zawszemamjakiesale

Profil użytkownika: zawszemamjakiesale

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 15 tygodni temu
292
Przeczytanych
książek
420
Książek
w biblioteczce
60
Opinii
601
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 1 ksiązkę
Próbuję uporać się z nawracającym syndromem tsundoku i presją czytania samych nowości wydawniczych. Konto założyłam raczej w celach praktycznych (poszukiwanie inspiracji czytelniczych w cudzych biblioteczkach). Nie rekonstruuję na tym profilu zamierzchłej historii początków swojego czytelnictwa.

Opinie


Na półkach:

Dzieje Górnego Śląska w ramach edukacji regionalnej, na którą nigdy nie starczyło godzin lekcyjnych, nauczyciele traktowali po macoszemu. Odbywały się wprawdzie konkursy gwary śląskiej i przeglądy pieśni powstańczych, warsztaty skrobania kroszonek czy akademie z okazji Dnia Górnika, ale kładzenie akcentu na folklor i dziedzictwo kulturowe sprawiało, że historia Heimatu nieuchronnie spychana była na margines. A jeśli już pojawiała się historia to tylko w skąpym wydaniu podręcznikowym jako zbieranina suchych faktów, pozbawiona wymiaru ludzkiego i historiozoficznego namysłu. Na konsekwencje tych niedopatrzeń i zaniedbań nie trzeba było długo czekać. Wystarczy przypomnieć sobie aferę z zamalowywaniem niemieckich nazw na dwujęzycznych tablicach miejscowości czy ożywające co jakiś czas animozje plemienne między przyjezdnymi (chadziajami) a autochtonami (hanysami).

Trudno jednak winić o ten stan rzeczy wyłącznie nasz system oświaty, który nie potrafi sprostać wyzwaniom edukacji wielokulturowej. Problem ten zdaje się sięgać głębiej, wszak ogromny wkład w przekłamywanie i jednoczesne przemilczanie przeszłości tych ziem wniosła propaganda komunistyczna. Z jednej strony akcentowano rdzenną piastowskość Śląska stosując przy tym przymusową polonizację, a z drugiej zaś na potęgę zacierano ślady niemieckości wrzucanej niesłusznie do jednego worka ze śląskością. Ponieważ ta toporna wykładnia historii, pełna krzywdzących uproszczeń i stereotypów, wyziera niekiedy z wypowiedzi czołowych polityków, to wielce pożądana i niezbędna stała się nowa narracja o Górnym Śląsku, zwłaszcza taka, która zmierza ku rewizji mitów i naświetleniu bieżących problemów w regionie, tworząc pomost pomiędzy czasem przeszłym a teraźniejszością. Tak się szczęśliwie złożyło, że świeżym i przenikliwym spojrzeniem swój Heimat ogarnął Zbigniew Rokita, dziennikarz z Krakowa, a z pochodzenia gliwiczanin.

Autorowi „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku” od samego początku do końca towarzyszyła motywacja osobista. Już we wstępie eseistycznego reportażu wyznał on, że u progu wczesnej młodości przyszło mu na nowo określić swoją tożsamość, tym razem nie w oparciu o korzenie kresowe, lecz z myślą o swej śląskiej familii. Uczynił to, tak swoją drogą, w sposób iście postmodernistyczny, na Baumanowską wręcz modłę, skupiając się na procesualnym aspekcie tożsamości, która nie jest nikomu z góry narzucona, tylko samodzielnie wytwarzana w efekcie własnych poszukiwań i dociekań. Silnie wyczuwalna obecność autora w tekście uwiarygodnia wysiłek włożony w ożywienie i udynamicznienie wydarzeń zdanych na łaskę lub niełaskę ludzkiej pamięci ­­– zarówno tej zbiorowej, jak i indywidualnej. Rokita, dysponując szczątkowo zachowanymi pamiątkami z przeszłości swoich przodków, próbował zza kurtyny czasu zrekonstruować kontekst, w którym to żyli Kieslichowie i Hajokowie, a łączniczką z tym nieistniejącym już światem okazała się babcia autora, Maria Błażejowska. I choć opowieść snuta przez pryzmat rodzinnych wspomnień niosła ze sobą ryzyko popadnięcia w afektację i naiwny sentymentalizm, to dziennikarzowi udało oprzeć się tej stylistycznej pokusie. Rodzinne anegdoty bywają zabarwione ciepłem i dowcipem, natomiast życiowe dramaty i dylematy przodków zrelacjonowane zostały z należną im powagą. Rokita, przywołując ich losy, z imponującym rozmachem nakreślił obraz własnego regionu od industrializacji Górnego Śląska, przez rzeczywistość plebiscytową i powstania, po burzliwe czasy powojenne i współczesność z jej spornymi problemami wokół statusu języka śląskiego i narodowości śląskiej, którym to wciąż oficjalnie odmawia się prawa bytu.

Dzieje Górnego Śląska w ramach edukacji regionalnej, na którą nigdy nie starczyło godzin lekcyjnych, nauczyciele traktowali po macoszemu. Odbywały się wprawdzie konkursy gwary śląskiej i przeglądy pieśni powstańczych, warsztaty skrobania kroszonek czy akademie z okazji Dnia Górnika, ale kładzenie akcentu na folklor i dziedzictwo kulturowe sprawiało, że historia Heimatu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Michael Crummey umożliwia czytelnikowi teleportację do przedziwnego świata już od pierwszej strony. Każda jego książka jest biletem na osobliwą podróż wehikułem czasu ku wybrzeżom Nowej Fundlandii. Bilet ten gwarantuje moc atrakcji – sprawia, że eskapiści z prawdziwego zdarzenia mogą zasmakować atmosfery wyspiarskiego życia i zanurzyć się w historię przenikniętą fantazją, by parę rozdziałów później z żalem uprzytomnić sobie, że barwna opowieść właśnie dobiegła końca. Kanadyjski pisarz bowiem z wielką wprawą zespala geograficzny konkret z motywami cudowności, elementy przygodowe z wątkami dramatycznymi, głębię psychologiczną postaci ze schematami fabularnymi rodem z fantastycznych gatunków epickich. Nic więc dziwnego, że jego światy przedstawione na styku konwencji realistycznej i baśniowej zaskakują rozmachem wizji i bogactwem szczegółów. Kto równie wiele obiecuje sobie po najnowszej powieści Kanadyjczyka "Bez winy", ten srodze się nie zawiedzie!
Crummey tym razem konstruuje swą literacką wizję w oparciu o motywy baśniowe poddane następnie twórczej modyfikacji. Wyjściowa sytuacja fabularna dotyczy losów dwojga dzieci, Ady i Evereda Bestów, osieroconych w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności. Najpierw umiera ich nowo narodzona siostrzyczka, a wkrótce w ślad za nią podążają matka z ojcem. Ta gwałtowna zmiana, której doświadczają młodzi bohaterowie, jest wpisana w strukturę baśni opowiadającej o procesie inicjacyjnym postaci. Pozbawione opieki rodzeństwo, wcieliwszy się w role dorosłych, rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie na ziemi nieurodzajnej i zależnej od kaprysów silnego żywiołu, dysponując zaledwie szczątkową wiedzą o świecie. Kres dzieciństwa wyznacza więc katorżnicza praca ponad siły dorastającego chłopca i dziewczynki. Drobiazgowe opisy połowu ryb czy polowań na foki i baribale dodatkowo uwypuklają nadludzki wysiłek bohaterów, którzy po sezonie łowieckim z utęsknieniem wypatrują na horyzoncie żaglowca o symbolicznej nazwie Nadzieja, by na jego pokładzie dokonać z załogą wymiany towarów.

Za odczytywaniem powieści w duchu baśni przemawiają ponadto występujące w niej motywy wędrówki (wyprawa zakończona penetracją opuszczonego statku) i mędrca upostaciowanego najpierw przez Clincha, a później przez Warrena. Realizacja tych motywów ma związek ze swoistymi rytuałami inicjacyjnymi, którym poddane zostaje żyjące w ścisłej symbiozie rodzeństwo, nieświadome swych kazirodczych więzi. Inspiracje o fantastycznej proweniencji wnoszą jednak pewien element ryzyka do fabularnych rozstrzygnięć, chodzi mianowicie o zamierzoną naiwność przedstawień w zgodzie z linią rozwoju fabuł baśniowych. Crummey szczęśliwie unika tego niebezpieczeństwa dzięki nasyceniu historii swoimi wypróbowanymi komponentami w estetyce realizmu. Kanadyjczyk z niespotykanym pietyzmem odrysowuje oraz wypełnia światłem i kolorem nowofundlandzką przyrodę, która nie pełni funkcji urozmaicającego sztafażu, ale wręcz urasta do rangi osobnego bohatera powieści o nieprzewidywalnej naturze. Niekwestionowane walory tekstu wzbogaca wyborny styl przekładu, sprawiając tym samym, że książką należy się powoli delektować, a nie łapczywie ją pochłaniać.

Michael Crummey umożliwia czytelnikowi teleportację do przedziwnego świata już od pierwszej strony. Każda jego książka jest biletem na osobliwą podróż wehikułem czasu ku wybrzeżom Nowej Fundlandii. Bilet ten gwarantuje moc atrakcji – sprawia, że eskapiści z prawdziwego zdarzenia mogą zasmakować atmosfery wyspiarskiego życia i zanurzyć się w historię przenikniętą fantazją,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobrą praktyką wydawniczą jest poprzedzenie tekstu właściwego przedmową. Introdukcja taka służy nie tylko prezentacji drogi twórczej autora ze szczególnym uwzględnieniem okresu pracy nad interesującym nas tekstem, ale też stanowi podsumowanie jego dotychczasowych odczytań. W przypadku dzieła dotąd nieznanego polskim odbiorcom i ponadto przez dziesięciolecia obrosłego krytycznymi opracowaniami na gruncie rodzimym kilka słów wstępu przybliża jego genezę i recepcję, co okazuje się cennym zapleczem informacyjnym dla dociekliwych czytelników.

Przed lekturą „Poparzonego dziecka” Stiga Dagermana w przekładzie Justyny Czechowskiej warto więc zatrzymać się nad towarzyszącą mu refleksją (jakże różną od klasycznego wstępu filologicznego, bo utrzymaną w osobistym tonie) autorstwa Pera Olova Enquista, szwedzkiego prozaika i krytyka literackiego. Uświadamia on przyszłego czytelnika, że Dagerman w swym krótkim życiu pisarstwu poświęcił zaledwie cztery lata, a zaczął tworzyć tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej. Po powieściowych tryumfach i obwołaniu go geniuszem dekady napisał reportaż ze zbombardowanych Niemiec („Niemiecka jesień”) i to dramatyczne doświadczenie okazało się momentem zwrotnym w jego twórczości.

Zmiany widoczne są w powstałym latem 1948 roku „Poparzonym dziecku”, które zapowiada odejście od symbolicznej abstrakcji w stronę magnetycznego realizmu introspektywnego. To opowieść o dorastającym mężczyźnie, któremu umiera matka i który nie akceptuje innej kobiety u boku ojca, aż wreszcie sam wdaje się w płomienny romans z przyszłą macochą. Takie postawienie sprawy niejako wiąże się z Freudowskimi inspiracjami, jednak Enquist zgłasza sprzeciw wobec „krzywdy interpretacyjnej”, jaką powieści Dagermana wyrządził psychoanalityczny kontekst odbioru, który zaciemnia i zuboża treść nadmierną koncentracją (w przypadku głównego bohatera) na kompleksie Edypa, ujawnionych w snach fetyszach i popędach sterujących ludzką podświadomością. Enquist proponuje odsunąć na bok te tropy, bo tylko brak samonarzucających się skojarzeń pozwoli czytelnikowi ujrzeć świat przedstawiony w całej jego złożoności i krasie.

Powieść ta utrzymana jest w Bergmanowskiej atmosferze, akapity układają się w czarno-białe kadry, z których emanuje wystudiowany chłód na przemian z kipiącą żarem ekspresją. Ukazany w niej świat został ufundowany na wyrafinowanej hipokryzji i społecznym oportunizmie, grze pozorów i trzymających w moralnym pionie konwenansach, obejmuje złożoność ludzkich charakterów i postaw wobec zmiennych okoliczności. Te kwestie silnie wybrzmiewają dzięki połączeniu trzecioosobowej narracji z epistolarnymi wstawkami, co umożliwia czytelnikowi konfrontację wynurzeń Bengta pozostających w sprzeczności z jego poczynaniami na tle działań innych bohaterów. Na pierwszy plan wybijają się, jak przystało na powieść inicjacyjną, poczucie osamotnienia i zgorzknienia młodego protagonisty, odkrywanie własnej seksualności i testowanie własnych granic, by w sekretny sposób naruszyć porządek obyczajowy. Na kartach powieści dokonuje się brawurowa metamorfoza Bengta od werterycznego mizantropa do wyrachowanego manipulatora, który nie liczy się z uczuciami i potrzebami innych, bo gdy raz już zawiodła lojalność bliskich, należy pozostać wiernym tylko sobie i własnym instynktom.

Trudno odmówić tej historii swoistego uroku i powabu, a dzieje się to za sprawą sensualnych fragmentów przenoszących nas z zaśnieżonych ulic Sztokholmu na skutą lodem wyspę, gdzie rozgrywają się rozstrzygające z punktu rozwiązania akcji wydarzenia. Obrazu dopełniają oniryczno-wizyjne przedstawienia Bengta, który podąża za własnymi snami i przekuwa je na powieściową rzeczywistość. Nie da się zaprzeczyć, że mimo swych lat książka ta nie ma w sobie nic z aury staroświeckości, a dla współczesnego odbiorcy wciąż pozostaje frapująca i nieskazitelna pod względem stylistycznym.

Dobrą praktyką wydawniczą jest poprzedzenie tekstu właściwego przedmową. Introdukcja taka służy nie tylko prezentacji drogi twórczej autora ze szczególnym uwzględnieniem okresu pracy nad interesującym nas tekstem, ale też stanowi podsumowanie jego dotychczasowych odczytań. W przypadku dzieła dotąd nieznanego polskim odbiorcom i ponadto przez dziesięciolecia obrosłego...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika zawszemamjakiesale

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
292
książki
Średnio w roku
przeczytane
42
książki
Opinie były
pomocne
601
razy
W sumie
wystawione
285
ocen ze średnią 6,6

Spędzone
na czytaniu
1 426
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
40
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
1
książek [+ Dodaj]