Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Pomysł ciekawy, wykonanie... no powiedzmy, że przyzwoite. Zabrakło mi opisu, czym każdy dystrykt się zajmował, a może taki opis był, a to ja czytałam nieuważnie?
Natomiast musiałam, po prostu musiałam odjąć punkta z oceny za Katniss i za tę najokropniejszą z okropnych narracji, czyli pierwszoosobowa teraźniejsza! Cóż to za okrutnie wkurzająca bohaterka, po prostu nie daje się jej lubić. Zaliczam ją do kategorii "jestem wstrętym chamem dla wszystkich, którzy mi się nie podobają, ale mam dobre serduszko przecież, dlaczego oni tego nie widzą i mnie nie doceniają?". Jest okropną hipokrytką, tu się stawia, że nie będzie grała według reguł organizatorów Igrzysk, a mizdrzy się w sukience na prezentacji, na arenie gra pod publikę, itd. I to jej ciągłe przekonanie, że "teraz na pewno jestem na ekranach, teraz kamery na pewno mnie pokazują", Katniss, jakby no, nie jesteś na arenie sama, może gdzieś akurat trwa jakaś walka, a widzów mało obchodzi, jak umierasz z pragnienia. Jak na tak cyniczną osobę ma zadziwiające powody do zawarcia z kimś sojuszu - ot, wystarczy przypominać jej młodszą siostrę i już sympatia wzbudzona.

Pomysł ciekawy, wykonanie... no powiedzmy, że przyzwoite. Zabrakło mi opisu, czym każdy dystrykt się zajmował, a może taki opis był, a to ja czytałam nieuważnie?
Natomiast musiałam, po prostu musiałam odjąć punkta z oceny za Katniss i za tę najokropniejszą z okropnych narracji, czyli pierwszoosobowa teraźniejsza! Cóż to za okrutnie wkurzająca bohaterka, po prostu nie daje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka dla inteligentych inaczej, a Bóg wie, że wielkich wymagań co do niej nie miałam. Nawet jak na zwykłe czytadło jest po prostu zła.
Są oczywiście sprawy drobne, jak fatalna narracja, czas akcji rozwleczony do imentu, ciągłe mylenie imion bohaterów, beznadziejne wstawki "tego samego marcowego dnia, trochę później" po milion razy, nie wiadomo właściwie po co, itd. I są sprawy grubszego kalibru.
1) Opowieść i bohaterowie o głębokości kropli wody na podłodze. Właściwie nie wiadomo, czemu w ogóle się w sobie zakochują, bo jedyne co widzimy, to w sumie ich atrakcyjność fizyczna. Tak naprawdę nie mamy szansy poznać ich bliżej z jakiejkolwiek innej strony. Najważniejszą sprawą jest seks, do tego stopnia, że koleżanki tytułowej Pauli oczekują od niej, że na pierwszej randce da się przelecieć facetowi, z którym czatowała w internecie! Sprawa utraty dziewictwa przez Paulę jest dla nich tak ważna, że postanawiają umożliwić jej to w urodziny, wynajmując dla niej i jej chłopaka pokój w hotelu.
2) Nieustanne drobiazgowe opisy wszystkiego - jak bohater/ka się ubiera, a raczej jak po czyimś boskim, seksownym ciele ześlizguje się dana część ubrania, bierze prysznic (z dokładnym opisem, którą część ciała właśnie myje, lecz z pominięciem bardzo intymnej części ciała, no brudas jeden, pupy nie umył!) pije kawę, dokonuje trudnych wyborów, co na siebie włożyć, takie rzeczy. Wiadomo, kolor swetra ważna rzecz, tak samo brać kurtkę, czy nie brać? Oto jest pytanie.
3) Bohaterowie wielokrotnie jeżdżą po alkoholu. Brak słów.
4) Alex pisarz. Niee, to jest tak potworny cringe, że pięści same się zaciskają. Pisarz, autor, romantyk. Tak romantyczny, że w swojej powieści rozważa "zafundowanie sceny erotycznej" swojej czternastoletniej bohaterce i dwudziestopięcioletniemu bohaterowi. Człowieku, czy ty jesteś normalny? Czy nie dzwoni ci w główce, że to jakaś chora fantazja, podchodząca pod pedofilię? Że łączenie dziecka, które chodzi do szkoły, w relację z dorosłym gościem, i do tego jeszcze erotyczną, jest obrzydliwe?
Do tego nasz "pisarz" autentycznie stawia swoją twórczość na poziomie... Tolkiena i Rowling! On poważnie rozważa, jak oni to zrobili, że ktoś się zainteresował ich twórczością! Hmm, no może, kolego, mieli do przekazania jakieś wartościowe treści na przykład, a nie takie pedofilskie grafomaństwo, jakie prezentujesz ty.
Gdyby to coś było fanfikiem, napisanym przez nastolatkę, ok, nie zdziwiłabym się. Natomiast to, że ten gniot wylągł się w głowie faceta po trzydziestce uważam za co najmniej niesmaczne.

Książka dla inteligentych inaczej, a Bóg wie, że wielkich wymagań co do niej nie miałam. Nawet jak na zwykłe czytadło jest po prostu zła.
Są oczywiście sprawy drobne, jak fatalna narracja, czas akcji rozwleczony do imentu, ciągłe mylenie imion bohaterów, beznadziejne wstawki "tego samego marcowego dnia, trochę później" po milion razy, nie wiadomo właściwie po co, itd. I są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Historia dobra, ale zmieniłabym trzy rzeczy - narrację pierwszoosobową (bleh!), czas teraźniejszy narracji, i te beznadziejne opisy typu "zdejmuję prawy but, zdjemuję lewy but, zdejmuję prawą skarpetkę, zdejmuję lewą skarpetkę", naprawdę nie ma potrzeby drobiazgowo relacjonować czynności, które każdy z nas mniej więcej zna z życia codziennego.
Główna bohaterka była mi zupełnie obojętna, do momentu, kiedy to popisała się swoją olśniewającą zdolnością rozumowania, celowo śmiertelnie strzelając do przyjaciela, a do wroga tylko tak, żeby go zranić.

Historia dobra, ale zmieniłabym trzy rzeczy - narrację pierwszoosobową (bleh!), czas teraźniejszy narracji, i te beznadziejne opisy typu "zdejmuję prawy but, zdjemuję lewy but, zdejmuję prawą skarpetkę, zdejmuję lewą skarpetkę", naprawdę nie ma potrzeby drobiazgowo relacjonować czynności, które każdy z nas mniej więcej zna z życia codziennego.
Główna bohaterka była mi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Główna opowieść dobra, ale o wiele za dużo nic niewnoszących wątków pobocznych, jak np. opisów ulic Paryża i architektury. Gdybym chciała znać takie szczegóły, to sięgnęłabym po jakiś przewodnik po Paryżu, a nie powieść.

Główna opowieść dobra, ale o wiele za dużo nic niewnoszących wątków pobocznych, jak np. opisów ulic Paryża i architektury. Gdybym chciała znać takie szczegóły, to sięgnęłabym po jakiś przewodnik po Paryżu, a nie powieść.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Po raz kolejny jestem zachwycona Zoyą i Nikołajem razem i każdym z osobna. Zoya dostała super moce, jest jeszcze potężniejsza niż była, a NIkołaj... No cóż, Nikołaj jest Nikołajem, nie da się go nie kochać.
Czytało mi się bardzo dobrze, choć mam wrażenie, że pojawiło się trochę za dużo wątków "na siłę". Autorka dosłownie upchnęła tu już wszystko - Fjerdę, Shu Han, Zmrocza, nawet Wrony. No dobrze, powiedzmy, że Fjerda już musiała być, no bo ten wątek zaczął się w pierwszej części. Zmrocz, no ok, niech będzie, powiedziała tu o nim to, co powinno być powiedziane w Cieniu i Kości, i mogło być tam powiedziane, gdyby nie beznadziejna pierwszoosobowa narracja. Wrony lubią chyba wszyscy, to nie był problem. Ale Shu Han i kherguudowie? To już chyba przesada, nie musieliśmy śledzić losów Ehri i Mayu, niewiele to potem wniosło do fabuły.
Romans Niny bardzo mi nie leżał, oj bardzo. Na co to było? Już od jej pierwszego spotkania z Hanne było widać gołym okiem, że Nina się zakochuje, trochę szybko, bo dopiero co tak opłakiwała Mathiasa. No i jakoś czytając Wrony i poznając tam Ninę, nie wyobrażałam sobie, że akurat ona skończy z dziewczyną, to trochę tak jakby dać teraz Kazowi chłopaka.

Po raz kolejny jestem zachwycona Zoyą i Nikołajem razem i każdym z osobna. Zoya dostała super moce, jest jeszcze potężniejsza niż była, a NIkołaj... No cóż, Nikołaj jest Nikołajem, nie da się go nie kochać.
Czytało mi się bardzo dobrze, choć mam wrażenie, że pojawiło się trochę za dużo wątków "na siłę". Autorka dosłownie upchnęła tu już wszystko - Fjerdę, Shu Han, Zmrocza,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nikołaj i Zoya - czy można chcieć czegoś więcej?
Strasznie się cieszę, że Bardugo dostrzegła potencjał Zoyi i zdecydowała się rozwinąć jej postać. To jest materiał na główną bohaterkę - piękna, silna, ostra, czasem bezwzględna, a nie takie chuchro jak Alina Starkov. Do tego dochodzi cała jej historia, powiązania ze Zmroczem, stopniowe przebudzenie. Na to właśnie czekałam. Jak wspaniała mogłaby być cała seria Cień i Kość, gdyby nie oparła się na motywie "wreszcie znalazła się jedna dziewczyna z ludu, prostaczka o wielkiej mocy, która mimo to była słabiutka, a jednak pokonała wielkiego Zmrocza", bo takich motywów w literaturze młodzieżowej mamy na pęczki. Zamiast tego chciałabym przeczytać to, co pośrednio pojawia się w Królu z bliznami - historię oddanej Zmroczowi griszy, która stopniowo zauważa swoje zaślepienie, by w końcu zacząć go nienawidzić i przeciwstawić się mu. I przy tym nie wypiera się żałośnie swoich mocy, ona się nimi upaja, chce być silna. Ale i tak dzięki, Leigh Bardugo, że nie zmarnotrawiłaś tego motywu, tylko rzuciłaś go w swoje następne, o wiele lepsze powieści. W ogóle porzucenie narracji pierwszoosobowej sprawiło, że styl autorki rozkwita.
Trochę niepotrzebny wątek Niny w Fjerdzie, według mnie to materiał na oddzielną historię, w tej części jakoś to nijak się miało do głównej akcji związanej z Ravką.

Nikołaj i Zoya - czy można chcieć czegoś więcej?
Strasznie się cieszę, że Bardugo dostrzegła potencjał Zoyi i zdecydowała się rozwinąć jej postać. To jest materiał na główną bohaterkę - piękna, silna, ostra, czasem bezwzględna, a nie takie chuchro jak Alina Starkov. Do tego dochodzi cała jej historia, powiązania ze Zmroczem, stopniowe przebudzenie. Na to właśnie czekałam....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardugo się rozkręciła, świetny finał.
Strasznie było mi przykro, że autorka tak skrzywdziła Nikołaja, ale muszę przyznać, że był to genialny zabieg pisarski, zadziała się akcja, wzbudziło emocje, wszystko jak trzeba. (W ogóle czy tylko mnie Nikołaj się strasznie kojarzy z Hauru z tego anime Ruchomy zamek Hauru?) Jeszcze lepiej dla akcji byłoby, gdyby Mal pozostał martwy, bardzo jestem ciekawa, jak wtedy wyglądałoby zakończenie.
Niepotrzebnie wprowadzony wątek LGBT, dobre chociaż to, że jest to zrobione naprawdę naturalnie, bez żadnych wyjaśnień, bez roztkliwiania, ot, po prostu Tamar i Nadia są parą, nie ma żadnego szumu.

Bardugo się rozkręciła, świetny finał.
Strasznie było mi przykro, że autorka tak skrzywdziła Nikołaja, ale muszę przyznać, że był to genialny zabieg pisarski, zadziała się akcja, wzbudziło emocje, wszystko jak trzeba. (W ogóle czy tylko mnie Nikołaj się strasznie kojarzy z Hauru z tego anime Ruchomy zamek Hauru?) Jeszcze lepiej dla akcji byłoby, gdyby Mal pozostał martwy,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nikołaj jest fantastyczny, zdegradował Zmrocza na drugie miejsce w moim rankingu ulubionych postaci z tej serii.
Alina po staremu wkurza, wciąż się rumieni, pochłania ją ten beznadziejny związek z Malem, ach, i zamiast istotnymi sprawami, zajmuje się takimi szczegółami, jak mieszanie zakonów griszów, bo w obliczu zagrożenia atakiem Zmrocza nie ma nic ważniejszego od tego, żeby griszowie nie jedli dłużej przy stołach tylko z griszami z tego samego zakonu. Mimo to historia fajnie się rozwija i nie nudzi.
Słówko o przekładzie - chyba nawaliła korekta, bo niektóre zdania są tak dziwnie skonstruowane, nie czyta się tego dobrze. Trzy przykłady: "Ja za tobą też tęskniłem, Alino", "Dlaczego nie powiedzieliście mi po prostu?" "Bardzo jest źle?". Tak, moim zdaniem "bardzo jest źle" z konstrukcją tych zdań.

Nikołaj jest fantastyczny, zdegradował Zmrocza na drugie miejsce w moim rankingu ulubionych postaci z tej serii.
Alina po staremu wkurza, wciąż się rumieni, pochłania ją ten beznadziejny związek z Malem, ach, i zamiast istotnymi sprawami, zajmuje się takimi szczegółami, jak mieszanie zakonów griszów, bo w obliczu zagrożenia atakiem Zmrocza nie ma nic ważniejszego od tego,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo ciekawa historia, dobry pomysł z osadzeniem opowieści w świecie wzorowanym na rosyjskim, wniosło to trochę świeżości do tych wszystkich "zangielszczonych" książek, świetny czarny charakter.
Jest to debiutancka powieść Bardugo, stąd zapewne pewne niedociągnięcia. Po pierwsze - Alina. No Matko Boska, jakaż ona jest irytująca i marudna, przez całą książkę nic tylko non stop się rumieni, taka wrażliwa. Najbardziej chyba wkurzyła mnie tym durnym wypieraniem się mocy po teście Zmrocza. No na własne oczy widziała i sama poczuła, że coś z niej wydobył, ale nadal idzie w zaparte i zaprzecza, że to nie jej moc. Mal również mi się nie spodobał, ogółem ta para jest tak wkurzająca, że nie da się im kibicować, o wiele większą sympatię budzi we mnie Zmrocz czy Zoya.
Pojawiają się też dziwne nieścisłości (albo to ja czegoś nie rozumiem). Volcry uciekają przed światłem Aliny, ale wcześniej Zmrocz używa do ich przyzwania... ognia. A czy ogień to nie jest przypadkiem światło? Powinny chyba też od niego uciekać, a nie przylatywać. Zabrakło mi też jakichś większych szczegółów, dlaczego właściwie Alina tak się bała, że Zmrocz ukaże ją za brak mocy, bo ta historyjka ze zdrajcą, któremu kazał zalepić usta na stałe, to trochę mało, w końcu ona się jeszcze wtedy żadnej zdrady nie dopuściła.
Wydaje mi się też, że jednak nazwiska powinny być przepisane na polską pisownię - zamiast v powinno być w. Bo jeżeli pochodzą one z języka rosyjskiego, to w oryginalnej pisowni również byłyby zapisane przez w. W angielskim musiało być użyte v ze względu na to, że w zmieniłoby zupełnie wymowę takiego imienia/nazwiska. W języku polskim nie mamy takich ograniczeń. Stąd potem biorą się takie kwiatki, jak facet o imieniu Lev z późniejszą odmianą komu? czemu? "Levowi"!(bo przecież nieznany nam jest chociażby Lew Tołstoj, żeby tak to imię zapisać), czy David, gdzie już nie wiadomo w sumie, czy to Dawid czy "Dejwid" ma być.
Nie podobały mi się też pojawiające się powtórzenia - Alina cały czas się rumieni, przy każdym zbliżeniu Apparata trzeba podkreślać, że pachnie pleśnią i grobem, niepotrzebne to. Uderzył mnie też opis "wykafelkowane piece". Dlaczego tak? To już nie można było powiedzieć po prostu "kaflowe"? I dlaczego Alina "z wdziękiem" pokazuje język Genyi? Jak to w ogóle brzmi?
Książka byłaby o wiele lepsza, gdyby nie była pisana w pierwszej osobie.

Bardzo ciekawa historia, dobry pomysł z osadzeniem opowieści w świecie wzorowanym na rosyjskim, wniosło to trochę świeżości do tych wszystkich "zangielszczonych" książek, świetny czarny charakter.
Jest to debiutancka powieść Bardugo, stąd zapewne pewne niedociągnięcia. Po pierwsze - Alina. No Matko Boska, jakaż ona jest irytująca i marudna, przez całą książkę nic tylko non...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak ja się cieszę, że to przeczytałam, chociaż początkowo miałam opory. Dzięki "Listom" wreszcie w pełni zrozumiałam, jak inteligentnym człowiekiem był Sienkiewicz i jak genialne miał poczucie humoru (owszem, humor widać chociażby w Trylogii, ale dopiero po tej lekturze uświadomiłam sobie, jak wiele z samego siebie dał tam Sienkiewicz).

Jak ja się cieszę, że to przeczytałam, chociaż początkowo miałam opory. Dzięki "Listom" wreszcie w pełni zrozumiałam, jak inteligentnym człowiekiem był Sienkiewicz i jak genialne miał poczucie humoru (owszem, humor widać chociażby w Trylogii, ale dopiero po tej lekturze uświadomiłam sobie, jak wiele z samego siebie dał tam Sienkiewicz).

Pokaż mimo to


Na półkach:

Disney zrobił to lepiej w Planecie skarbów. Ponieważ najpierw oglądałam Planetę, a potem czytałam Wyspę skarbów, bardzo brakowało mi przede wszystkim relacji Jima z Silverem, ogromnego rozwoju Jima, wyciągniętego z wyprawy, i charakteru samego Jima. Planeta miała w sobie głębię, której tu mi zabrakło.

Disney zrobił to lepiej w Planecie skarbów. Ponieważ najpierw oglądałam Planetę, a potem czytałam Wyspę skarbów, bardzo brakowało mi przede wszystkim relacji Jima z Silverem, ogromnego rozwoju Jima, wyciągniętego z wyprawy, i charakteru samego Jima. Planeta miała w sobie głębię, której tu mi zabrakło.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Chciałam przeczytać jakiś odmóżdżacz, ale stwierdziłam, że sięgnę jeszcze wcześniej po tę właśnie książkę. Pierwsze zdanie wydało mi się więcej niż obiecujące, więc jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że zaliczę ją właśnie do owych odmóżdżaczy. Okropne rozczarowanie, koszmarna główna bohaterka, skoncentrowana wyłącznie na sobie i beznadziejna narracja przez nią prowadzona. Tematyka i styl jak ze słabych czytadeł dla nastolatek - rzygi, seks, psychiatryk i samobójstwa.

Chciałam przeczytać jakiś odmóżdżacz, ale stwierdziłam, że sięgnę jeszcze wcześniej po tę właśnie książkę. Pierwsze zdanie wydało mi się więcej niż obiecujące, więc jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że zaliczę ją właśnie do owych odmóżdżaczy. Okropne rozczarowanie, koszmarna główna bohaterka, skoncentrowana wyłącznie na sobie i beznadziejna narracja przez nią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Antoni Kosiba naprawdę nazywa się... Rafał Wilczur." Pozamiatane.

"Antoni Kosiba naprawdę nazywa się... Rafał Wilczur." Pozamiatane.

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Bez maski Clark Aubrey, Lisa Jane Smith
Ocena 7,1
Bez maski Clark Aubrey, Lisa ...

Na półkach:

Bardzo podobał mi się pomysł powrotu Eleny do przeszłości, natomiast jego wykonanie... Może podsumuję starania autorki w ten sposób - dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Zabrakło zupełnie klimatu pierwszego tomu stworzonego przez Smith, chyba mojego ulubionego z całej serii, nawet mimo pisarskich niedociągnięć.
Ta część roi się od błędów, którymi nie bardzo wiem, kogo obciążyć, czy autorkę, czy tłumaczkę, wyjdzie więc pewnie mniej więcej po równo, a zaraz bezlitośnie wypunktuję tu wszystko, co zapamiętałam.
1) Nagła zmiana nazwiska Salvatore na Salvadore! No naprawdę, to chyba można zwalić tylko na tłumaczkę, może to jakaś literówka, która później została niestety powielona w całym tomie.
2) Nieścisłości co do śmierci rodziców Eleny - raz umierają, gdy ma około 15/16 lat, a zaledwie parę kartek dalej, kiedy Elena ma 12 lat.
3) Damon mieszkający na cmentarzu, w mauzoleum! Brak słów.
4) Za dużo nawiązań do serialu - kto oglądał, ten wie. Elena mówiąca do Damona-kruka "Cześć, ptaszku", spotkanie Eleny i Stefano na cmentarzu, gdy Elena skaleczyła sobie nogę, buszowanie Damona w rzeczach Eleny, i to podwójne wołanie Eleny "Katherine!", co prawda nie zaglądała wtedy do grobu, jak w serialu, tylko do tunelu Katherine, ale i tak, natychmiast miałam tę scenę przed oczami.
5) Jakże istotna zmiana koloru ubrania. Elena ubiera się w niebieski podkoszulek, po czym stwierdza, że wygląda jak malinowy deser lodowy. No fajnie, jeszcze nie widziałam niebieskich malin. (Oczywiście w pierwszym tomie podkoszulek był różowy, kto się machnął w tym? Nie wiadomo.)
6) Wszystko jakoś tak łatwiutko idzie, mimo problemów.

Bardzo podobał mi się pomysł powrotu Eleny do przeszłości, natomiast jego wykonanie... Może podsumuję starania autorki w ten sposób - dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Zabrakło zupełnie klimatu pierwszego tomu stworzonego przez Smith, chyba mojego ulubionego z całej serii, nawet mimo pisarskich niedociągnięć.
Ta część roi się od błędów, którymi nie bardzo wiem, kogo...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Bez szans Clark Aubrey, Lisa Jane Smith
Ocena 6,7
Bez szans Clark Aubrey, Lisa ...

Na półkach:

Jakim cudem Elena i Stefano mają kota, skoro zwierzęta podobno boją się wampirów?

Jakim cudem Elena i Stefano mają kota, skoro zwierzęta podobno boją się wampirów?

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta część była poprawna, więcej nic o niej nie można powiedzieć. Osobiście nie podoba mi się, ale starałam się być obiektywna w ocenie. Książka ma w sobie mnóstwo elementów, które nie sprzyjają ani ciągłości fabuły, ani jakiejś logice.
1) Drobny szczegół co do ciągłości - młode wampiry nie strzelają płomieniami i nie opadają potem na ziemię w postaci kupki popiołu [patrz: cz. 1, śmierć Eleny-wampira].
2) Cały proces oswajania Chloe z byciem wampirem jest tak źle poprowadzony przez Stefano, tragicznie wręcz. Zamiast pomagać jej żyć między ludźmi, Stefano każe jej mieszkać w jakimś opuszczonym hangarze, za całe towarzystwo mając wyłącznie Matta. Jak ona ma potem dobrze funkcjonować między ludźmi i nie czuć pragnienia krwi, skoro nie ma z nimi kontaktu, nie oswaja tematu, a wyłącznie się chowa?
3) Elena-Strażniczka, która chce Mocy, ale nie chce Mocy, bo żeby ją dostać, to będzie musiała się komuś podporządkować, a te zasady jej nie leżą. Nie znoszę takich wątków, w których bohater nie chce przyjąć swojego dobrego (podkreślam, DOBREGO) przeznaczenia, bo nie, po prostu nie chce i koniec, widział dla siebie coś innego.
4) Kolejny motyw, którego naprawdę, naprawdę nie znoszę - pamiętnik matki Eleny. Nie znamy historii cudownej mocy w krwi Eleny? Nie ma sprawy. Jej matka prowadziła pamiętnik. Tak się składa, że opisała nam tam całą historię, wszystko co musimy wiedzieć, w jednym wpisie. Ba! Nawet nie fatygowała się, żeby zapisać cokolwiek innego, nasz wszystko mówiący wpis zaczyna się na pierwszej stronie i kończy na ostatniej, dalej nic już nie ma, nie trzeba zbierać całego jej życia z różnych randomowych wpisów, ładnie nam wszystko podsumowała.
5) Kolejny wątek z matką Eleny i, jak się okazuje, także Katherine. Po co? Niepotrzebny zupełnie, po co jeszcze bardziej mieszać tą i tak już wymieszaną fabułę? O wiele bardziej podobało mi się, jak w pierwszej części Katherine lekkim tonem zbywa całe to podobieństwo z Eleną "Chyba musi być ze mną spokrewniona, wygląda podobnie". Wystarczy.
6) Strażnicy i ich decyzje - diaboliczny pierwotny wampir powraca na ziemię, płonąc chęcią zemsty? Niee, doczepmy się do Damona, który akurat ma małe załamanie nerwowe. A w ramach ułaskawienia dajmy mu taką super więź z Eleną, żeby nie mógł jeść normalnie.

Ta część była poprawna, więcej nic o niej nie można powiedzieć. Osobiście nie podoba mi się, ale starałam się być obiektywna w ocenie. Książka ma w sobie mnóstwo elementów, które nie sprzyjają ani ciągłości fabuły, ani jakiejś logice.
1) Drobny szczegół co do ciągłości - młode wampiry nie strzelają płomieniami i nie opadają potem na ziemię w postaci kupki popiołu [patrz:...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu tej części zrobiło mi się żal Matta. Przez swoich tzw. "przyjaciół" stracił szansę na naprawdę dobre studia ukierunkowane na karierę sportową, a tak naprawdę nie był im tam wcale potrzebny, bo jako jedyny z grupy jest zwykłym człowiekiem, nie ma żadnych specjalnych umiejętności do walki z nadprzyrodzonymi mocami.
Doceniam podjętą przez ghostwritera próbę wyjaśnienia Mocy Eleny z poprzednich części, chociaż mam mieszane uczucia co do rezultatu, chyba jednak nastąpiło za dużo kombinowania.
Dobre było też to, jak Elena pomyliła miłość swojego życia, jedynego cudownego Stefano z... kelnerem! Poza tym jak zwykle wykazuje się cudownym brakiem logiki - całować jednego brata, będąc w związku z drugim? Nie ma sprawy. Iść potańczyć z nowym znajomym na imprezie? Hmm, czy na pewno powinna? Czy to aby nie zdrada?
Mimo wszystko uważam tę część za całkiem dobrą, czytało się przyjemnie.

Po przeczytaniu tej części zrobiło mi się żal Matta. Przez swoich tzw. "przyjaciół" stracił szansę na naprawdę dobre studia ukierunkowane na karierę sportową, a tak naprawdę nie był im tam wcale potrzebny, bo jako jedyny z grupy jest zwykłym człowiekiem, nie ma żadnych specjalnych umiejętności do walki z nadprzyrodzonymi mocami.
Doceniam podjętą przez ghostwritera próbę...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Fantom Lisa Jane Smith, ghostwriter
Ocena 6,5
Fantom Lisa Jane Smith, gh...

Na półkach:

Nieco lepiej pod względem stylu i fabuły, historia zbudowana bardziej logicznie, można powiedzieć, że idziemy po nitce do kłębka. Ogólnie rzecz biorąc, ghostwriter poradził sobie nieźle, a na pewno nie jest łatwym zadaniem kontynuowanie cudzej powieści. Nie znaczy to jednak, że udało się uniknąć błędów, jak np. w przypadku fantoma - swoje pierwsze ofiary wyraźnie próbuje zabić, natomiast przy pozostałych spuszcza z tonu - Bonnie, Elena i Matt nie są wystawieni na żadne niebezpieczeństwo, po prostu ogarnia ich zazdrość i bum! fantom ich porywa. Po zabraniu Matta nie pojawia się też żadne nowe imię, czyżby fantom nie miał ochoty ani na Stefana, ani na Alarica?
Nie czaję też tego fragmentu tyczącego się Klausa:
"- Czy to znaczy, że Klaus ciągle żyje? Mógłby tu przyjść, mógłby teraz prześladować twoją rodzinę?
- Myślałam o tym - odparła Meredith zadowolona, że rozmowa zeszła na kwestie praktyczne. - Ale nie sądzę. Elena poprosiła Strażników, żeby zmienili Fell's Church w taki sposób, żeby Klausa nigdy tu nie było. Nie prosiła, żeby zmienili Klausa ani jego życie. Dla niego wszystko zostaje po staremu: był tu, bardzo dawno temu, a teraz nie żyje."
No to chwilę. to w końcu był tam czy go nie było? Bo z tego fragmentu to wychodzi na to, że nie był, ale jednak był.

Nieco lepiej pod względem stylu i fabuły, historia zbudowana bardziej logicznie, można powiedzieć, że idziemy po nitce do kłębka. Ogólnie rzecz biorąc, ghostwriter poradził sobie nieźle, a na pewno nie jest łatwym zadaniem kontynuowanie cudzej powieści. Nie znaczy to jednak, że udało się uniknąć błędów, jak np. w przypadku fantoma - swoje pierwsze ofiary wyraźnie próbuje...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Tradycyjnie również ta część jest chaotyczna, a najlepszym tego przykładem jest chyba scena z policją, która nawiedza pensjonat pani Flowers wczesnym rankiem, a kiedy udaje im się ich pozbyć, to nagle jest już wieczór, a Elena i Stefano szybciutko idą spać. Pojawiają się znowu zaczęte i niekontynouwane wątki, jak ten z tajemniczym bólem serca Eleny, pojawiło się to chyba tylko po to, żeby Damon mógł ten ból zabrać i dostać za to pocałunek od Eleny. (I nie, Eleno, taki pocałunek nie jest nagrodą, którą możesz obdarzyć kogoś, będąc w związku, choćby nie wiem jak ci pomógł. Absolutnie nie shipuję Steleny, nie podoba mi się po prostu to, jak Elena bezczelnie obcałowuje obu braci, twierdząc przy tym, jak to szalenie kocha Stefano i tylko Stefano.)
Elena wydziera się na Damona, że "zabrałeś Bonnie ze sobą do Mrocznych Wymiarów. [...] Zaciągnąłeś ją tutaj, a potem porzuciłeś." A jak to zaciąganie wyglądało? "A potem skoczył do dziury. Tylko że, niestety, został zatrzymany. Ledwo zdążył ugiąć kolana, coś uderzyło go z prawej strony.[...] - Ludzka istoto, mówiłem już, żebyś mnie puściła! - warknął. Wyszczerzył na nią [Bonnie] zęby, co miało tylko taki efekt, że przywarła do niego jak koala, nogi oplotła wokół jego bioder.[...] Bonnie - zaczął cicho - jestem teraz śmiertelnie poważny. Jeśli nie puścisz mnie po dobroci, to zmuszę cię do tego. Nie będziesz zachwycona. [...] Daj jej [Meredith] rękę! - ryknął Damon". Kurtyna.
Mimo wszystko nawet lubię tę część, ostatnią naprawdę pisaną przez Smith.

Tradycyjnie również ta część jest chaotyczna, a najlepszym tego przykładem jest chyba scena z policją, która nawiedza pensjonat pani Flowers wczesnym rankiem, a kiedy udaje im się ich pozbyć, to nagle jest już wieczór, a Elena i Stefano szybciutko idą spać. Pojawiają się znowu zaczęte i niekontynouwane wątki, jak ten z tajemniczym bólem serca Eleny, pojawiło się to chyba...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Napisana lepiej niż cz. 2, ale wciąż nieco chaotyczna. Pojawiają się np. takie kwiatki, jak sugestia, że matka Stefano to jedyna matka, jaką znał Damon. Że co? Mam rozumieć, że są braćmi przyrodnimi? Temat nigdy więcej nie powraca.
Elena wciąż obściskuje się z Damonem i się z nim całuje, jednocześnie twierdząc, że kocha Stefano. Prawdziwa miłość, nie ma co.

Napisana lepiej niż cz. 2, ale wciąż nieco chaotyczna. Pojawiają się np. takie kwiatki, jak sugestia, że matka Stefano to jedyna matka, jaką znał Damon. Że co? Mam rozumieć, że są braćmi przyrodnimi? Temat nigdy więcej nie powraca.
Elena wciąż obściskuje się z Damonem i się z nim całuje, jednocześnie twierdząc, że kocha Stefano. Prawdziwa miłość, nie ma co.

Pokaż mimo to