-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2022-01-12
2022
2020
2021
2021
2021
2021
2022
2021
2021
2021
2022-01-02
2020
2020
Człowiek ma zwierzęcą naturę. Jednym z aspektów tejże natury jest to, że umieramy. Próbujemy więc oswoić się z nieuchronnością śmierci na różne sposoby. Są ludzie, którzy oswajają ten fakt twierdząc, że nie musimy zgadzać się na dyktat natury, że śmierć możemy przezwyciężyć. Ich dążenia, badania, eksperymenty, poglądy, przedsięwzięcia, działalność itp. przyjęło się definiować jako transhumanizm.
Co to takiego transhumanizm? W internecie można znaleźć kilka definicji. Większość sprowadza się do uznania, że to swego rodzaju filozofia, ewentualnie pogląd propagujący wpływ nowych technologii na człowieka. Wpływ niebagatelny bo ostatecznie (w ciągu następnego stulecia lub dwóch) mający doprowadzić, do tego, że nasi potomkowie nie będą uważani za ludzi (i prawdopodobnie nie będą borykać się ze śmiertelnością).
"Być maszyną" jest reportażem o działalności transhumanistów. Reportażem o ludziach, którzy wierzą, że technologia może pomóc w doskonaleniu człowieka, wydłużeniu jego życia, doprowadzając ostatecznie do przezwyciężeniu śmierci (niekoniecznie dosłownie). Autor jest zafascynowany opisywaną filozofią/poglądem, ale nie jest zagorzałym entuzjastą ani tym bardziej wyznawcą tejże. Odbywa niezwykłą podróż po USA aby poznać bliżej ruch transhumanistyczny i jego specyfikę. Podczas swojej „wędrówki” poznaje przedstawicieli różnych nurtów transhumanizmu i ich dążenia do osiągnięcia celu. Krionika, skanowanie mózgu, wspomaganie ludzkiego organizmu poprzez implanty (cyborgizacja), przedłużanie życia różnymi metodami, obawa przed tzw. osobliwością, to tylko niektóre zagadnienia z jakimi spotkał się autor w trakcie swojej podróży. Rozmowy jakie prowadził z transhumanistami i przedstawił w reportażu pobudzają do nieszablonowego myślenia. Omawiane zagadnienia niejednokrotnie sięgają do najnowszych badań i zdobyczy technologii i nauki, które zwykliśmy uważać za fantastykę (a transhumaniści niekoniecznie).
Wbrew pozorom wnioski jakie formułuje O’Connell nie są entuzjastyczne. Autor jest nastawiony scpetycznie zarówno do samego ruchu transhumanistycznego jak i osiągnięć osób z nim związanych. "Być maszyną" nie jest książką dla entuzjastów technologii. To raczej coś na kształt refleksji nad kondycją nie tylko zjawiska transhumanizmu ale też społeczeństwa (czy naprawdę jesteśmy tacy „niemaszynowi” skoro np. smartfon staje się dla większości z nas niezbędnym wspomagaczem?). Myśl końcowa jest dość zaskakująca. Jednak jej odkrycie pozostawię potencjalnemu czytelnikowi.
P.S. Tekst pierwotnie ukazał się na portalu Wywrota.pl
Człowiek ma zwierzęcą naturę. Jednym z aspektów tejże natury jest to, że umieramy. Próbujemy więc oswoić się z nieuchronnością śmierci na różne sposoby. Są ludzie, którzy oswajają ten fakt twierdząc, że nie musimy zgadzać się na dyktat natury, że śmierć możemy przezwyciężyć. Ich dążenia, badania, eksperymenty, poglądy, przedsięwzięcia, działalność itp. przyjęło się...
więcej mniej Pokaż mimo to2020
Powieści określane jako historie alternatywne często za punkt wyjścia obierają jakieś znane wydarzenie z przeszłości, które powoduje inne skutki niż to znane z obecnej rzeczywistości. Taki zabieg pozwala snuć fantazje na temat „co by było gdyby”. Są jednak pozycje, które trudno jednoznacznie zakwalifikować do tego gatunku z różnych powodów. "Krew i honor" należy do tej grupy.
Wspomnianą powieść można umieścić w gronie historii alternatywnych, ponieważ kreśli nieco odmienny obraz Polski międzywojnia (a także okresu II wojny światowej i tuż po niej) niż wersja obowiązująca. Nie odnajdziemy tu jednak żadnego mocnego punktu zwrotnego. Można nawet dojść do wniosku, że go nie ma, ponieważ nic nie ulega wyrazistej zmianie. Głównie dlatego, że autor skupia się na obrazie społeczeństwa, międzyklasowych walkach i stosunkach, ścieraniu się poglądów politycznych. I na tym polu jest inaczej niż przedstawia to podręcznikowa historia.
Główny bohater nie jest kimś ważnym. Pochodzi jednak z bogatej rodziny więc ociera się dość często o tzw. wielką politykę. Jego pragmatyczna ale też oportunistyczna postawa, bogate życie towarzyskie i obyczajowe (także erotyczne) powodują, że "Krew i honor" można odczytać jako romans historyczny. Romans nieszablonowy, bo główny bohater jest poliamorystą.
Przedstawione wydarzenia są wiarygodne mimo zabiegów z użyciem współczesnych sformułowań, tez, poglądów czy zwykłych ludzkich zachowań przeniesionych w przeszłość z teraźniejszości (i odpowiednio zaadaptowanych). Wplecione w opowieść elementy rodem z fantastyki wprowadzają odrobinę humoru a czasami są powodem zaskakujących zwrotów akcji. Wybory życiowe postaci przedstawionych na kartach powieści są nietradycyjne, kontrowersyjne, mogą nawet mieć obrazoburczy wydźwięk dla co bardziej konserwatywnych czytelników.
Z tego pozornego „natłoku” wyłania się ciekawy, intrygujący, zaskakujący i łamiący stereotypy obraz Polski i Polaków. Autor wprawdzie nie szarga jawnie „polskich świętości” ale inteligentny czytelnik wychwyci przemycaną na kartach powieści ironię, a także kilka ważnych przesłań. Elity zawsze były (i są) w jakiś sposób oderwane od rzeczywistości (nie posiadają odpowiedniej wiedzy na temat, co tak naprawdę dzieje się w kraju, z czym boryka się większość społeczeństwa). Elity zawsze dadzą sobie jakoś radę niezależnie od aktualnej władzy. Zwykli ludzie za to niemal ciągle mają „pod górkę” a ich życie jest okupione cierpieniem.
"Krew i honor" czyta się zaskakująco lekko mimo podejmowanej tematyki. Niestety zakończenie jakoś nie pasuje do całości. Tak jakby autor nie miał pomysłu jak sfinalizować tę historię. Trochę szkoda, bo psuje to końcowy odbiór powieści, przynajmniej według mojego odczucia.
P.S. Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Wywrota.pl
Powieści określane jako historie alternatywne często za punkt wyjścia obierają jakieś znane wydarzenie z przeszłości, które powoduje inne skutki niż to znane z obecnej rzeczywistości. Taki zabieg pozwala snuć fantazje na temat „co by było gdyby”. Są jednak pozycje, które trudno jednoznacznie zakwalifikować do tego gatunku z różnych powodów. "Krew i honor" należy do...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-01-04
2019-12-20
Kiedy nastąpił ciąg dalszy trylogii Millenium Stiega Larsona w postaci Co nas nie zabije autorstwa Davida Lagerkranza byłem sceptycznie nastawiony do kontynuacji. W trakcie lektury powieści mój sceptycyzm szybko zmienił się w miłe zaskoczenie. Pisarzowi udało się, moim zdaniem, zachować klimat pierwowzoru. Bez szczególnego zastanowienia sięgnąłem więc po kolejne odsłony, także ostatnią, czyli "Ta, która musi umrzeć". Nie ukrywam, że mój „apetyt” był spory więc od ostatniej części oczekiwałem spektakularnego zakończenia (mimo świadomości, że zamknięcie niektórych wątków jest dość łatwe do przewidzenia). Lektura rozczarowała mnie niestety.
"Ta, która musi umrzeć" zaczyna się dość spokojnie. W odróżnieniu od wcześniejszych odsłon cyklu akcja nie toczy się tu wartkim strumieniem (dopiero pod koniec nabiera tempa). Dużo tajemnic ulega ujawnieniu, wiele wątków ulega zamknięciu. Niestety niektóre ważne dla fabuły wydarzenia są mało wiarygodne, wręcz nieprawdopodobne (wywiadowcze gierki na wyprawie wysokogórskiej przypominają za bardzo naiwną „bondowską” stylistykę). Wątki poboczne (tak ciekawe i inspirujące w poprzednich częściach) tu wydają się konstruowane na siłę. Ostatecznie rozwiązania są mało zaskakujące, tak jakby autorowi brakowało pomysłów na zakończenie (a serię wypadałoby mimo wszystko zamknąć). Finał powieści próbuje temu zaradzić, ale niedosyt pozostaje.
Co można napisać tytułem podsumowania? Skomplikowanie intrygi tym razem autorowi nie wyszło moim zdaniem. Każda przeczytana strona ostatniej części Millenium powoduje, że zamiast „wsiąkać” w opisywaną historię na usta ciśnie się pytanie: „Kiedy to się wreszcie skończy?” (ewentualnie „Kiedy zacznie się coś ciekawego?”). Przypuszczam, że większość czytelników, którzy sięgną po "Ta, która musi umrzeć" nie będzie zadowolona ze spotkania.
Niejako na „otarcie łez” proponuję... posłuchać muzyki. Amerykański kompozytor Bryce Miller inspirowany pierwotną trylogią wydał w 2016 płytę pt. Wasp. Zgromadzone na płycie kompozycje elektroniczne utrzymane są w różnych stylach (mocno przebija „berliner schule”) przyciągną brzmieniem niejednego słuchacza. Momentami wydaje się, że to muzyka filmowa skomponowana do jakiejś nieznanej (niepowstałej) ekranizacji, tak idealnie przekazuje nastrój historii stworzonej przez Stiega Larssona. Ale to tylko moje zdanie.
P.S. Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Wywrota.pl
Kiedy nastąpił ciąg dalszy trylogii Millenium Stiega Larsona w postaci Co nas nie zabije autorstwa Davida Lagerkranza byłem sceptycznie nastawiony do kontynuacji. W trakcie lektury powieści mój sceptycyzm szybko zmienił się w miłe zaskoczenie. Pisarzowi udało się, moim zdaniem, zachować klimat pierwowzoru. Bez szczególnego zastanowienia sięgnąłem więc po kolejne odsłony,...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-01
Nie jest łatwym zadaniem zachęcić do przeczytania powieści, w której dużo się dzieje, jednocześnie nie zdradzając choćby odrobiny fabuły. Unikam słowa spojlery (kojarzy mi się tylko z jednym i nie jest to zdradzanie przebiegu akcji), ale czasami trudno nie wspomnieć czego może spodziewać się czytelnik w danej książce. Tak jest w przypadku nowej powieści Tomasza Mroza pt. „Międzyczasowiec”.
Wszystko zaczyna się od... urlopu (przepraszam, od Steinbacha). Jest to jednak tylko pretekst do rozpoczęcia historii pełnej tajemnic, niecodziennych zwrotów akcji i zaskakujących rozwiązań. Tym razem komisarz Przytuła nie rozwiązuje jednak konkretnej zagadki kryminalnej ale próbuje poznać rodzinne tajemnice i… sekrety swojego ojca. Jak w poprzednich historiach, które wyszły spod pióra Tomasza Mroza, pomagają mu w tym „śledztwie” siły niekoniecznie związane z rzeczywistością. Retrospekcje zawarte w powieści z początku mogą się wydawać niezwiązane z główną akcją. W miarę zagłębiania się w karty książki nabierają jednak znaczenia.
Czy „Międzyczasowiec” jest powieścią kryminalną? Według mnie nie. Nie ma tu konkretnej sprawy do rozwikłania, przestępcy oczywiście są obecni ale nie zawsze po tej spodziewanej stronie „barykady”. Trupów jest sporo, niektóre z nich nawet bardzo aktywne, jednakże nie czyni to powieści horrorem. „Międzyczasowiec” to raczej szeroko pojęta fantastyka, ale nie science-fiction. Moim zdaniem to powieść rozrywkowa. Rozrywka nie należy jednak do tych z rodzaju przyziemnych (nie tylko ze względu na elementy metafizyczne, choć główny bohater w pewnym momencie „robi w ziemi”). Pod płaszczykiem ironii i humoru są przemycane odwieczne pytania a także przekazywane fundamentalne wartości. Co to znaczy być przyzwoitym człowiekiem? Czy chęć przetrwania usprawiedliwia postępowanie? Czy wszyscy związani z aparatem politycznym PRL byli z gruntu źli? Czy śmierć działa w czyimś interesie czy tylko własnym? I wiele innych. Autor na większość z nich nie odpowiada pozostawiając to czytelnikowi.
Powrót do klimatów policyjno-metafizycznych znanych choćby z „Dziecięcych zabaw” tegoż autora może okazać się miłym zaskoczeniem nie tylko dla czytelników obeznanych z twórczością Tomasza Mroza ale też dla tych, którzy szukają czegoś innego, świeższego w literaturze zaliczanej do kręgu sensacyjno-kryminalnego. Co można powiedzieć tytułem podsumowania? Nic nie jest tym czym się wydaje, więc uważajmy (szczególnie na Steibacha).
Książkę do recenzji otrzymałem dzięki uprzejmości wydawnictwa Videograf
https://videograf.pl/pl/p/Wsciekla-skora-wyd.-2/2417
Grzegorz Cezary Skwarliński ©
Nie jest łatwym zadaniem zachęcić do przeczytania powieści, w której dużo się dzieje, jednocześnie nie zdradzając choćby odrobiny fabuły. Unikam słowa spojlery (kojarzy mi się tylko z jednym i nie jest to zdradzanie przebiegu akcji), ale czasami trudno nie wspomnieć czego może spodziewać się czytelnik w danej książce. Tak jest w przypadku nowej powieści Tomasza Mroza pt....
więcej mniej Pokaż mimo to
Kiedy powstał ruch antyszczepionkowy? Trudno powiedzieć. Uważa się, że już w XIX wieku, za sprawą Williama Tebba (i szczepienia przeciwko ospie prawdziwej), taki ruch miał swoje początki. Przeciwnicy szczepionek zaktywizowali się mocno w wyniku paniki jaka wybuchła w latach siedemdziesiatych XX wieku za sprawą Johna Wilsona i pierwszej szczepionki skojarzonej (DTP). Jednak dopiero działalność Andrew Wakefielda („lekarza bez pacjentów”) i jego twierdzenia (nie poparte niezbitymi dowodami, ani niezależnymi badaniami) wywołały aktualny kryzys szczepionkowy.
"Wojna o szczepionki. Jak doktor Wakefield oszukał świat?" to zapis dziennikarskiego śledztwa prowadzonego od 2003 przez dziennikarza Sunday Timesa (Wielka Brytania). Brian Deer, doświadczony dziennikarz śledczy, rozkłada na czynniki pierwsze mechanizm działalności Wakefielda. Działalności, która doprowadza do wspomnianego kryzysu szczepionkowego i wciąż budzi wiele wątpliwości. Dziennikarz skrupulatnie śledzi karierę lekarza bez pacjentów. Bada jego „osiągnięcia”, konfrontuje twierdzenia, przepytuje wszystkie osoby, które miały styczność z doktorem, spotyka się z lekarzami specjalistami, przegląda dokumentację medyczną. Szuka i znajduje. W trakcie prowadzenia dochodzenia zmaga się też z pozwami, jakie wnosi do różnych sądów jego adwersarz (głównie o zniesławienie). Po latach śledztwa obnaża ostatecznie prawdę o lekarzu bez pacjentów w serii artykułów. Ostatecznie General Medical Council, brytyjski organ nadzorujący lekarzy, odbiera Andrew Wakefieldowi uprawnienia zawodowe.
Można by uznać, że sprawa została zakończona. Wakefield nie daje jednak o sobie zapomnieć. Jeszcze przed odebraniem mu uprawnień udaje się do USA, gdzie znajduje szerokie grono popleczników i kilku sponsorów. Brian Deer to dziennikarz pracujący tradycyjnymi metodami. Dostosował się niejako do aktualnych warunków dziennikarstwa i internetowej obecności, ale nie docenił (jak sam przyznaje) siły tegoż internetu. W szczególności siły oddziaływania portali społecznościowych. Mimo zdemaskowania manipulacji jakich dopuścił się Wakefield, kryzys szczepionkowy wybucha w 2016 ze wzmożoną siłą za sprawą filmu pt. Vaxxed i rozlewa się na cały świat. Trwa do dziś.
Książka jest reportażem śledczym, ale czyta się ją niemalże jak powieść sensacyjną. Szczególnie ciekawą, gdyż fabułę napisało tutaj życie. Kłamstwa, manipulacje danymi i ludźmi, preparowanie artykułów, zmienne opinie, unikanie odpowiedzialności, wątpliwe pozwy, zaskakujące zwroty akcji, tajemnicze umowy i transakcje, mozolne analizy i dochodzenie do prawdy. Pojawia się jednak pytanie, czy chodzi tu o jakąś „prawdę”, czy o to kto ma rację, czyli... większą siłę przekonywania.
Moim zdaniem lektura tej książki będzie cenna dla każdego uważnego czytelnika, nie tylko dla osób, zaangażowanych w spór o szczepionki. Szczególnie, że Ci zaangażowani niechętnie zmieniają poglądy. Problem dotyczy całej populacji ludzkiej. To jest problem szczególnie ważny dzisiaj, kiedy Covid-19 wszystkim utrudnia życie, nie tylko chorym lub objętym kwarantanną. Po lekturze książki Deera przychodzi mi na myśl szereg pytań: Dlaczego ludzie skłonni są wierzyć lekarzowi bez pacjentów, który nie chciał powtórzyć swoich badań, odrzuca opinie niezależnych ekspertów i nie jest nawet wirusologiem? Czy to tylko kryzys zaufania do autorytetów? Czy może tak bardzo boimy się farmaceutycznych koncernów i ekonomiczno-politycznych spisków, że wolimy sprzeciw, niż rzetelne wyjaśnienie sytuacji? A może, w dzisiejszych czasach medialnego zakłamania i nieustannej manipulacji, żadne „rzetelne wyjaśnienia” i „dowody naukowe” nie są już dla nas wiarygodne? Ale to już temat na inny artykuł.
P.S. Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Wywrota.pl
Kiedy powstał ruch antyszczepionkowy? Trudno powiedzieć. Uważa się, że już w XIX wieku, za sprawą Williama Tebba (i szczepienia przeciwko ospie prawdziwej), taki ruch miał swoje początki. Przeciwnicy szczepionek zaktywizowali się mocno w wyniku paniki jaka wybuchła w latach siedemdziesiatych XX wieku za sprawą Johna Wilsona i pierwszej szczepionki skojarzonej (DTP). Jednak...
więcej Pokaż mimo to