Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

"Zaufaj mi" to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki na papierze. Jej styl pisania jest lekki, przez co książkę czyta się bardzo szybko. Historia nie jest skomplikowana, dzięki czemu czytelnik łatwo przez nią brnie. W tej pozycji nie dostaniecie bogatej palety emocji, lecz prostą fabułę, którą można określić jako schematyczną. Akcja w książce rozwija się bardzo szybko, co nie przypadło mi do gustu. Sądzę że nie zostanie ona ze mną na dłużej, a dlaczego tak uważam przedstawię w dalszej części recenzji.
Meghan jedynie czego chciała od życia to zdać medycynę i zacząć pomagać ludziom. Jednak te marzenia zaburza pojawienie się niejakiego Ethana Hudsona. Mężczyzny, który jest najpopularniejszym i najbogatszym biznesmenem w USA. Jego życie opiera się na inwestycjach, ogromnej liczbie pieniędzy na koncie oraz braku chwili wytchnienia. Ethana pragnie każda kobieta oprócz Meghan, która całkowicie różni się od pozostałych. Czy kobieta zaufa mu i wpuści do swojego życia?
Z tą pozycją poznałam się, gdy była ona jeszcze dostępna na platformie Wattpad. Byłam ciekawa czy w wersji papierowej będzie również tak samo mi się podobać, co na platformie. Jednak tak nie było. Akcja gnała strasznie szybko, przez co miałam wrażenie, że cały czas pojawiają się nowe wątki, a poprzednie nie zostają dokończone. Oprócz samej akcji bardzo szybko rozwijał się wątek romantyczny, co jest dla mnie bardzo dużym minusem. Już na samym początku książki była pokazana wielka miłość bohaterów, gdzie miałam wrażenie, że oni się praktycznie nie znają. Można powiedzieć, że już po kilku rozdziałach byli w sobie zakochani. Mimo odstępów czasowych w relacji Meghan i Ethana, nie potrafię przyjąć tak szybkiego rozwoju ich uczucia i prawdziwości ich relacji. Podsumowując, dla mnie ta relacja jest zbyt prosta i wyidealizowana. Fabuła skupia się na losach Ethana i Meghan, którzy są bohaterami przewidywalnymi. Kobieta ma za sobą trudną przeszłość. Wywodzi się z patologicznej rodziny i wychowywana w przytułkach dla bezdomnych i domach dziecka. Stara się jak najlepiej radzić siebie w życiu i aktualnie jest studentką ostatniego roku medycyny, jednak przez traumy ma problemy ze zaufaniem. Natomiast Ethan o wszystko co posiada walczył sam. Rozwinął potężną firmę i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych rekinów biznesu. Tak jak już wspomniałam, nie odczułam u bohaterów tej miłości, która została opisana. Brakowało mi tutaj większych plot twistów, punktu zaczepienia czy pokazania stopniowego poznawania się postaci.
Podsumowując, ta książka nie porwała mnie, mimo naprawdę dobrego pióra autorki. Niestety teraz w tej historii coś mi nie pasuje, patrząc na kilka lat wstecz jak czytałam ją po raz pierwszy. Mam nadzieję, że inne książki autorki bardziej mi się spodobają. Jest to tylko moja opinia, a u każdego czytelnika jest inna, więc zachęcam do wyrobienia własnego zdania na temat tej pozycji.

"Zaufaj mi" to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki na papierze. Jej styl pisania jest lekki, przez co książkę czyta się bardzo szybko. Historia nie jest skomplikowana, dzięki czemu czytelnik łatwo przez nią brnie. W tej pozycji nie dostaniecie bogatej palety emocji, lecz prostą fabułę, którą można określić jako schematyczną. Akcja w książce rozwija się bardzo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Bez tchu" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jennifer Niven. Styl pisania autorki jest magiczny i poetycki, przekazuje głębie tej historii. Książka opowiada o dorastaniu, poszukiwaniu prawdy o sobie i samego siebie oraz o pierwszej prawdziwej miłości. W tej pozycji znajdziecie rollercoaster emocji, przez radość, zdenerwowanie, aż po smutek. Z jednej strony ubolewam, że sięgnęłam po nią dopiero teraz, a z drugiej cieszę się z tego powodu, bo wiem że lepiej zrozumiałam głębie tej pozycji. Żywię nadzieję, że ta historia trafi do większej ilości czytelników, niż do tej pory.
Claudine ma zaplanowaną nadchodzącą przyszłość. Wśród nich jest podróż z najlepszą przyjaciółką oraz stracenie dziewictwa z niejakim Wyattem Jonesem. Jednak wszystko ulega zmianie w momencie, gdy rodzice dziewczyny informują ją o ich rozwodzie. Clude jest zła na ojca, lecz wie, że jej mama potrzebuje wsparcia drugiej osoby w tej sytuacji. Zamiast realizacji planów wyjeżdża z matką na wyspę u wybrzeży Georgii, zostawiając wszystko co kochała w rodzinnym mieście. Będąc na wyspie nie ma kontaktu ze światem, dzięki czemu poznaje całkowicie inne życie. Z upływem czasu dziewczyna przyzwyczaja się do nowej sytuacji oraz miejsca i zapoznaje się z mieszkańcami wyspy. Odkrywa na niej różne sekrety oraz poznaje chłopaka, Jeremiasza Crew - zwanego Miah, który tak jak ona ma bagaż doświadczeń, choć zdecydowanie większy. Między bohaterami tworzy się więź, jednak oboje wiedzą, że ich relacja skończy się w ciągu kilku wakacyjnych tygodni. Czy warto było ryzykować dla paru wspólnych chwil i wspomnień?
Opowieść dla każdego, opisująca wkraczanie w dorosłość i poznawanie samego siebie. Ta pozycja wcale nie jest taka kolorowa. Pokazuje realia miłości, rodziny i młodości. Przedstawia emocje towarzyszące nam w każdym momencie naszego życia. Autorka nie sili się na koloryzowanie życia. W tej historii wszystko jest pierwsze. Pierwsza miłość, pierwszy raz, pierwszy zawód miłosny czy też pierwsze obawy i wątpliwości. Claude musi wziąć na swoje barki nowe doświadczenia, które zgotował jej los. Claude przez rodzinne turbulencje i pobyt na wyspie musi całkiem przewartościować swoje życie. Podczas mieszkania w nowym miejscu odkrywa swoją tożsamość rodową. Poznaje głąb rodzinnych relacji, historię swoich przodkiń i zanurzy się w ich cierpienie. Wszystko po to, aby znaleźć źródło, na którym buduje się swoje prawdziwe ja. Pojawienie się Jeremiasza wszystko zmienia. Jest to chłopak wyspy, wody i słońca. Nie otwiera się na ludzi i jest tajemniczy, jednak po poznaniu Claude, Miah otwiera się przed nią. Zapraszając dziewczynę do swojego świata, obnaży swoje słabości oraz pozna ją jak nikt nigdy tego nie zrobił. Warto też wspomnieć o mieszkańcach wyspy. Przez lata piszą oni listy i składają je w sekretnej szufladzie. Z racji tego, że mama Claude jest pisarką, to szuka na wyspie inspiracji do nowych powieści historycznych. Ta książka porusza ważne tematy, jednak mimo to nie przytłacza czytelnika. Autorka w trafny sposób opisuje rozterki młodych ludzi wchodzących w dorosłe życie. Zmagającymi się z chwilami zwątpienia, podejmowania trudnych decyzji oraz ponoszeniu za nie konsekwencji, jak i za własne inne działania.
Podsumowując, jest to ciepła historia pełna ważnych przekazów. Bohaterowie byli tutaj prawdziwi, w żadnym stopniu nie przekoloryzowani. Pozycja opowiada o tym jak dopuścić do życia swój głos. O szukaniu własnego miejsca, gromadzeniu życiowych doświadczeń i celów, do których powinno się dążyć, czego każdemu życzę.

"Bez tchu" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jennifer Niven. Styl pisania autorki jest magiczny i poetycki, przekazuje głębie tej historii. Książka opowiada o dorastaniu, poszukiwaniu prawdy o sobie i samego siebie oraz o pierwszej prawdziwej miłości. W tej pozycji znajdziecie rollercoaster emocji, przez radość, zdenerwowanie, aż po smutek. Z jednej strony ubolewam,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Burning with desire" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Natalii Antczak i wątpię, aby było ono ostatnim. Styl pisania autorki jest bardzo przyjemny i mimo, że książka jest napisana w formie trzecioosobowej, czytało mi się ją bardzo dobrze. Pięknie wykreowani bohaterowie i przedstawiony świat prawniczy, pozwala na wczucie się w historię.
Evelyn Harrington dzięki swojej ciężkiej pracy i poświęceniu dorobiła się własnej kancelarii. Jest prawdziwą kobietą sukcesu, jest ambitna, zdeterminowana, silna oraz sprytna. Ponad wszystko chce nieść pomoc i dobro innym. To dało jej możliwość stania się jednym z najbardziej rozpoznawalnych prawników w Nowym Jorku. Pewnego wieczoru pozwoliła sobie na chwile odetchnienia i zabawy, jednak nie spodziewała się, że tak zakończy ten wieczór, a raczej z kim. Ryan Ashrever jest uznawany za najlepszego prawnika w mieście, z którym kobieta zaciekle rywalizuje oraz z którym spędziła noc. Wszystko się komplikuje, gdy zamiast zapomnieć o spędzonej razem nocy, mężczyzna wykazuje wobec niej większe zainteresowanie. W skutek tego ich stosunki przestają być czysto zawodowe. Czy Evelyn zdoła się otworzyć, aby wpuścić go do swojego życia?
Książki z poruszonym wątkiem prawa są jednymi z moich ulubionych. W tej pozycji został on bardzo dobrze przedstawiony i dopracowany. Opisy rozpraw sądowych pozwalały poczuć, jakby naprawdę się na nich było. Gra prawników i ich tajemnice wychodzące na jaw budowały napięcie i budziły ciekawość podczas czytania. Wszystkie sprawy zostały przedstawione nawet z drobnymi szczegółami, które zostały wyjaśnione. Jednak jest to romans z motywem prawa, więc przejdźmy do bohaterów. Evelyn ma bardzo silną osobowość, a determinacja pozwoliła jej osiągnąć wymarzone cele. Zawsze pragnęła zostać doceniona, zauważona i przede wszystkim kochana. Lecz mimo starań i poświęceń w oczach jej rodziny była wciąż niewystarczająca. Bohaterka nigdy nie chciała rozmawiać o swojej przeszłości, ciągłe podcinanie skrzydeł przez bliskich doprowadziło do tego, że nie potrafiła rozmawiać o swoich uczuciach i była ich niepewna. Nigdy nie próbowała otwierać się przed kimś ani na nikogo nowego. Jednak wraz z pojawieniem się Ryana Ashrevera wszystko się zmienia. Z każdą stroną poznajemy go lepiej. Mężczyzna oprócz bycia jednym z najlepszych prawników w Nowym Jorku, jest także szarmancki, pogodny, zabawny oraz sprytny, tak samo jak nasza Evelyn. Pojawił się w jej życiu niespodziewanie, ale już od pierwszego spotkania pokazuje swoją troskliwą stronę wobec bohaterki. Pchał Evelyn do przodu i pomagał jej dostrzec swoją wartość, siłę oraz wyjątkowość. Dbał o nią i wspierał całym sobą. Ich relacja stopniowo szła coraz dalej, przez co coraz bardziej się na siebie otwierali. Zaczynali od wzajemnych zaczepek i złośliwości, a z czasem przeszli do pięknej i uczuciowej relacji. Gdy w grę weszła wspólna sprawa, potrafili rozwiązać ją razem. Bohaterowie z czasem zaczynali sobie ufać, co nie było dla nich proste. Evelyn przy Ryanie mogła być wreszcie sobą i nie potrzebowała zakładać codziennej maski. Autorka stworzyła między nimi ogromnie silną więź, która sprawia, że czytelnik momentalnie się przywiązuje do bohaterów.
Podsumowując w tej pozycji znajdziecie wielkie marzenia, silną więź, świat prawniczy, intrygi oraz gorący romans. Ta książka pokazuje również proces znajdowania siebie na nowo oraz walkę z demonami przeszłości. No i oczywiście głównych bohaterów pasujących do siebie jak dwie krople wody.

"Burning with desire" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Natalii Antczak i wątpię, aby było ono ostatnim. Styl pisania autorki jest bardzo przyjemny i mimo, że książka jest napisana w formie trzecioosobowej, czytało mi się ją bardzo dobrze. Pięknie wykreowani bohaterowie i przedstawiony świat prawniczy, pozwala na wczucie się w historię.
Evelyn Harrington dzięki...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Tracąc nadzieję" to kontynuacja losów Joss i Deana. Styl pisania autorki jest niezmiennie lekki i przyjemny, mimo poruszanych trudnych i bolesnych tematów. W tym tomie bohaterów poznajemy o wiele lepiej. Przed nimi trudny czas, który może przynieść różne skutki, przez co przyszłość staje się niepewna.
Wszystkie tajemnice wychodzą na światło dzienne. Może się wydawać, że zagrażają one Joss i Deanowi, tylko dlaczego? Dziewczyna ma świadomość, że jeśli wyjawi prawdę nic już nie będzie takie samo. Wie że gdy chłopak dowie się, zwłaszcza o chorobie, może się od niej odwrócić. Tym bardziej, że za Deanem ciągnie się wspomnienie straty bliskiej mu osoby. Czy chęć zaangażowania w relację i walka o uczucia jest na tyle silna, by przezwyciężyć tajemnice, przeciwności losu i przeszłość?
Czytając tą książkę miałam wrażenie, że zatapiałam się we wspomnieniach bohaterów, które nadal są boleśnie realistyczne. Być może odczuwałam to, przez sposób w jaki zostały opisane przeżycia głównych bohaterów. W tej części poznajemy o wiele lepiej Joss i Deana, w tym ich przeszłość. Powtarzam to słowo wiele razy w tej recenzji, ale w ten sposób opisałabym tą historię - tajemnice i przeszłość, a raczej ulotny czas. Wracając, w tej części relacja głównych bohaterów przechodzi przemianę. Z początku nadal się odpychają, nie zdając sobie sprawy, że sprawiają tym ból drugiej osobie. Nie potrafią ze sobą porozmawiać i wyjaśnić wszystkich skrytych i ciążących na nich tajemnic. Bohaterowie nadal utrzymują nas w przekonaniu, że łączy ich tylko przyjaźń, choć zachowanie Joss i Deana na to nie wskazuje i dlatego wszystko staje się jeszcze bardziej zawiłe. Małe gesty, zazdrość czy pocałunki bardzo to pokazują. Po prostu byli dla siebie wsparciem w trudnych momentach, co jest najważniejsze. Przemiana zachodzi również w Deanie, który w tej części pokazuje nam, że potrafi być dobry mimo swojego zagubienia. Maska złego chłopca z pierwszej części zostaje zdjęta. Pokazuje i udowadnia, że jest w stanie zrobić dla Joss wszystko. Dba przede wszystkim o jej zdrowie i samopoczucie, ale również o bezpieczeństwo. Są to postacie, które mimo ciężkiej sytuacji potrafili czerpać z życia ile tylko mogli. Mimo przeciwności i mimo zła, które było z nimi prawie na każdym kroku, nie tracili nadziei. Kto by się spodziewał po pierwszej części, że ta relacja obierze taki obieg. Joss sądziła, że Dean po tym, gdy dowie się o chorobie, wystraszy się i zostawi ją samą. Jednak co do tego się myliła. Natomiast chłopak otrzymał wsparcie od Joss kiedy walczył o uzyskanie praw rodzicielskich dla brata. W tej książce poczujecie najpierw ból, a następnie ulgę, że skrywane tajemnice są już tylko wspomnieniem. To samo odczują bohaterowie. Zakończenie pozostawia czytelnikowi otwartą drogę na decyzje, jak potoczyły się dalsze losy bohaterów. Osobiście mam relacje hate-love z takim zakończeniem, jednak w tej pozycji bardzo pasuje.
Podsumowując historia Joss i Deana jest pełna szczęścia i bliskości, ale też cierpienia i bólu. Uświadamia kruchość życia i to, że trzeba korzystać z niego jak najwięcej nie zważając na to co ludzie powiedzą. Wiem że to trudne i nie każdemu łatwo to zrobić, jednak może warto spróbować?

"Tracąc nadzieję" to kontynuacja losów Joss i Deana. Styl pisania autorki jest niezmiennie lekki i przyjemny, mimo poruszanych trudnych i bolesnych tematów. W tym tomie bohaterów poznajemy o wiele lepiej. Przed nimi trudny czas, który może przynieść różne skutki, przez co przyszłość staje się niepewna.
Wszystkie tajemnice wychodzą na światło dzienne. Może się wydawać, że...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Zyskując nadzieję" to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki na papierze, ponieważ wcześniej znałam je z platformy Wattpad. Jej styl pisania jest lekki i sprawia, że czyta się ją szybko. Wykreowani bohaterowie niosą ze sobą bolesne wspomnienia i kolorową paletę emocji. Ta pozycja jest dość specyficzna, mam na myśli to, że niektórym może się ona bardzo podobać a inni mogą stwierdził, że to totalnie nie dla nich. Ja jestem w tej grupie po środku i za chwilę rozwinę dlaczego tak jest.
Josselin zaczyna pierwszy rok studiów i już sam dzień rozpoczęcia nie jest dla niej łaskawy. Cudem unika większych obrażeń po wpadnięciu pod motocykl. Gdy sytuacja się już uspakaja a dziewczyna trafia na uniwersytet spotka tam Connora, który zaprasza ją na imprezę u bractwa. Joss się zgadza, nieprzypuszczając, że spotka tam motocyklistę poznanego rano. Dean przypadkowo znajduje listę rzeczy do zrobienia Josselin. Wchodzą w układ, chłopak pomoże jej w spełnieniu każdego punktu w zamian za udawanie jego dziewczyny przed kuratorem.
Mam wrażenie, że w tej pozycji emocjonalny rollercoaster wybuchł. Dzieje się tu naprawdę dużo, jest wiele poruszonych wątków, co wprowadza mały chaos. Historia sama w sobie jest ciekawa i poruszająca. Josselin jest na swój sposób marzycielką, ale tych prostych i przyziemnych. Studia to rozpoczęcie nowego etapu w jej życiu, których marzyła wraz z przyjaciółką. Pierwszy dzień nie rozpoczyna się dobrze, a wydarzenia ciągnące się za nim tym bardziej to zapowiadają, lecz wszystko się uspokaja gdy w końcu trafia na uczelnię. Josselin w całej otoczce bycia pozytywną i spokojną osobą, ma w sobie wiele bólu. Doświadczyła w życiu dużo przykrych rzeczy i w dodatku od najmłodszych lat mierzy się z ASD, które zostało wykryte na skutek wypadku samochodowego, w którym brała udział. W dalszej części tej historii dowiadujemy się o innej przypadłości, która spada niespodziewanie na dziewczynę. Jej postać uczy, aby cieszyć się z najmniejszych rzeczy. Oprócz Joss poznajemy Deana, który jest typowym pewnym siebie "niegrzecznym" chłopakiem. Lubi imprezować, należy do drużyny hokeja i walczy o przejęcie praw nad swoim bratem. Dean nie należy do osób, które chętnie poszerzają swoje kręgi znajomych, jednakże dla Josselin zrobił wyjątek. Jest nią zaintrygowany i w pewnym sensie dziewczyna nie daje mu spokoju, co nasila każde kolejne spotkanie. Jednak mam mieszane uczucia co do jego zachowania. Niby był uroczy w niektórych momentach, ale strasznie mnie irytowały po pewnym czasie jego wypowiedzi. Odnosiłam wrażenie, że ego go zaślepiło i uważał, że konsekwencje nie istnieją, a przecież walczy o przejęcie praw nad bratem. Nie potrafię zrozumieć jego zmienności i mam nadzieję, że w drugiej części jego zachowanie będzie lepsze. Relacja głównych bohaterów jest ogromnie skomplikowana. Raz są dla siebie mili, a później chcą się zabić. Gdy Joss umówiła się z kimś innym Dean zachowywał się jakby miała nastać jakaś apokalipsa albo się najzwyczajniej w świecie obrażał, co robiła również Josselin w sytuacji gdy on się z kimś spotykał, ale bez apokalipsy, bo to spokojna dziewczyna mimo wszystko. Dean uwielbiał się z nią droczyć, jednak Joss była trochę zdystansowana, co stopniowo się zmieniało. Są oni niby przyjaciółmi bądź bliskim koleżeństwem, ale z tyłu głowy mają świadomość, że nie są sobie obojętni, choć się tego nie przyznają. Oboje jednak byli skrzywdzeni przez los i mieli obawy, ale razem próbowali stawiać im czoła.
Podsumowując, ta historia opowiada o walce o samego siebie, o bliskich i przede wszystkim o własne życie. To historia, która wzbudza wiele emocji. Ta historia jest o dwójce ludzi poturbowanych przez los, którzy wypowiedzą wiele słów, których będą późnej żałować. W tej pozycji można się spodziewać wszystkiego, a i tak nie będzie się na nie gotowy. Krótko mówiąc jest to historia skłaniająca do refleksji nad swoim życiem.

"Zyskując nadzieję" to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki na papierze, ponieważ wcześniej znałam je z platformy Wattpad. Jej styl pisania jest lekki i sprawia, że czyta się ją szybko. Wykreowani bohaterowie niosą ze sobą bolesne wspomnienia i kolorową paletę emocji. Ta pozycja jest dość specyficzna, mam na myśli to, że niektórym może się ona bardzo podobać a inni...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

- może zawierać spoilery -

"Ogniste na zawsze" to książka, której oddaje całą swoją nieskończoność, ponieważ nic innego mi nie pozostało. Pierwszej części oddałam serce, drugiej oddałam duszę, a trzeciej oddaje jedyne co mam, czyli moją nieskończoność. Tam gdzie się wszystko zaczyna, tam się wszystko kończy. Ja zaczęłam od potoku łez i na nim skończyłam. Styl pisania autorki po prostu uwielbiam. Jest on dla mnie idealny. Bohaterowie są jedyni w swoim rodzaju i kocham ich (oprócz pewnych wyjątków). Przeogromnie nie chcę kończyć tej przygody, którą pokocham całym sercem. Ta książka pokazuje co to naprawdę jest prawdziwa miłość, ta jedyna, niepowtarzalna, nieskończona i wieczna. To będzie maksymalnie ciężkie, ale zaczynajmy.
Dziesięć lat. Czas spędzony bez tej jedynej osoby. Bez swojego światełka prowadzącego cię przez życie. Tyle lat rozłąki było między Del a Nathanem. Każde z nich poszło inną drogą. Adeline żyje spokojnym życiem, pozornie. Odcięła się od przeszłości i żyje tym co jest teraz. Nie zbiera informacji i nie wypytuje przyjaciół o Nathana. Ma dobrą i stabilną pracę w wysoko postawionej firmie, pieniądze i mężczyznę, z którym obecnie jest związana. Pomimo że ma wszystko, czuje że czegoś jej brakuje. Kawałka siebie, który posiada ktoś inny. Jest on w posiadaniu Jonathana, który oddała mu dziesięć lat temu. Los daje im szansę na ponowne spotkanie. Mimo tak długiego czasu rozłąki, wystarcza iskra, aby na nowo wzniecić uczucia pomiędzy tą dwójką. Los jest znany z tego, że daje a później może zabrać. Dlatego Nathan postanowił, że zawalczy o Del i jej szczęście. Bo tylko to dla niego się liczyło. Jednakże czy dziewczyna nie jest najszczęśliwsza będąc u boku tego chłopaka?
Ta część wzbudza we mnie tyle emocji, że trudno mi je opisać. Wylałam na niej ogrom łez smutku i radości, co odczuła książka. Nie zapomnę sceny, gdy pierwszy raz pojawił się Nathan, a ja zaczęłam płakać. Płakać to mało powiedziane, raczej zaczęłam się dusić od spazmów płaczu. Kocham go i nigdy nie przestanę. Szczerze to nie wiem co mam napisać, ponieważ cały czas, gdy myślę o moim Nathanie, mojej Del, moim Masonie, mojej Olivii, moim Willu, moim Ryanie, mojej Charlie, mojej Emmie mam łzy w oczach i wyrwaną dusze. Cała paczka przyjaciół z Virginii Beach ma wszystko co do mnie należy materialnie i niematerialnie. Pokazali mi, że przyjaciele są prawdziwą rodziną. Oni już nie są tymi zwariowanymi nastolatkami, którzy poznali się w to jedno pamiętne lato. Są dorośli, co bardzo widać. Na przykładzie mojej ukochanej pierdoły można zobaczyć to najlepiej. Mason, promyk całej grupy, wydoroślał i jest teraz mężczyzną, który ma swoją kochającą rodzinę, o której marzył. Jestem z niego tak cholernie dumna, z resztą jak ze wszystkich bohaterów. Dlatego przejdźmy teraz do najważniejszej dla mnie dwójki, która w dosłownym słowa znaczeniu, mnie uratowała. Pokochałam ich od pierwszej części. Moje dwie zagubione gwiazdy, które zawsze odnajdą do siebie drogę. Moja ukochana Del. Przepiękna, ambitna, pomocna, mądra, kochana i najsilniejsza. Jest uosobieniem nadziei. Nadziei na lepsze jutro, na zaznanie uprawnionego szczęścia i spokoju. Mimo wszystko Adeline jest ogromnie zagubiona. Uważa że poradzi sobie we wszystkim sama i poświęca się dla innych, nie patrząc przy tym na siebie. Od dziesięciu lat żyje rutyną, z której boi się wystawić choćby krok do przodu. Rutyną która powoduje, że czuje iż jej życie wcale nie należy do niej. Jednak próbuje przekonać samą siebie, że tak jest bezpiecznie i usilnie wmawia sobie, że jest w ten sposób szczęśliwa. Krótko mówiąc gówno prawda. Del potrzebuje natychmiastowej pomocy. Przez ten okres czasu zmieniła się diametralnie. Nie jest tą samą Del z promiennym uśmiechem. Teraz jest kobietą, która ma ogromny bagaż różnorodnych doświadczeń i kompletnie inne podejście do życia. Musi natychmiast odciąć się od tego świata, w którym się znalazła i od toksycznych osób, które w nim są. Ogromnie chciałam znaleźć się w tej historii i pomóc Adeline. Jednak zrobił to za mnie ktoś inny. Mój Nathan. MONIKA GDZIE JA GO ZNAJDĘ?! Potrzebuje takiego człowieka w swoim życiu. Dość spora część osób nie lubi Jonathana z pierwszej czy drugiej części przez jego zachowanie. Jednak ja go kocham mimo wszystko. Miał swoje wybuchy i różne niezrozumiałe napady złości, ale jednak pod tym wszystkim kryje się kochający i ciepły Nathan. Taki którego wszyscy kochamy. Momentalnie mam uśmiech na twarzy, gdy o nim myślę. Po dziesięciu latach Del nadal zajmuje miejsce w jego sercu, mimo tak długiego czasu rozłąki. Na każdym kroku udowadnia dziewczynie, że jest dla niego najważniejsza. Jego troska, oddanie, wierność oraz wsparcie, które potrafił okazać w każdym momencie, nawet w tych trudnych, kompletnie mnie oczarowała. Jonathan jest postacią, która dla osób, które kocha jest w stanie zrobić dosłownie wszystko. Nie pozwoli aby stała im się jakakolwiek krzywda. Zadba o ich szczęście. Będzie walczył do samego końca. Będzie czekał tyle ile ta osoba potrzebuje, jeśli mu na niej zależy. I będzie kochał w nieskończoność. Był dla Del w pewnym sensie ostoją spokoju i bezpieczeństwa. Wiedziała że w każdej chwili noże się do niego zwrócić o pomoc, a on jej nie odmówi i będzie przy niej. Widać u niego zmianę, na przestrzeni pierwszej i drugiej część. Już nie jest materiałem na chłopaka, ale na męża. Teraz gdy pojawia się jakiś problem podchodzi do niego z opanowaniem i stara się go rozwiązać bez jakichkolwiek aktów przemocy. Może teraz kilka słów o naszej cudowniej paczce przyjaciół z Virginii Beach. Mimo tylu lat oni wciąż pozostają tacy sami. Jedyne co się zmieniło, to ich więź. Stała się ona jeszcze mocniejsza. Cudownie było obserwować, jak na przestrzeni całej trylogii, ta przyjaźń się pogłębiała. Przez robienie głupot, kłótnie, wsparcie, jeżdżenie na koce, przeróżne imprezy, chwile szczęścia i smutku, aż po stworzenie rodziny bez więzów krwi.
Muszę przytoczyć w tej recenzji inną książkę, mianowicie "Winter Flower" autorstwa Julii Brylewskiej. Chodzi mi o epilog tej pozycji, ponieważ właśnie takiego zakończenia oczekuje od historii Del i Nathan, choć nie mamy takiej przedstawionej w książce. Wyobrażam sobie, że właśnie tak wygląda ich nieskończoność i nie przyjmuje innej możliwości. Jak na zawsze, to na zawsze. Jeśli w nieskończoność, to naprawdę w nieskończoność. Piszę już przez łzy, ale chcę jeszcze wspomnieć o stylu pisania autorki. Monika pozwala nam na wizualizację i odczuwanie tych wszystkich wydarzeń własnymi oczami, poprzez idealny dobór słów. Umożliwia nam na wciągnięcie się w historię, w taki sposób, że nie będziemy chcieli nigdy jej kończyć. Przynajmniej w moim przypadku tak było i jest. Cała pozycja ma w sobie ogrom wartościowych myśli skłaniających do refleksji, a także ułatwiają spojrzenie na niektóre kwestie, bądź nawołują do postrzegania z innej perspektywy. Autorka po przez tę książkę, jak i całą trylogię, uświadamia nam przede wszystkim kruchość życia. I mimo przeskoku czasowego o dziesięć lat jest to idealnie zgrane. Historia o nieskończonej miłości, przyjaźni i walce o samego siebie.
Podsumowując, ktoś może stwierdzić, że opisuje to wszystko tylko w dobrej opinii. Tylko że inaczej się nie da. Kocham tą trylogię całym sercem i nigdy nie przestanę. Oczywiście w całej tej serii zdarzały się momenty, gdy chciałam wyrzucić książkę przez okno, ale końcowo tego nie zrobiłam. JEDNAK najbliżej tego byłam w momencie, gdy pojawiał się Timon. Bohater wraz z całą jego rodziną po prostu niech mi zejdą z oczu i nigdy nie powracają. Zakończenie. Jest bolesne, ale ma swój urok. Jest to dla mnie niewyobrażalnie ciężkie. Nadal nie mogę w nie uwierzyć, choć częściowo je znałam z platformy Wattpad. Bo właśnie tam wszystko się zaczęło. To tam zostało zabrane moje serce i przeniosło się na wydane egzemplarze. Jednak mając świadomość, że to ostatnia recenzja ostatniej części Trylogii Ognistej, moje serce jest rozbite na miliardy malutkich kawałków. Ta historia jest we mnie i czuje, że jestem jej częścią. Dlaczego? Chodzi tu o mojego Malucha. Moją Del. Jej historia jest w pewnych aspektach identyczna w porównaniu z moim życiem. Są opisane sceny, które ja sama przeżywałam i mam świadomość co czuła Del. Dlatego być może nikt nie będzie w stanie zrozumieć w 100% co dla mnie znaczy Trylogia Ognista. Może nikt oprócz autorki. No to co, po raz trzeci. CHOLERNIE OGROMNE GRATULACJE MONIKA!!!!

Bo takie zing zdarza się tylko raz.

Dziękuje

Koniec

- może zawierać spoilery -

"Ogniste na zawsze" to książka, której oddaje całą swoją nieskończoność, ponieważ nic innego mi nie pozostało. Pierwszej części oddałam serce, drugiej oddałam duszę, a trzeciej oddaje jedyne co mam, czyli moją nieskończoność. Tam gdzie się wszystko zaczyna, tam się wszystko kończy. Ja zaczęłam od potoku łez i na nim skończyłam. Styl pisania...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Credence" to moje kolejne spotkanie z twórczością Penelope Douglas. Autorka ma swój styl i doskonale nim operuje. Na początku wprowadza czytelnika w klimat książki i przez napięcie między bohaterami przechodzi do opisów gorących scen, które są obszerne. Bohaterowie zostali dobrze wykreowani, choć w niektórych momentach nie wiedziałam co mam w stosunku do nich czuć. Książka jest to dość kontrowersyjna i każdy ma swoją opinię na jej temat oraz różne spostrzeżenia. Ja jednak nie mogę powiedzieć, że ta pozycja mi się nie podobała, bo byłaby to nieprawda, natomiast mam co do niej kilka uwag, które postaram się przedstawić w tej recenzji.
Tiernan pochodzi z domu, w którym miała wszystko. Wszystko z wyjątkiem miłości rodziców. Bycie dzieckiem znanych osób w świecie Hollywood jak się okazuje nie jest łatwe. Zapatrzenie jej rodziców w swoje sukcesy filmowe i pogrążenie w miłości do siebie, w takim stopniu, że gdy doczekali się dziecka, nie byli w stanie otoczyć ją miłością. Dochodziło nawet do takich sytuacji, że wysyłali ją na różne obozy i umieszczali w internatach, aby nie musieli się nią zajmować. Wszystko jednak przybiera inny bieg, gdy rodzice dziewczyny popełniają samobójstwo, a opiekę nad nią przejmuje jedyny krewny. Jake van der Berg jest przybranym wujkiem dziewczyny, który mieszka z dwójką synów w małym miasteczku w Kolorado. Tiernan nie mając nic do stracenia wyjeżdża, by zaznać chwili spokoju i odciąć się od wcześniejszych wydarzeń. Jednak czy jej plany dotyczące wyjazdu przebiegną tak jak założyła?
Pozycja pełna napięcia, adrenaliny i namiętności. Utworzony niesamowity klimat , opierający się na górach, śniegu izolacji i trudnych warunkach do życia naprawdę jest dobrze opisany. Trzeba pamiętać jednak, że ta historia jest dla dorosłych i o otwartym umyśle czytelników. Uważam tak nie tylko przez pryzmat rozwiniętych opisowo scen erotycznych, ale również przez pokazywanie zachowań, które nie powinny być powielane. Można by nawet stwierdzić, że dochodziło do romantyzowania nieodpowiednich postępowań. Przez to, że główna bohaterka ma romans ze swoim przybranym wujkiem i kuzynami, może być dla niektórych czytelników niepojęte i niesmaczne, dlatego ta pozycja jest wystawieniem na próbę każdego podejmującego się przeczytania jej. Po takim wprowadzeniu przejdźmy do bohaterów. Tiernan, Kaleb, Noah i Jake. Z początku było zwyczajnie, dziewczyna pomagała im w obowiązkach domowych i wokół domu, a czasami nawet związanych z firmą. Jednak pojawia się więź między Tiernan i każdym z osobna mężczyzną, co oczywiście jest skomplikowane i ciężkie. Jednak jest coś co ich łączy, mianowicie w każdym z nich jest ból i demony przeszłości. Zacznijmy od Tiernan. Całe życie nie doświadczyła żadnej miłości, a jedynym wsparciem dla niej była asystentka jej matki. W chwili gdy wyjeżdża i trafia do nowego miejsca i osób, gdzie zostaje otoczona uwagą i opieką, której dotychczas nie miała, jest to dla niej diametralna zmiana. Z początku prawie się nie odzywa, lecz z czasem zmienia nastawienie i się do nich przekonuje. Jest widoczny u niej kompleks rodziny i myślę, że on mógł być powodem zbliżenia na przykład z Jake'm, gdzie tak naprawdę szukała tej bliskości. Jeśli chodzi właśnie o Jake'a to nic do niego nie mam, jako postać była w porządku i nie mam się do czego przyczepić. Przejdźmy do kuzynów. Noah jest, jak dla mnie, totalną zagadką. Nie wiem co mam o nim myśleć. Z jednej strony mi nie przeszkadzał, jednakże jeśli mam być szczera to jest jedna kwestia. W książce dość mocno był podkreślany taki status w rodzinie, tak to nazwijmy. I właśnie Noah podkreślał dość mocno, że Tiernan jest dla niego jak siostra, co jak dla mnie, było minusem w tej pozycji. Mimo że nie mają więzów krwi to było to zaznaczane i gdy dochodziło do zbliżeń bardzo mi to przeszkadzało. Przejdźmy do Kaleba, który z początku budzi postrach przez swoje zachowanie na samym początku względem bohaterki. Jest to postać, która nie mówi, co buduje jej tajemniczość. Mimo jego zdystansowania i skandalicznych zachowań, mamy tutaj motyw traumy, którą przeszedł i to właśnie przez nią bohater nie mówi. Jest mi ogromnie trudno ocenić te postacie, ale mogę powiedzieć jedno. Ich ogromną zaletą są zróżnicowane osobowości, dzięki czemu nie były zlane w jedną całość. Ich losy są mocno przewrotne, tak samo jak fabuła, ale taki już jest urok pióra autorki.
Podsumowując, ta pozycja mimo wszystko była dla mnie czymś nowym i cieszę się, że ją przeczytałam. Historia o trudnej i ogromnie skomplikowanej miłości, o walce z przeciwnościami losu i o zaufanie. Jeśli już jesteście świadomi o czym jest ta książka i sądzicie, że jesteście na nią gotowi, to bierzcie się za nią.

"Credence" to moje kolejne spotkanie z twórczością Penelope Douglas. Autorka ma swój styl i doskonale nim operuje. Na początku wprowadza czytelnika w klimat książki i przez napięcie między bohaterami przechodzi do opisów gorących scen, które są obszerne. Bohaterowie zostali dobrze wykreowani, choć w niektórych momentach nie wiedziałam co mam w stosunku do nich czuć. Książka...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Winter flower" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Julii Brylewskiej. Pióro autorki jest ujmujące i przepadłam dla niego. Jest to jedna z najpiękniejszych książek jaką przeczytałam. Motyw duchów i daru Destiny bardzo przypadł mi do gustu i nie spodziewałam się, że aż w takim stopniu mnie zaciekawi. Nietypowi bohaterowie mieli w sobie coś magicznego, co bardzo mnie przyciągało. Teraz po przeczytaniu wiem, że jest to jedna z książek, przy której czuje się bezpiecznie.
Destiny odkąd odkryła swój dar, jest gnębiona i wytykana palcami przez innych. Mieszkańcy miasteczka trzymają się od niej z daleka, tak samo jak i od jej rodziny. Mimo przeciwności losu jest bardzo silną dziewczyną. Rozmowa z duchami i dar ich widzenia, było niepojęte dla innych. Jednak pewnego razu w jej życiu pojawia się pewien chłopak. Jest nim Nicholas, który jako jedyny odważył się stanąć w obronie Destiny. Dziewczyna starała się zawsze pozostawać w cieniu, lecz gdy chłopak ją zauważył już jej na to nie pozwolił. Od razu zwróciła jego uwagę i chce ją bliżej poznać. Jest inny niż pozostali uczniowie w szkole, dlatego i też samą dziewczynę zaciekawił swoją osobowością. Jednakże co z tej relacji wyniknie?
Julia Brylewska stworzyła coś, czego ja nigdy nie zapomnę. Dała mi nadzieje, że mnie też może takie coś spotkać, ktoś może mnie zrozumieć, gdy inni tego nie potrafią. Czytając tę historię czułam radość, mimo że w niektórych momentach pojawiły się na moich policzkach łzy. Jednak wszystko ma swój koniec, a po rozstaniu zostaje tylko ból i wspomnienia. Destiny wie o tym najlepiej. Odkąd była mała widywanie się i rozmawianie z duchami niosło za sobą cel. Wysłuchiwała ich przykrych i radosnych wspomnień, lecz zawsze nadchodziła ta chwila. Moment pożegnania. W ten sposób pomagała im się uwolnić i dostać do lepszego miejsca. Właśnie taka była Tiny. Mimo złych doświadczeń, szukała czegoś pozytywnego co pozwoli jej się na tym całkowicie skupić. Jednym z nich była jej pasja do rysowania. Nigdy nie rozstawała się ze swoim szkicownikiem i ołówkiem, które dostała w prezencie od mamy. Nie umiała bez tego funkcjonować. Mimo że chciała pozostać w cieniu, aby uniknąć przytyczek ze strony rówieśników, zawsze była sobą i nikogo nie próbowała udawać. Spotkanie wytatuowanego, lubiącego sprzeciwiać się zasadą Nicholasa zmienia jej dotychczasowe życie. Chłopak zdołał przebić się przez mur, który wybudowała bohaterka wokół siebie. Dzięki temu krok po kroku, dzień w dzień, wchodził w jej życie aby je odmienić na lepsze. Dzięki niemu stała się szczęśliwa. Jednak Nicholas też nosił w sobie bolące wspomnienia. Strata siostry powodowała puste miejsce w sercu, a pojawienie się Destiny w jego życiu rzucało światło, że ona jest idealną osobą. Lecz pod tym całym bólem znajduje się pewny siebie, odważny i o dobrym sercu chłopak. Pokochałam go za to, w jaki sposób traktował Tiny. Ciepło i uwielbienie od niego bijące sprawiało, że automatycznie stawał się przeuroczym bohaterem. Bo dał jej to, czego nikt inny nie potrafił. Zrozumienie. Po postu był doskonały. Był dobry, wyrozumiały a przede wszystkim oddany. Pokochałam ich więź, którą stworzyli. Lubili siebie za to kim są i także pokochali wszystkie blizny jakie posiadali. Dopełniali siebie idealnie. Byli czymś jedynym i niepowtarzalnym. Bezpiecznym miejscem, u którego mogli się skryć w każdym momencie. Relacja skupiona na budowie zaufania i trwaniu silnie w nim. Każdy szczegół zawarty w "Winter flower" jest niesamowicie ważny i wartościowy. Każdy bohater, zdanie czy sytuacja. Pozwalają one spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy. Pokazuje co tak naprawdę jest ważne w życiu. Pokazuje że ludzie w prawdziwym życiu mają wady i zalety, wzloty i upadki, przemyślenia i wątpliwości oraz szczęśliwe i smutne momenty. Książka przeplata śmierć i życie w taki sposób, żeby w każdej z tych części dostrzec inny aspekt. Ta historia to jeden wielki cytat, który warto zapamiętać do końca swojego życia.
Podsumowując, nie sądziłam, że ta pozycja jednocześnie mnie zniszczy jak i da nadzieje na to czego bardzo pragnę. Autorka stworzyła odurzająco piękną historię, która zapada głęboko w pamięci. Na pozór lekka i przyjemna, ale pod tym kryje się cierpienie, tęsknota i ból przeszywające na wskroś. Ta dwójka bliźniaczych dusz ma zdecydowanie swoje miejsce w moim sercu. Zakończenie, kiedy dusiłam się łzami i ledwo cokolwiek widziałam, dało mi właśnie tą moją upragnioną nadzieję. Ten koniec był piękny i szczerze marzę, aby i tak było w prawdziwym życiu. To jest moja nadzieja.

"Winter flower" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Julii Brylewskiej. Pióro autorki jest ujmujące i przepadłam dla niego. Jest to jedna z najpiękniejszych książek jaką przeczytałam. Motyw duchów i daru Destiny bardzo przypadł mi do gustu i nie spodziewałam się, że aż w takim stopniu mnie zaciekawi. Nietypowi bohaterowie mieli w sobie coś magicznego, co bardzo mnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Despite your (im) perfections. Dotrzymaj złożonej mi obietnicy." to ostatni tom tej pełnej emocji trylogii. Cały czas nie mogę się pogodzić z zakończeniem, dlatego tak odwlekałam w czasie pisanie tej recenzji. Właśnie, koniec. Koniec tej pięknej historii, różnorodnej w emocjach oraz uczuć i pokazującej własną rzeczywistość. Po prostu koniec, z którym nigdy się nie pogodzę. Pióro autorki jest niesamowite, co udowodniła po raz kolejny. DYI opowiada tym razem o potomstwie naszych bohaterów z poprzednich tomów. Destiny, córka Jose i Chase'a oraz Alfie, który jest synem Archera i Camille oraz najlepszym przyjacielem dziewczyny. Na każdym spotkaniu rodzinnym byli nierozłączni, byli w stanie zrobić dla siebie wszystko. Jednak z biegiem czasu stali się dojrzalsi i chwile spędzone razem stały się rzadsze. Czy uda im się to naprawić oraz co było powodem takiego stanu rzeczy dowiecie się czytając tą pozycję.
Dessie jest taka jak jej rodzice. Zdeterminowana, pełna energii oraz ma dobre serce. Cecha zawziętości szczególnie pomaga, bo gdy walczy o coś co kocha, nigdy się nie podda. Alfie natomiast jest uparty i ciężko do niego dotrzeć. Jedyne osoby, których słuchał, to była Destiny i Camille. W pewnym momencie ich życia zrodził się pomysł, aby pomóc Alfiemu. Przeprowadzka do domu Sandersonów miała na celu porzucenie starych nawyków chłopaka i odcięcia się od złego towarzystwa. Jednak ten wyjazd ma też inne dno. Jedno wydarzenie w szczególności siedzi Alfiemu w głowie i nie zamierza puścić go w nie pamięć. Nawet nie próbował pozbyć się blizn z przeszłości. Bo nie chciał zapomnieć. Nie chciał wybaczyć. Decyzję o zamieszkaniu w Seaport nie była podjęta przez chłopaka ochoczo, lecz jakby miał odmówić ukochanej matce. Jednak nie zdawał sobie sprawy, że Destiny gra tam najważniejszą rolę.
Ta opowieść jest o przyjaźni, miłości i stracie. O tym jaki los potrafi być okropny i nieprzewidywalny, lecz jednocześnie wspaniały. Historia o zagubionym chłopaku i zdeterminowanej dziewczynie, gdzie głównie chodzi o nią. Znajome, nie powiem że nie. Ich historia jest pełna przeszkód, z którymi muszą się zmierzyć. Pytanie czy im się uda. Stara grupa przyjaciół z Moreton jest teraz dla siebie jak rodzina. Zrobią dla siebie wszystko i byliby w stanie rzucić wszystko, byle by sobie pomóc. Jednak pewna osoba nie odczuwała tej więzi. Jest nią Alfie. Nie uczestniczył w większości spotkań, a jak już, choć do pewnego czasu tak było, to tylko dla Dessie. Ich relacja była warta próby odbudowania jej i walki o nią, o jej rozwój. Błędy są nieodłączną częścią naszego życia i na nich się głównie uczymy. Najważniejsze jest przebaczyć, lecz to chyba każdy wie, że nie jest to łatwe. Destiny tak jak wspomniałam jest zdeterminowana i pomocna, co odziedziczyła po rodzicach. Marzy aby zakochać się, tak mocno jak jej rodzice. Jednak los miał na nią inny plan, bo przecież tylko w bajkach są książęta. Alfie natomiast jest bardzo intrygujący. Arogancki młody mężczyzna, który ukrywa w sobie zranionego chłopca. Jego relacja z rodziną jest prawie zerowa i tylko Destiny była powodem utrzymywania jakiegokolwiek kontaktu. Lecz to nie wystarczało. Nie powiem, że zachowanie Alfiego w niektórych momentach mnie irytowało, bo irytowało i to mocno. Wiem że nie było mu łatwo pogodzić się z zaistniałą sytuacją, ale jednocześnie ciężko było mi też nieść jego zachowanie w stosunku do Dessie. Jednak ich relacja, na całe szczęście, zmieniła się. Stała się piękna i nierozerwalna. W tej książce ważną kwestią jest element dorastania. Nie należy on do najłatwiejszych dla większości nastolatków. Wyprowadzka i życie samemu to ogromny krok, na który nie każdy jest gotowy. Jedną z tych osób jest właśnie Destiny, która tej dorosłości się obawia. Każdy prędzej czy później musi zadecydować co zrobi ze swoją przyszłością. O tym jak ułoży sobie życie, gdzie pójdzie i z kim. I właśnie z taką decyzją mierzy się dziewczyna. A jaką podjęła, to sami musicie się dowidzieć czytając. Jednak muszę jeszcze o kimś wspomnieć. Josie i Chase w końcu odnaleźli swoje miejsce na ziemi i z każdym dniem trwali coraz mocniej w miłości do siebie. Chase Sanderson w roli ojca, męża i przyjaciela powodował cały czas uśmiech na mojej twarzy. Destiny była tym elementem, którego im brakowało, w końcu jej imię oznacza przeznaczenie. I muszę to przyznać, ale większość cech ma ewidentnie po ojcu, w szczególności to, że jak odda komuś swoje serce to już nieodwracalnie. Ta recenzja jest pożegnaniem z tymi przepięknymi bohaterami, tym rollercoasterem emocji i tą ich rzeczywistością. Jednak czy o nich kiedykolwiek zapomnę? Nie ma takiej opcji.
Podsumowując, ta powieść otuliła moje serce, aby na koniec je zmiażdżyć. Autorka zawarła w tej książce codzienne problemy, z którymi każdy z nas w jakimś momencie swojego życia może się zmierzyć. Ogromnie będę tęskniła za tym klimatem, za Chosie i w ogóle za wszystkim. Historia Dessie i Alfiego jest bardzo burzliwa, ale jednocześnie piękna. Przeplata się z bólem i trudem, ale na tym polega miłość. Na tym, że mimo tych przeciwności losu mamy siebie. DYI jest idealnym zakończeniem tej historii. Kończąc czytanie dusiłam się łzami, nie byłam w stanie tego przeczytać. Zamknęłam pewien etap w swoim życiu i wiem, że tak musiało być. Dopiero gdy poznacie ostatni tom zrozumiecie zamieszczone podtytuły w każdej części. Dopiero wtedy całość spadnie na was z niebywale ogromną siłą.

"Despite your (im) perfections. Dotrzymaj złożonej mi obietnicy." to ostatni tom tej pełnej emocji trylogii. Cały czas nie mogę się pogodzić z zakończeniem, dlatego tak odwlekałam w czasie pisanie tej recenzji. Właśnie, koniec. Koniec tej pięknej historii, różnorodnej w emocjach oraz uczuć i pokazującej własną rzeczywistość. Po prostu koniec, z którym nigdy się nie pogodzę....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"All of your flaws. Przypomnij mi naszą przeszłość" to moje drugie spotkanie z twórczością Marty Łabęckiej. Styl pisania autorki pozwala płynąć niczym po morzu, które oświetla latarnia morska. Ogromnie rozbudowany wachlarz emocji wręcz wylewa się z kartek podczas ich przewracania. Rollercoaster uczuć, przez potok łez po uśmiech, przez który bolały mnie policzki. Bohaterowie są idealnie wykreowani, ich usposobienie oraz to, że też posiadają swoje wady, sprawia że są bardziej realni i prawdziwi. Drugi tom, tak samo jak pierwszy, rozkłada na łopatki. Opowieść o miłości, która przekracza wszystkie możliwe granice swoją siłą, wyjątkowością oraz szczerością, sprawi że nie zapomnisz jej na długo. Przeznaczenie nie odpuszcza i spotyka na nowo dwójkę ludzi, którzy ponownie spłoną w swoich ramionach.
Josie po wielu latach wraca do Moreton. Już nie jako nastolatka, tylko dojrzała kobieta ze stabilnym planem na resztę życia. Tymczasowy powrót miał być krótki, bo za rogiem czaiło się wesele z niejakim Carterem. Jednak mimo to w bohaterce wzbudził się lęk. Nowa Josiephine, nowe życie i nowe problemy. To co zostawiła w rodzinnym mieście miało już nigdy nie wrócić i nie zaburzać jej z góry zaplanowanego życia. Mimo wszystko wróciła i spotkała nie tylko swoich przyjaciół, lecz również swoją dawną miłość. Właśnie Chase'a. On ruszył z miejsca i odnalazł pewien element swojego życia. Chwycił szansę i trwał, jakoś sobie radząc. A przeznaczenie lubi płatać figle, dlatego.. Czy te zmiany, które w nich zaszły przez ten czas, pozwolą im dać sobie drugą szansę? Bo jak wiadomo trzeciej już nie będzie.
Druga część od samego początku zaczęła miażdżyć mi serce. Historia o niesamowitej tęsknocie za pierwszą i tak naprawdę jedyną miłością oraz cierpieniu. Uczucie rozłąki bolało Chase'a i Jose tak samo mocno, co pierwsze spotkanie po sześciu latach. Budowanie relacji na nowo jest ciężkie, a towarzyszące temu wspomnienia i uczucia jeszcze cięższe. Wzajemne obwinianie się bohaterów o popełnione błędy doprowadzało do jeszcze większych szkód i ciągłego napięcia. Jednak wiemy jedno. Dwójka dorosłych przez te sześć lat cały czas o sobie myślała. Josephine na zewnątrz wydaje się być kimś innym. Nie było w niej już nic z nastolatki jaką była, grała tak jak inni jej kazali. Z klatki do klatki. Gdy przyjechała do Moreton nie planowała odnawiać kontaktu z przyjaciółmi. Jednak życie poprowadziło ją na własnych zasadach. Natomiast Chase na początku rozłąki przechodził wewnętrzną żałobę. Mimo dużego wsparcia przyjaciół pozostał w tym stanie na jakiś czas. Lecz z czasem zapragnął stać się na nowo starą wersją siebie. Dlatego wyjechał, aby być jak najdalej od tego znienawidzonego miasta. Niby nic się nie zmienił i jest nadal tym starym Chasem, jednak po przyjrzeniu mu się uważniej możemy dostrzec jak wiele stracił. Nic nie mogło się równać z jego Jose. Nic co miał nie równało się z jej obecnością. I na odwrót również. Oboje od zawsze byli równie złamani. Ich rozłąka tylko roztrzaskała ich serca na jeszcze mniejsze kawałeczki. Kiedy nauczyli się funkcjonować bez siebie, los sprawił że znowu się spotkali. Przez ten czas stracili wiele. Jednak myślę, że przez wyjazd Josie tak naprawdę zrozumieli jak bardzo są dla siebie ważni. Teraz każde pytanie kończy się odpowiedzią "może", bo na drodze do ich ponownego szczęścia nie wadzi tylko pogodzenie się, lecz również narzeczony Josephine, Carter (do jeziora z nim). Jest taki sam jak rodzice dziewczyny, czyli uważa prace i sukces za najważniejsze. W tym również jest idealna postawa Josie i perfekcyjne zachowanie podczas spotkań mężczyzny. Jednak kiedy sprzeciwi się, mężczyzna jest w stanie zniszczyć wszystko na czym jej zależy. Wróćmy do czegoś o wiele przyjemniejszego. Mianowicie to jak rozwijała się relacja Jose i Chase'a na nowo. Im dłużej ze sobą przebywali, tym bardziej była widoczna ich zmiana. Dziewczyna w końcu miała szczery uśmiech na twarzy, a chłopak stał się żywszy. Te wzajemne zmiany w ich sposobie zachowania były dla nich nagrodami, wzajemnymi nagrodami. Chase kochał widok szczęśliwej Jose, dlatego był w stanie zrobić wszystko, żeby była taka codziennie. Znali już zakończenie ich drogi, jednak to są oni. Chosie. Bratnie dusze. Tylko oni potrafili dać sobie szczęście i usunąć pustkę w sercu. Nieodłącznym elementem ich relacji są ich przyjaciele. Jednak nie wszystko jest kolorowe, bo nie są oni pozytywnie nastawieni na powrót Josie. Szczególnie Valerie nie jest przychylna na powrót dziewczyny i uważa, że zasługuje na pustkę z ich strony. Wyjątkiem jest Archer. Mimo tak długiej rozłąki z Josie chce odbudować to co stracili. Chłopak jest ogromnym wsparciem dla dziewczyny. Po pierwszych bolesnych spotkaniach Josie z Chasem, potrzebowała pomocy. Dostawała ją właśnie od Archera. Ostatnie strony były piękne oraz łzawe, dosłownie nic nie widziałam przez wzruszenie. Druga część jest piękna i jestem pod wrażeniem tego, co stworzyła autorka.
Podsumowując, Marta Łabęcka pokazuje nam rzeczywistość, która jest wyjątkowa. Relacja między bohaterami, poprowadzenie akcji i rozwinięcie fabuły oraz zakończenie. Te wszystkie czynniki są jedyne w swoim rodzaju i to właśnie czyni tą historię wyjątkową.

"All of your flaws. Przypomnij mi naszą przeszłość" to moje drugie spotkanie z twórczością Marty Łabęckiej. Styl pisania autorki pozwala płynąć niczym po morzu, które oświetla latarnia morska. Ogromnie rozbudowany wachlarz emocji wręcz wylewa się z kartek podczas ich przewracania. Rollercoaster uczuć, przez potok łez po uśmiech, przez który bolały mnie policzki. Bohaterowie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Flaw(less). Opowiedz mi naszą historię" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marty Łabęckiej i na pewno nie ostatnie. Styl pisania autorki bardzo przypadł mi do gustu. Sposób w jaki są przedstawia emocje towarzyszące postacią, przekazywanie powoli rodzących się uczuć między bohaterami, ich obawy i odczucia innych oraz to jak każdy szczegół fabuły jest pięknie opisany jest dla mnie czymś niesamowitym. To jak bardzo przyjemnie i szybko zleciał mi czas czytania oraz odczuwanie wszystkich emocji, które towarzyszyły bohaterom sprawiło, że zakochałam się w tej książce. Zostałam po prostu oczarowana tą pozycją, co zdarzyło mi się tylko raz w przypadku Trylogii Ognistej.
Josephine od dziecka próbuje zabłysnąć przed rodzicami. Pochodzi z dobrego domu i jest idealną córką, choć wymagało to od niej otocznie, w którym się wychowywała oraz rodzice. Ambitna dziewczyna cały czas dąży do wymarzonej przez rodziców perfekcji jej osoby. Od najmłodszych lat jej największym marzeniem a jednocześnie planem, było wyjechanie na studia do Bostonu, aby odciąć się od rodziny i miejsca, w którym mieszka. Cały czas się uczy, co pochłania większość dnia, a nawet nocy, co  doprowadza do wyczerpania jej organizmu. Między innymi przez ciągłą naukę nie ma czasu dla swojej przyjaciółki Valerie, która jest jej kompletnym przeciwieństwem. Val należy do osób, które są żywiołowe a energia nigdy ich nie opuszcza, natomiast Josie jest opanowaną i niedopuszczającą do siebie nikogo osobą. Jednak nie wszystko idzie tak jak sobie zaplanowała. Chase Sanderson to chłopak, któremu młodość nie kojarzy się z wolnością i korzystaniem z życia. Codzienność, która wiąże się z przystosowaniem do otaczającego środowiska i chęć pokazania, że jest się coś warty obrazuje walkę ze swoimi demonami. O chłopaku można powiedzieć, że na swój wiek przeszedł już zbyt wiele, aby wierzyć że coś w jego życiu może zmienić się na lepsze. Jednak czy przypadkowe spotkanie dwóch poranionych dusz z różnych światów sprawi, że dostrzegą jacy są wyjątkowi?
Ta książka nie jest kolejną młodzieżówką z oklepanym schematem i bohaterami. Ta pozycja jest historią dwójki nastolatków, którzy odnaleźli swoją wyjątkowość we własnych ubytkach i skazach. Samotność to uczucie, z którym mierzy się wielu z nas, między innymi nasi główni bohaterowie. Czasami jesteśmy wśród innych osób, a tak i tak czujemy się osamotnieni. Jednak ludzie nie zawsze są w stanie to zrozumieć. Kwestia masek. Również wielu z nas je nosi, Jose i Chase również. Są one tak idealne, jak niemal prawdziwe twarze, a mało kto jest w stanie odkryć i zobaczyć choćby prawdziwy kawałek. Ukrywają  prawdziwych siebie przed innymi, lecz zdjęli je całkowicie tylko przed sobą. To jak rozumieli się bez słów i widzieli u siebie nawzajem detale, których inni nie dostrzegali. Ta dwójka spotkała się przypadkowo, a to sprawiło, że odkrywali skrywane głęboko w sobie emocje i uczucia, których wcześniej bardzo chcieli się pozbyć. Główni bohaterowie byli z dwóch innych światów, jednak mimo to idealnie się dopełniali. Josephine , z której zawsze muszą być zadowoleni rodzice, robi wszystko niemal perfekcyjnie, a jedyne co później słyszy, to że jest niewystarczająca. Natomiast Chase został spisany na straty już na samym początku i została mu przyczepiona łatka syna narkomanki. Opiekę nad chłopakiem sprawowała babcia, która była przy nim do piętnastego roku życia. Później musiał zacząć radzić sobie sam. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy, z tego że oprócz podobnego bólu połączy ich coś jeszcze. Budowane mury przez wiele lat zostaną zburzone. Żaden z nich nie planował tego co się później stało. Napewno nie Josie, która zawsze miała wszystko idealnie zaplanowane, aby nie zagościł w jej życiu chaos. Nim jednak stał się Chase, który nie z własnej woli wszedł do jej życia, które nie jest tak perfekcyjne jak mu się początkowo wydawało. Relacja bohaterów jest skomplikowana, lecz definitywnie nie toksyczna. Uczą się szczerych uczuć, ponieważ są nie idealni lecz prawdziwi. Uczą się na błędach prawdziwego życia. Uczą się postrzegać świat inaczej, czego przede wszystkim uczy ta książka. Przedstawione sytuacje dość mocno mnie poruszyły. Kwestia zmagania się z uzależnieniem i walka z nim, presja rodziny i walka o samego siebie. Jose, która nie chciała się odsłonić, zdjąć swojej maski noszonej przez lata. Ucieczka z nieznawidzonego miasta to jedyne co ją trzymało przy życiu. Aby przetrwać musisz zostawić za sobą wszystko co powinnaś kochać. Jednak Chase znalazł sposób, aby dotrzeć do jej wnętrza i zmienić wszystko w co do tej pory wierzyła. Sprawi, że Josephine będzie miała powód by zostać. Są dla siebie stworzeni jak bratnie dusze. Jednak nie ma miłości bez cierpienia. Oczywiście to wszystko, cała ta znajomość, nie miała by miejsca, gdyby nie ich przyjaciele. Przez wspólnych przyjaciół byli zmuszeni się ze sobą przebywać. Dzięki Valerie, Ethan'owi i Archerowi odnaleźli kogoś, kto ukoił ich strapione dusze. Relacja rozpoczęta krzykiem i pochopnymi osądami, po odsłonięciu kart zmienia się w coś oczarowującego czytelnika.  
Podsumowując, jeśli macie zamiar sięgnąć po tą pozycję, przygotujcie się na odcięcie się od rzeczywistości oraz chusteczki. Koniecznie chusteczki. Mimo że uśmiechałam się praktycznie przez cały czas, a moja książka jest kolorowa od podkreślonych fragmentów, to ból jest w niej obecny. Jest to historia o miłości, która nie zawsze jest taka jaką sobie wymarzymy. Może pojawić się nagle, albo możemy na nią czekać długie lata. Jednak kiedyś nadejdzie. Oprócz miłości opowiada też o prawdziwej przyjaźni oraz o tym, że dążenie do perfekcji dla innych, może zniszczyć w człowieku wszystko. Czytajcie to, bo dzieciaki z Moreton zasługują na naszą miłość.

"Flaw(less). Opowiedz mi naszą historię" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marty Łabęckiej i na pewno nie ostatnie. Styl pisania autorki bardzo przypadł mi do gustu. Sposób w jaki są przedstawia emocje towarzyszące postacią, przekazywanie powoli rodzących się uczuć między bohaterami, ich obawy i odczucia innych oraz to jak każdy szczegół fabuły jest pięknie opisany...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Pokochaj albo zniszcz" to finałowy tom dylogii "Pod przykrywką". Mroczny klimat mafii został połączony z ogromem niewyjaśnionych spraw. W tej części już od pierwszych stron zostałam wciągnięta w tą historię. Akcja pełna napięcia, zwrotów akcji oraz główni bohaterowie, którzy sprawili, że nie mogłam się oderwać od czytania. Sam styl pisania autorki spowodował, że przez książkę szybko przepłynęłam, mimo poruszenia ciężkich tematów.
Isabelle Rodriguez powraca, aby zemścić się na swojej matce, która od wielu lat żyje w ukryciu. W cieniu obserwowała i obmyślała plan schwytania kobiety. Jednak w znalezieniu jej Isabelli ma pomóc FBI, ale wie, że współpraca z nimi wiąże się z czymś w zamian. Musi zniknąć raz na zawsze z tego świata. Ciężko pracowała aby pokonać swojego wroga, który doprowadził ją do upadku, dlatego zgadza się na warunek służby. Jest zmuszona na współpracę z agentem specjalnym Caldo, który nie pała do niej sympatią. I vice versa. Isabelle po wydarzeniach z przed 10 lat postanowiła, że więcej nie zaufa mężczyzną. Jednak jest zmuszona obdarzyć nim Caldo, co będzie ją kosztować bardzo dużo. Isabelle zawsze dąży co wyznaczonych celów i nie poprzestaje w działaniach dopóki zadanie nie zostanie wykonane. Jednakże czy wewnętrzne demony jej na to pozwolą, czy może doprowadzą do upadku?
Historia opowiadająca o upadku człowieka i prawdziwych słabościach, które są wplątane między pragnieniem zemsty. Ból, uzależnienie, tęsknota - czynniki, które budują całą fabułę. W tym tomie jesteśmy świadkami tego, jak bardzo jest zniszczona Isabelle. Na zewnątrz idealna i piękna, jednak wewnątrz zniszczona i zepsuta. Popadła w proces autodestrukcji. Od dziesięciu lat nie przespała nocy bez koszmarów czy śnie na jawie. Sposobem ucieczki od tego są alkohol i silne tabletki nasenne. Mimo wszystko uważam, że Isabelle jest jedną z najsilniejszych kobiecych postaci. Każdy dzień to była walka o przetrwanie. Miłość matki, która wydawała jej się manipulacją z jej strony. Strata bliskich, co skutkowało brakiem zaufania. Każdy po kolei ją ranił i zadawał ból. Ciągłe wyrzuty sumienia przez wydarzenia sprzed 10 lat. To wszystko doprowadziło ją do upadku i zamknięcia się w sobie i na innych. Mimo wszystko przybiera maskę niezależnej i upartej. Jednak po pewnym czasie pojawiają się prześwity jej prawdziwego wnętrza. Te prześwity zauważa Caldo. Mężczyzna mimo swojej aroganckiej i irytującej postawy, zauważa jako jedyny, że z Isabelle coś się dzieje. Mężczyzna jest bardzo ciekawą postacią. Poznawanie go razem z bohaterką sprawiło, że zaczęłam odkrywać pewne wartości, które bohater przekazuje. Bohater, pomimo swoich zamiarów wobec kobiety, nie mógł patrzeć na to jak ona się niszczy. Chciał jej dobra i dlatego właśnie zaczął jej pomagać. Na początku szło to opornie, ponieważ Isabelle nie chciała tego, lecz z czasem wszystko się diametralnie zmienia. Mężczyzna wywołuje w niej uczucie, które zaznała przy Alessandro Salvatore. Caldo należy do stanowczych i zimnych mężczyzn, lecz jego wnętrze ukazuje nam jego wyjątkowość. Są jak dwa przeciwne żywioły. Mimo że siebie nienawidzą to potrzebują wzajemnie do przeżycia. Poczucie że ktoś może cię uratować od wspomnień i demonów przeszłości sprawia, że nie mogą od siebie odejść, bo wiedzą że sami nie dadzą rady. Dodatkowo po długich latach nadchodzi spotkanie z Alessandro. Sprawia to, że Isabelle zaczyna spadać jeszcze bardziej. Relacja kobiety z Caldo na samym początku nie wróżyła niczego dobrego, jednak czy po spotkaniu z Alessandro coś się zmieni jeszcze bardziej? Jednego obdarzyła uczuciem parę lat temu, ale one wygasły, za to co z agentem FBI. Wyszło na to, że zwykła sympatia przerodziła się w ogromnie mocne uczucie. Muszę jeszcze wspomnieć o połączeniu Isabelle, Cado i Alessandro. A raczej połączenia ich charakterów. Wieczne kłótnie Caldo z Alessandrem o Isabelle sprawiały, że cały czas się uśmiechałam. Jednak tą walkę wygrał tylko jeden. Zakończenie jest jednocześnie bardzo bolesne jak i piękne. Szczerze to nie przypuszczałam takiego, lecz uważam że jest idealne.
Podsumowując, ta pozycja jest idealna dla osób, które powinny się skonfrontować ze swoimi słabościami oraz dla osób, które nieustannie walczą. Isabelle pokaże Wam, jak to jest wydostać się z samego dna i że podstawą życia jest walka. O siebie samego, innych oraz lepsze jutro. Po prostu się nie poddawajcie, okej?

"Pokochaj albo zniszcz" to finałowy tom dylogii "Pod przykrywką". Mroczny klimat mafii został połączony z ogromem niewyjaśnionych spraw. W tej części już od pierwszych stron zostałam wciągnięta w tą historię. Akcja pełna napięcia, zwrotów akcji oraz główni bohaterowie, którzy sprawili, że nie mogłam się oderwać od czytania. Sam styl pisania autorki spowodował, że przez...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Pokochaj albo zabij" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Weroniki Ancerowicz, ale na pewno nie ostatnie. Fabuła została świetnie wymyślona, świat mafii opierający się na ogromniej ilości plot twistów, po prostu wciąga czytelnika. Styl pisania autorki jest ciekawy i widać w nim profesjonalizm. Na samym początku książka trochę mnie nudziła, lecz od momentu, gdy akcja nabrała tempa, nie mogłam się oderwać. Mam nadzieję, że w drugiej części wyjaśni się to zakończenie, ponieważ takiego nie przyjmuję.
Isabelle Rodriguez jest wyszkoloną maszyną wyszkoloną i działającą dla ojca. Już od małego była uczona jak poradzić sobie w świecie mafii oraz jak działać, aby nigdy się nie zawahać. Lecz mimo starań dziewczyny, ojciec wątpi w jej umiejętności. Dlatego pod maską uczennicy Uniwersytetu Nowojorskiego, wykonuje zlecone zadanie. Ma rozpracować kto rozprowadza i handluje narkotykami w Nowym Jorku. Mimo braku angażowania się w relacje i trybu samotnika, coś się zmienia gdy natrafia na klub "Rising Sun". Staje się on ważnym tropem dla dziewczyny. Wszystko jeszcze bardziej się zmienia, gdy poznaje mężczyznę łudząco podobnego do jej odbicia. Alexander zafascynował dziewczynę, dlatego postanowiła się do niego zbliżyć. Przeczucie jej mówi, że mężczyzna może mieć coś wspólnego z rynkiem narkotykowym oraz mafią Nowego Jorku.
Proszę państwa ile tu znajduje się plot twistów. Akcja jest oryginalna, a dzięki temu, że rozgrywa się w małych odstępach czasowych, działa na plus tej książki. Z czasem jednak wszystko zaczyna nabierać tępa i wtedy możemy odczuć dopiero klimat mafii. Mimo że mamy wątek romantyczny, to schodzi on na drugi plan. Wracając do wątku mafijnego, jest on przedstawiony brutalnie. Alessandro Isabelle są tak samo brutalni. Nie ma słabości oraz ani grama litości. Natomiast pojawia się uczucie, które buduje napięcie i niepewność. Chemia między głównymi bohaterami nie daje o sobie zapomnieć nawet w końcowych rozdziałach. Przejdźmy do świetnie wykreowanych bohaterów. Isabelle jest symbolem siły i wytrwałości. Pokazała swoje mocne strony, nie ulegała słabością i zawsze była czujna. Przez większość czasu kierowała się rozumem i zasadami. Kwestia zaufania w tym świecie odgrywa największą rolę. Ciężka praca, szczerość i uczciwość - te zasady skrywają więcej niż mogłoby się wydawać. Natomiast Alessandro Salvatore jest tajemniczy i niezwykle przystojny. Jego postawa sama w sobie daje wrażenie magnetyzacji. Młody mężczyzna również jest typem samotnika, perfekcjonistą oraz posiada swoją mroczną maskę. Od początku obdarzyłam go sympatią i tak do samego końca było, mimo wszystko. Mężczyzna ukrywający się pod maską biznesmena, tak naprawdę skrywa wiele tajemnic, niż moglibyśmy przypuszczać. Ich relacja to forma gry. Była skomplikowana, sami nie wiedzieli czego od siebie chcą i na czym stanęła ta relacja. Twardy charakter Isabelli nie raz powodował, że Alexander tracił równowagę spokoju. Rozpoczynają walkę, w której nieczysta zagrywka jest na porządku dziennym. Krótko mówiąc - destrukcja. Intensywne napięcie między nimi w pewnej chwili spowodowało, że wszystko wymknęło się z pod ich kontroli. Niby tak różni, a tak na prawdę są tacy sami. Wszystkie emocje towarzyszące bohaterom dało się odczuć na własnej skórze i przeżywać razem z nimi. Budowało to dodatkowo ciekawość i napięcie, przed tym co będzie w kolejnym rozdziale. Jednak gra, którą rozgrywają Isabella i Alessandro, toczy się o coś znacznie ważniejszego, niż ich relacja. Dlatego tylko schowane asy będą mogły ich uratować.
Podsumowując, ta pozycja jest idealna dla miłośników zaskakujących i mocnych wydarzeń. Mam pełno pytań w głowie po przeczytaniu ostatniego rozdziału, dlatego od razu zamierzam po niego sięgnąć.

"Pokochaj albo zabij" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Weroniki Ancerowicz, ale na pewno nie ostatnie. Fabuła została świetnie wymyślona, świat mafii opierający się na ogromniej ilości plot twistów, po prostu wciąga czytelnika. Styl pisania autorki jest ciekawy i widać w nim profesjonalizm. Na samym początku książka trochę mnie nudziła, lecz od momentu, gdy akcja...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Ognista przeszłość" to drugi tom Trylogii Ognistej, za którą oddam duszę bo serce już dawno oddałam. Styl pisania autorki jak zawsze jest niezawodny i jestem po prostu zakochana. Wszystko jest piękne i spójne, mimo poruszenia ciężkich tematów. Zanim rozpoczniecie przygodę z tą książką, warto się zapoznać z ostrzeżeniem - toksyczna relacja, zabójstwo. Historia, tak samo jak w pierwszej części, jest emocjonalnym rollercoasterem. Mimo że znałam losy bohaterów, to niektóre sytuacje były dla mnie zaskoczeniem. Historia sama w sobie jest pełna niewypowiedzianych słów, plot twistów oraz niewyobrażalnie różnorodnej gamy emocji. Przez ból, łzy, zakłopotanie, wypieki na policzkach, uśmiech, radość i śmiech - tak przebrnęłam przez tą książkę, a mogę się nawet założyć, że nie tylko ja.
Powrót z Nowego Jorku. Nikt nie powiedział czy będzie łatwy, czy też trudny. Adeline ucieka w alkohol, aby ulżyć złamanemu sercu i by odtrącić myśli o Jonathanie. W tym czasie są przy niej jej przyjaciele, a jedną z osób, która nie pozwala jej się podłamać jest przekochany Mason. Jednak uczucia nie wybierają, a wspomnienia nie znikają. Dlatego gdy Del spotyka ponownie Nathana nie wie co ma myśleć, jest kłębkiem sprzecznych emocji i nie wie jak ma postąpić. Występuje walka między sercem a rozumem u bohaterki. A jakie będą tego rezultaty?
Z każdym tomem kocham tą historię jeszcze bardziej, co mnie dziwi bo myślałam, że bardziej nie można. Problemy przedstawione w tej części są bardzo przemyślane i opisane. Samotność, strata, cierpienie czy też zakochanie. Tak naprawdę w tej recenzji mogłabym się nie rozpisywać, a napisać tylko, że kocham tą książkę i tyle, nara. Jednak muszę trochę wylać emocji, które nagromadziły się we mnie podczas czytania. Zacznę od tego, że w tej części bardziej poznajemy grupkę przyjaciół z Virginia Beach, która jest niesamowicie kochana i wspierająca. Razem tworzą rodzinę, której niektórym brakowało. Mason Cooper jest spójnikiem całej tej grupy, ale lepiej go nazwać promykiem, bo to on potrafi każdemu poprawić błyskawicznie humor. Jego relacja z Adeline jest szczera, prawdziwa oraz piękna. Są ze sobą na dobre i na złe, mimo przeróżnych sytuacji mogą na siebie liczyć i nikt ani nic tego nie zmieni. Szczerze to kocham ich wszystkich bez wyjątku, nawet Willa, ALE OPRÓCZ TEJ JEDNEJ OSOBY. Chodzi mi mianowicie o niejakiego Timona, który dla wszystkich jest miły, ale tak naprawdę jest chujem. Zaufajcie mi, ja nie żartuje. Wracając do o wiele milszych, lecz bolesnych, tematów. Adeline i Jonathan, mimo że natrafili na siebie w niezbyt odpowiednim momencie. Zmagają się z wieloma trudami przeszłości, które nie dają im spokoju. Zacznę od Del, która wiele wycierpiała między innymi starta kolejnej bliskiej osoby, która ogromnie się na niej odbiła. Już nie wspomnę o tym jak bardzo przeryczałam ten rozdział. Bohaterka mimo swojego młodego wieku i niekiedy podejmowanych chaotycznie decyzji, jest bardziej odpowiedzialna i szybciej wynosi wnioski. W pewnym momencie zawiodła się na swoich przyjaciołach, czego jej się nie dziwie. Del zawsze stawiała dobro innych ponad swoje, lecz po tym jak zobaczyła, że Jonathan poszedł na przód, ona próbowała zrobić to samo stawiając siebie na piedestale, lecz przeszłość ewidentnie lubi się za nią ciągnąć do samego końca. Dziewczyna posiada swoją ognistą przeszłość, którą jest jej druga twarz, twarz w Atlancie. Adeline jest dobrą dziewczyną, która przeszła wiele w swoim życiu i musiała szybciej dorosnąć. Jest niewyobrażalnie silną bohaterką, którą mam ochotę po prostu przytulić. Natomiast Nathan, mimo wściekłości na swoją bezsilność, przeszedł przemianę. Kocha Del całym sobą, ale nie może być blisko niej przez niektóre sytuacje. Ich relacja nie była zdrowa, chłopak pojawiał się i znikał. Czasami nie było to zależne od niego, ponieważ przeszłość jego rodziny się na nim odbijała. Jego usposobienie mówi, że dla bliskich jest w stanie zrobić dosłownie wszystko. W relacji oddaje całego siebie, tak samo jak Del. Mimo że ja go uznaje za ideał, to jego zachowanie tak go nie cechuje. Jonathan poszedł na przód, stara się ponosić odpowiedzialność za swoje czyny i być dorosłym, tylko czasami popełnia błędy, które zostają z nim na zawsze. Jednakże kocham to jak został wykreowany, to że na pierwszym miejscu stawia Del i dba o to aby była bezpieczna i szczęśliwa. Tak jak wspomniałam wcześniej, jak dla mnie ideał i możecie mi go podarować. Przechodząc do relacji Adeline i Jonathana, która nie zawsze była prosta. W którymś momencie zapomnieli o szczerych rozmowach, co doprowadziło ich do pogubienia się w uczuciach, mimo tego że dalej się kochali. Wynikło wiele niedomówień, a przeszłość dawała o sobie znać na każdym kroku. Ich niefortunne ponowne spotkanie, łamało serce. Mimo napotkanych trudności ich miłość była naprawdę silna. Błądzili po omacku, aby odnaleźć swoje na zawsze. Już w pierwszym tomie autorka dowiodła, że ich relacja to nie tylko słowa na papierze, tylko coś znacznie więcej. Już sam fakt tego, że czytając odczuwałam to wszystko jakby działo się tu i teraz. Emocje, uczucia są nieskończone, co przemawia pod każdym względem. Del i Nathan są definicją pięknej, szczerej, smutnej i trochę niespotykanej miłości, co się nigdy nie zmieni i będzie takie w nieskończoność.
Podsumowując, ta książka zawiera ogrom miłości, bólu, cierpienia i chęć odnalezienia swojego światełka w ciemności. Również pokazuje dorastanie i branie odpowiedzialności za swoje czyny. Z każdym tomem Trylogii Ognistej poznajemy więcej nowych i nieprzewidywalnych tajemnic, które mogą roztrzaskać serce w drobny mak. Ta historia jest jedyna w swoim rodzaju i z taką drugą się nigdy nie spotkacie, gwarantuje wam. Wielki Gatsby, czerwcowe zachody słońca, paczka przyjaciół z Virginia Beach i ogromna miłość, to wszystko kształtuje tą przepiękną historię. Jednak jedno jest tutaj najważniejsze - nieskończona miłość. GRATULACJE MONIKA!!!

"Ognista przeszłość" to drugi tom Trylogii Ognistej, za którą oddam duszę bo serce już dawno oddałam. Styl pisania autorki jak zawsze jest niezawodny i jestem po prostu zakochana. Wszystko jest piękne i spójne, mimo poruszenia ciężkich tematów. Zanim rozpoczniecie przygodę z tą książką, warto się zapoznać z ostrzeżeniem - toksyczna relacja, zabójstwo. Historia, tak samo jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dotyk ocalenia - wyzwolenie" to drugi tom dylogii od Gabrieli Smusz, której pióro oddaje każdą zawartą emocję. Kontynuacja losów Lei i Damona, które zostawiły wielką niewiadomą w zakończeniu pierwszej części. Mimo że na początku trudno było mi się wdrożyć w tą historię, to po przeczytaniu większej ilości stron wciągnęłam się. Pełna emocji, plot twistów i piękna, te słowa idealnie opisują tą książkę.
Mijają trzy miesiące odkąd drogi Lei i Damona się rozeszły oraz od porwania dziewczyny przez Tyranów i całej
sprawy z gangami. W tym czasie wyszły na jaw niektóre tajemnice, które pozostawiły niepewność, żal i rozgoryczenie. Mimo tego można stwierdzić, że dziewczyna wstaje powoli na nogi, aby zostawić za sobą całą koszmarną przeszłość. Jednak nie udaje jej się całkiem od niej uciec, ponieważ dochodzi do pewnego wydarzenia. Nagłe spotkanie z Damonem przyprawia ją o deja vu ich pierwszego spotkania. Bohaterka miała ogromny żal do chłopaka, ponieważ zostawił ją w najgorszym z momentów jej życia, kiedy najbardziej go potrzebowała. Teraz jego powrót oznaczał jedno, wszystkie sprawy się nawarstwiły.
Ta historia to jeden wielki zbiór plot twistów. W każdym rozdziale działo się coś nowego i intrygującego. Tak naprawdę to cała ta historia, fabuła oraz bohaterowie są intrygujący. W poprzedniej części została ukazana walka bohaterów ze słabościami i próba pokonywania swoich lęków. Natomiast druga część pozwala nam obserwować wewnętrzną zmianę Lei. Po tych wszystkich wydarzeniach, które ją spotkały, stała się silniejsza i odważniejsza. Małymi krokami dąży, aby przeszłość pozostała przeszłością, a zająć się teraźniejszością. Mimo to, że pokazuje innym że wszystko jest w porządku tak naprawdę skrywa wiele więcej. Stara się walczyć sama nie włączając do tego nikogo, zapominając że nie zawsze musi być twarda. Dziewczynie ciężko jest zapomnieć o spędzonych chwilach z Damonem i o tym co ich łączyło. Po niespodziewanym spotkaniu i nawiązaniu na nowo relacji zaczęli szczerze ze sobą rozmawiać. Jednak kłopoty wciąż były obok nich i czekały na moment ujawnienia się. Damon należy do osób, które przez większość czasu są oziębłe i poważne. Jednak mimo wszystko czasem jest szczery, uczuciowy i łapiącym za serce, w szczególności przy Lei. Stara się wszystko jednocześnie naprawić, mając równocześnie nastawienie bohaterki do niego. Ich zbłądzone i poranione dusze łączą się w piękną całość, która jest ich ratunkiem. Udowodnili swoją walką, że mogą stworzyć coś niemożliwego. Walką, ponieważ ich relacja się na niej opiera. Walczyli o siebie nawzajem, aby pozbyć się demonów przeszłości, odciąć się od tego i nigdy nie wracać. Musieli ponownie sobie zaufać, co nie należy do prostych czynów. Ale dziewczyna tylko przy tym chłopaku czuła się bezpiecznie i wszystkie hamulce jej puszczały. Wiedziała że przy nim jej nic nie grozi i jest bezpieczna. Ich relacja pokazuje, że drugie szanse są możliwe dzięki cierpliwości i pracy. Muszę koniecznie wspomnieć o pewnym cudownym bohaterze. Mianowicie o Nicku, czyli przyjacielu Lei i Damona. Jest on usposobieniem ciepłej i dającej poczucie miłości przystanią, totalnie komfortową osobą.
Podsumowując, przebaczenie drugiej osobie jest jedną z najtrudniejszych rzeczy dla człowieka. Jednak danie drugiej szansy, gdzie nie ma pewności czy wszystko potoczy się dobrze, jest jeszcze trudniejsze. Mimo wszystko Lea i Damon zwyciężyli, a ich relacja pokazała, że miłość może być przepełniona bólem i smutkiem, w drodze do ukojenia, błogości i wyzwolenia. Z pozory dwa przeciwne bieguny, lecz tak naprawdę byli sobie bliżsi niż niejedna osoba by sądziła. Ich uczucia były niebywale wielkie i mocne, gdzie w momencie eksplodowanie wygrały swoją walkę.

"Dotyk ocalenia - wyzwolenie" to drugi tom dylogii od Gabrieli Smusz, której pióro oddaje każdą zawartą emocję. Kontynuacja losów Lei i Damona, które zostawiły wielką niewiadomą w zakończeniu pierwszej części. Mimo że na początku trudno było mi się wdrożyć w tą historię, to po przeczytaniu większej ilości stron wciągnęłam się. Pełna emocji, plot twistów i piękna, te słowa...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dotyk ocalenia - zniewolenie" to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i na pewno nie ostatnie. Jej styl pisania jest bardzo przyjemny, głęboki oraz wciągający. Jest to opowieść o lęku, stracie, miłości oraz determinacji. Historia posiada różnorodną paletę emocji, co możemy odczuć. Fabuła jest świetnie przemyślana i wchłania się w każdy zakamarek serca, a bohaterowie cudownie wykreowani i jestem ogromnie ciekawa ich losów w drugiej części.
Lea jest dziewczyną, której życie zabrało nie tylko rodziców, lecz razem z nimi odebrało marzenia, miłości, rodzinne ciepło czy też szczęście. Krótko mówiąc życie nie jest dla niej łaskawe, a trwanie w ciągłym strachu ją wyniszcza. Lecz pewnego dnia, gdy dziewczyna wraca ze szkoły, zza zakrętu nagle wyłonił się czarny samochód. Niespodziewanie spotkanie z chłopakiem o hebanowych oczach, doszczętnie zmieniło jej życie. Wtedy nie była świadoma tego, że to on będzie jedyną osobą, która będzie w stanie jej pomóc.
Siła, ból, cierpienie i miłość - tymi słowami można opisać tą książkę. Świat przedstawiony w tej pozycji jest mroczny, ciekawy i zawiera wiele niewiadomych, które trzymają czytelnika w napięciu i nie dało się przewidzieć co nastąpi za chwilę. Lea to bohaterka, którą zniszczyła przeszłość. Boi się dotyku, nie dopuszcza do siebie obcych, w szczególności mężczyzn, lecz również bliskich trzyma na swój bezpieczny dystans. Jedynie boks pozwalał jej się oczyścić ze stresu i złych myśli. Natomiast Damon na początku jest zdystansowany i cichy, a jego postawa wzbudzała postrach. Wyzbył się swoich uczuć na poczet życia, w którym trwa. Na poczet bagna, które bezustannie trzymało nóż przy jego gardle. Lecz to on miał mocny wpływ na życie dziewczyny, która była wycofana, zamknięta na świat i ukrywała swoje prawdziwe oblicze. Był wyjątkiem, ponieważ to właśnie jego obdarzyła zaufaniem, a im dłużej ze sobą przebywali tym Lea coraz pewniej dawała mu dostęp do siebie. Damon jest typem osoby, którą kocha się przez jego tajemniczość, którą ukazuje innym. W środku natomiast jest troskliwym, wyrozumiałym i pomocnym chłopakiem. Ich relacja była jedyna w swoim rodzaju, ponieważ od zerowego zaufania od obu stron przeszli do obawy o życie drugiej osoby. Mimo wszystko ukrywali znajomość dla własnego dobra, gdyż jeden zły ruch mógł zaważyć na ich losie. Damon pchnął Lee, aby pokonała swoje blokady i stanęła na nogi. Jego dotyk powodował u niej złagodzenie nerwów, paniki i strachu, był terapią. Robił wszystko, by była bezpieczna. Jednak nie wszystko poszło tak jak chcieli, dziewczyna nieumyślnie zadarła z nieodpowiednimi osobami i teraz mierzy się z konsekwencjami. Sprowadzili na nią ogrom problemów, które skutkowały nieprzespanymi nocami oraz powrotem demonów przeszłości, które na nowo wstrząsnęły jej światem.
Ta relacja ma swój sposób pozwala odrodzić się tej dwójce. Oboje mają zatargi z przeszłością, lecz razem budują swoją bezpieczną przystań. Otworzyli się na siebie fizycznie i psychicznie, dzięki czemu poradzili sobie ze swoimi problemami. Ostatnie rozdziały to totalny rollercoaster. Te plot twisty przerosły moje oczekiwania.
Podsumowując, ta książka jest połączeniem nastoletniego romansu z mrokiem miasta i jego ciemnej strony. Strach jest nieodłączną częścią naszego życia. Niektórzy umieją nad nim zapanować, a inni nie. Ciężko go przezwyciężyć, w szczególności gdy czujemy, że osacza nas jeszcze multum innych rzeczy, które tylko go potęgują, a jedyne o czym myślimy to ucieczka. Mimo wszystko należy pamiętać, że jest on nieodłącznym elementem naszego życia i można z nim walczyć.

"Dotyk ocalenia - zniewolenie" to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i na pewno nie ostatnie. Jej styl pisania jest bardzo przyjemny, głęboki oraz wciągający. Jest to opowieść o lęku, stracie, miłości oraz determinacji. Historia posiada różnorodną paletę emocji, co możemy odczuć. Fabuła jest świetnie przemyślana i wchłania się w każdy zakamarek serca, a...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Z tej strony Sam" to książka, która daje nadzieję i doprowadza do potoku łez. Jest za razem delikatna i rozdzierająca serce na milion kawałków. To historia pełna bólu i straty. Ukazuje próbę pogodzenia się z niesprawiedliwością losu, który niestety czasami działa przewrotnie. Styl pisania autora na początku był dla niezrozumiały i trochę się nudziłam, lecz gdy się wdrożyłam w fabułę byłam zachwycona. Trzeba zaznaczyć, że sama fabuła jest naprawdę bardzo oryginalna i nigdy nie spotkałam się z taką, ale wiem że potrzebuję więcej.
Julie Clarke z pozoru ma normalne życie. Ma zaplanowany wyjazd do college'u, wspólnym mieszkaniu i wakacjach wraz z Samem. Jednak cała euforia oraz chęci odchodzą od dziewczyny z chwilą śmierci Sama. Tęsknota przez cały czas towarzyszy Julie, dlatego postanawia do niego zadzwonić, aby jeszcze raz usłyszeć jego głos. Jednak zdarza się coś niemożliwego do wytłumaczenia. Chłopak odbiera. Jednak połączenia nie mogą trwać wiecznie i po jakimś czasie przyjdzie czas na ostateczne pożegnanie.
Całą końcówkę książki przepłakałam, a po niej odczuwałam jedynie pustkę. Jest to pięknie smutna historia, która ogromnie chwyta za serce. Pokazuje jak trudna, pełna bólu i ogromnego cierpienia jest utrata bliskiej osoby i pogodzenie się z jej odejściem. Ukazuje również kruchość życia i to, że tak naprawdę nie możemy nigdy przewidzieć tego, ile czasu nam zostało. Relacja Julie i Sama była piękna, przepełniona różnorodnymi emocjami i wzruszająca, bardzo było czuć ich więź. Książka opowiada oprócz otrzymania szansy na pożegnanie i procesu życia po śmierci ważnej dla nas osoby, również o zaczynaniu nowego rozdziału, który nigdy nie jest łatwy. Pokazuje nam jak ważny jest kontakt z drugą osobą, aby nie zatracić się w złych myślach, a spróbować iść do przodu. W tej historii ukryta jest ogromna ilość życiowych wartości czy prawd, na które zazwyczaj nie zwracamy dużej uwagi. Ukazuje siłę jaką posiada w sobie człowiek, która jest w stanie przywrócić go do życia, po tym jak ciało i dusza chciały się poddać.
Podsumowując, ta pozycja to niesamowicie bolesna i chwytająca za serce historia o stracie bardzo bliskiej osoby. Opowiada też o miłości, która jest wyjątkowa i piękna, będąca jednocześnie krótką i bolesną. Pokazuje jak żałoba wpływa na życie i jak bardzo zmienia postrzeganie niektórych aspektów. Szansa którą otrzymała Julie, jest taką, za którą ludzie w rzeczywistości oddaliby wszystko. Szansa na rozmowę, która jednocześnie jest ostatnim pożegnaniem oraz szansa na wypowiedzenie słów, które nigdy nie miały zostać wypowiedziane. Osoby bliskie, które ciałem nas opuściły, jednak za zawsze z nami zostaną i nigdy o nich nie zapomnimy.

"Z tej strony Sam" to książka, która daje nadzieję i doprowadza do potoku łez. Jest za razem delikatna i rozdzierająca serce na milion kawałków. To historia pełna bólu i straty. Ukazuje próbę pogodzenia się z niesprawiedliwością losu, który niestety czasami działa przewrotnie. Styl pisania autora na początku był dla niezrozumiały i trochę się nudziłam, lecz gdy się...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Let me in" to moje kolejne spotkanie z twórczością Natalii Fromuth, z którą jestem już dość dobrze zaznajomiona i nigdy się nie zawiodłam. Każda z książek autorki jest po prostu cudowna i nie mogę się od nich oderwać. Jej styl pisania jest ogromnie przyjemny, lecz potrafi nawet w jednym krótkim zdaniu zawrzeć coś, co uderzy nas w serce. Każda styczność z historią napisaną przez autorkę jest bardzo komfortowa i piękna, mimo poruszanych trudnych tematów. Sposób przekazywania emocji bohaterów oraz
możliwość przeniesienia się w ich świat, jest unikalny dla niej, ponieważ za każdym razem czuje, że oddaje w pełni całą siebie. Historia bohaterów jest spokojna oraz posiada swój klimat, dzięki któremu już zawsze będą mi się z nią kojarzyć słoneczniki van Gogha.
Layla każdy dzień żyje według swojej rutyny. Jest przyzwyczajona do punktualności i planowania każdego dnia. Pewnego razu w kawiarni, w której pracuje, pojawia się chłopak, który przedstawia się jako Vincent i robi wszystko, aby zadawać pytania dziewczynie kompletnie nie związane z zamówieniem. Jego obecność intryguje dziewczynę i budzi w niej wiele emocji. Nie trzeba długo czekać, by przekonać się, że coraz częstsze odrywanie dziewczyny od obowiązków doprowadzi do wyciągnięcia jej z rutyny przez owego chłopaka.
Moja pierwsza myśl po przeczytaniu - nie czuje się. Historia tych bohaterów, jak i sami oni, jest piękna. Aidan jest po prostu uroczy, a ja jestem nim zauroczona. Należy do osób, które jeżeli nie zaufają to się nie otworzą, czyli jest taki jak ja. W jednej sekundzie potrafi zasiać w każdym kogo spotka promyk szczęścia. Uwielbiam sposób w jaki został wykreowany, w szczególności jego pasję do malarstwa. Przeważnie sztukę ogląda się w muzeach i innych tego typu miejscach, natomiast Natalia udowodniła, że oprócz podziwiania można ją przeczytać. W szczególności za serce złapało mnie to, że Aidan jest ogromnym fanem Vincenta van Gogha i uważa go za autorytet. Sama jestem pełna podziwu jego twórczości i ją po prostu uwielbiam, dlatego potrzebuje żeby ktoś też mnie zabrał na taką randkę jak Aidan Laylę. Natomiast wracając do głównej bohaterki, niekiedy również się z nią utożsamiałam. Dziewczynie trudno jest z jej strefy komfortu i próbować nowych rzeczy. Zmaga się też z problemem samoakceptacji i zagubieniem siebie oraz utknięciem na tzw. bezludnej wyspie. Męczyła się z tym dopóki nie poznała Aidana, który pomógł jej, nakierował na odpowiednią ścieżkę i podnosi ją na nogi. Layla mimo wszystko jest ciepłą i pomocną dziewczyną, jest w stanie zrobić naprawdę wiele a pomocy nie odmawia nikomu. Brak samoakceptacji pojawił się wraz z chorobą, którą ukrywa przed całym światem. Jednak jesteśmy świadkami zmiany poprzez jedno wydarzenie, którego autorem jest niejaki Vincent. Nic w tej historii nie było sztuczne ani płytkie. Uczucia, gesty czy słowa bohaterów ukazane zostały w bardzo naturalny sposób i wartościowy. Ta historia jest po prostu piękna, mają oni całe moje serce. A dopracowane wnętrze oraz rysunki, które pojawiają się w książce, pozwalają jeszcze bardziej wniknąć w historię. Jest to książka nie tylko z oszałamiającą okładką, lecz także z pięknym wnętrzem.
Ta książka jest zdecydowanie bezpieczną przystanią. Pozwala poczuć motyle w brzuchu, gdy widzimy jak Aidanowi zależy na Layli oraz na tym żeby pokochała siebie i zauważyła swoje piękno. Uważam że taka relacja marzy się niejednej osobie. Oni odnaleźli siebie nawzajem i rozumieją się bez słów. Dawno nie czytałam książki, która byłaby tak pełna zdrowych i pięknych uczuć, a cały klimat powoduje, że chce się do niej wracać. Ta historia pokazuje, że warto otwierać się na nowe perspektywy. A jeśli szukacie zrozumienia, bohaterów którzy otulą waszą duszę i serce, to znajdziecie to w tej pozycji.

"Let me in" to moje kolejne spotkanie z twórczością Natalii Fromuth, z którą jestem już dość dobrze zaznajomiona i nigdy się nie zawiodłam. Każda z książek autorki jest po prostu cudowna i nie mogę się od nich oderwać. Jej styl pisania jest ogromnie przyjemny, lecz potrafi nawet w jednym krótkim zdaniu zawrzeć coś, co uderzy nas w serce. Każda styczność z historią napisaną...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"A million kisses in your lifetime" to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Jej styl pisania jest bardzo wyjątkowy i przyjemny. Już od pierwszych stron zostajemy wprowadzeni w świat pełny miłosnych wzlotów i upadków. Niektóre elementy, na przykład zamiłowanie sztuką, szminki czy lizaki, które pojawiły się w tej pozycji, zawsze będą mi się z nią kojarzyły.
Wren to grzeczna i uprzejma dziewczyna, która jest uwielbiana przez całą szkołę. Jednak jest zmęczona tym, że musi sprostać wymaganiom i wyobrażeniom na jej temat innym. Pośród nich jest jedna osoba, która ma inne nastawienie. Crew Lancaster uważnie każdego dnia ją obserwuje, bez konieczności zapoznania się z nią. Natomiast jeden szkolny projekt zmienia wszystko, w szczególności to co o sobie sądzili.
Fabuła książki była naprawdę interesująca, mimo że zaczynając nieco mnie nudziła, lecz później to nie mogłam się od niej oderwać. Bohaterowie zostali cudownie wykreowani. Każdy ma odmienny charakter i pogląd na świat, lecz główni bohaterowie mimo różnic są bardzo podobni do siebie. Wren jest uznawana za niewinną uczennicę i ułożoną córeczkę tatusia. W szczególności to spostrzeżenie daje pierścionek czystości, który świadczy o tym, że nie nie doszło żadnego stosunku z chłopakiem. Zdanie ojca stawia na piedestale, natomiast przebywanie z Crew wszystko zmienia. Właśnie Crew, Crew, Crew... Jeśli poznacie go bliżej to zakochacie się tak jak ja! Jest uznawany za 'króla' szkoły, bo w końcu jego rodzice są jej właścicielami. Bohater nie przejmuje się tym co myślą o nim inni, co dobitnie pokazuje jego arogancka postawa. Należy do cichych osób, lecz nie oznacza to, że jest spokojny, ponieważ obecność mroku również można zauważyć. Z początku widzimy, że jedyne czego chciał to zdobyć Wren i zabrać wszystkie jej pierwsze razy. Jednak dzięki bliższemu poznaniu po prostu przepadł, dosłownie. Nie mógł wyobrazić sobie choć jednego dnia bez niej, co było niesamowicie słodkie. Crew jest jednocześnie pewny siebie i flirciarski, ale również troskliwy, uroczy, wyrozumiały i jest naprawdę niezwykłym słuchaczem. Przepadłam gdy bohater pokazywał wszystkie pierwsze razy Wren, przy czym robił to powoli i jej nie pośpieszał. Oswajał ją z myślą o jakimkolwiek zbliżeniu, pomagał jej polubić swoje ciało oraz nauczyć się jego potrzeb, a przy tym dbał o jej komfort. Podsumowując, ta dwójka to po prostu bratnie dusze, zmienili nawzajem swoje osobowości i znaleźli szczęście, którego mocno potrzebowali.
W książce jest poruszony również wątek molestowania seksualnego w szkole przez nauczyciela oraz manipulacji przez rodzica. Cała sprawa z molestowaniem jest omijana szerokim łukiem. Sam nauczyciel z początku daje spostrzeżenie, że jest naprawdę w porządku, lecz szybko się to zmienia i przeradza w irytację. Gdyby nie pewne wydarzenia nikt nie podjąłby się pomocy dla dotkniętych tym dziewczyn. Wprawiało mnie to w obrzydzenie i odrzucało, ponieważ nie rozumiałam jak takie zachowanie zostawało pomijane. Natomiast co do manipulacji, to ojciec Wren od samego początku mnie irytował, tym że chciał kontrolować życie córki, wybierając jej znajomych, męża i to czy będzie się spotykać z chłopakami czy nie. Takie zachowanie sprawiło, że bohaterka zaczęła odsuwać się od ojca i przestała mu ufać, co w ogóle mnie nie dziwi po sytuacji z przeglądaniem jej telefonu.
Podsumowując, ta historia podkreśla jak ważna jest akceptacja samego siebie. Momentami popadamy w emocjonalny rollercoaster podczas czytania, przez co musiałam kilka razu odłożyć książkę. Wspomnę jeszcze o okładce, ponieważ ma ona ogromne znaczenie dla fabuły. Jeżeli jeszcze nie czytaliście tej pozycji, zawracajcie uwagę na szminki Chanel oraz pocałunki, bo mają najważniejsze znaczenie!

"A million kisses in your lifetime" to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Jej styl pisania jest bardzo wyjątkowy i przyjemny. Już od pierwszych stron zostajemy wprowadzeni w świat pełny miłosnych wzlotów i upadków. Niektóre elementy, na przykład zamiłowanie sztuką, szminki czy lizaki, które pojawiły się w tej pozycji,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Szukając kopciuszka" oraz "Znajdując szczęście" to idealne rozwinięcie losów Six i Daniela. Książka ma w sobie dużo humoru, ale też i trudnych sytuacji życiowych. Twórczość i styl pisania Colleen Hoover bardzo przypadł mi do gustu, więc zaskoczeniem nie jest, że tym razem również się nie zawiodłam. Wspomnę tylko, że historia napisana jest z perspektywy Daniela.

-Przed obiema częściami warto zapoznać się z "Hopeless" i "Losing hope", natomiast czytanie książki "Znajdując szczęście" lepiej rozpocząć po zapoznaniu się z "Wszystkie nasze obietnice".-

Przypadkowe spotkanie w kantorku szkolnym powoduje, że bohaterowie nie mogą o sobie zapomnieć, choć nie wiedzą jak wyglądają czy jak mają na imię. Rok później, pewnego dnia, gdy Daniel przychodzi do Sky i Holdera spotyka Six. Do tej pory nie wierzył w zakochanie od pierwszego wejrzenia, lecz teraz może ulec to zmianie. Powrót dziewczyny z wymiany we Włoszech oznacza tylko jedno, ich relacja rozwinie się ponownie.
Plot twisty zawarte w tych krótkich opowiadaniach nie należały do zaskakujących, ale były smutne i rozdzierały serce. Opowiadanie samo w sobie jest bardzo interesujące i intrygujące. Jeżeli chodzi o bohaterów, to Six jest bardzo energiczną i emocjonalną w dobrym sensie bohaterką, lecz w pewnym momencie możemy zauważyć, że ta maska kryje za sobą tęsknotę, żal i smutek. Natomiast Daniel jest zwariowany, kochający oraz wprowadza humor swoją ogólną osobowością.

"Szukając kopciuszka" przede wszystkim opisuje dynamikę ich relacji, która była dość szybka oraz to jak jeden z bohaterów ma lekkie uzależnienie na punkcie drugiej osoby. W najmocniejszym zwrocie wydarzeń dla Daniela i Six tak samo ważne były uczucia.

Natomiast "Znajdując szczęście" odpowiada na wszystkie wątpliwości i nie zadane pytania po pierwszej nowelce. Przy tej historii towarzyszyło mi wiele emocji, co tłumaczyłoby moje łzy. Jest zdecydowanie krótsza, lecz chwyta za serce. Wszystko zostało idealnie opisane i domknięte.

Książka nie należy do długich, ale wciąga i angażuje czytelnika. Tak jak wspomniałam połączenie tych wszystkich historii ukazuje przepiękną i bolesną historię, przez co można spodziewać się łez. Między innymi przekazuje, że nie możemy tracić nigdy nadziei. Jeżeli czytaliście "Hopeless", "Losing hope" a w trakcie tych nowelek przeczytacie "Wszystkie nasze obietnice", gwarantuje że pozostanie ona na długo w waszym sercu.

"Szukając kopciuszka" oraz "Znajdując szczęście" to idealne rozwinięcie losów Six i Daniela. Książka ma w sobie dużo humoru, ale też i trudnych sytuacji życiowych. Twórczość i styl pisania Colleen Hoover bardzo przypadł mi do gustu, więc zaskoczeniem nie jest, że tym razem również się nie zawiodłam. Wspomnę tylko, że historia napisana jest z perspektywy Daniela.

-Przed...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to