rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Według szacunków ONZ, do 2050 roku ludność Mołdawii zmniejszy się o 44%.

Niełatwo ułożyć sobie życie w kraju, w którym przeciętna emerytura wynosi 100 €. Dlatego też życie w Mołdawii powoli się zatrzymuje: mieszkańcy nie zakładają rodzin i przeprowadzają się do innych państw. Ubiegają się o obywatelstwo rumuńskie, rosyjskie lub polskie.

Niniejsza książka to laurka kraju, o którym nic się nie wie. Co bardziej światli są co najwyżej świadomi, że Mołdawia słynie z winnic i domowych trunków.

Książka jest dobra. Po prostu dobra, ale nic poza tym. Autor, Miłosz Szymański, opisał w niej życie zwykłych ludzi: tych starszych i tych, co dopiero się narodzili.

Kompletnie nie trafił do mnie styl pisarski autora, co mnie zdziwiło, bo rzadko się z tym mierzę. Staram się doceniać kunszt pisarski każdego artysty czy podróżnika. Tutaj, choć pozycja krótka, miałam ciężko przez nią przebrnąć. Tym bardziej dziwi mnie wysoka nota, którą książka otrzymała na portalu.

Książka jest niespójna: każdy rozdział napisany został w innym stylu. To się gryzie.

Dziękuję jednak autorowi za odsłonięcie ciężkiej, mołdawskiej kurtyny i nauczenie mnie tylu nowych rzeczy o państwie skrytym między Ukrainą i Rumunią.

Według szacunków ONZ, do 2050 roku ludność Mołdawii zmniejszy się o 44%.

Niełatwo ułożyć sobie życie w kraju, w którym przeciętna emerytura wynosi 100 €. Dlatego też życie w Mołdawii powoli się zatrzymuje: mieszkańcy nie zakładają rodzin i przeprowadzają się do innych państw. Ubiegają się o obywatelstwo rumuńskie, rosyjskie lub polskie.

Niniejsza książka to laurka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"To nie duże zmiany decydują o życiu, tylko te najmniejsze".

O regule 5 sekund można opowiedzieć w 5 sekund. Tak też się wydarzyło w trakcie prelekcji autorki, Mel Robbins, na TEDx. Niestety, pisarka i prawniczka postanowiła wykorzystać falę popularności koncepcji i poświęcić jej całą książkę. A o samej idei 5 sekund naprawdę nie ma co więcej mówić: jeśli chcesz coś zrobić, ale się boisz lub Ci się nie chce, odlicz od 5 do 1 i rusz się, bo inaczej mózg Cię powstrzyma.

W dużym skrócie: im dłużej myślisz o zrobieniu czegoś, tym mniejsza szansa, że faktycznie to zrobisz. Działaj, zamiast myśleć.

Na samym początku lektury zapoznajemy się z fatalną sytuacją życiową Robbins: jej upadającym małżeństwem, bankructwem i niemożnością zrobienia czegokolwiek więcej, poza wciśnięciem przycisku drzemki. Następnie zostajemy zaznajomieni z okolicznościami opracowania reguły 5 sekund, a reszta książki poświęcona jest obcym ludziom, ich historiom i wpisom na portalach społecznościowych.

Aby dobić do przyzwoitej dla wydawnictwa ilości stron, historie ludzi z całego świata (USA, Japonia czy Anglia) przeplatają się ze sztampowymi cytatami motywacyjnymi np. "jeśli masz odwagę zacząć, to masz odwagę odnieść sukces". Nie brakuje również powtórzeń np. tego, jak wprowadzać niniejszą metodę w życie czy merytorycznych głupot w stylu: każda dieta zmienia nasze życie na lepsze.

Autorka często wspomina, że jej reguła ma uzasadnienie naukowe, ale nigdzie nie znajdziemy odnośników do badań. Myślę, że świetnym uzupełnieniem pozycji byłoby chociażby przeprowadzenie wywiadu z naukowcem, który w fachowy sposób wytłumaczyłby, jak zasada 5 sekund wpływa na mózg.

Nie neguję tego, że metoda 5 sekund zmieniła życie wielu osób na lepsze. Cieszę się, że tylu ludzi znalazło siłę w tak prostym sposobie. Ale czy warto pisać o tym książkę na ponad 250 stron?

"To nie duże zmiany decydują o życiu, tylko te najmniejsze".

O regule 5 sekund można opowiedzieć w 5 sekund. Tak też się wydarzyło w trakcie prelekcji autorki, Mel Robbins, na TEDx. Niestety, pisarka i prawniczka postanowiła wykorzystać falę popularności koncepcji i poświęcić jej całą książkę. A o samej idei 5 sekund naprawdę nie ma co więcej mówić: jeśli chcesz coś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Takie jest życie - musisz łapać jego dobre strony. Nie wolno się bać".

Autor książki, Gideon Greif, to izraelski historyk, który swoje życie poświęcił badaniu Holokaustu. Wykonał w trakcie kariery imponującą pracę i na zawsze zapisał się w kartach historii jako prekursor: wysłuchał i zrozumiał on bowiem tych, których nawet po wojnie nikt nie chciał wysłuchać i zrozumieć.

Naukowiec oddał głos wciąż żyjącym członkom specjalnego oddziału noszącego nazwę Sonderkommando. Byli to więźniowie, którzy zajmowali się przyjmowaniem osób z nowych transportów, przygotowywaniem komór gazowych, sprzątaniem ich ubrań oraz ciał, a także przekazywaniem ich zwłok do spalenia. Przed przyjęciem tych obowiązków, członkowie Sonderkommando zostali poinformowani, że sami nie będą już długo żyć, ponieważ są nosicielami tajemnicy. Zostali więc skazani odgórnie na życie w celi śmierci.

Greif skupił się na codzienności członków Sonderkommando: na jakich zasadach byli rekrutowani, jak jadali, na co chorowali, jak często spotykali w transportach swoich najbliższych, w jaki sposób dzielono im pracę. Jaką rolę członkowie Sonderkommando odgrywali podczas likwidacji obozu w Auschwitz? Jak udało się nielicznym uciec?

Ta książka powinna być lekturą szkolną: jeśli nie omawianą w całości, to chociaż fragmentami.

Pozycję oceniłam na 10 gwiazdek, ale wydawnictwu należy się malutki przytyczek w nos za opatulenie tak wybitnej treści w okładkę z błędem. O co dokładnie chodzi? Pozwolę Wam już zbadać ten temat na własną rękę.

"Takie jest życie - musisz łapać jego dobre strony. Nie wolno się bać".

Autor książki, Gideon Greif, to izraelski historyk, który swoje życie poświęcił badaniu Holokaustu. Wykonał w trakcie kariery imponującą pracę i na zawsze zapisał się w kartach historii jako prekursor: wysłuchał i zrozumiał on bowiem tych, których nawet po wojnie nikt nie chciał wysłuchać i zrozumieć....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Muszę się poświęcać nawet kosztem zdrowia. Bycie fanką stanowiło mój sposób na życie. Moją karmę. Postanowiłam, że dla ostatniego koncertu złożę w ofierze wszystko, co posiadam".

Książka, która sprawia, że poczujesz się ciałem w Polsce, a duszą w Japonii. Pozycja, dzięki której na własnej skórze poczujesz dotyk białego, zimnego łóżka z gabinetu pielęgniarki szkolnej, doświadczysz zawrotów głowy spowodowanych zbyt gorącą kąpielą i ujrzysz zaschnięty kurz na szyjce butelki z płynem do kąpieli.

Spodziewałam się lekkiej młodzieżówki o pozytywnie zwariowanej na punkcie piosenkarza licealistce. Otrzymałam w zamian mocne i smutne dzieło, której stronice pochłaniały mnie, niczym narratorkę uzależnienie w życie jej idola. Moje wyobrażenia w starciu z rzeczywistością stanęły obok siebie jak dwa domy z popularnego mema: różowy i czarny. Pewnie go skądś kojarzysz, co?

Kolejne kartki udowadniały, że obsesja nie musi objawiać się niebezpiecznym stalkowaniem, Czasami to po prostu obwinianie samej siebie, że nie kupiło się więcej, niż 50 albumów ukochanego artysty, czy zjedzenie samej całego tortu, by "być w porządku" w stosunku do nieznanego Ci osobiście piosenkarza.

Wstrząsająca książka, której przeczytania nie żałuję, bo daje ona lekcję, by nie stawiać wszystkiego na jednej szali i szukać dla siebie różnych pasji oraz zajęć.

"Muszę się poświęcać nawet kosztem zdrowia. Bycie fanką stanowiło mój sposób na życie. Moją karmę. Postanowiłam, że dla ostatniego koncertu złożę w ofierze wszystko, co posiadam".

Książka, która sprawia, że poczujesz się ciałem w Polsce, a duszą w Japonii. Pozycja, dzięki której na własnej skórze poczujesz dotyk białego, zimnego łóżka z gabinetu pielęgniarki szkolnej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nie ma sensu obnosić się z gorącym ciałem [...] jeśli nie potrafisz poradzić sobie z ciosami, złym nastrojem, lękiem egzystencjonalnym, rozczarowaniami i po prostu ogólnym smutkiem, który z pewnością do Ciebie przyjdzie".

Bardzo przykro patrzy się na ogólną ocenę na portalu, spowodowaną wyobrażeniami opartymi na lekkim serialu. Jest to bowiem wartościowa pozycja, która rozprawia się z wieloma żywieniowymi mitami i wskazuje, jak ważne jest zdrowie psychiczne podczas walki o zdrowie fizyczne.

Autorka i reporterka, Brigid Delaney, w dokładny sposób opisuje, co dzieje się z ciałem oraz psychiką człowieka, gdy zostają one poddane wymagającym próbom: detoksom sokowym, głodówkom trwającym 100 dni czy zajęciom z jogi poprowadzonymi w niewłaściwy sposób.

"Nie ma sensu obnosić się z gorącym ciałem [...] jeśli nie potrafisz poradzić sobie z ciosami, złym nastrojem, lękiem egzystencjonalnym, rozczarowaniami i po prostu ogólnym smutkiem, który z pewnością do Ciebie przyjdzie".

Bardzo przykro patrzy się na ogólną ocenę na portalu, spowodowaną wyobrażeniami opartymi na lekkim serialu. Jest to bowiem wartościowa pozycja, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka "Siła samodyscypliny. O panowaniu nad sobą w każdej sytuacji" to zbiór felietonów oscylujących wokół kontroli nad swoim ciałem i umysłem. Autor bardzo szybko przeskakuje z tematu na temat, każdemu poświęcając zaledwie kilka stron. Czasami można odnieść wrażenie, że pozycja została stworzona przez paru autorów: w niektórych rozdziałach pisarz przeczy samemu sobie!

Podczas lektury należy przymknąć oko na pewne krzywdzące zdania. Holiday uważa na przykład, że czas, podczas którego ledwo wiąże się koniec z końcem jest najlepszym w naszym życiu.

Mimo to nie żałuję, że nabyłam ją za niebotyczną cenę 59 zł. Bez trudu można z niej wydobyć najlepsze rady, które wprowadzę w życie. Autor pisze, że bycie szefem to obowiązek, a bycie liderem to zaszczyt. Że szanowanie siebie i wyrozumiałość wobec własnej osoby to przejaw samodyscypliny. Że warto zabierać głos tylko wtedy, gdy ma się coś ważnego do powiedzenia.

Całość okraszona została wieloma ciekawostkami historycznymi, począwszy od wojen spartańskich, po wygnanie Napoleona, aż do panowania Angeli Merkel.

Książka "Siła samodyscypliny. O panowaniu nad sobą w każdej sytuacji" to zbiór felietonów oscylujących wokół kontroli nad swoim ciałem i umysłem. Autor bardzo szybko przeskakuje z tematu na temat, każdemu poświęcając zaledwie kilka stron. Czasami można odnieść wrażenie, że pozycja została stworzona przez paru autorów: w niektórych rozdziałach pisarz przeczy samemu sobie!...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Przedsiębiorczość. Jak założyć i rozwijać własną firmę" to najszkodliwsza i najgorsza książka, jaką przeczytałam w 2023 roku. Żadnej pozycji do tej pory na portalu nie wystawiłam oceny 1/10.

Brian Tracy postanowił wydać króciutki podręcznik dla młodych przedsiębiorców. Skupił się w nim m.in. na omawianiu mitów współczesnej przedsiębiorczości, metod opracowania biznesplanu czy podejmowanych działań marketingowych.

W ostatecznym rozrachunku z drukarni wyszła amerykańska papka, w której robi się przytyki w stronę Europejczyków i według której, pracownik powinien pracować za darmo.

Autor odnosi się do statystyk i liczb, których źródeł nie podaje nigdzie. Opowiada wiele nierealistycznych historii bez podawania nazw firm czy imion i nazwisk. Czytelnik nie może przez to zweryfikować rzetelności przypowiastek lub zgłębić tematu na własną rękę.

Brian Tracy poleca, aby nie pozwolić się nowemu pracownikowi wdrożyć w działanie firmy, do której właśnie przyszedł. Przedsiębiorca pisze wprost, aby obciążyć go maksymalnie pracą i codziennie dokładać więcej obowiązków. W przeciwnym przypadku pracownicy zaczynają czuć się niepotrzebni. Gdyby tylko pisarz był w stanie wymyślić jakiś złoty środek...

Amerykanin składa hołd ekstremalnie długim procesom rekrutacyjnym. Chwali firmę IBM za prowadzenie 2-letnich rekrutacji (nie znalazłam w zewnętrznych źródłach potwierdzenia, aby firma to faktycznie praktykowała), a sam zachęca do tego, aby z kandydatem porozmawiały co najmniej 3 osoby w minimum 3 różnych miejscach. Jestem bardzo ciekawa, jak to się ma do finansów firmy i bezcennego czasu potencjalnego pracownika.

Brian Tracy bardzo mi imponuje. Karierę zaczynał jako sprzedawca polis na życie. Według mnie jest bardzo wybitny w tym fachu, bo sprzedał tak szkodliwe treści w ogromnych nakładach.

P.S. Nie pozdrawiam początkującego przedsiębiorcy, który wypożyczył z biblioteki tę książkę przede mną i nie dbając o wspólne dobro, postanowił pozaznaczać sobie wiele fragmentów i tego nie wymazać.

"Przedsiębiorczość. Jak założyć i rozwijać własną firmę" to najszkodliwsza i najgorsza książka, jaką przeczytałam w 2023 roku. Żadnej pozycji do tej pory na portalu nie wystawiłam oceny 1/10.

Brian Tracy postanowił wydać króciutki podręcznik dla młodych przedsiębiorców. Skupił się w nim m.in. na omawianiu mitów współczesnej przedsiębiorczości, metod opracowania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Słaba jako thriller.

Przeciętna jako obyczajówka.

Świetna jako przestroga dla kobiet, by zawsze być niezależną.

Idealna jako wskazówka dla mężczyzn, by zawsze kończyć jeden rozdział w życiu, nim zacznie się kolejny.

Słaba jako thriller.

Przeciętna jako obyczajówka.

Świetna jako przestroga dla kobiet, by zawsze być niezależną.

Idealna jako wskazówka dla mężczyzn, by zawsze kończyć jeden rozdział w życiu, nim zacznie się kolejny.

Pokaż mimo to


Na półkach:

„Każdy popełnia błędy, ale by się do nich przyznać, potrzebna jest siła charakteru.”

Założenie własnej działalności gospodarczej i chęć prowadzenia biznesu oznacza dołączenie do wojny.

Choć Sun Tzu żył w latach 544 p.n.e. - 496 p.n.e., to słowa, które przelał na papier, są ponadczasowe. Dzięki zgrabnemu opracowaniu Karen McCreadie, każdy kto myśli o poprowadzeniu firmy lub zespołu ludzi, powinien potraktować tę książkę jako drogowskaz.

Rozdziały są krótkie, a każdy jest dopieszczony myślą przewodnią i zadaniem do wykonania.

Jak wyglądała droga do sukcesu producenta gum do żucia Wrigley's? Dlaczego należy pieczołowicie przemyśleć sens dołączenia do jakiejkolwiek bitwy? Czy wielkim koncernom łatwo jest wygryźć z rynku niewielkich, lecz innowacyjnych graczy?

„Każdy popełnia błędy, ale by się do nich przyznać, potrzebna jest siła charakteru.”

Założenie własnej działalności gospodarczej i chęć prowadzenia biznesu oznacza dołączenie do wojny.

Choć Sun Tzu żył w latach 544 p.n.e. - 496 p.n.e., to słowa, które przelał na papier, są ponadczasowe. Dzięki zgrabnemu opracowaniu Karen McCreadie, każdy kto myśli o poprowadzeniu firmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Dwadzieścia lat to bardzo krótki okres w dziejach miasta, jednak w tym czasie zaszły bardzo istotne zmiany w jego charakterze".

Niniejsza monografia poświęcona została odradzającemu się po zaborach Wolsztynowi: gospodarce, szkolnictwu, społeczeństwu i rządowi.

Dlaczego niektórzy Polacy woleli pozostać pod zaborem pruskim? Jaka była poprzednia nazwa ulicy 5 stycznia? Z jakiego powodu szkoły zawodowe w XX wieku były poprowadzone lepiej, niż dzisiejsze?

Jest to książka, którą przestudiuję raz jeszcze. Tym razem w wolsztyńskiej kawiarni na rynku, przy aromatycznej kawie i rozkosznie słodkim deserze.

"Dwadzieścia lat to bardzo krótki okres w dziejach miasta, jednak w tym czasie zaszły bardzo istotne zmiany w jego charakterze".

Niniejsza monografia poświęcona została odradzającemu się po zaborach Wolsztynowi: gospodarce, szkolnictwu, społeczeństwu i rządowi.

Dlaczego niektórzy Polacy woleli pozostać pod zaborem pruskim? Jaka była poprzednia nazwa ulicy 5 stycznia? Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pęknięta na plecach koszula, niespodziewana awaria silnika w samochodzie, nagana od przełożonego w pracy. I to wszystko jednego dnia?

Ile byście dali, by najbardziej rozczarowujące dni bezpowrotnie minęły? By rześki wiatr przegonił burzowe chmury i łaskocząc Was po skórze, wywołał u Was uśmiech? Tytuł niniejszej książki: "jak zmienić złe dni na lepsze" już na sklepowej półce daje nadzieję na wygranie walki z przygnębieniem.

Autorka, Julie Smith, jest psycholożką kliniczną licencjonowaną przez Brytyjskie Towarzystwo Psychologiczne. Dzięki temu, gdy sięga się po tę pozycję, można być pewnym, że nie ma się do czynienia z coachowym wodospadem słów, który niczego nie zmienia. Julie Smith przełożyła na kartki swojej książki 10-letnie doświadczenie w pracy psycholożki.

Pisarka porusza takie zagadnienia jak:

-uporanie się z żałobą,
-obawy o zostanie porzuconym w związku,
-wykraczanie poza swoją strefę komfortu,
-podejmowanie aktywności fizycznej.

Smith wyjaśnia, kiedy powinno się zgłosić o pomoc do specjalisty, w jaki sposób dzieciństwo wpływa na nasze zachowanie w związku i dlaczego należy mieć cele, ale podczas ich realizacji cieszyć się życiem każdego dnia.

Lekturę oceniłabym bez wyrzutów sumienia na 10 gwiazdek. Oprócz teoretycznych zagadnień, zadanych jest wiele ćwiczeń i pytań do przemyśleń. Obsypię ją jednak 8 gwiazdkami ze względu na zbyt lekkie podejście w jednym z rozdziałów i napisanie: "podobno Albert Einstein powiedział kiedyś". Bardzo się to gryzie z resztą książki, gdzie nie brakuje przypisów do badań i publikacji naukowych. Po co powoływać się na słowa osoby, których być może ona nigdy nie wypowiedziała?

Pod koniec każdego rozdziału, autorka podsumowuje go w kilku zwięzłych punktach.

Jeśli ktokolwiek szuka książki, dzięki której zadba o swoje zdrowie psychiczne i fizyczne, to zdecydowanie jest to pozycja dla niego. Odpowiednio skonsumowana może odmienić każdy dzień, a tym samym, resztę życia.

Pęknięta na plecach koszula, niespodziewana awaria silnika w samochodzie, nagana od przełożonego w pracy. I to wszystko jednego dnia?

Ile byście dali, by najbardziej rozczarowujące dni bezpowrotnie minęły? By rześki wiatr przegonił burzowe chmury i łaskocząc Was po skórze, wywołał u Was uśmiech? Tytuł niniejszej książki: "jak zmienić złe dni na lepsze" już na sklepowej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oto najważniejsza myśl z książki "Jak sprzedawać, żeby chcieli kupować", która diametralnie zmieniła moje postrzeganie handlu: "Klientowi nie sprzedajesz produktu czy usługi. Sprzedajesz zaufanie".

Na próżno szukać między stronicami tej pozycji lania wody. Niewiele umieszczono w niej historyjek, które tylko zapychają rozdziały.

Książka jest za to wypełniona po brzegi praktycznymi poradami, myślami odmieniającymi tok rozumowania, pytaniami i zadaniami.

Autorzy skupiają się m.in. na przekonaniu siebie, jako sprzedawcy, że sprzedawany produkt czy usługa zasługuje na swoją cenę, na "amortyzacji" zarzutów klienta czy na zadawaniu mądrych pytań, których postawienie pomoże pozyskać nabywcę.

Jest to jedna z najlepszych książek o handlu, która pojawiła się na rynku w Polsce. Nie powiela ona schematów i sformułowań z innych lektur.

Oto najważniejsza myśl z książki "Jak sprzedawać, żeby chcieli kupować", która diametralnie zmieniła moje postrzeganie handlu: "Klientowi nie sprzedajesz produktu czy usługi. Sprzedajesz zaufanie".

Na próżno szukać między stronicami tej pozycji lania wody. Niewiele umieszczono w niej historyjek, które tylko zapychają rozdziały.

Książka jest za to wypełniona po brzegi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fabuła książki „Rodzina Monet” ciągnie się jak flaki z olejem. To książka o wszystkim i o niczym. To książka dla wszystkich i dla nikogo.

Choć uniwersum pierwszego tomu chłonęłam pełną piersią, podczas ekspedycji drugiego, zaczęłam już zadawać sobie pytanie: dokąd w zasadzie zmierza linia fabularna?

Drugi tom pozycji o podtytule „Królewna” składa się z kilku bezwładnie porozrzucanych wątków, niczym puzzli, z których bez względu na starania, nie można ułożyć zgrabnego obrazka.

Mamy bowiem problematykę zaginionego ojca Hailie, chęci aranżacji małżeństwa dla nastolatki czy bycia wykorzystywanym przez osoby z otoczenia. Wszystko zrobione zostało „po łebkach”.

Nad żadnym z tych wątków autorka nie pochyliła się na dłużej. Prawdopodobnie miało z tego wyjść smakowite smoothie z dodatkiem papryczki chilli. Według mnie jednak otrzymaliśmy bezsmakową breję, której nie kosztuje się ze smakiem, a z miną męczennika sprawdza się, ile płynu zostało do dna szklanki.

Pani Marczak najpewniej nie określiła przed publikacją wieku docelowej grupy odbiorców, a to ogromny błąd. Nie można przeskoczyć z jednego tomu na drugi, w ciągu MIESIĄCA, podnosząc poprzeczkę wiekową z 13+ na 16+.

Dlatego też Harry Potter odniósł taki sukces. Każda część stawała się coraz mroczniejsza (tak jak drugi tom „Rodziny Monet” stał się wulgarniejszy od pierwszego), lecz była publikowana przez lata, a to z kolei sprawiało, że odbiorca dorastał razem z całą serią.

Trzeciej części już nie kupię.

Fabuła książki „Rodzina Monet” ciągnie się jak flaki z olejem. To książka o wszystkim i o niczym. To książka dla wszystkich i dla nikogo.

Choć uniwersum pierwszego tomu chłonęłam pełną piersią, podczas ekspedycji drugiego, zaczęłam już zadawać sobie pytanie: dokąd w zasadzie zmierza linia fabularna?

Drugi tom pozycji o podtytule „Królewna” składa się z kilku bezwładnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z ogromną zawziętością pochłaniam wszystkie publikacje dotyczące najmniejszych państw na świecie. Na mapie świata są miejscami wyjątkowymi. W umysłach ludzi natomiast często pomijanymi.

Nie potrafiłam przejść obojętnie w bibliotece, mając przed nosem biało-czerwony akcent w biało-żółtym kraju.

Z każdą przerzucaną kartką jęk mojego zawodu roznosił się coraz to szerzej, na kolejne miasta.

Jeśli chrześcijanin powinien być skromny, to nie wiem, kim jest autorka, Magdalena Wolińska-Riedi. Nie wierzyłam komentarzom moich poprzedników. Nie spodziewałam się, że dziennikarka z taką gorliwością będzie powtarzać niemal na każdej stronie, że Watykan jest wyjątkowy, a jego mieszkańcy uprzywilejowani. Nigdy bym nie powiedziała, że katolicka korespondentka uważa, że nie powinno się wpuszczać do niektórych miejsc Watykanu turystów i innych wierzących osób (strach przed poczuciem bycia nieuprzywilejowaną osobą?).

Na tym etapie wachlarz absurdów dopiero się rozkłada, a oczom czytelnika ukazuje się kalejdoskop nierealnych lub dziwacznych scen.

Wolińska-Riedi z ogromną dumą pisze, że kobiety w Watykanie zrobią WSZYSTKO, aby nie przytyć. Wszystko, Pani Magdaleno? Również rzeczy sprzeczne z Pani wiarą? "Wszystko" to dość mocne słowo. Pudełko oznaczone etykietą "wszystko" skrywa w sobie nie tylko pasjonujące treningi, pełnowartościowe i niskokaloryczne posiłki, ale również wiele krzywdzących czynności.

Publicystka opowiada historię swojej niewierzącej koleżanki, która nie mogła zajść w ciążę. Po wręczeniu jej książki o Janie Pawle II, znajoma natychmiastowo chciała się ochrzcić, a po przejściu wszystkich religijnych rytuałów urodziła trójkę dzieci. Wolińska-Riedi nie wspomina przy tym, czy koleżanka korzystała ze zdobyczy współczesnej medycyny. Jedyne na czym się skupiła, to lektura wyżej wymienionej pozycji, chrzest, bierzmowanie i modlitwa. Oto watykański przepis na niepłodność.

Dziennikarka zachwala inną kobietę, która zostawiła pod opiekę zdziwionym, obcym osobom swoje dziecko. Co robił po czasie jej potomek? Szukał zdezorientowanym wzrokiem swojej rodzicielki. Prawdziwy powód do dumy.

Opowieści Pani Magdaleny sprawiły, że Watykan zaczęłam postrzegać jako bogatszy, katolicki odpowiednik Korei Północnej. Wszyscy mieszkańcy najmniejszego państwa świata, bez wyjątku, są wyjątkowi i szczęśliwi (do tego stopnia, że autorka jest pewna, iż graffiti wykonane kredą przez jej córki uszczęśliwiły na drugi dzień pracowników fizycznych), zewnętrzny świat spogląda na obywateli tego kraju z zazdrością, a na ścianach pomieszczeń, takich jak sklep czy drukarnia, wiszą fotografie panującego obecnie władcy. Czy jestem w tych myślach jedyna?

Niemal wszyscy (z nielicznymi wyjątkami) mieszkańcy Watykanu powinni być praktykującymi katolikami. Aby otrzymać tymczasowe obywatelstwo kraju pod biało-żółtą flagą, należy udowodnić swój wkład w rozwój społeczności Kościoła Katolickiego.

Czy to automatycznie sprawiło, że każdy mieszkaniec ma czyste intencje?

Polka z łatwością udowodniła, że tak nie jest.

Warunkiem zaopatrzenia się w artykuły pierwszej potrzeby z watykańskiego sklepu lub zatankowania pojazdu na watykańskiej stacji paliw, jest specjalna przepustka. Wielu obywateli Watykanu dzieliło się nią ze znajomymi czy członkami rodziny.

Jak to zachowanie podsumowała autorka? Watykanowi jest to trochę na rękę, ponieważ wiąże się to z wyższymi przychodami.

Treść książki pobudza wiele pytań. Jeśli zamieszkują go prawie sami katolicy, to czy w sklepie kupi się prezerwatywy? Poniekąd otrzymałam odpowiedź kilka stron dalej, bo Pani Magdalena pisała, że w aptece się ich nie zdobędzie. Ale o sklepie już nie wspomniała.

Książkę oceniam na 4 gwiazdki, odpowiadające ocenie "może być". Książka nie jest słaba, bo wypełniona jest wieloma ciekawostkami i fantastycznym tłem historycznym. Trudno ją jednak określić jako dobra pozycja. Jest ona ciężka do strawienia przez przeciekający między literkami i znakami interpunkcyjnymi snobizm.

Czy wiedzieliście, że komunikaty w watykańskich bankomatach wyświetlane są po łacinie?

Z ogromną zawziętością pochłaniam wszystkie publikacje dotyczące najmniejszych państw na świecie. Na mapie świata są miejscami wyjątkowymi. W umysłach ludzi natomiast często pomijanymi.

Nie potrafiłam przejść obojętnie w bibliotece, mając przed nosem biało-czerwony akcent w biało-żółtym kraju.

Z każdą przerzucaną kartką jęk mojego zawodu roznosił się coraz to szerzej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wyobraź sobie, że granice niektórych województw w Polsce ciężej jest przekroczyć, niż granicę dzielącą Panamę i Kolumbię.

Olga Gitkiewicz kunsztownie pochyliła się nad tematem, który skutecznie wykluczany jest przez media: nad wykluczeniem komunikacyjnym.

Dlaczego po torach w Polsce sunie stary tabor kolejowy? Z jakiego powodu kierowca autobusu międzymiastowego warczy na Ciebie za każdym razem, gdy wsiadasz na pokład? Czemu kierujący tą srebrną Toyotą trąbi na Ciebie, gdy spokojnie przechodzisz na pasach?

Bardzo dobrze przygotowany materiał, ale chyba nigdy nie zrozumiem, na jakiej podstawie Pani Gitkiewicz stwierdziła, że chłopak, który ma na sobie bluzę i glany, a czas umila popijaniem energetyka, wygląda jakby uciekał z domu.

Wyobraź sobie, że granice niektórych województw w Polsce ciężej jest przekroczyć, niż granicę dzielącą Panamę i Kolumbię.

Olga Gitkiewicz kunsztownie pochyliła się nad tematem, który skutecznie wykluczany jest przez media: nad wykluczeniem komunikacyjnym.

Dlaczego po torach w Polsce sunie stary tabor kolejowy? Z jakiego powodu kierowca autobusu międzymiastowego warczy...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Inna miłość szejka Artur Ligęska, Oskar Maya
Ocena 5,6
Inna miłość sz... Artur Ligęska, Oska...

Na półkach:

Na samym początku chciałabym podziękować Arturowi Ligęsce za jego świadectwo i za odkrycie nieznanej krainy, w której orient przeplata się z brutalnością, homofobia z homoseksualnymi gwałtami, a religijność z upadlaniem drugiego człowieka.

To byłby materiał na bestseller, gdyby Ligęska podzielił się swoimi przeżyciami, a ktoś doświadczony zamknąłby to w formie książki. Postawiono niestety na niecodzienną formę, połączenie pamiętnika i wywiadu, która sprawiła, że pozycja stała się... przekombinowana.

Pytania zadawane w trakcie wywiadu bardzo często można nazwać przerywnikami w trakcie monologu Ligęski, a nie pytaniami. Bo jak inaczej określić można takie 3 "pytania" zadane pod rząd:

-Próbowałeś z nimi rozmawiać?
-Ciekawe.
-Jak na to zareagowałeś?

W książce roi się od błędnych sformułowań pokroju "operacja zmiany płci". Szkoda, że nikt tego nie zweryfikował przed publikacją.

Ligęska uderza również w młodych ludzi uciekając się do wyrażeń typu "myślę, że dzisiejsza młodzież nie potrafi sobie nawet tego wyobrazić".

Na końcu książki zapoznać się można z kilkoma ciekawymi załącznikami.

Na samym początku chciałabym podziękować Arturowi Ligęsce za jego świadectwo i za odkrycie nieznanej krainy, w której orient przeplata się z brutalnością, homofobia z homoseksualnymi gwałtami, a religijność z upadlaniem drugiego człowieka.

To byłby materiał na bestseller, gdyby Ligęska podzielił się swoimi przeżyciami, a ktoś doświadczony zamknąłby to w formie książki....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dlaczego Norwegowie uczą się języka portugalskiego?

Bo wielu z nich ma dom w Portugalii lub w Brazylii.

Dlaczego Norwegowie uczą się języka polskiego?

Bo chcą zrozumieć, o czym rozmawia tania siła robocza tzn. Polacy…

Ewa Sapieżyńska nie napisała zwykłego reportażu. Stworzyła hybrydę reportażu z autobiografią. Udzieliła tym samym głosu osobom, którym często się go zabiera.

Pracuję w spedycji drogowej. Często mijam się na giełdach transportowych z Polakami pracującymi w norweskich firmach. Do tej pory nie wiedziałam, z czym się mierzą. Teraz, dzięki tej książce, już wiem. Jestem przerażona.

Dlaczego Norwegowie uczą się języka portugalskiego?

Bo wielu z nich ma dom w Portugalii lub w Brazylii.

Dlaczego Norwegowie uczą się języka polskiego?

Bo chcą zrozumieć, o czym rozmawia tania siła robocza tzn. Polacy…

Ewa Sapieżyńska nie napisała zwykłego reportażu. Stworzyła hybrydę reportażu z autobiografią. Udzieliła tym samym głosu osobom, którym często się go...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Polska książka, o której mówił cały świat.

W 1966 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych nazwała Kanadę najlepszym miejscem do życia. Nie jest to jednak kraina wyłącznie syropem klonowym i ropą naftową płynąca. Gdy zdejmiemy wierzchnie okrycie, naszym oczom ukaże się państwo z historią budowaną na litrach krwi, potu, łez, strachu i rządowej ignorancji.

Joanna Gierak-Onoszko skupiła się na analizie tego brutalnego obrazu. Autorka zamknęła ludzkie traumy ciągnące się przez całe życie, problem wykluczenia komunikacyjnego oraz oblicze ubóstwa w ponad 300 stronach. Całość otuliła szeroką bibliografią.

Po dokładnym przestudiowaniu kart tej pozycji stajemy się innymi ludźmi. Już nigdy nie użyjemy takich słów jak Indianin czy Eskimos. Z politowaniem będziemy spoglądać na osoby, które ślepo zachłysnęły się wizją idealnej Kanady. Spojrzymy na świat, przeszłość oraz przyszłość z perspektywy obywateli, którzy nigdy nie zostali dopuszczeni do głosu.

Polska książka, o której mówił cały świat.

W 1966 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych nazwała Kanadę najlepszym miejscem do życia. Nie jest to jednak kraina wyłącznie syropem klonowym i ropą naftową płynąca. Gdy zdejmiemy wierzchnie okrycie, naszym oczom ukaże się państwo z historią budowaną na litrach krwi, potu, łez, strachu i rządowej ignorancji.

Joanna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy wiecie, że William Murdock, jeden z motoryzacyjnych pionierów, nieświadomie doprowadził do śmierci pewnego księdza? Podczas testowania swojego wehikułu, ten rozpędził się na tyle, że szkocki inżynier nie mógł go dogonić. Model nacierał wprost na duchownego, który wystraszył się, zemdlał, a po kilku godzinach zmarł.

Z czym kojarzy Wam się nazwisko Porsche? Założę się, że z samochodami z nieco wyższej półki. Wyobraźcie sobie zatem, że założyciel tego koncernu, Ferdinand Porsche, pochodził z ubogiej rodziny!

Ta krótka książka stanowi podsumowanie wielu lat rozwoju motoryzacji. Ciekawe anegdotki umieszczone na jej stronach są dla czytelnika niczym ambrozja dla greckich bogów. Dzięki opisom Rostockiego poznać możecie powiązania między genialnymi naukowcami, inżynierami i wynalazcami.

Duży minus za błędy interpunkcyjne i wpadki językowe typu "dzień dzisiejszy".

Czy wiecie, że William Murdock, jeden z motoryzacyjnych pionierów, nieświadomie doprowadził do śmierci pewnego księdza? Podczas testowania swojego wehikułu, ten rozpędził się na tyle, że szkocki inżynier nie mógł go dogonić. Model nacierał wprost na duchownego, który wystraszył się, zemdlał, a po kilku godzinach zmarł.

Z czym kojarzy Wam się nazwisko Porsche? Założę się,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy słyszę, że ludzie uważają auta elektryczne za zbyt drogie dla "zwykłego człowieka", myślę o początkach motoryzacji. Pierwsze samochody, które wyjechały na ulice były tak drogie, że skutecznie podzieliły społeczeństwo. Na taki zakup pozwolić sobie mogli wyłącznie przedsiębiorcy prowadzący dobrze prosperujące firmy.

Pierwsze auta były niemożliwe do zdobycia dla zwykłego człowieka. Wykwalifikowany ślusarz lub murarz musiałby pracować na taki zakup 5-6 lat, przy założeniu, że z wypłat by nic nie wydawał. Oto dowód na to, że historia czterech kółek jest ciekawsza, niż można przypuszczać.

Niniejszą monografię czyta się niczym świetną powieść, której strony porywają odbiorcę przez ulice Torunia sprzed lat. Bugowski chwyta czytelnika za rękę (a historiami o wypadkach również za serce) i prowadzi go m.in. przez rozwój samochodów, omnibusów i parowców.

Tekst urozmaicono dzięki mnogości tabel i rysunków. Przypisów nie brakuje. Autor, gdyby mógł, dopisałby teksty źródłowe nawet do stawianych znaków interpunkcyjnych. :D To sprawia, że czytelnik może odwołać się do oryginalnych źródeł w każdej chwili. Bugowski dotarł nawet do lokalnej prasy sprzed prawie 100 lat!

Jeśli nie jesteście sympatykami Torunia, to wciąż zachęcam Was do sięgnięcia po tę książkę. Autor nawiązuje również do historii Poznania, Łodzi, Warszawy, a wodząc palcem po globusie dalej, nawet do Francji i do USA.

Do tej pory moim numerem 1 spośród wszystkich książek o historii motoryzacji była pozycja H. Schrader, H. Linz "Wielka encyklopedia samochodów", Wydawnictwo Res Polona, Łódź 1992, ISBN: 83-7071-042-2. Bugowski odebrał jej jednak złoty medal.

Czy wiedzieliście, że pierwsze auto, które wyjechało na ulice Torunia rozwijało prędkość 40 km/h? Dalibyście wiarę, że litr benzyny w 1925 roku kosztował 83 gr, przy czym robotnicy zarabiali ok. 80 zł miesięcznie, a pensję w wysokości ok. 250 zł uznawano za porządną? Potraficie sobie wyobrazić, że konie bardzo się bały pierwszych aut?

A to tylko początek tego, co czeka Was w tej książce.

Gdy słyszę, że ludzie uważają auta elektryczne za zbyt drogie dla "zwykłego człowieka", myślę o początkach motoryzacji. Pierwsze samochody, które wyjechały na ulice były tak drogie, że skutecznie podzieliły społeczeństwo. Na taki zakup pozwolić sobie mogli wyłącznie przedsiębiorcy prowadzący dobrze prosperujące firmy.

Pierwsze auta były niemożliwe do zdobycia dla zwykłego...

więcej Pokaż mimo to