rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Spoko Chuck, też lubię wyliczenia. Intrygujący koncept i kłujące w sumienie zdania z pierwszych stron wiele obiecują, ale ostatecznie w całej powieści nie dostajemy niczego więcej. Antysystemowość Palahniuka i jego bunt wobec konsumpcjonizmu pozostają dość bezrefleksyjne, owszem świat zewnętrzny nas zniewala, umysłami całych mas rządzą reklamy, pieniądze neutralizują empatię i tak dalej, ale ten potok zdań pojedynczych obudzi chyba tylko osobę czytającą jedną z pierwszych powieści spoza kanonu szkolnych lektur, albo kogoś wychowanego przez radykalną sektę ;). Jeśli celem Chucka było doprowadzenie do "przebudzenia" czytelnika, to ciężko powiedzieć w jaką grupę docelową mierzył. Amerykanin zajadający się burgerami z frytkami i oglądający telewizję przez 1/3 dnia raczej się w niej nie znajdzie, a wymagający czytelnik podsumuje "Rozbitka" szczerym, delikatnym uśmiechem i wróci do swoich spraw ani nie "przebudzony", ani nie zszokowany. Trochę boję się wracać do "Fight Clubu" i "Choke", może mnie czekać poważne rozczarowanie, a o Palahniuku i jego wyjątkowo smolistym humorze (który w "Rozbitku" całkiem nieźle się sprawdza) mam mimo wszystko dość pozytywne zdanie.

Spoko Chuck, też lubię wyliczenia. Intrygujący koncept i kłujące w sumienie zdania z pierwszych stron wiele obiecują, ale ostatecznie w całej powieści nie dostajemy niczego więcej. Antysystemowość Palahniuka i jego bunt wobec konsumpcjonizmu pozostają dość bezrefleksyjne, owszem świat zewnętrzny nas zniewala, umysłami całych mas rządzą reklamy, pieniądze neutralizują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

//// Opinia dodana drugi raz, tym razem do właściwego wydania.

Przemierzając za kółkiem drogi Los Angeles, z w połowie wypalonym skrętem wystającym z zębów, z setkami neonów tanich restauracji i barów odbijających się w lusterku, w poszukiwaniu potentata nieruchomościowego, martwego saksofonisty, straconej miłości. Pynchon, niezwykle potrafi uchwycić i zatrzymać na kartach swojej prozy, ducha określonej epoki. Intryga kryminalna tonie w oparach marihuany, ginie w dźwiękach koncertów surf-rockowych kapel i morzu ulic, sklepów i ludzi. Od początku do końca, wierzyłem, że autor znał tamten kalifornijski świat lat siedemdziesiątych, że przedstawił go w skali jeden do jednego. Piosenki grane w radiu, ubiór bohaterów, stosunek ludzi do siebie nawzajem, każdy szczegół tamtych czasów został w narracji oddany drobiazgowo i każdy z nich, stanowił cegiełkę do budowy charakterystycznego klimatu.

Sama jednak historia kręci się wokół śledztwa. Śledztwa prywatnego detektywa Doca Sportello – głównego bohatera, mierzącego się z iście kafkowskimi sieciami tajnych organizacji, ale również stawiającego czoła tonom spalonych jointów, które raz wspomogą, innym razem zaburzą jego percepcję – nie daje niestety, aż takiej satysfakcji, jak chłonięcie atmosfery tamtych lat, czy choćby rewelacyjnie skrojona, niejednoznaczna intryga, ze starszego o ponad 40 lat dzieła Pynchona „49 idzie pod młotek”. W „Wadzie ukrytej” zagadka samodzielnie, nie funkcjonuje zbyt dobrze, nie była zbyt frapująca i nie potrafiła mnie wciągnąć. Stanowi jednak tło dla tematów i motywów, z pewnością dla pisarza ważniejszych od warstwy kryminalnej.

Pynchon porusza w powieści problem konspiracji i jej bytowania we współczesnym świecie. Nasz protagonista Doc, mierzy się z niejakim „Złotym Kłem”- tajną instytucją, zawsze pozostającą w cieniu, która swoimi mackami zdaje się sięgać do struktur, nie tylko przestępczych, ale i policyjnych, czy gospodarczych. Widmo utajnionej kontroli wisi nad Dociem, niczym złowrodzy urzędnicy nad Józefem K., w „Procesie” Kafki. Walka z takim przeciwnikiem jest nierówna i kalifornijski detektyw stopniowo może ufać co raz mniejszej ilości osób, oraz co raz bardziej mieć się na baczności. Autor zdaje się stawiać poprzez tą sytuację pytanie, czy struktury USA, to tylko fasada, za którą kryją się żądni krwi i władzy, tajemniczy, samozwańczy magnaci współczesnego świata. I gdy w „Wadzie ukrytej”, umierają i znikają w niewyjaśnionych okolicznościach ludzie, będący choć przez chwilę na bakier z odgórną, ukrytą władzą, czytelnik staje przed dylematem, co w takiej sytuacji można począć i jak się zachować?

„To coś, czego nie można uniknąć – odparł Sauncho. – Sprawy, których nie obejmują polisy morskie. Na ogół odnosi się to do ładunku… takiego jak potłuczone jajka… ale czasami również do przewożącego go statku.” . Tak tytułową wadę ukrytą wyjaśnia zaprzyjaźniony prawnik Doca, a więc czy idąc za tą definicją, mamy zaakceptować porządek świata jaki by on nie był i uznać morderstwa zaginięcia, czy nawet psucie się naszej rzeczywistości za zło wliczone w koszta? Pynchon nie byłby sobą, gdyby dawał jasne odpowiedzi, do wniosków musimy dojść sami.

Co jednak jeszcze pozytywnie uderza w powieści, to opisanie w niej momentu przełomu epok. Lata sześćdziesiąte pełne łatwo dostępnych narkotyków, rock and rolla i beztroskiej kultury hipisów, zdają się już nie powrócić. Telewizja zastępująca życie towarzyskie, policja działająca co raz bardziej prewencyjnie, burzenie w mgnieniu oka starych osiedli i stawianie nowych, bezpieczniejszych, w sam raz dla nowej bogatej klasy średniej, zmiany przyspieszają nieubłaganie, starzy ludzie i miejsca odejdą bezpowrotnie. Świetnie to widać w momencie powrotu Doca z wycieczki służbowej do Vegas. Nie poznaje on nikogo znajomego w żadnym z barów i z rosnącą obawą traci świadomość tego gdzie się znajduje. Mimo, że jest w swoim sąsiedztwie, nie poznaje tych samych skrzyżowań i knajp, a wszyscy znani mu ludzi jakby wyparowali. Ale przychodzi wybawienie. Doc trafia w końcu na swojego przyjaciela Denisa i wszystko wraca do normy, Miasto Aniołów odzyskuje stare barwy, to jeszcze nie czas na kres. Chociaż fakt, że on prędzej czy później nastąpi, wydaje się nieuchronny.

Powieść polecam miłośnikom prozy współczesnej, szczególnie tej amerykańskiej. Zabawy stylistyczne, erudycja, humor, budowa klimatu – Pynchon w tych aspektach nie zawodzi. Niestety jest to trochę niższy poziom niż ten z „49 idzie pod młotek”, jedynej oprócz „Wady” powieści amerykańskiego prozaika, jaką miałem przyjemność przeczytać. Tam każdy z elementów sprawdzających się w „Wadzie” wydawał się być bardziej dopieszczony, świeży i osobliwy. Również samo brnięcie przez „pułapki” Pynchona i podejmowanie z nim swoistej gry, sprawiało o wiele większą przyjemność. Tak czy inaczej postaram się poznać całą twórczość tego autora dostępną po polsku, a później najwyżej podszkolić angielski i zabrać się za wydania oryginalne.

//// Opinia dodana drugi raz, tym razem do właściwego wydania.

Przemierzając za kółkiem drogi Los Angeles, z w połowie wypalonym skrętem wystającym z zębów, z setkami neonów tanich restauracji i barów odbijających się w lusterku, w poszukiwaniu potentata nieruchomościowego, martwego saksofonisty, straconej miłości. Pynchon, niezwykle potrafi uchwycić i zatrzymać na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

A może...

Proces to obraz starań i poszukiwań, marnego, osamotnionego człowieka, w celu odnalezienia przeznaczenia całego gatunku, znaczenia egzystencji. Szaleństwo pod postacią biurokracji i nieskończonej drabiny sędziów i urzędników oznacza niemożność dotarcia do tajemnicy poznania, tak zawiłej i niedostępnej człowiekowi, że każda próba rozerwania tej niewidzialnej sieci spełznie na niczym. Józef K. próbujący rozpętać supły własnego procesu ponosi kompletną porażkę, taką jaką samotnik niegodzący się z porządkiem zastanego świata, poniesie w starciu z ogromem absolutu, do którego samotnie próbował dotrzeć. Tak jak rozwikłanie mechanizmów procesu (egzystencji) jest zadaniem karkołomnym, tak samo chęć dotarcia do najwyższych sił zarządzających tym mechanizmem (Bóg?) wydaje się tylko nocnymi marami szaleńca. I czy współczesny człowiek, jest skazany tym samym już w dniu swoich narodzin, na ograniczony, pozbawiony sensu byt? Kafka nie daje żadnej nadziei na odwrócenie kart, pozostaje nam samotność, zwierzęcy, psi żywot i sztylet w sercu pragnącym zbyt wiele...

Może tak... może inaczej, Kafka jest jedną z niewielu p r a w d z i w y c h wybitności w świecie literatury, sam fakt skłaniania do przemyśleń i dostarczania momentami sławetnych przeżyć estetycznych czyni go wielkim pisarzem. Bądź co bądź, lepiej czytało mi się opowiadania - bardziej szokowały i kondensowały, cały ładunek symboliki i estetyki, na "mniejszej przestrzeni". W przyszłości ocena pewnie wzrośnie, do rozwikłania kafkowskich tajemnic jedna lektura nie wystarczy.

A może...

Proces to obraz starań i poszukiwań, marnego, osamotnionego człowieka, w celu odnalezienia przeznaczenia całego gatunku, znaczenia egzystencji. Szaleństwo pod postacią biurokracji i nieskończonej drabiny sędziów i urzędników oznacza niemożność dotarcia do tajemnicy poznania, tak zawiłej i niedostępnej człowiekowi, że każda próba rozerwania tej niewidzialnej sieci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ponadczasowe arcydzieło o dążeniu do wolności. Świetnie przedstawieni bohaterowie, znakomite tempo akcji, oraz fabuła osadzona w szpitalu psychiatrycznym.

Ponadczasowe arcydzieło o dążeniu do wolności. Świetnie przedstawieni bohaterowie, znakomite tempo akcji, oraz fabuła osadzona w szpitalu psychiatrycznym.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niewiele jest książek tak silnie poruszających. Każda strona to dawka kolejnych przeżyć, uczuć i pamiętnych wydarzeń. Arcydzieło Kinga jednak nie w konwencji horroru. Fabuła, bohaterowie, prowadzenie akcji, styl wszystko na plus.

Niewiele jest książek tak silnie poruszających. Każda strona to dawka kolejnych przeżyć, uczuć i pamiętnych wydarzeń. Arcydzieło Kinga jednak nie w konwencji horroru. Fabuła, bohaterowie, prowadzenie akcji, styl wszystko na plus.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak tutaj Sapkowski gra na emocjach. Zbiór był małym szokiem, ścisłym powiązaniem z sagą, oraz rozbudowaną filozofią świata i bohaterów, sprawił, że stawiam "Miecz..." na piedestale wspólnie z tomami pięcioksięgu. Dużo tutaj, mojego ulubionego bohatera Jaskra, który stanowi poniekąd równowagę, niepoprawną przeciwność, wiedźmińskiego świata, pełnego rozczarowań, porażek i goryczy. Jaskier staje się w ten sposób najmniej realną postacią serii, pełny humoru, lekkości, stanowiąc coś w rodzaju symbolu "czasów minionych", kiedy żyło się łatwiej i prościej. Zapewne przesadzam, ale kilkoma słowami na jego cześć, podziękuję Sapkowskiemu za tą postać. Zakończenie tomu jest wyjątkowe, tworzy idealny pomost między opowiadaniami, a sagą. "Ostatnie życzenie" i "Miecz..." przypomniane, teraz już w trakcie czytania "Pani Jeziora".

Jak tutaj Sapkowski gra na emocjach. Zbiór był małym szokiem, ścisłym powiązaniem z sagą, oraz rozbudowaną filozofią świata i bohaterów, sprawił, że stawiam "Miecz..." na piedestale wspólnie z tomami pięcioksięgu. Dużo tutaj, mojego ulubionego bohatera Jaskra, który stanowi poniekąd równowagę, niepoprawną przeciwność, wiedźmińskiego świata, pełnego rozczarowań, porażek i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Uniwersum nie tak rozbudowane jak w sadze, ale wciąż fascynujące. Opowiadania są rewelacyjnie skrojone, zachowujące balans między baśniową stylistyką, a surowym, słowiańskim światem. Widać, że Sapkowski budował podwaliny pod sagę, która jest już pełnym, wielowątkowym dziełem, gdzie potencjał historii osiąga swoje opus magnum. Niemniej te podwaliny trzeba znać. Znowu świetna lektura, Sapkowski nie potrafi mnie zawieść. Zaczynam drugi tom opowiadań, a potem wielki finał sagi.

Uniwersum nie tak rozbudowane jak w sadze, ale wciąż fascynujące. Opowiadania są rewelacyjnie skrojone, zachowujące balans między baśniową stylistyką, a surowym, słowiańskim światem. Widać, że Sapkowski budował podwaliny pod sagę, która jest już pełnym, wielowątkowym dziełem, gdzie potencjał historii osiąga swoje opus magnum. Niemniej te podwaliny trzeba znać. Znowu świetna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Póki co, najlepszy tom. Sapkowski tworzy historię pełną mroku i brutalności, okraszoną narracją z wielu perspektyw (co wypada rewelacyjnie). Właśnie ta zabawa w opowiadaniu, przenosi sagę na wyższy poziom. Uderza tutaj ograniczenie, baśniowych motywów i humorystycznych akcentów. Dla bohaterów zaś, nie ma czasu na łzy, muszą brnąć przez ból, krew i zwątpienie, w wielu momentach można to dobitnie poczuć (retrospekcje Ciri, los Yennefer, "koniec bycia wiedźminem").

Przed ostatnim tomem, powtarzam opowiadania, z których niewiele pamiętam

Póki co, najlepszy tom. Sapkowski tworzy historię pełną mroku i brutalności, okraszoną narracją z wielu perspektyw (co wypada rewelacyjnie). Właśnie ta zabawa w opowiadaniu, przenosi sagę na wyższy poziom. Uderza tutaj ograniczenie, baśniowych motywów i humorystycznych akcentów. Dla bohaterów zaś, nie ma czasu na łzy, muszą brnąć przez ból, krew i zwątpienie, w wielu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Nożem zwierza! Ciach po gardle! Tryska krew!"

Co nas różni od zwierząt? Możemy tworzyć własny dorobek kulturalny, budować wspaniałe architektoniczne dzieła, uczyć się w szkołach, kreować idee, religie; panować nad naturą... a może my tylko nosimy okulary?

Wstrząsająca momentami powieść, bogata w symbolikę, dostarcza szerokie pole do interpretacji. Władcę much możemy czytać jako opowieść o instynkcie jaki nami niepodzielnie włada, o utracie ideałów na rzecz błahych, jedynie przyjemnych rzeczy, o okolicznościach rodzenia się totalitaryzmu; dla mnie jednak to przede wszystkim analiza "człowieka w stanie czystym", pozbawionym cywilizacji, zdanym tylko na naturę i pokazującym swoje drugie oblicze, które uznaliśmy za całkowicie zatarte przez ewolucję.

Golding mistrzem słowa nie był, ale co to za minus przy takiej historii? Którą wystarczyło opowiedzieć, od początku do końca, by ścisnąć czytelnika za gardło. Powieść parabola, która na pewno zapadnie w pamięć - 'must read'.

PS Fragment, w którym Simon spotyka Władcę Much - miażdżący.

"Nożem zwierza! Ciach po gardle! Tryska krew!"

Co nas różni od zwierząt? Możemy tworzyć własny dorobek kulturalny, budować wspaniałe architektoniczne dzieła, uczyć się w szkołach, kreować idee, religie; panować nad naturą... a może my tylko nosimy okulary?

Wstrząsająca momentami powieść, bogata w symbolikę, dostarcza szerokie pole do interpretacji. Władcę much możemy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kolejna część sagi utrzymana na wysokim poziomie. Świetna, niejednostajna narracja (początek siódmego rozdziału - rewelacyjny) i poświęcenie większości "Chrztu ..." na losy Geralta i jego kompanii, pomagają wciągnąć się w historię. Jedynie fragmenty dotyczące szczurów i Ciri, choć potrzebne, wybijały nieco z rytmu, natomiast rozdział o czarodziejkach wydawał się przekombinowany. Sam Sapkowski, w rozbudzaniu emocji za pomocą dość prostych rozwiązań, osiągnął w ostatnich scenach książki mistrzowski poziom.

Kolejna część sagi utrzymana na wysokim poziomie. Świetna, niejednostajna narracja (początek siódmego rozdziału - rewelacyjny) i poświęcenie większości "Chrztu ..." na losy Geralta i jego kompanii, pomagają wciągnąć się w historię. Jedynie fragmenty dotyczące szczurów i Ciri, choć potrzebne, wybijały nieco z rytmu, natomiast rozdział o czarodziejkach wydawał się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Superlatywy zawarte na tyle książki, wskazywałyby na powieść co najmniej rewelacyjną, w istocie jest nieco dalej od ideału i choć podszedłem do czytania ze zdrowym rozsądkiem, oczekując zwyczajnie udanej(niezłej) literatury, to te oczekiwania ziściły się tylko częściowo.

"Trylogię tworzą historie : "Szklane miasto", "Duchy" i " Zamknięty pokój". W "Mieście" niespełniony pisarz Quinn, prowadzi rutynowe życie, pisząc mniej więcej raz do roku kryminał zapewniający dostatnie utrzymanie. Jeden telefon zmienia jego los i od tej pory Quinn wydaje się stawać bohaterem jednej ze swoich powieści, plącząc się w co raz mniej jasnej intrydze. "Duchy" - najkrótsza część" - to los detektywa Blue, który przyjmuje z pozoru zwyczajną sprawę, która to jednak pochłania jego życie co raz bardziej. "Zamknięty pokój" przedstawia okres z życia bezimiennego felietonisty, kiedy w nieoczekiwany sposób musi przybrać rolę swojego dawnego przyjaciela.

Autor na różny sposób łączy wydarzenia, ze wszystkich trzech epizodów. Postacie detektywów - pisarzy, kobiety będące z pozoru na drugim planie mają decydujący wpływ na bohaterów, te same nazwiska powracające do nowych historii, pojawiające się co jakiś czas zdania poświęcone baseballowi, czy intrygi, z pozoru proste - zaplątują się co raz bardziej. Tworzy to spójność, przez którą nie możemy rozpatrywać żadnego z segmentów osobno - "Trylogia..." to w pełni zwarta powieść.

Oczywiście wykreowane przez Austera zagadki, to tylko pretekst do przedstawienia przesłania, filozofii, zapisanej między wierszami. Interpretuję ją jako uchwycenie samotności, zatracenia we własnej wyobraźni każdego pisarza, który brnąc w świat swojej fantazji, zapomina o tym co go otacza, odżywają dawne bóle i im dalej ucieka od rzeczywistości, tym bardziej się alienuje tracąc często to co zyskał. Tak oto na kartach książki mamy postacie obrazujące tą tezę. Quinn wydaje się tylko z pozoru pogodzić z utratą żony i dziecka, nie bez powodu angażuje się w śledztwo pod wpływem kobiety, której zdawał się tak podświadomie pragnąć, aby wypełnić lukę po swojej prawdziwej miłości. Blue, który ma za zadanie obserwować przez 24 godziny na dobę mieszkającego na przeciw mężczyznę, co raz bardziej wchodzi w jego skórę, stając się tak naprawdę nim, podczas gdy 'ta jedyna', którą porzucił widując go na ulicy, żywi jedynie gorycz i żal. Bezimienny dziennikarz dosłownie wchodzi w rolę swojego przyjaciela Fanshawe'a(po jego nagłym zniknięciu), wychodząc za mąż za jego kobietę, żyje szczęśliwie wydając dzieła przyjaciela i opiekując się nową miłością. Omal nie traci tego wszystkiego, kiedy postanawia odszukać Fanshawe'a i poznać jego sekret.

Idea autora jest interesująca, jednak liczne rozważania sprawiają wrażenie pseudo inteligentnych, dodawanych na siłę, z czego większość to tylko puste frazesy dotyczące ludzkiego życia, a nie zawierających swoistej wartości (kłania się popularny w sieci Coelho). Zarzucam również powieści dość słabe intrygi, które co prawda miały stanowić tło dla przesłania, powinny być jednak bardziej wciągające, a próba wprowadzenia samego autora jako bohatera książki, wydaje się jedynie tanim chwytem, odwracającym uwagę od (mówiąc prozaicznie) nudnych fragmentów, bogatych jedynie w powtarzalne sentencje, nie wnoszących wiele do treści i mało atrakcyjnych stylistycznie. Styl nie powala, zdarzają się nawet wyjątkowo mierne fragmenty (vide scena wypróżniającego się Quinna, czy też ukrywane uczucie bohatera "Zamkniętego pokoju" do matki Fanshawe'a - wprowadzone w sposób godny kolumbijskiej telenoweli). Ciężko też wyłapać tutaj jakieś charakterystyczne, zapadające w pamięć elementy (Nowy Jork jako bohater - ileż tego w kulturze już było!). Wszystko co chciał uchwycić Auster, można by podać w pojedynczym opowiadaniu, rozwlekanie tego na ponad 300 stron nie miało według mnie sporego sensu.

"Trylogia nowojorska" była jednak stosunkowo udaną lekturą, oceniam ją pozytywnie, ale jeśli późniejszy warsztat Austera nie notuje zwyżki formy, a treść jego dzieł nie jest bogatsza, to nie jestem zbyt skłonny do sięgania po kolejne książki, na pewno sprawdzę jednak "Sunset Park" zakupiony w promocji Znaku.

Superlatywy zawarte na tyle książki, wskazywałyby na powieść co najmniej rewelacyjną, w istocie jest nieco dalej od ideału i choć podszedłem do czytania ze zdrowym rozsądkiem, oczekując zwyczajnie udanej(niezłej) literatury, to te oczekiwania ziściły się tylko częściowo.

"Trylogię tworzą historie : "Szklane miasto", "Duchy" i " Zamknięty pokój". W "Mieście" niespełniony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeden z moich ulubionych komiksów.

Jeden z moich ulubionych komiksów.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niedościgniony mistrz literatury fantasy bije na głowę pierwszy tomem wiedźmińskiej sagi. Bohaterowie, ciąg wydarzeń, dialogi, liczne fragmenty godne cytowania i przed wszystkim genialnie sportretowany Geralt. Trzeba przeczytać. Wciąga od pierwszej strony, humoru też nie zabraknie, mimo poważnego zarysu fabuły.

Niedościgniony mistrz literatury fantasy bije na głowę pierwszy tomem wiedźmińskiej sagi. Bohaterowie, ciąg wydarzeń, dialogi, liczne fragmenty godne cytowania i przed wszystkim genialnie sportretowany Geralt. Trzeba przeczytać. Wciąga od pierwszej strony, humoru też nie zabraknie, mimo poważnego zarysu fabuły.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ponadczasowy przekaz i problem zawarty w dramacie, przejmujący nawet współcześnie. Na minus przestarzały, jednostajny, z wiadomych względów, styl pisania oraz ograniczenie postaci drugoplanowych do roli pionków.

Ponadczasowy przekaz i problem zawarty w dramacie, przejmujący nawet współcześnie. Na minus przestarzały, jednostajny, z wiadomych względów, styl pisania oraz ograniczenie postaci drugoplanowych do roli pionków.

Pokaż mimo to