-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2023-10-07
2023-12-03
Choć po "Traktacie" planowałem czytać książki Myśliwskiego chronologicznie to po "Nagim sadzie" uznałem, że będę je sobie przeplatał. Zresztą ze starszych powieści pozostał już tylko "Pałac" i wedle opinii jest podobnie ciężkostrawny jak "Nagi sad". Stwierdziłem więc, że najpierw na warsztat wezmę "Kamień na kamieniu", który uznawany jest za jedną z najlepszych powieści Myśliwskiego zaraz obok "Widnokręgu" oraz "Traktatu o łuskaniu fasoli".
"Kamień na kamieniu" jest nazywany zwieńczeniem nurtu wiejskiego w twórczości Myśliwskiego cokolwiek miałoby to oznaczać. Ale czy to prawda? W "Traktacie" wciąż było sporo o wsi, z recenzji "Widnokręgu", które czytałem lub oglądałem też wynikało, iż autor sporo miejsca poświęca wsi. Może nie jest ona już w centrum, ale wciąż mocno obecna we wspomnieniach głównych bohaterów. Zaledwie kilka miesięcy temu przeczytałem "Chłopów" i trochę smutno mi się zrobiło gdy opuściłem Lipce i ich mieszkańców. "Kamień na kamieniu" jest bardzo dobrym środkiem na ukojenie, gdyż pojawia się tutaj sporo podobnych czy wręcz identycznych motywów. Można się poczuć jakby się wróciło do Lipiec po 30-40 latach od zakończenia akcji powieści.
Poznajemy tutaj życie Szymona Pietruszki, który chce wybudować grób. Od grobu wszystko się zaczyna i na grobie się kończy. W ciągu tych ponad pięciuset stron poznajemy dzieciństwo, młodość, dorosłość oraz starość Szymona i jak to u Myśliwskiego bywa opowiedziane są one niechronologicznie. Zaczyna coś opowiadać, a po drodze kilkukrotnie zbacza z tematu wracając się do dzieciństwa albo wybiegając mocno naprzód. Opowiadając o pielgrzymce na której był jako dziecko w jednej chwili wybiega aż do czasów II WŚ opowiadając o tym co wydarzyło się na drodze, w pobliżu wsi obok której przechodził jako dziecko. Miejscami to przerywanie wątków, które mnie zainteresowały budziło pewną irytację, zwłaszcza, że część książki czytałem leżąc z gorączką w łóżku.
Jeśli chodzi o czas akcji "Kamienia na kamieniu" to z informacji zawartych w powieści obstawiałbym, że rozciągnięta jest między latami 20. a 80. XX wieku (albo nawet 90. czy początek XXI wieku, bo wójt mówi o maszynach do liczenia na każdym biurku, więc chyba chodzi o komputery). Świetnie Myśliwski ukazał przemiany zachodzące we wsi od takich prostych rzeczy jak położenie asfaltowej drogi i wycięcie rosnących wzdłuż starej drogi akacji, poprzez zamianę stalowych kół wozów na gumowe, aż po zmianę mentalności ludzi na wsi mieszkających. Sporo tutaj także akcentów humorystycznych. Póki co jest to książka Myśliwskiego przy której śmiałem się najczęściej, a jestem po "Nagim sadzie" oraz "Traktacie o łuskaniu fasoli". I te akcenty humorystyczne nie są sprawką wulgaryzmów, których jak na Myśliwskiego jest dość sporo, ale bez obaw, nie jest to Żulczyk. Niektóre sytuacje są opowiedziane w dość zabawny czy nieco grubiański sposób jak chociażby moment w którym Szymon razem z towarzyszem ukrywają się w grobowcu przed Niemcami i tamten ciągle się drapie, bo go wszy oblazły. Czy wątek poszukiwań papierów przez ojca dających prawo do ziemi, które dostał dziadek Szymona za ratowanie powstańców. Albo walka z Prażuchami o miedzę. Chyba z ojcem Szymona związana jest największa ilość tego typu sytuacji.
"Kamień na kamieniu" potwierdza, że literatura Myśliwskiego to literatura zasługująca na nagrodę Nobla. Być może jednak jest za bardzo osadzona w polskich realiach, kulturze, historii, mentalności by została należycie doceniona za granicą. Choć przecież "Chłopi" też tacy byli. Z drugiej strony literatura Myśliwskiego zawiera wiele uniwersalnych prawd o życiu, które sprawdzają się pod każdą szerokością geograficzną.
Choć po "Traktacie" planowałem czytać książki Myśliwskiego chronologicznie to po "Nagim sadzie" uznałem, że będę je sobie przeplatał. Zresztą ze starszych powieści pozostał już tylko "Pałac" i wedle opinii jest podobnie ciężkostrawny jak "Nagi sad". Stwierdziłem więc, że najpierw na warsztat wezmę "Kamień na kamieniu", który uznawany jest za jedną z najlepszych powieści...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-05-25
Do pewnych książek trzeba dojrzeć i jedną z nich z pewnością jest "Lalka". Ostatnio wracam sobie do lektur szkolnych, które wówczas wydawały się nudne, a teraz odkrywam je na nowo. Gdy ją przerabiałem to przeczytałem może I tom. Książki trzeba czytać z własnej woli, a gdy są lekturą wydają się złem koniecznym. Do czytania trzeba mieć odpowiedni nastrój, ochotę, więc nawet jeśli coś zaciekawiło to i tak można było nie nadążyć z przeczytaniem na konkretny termin.
Teraz czytało mi się "Lalkę" naprawdę świetnie. Wbrew pozorom nie jest to tylko książka o nieszczęśliwej miłości, ale znajdzie się tu też trochę miejsca na politykę i historię, prezentację życia ówczesnej Warszawy, pokazanie stosunków międzyludzkich pod koniec XIX wieku. "Lalka" często jest nazywana najwybitniejszą polską powieścią i mogę się z tym zgodzić. Jest to powieść kompletna z której, jeśli się chce, można wyciągnąć wiele prawd sprawdzających się nawet współcześnie. Lubiłem zwłaszcza rozmowy Wokulskiego lub Rzeckiego z doktorem Szumanem. Postać doktora służy temu by omówić postawy życiowe poszczególnych bohaterów. Pamiętam, że na ustną maturę wybrałem temat porównania postaw bohaterów romantycznych i pozytywistycznych. Sam Wokulski pasował do obu z nich.
Z pewnością jest to jedna z ważniejszych, jeśli nie najważniejsza, polskich powieści tamtego okresu i z pewnością będę do niej powracał. W trakcie czytania oglądałem również 9-odcinkowy serial z Jerzym Kamasem w roli Wokulskiego. Naprawdę wierna i świetna ekranizacja. Nie potrafię wskazać roli, która byłaby jakoś źle obsadzona. Jedynie lekko raziło to, że wyraźnie odstawały kwestie w których Izabela Łęcka mówi po angielsku, tak jakby Małgorzata Braunek nie mogła się tych kilku kwestii nauczyć i głos podkładała jakaś lektorka. A po cyfrowej rekonstrukcji serial zyskał drugą młodość! Film Hassa też obejrzałem, ale ze zrozumiałych względów 2,5 godzinny film nigdy nie będzie tak dokładny jak 12-godzinny serial.
Do pewnych książek trzeba dojrzeć i jedną z nich z pewnością jest "Lalka". Ostatnio wracam sobie do lektur szkolnych, które wówczas wydawały się nudne, a teraz odkrywam je na nowo. Gdy ją przerabiałem to przeczytałem może I tom. Książki trzeba czytać z własnej woli, a gdy są lekturą wydają się złem koniecznym. Do czytania trzeba mieć odpowiedni nastrój, ochotę, więc nawet...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-10-18
Wspaniała epopeja napisana bezbłędnym trzynastozgłoskowcem. Nie jest to pusty tekst napisany tylko po to by się rymowało. Mickiewicz przy pomocy słów namalował wspaniałe obrazy. Mamy tutaj barwne opisy przyrody, zwyczajów szlacheckich, zabawne, a czasem nawet rubaszne dialogi, są i wzruszające momenty. Kiedy trzeba jest też poważnie i wzniośle. Nawet zwykły ogród czy grzybobranie opisane przez Mickiewicza urastają do rangi nie lada zjawiska. Ba, znalazło się nawet miejsce na takie drobiazgi jak sposób parzenia kawy czy opis much na które "polował" Wojski swoją packą. "Pan Tadeusz" opowiada przy tym wielowątkową historię w której jest miejsce na zwroty akcji. Są więc i sprawy sercowe, jest wątek niepodległościowy i najwspanialszy z nich: wątek księdza Robaka. Gdyby tego było mało to w "Panu Tadeuszu" zaszytych jest całkiem wiele mikrohistoryjek opowiadanych przez inne postaci, jak chociażby spór Dowejki i Domejki. Nawet spór Asesora z Rejentem, który trwa niemal przez całą epopeję znajduje swój finał na jej końcu. To tekst, który wrył się w polski gen tak jak muzyka Chopina. Każdy Polak powinien znać przynajmniej pierwszych kilkanaście wersów. "Pan Tadeusz" jest dziełem kompletnym do którego można sięgać raz po raz i za każdym razem odkrywać coś nowego.
Jako, że darzę wielką miłością "Pana Tadeusza" nie mogłem nie kupić egzemplarza z serii Kolorowa Klasyka wydawnictwa Greg. Nie wiem czy jest ładniejsze wydanie naszej epopei narodowej. Zawiera ono kanoniczne ilustracje Michała Elwiro Andriollego z 1882 roku.
A jeśli chodzi o ekranizację Wajdy z 1999 roku to ostatnio nawet ją polubiłem, choć wcześniej miałem wobec niej mieszane uczucia. Masa tekstu została pominięta i poniekąd jest to zrozumiałe. Gdyby chcieć umieścić cały tekst to film trwałby co najmniej 8 godzin. To co wspaniale Mickiewicz namalował słowem w filmie po prostu pokazano. Mimo wszystko jednak chciałoby się więcej momentów w których narrator czytałby wspaniałe opisy m.in. gry Wojskiego na rogu czy koncertu Jankiela. Brakowało mi też monologu Tadeusza o chmurach. Zbyt wiele czasu to by nie zajęło, a jeden z bardziej znanych fragmentów znalazł by się w filmie. Na osłodę mamy ładne zdjęcia, piękną muzykę Kilara oraz świetne aktorstwo, błyszczą zwłaszcza Daniel Olbrychski w roli Klucznika oraz Bogusław Linda jako Ksiądz Robak.
Obejrzałem nawet odświeżony film niemy z 1928 roku. Cały materiał filmowy się nie zachował, ale na dwie godziny filmu starczyło. Zaletą filmu jest to, że nagrywano go w dworze w Czombrowie, który prawdopodobnie był pierwowzorem Soplicowa. W roli statystów zaś wystąpili mieszkańcy okolic, być może wnukowie mickiewiczowskich bohaterów. Chociażby z tego względu warto film obejrzeć, by zobaczyć świat, który już nie istnieje. Świetna jest też muzyka, która jak to w filmie niemym, towarzyszy nam przez cały czas.
Wspaniała epopeja napisana bezbłędnym trzynastozgłoskowcem. Nie jest to pusty tekst napisany tylko po to by się rymowało. Mickiewicz przy pomocy słów namalował wspaniałe obrazy. Mamy tutaj barwne opisy przyrody, zwyczajów szlacheckich, zabawne, a czasem nawet rubaszne dialogi, są i wzruszające momenty. Kiedy trzeba jest też poważnie i wzniośle. Nawet zwykły ogród czy...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-07-08
2022-05-20
Jedna z bardziej przerażających książek jakie przeczytałem. Dzisiaj jest chyba jeszcze bardziej aktualna niż wtedy gdy Orwell ją napisał. To powinna być lektura obowiązkowa dla każdego. Czytając co chwila myślałem sobie: " ale tak już jest!". Uderzenie w rodzinę i przejmowanie wszelkich jej zadań przez państwo? Na szeroko pojętym Zachodzi istnieje, a i u nas władza chce mieć na to coraz większy wpływ. Próba narzucenia lewicowej nowomowy (vide zaimki) też już jest. Upaństwawianie ciał obywateli również jest, co mogliśmy zobaczyć przez 2 lata covidowej pandemii. Media głównego nurtu przekazują miałką papkę dla proli, dzień w dzień przez 2 lata karmiły nas dzienną liczbą zakażeń na covid. Wystarczyła wojna i wajcha przestawiona, covid już niegroźny. Ingerowanie w wolność słowa też jest, najczęściej pod płaszczykiem walki z "mową nienawiści" czy "fake newsami". Każdy kto nie płynie w głównym nurcie i na jakiś temat ma własne zdanie automatycznie staje się "foliarzem" i "płaskoziemcą". Wielu polityków zachowuje się tak jakby "Rok 1984" potraktowało nie jako ostrzeżenie, a instrukcję. A ci z nich którzy nie czytali pewnie wielokrotnie nieświadomie ją cytowali, ponieważ Orwell doskonale wrył się w umysły tych dla których liczy się władza dla samej władzy. Czytając czułem podobną bezsilność jaką odczuwał Winston Smith. No i na koniec nieśmiertelny cytat: "Jeśli chcesz wiedzieć jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie!".
Jedna z bardziej przerażających książek jakie przeczytałem. Dzisiaj jest chyba jeszcze bardziej aktualna niż wtedy gdy Orwell ją napisał. To powinna być lektura obowiązkowa dla każdego. Czytając co chwila myślałem sobie: " ale tak już jest!". Uderzenie w rodzinę i przejmowanie wszelkich jej zadań przez państwo? Na szeroko pojętym Zachodzi istnieje, a i u nas władza chce...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-25
Jak pewnie wszyscy wiedzą genezą "Wesela" Wyspiańskiego było prawdziwe wesele jego przyjaciela Lucjana Rydla z chłopką Jadwigą Mikołajczykówną 20 listopada 1900 roku. Oprócz chłopów na weselu obecna była krakowska śmietanka towarzyska: poeci, pisarze, malarze. Wyspiański w trakcie wesela stał w progu między salą bawialną a pomieszczeniem do którego co jakiś czas przychodził ktoś by odsapnąć i coś zjeść. Niezwykłe musiało to być wesele skoro narodził się z niego tak wspaniały dramat. Dlatego warto jest przeczytać tekst Boya-Żeleńskiego: "Plotkę o Weselu Wyspiańskiego", który pozwala zrozumieć jak żywy to jest tekst i jak wiele Wyspiański zaczerpnął z prawdziwych postaci, sposobu ich mówienia, a symboliczne postaci, które pojawiają się w dramacie są tylko kropką nad i.
Akurat za czytaniem dramatów niezbyt przepadam, często nie umiem wejść w ich rytm, tym bardziej ciężko jest go opisać. Zyskują one, gdy widzi się je w teatrze albo w formie filmu. Dość powiedzieć, iż "Wesele" aż kipi od zbitek słownych, które weszły do języka potocznego, a które właśnie narodziły się w utworze Wyspiańskiego.
Warto również sięgnąć po film Wajdy z 1972 roku z rewelacyjną obsadą. Został nakręcony ze swadą, nie czuć w nim teatralnej sztuczności i odhaczania dramatu Wyspiańskiego scena po scenie, wręcz przeciwnie. Jak to na weselu: jest hałas, wiele rozmów się urywa, z innych słychać strzępki. Świetna jest również strona artystyczna filmu np. sposób realizacji wizji poszczególnych bohaterów czy kolorystyka pomieszczeń. Szczególnie urzekła mnie scena w której Pan Młody tańczy wśród chochołów do "Pożegnania Ojczyzny" Ogińskiego. Może w kontekście dramatu niewiele znacząca, bo tekście tego nie ma, ale wg mnie świetnie ukazuje ducha epoki. Film nic się nie zestarzał, obsada jest doskonała. No i wziął w nim udział Czesław Niemen wyśpiewując kwestie Chochoła.
Jak pewnie wszyscy wiedzą genezą "Wesela" Wyspiańskiego było prawdziwe wesele jego przyjaciela Lucjana Rydla z chłopką Jadwigą Mikołajczykówną 20 listopada 1900 roku. Oprócz chłopów na weselu obecna była krakowska śmietanka towarzyska: poeci, pisarze, malarze. Wyspiański w trakcie wesela stał w progu między salą bawialną a pomieszczeniem do którego co jakiś czas przychodził...
więcej mniej Pokaż mimo toBez wątpienia najlepsza część Pięcioksięgu. Geralt po wylizaniu ran w Brokilonie wyrusza na poszukiwanie Ciri po drodze kompletując drużynę niczym w dobrym erpegu: Jaskier, Milva, Regis i Cahir. W pewnym momencie, gdy drużyna Geralta spotyka kompanię krasnoludów, robi się z tego dość duża grupa wędrująca przez spalone, zniszczone wojną ziemię. To jeden z bardziej klimatycznych fragmentów całej Sagi. Oprócz tego możemy obserwować powstawanie Loży Czarodziejek. Powstała z tego taka opowieść drogi i wyszło świetnie. Ciri w tym tomie jest stosunkowo mało, o ile w ogóle występuje, bo nie pamiętam już dokładnie. A jeśli się pojawia to w formie przebłysków w snach Geralta.
Bez wątpienia najlepsza część Pięcioksięgu. Geralt po wylizaniu ran w Brokilonie wyrusza na poszukiwanie Ciri po drodze kompletując drużynę niczym w dobrym erpegu: Jaskier, Milva, Regis i Cahir. W pewnym momencie, gdy drużyna Geralta spotyka kompanię krasnoludów, robi się z tego dość duża grupa wędrująca przez spalone, zniszczone wojną ziemię. To jeden z bardziej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-14
Piękna powieść o honorze, bohaterstwie, przyjaźni, odpowiedzialności. Naturalnie na walkę o tytułowy Plac Broni należy patrzeć w szerszym kontekście historycznym i politycznym w czasach w których "Chłopcy z Placu Broni" zostali napisani. Choć książkę jako lekturę przerabia się stosunkowo wcześnie to warto do niej wrócić już w dorosłości. Wtedy jest się w stanie wyciągnąć z tekstu o wiele więcej, a i wzrusza jeszcze bardziej.
Piękna powieść o honorze, bohaterstwie, przyjaźni, odpowiedzialności. Naturalnie na walkę o tytułowy Plac Broni należy patrzeć w szerszym kontekście historycznym i politycznym w czasach w których "Chłopcy z Placu Broni" zostali napisani. Choć książkę jako lekturę przerabia się stosunkowo wcześnie to warto do niej wrócić już w dorosłości. Wtedy jest się w stanie wyciągnąć z...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-11-21
W szkole przerabiane są jedynie: II część oraz fragmenty III części Dziadów, ewentualnie jeszcze IV część, jako lektura uzupełniająca. Dopiero teraz przeczytałem Dziady w całości.
Są osoby, które "Dziady" stawiają przed "Panem Tadeuszem". Dla mnie największą wadą "Dziadów" jest to, że jest to dzieło niedokończone. Dostajemy taki patchwork, miejscami zbiór luźnych pomysłów. Nawet nie ma jasności co do kolejności w jakiej powinno czytać się to dzieło. W jednych wydaniach ułożone są wg chronologii w jakiej Mickiewicz pisał konkretne części, w innych ułożone są wg numeracji, a w kolejnych jeszcze inaczej. I o ile II oraz IV część można uznać za kompletne, tak już w III części dostajemy tekst o otwartej strukturze, bez ciągłości i w którym żaden z wątków nie został ukończony, gdyż jest to jedynie pierwszy akt, więc miało ich być więcej. Do tego dochodzi jeszcze Ustęp oraz wiersz "Do przyjaciół Moskali". Tymczasem "Pan Tadeusz" jest kompletny od A do Z gdzie każdy z wątków, nawet tych pomniejszych jak spór Asesora z Rejentem, zostaje ukończony.
Można pokusić się o stwierdzenie, że "Dziady" są ambitniejszym dziełem od "Pana Tadeusza", co nie ujmuje temu drugiemu rzecz jasna. Być może dlatego nigdy nie zostały w pełni ukończone, gdyż koncept przerósł nawet samego Mickiewicza. I owszem, nawet w tym nieukończonym dziele można zauważyć pewien zamysł, a tytułowy obrzęd Dziadów przewija się chyba we wszystkich częściach. Za sprawą symboliki "Dziady" można czytać i ciągle odkrywać coś nowego, interpretować pewne rzeczy inaczej. Na pewno na tym polu wygrywają z "Panem Tadeuszem", który jest sielanką, a w pełni ukończona historia sprawia, iż niewiele tam pola do interpretacji.
Polecam również ekranizację Konwickiego "Lawa. Opowieść o Dziadach Adama Mickiewicza". Podjął się on niełatwego zadania i wyszedł z tego obronną ręką. Doskonała obsada, świetnie oddany klimat dzieła Mickiewicza. Rozszerzenie interpretacji o historię XX wieku. Można się nieźle zaskoczyć widząc aktorów, których dzisiaj znamy z miałkich polskich seriali (pojawiają się nawet Orłoś czy Ibisz) w tak świetnie skrojonym widowisku wymawiających swoje kwestie z doskonałą dykcją co dzisiaj jest problemem w wielu polskich serialach i filmach. Film ma bardzo teatralny sznyt i tylko na tym zyskuje. Holoubek to klasa sama w sobie, młody Żmijewski też wypadł rewelacyjnie.
W szkole przerabiane są jedynie: II część oraz fragmenty III części Dziadów, ewentualnie jeszcze IV część, jako lektura uzupełniająca. Dopiero teraz przeczytałem Dziady w całości.
Są osoby, które "Dziady" stawiają przed "Panem Tadeuszem". Dla mnie największą wadą "Dziadów" jest to, że jest to dzieło niedokończone. Dostajemy taki patchwork, miejscami zbiór luźnych pomysłów....
To od tej części rozpoczęła się moja książkowa przygoda z "Harrym Potterem". Obejrzałem już bodajże dwa lub trzy pierwsze filmy, więc ten świat nie był mi całkiem obcy. Przyznam jednak, że gdy się miało jakieś 11-12 lat to "Czara Ognia" wydawała się grubaśną książką. Podchodziłem do niej z powątpiewaniem, jednak wystarczyło kilka pierwszych rozdziałów bym wsiąknął.
A dzieje się naprawdę sporo. Zwłaszcza śledzenie losów Harry'ego w trakcie Turnieju Trójmagicznego wciąga niemiłosiernie. Tutaj też saga Harrym Potterze staje się jeszcze mroczniejsza, bowiem nie kończy się happy endem.
To od tej części rozpoczęła się moja książkowa przygoda z "Harrym Potterem". Obejrzałem już bodajże dwa lub trzy pierwsze filmy, więc ten świat nie był mi całkiem obcy. Przyznam jednak, że gdy się miało jakieś 11-12 lat to "Czara Ognia" wydawała się grubaśną książką. Podchodziłem do niej z powątpiewaniem, jednak wystarczyło kilka pierwszych rozdziałów bym wsiąknął.
A...
Piąta część to druga książka o Harrym jaką przeczytałem i pierwsza, którą miałem na własność. "Czarę Ognia" wypożyczyłem z biblioteki. Dziś ta książka jest najbardziej wysłużona ze wszystkich książek serii. Nic zresztą dziwnego, bo tą ją przeczytałem najwięcej razy, a i jest najdłuższą częścią z serii, więc rozmiar książki także przyczynił się do tego, że jest dziś najbardziej zniszczona.
"Zakon Feniksa" to chyba moja ulubiona książka o Harrym Potterze. Tym razem Harry musi zmierzyć się z profesor Umbrige, a także całym światem czarodziejów, który nie chce uwierzyć w powrót Voldemorta. Na dodatek Harry miewa dziwne, prorocze sny. Jaki związek z tym mają lekcje oklumencji ze Snapem? Lubię tą książkę dlatego, że wszystko wydaje się być przeciwko Harry'emu i Hogwart przestaje być ciepłym kątem w którym czuje się jak w domu. Opasłe tomiszcze czyta się w przerażającym tempie. Znowu przygody Harry'ego wciągają nas niczym bagno.
Piąta część to druga książka o Harrym jaką przeczytałem i pierwsza, którą miałem na własność. "Czarę Ognia" wypożyczyłem z biblioteki. Dziś ta książka jest najbardziej wysłużona ze wszystkich książek serii. Nic zresztą dziwnego, bo tą ją przeczytałem najwięcej razy, a i jest najdłuższą częścią z serii, więc rozmiar książki także przyczynił się do tego, że jest dziś...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-08-02
Piękno tkwi w prostocie. Utwór ten ma w sobie coś co rozczula.
Piękno tkwi w prostocie. Utwór ten ma w sobie coś co rozczula.
Pokaż mimo to2024-01-12
Pamiętam, że przerabialiśmy tą książkę w szóstej klasie szkoły podstawowej. Nie wiem czy była wówczas w kanonie, czy było to widzimisię nauczycielki. Jeszcze bodajże w czwartej albo piątej klasie czytaliśmy "W pustyni i w puszczy", które było jedną z moich ulubionych lektur i faktycznie było książką dla młodzieży, a zaledwie kilka lat później "Ogniem i mieczem" będące już dużo wyżej postawioną poprzeczką. Sądzę, że próg wejścia jest jeszcze wyższy niż w przypadku "Krzyżaków" czy "Quo Vadis", które przerabiało się w gimnazjum. Pamiętam, że wówczas, gdy miało się te 12 lat, wystarczyło kilka nieznanych słów by odstręczyć od lektury. Z tego co pamiętam udało mi się przeczytać I tom i kawałek drugiego, a resztę nadrobiłem ze streszczenia i serialu Hoffmana, więc ze znajomością tej książki nie było najgorzej. Odpowiedziałem na kilka pierwszych pytań pani od polskiego, dostałem piątkę albo szóstkę i później miałem luz na lekcjach. Reszta klasy musiała się męczyć.
Dopiero jednak teraz, po niemal 20 latach jestem w stanie w pełni docenić "Ogniem i mieczem", którego czytanie nie było już przykrym obowiązkiem, a przyjemnością. Nie da się odmówić Sienkiewiczowi rozmachu z jakim napisał tą powieść. Dość powiedzieć, że wersja z Wolnych Lektur ma ponad 3 tysiące przypisów! Wiadomo, sporo z nich się powtarza, bo dane zagadnienie bądź nazwa własna posiada przypis niemal za każdym razem gdy się pojawia, jednak i tak dużo to mówi, iż nie mogła być to łatwa lektura dla 12-latka. Teraz zarówno dzięki przypisom, jak i zaglądaniu do internetu by zgłębić dany temat np. dowiedzieć się jak wyglądają słynne porohy Dniepru albo zobaczyć na mapie położenie konkretnych miejscowości, mogłem jeszcze lepiej zanurzyć się w powieści. Z jednej strony jest to powieść przygodowo-awanturnicza, z drugiej jednak strony pozwala również zaznajomić się z historią, choć naturalnie należy brać poprawkę na to, iż Sienkiewicz pisał Trylogię "ku pokrzepieniu serc" i niektórym wydarzeniom bądź postaciom historycznym ujął, a innym dodał.
Zachwyca sposób w jaki Sienkiewicz opisuje świat i ludzi. Wręcz maluje w naszej wyobraźni poszczególne obrazy. Ma się wrażenie, że podróżuje się po Dzikich Polach razem ze Skrzetuskim i stojąc u jego boku patrzy się na Helenę Kurcewiczównę: "Zmieszany był jeszcze i dlatego, że spod kuniego kapturka spojrzały nań takie oczy, jakich jak życie swoje nie widział, czarne, aksamitne, a łzawe, a mieniące się, a ogniste, przy których oczy Anusi Borzobohatej zgasłyby jak świeczki przy pochodniach. Nad tymi oczami jedwabne ciemne brwi rysowały się dwoma delikatnymi łukami, zarumienione policzki kwitnęły jak kwiat najpiękniejszy, przez malinowe wargi, trochę otwarte, widniały ząbki jak perły, spod kapturka spływały bujne czarne warkocze." Kiedyś "Ogniem i mieczem" mogło być uważane za literaturę rozrywkową czy popularną, ale obecnie to jest coś więcej. Dzisiaj się już tak po prostu nie pisze. Próbował się do tego zbliżyć Sapkowski w "Trylogii husyckiej", ale i tam głównym rdzeniem są przede wszystkim dialogi w których Sapkowski jest mistrzem, kiedy u Sienkiewicza nie brakuje ponadto rozległych, malowniczych, filmowych wręcz opisów.
Nie brakuje również barwnych postaci z Zagłobą na czele, który jest potężną dawką humoru w powieści. Pierwowzorem Zagłoby był kapitan Rudolf Korwin Piotrowski, którego Sienkiewicz spotkał w Kalifornii. Inne postaci również są wyraziście zarysowane nie pomijając bohaterów trzecioplanowych takich jak Rzędzian. Chyba najmniej barwni są Skrzetuski i Helena. Owszem, można zgodzić się z Prusem, który w trzyczęściowej recenzji w tygodniku "Kraj" pisał, iż niektórzy bohaterowie są aż przesadnie wyposażeni w heroiczne przymioty i przewyższają Odyseusza, Achillesa, Herkulesa, a Skrzetuski przedstawiony jest wręcz jako Chrystus. Warto zapoznać się z recenzją Prusa choćby dla takich perełek jak ta, gdzie skomentował fragment dot. śmierci Longina Podbipięty: >> "Aniołowie niebiescy wzięli jego duszę i położyli ją jako perłę jasną u stóp Królowej Anielskiej." Otóż, jeżeli o rzeczach niebieskich wolno mieć własne zdanie, to ośmieliłbym się mniemać, że Królowa Anielska na taką "perełkę" spoglądać musiała ostrożnie i z daleka.<<
Link do pierwszej części recenzji, później trzeba przeskoczyć do kolejnego numeru: https://polona.pl/item-view/12d11a44-c91c-4e08-b9bd-14be9a4d0725?page=1
Na koniec słówko o ekranizacji i jak zawsze kiedy mam możliwość obejrzenia filmu bądź miniserialu tej samej produkcji wybieram drugą opcję. Zdaję sobie sprawę, że "Ogniem i mieczem" nie spotkało się z ciepłym przyjęciem, ale im więcej czasu mija to mam wrażenie, że przychylniej patrzy się na ostatnią produkcję Hoffmana z "Trylogii", zwłaszcza po takim filmie jak "1920 Bitwa Warszawska". Po raz pierwszy obejrzałem go właśnie wówczas, gdy książka była lekturą w szkole, a i w kolejnych latach od czasu do czasu lubiłem do niego powrócić. Wiadomo, że daleko mu do rozmachu "Potopu", ale wciąż jest to solidna produkcja. Sporo też wycięto: od blamażu pod Piławcami w filmie/serialu akcja przenosi się od razu pod Zbaraż. Tymczasem w książce wojska wycofywały się aż do Lwowa, Zamościa i Warszawy. Wiśniowiecki jedzie do Warszawy na elekcję króla, później jest zima i zawieszenie broni. Skrzetuski grany przez Żebrowskiego nie dowiaduje się po raz drugi o śmierci Heleny tak jak ten książkowy. Jednak patrząc na obszerność materiału to i tak jest to wierna adaptacja w starym stylu, a nie jak to dzisiaj bywa, gdzie połowa wątków jest zmieniona przez widzimisię reżysera czy scenarzysty.
Aktorzy też w większości wyglądają jakby byli stworzeni do swoich ról. Żebrowski jako Skrzetuski, Kowalewski jako Zagłoba, Zborowski jako Podbipięta, Stupka jako Chmielnicki, Domagarow jako Bohun, nawet Malajkat jako Rzędzian, choć nieco za stary do tej roli. Pewnie tym którzy kochają film "Potop" niektóre role nie przypadły do gustu. Prawda jest jednak taka, że Wichniarz czy Łomnicki nie mogli powtórzyć swoich ról, bo między filmowym "Potopem", a "Ogniem i mieczem" minęło 25 lat, a "Ogniem i mieczem" jest chronologicznie pierwszą częścią trylogii. Więc nawet często krytykowana rola Zamachowskiego jakoś nie kłuła mnie w oczy. Czuć jakąś chemię między Skrzetuskim, Wołodyjowskim, Zagłobą i Podbipiętą, a o to w tym przecież chodzi. Nie można również zapomnieć o wspaniałej muzyce autorstwa Krzesimira Dębskiego.
Zapewne minie kilka miesięcy nim sięgnę po "Potop". Bardzo jestem ciekaw drugiej części Trylogii, bo szczerze powiedziawszy filmu w całości nigdy nie widziałem, więc tej historii tam zawartej nie znam aż tak dobrze jak tego trójkąta miłosnego między Skrzetuskim, Heleną i Bohunem. Czasami gdzieś mignął mi fragment, gdy film puszczany jest od czasu do czasu w TV, ale nigdy nie oglądałem go od początku do końca. Choć scenę pojedynku Wołodyjowskiego i Kmicica oglądałem wielokrotnie. "Potop" jest jeszcze dłuższy od "Ogniem i mieczem", więc tym bardziej ostrzę sobie zęby. Może Sienkiewicz jeszcze wierniej przedstawił tło społeczno-polityczne którego niedostatki krytykował Prus w "Ogniem i mieczem" w linkowanej recenzji.
Pamiętam, że przerabialiśmy tą książkę w szóstej klasie szkoły podstawowej. Nie wiem czy była wówczas w kanonie, czy było to widzimisię nauczycielki. Jeszcze bodajże w czwartej albo piątej klasie czytaliśmy "W pustyni i w puszczy", które było jedną z moich ulubionych lektur i faktycznie było książką dla młodzieży, a zaledwie kilka lat później "Ogniem i mieczem" będące...
więcej mniej Pokaż mimo toDla mnie genialna książka, opowiadająca nie tylko o życiu rodziny mafijnej, ale także o tym co w życiu jest najważniejsze.
Dla mnie genialna książka, opowiadająca nie tylko o życiu rodziny mafijnej, ale także o tym co w życiu jest najważniejsze.
Pokaż mimo to
Kiedyś byłem zdania, że to Pięcioksiąg góruje nad opowiadaniami. Teraz, gdy do książek wiedźmińskich powróciłem po raz czwarty bodajże, uważam, że Sapkowski dużo lepiej sprawdza się w krótkich, kameralnych formach.
"Ostatnie życzenie" zawiera najbardziej ikoniczne dla serii opowiadania: "Wiedźmin", "Mniejsze zło", "Kwestia ceny" czy "Ostanie życzenie". To tutaj Geralt ujawnia się jako zdolny szermierz sprawnie posługujący się zarówno mieczem, jak i słowem. Świetne są jego dysputy z Calanthe, Renfri czy Stregoborem. W Pięcioksięgu brakowało mi trochę tego Geralta, zwłaszcza w końcowych tomach kiedy to zafiksowany był na szukaniu Ciri.
Kiedyś byłem zdania, że to Pięcioksiąg góruje nad opowiadaniami. Teraz, gdy do książek wiedźmińskich powróciłem po raz czwarty bodajże, uważam, że Sapkowski dużo lepiej sprawdza się w krótkich, kameralnych formach.
"Ostatnie życzenie" zawiera najbardziej ikoniczne dla serii opowiadania: "Wiedźmin", "Mniejsze zło", "Kwestia ceny" czy "Ostanie życzenie". To tutaj Geralt...
2023-03-30
Zajdla kojarzyłem dotychczas z nagrody im. Janusza A. Zajdla, którą zdobył m.in. Sapkowski i która w światku polskiej fantastyki wyrobiła już sobie pewną renomę. Jednak jakoś wówczas nie zainteresowałem się kim ten Zajdel był. Myślałem, że być może był to pisarz, który umarł młodo albo tragicznie i dlatego taka nagroda powstała. Dopiero ostatnimi czasy książki Zajdla zaczęły być wspominane w odniesieniu do otaczającej nas rzeczywistości, a zwłaszcza dwie: "Paradyzja" oraz "Limes inferior", a że nie są to cegły na miarę "Lodu" Dukaja postanowiłem się z nimi zapoznać.
Lubię taką fantastykę społeczną, socjologiczną, która stara się przewidzieć kierunek w którym zmierza ludzkość. W "Paradyzji" Zajdlowi udało się zawrzeć sporo trafnych spostrzeżeń aktualnych zwłaszcza dziś, a należy pamiętać, iż "Paradyzja" ukazała się w 1984 roku (nomen omen). Szkoda, że Zajdel został nieco przykryty przez Sapkowskiego, który przykrył większość polskich pisarzy fantasy. Jest Sapkowski i długo, długo nic. Dobrze, że powoli to zaczyna się zmieniać i powracają takie nazwiska jak Zajdel, bo choć "Wiedźmin" to świetna i dobrze napisana fantastyka to jeśli ktoś szuka czegoś głębszego na miarę "Roku 1984" Orwella czy książek Lema to powinien sięgnąć po twórczość Zajdla.
Zajdla kojarzyłem dotychczas z nagrody im. Janusza A. Zajdla, którą zdobył m.in. Sapkowski i która w światku polskiej fantastyki wyrobiła już sobie pewną renomę. Jednak jakoś wówczas nie zainteresowałem się kim ten Zajdel był. Myślałem, że być może był to pisarz, który umarł młodo albo tragicznie i dlatego taka nagroda powstała. Dopiero ostatnimi czasy książki Zajdla...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wspaniale napisana powieść. Podobała mi się jeszcze bardziej od "Ziemi Obiecanej" w trakcie czytania której miałem kilka przestojów i dopiero w drugim tomie wkręciłem się w historię ówczesnej Łodzi. Nie pamiętam już czy przerabiałem "Chłopów" w szkole, a jeśli już to fragmenty, może pierwszy tom. Zapewne jak w przypadku innych lektur poprzestałem na przeczytaniu streszczenia i opracowania. Jest to jedna z tych książek do których warto powrócić już jako dorosły człowiek. Wówczas docenia się te wszystkie opisy, które pozwalają wczuć się w klimat wsi przełomu XIX i XX wieku.
Choć Reymont wprowadza czytelnika w życie Lipiec nieśpiesznie to i tak całkiem szybko zżyłem się z bohaterami i z zaciekawieniem śledziłem ich losy. Intryguje nie tylko wątek Macieja Boryny, Jagny i Antka, ale też inni bohaterowie przewijający się przez powieść. Parobek Kuba tak bardzo kochający zwierzęta, który brał udział w powstaniu styczniowym i którego już po jego śmierci szuka Jacek, krewny dziedzica. Temat powstania przewija się też w życiorysach innych postaci, a najbardziej u Rocha, który co 3 lata przychodzi do Lipiec uczyć dzieci, opowiada różne historie, a także bierze aktywny udział w życiu wsi pomagając chociażby w organizacji prac na polach i ściągając ludzi z sąsiednich wsi, w czasie kiedy prawie wszyscy lipieccy mężczyźni siedzieli w kryminale za bitwę o las. Jagustynka czy Jambroży swoimi przekpinkami i powiedzonkami wprowadzają do opowieści nieco wesołości i rubaszności. Pocieszny jest Witek ze swoim boćkiem. Nawet stara Jagata, którą poznajemy na początku powieści idącą na żebry i która wraca do Lipiec na wiosnę nie pozostawi nikogo obojętnym. Czy uda jej się umrzeć w rodzinnym domu i mieć godny pogrzeb? To pogodzenie się z życiem, jak i ze śmiercią jest najpiękniejsze w tej postaci.
Podoba mi się ta swojskość zawarta w powieści. Dość szybko przesiąkamy tym klimatem, w tą wiejską kulturę i zwyczaje. Jeśli jest mowa o tym, że ktoś do kogoś poszedł z wódką to znaczy, iż poszedł prosić o rękę. Dobieranie przyszłej małżonki względem tego jak położone są pola też ma swój urok i jakże jest praktyczne. Sądzę, że jeszcze na pegeerowskiej i popegeerowskiej wsi były dość podobne zwyczaje. Wydawać by się mogło, że życie chłopów nie było zbyt ciekawe i obserwowanie życia mieszkańców Lipiec będzie przeraźliwie nudne. Nic bardziej mylnego. Oprócz świąt, zwyczajów i prac gospodarskich wpisanych w poszczególne pory roku przyjdzie nam być świadkami wielu ciekawych zdarzeń.
Na uwagę zasługuje również forma. Podział powieści na cztery pory roku. Mało brakowało, a każdy z tomów miałby po 12 rozdziałów. Jesień ma 12., Zima 13., Wiosna 11., a Lato znowu 13. rozdziałów. Wystarczyło jeden z rozdziałów Zimy przesunąć do Wiosny i scalić któreś z dwóch końcowych rozdziałów Lata w jeden, bo te końcowe są krótkie w porównaniu z innymi. Ktoś mógłby powiedzieć, że to błaha rzecz, ale forma też w sztuce jest ważna i pobudza wyobraźnię. Warto też wspomnieć, że "Chłopi" zaczynają się od słów: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!", a kończą się słowami: "Ostańcie z Bogiem, ludzie kochane". Pięknie! Smutno mi się zrobiło gdy przeczytałem "Koniec". Mógłbym spędzić kolejny rok w Lipcach z ich mieszkańcami.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to byłyby to niekiedy zbyt rozwlekłe opisy, które chociaż barwne i piękne to miejscami zaczynają się powtarzać. Czasami jest więcej opisów pogody niż właściwej akcji. Z drugiej strony jeden z rozdziałów w którym Hanka szła do lasu po drewno sprawił, iż faktycznie mogliśmy się poczuć jak ona: idąc na mrozie, wśród śnieżnej zamieci, nie mogąc trafić do domu. Same opisy jak wspomniałem są piękne. Wschodzące słońce Reymont porównuje do hostii, a znowu ludzi modlących się w kościele do kwiatów czy kłosów schylających się pod wiatrem. To przeplatanie się przyrody i religii przewija się w trakcie całej powieści. Podczas jednej z procesji ksiądz komentuje stan poszczególnych pól. W ogóle miejscowy dobrodziej jest dość pocieszny. Skojarzył mi się z księdzem z "U Pana Boga za piecem", który oprócz odprawiania mszy zajmuje się gospodarstwem. Tutejszy dobrodziej kupuje byka co wprowadza w apopleksję młynarza czy gania w samych portkach za pszczołami by osiedlić je w swoim ulu. Choć trzeba przyznać, że unika trudnych decyzji i gdy coś się dzieje to wyjeżdża z wsi.
Podobnie jak przy okazji "Nocy i dni", tak w przypadku "Chłopów" oglądałem serial starając w książce i serialu być w tym samym miejscu. I w sumie nie mam się do czego przyczepić, gdyż twórcy serialu niezwykle pieczołowicie podeszli do tej ekranizacji. Są naturalnie różne przesunięcia w wątkach, ale nic co wpływało by na sens opowieści. Zauważy to ktoś kto jest świeżo po lekturze książki. Ot, jeden przykład z brzegu: w książce ślub Szymka i Nastusi ma miejsce już po powrocie Antka, w serialu jeszcze przed. Jeśli już jednak miałbym coś wytknąć to byłyby to ujęcia. Większość jest nieco klaustrofobiczna, brakuje większej liczby ujęć na szerokie plany by pokazać piękno przyrody, której tak wiele opisów było w książce. Nawet kiedy była okazja by zaprezentować szerszy plan np. podczas procesji to dostawaliśmy mocne zbliżenia na twarze. Interesuje mnie jak wypadł film pod tym względem, bo w tamtych czasach często serial i film kręcono innymi kamerami. Ale nigdzie wersji filmowej z 1973 r. znaleźć nie mogłem. Ciekaw jestem też filmu od twórców "Twojego Vincenta". Zdaję sobie sprawę, że będzie sporo skrótów, nie sposób w niespełna dwugodzinnym filmie zawrzeć całej głębi powieści Reymonta.
Wspaniale napisana powieść. Podobała mi się jeszcze bardziej od "Ziemi Obiecanej" w trakcie czytania której miałem kilka przestojów i dopiero w drugim tomie wkręciłem się w historię ówczesnej Łodzi. Nie pamiętam już czy przerabiałem "Chłopów" w szkole, a jeśli już to fragmenty, może pierwszy tom. Zapewne jak w przypadku innych lektur poprzestałem na przeczytaniu...
więcej Pokaż mimo to