rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Dzięki lekturze tej książki przeżyłam swoiste muzyczne katharsis w czasach pandemii i wszechobecnego lęku. Odkąd tylko sięgam pamięcią, piosenki zawsze mi towarzyszyły. “Powietrze, którym oddychasz” łączy wszystko to, co kocham w książkach - literaturę piękną z elementami historycznymi i baśniowości, piękną narrację liryczną oraz muzykę, która gra w fabule pierwsze skrzypce.

Dzięki lekturze tej książki przeżyłam swoiste muzyczne katharsis w czasach pandemii i wszechobecnego lęku. Odkąd tylko sięgam pamięcią, piosenki zawsze mi towarzyszyły. “Powietrze, którym oddychasz” łączy wszystko to, co kocham w książkach - literaturę piękną z elementami historycznymi i baśniowości, piękną narrację liryczną oraz muzykę, która gra w fabule pierwsze skrzypce.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Pszczelarz z Aleppo” uczy nas szacunku do życia, szacunku do człowieka, szacunku do domu. Otwiera nas na docenienie piękna natury i te najważniejsze emocje, które są silniejsze niż wojna.

Tak, jak pasieka, która po spaleniu jest niczym zniszczony dom po wybuchu i nie ma tam już oznak życia, może odżyć, kiedy powrócą tam pszczoły. To przepiękna symbolika powrotu człowieka do normalności po każdym złym okresie w życiu, po załamaniu, wojnie i innych tragediach.

Każda pustka może wypełnić się śmiechem i ponownie zapachem kardamonu, jaśminu i miodu. Zawsze mogą powrócić pszczoły.

Sięgnijcie po książkę Christi Lefreti i przeżyjcie te wszystkie emocje, czasem piękne, czasem bolesne, ale w sumie pozwalające docenić to co mamy.

„Pszczelarz z Aleppo” uczy nas szacunku do życia, szacunku do człowieka, szacunku do domu. Otwiera nas na docenienie piękna natury i te najważniejsze emocje, które są silniejsze niż wojna.

Tak, jak pasieka, która po spaleniu jest niczym zniszczony dom po wybuchu i nie ma tam już oznak życia, może odżyć, kiedy powrócą tam pszczoły. To przepiękna symbolika powrotu człowieka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myliłam się. Myliłam się, że wzięłam do ręki typowy ogrodniczy poradnik do ręki. Nic bardziej mylnego. Już po kilku kartkach zatraciłam się w lirycznym sposobie opisywania cudów przyrodniczych, które dzieją się tuż pod naszymi nosami. 

Przeczytałam niecodzienny poradnik, który w wyjątkowy sposób opisuje, jak opiekować się roślinami i wykorzystywać ich zbawienny wpływ. Od razu uprzedzę, że nie trzeba mieć  hektarów ziemi by urządzić swój wymarzony ogród. Już sam zielony parapet w bloku pomoże nam odkryć swoją nową pasję. Bo wiecie - nie chodzi o ilość, ale o jakość. 


Dan Person odkryje przed nami wiele praktycznych wskazówek oraz pokaże jak zaraźliwy może być jego ogrodniczy entuzjazm i sposób, w jaki patrzy na rośliny.

Jak sugeruje sam tytuł, książka opisuje całe 12 miesięcy prac ogrodniczych. Każdy rozdział obfituje w dużą merytorykę i porady. Nawet zimą trzeba zadbać o wiele w ogrodzie. Bardzo do serca przypadła mi opisana przez Persona “idea spontaniczności”. Tutaj nie uchylę rąbka tajemnicy - sami odkryjcie, o co chodzi. Również zakochałam się w licznych plastycznych opisach poszczególnych etapów rozwoju ogrodu - moim zdaniem są cudownie liryczne. 

Wiadomą rzeczą jest, że nie można oceniać książki po okładce, ale sama szata graficzna jest niezwykłym estetycznym przeżyciem. Uczta dla oczu!

Polecam tę książkę każdemu bez wyjątku. Zwłaszcza teraz - na wiosnę. Czuję, że wiele osób po lekturze książki Dana Persona zasieje chociaż w jednej doniczce jakąś roślinkę. Ostrzegam, od tego się zaczyna pasja. :)

Myliłam się. Myliłam się, że wzięłam do ręki typowy ogrodniczy poradnik do ręki. Nic bardziej mylnego. Już po kilku kartkach zatraciłam się w lirycznym sposobie opisywania cudów przyrodniczych, które dzieją się tuż pod naszymi nosami. 

Przeczytałam niecodzienny poradnik, który w wyjątkowy sposób opisuje, jak opiekować się roślinami i wykorzystywać ich zbawienny wpływ. Od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę zaczęłam czytać tydzień temu i… nie dość, że przeczytałam już ją od deski do deski to już zdążyłam zrobić kilka domowej roboty kosmetyków!

Książka Kasi Wągrowskiej w prosty i życiowy sposób przedstawia gotową instrukcję, jak wdrożyć zero waste do swoich czterech ścian. Znajdziemy tu wiele śmiesznych historii z życia autorki, ale nie tylko. Spisane są przede wszystkim sprawdzone przez autorkę receptury na kosmetyki (min. kremy, balsamy do ust), domowe środki myjące (np. przepisy na naturalne pasty do zębów, mydła, proszki do prania), kulinarne przepisy (jogurt, mąki, makarony, granole) oraz wywiady z osobami, które na co dzień praktykują zero waste.

Mówiąc krótko – to kompleksowy przewodnik po zero waste. Podręcznik dla tych, którzy rozpoczynają swoją przygodę z ograniczaniem odpadów oraz przydatna lektura dla tych bardziej zaawansowanych bezśmieciowców. Cieszę się, że dostałam do recenzji tę książkę. Jest nie tylko mega inspirująca i praktyczna, ale to jedna z tych książek, które warto mieć na półce i co jakiś czas do niej wracać – zaznaczać wybrane miejsca zakładkami, robić notatki na marginesach, podkreślać ważne fragmenty.

Książkę zaczęłam czytać tydzień temu i… nie dość, że przeczytałam już ją od deski do deski to już zdążyłam zrobić kilka domowej roboty kosmetyków!

Książka Kasi Wągrowskiej w prosty i życiowy sposób przedstawia gotową instrukcję, jak wdrożyć zero waste do swoich czterech ścian. Znajdziemy tu wiele śmiesznych historii z życia autorki, ale nie tylko. Spisane są przede...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mentalnie byłam przygotowana na wątki natury paranormalnej, śmierci oraz życia pozagrobowego. Niemniej, połączenie dwóch stref sacrum i profanum zawsze wywołuje we mnie poczucie zszokowania. Powiem krótko – jeśli ktoś jest fanem takich historii popartych naukowymi faktami, to przeczyta tę książkę jednym tchem.

“Serce świadomości” opowiada o szanowanym neurochirurgu, który reprezentuje twarde postawy racjonalizmu i sceptycyzmu, zmienia diametralnie swój światopogląd pod wpływem dramatycznych wydarzeń w swoim życiu. Doktor opisuje dokładnie swoje przeżycia podczas tygodniowej śpiączki i to, co dzięki niej doświadczył. Słynny neurochirurg, z dnia na dzień, z roli lekarza staje się pacjentem swoich kolegów. Wiele jest tutaj opisanych kuriozalnych życiowych zakrętów głównego bohatera.

Wybudzenie było cudem. Eben nie chcąc by jego historia została zapomniana, opowiedział najpierw wszystko swojej rodzinie by potem spisać swoje “życie po drugiej stronie” na papier.

Publikacja porusza wiele trudnych tematów, których nie da się jednoznacznie sklasyfikować. Znajdziemy w niej 16 rozdziałów, które dotykają tematyki śmierci klinicznej opartej na badaniach naukowych, ale nie tylko. Opisane są również zjawiska telepatyczne, intuicji i przeczuciach, reinkarnacji, proroczych snach czy też o kontaktach z duchami.

Mimo że byłam sceptycznie nastawiona do tego typu książki, to muszę przyznać, że jest niesamowita. Eben Alexander “nie gdyba”, ale rzeczowo i naukowo potwierdza swoją drogę i historię, jak przystało na szanowanego neurochirurga.

Mentalnie byłam przygotowana na wątki natury paranormalnej, śmierci oraz życia pozagrobowego. Niemniej, połączenie dwóch stref sacrum i profanum zawsze wywołuje we mnie poczucie zszokowania. Powiem krótko – jeśli ktoś jest fanem takich historii popartych naukowymi faktami, to przeczyta tę książkę jednym tchem.

“Serce świadomości” opowiada o szanowanym neurochirurgu, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

I znowu szaro, buro, zimno i… smogowo za oknem (tak, mieszkam w Krakowie). W swojej biblioteczce masz same literackie klasyki lub poradniki typu: “jak żyć?”. Nie oszukujmy się, w takim czasie jak teraz, najchętniej ukryłabyś się w zaciszu swojego domu, pod kocykiem, z herbatką w ręce, by nie robić nic nadwyrężającego. I tu z pomocą, na takie właśnie dni, przychodzi nowa książka Pani Bukowej, czyli „Weź się ogarnij. Ćwiczenia dla ogarniętych inaczej”.

Nie powiem – co się uśmiałam przy lekturze tej książki, to moje. A jak wiadomo, śmiech to samo zdrowie i kilka spalonych kalorii więcej. Dzięki!

Uprzedzam, że Pani Bukowa swoim sarkazmem, ironią i ogromnym dystansem do otaczającego nas świata, potrafi zdziałać cuda i wywołać salwę śmiechu. Przykład? Nie ma sprawy! Nie sądziłam, że w ciągu dnia robię tyle ćwiczeń, że mogę sobie darować wycisk na siłowni.

Weźmy pod uwagę codzienne chodzenie od kanapy do lodówki, wstawanie z łóżka, otwieranie wina, przewracanie kartek w książek – można to podciągnąć pod plan treningowy. Pani Bukowa zadbała również o nasze szare komórki i przygotowała 111 ćwiczeń: labiryntów, wykreślanek, kolorowanek, rebusów, krzyżówek, szyfrogramów, które pomogą w kreatywny sposób zabić czas.

Jeśli masz dosyć przytłaczających poradników i specjalistów, którzy każą Ci wyjść ze swojej strefy komfortu, to ta książka jest dla Ciebie idealna. Dobra, ja już kończę pisać, bo wzywają mnie moje leniwce, które muszę pokolorować – a jest tam jeden o moim imieniu! <3

I znowu szaro, buro, zimno i… smogowo za oknem (tak, mieszkam w Krakowie). W swojej biblioteczce masz same literackie klasyki lub poradniki typu: “jak żyć?”. Nie oszukujmy się, w takim czasie jak teraz, najchętniej ukryłabyś się w zaciszu swojego domu, pod kocykiem, z herbatką w ręce, by nie robić nic nadwyrężającego. I tu z pomocą, na takie właśnie dni, przychodzi nowa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam się szczerze, że pomimo znajomości nazwiska pisarki Fanny Flagg nie znałam jej książek. Cieszę się, że mogłam to nadrobić. Jeszcze w takim cudownym, magicznym okresie przedświątecznym! Dużo o niej słyszałam, to fakt. Niemniej, po lekturze “Bożego Narodzenia w Lost River” wiem, że sięgnę jeszcze po słynne “Smażone zielone pomidory” i że chętnie zaprosiłbym ją na popołudniową pogawędkę przy herbatce.

Nie miałam punktu zaczepienia, jak inni czytelnicy, którzy czytali poprzednie książki pani Flagg i nie nastawiałam się na nic specjalnego. Po prostu oddałam się czytaniu i odkrywaniu urokliwego miasteczka Lost River, które swoimi barwami było prawdziwą ucztą dla wyobraźni.

Nie jest to klasyczna opowieść wigilijna, oj nie. Nastawiałam się raczej na podręcznikową opowieść o spadających płatkach śniegu za oknem a kilka wieczorów z rzędu spędziłam w słonecznym miasteczku w Alabamie. “Boże Narodzenie w Lost River”, jest idealną książką w okresie szaleństwa przedświątecznego. Pozwoli ona nam zwolnić tempo i przemyśleć to, co jest priorytetem w święta. Idealnie posprzątany dom? Perfekcyjne dania? Nie. To nieważne. Najważniejsi są ludzie wokół nas, celebrowanie danej chwili oraz wiara w cuda. Bo jak w książce było podkreślane – gdy czegoś się bardzo, bardzo chce, to trzeba bardzo, ale to bardzo mocno o tym marzyć.

Książkę czyta się lekko. Cała narracja prowadzona jest tak subtelnie, czarująco i wzruszająco, że mogłam się poczuć jednym z miejscowych Lost River, który przejmuje się ich losem. Było to przemiłe uczucie móc czytać i poznawać tych ludzi, którzy tak różnią się od mieszkańców z ogromnych aglomeracji. Autorka uchwyciła niezwykłą więź i przynależność, która łączy bohaterowów powieści. Było to niezwykłe.

Moim zdaniem głównych bohaterów książki jest dwóch. Pierwszy z nich to Oswald T. Campbell, który przez całe życie na coś czekał. Na adopcję, na przyjaźń, na pracę, na pasję, na odpowiednią kobietę i w końcu na zapowiadany przez lekarzy rychły koniec swojego życia. Wszystko to niespodziewanie odnajduje w Lost River. Został przyjęty do grona mieszkańców z otwartymi rękami i sercami. Ba, jego życie zmieniło się diametralnie.

Drugi bohater, mniej oczywisty od pierwszego, jest to ptak Jack. Kardynał, który jest sprawcą wszystkich niezwykłych rzeczy, które dzieją się w Lost River.

Wisienką na torcie tej urokliwej powieści są dodane na końcu książki przepisy kulinarne. Muszę spróbować tych słynnych wypieków Betty Kitchen!

Naprawdę, z całego serca polecam tę książkę jako prezent zarówno dla siebie, jak i dla bliskiej osoby. Podarujemy tym samym nie tylko mile spędzone godziny lektury, ale również tonę optymizmu i uśmiechu na nadchodzące święta.

Przyznam się szczerze, że pomimo znajomości nazwiska pisarki Fanny Flagg nie znałam jej książek. Cieszę się, że mogłam to nadrobić. Jeszcze w takim cudownym, magicznym okresie przedświątecznym! Dużo o niej słyszałam, to fakt. Niemniej, po lekturze “Bożego Narodzenia w Lost River” wiem, że sięgnę jeszcze po słynne “Smażone zielone pomidory” i że chętnie zaprosiłbym ją na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie sądziłam, że książka może sprawić, by po jej lekturze człowiek stał się lepszy. Przynajmniej na chwilę.

Trzymając w ręku tę książkę po raz pierwszy czułam, że to będzie niezwykła lektura. Czułam energię z niej bijącą i, jak później zrozumiałam, również i ból. Bo jest to na wskroś prawdziwa historia. Otwierająca oczy i serce. Historia determinującej wiary, nadziei oraz walki. O przetrwanie i swoją duszę.

Ile imion może towarzyszyć jednej osobie przez całe życie? Wiele. Imię nadane jej przez ojca, którego nie może sobie przypomnieć przez szok, który przeżyła na początku niewoli, Bakhita, Moretta, Murzynka oraz siostra Giuseppina. Arabscy handlarze ludźmi, zdając sobie sprawę, że dziewczynka nie pamięta swojego imienia, nadają jej szydercze imię – Bakhita, czyli Szczęściara.

Książka sprawia, że to my, czytelnicy tej historii, jesteśmy prawdziwymi szczęściarzami – bo trafiła do nas ta książka. Przez 408 stron towarzyszymy głównej bohaterce w jej tułaczce i w jej niewoli. Jesteśmy z nią, gdy przez całe życie jest “dobra i łagodna”, jak mówiła jej mama, oraz posłuszna swoim wszystkim panom. W tym później Panu Bogu. Tam, gdzie by się nie znalazła, była cały czas wystawiona na próbę. Była wyszydzana i cały czas alienowana od reszty z powodu swojego pochodzenia okazała się pełną wiary chrześcijanką, którą w 2000 roku papież Jan Paweł II ogłosił świętą.
Gdy chciała opowiedzieć komuś swoją historię, nie znała języka i słów, które przekazały, to co chce.

“Nie ma na to żadnego języka, nie opowie nawet mieszaniną narzeczy afrykańskich i arabskich. Po rzecz nie w słowach, lecz w tym, co człowiek przeżywa i czym jest. Wewnątrz. To wszystko”.

Czytając tę książkę miałam nieodparte wrażenie, że “Bakhita” bardzo przypomina mi w swojej lapidarności polską twórczość po II wojnie światowej – zwłaszcza Tadeusza Różewicza. “Bakhita” jest książką pozbawioną patosu. Zastosowana jest w niej najprostsza leksyka, eliptyczna składnia i brak ozdobników. Różewicz, w swojej twórczości, manifestował przekonanie o zaniku wszelkich wartości w powojennej rzeczywistości. Język, jak i całe życie, było zbiorem pustych nazw. Prostota języka pokazuje pokorę, skromność oraz niemożność opisania, tego co bohaterowie przeżyli – byłoby to nie na miejscu.

Nie sądziłam, że książka może sprawić, by po jej lekturze człowiek stał się lepszy. Przynajmniej na chwilę.

Trzymając w ręku tę książkę po raz pierwszy czułam, że to będzie niezwykła lektura. Czułam energię z niej bijącą i, jak później zrozumiałam, również i ból. Bo jest to na wskroś prawdziwa historia. Otwierająca oczy i serce. Historia determinującej wiary, nadziei oraz...

więcej Pokaż mimo to