lecz próby budowania na ich historii, swoich własnych opowieści. Smok wawelski nie budzi już specjalnie zainteresowania. Szłapa pokazuje, że czasem trzeba wejść głębiej w pieczarę zła, żeby odkryć prawdę. Intrygujący wydaje się również motyw sowieckich eksperymentów w czasach komunistycznych. Cóż, jaki komunizm takie eksperymenty, więc nie mogło się udać. Jednak echa tamtych wydarzeń są nadal tak sile, że wpływają na teraźniejszość.
Szłapa zadaje czytelnikowi pytanie: niby dlaczego Polska nie miałaby mieć swojego superbohatera? Tworzy więc superbohatera i sięga na początek po proste schematy z nimi związane. Dopiero czasem Bler zyskuje indywidualność. Nie zawsze poczuwa się do pomocy innym, nie obarcza się bezwzględna służba ludzkości tylko i wyłącznie przez to, że stał się kimś wyjątkowym. Robi to, ale czuje, że to nigdzie go nie zaprowadzi. Przecież nie jest Supermanem, czy Sipdermanem bo oni nie istnieją, a on tak. Stanowi ewenement i zdaje sobie sprawę, że nie koniecznie oznacza to coś dobrego. Końcowa scena trzeciego tomu pokazuje, że sam Bler nagle przestaje na siebie patrzeć, jak na kogoś wyjątkowego, kto czyni dobro. Spotyka kobietę, którą uratował podczas napadu na bank, a ona mówi do niego: "Pamiętam Cię! Napad na bank... Byłeś tam wtedy i nas uratowałeś! Ale ciebie nie ma, rozumiesz? Superbohaterowie nie istnieją!" W tej historii nie do końca jasno można odróżnić stronę dobrą, od strony złej. Postacie są niejednoznaczne. Wszystko jawi się jako niespójne i wynika z wielu niewiadomych oraz licznych powrotów do przeszłości, od której tak naprawdę nie da się uwolnić. Czy Bler otrzymał dar lepszego życia? Wydaje się, że nie, bo początkowa euforia siły i możliwości, ustępuje miejsca zagubieniu oraz bezradności wobec ogromu niewiadomych a świadomości tego, że możliwość wpływania na rzeczywistość, tak naprawdę niczego nie zmienia, staje się druzgocąca. W komiksie dominuje atmosfera ukrycia. Wydarzenia dzieją się tuż obok zwykłego życia przeciętnych ludzi. Jednak to tylko powierzchnia na której widać superbohatera, wszystko co złe, mroczne i nieludzkie pozostaje w ukryciu. Szłapa nie chce byśmy śledzili losy superbohatera, chce abyśmy weszli do jego głowy.
KADR MIĘKKI NICZYM ROZPŁYWAJĄCA SIĘ MGŁA
Graficznie „Bler” w tomach 1-3 utrzymany jest w tej samej konwencji miękkich, rozmazanych obrazów, z wybijającą się nieregularną czarną kreską i silnym cieniowaniem. Zabieg taki tworzy wrażenie „brudnych” obrazów, które płynnie przechodzą z jednego wydarzenia do kolejnego. Panuje uczucie mroku, ukradkowości wydarzeń przysłoniętych przed oczami wszystkich. Momentami dech zapiera zachwycające kadrowanie. Niektórym rozwiązaniom przyglądałam się kilka razy, zanim dalej kontynuowałam czytanie. Elementy tła nie są wyraźne, tym co zawsze dominuje w kadrze są postaci. W tomie trzecim ulega wyostrzeniu twarz bohatera, staje się bardziej wyraźna, nie jest już rozmazana lub spowita cieniem. „Bler” 1-3 powstaje od roku 2010 do 2012 i w tym czasie wiele zmienia się w stylu samego rysownika, co widać w kolejnych tomach. Początkowo wszystko jest mało określone, jakby bez kształtu i formy, której ostatecznie wydawał się dla tej historii szukać artysta. W kolejnych tomach widać różnice w kompozycji plansz, rozplanowaniu scen i w samych dialogach.
NIE-ZWYKŁA HISTORIA
"Bler” nie jest zwykłym komiksem o superbohaterze, choć początkowo tak wygląda. Bardziej bowiem skupia się na tym co dzieje się wewnątrz psychiki, niż na akcji. Bler cały czas odkrywa siebie, ma wątpliwości co do swojego pochodzenia i przeszłości, próbuje odnaleźć się w nowej roli. Zaczął wiedzieć świat z innej perspektywy, takiej która nie do końca umożliwia odróżnienie dobra od zła. Pewne pojęcia, zachowania i oceny stają się niejednoznaczne. Zmaga się sam ze swoim sumieniem. Nie jest pewny czy pomagając słabszym, czyni dobrze. Czy można skazać kogoś za coś, czego jeszcze nie zrobił, mimo iż jest się pewnym jego winy? Tak naprawdę Bler jest bohaterem samotnym, choć nie opuszczonym, bo wciąż otaczają go ludzie, jednak on nie jest pewny ich intencji. Jego najbardziej znaczące wypowiedzi są monologami, które recytuje w myślach. Brakuje mu kogoś, z kim mógłby omówić swoje wątpliwości, komu mógłby zaufać. Szłapa tworzy komiks opowiadający o niejednoznaczności supermocy, o tym jaka jest cena za próby zmiany rzeczywistości.
„Bler” jest komiksem specyficznym i trochę przypomina mi „Unicestwienie” J. VanderMeera, gdzie jedne pytania rodzą kolejne. Tak więc to historia dla wytrwałych, lubiących tajemnicę czytelników, którzy chętnie zagłębią się w coś, co do końca może być niezrozumiałe i niejednoznaczne. Komiks nie jest jednolity, bo wciąż się rozwija i dlatego nie koniecznie trafi do każdego, jednak jeśli ktoś się zakocha, to na zabój.
Długich dni i zaczytanych nocy,
Alicya Rivard
Lubisz podążać za atramentowym królikiem? Chodź do Krainy Słów: www.alicyawkrainieslow.blogspot.com
"BLER" – co dzieje się w duszy superbohatera? # 1-3
Zastanawialiście się kiedyś dlaczego w Polsce nie ma superbohaterów rodem z marvelowskiego uniwersum? Może Polska to nie kraj dla superbohaterów? Tylko dlaczego, skoro u nas też są kradzieże, przemoc, niesprawiedliwość, wybuchają pożary. Potrzebujemy wyraźnych symboli sprawiedliwości. A jednak wpływanie na rzeczywistość...
CHCĘ WIERZYĆ W WIELKI POWRÓT
Wydawnictwo SQN wypuściło na rynek oficjalną kontynuację kultowego serialu. Po wydarzeniach z ostatnich odcinków Mulder i Scully odchodzą z FBI. Dzięki nowej tożsamości ich życie toczy się spokojnym torem. Dana została lekarzem w renomowanej klinice, w końcu nie mogłaby przestać pomagać ludziom. Fox zadomowił się na dobre i siedząc przed maszyną do pisania, postanowił zabrać swoje wspomnienia w wyjątkowe świadectwo prawdy. Na początku mamy więc zwykłą lekarkę oraz pisarza żyjących na przedmieściach. Niestety nie dane jest im zbyt długo zachować sielankę normalności. Wkrótce w ich życiu ponownie pojawia się Skinner z niezwykle istotną informacją – ktoś zinfiltrował akta FBI i wszedł w posiadanie pewnych informacji, które tylko z pozoru wydają się mało istotne…
Komiks rozpoczyna się bardzo niewinnie, tym silniejszy jest szok, jakiego doznaje czytelnik po kilku stronach. Dana Scully, która przybrała fikcyjne nazwisko Blake, bada przypadek chorej dziewczynki o imieniu Emily. Tuż po pobraniu krwi małej pacjentki, pojawia się u niej Skinner. Tymczasem Fox zmierza do swojego domu na przedmieściach, gdzie czeka już na niego stary znajomy z FBI. Od tego momentu wszystko ulega zmianie. Nie minie doba, jak Scully zostanie postrzelona i porwana przez zakapturzone istoty. Okazuje się, że spokój, bezpieczeństwo i normalność są w życiu tej dwójki agentów jak bańka mydlana, której nieuchronnym losem jest pęknąć. Zaskakująco szybko mrok przeszłości powraca do ich życia.
Minęło jedenaście lat (a w przypadku polskiej edycji trzynaście) od emisji ostatniego odcinka serialu „Z Archiwum X”. Nie umiem zliczyć ile razy wracałam do niektórych odcinków, takich naprawdę ulubionych. Jestem również dumna z kolekcji książek, której pierwszy tom dostałam jako nagrodę w podstawówce. Piękne czasy i piękne wspomnienia. Serial miał swoje wzloty i upadki, ale zawsze miał również wiernych fanów, którzy mimo upływu czasu, nie zapomnieli, co tak bardzo fascynowało w „The X-Files” – tajemnica, spiski, zagmatwana fabuła, paranormalne zjawiska, nadprzyrodzone istoty, obce cywilizacje, dramatyczne wybory, poświęcenie, pasja, wiara. Nie da się opisać, jak wielki niedosyt pozostawił ostatni odcinek serialu. I to niedowierzanie, bo jeszcze tak wiele można było opowiedzieć. No więc mamy to, o co prosiliśmy, jednak nasze sumienia nie będą przez to czyste, bo skazaliśmy Muldera i Scully na powrót do mrocznej przeszłości, o której tak bardzo chcieli zapomnieć.
THE X FILES VOL. 1
Scenariusz do 10 serii Archiwum X napisał Joe Harris pod czujnym okiem Chrisa Cartera, którego obecność daje odbiorcy poczucie autentyczności. Nowa seria za postulat stawia sobie powrót do korzeni. Historia rozpoczyna się więc tam, gdzie kończy serial, jednak nie stara się stworzyć idealnego połączenia, gdyż chyba tak się nie da zrobić. Po prostu zastajemy Scully i Muldera z czystym kontem, na zasłużonym odpoczynku. Autor nie silił się na pewne wyjaśnienia. Taki początek można nawet potraktować jako cofnięcie się do sezonu 6 i próbę zapomnienia o kolejnych (w tym przedziwnych franczyzach filmowych). Oboje agenci, Mulder i Scully, są tacy sami jak w serialu, choć wierny fan szybko zauważy, że coś się w nich zmieniło i to właśnie bardzo tutaj intryguje. W końcu nikt nie oczekiwał, że będą oni zawsze tacy sami.
Pod względem graficzny komiks jest dopracowany - poszczególne elementy składają się na całokształt klimatu opowieści. Rysunki bohaterów dobrze oddają cechy charakterystyczne serialowych pierwowzorów, jednak już ci drugoplanowi są mniej wyraziści. Podobnie jak świat zewnętrzny, który jawi się nieco surowy (niektóre kadry są niemal puste). Owa asceza, doskonale podkreśla chłód bijący od całej historii, jej dramatyczność. W tworzeniu kadrów Michael Walsh postawił na dynamikę i liczne zbliżenia - zawsze punktem centralnym jest bohater. Postanowił skupić się tylko na Scully i Mulderze, a wszystko poza nim pozostawić niedopowiedziane. Kolorystyka, nadana przez Jordi Bellaire, oddaje ton całej historii: jest mroczna, szara i pełna cieni.
W Polsce komiks został wydany przez Sine Qua Non, które zdecydowało się na wydanie zbiorcze. Oznacza to, że pięć pierwszych zeszytów stanowi jedną całość. Dodatkowo komiks został dopieszczony pod względem samej oprawy - twarda okładka ze wzmocnionym grzbietem. Na końcu komiksu znajduje się galeria rysunków, czyli kolejne dziewięć stron Muldera i Scully w bardzo różnych odsłonach. Do pierwszego tomu dołączony także słynny plakat „I want to belive”, który świetnie będzie wyglądać na ścianie każdego wielbiciela serii. Podsumowując - jest to wydanie warte swojej ceny, która wcale nie jest tak wysoka, powtórzę: twarda oprawa, pięć zeszytów i plakat. Wedle przewidywań cała seria miałaby ukazać się w 5 tomach. Pojawienie się „Z Archiwum X” serii 10 wiąże się również z planami powrotu serialu na ekrany telewizyjne.
PERFEKCYJNIE NOSTALGICZNA PODRÓŻ
Trzeba to głośno powiedzieć, że komiks jest w stanie sprostać oczekiwaniom fanów serii. To miał być wielki powrót i takim też właśnie się okazał. Nie zatracił atmosfery serialowej, wrócił do pierwotnych motywów, jest więc mrocznie i paranormalnie, są spiski, konspiracje, tajemnice oraz oczywiście kosmici ze swoją skomplikowaną mitologią. W komiksie postanowiono nawet wprowadzić serialową formę narracji oraz uprzedzania akcji. Każdy zeszyt rozpoczyna się od ukazania czegoś, co potem wydarzy się w dalszej części, a co jest na tyle niesamowite, że po wyjściu z szoku natychmiast zaczyna się zachłannie czytać dalej. Akcja jest więc bardzo dynamiczna, wciągająca czytelnika w wir zaskakujących wydarzeń (i zmartwychwstań) – tutaj bierze się tylko ostre zakręty. Została pozbawiona wątków pobocznych, dlatego wszystko dzieje się niezwykle szybko, praktycznie nie ma czasu żeby nad czymkolwiek się zastanowić. Wróciły również nieobecne od dawna postacie, a w raz z nimi parę spraw się skomplikowało. Mulder i Scully zostają wrzuceni w wir brawurowych pościgów oraz ucieczek. Znów nie można ufać nikomu.
„Z Archiwum X. Wyznawcy” to godna kontynuacja serialu. Wraz z komiksem powraca wszystko to, co kochało się w serialu: klimat, forma, postaci. Widać w niej duży potencjał. Niestety nie jest to pozycja dla osób nie znających serii, bowiem z takiej perspektywy, wszystko co przeczytają w „Wyznawcach”, będzie dla nich bezsensowne. To propozycja głównie dla fanów, tylko oni są wstanie docenić to, co zostało zawarte w historii. Oni bowiem wiernie czekali odświeżając co jakiś czas serial, by być gotowym na dalsze losy Scully i Muldera. W końcu, dopóki się żyje, należy szukać prawdy – The Truth is Out There. „Z Archiwum X. Wyznawcy” to perfekcyjnie nostalgiczna podróż, która pobudza apetyt na więcej.
Długich dni i zaczytanych nocy.
Alicya Rivard
Jeśli lubicie czytać, podążajcie za atramentowym królikiem... http://alicyawkrainieslow.blogspot.com/
CHCĘ WIERZYĆ W WIELKI POWRÓT
więcej Pokaż mimo toWydawnictwo SQN wypuściło na rynek oficjalną kontynuację kultowego serialu. Po wydarzeniach z ostatnich odcinków Mulder i Scully odchodzą z FBI. Dzięki nowej tożsamości ich życie toczy się spokojnym torem. Dana została lekarzem w renomowanej klinice, w końcu nie mogłaby przestać pomagać ludziom. Fox zadomowił się na dobre i siedząc przed...