rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

48/2024 (audiobook 35/2024)
Chyba mi wstyd.
A dokładnie: nieco wstydzę się przyznać, że to najsłabsza książka Małeckiego z dotychczas przeze mnie przeczytanych.
Ale miejmy to już za sobą, zatem otwarcie przyznaję: najsłabsza.

Zacznę od tego, że “Wstyd” nie jest kryminałem, ani tym bardziej thrillerem, jak próbuje nas zwodzić wydawca.
Owszem, morderstwo, a nawet dwa, są ważną składową fabuły, ale powieść zdecydowanie lokuję w nurcie obyczajowym.
Jest też intryga, dwa śledztwa – oficjalne - policyjne i prywatne, prowadzone przez bohaterkę.
Wszystko co najważniejsze – skupia się jednak wokół relacji rodzinnych, sąsiedzkich, pracowniczych. A przede wszystkim – uczuciowych, zarówno w sensie erotycznych namiętności, jak i macierzyńskich wątpliwości.

“Wstyd” jest powieścią a nie reportażem, nie wymagam więc od fabuły stuprocentowej wiarygodności i prawdopodobieństwa.
Lubię jednak, kiedy fabuła i akcja noszą znamiona tychże.
Tymczasem Małecki kreuje tak absurdalną opowieść, że nawet całkiem ciekawa intryga nie jest w stanie jej uratować.
Nie chcę tu udowadniać stężenia owego absurdu, musiałbym bowiem solidnie spojlerować, a jestem wrogiem streszczania opiniowanych książek, co jest niestety plagą, istną zarazą, toczącą opinie na portalu “Lubimy czytać”.
Mrugnę tylko okiem, że Autor chyba podpisał jakiś kontrakt reklamowy z… producentem martensów (kto przeczyta/ł – ten zrozumie w czym rzecz).

Największe pretensje mam chyba do Autora jednak za pójście “pod publiczkę”, podążanie za modnymi dziś, “netflixowymi” trendami, za potrzebę (lub poddanie się konieczności) dołączenia do prawilnego chóru – w tym wypadku pisarzy – podejmującego konkretną tematykę, poruszającego problemy konkretnych grup społecznych. Żeby było jasne: ja te problemy dostrzegam i rozumiem. Ba! Nawet jestem przeciwnikiem milczenia na ten temat!
Ale bycie rzecznikiem pewnej sprawy w takim stężeniu, w jakim czyni tu Autor – powoduje u mnie jakiś rodzaj zgagi po wypiciu silnego koncentratu.

Jest coś w teorii, że Autorzy powieści ujętych w ramach serii – nieszczególnie zachwycają, kiedy napiszą jakąś powieść “osobną”.
Daleki jestem od uznania tego za regułę, ale – fakt faktem – muszę zgodzić się przynajmniej ze zdaniem, iż zdarza się to nader często.

Lektor: Danuta Stenka

48/2024 (audiobook 35/2024)
Chyba mi wstyd.
A dokładnie: nieco wstydzę się przyznać, że to najsłabsza książka Małeckiego z dotychczas przeze mnie przeczytanych.
Ale miejmy to już za sobą, zatem otwarcie przyznaję: najsłabsza.

Zacznę od tego, że “Wstyd” nie jest kryminałem, ani tym bardziej thrillerem, jak próbuje nas zwodzić wydawca.
Owszem, morderstwo, a nawet dwa, są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

47/2024 (audiobook 34/2024)
Och, wspaniała rzecz!
Krzysztof Bochus z każdym kolejnym tomem poświęconym Abellowi staje się coraz ciekawszym Autorem.

Kryminał retro w najlepszym wydaniu.
Misterne śledztwo, soczysta akcja i efektowne jej zwroty, charakterni bohaterowie, koronkowa intryga, wielopiętrowa, zagmatwana sprawa, wręcz idealne proporcje pomiędzy wątkiem kryminalnym a obyczajowym, a wszystko to z uniknięciem zarówno patosu, jak i banału.
Plus ogromny walor: klimat i koloryt epoki. Bochus prowadzi czytelnika przez rzeczywistość połowy lat trzydziestych, czuć już plecach odór oddechu rosnącego w siłę nazizmu. Autor ciekawie opowiada o losach mennonitów w tamtym okresie rozwoju III Rzeszy, z widocznym przygotowaniem merytorycznym na tle funkcjonowania tego specyficznego wyznania rysuje swą fikcyjną, kryminalną opowieść. A przy okazji edukuje nas w zakresie… ówczesnej gospodarki bursztynem, sposobami jego pozyskiwania, transportem i handlem, a przede wszystkim – towarzyszącej temu wszystkiemu korupcji.

Znać tu mocne inspiracje Ebim Mockiem z Breslau: w osobie Christiana Abella znajdujemy sporo cech jego kolegi po fachu, nawet Kukulka staje się tu odpowiednikiem Wirtha i Zupitzy (“cyngli” Mocka), czyli takim człowiekiem od tzw. mokrej roboty.
Zresztą Bochus – tak jak Krajewski Breslau – stara się osobnym bohaterem swej powieści uczynić ówczesny Gdańsk, z jego klimatem przedwojennym, zabierając nas w miejsca, które zniknęły potem z powierzchni ziemi.
Ciekaw jestem, jak Abell poradzi sobie w ciągu kilku najbliższych lat, jakie dzielą go od wystrzałów pewnego pancernika, który zawinie do gdańskiego portu w ramach wizyty mającej uczcić pamięć poległych na Bałtyku i pochowanych w sierpniu 1914 roku w Gdańsku marynarzy z krążownika “Magdeburg”…

Lektor: Mateusz Weber

47/2024 (audiobook 34/2024)
Och, wspaniała rzecz!
Krzysztof Bochus z każdym kolejnym tomem poświęconym Abellowi staje się coraz ciekawszym Autorem.

Kryminał retro w najlepszym wydaniu.
Misterne śledztwo, soczysta akcja i efektowne jej zwroty, charakterni bohaterowie, koronkowa intryga, wielopiętrowa, zagmatwana sprawa, wręcz idealne proporcje pomiędzy wątkiem kryminalnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

46/2024 (audiobook 33/2024)
Gdybym był… drinkiem – James Bond by mnie nie pijał. Bo w przeciwieństwie do jego smakowych preferencji – po lekturze książki Kate Alice Marshall jestem zmieszany, w żadnym wypadku nie wstrząśnięty :P

Moje mieszane uczucia wiążą się z rozczarowaniem i żalem, że najważniejsze składowe tej opowieści nie za bardzo ze sobą współgrają.
Oto bowiem – największym walorem tej historii jest ów, zawarty w tytule, gąszcz kłamstw. Okazuje się, że dosłownie każdy w tej powieści ma swoje tajemnice, coś ukrywa, czegoś strzeże. Czyli – kłamie. Sobie i innym.
I ten gęsty, zawiesisty, klimat zakłamania, półprawd czy niedopowiedzeń udało się Autorce sugestywnie wykreować, co pozwala zaangażować czytelnika emocjonalnie.

Niestety starania te, nie chce napisać, że niweczy, ale zdecydowanie osłabia ich siłę – nieco absurdalna fabuła oraz zupełnie nieprzekonujące portrety psychologiczne bohaterek.
Może po prostu jestem “za duży”, a może przeczytałem za dużo poważniejszych i ciekawszych książek na podobny temat – nie wiem. Wiem za to, iż nie dałem się Autorce przekonać. Nie dlatego, że nie chciałem. Po prostu Autorka nie pozwoliła mi tych zamiarów zrealizować. :)

Lektorka: Jagoda Małyszek

46/2024 (audiobook 33/2024)
Gdybym był… drinkiem – James Bond by mnie nie pijał. Bo w przeciwieństwie do jego smakowych preferencji – po lekturze książki Kate Alice Marshall jestem zmieszany, w żadnym wypadku nie wstrząśnięty :P

Moje mieszane uczucia wiążą się z rozczarowaniem i żalem, że najważniejsze składowe tej opowieści nie za bardzo ze sobą współgrają.
Oto bowiem –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

45/2024 (audiobook 32/2024)
Po lekkim wynudzeniu lekturą cyklu z aspirantem Przeworskim w roli głównej z ulgą sięgnąłem po tom poświęcony innemu bohaterowi.

Autor dokonał ciekawego zabiegu czyniąc bohaterem książki postać epizodyczną pojawiającą się w jednej z poprzednich powieści.
I był to strzał w dziesiątkę: Vogel jest postacią o wiele ciekawszą, intrygującą, tajemniczą niż Dominik Przeworski.
Zresztą wszystko jest w tej książce ciekawsze niż we wspomnianym cyklu: lepsze twisty, atrakcyjniejsza fabuła, bardziej wyraziste postacie, bardziej pogmatwana intryga. Mówiąc kolokwialnie: Vogel ma większe jaja niż Domiś.

Z nieskrywaną frajdą czytam, że Autor zamierza uczynić Henryka/Heinricha bohaterem większej serii. Rad jestem, że Autor znów powraca do mocniejszych rzeczy niż grzeczne, familijne wręcz, kryminały jakim poświęcał się ostatnio.

Ciągle jednak tęsknię za Suderem – najciekawszym, jak dotąd, bohaterem wykreowanym przez Marka Stelara.

Lektor: Mateusz Drozda

45/2024 (audiobook 32/2024)
Po lekkim wynudzeniu lekturą cyklu z aspirantem Przeworskim w roli głównej z ulgą sięgnąłem po tom poświęcony innemu bohaterowi.

Autor dokonał ciekawego zabiegu czyniąc bohaterem książki postać epizodyczną pojawiającą się w jednej z poprzednich powieści.
I był to strzał w dziesiątkę: Vogel jest postacią o wiele ciekawszą, intrygującą,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

44/2024 (audiobook 31/2024)
Istnieje w muzyce taka teoria, że dopiero trzeci album w dyskografii świadczy o prawdziwym potencjale zespołu. W debiucie – wiadomo – zapał, podniecenie, chęć podzielenia się ze światem własnym pomysłem na sztukę. Druga płyta to już wyciągnięcie wniosków z błędów debiutu, rozwinięcie pewnych pomysłów, wprowadzenie jakiegoś nowego składnika.
A trzeci album – to już przemyślana koncepcja, wynik wcześniejszych rozczarowań ale i sukcesów, chęć nie tylko utrzymania wypracowanej pozycji ale i przejścia do kontrataku.

Nowa powieść Sławomira Gortycha idealnie wpisuje się w tę gradację.
“Schronisko, które spowijał mrok” jest – jak dotąd – najlepszym albumem w jego dyskografii ;)

Autor konsekwentnie kroczy obraną drogą (notabene, ciekaw jestem, kiedy wyczerpie się ta formuła) zarówno jeśli chodzi o wybór miejsc akcji, konstrukcji fabuły i ogólnej koncepcji świata przedstawionego.
Co stanowi o wyższości trzeciego tomu nad poprzednimi dwoma? Otóż nie tylko to, co w nim jest, ale także to, czego w nim nie ma :)

Autor buduje intrygę splatając wydarzenia sprzed sześćdziesięciu lat ze współczesnością. Ale tym razem czyni to, rzekłbym, głębiej, ciekawiej, sugestywniej. Już nie dzierga fabuły na szydełku, ale snuje piękny ażurowy ścieg.
Wykorzystując fakty z przeszłości regionu (niektóre przekształcając) przemyślanie kreuje mocną fikcyjną opowieść, w której znaki zapytania uderzają z siłą lawiny.

Wielkim walorem powieści jest niesamowity klimat karkonoski, jaki udaje się Autorowi wytworzyć na kartach książki. Da się wręcz poczuć chłód śniegu i smagnięcia wiatru w pewnych momentach.
Spora porcja wiedzy geograficzno-historycznej o tym niezwykłym regionie staje się już właściwie charakterystyczną składową książek Gortycha. I to jest wspaniałe – Autor inspiruje podrzucając czytelnikowi ciekawe historie mogące być przyczynkiem do własnych poszukiwań.

Pobrzmiewają tu – zwłaszcza jeśli chodzi o część akcji poświęconej sylwestrowej nocy – echa Agathy Christie, a nawet, rzekłbym, Quentina Tarantino :) Hermetyczne miejsce, zamknięty krąg towarzyski, niespodziewana zbrodnia, wszyscy podejrzani.
Mam wrażenie, że i pod względem kompozycji fabuły Autor się rozwija: żongluje retrospekcją coraz bardziej, dzieląc akcję na kawałki i rozrzucając je przed czytelnikiem.

No dobrze, a co z tym, czego nie ma, a co także stanowi o wyższości tego tomu nad pozostałymi?
Otóż tym razem, ku mej uldze, Autor nie raczy nas żenująco-licealno-kiczowatym wątkiem miłosnym. To były największe słabości dwóch poprzednich książek i tego obawiałem się przy trzeciej. Na szczęście, jak widać, Autor dojrzał zarówno jako pisarz, jak i pewnie człowiek, i tym razem postawił na poważniejszy rodzaj namiętności – taki, który prowadzi nawet do zbrodni.

Cieszę się, że “sprawy idą w dobrym kierunku”, mam nadzieję, że kolejne części opowieści karkonoskich będą jeszcze lepsze.

Lektor: Aleksander Orsztynowicz-Czyż

44/2024 (audiobook 31/2024)
Istnieje w muzyce taka teoria, że dopiero trzeci album w dyskografii świadczy o prawdziwym potencjale zespołu. W debiucie – wiadomo – zapał, podniecenie, chęć podzielenia się ze światem własnym pomysłem na sztukę. Druga płyta to już wyciągnięcie wniosków z błędów debiutu, rozwinięcie pewnych pomysłów, wprowadzenie jakiegoś nowego składnika.
A...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W ósmej księdze przygód Tytus i spółka zdobywają sprawność astronoma, co staje się pretekstem do lekcji historii – głównie tej z czasów Mikołaja Kopernika. Lekcja to dosłowna - ancymony stają się jej aktywnymi uczestnikami, gdyż… przenoszą się w czasie!
Oto bowiem w życiu naszych harcerzy oraz czytelników pojawia się postać wyjątkowa i wyjątkowo ważna: profesor T.Alent z Centralnego Ośrodka Wybryków Kosmicznych, szalony naukowiec, konstruktor i wynalazca. Dzięki aparacikowi zmajstrowanemu w pracowni profesora – ananasy wędrują w czasie, przeżywając masą przygód i poznając, oczywiście, słynnego astronoma.
Całość tej opowieści, niczym ambitna narracja, ujęta jest w fabularną klamrę kompozycyjną, udowadniającą, że podróże w czasie bywają ryzykowne – zwłaszcza powroty ;)

Reminiscencje Polski Ludowej (pierwsze wydanie księgi pochodzi z roku 1973), jakie wyłapałem tym razem dotyczą pracy i… włosów:
“Dobra organizacja pracy to zwiększone efekty produkcyjne, więc: Romek ładuje, Tytus wozi, a ja… liczę taczki” - cudna konfrontacja motywujących haseł z typową polskim kombinowaniem ;)

“- Na jutro macie mieć długie włosy, jak na żaków przystało. Wiadomo: ”krótkie włosy – krótki rozum.
- Chi, chi, Odwrotnie jak u nas!” - słynne problemy naszych, wówczas nastoletnich, ojców, którzy walczyli o dłuższe czupryny w domach i szkołach :)

Z ulubionych tekstów w tej książeczce wynotowałem:
“- Stać! Polskich chudopachołków nie wpuszczamy.
- Nie jesteśmy chudzi. Spójrzcie, panowie, na A`Toma”

I absolutnie kultowy dialog bandziorów przygotowujących napad:
“ - Jak Zefiryn ciach, to Pafnucy bum! Wtedy Makary bęc, a Kapistran ryms…
- A ja bym radził odwrotnie. Niech Kapistran bęc, a Makary ryms!”

“Astronomiczną” księgę wspominam z jakimś szczególnym sentymentem, była jedną z moich ulubionych w okresie dziecięcych lektur.

W ósmej księdze przygód Tytus i spółka zdobywają sprawność astronoma, co staje się pretekstem do lekcji historii – głównie tej z czasów Mikołaja Kopernika. Lekcja to dosłowna - ancymony stają się jej aktywnymi uczestnikami, gdyż… przenoszą się w czasie!
Oto bowiem w życiu naszych harcerzy oraz czytelników pojawia się postać wyjątkowa i wyjątkowo ważna: profesor T.Alent z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

43/2024 (audiobook 30/2024)
Jedna z moich ulubionych serii fantasy, po dłużącej się przerwie, znów odżyła w kolejnym tomie.
Z radością konstatuję, że cykl nie stracił na atrakcyjności, formuła się nie wyczerpała, konwencja się nie sprała i zachowuje swoje kolory. 😊

Zmierzam do tego, że moje zadowolenie wynika z faktu, iż otrzymałem dokładnie to, czego oczekiwałem, czyli – kawał świetnej, soczystej historii, opowieść z mocnymi zwrotami akcji, z bohaterami, których indywidualne losy ściśle sprzęgnięte są z polityką w wymiarze lokalnym i globalnym.
Virion, co prawda, się postarzał, ale magia jego miecza nie utraciła swej mocy, a nowe pokolenie bohaterów dobrze rokuje na przyszłość.
Może tylko – to jedynie moje subiektywne odczucie – za dużo tym razem humoru w tej opowieści. Lubię humor w stylu, ale i w proporcji, Sapkowskiego – jest go tam tyle, ile być powinno.
Ziemiański tym razem śmieszkuje, mam wrażenie, bardziej i częściej niż zwykle, i to mi nieco niweluje napięcie oraz obniża jakość lubianego przeze mnie dreszczyku emocji.

Mam nadzieję, że Autorowi nie zabraknie ani czasu, ani chęci, ani pomysłów na kontynuowanie tej serii. Mógłbym ją czytać do końca świata i jeden dzień dłużej 😉
Lektor: Grzegorz Pawlak – oczywiście!

43/2024 (audiobook 30/2024)
Jedna z moich ulubionych serii fantasy, po dłużącej się przerwie, znów odżyła w kolejnym tomie.
Z radością konstatuję, że cykl nie stracił na atrakcyjności, formuła się nie wyczerpała, konwencja się nie sprała i zachowuje swoje kolory. 😊

Zmierzam do tego, że moje zadowolenie wynika z faktu, iż otrzymałem dokładnie to, czego oczekiwałem, czyli –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

42/2024 (audiobook 29/2024)
Pozostając w nieutulonej żałobie po Eberhardzie Mocku – szukam choć części niegdysiejszych emocji w innych kryminałach retro. Powróciłem więc do serii Krzysztofa Bochusa. I dobrze zrobiłem.

Pyszna historia!
Tym razem Autor naprawdę mi zaimponował!
“Martwy błękit” to majstersztyk intrygi, Autor rewelacyjnie poprowadził opowieść o tropieniu zabójców, rozwiązywaniu zagadki zza grobu oraz odnalezieniu kolekcji obrazów.
Autor prowadzi czytelnika przez zawiłe meandry okultyzmu i kabały a przy okazji udziela lekcji z zakresu historii sztuki -konkretnie malarstwa.

A skoro akcja toczy się w Gdańsku i okolicach w coraz bardziej mrocznych latach trzydziestych – wszystko to rozgrywa się w oparach duszonego na wolnym ogniu nazizmu, wśród narastającej psychozy, nietolerancji i przemocy.
Główny bohater to – oczywiście – tzw. dobry Niemiec (nie może być inaczej, skoro to seria kierowana do polskiego czytelnika), owca wśród coraz większego stada wilków. Do wybuchu wojny pozostaje kilka lat – mam nadzieję, że Autor doprowadzi historię do momentu konieczności konfrontacji ideałów Abella z twardą rzeczywistością.

Bardzo ciekawe i sugestywne są właśnie te momenty opowieści, w których dramatycznie ściera się niemieckość z polskością, pokazujące trudną sytuację społeczną w Gdańsku tamtego okresu.
Parszywe to były czasy.
Całkiem możliwe, że książkę tę odebrałem jeszcze mocniej czując w sobie niedawne emocje związane z wizytą Gdańsku, kiedym to stanął m. in. przez gmachem słynnej Poczty Gdańskiej i pokłoniłem się bohaterstwu jej obrońców.

Lektor: Mateusz Weber

42/2024 (audiobook 29/2024)
Pozostając w nieutulonej żałobie po Eberhardzie Mocku – szukam choć części niegdysiejszych emocji w innych kryminałach retro. Powróciłem więc do serii Krzysztofa Bochusa. I dobrze zrobiłem.

Pyszna historia!
Tym razem Autor naprawdę mi zaimponował!
“Martwy błękit” to majstersztyk intrygi, Autor rewelacyjnie poprowadził opowieść o tropieniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W siódmej księdze przygód sprytnych harcerzy, wydanej w roku 1972, Tytus musi poprawić dwójkę z geografii, co staje się pretekstem do wakacyjnej podróży po kraju połączonej ze zdobywaniem wiedzy na temat ówczesnej Polski.

Trójka gagatków przeżywa oczywiście szereg perypetii, z których, rzecz jasna, wychodzi cało i z humorem, ale najciekawsze w tym wydaniu były dla mnie ślady minionej Polski Ludowej, które dzięki podróży po kraju tych ancymonów tym łatwiej wyłapać.

I tak – Papcio Chmiel odhacza dumne zdobycze PRL: poucza, iż “przemysł chemiczny jest drugim przemysłem po przemyśle węglowym”, posyła bohaterów do zakładów (AZOTY w Puławach oraz Kombinat Siarkowy Tarnobrzeg). Jednocześnie wyraźnie mruga okiem kpiąc z ówczesnej szkolnej edukacji geograficznej: “podaj wysokość plonów owsa w kwintalach z roku 1960” oraz rysując dwójkę staruszków-emigrantów na wycieczce: “Look, Stanley, tu gdzie przed emigracją paśliśmy krowy teraz stoi huta szkła” ;)

Jeden moment w tej historii okazał się dla mnie szczególnie bliski, gdyż trójka ananasów zawędrowała do Instytutu Genetyki i Hodowli Zwierząt w… Popielnie, którą to miejscowość znam i wspominam czule, jako bazę wypadową podczas naszych mazurskich rejsów. :)

Tytus, rzecz jasna, zdaje egzamin poprawkowy i może rozpocząć kolejne etapy uczłowieczania. Ja natomiast zapamiętam “tytusolek polihumorku” oraz dialog Tytusa z przodkiem:
– To może pokażę kuzynowi, jak zrobić koło?
- E, zacznie się od jednego koła, dojdzie drugie, potem cztery kółka i o wypadek nietrudno” :)

W siódmej księdze przygód sprytnych harcerzy, wydanej w roku 1972, Tytus musi poprawić dwójkę z geografii, co staje się pretekstem do wakacyjnej podróży po kraju połączonej ze zdobywaniem wiedzy na temat ówczesnej Polski.

Trójka gagatków przeżywa oczywiście szereg perypetii, z których, rzecz jasna, wychodzi cało i z humorem, ale najciekawsze w tym wydaniu były dla mnie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mroczne tajemnice Dolnego Śląska. Przewodnik po miejscach, które żyją sekretami do dziś Aneta Ormańczyk, Inessa Ormańczyk
Ocena 7,9
Mroczne tajemn... Aneta Ormańczyk, In...

Na półkach: ,

41/2024
Tym razem moje oczekiwania rozminęły się z propozycjami Autorek.
Tytuł tej publikacji zasugerował mi spotkanie z ciekawymi, mrocznymi właśnie, faktami związanymi z burzliwą historią Dolnego Śląska. Naiwnie wyobrażałem sobie, że poczytam coś np. o okresie wojen husyckich.

Nic z tych rzeczy.
Autorki historii sensu stricto dotykają w niewielkim stopniu, skupiają się natomiast na różnych podaniach, legendach i tym podobnych przekazach ginących w pomroce dziejów.
Poddają te treści analizom, z których często wynika, iż z realną historią wspólnego mają niewiele. Są za to ściśle związane z pasjami Autorek, które nie żałują sobie snucia własnych teorii na ich temat, jednych – ciekawszych, innych – mniej.

Nawet jako dziecko nie “wierzyłem” w istnienie smoków, gryfów, wampirów, bazyliszków i im podobnych wytworów ludzkiej wyobraźni sprzed wieków. Trudno więc, aby współczesne tropienie jednorożców na Dolnym Śląsku wywołało we mnie jakieś emocje ;)
Najciekawsza cześć książki to ta poświęcona mieszkańcom regionu uznanych wieki temu przez lokalną społeczność za wampiry, co zwykle kończyło się tragedią. Dość solidne oparcie w dokumentach pozwala dziś w miarę dokładnie poznać kulturowy i urzędowy aspekt tych oskarżeń, procesów oraz zwyczajów pogrzebowych panujących w faktycznie mrocznym okresie totalnego zabobonu.
Pozostałe rozdziały przykuły moją uwagę, mówiąc delikatnie, w stopniu umiarkowanym.
Być może swój wpływ miał na to styl narracji: literackiej odmiany języka tu niewiele, dominuje raczej styl, luźny, potoczny (“autor popełnił opracowanie”, “polubiłam gościa” itp.) charakterystyczny dla blogosfery.
Głębia i przenikliwość refleksji w stylu: “Istnieje wiele rodzajów miłości. Ci, którzy mają szczęście, kochają ze wzajemnością, a żywione przez nich uczucie jest budujące. Mniej szczęście mają zakochani jednostronnie lub miłujący w sposób niezrozumiały dla dużej części społeczeństwa. Jakoś tak wyszło, że nasz gatunek od wieków wykazuje się niepojętym dla mnie brakiem tolerancji wobec inności” - również nie pomagały mi w poważniejszym potraktowaniu tej publikacji.

Na koniec ciekawostka: książka poświęcona jest wedle tytułu tajemnicom Dolnego Śląska. Tymczasem na okładce widzimy fragment panoramy… Pragi, czeskiej stolicy.
Celowy zabieg (jeśli tak, to czym powodowany?), czy zwykła ignorancja? To taki kolejny sekrecik z “Dolnego Śląska” ;)

41/2024
Tym razem moje oczekiwania rozminęły się z propozycjami Autorek.
Tytuł tej publikacji zasugerował mi spotkanie z ciekawymi, mrocznymi właśnie, faktami związanymi z burzliwą historią Dolnego Śląska. Naiwnie wyobrażałem sobie, że poczytam coś np. o okresie wojen husyckich.

Nic z tych rzeczy.
Autorki historii sensu stricto dotykają w niewielkim stopniu, skupiają...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

40/2024
Zachciało mi się sprawdzić, czy tego typu literatura jeszcze na mnie jakoś działa, czy wzbudzi we mnie jakieś emocje. A jeśli tak – to jakie?
Czy będzie to ekscytacja nastolatka, który wieki temu pochłaniał za jednym podejściem pierwsze polskie wydania „Twierdzy” F. Paula Wilsona czy „Manitou” Mastertona?
A może będzie to boomerskie poczucie zażenowania doświadczonego sceptyka realisty?

Okazało się, że ani jedno, ani drugie.
Oczywiście nie odnalazłem w sobie tamtych emocji. Ale chyba nie mogło być inaczej: w moim wieku wie się doskonale, że najstraszliwszym potworem w tym potwornym świecie jest, po prostu, człowiek.

Z ulgą jednak odnotowałem fakt, iż nie poczuwszy się oczarowany – nie odczułem też rozczarowania.
„Przysionek wieczności” to całkiem sprawnie napisana książka, w której Autor – na szczęście – z niczym nie przesadza, nie stara się epatować przemocą i nie potrzebuje hektolitrów krwi, bo osiągnąć efekt. Oczywiście czerpie pełnymi garściami, w zasadzie – wyłącznie, z wielekroć sprawdzonych patentów. Niczego nie odkrywa, kroczy wytartymi do połysku ścieżkami gatunkowej konwencji.
Ale całkiem poprawnie zabawia się narracją, dzieląc opowieść na części rozrzucone w różnych planach czasowych.

Rozumiem, że to debiut Autora, więc można tę książkę zaliczyć do grupy takich młodzieńczych wprawek. Może kiedyś powstanie coś mocniejszego?

40/2024
Zachciało mi się sprawdzić, czy tego typu literatura jeszcze na mnie jakoś działa, czy wzbudzi we mnie jakieś emocje. A jeśli tak – to jakie?
Czy będzie to ekscytacja nastolatka, który wieki temu pochłaniał za jednym podejściem pierwsze polskie wydania „Twierdzy” F. Paula Wilsona czy „Manitou” Mastertona?
A może będzie to boomerskie poczucie zażenowania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

39/2024 (audiobook 28/2024)
Motto:
“Spokojnie, zaraz się rozkręci”
(Bolec, “Chłopaki nie płaczą”)

Niestety, nie rozkręciło się.
“Bastard”, jak rozumiem, miał w założeniu być historyczną przygodówką, taką chłopacką powieścią łotrzykowską z akcją osadzoną we wczesnym średniowieczu.
Chyba na założeniu się skończyło, bo pomysłu najwyraźniej zabrakło.

“Bastard” jest książką nudną, nieciekawą oraz infantylną.
Jak na powieść przygodowo-historyczną coś mało w nim przygód, a te, które się bohaterowi przydarzają – są nijakie, nie wzbudzają emocji i nie przykuwają uwagi (zresztą – podobne jak sam bohater…)
Dominuje płycizna i mizeria fabularna. Autor wydaje się mieć tzw. lekkie pióro, ale stylizację językową narracji traktuje tyleż umownie, co swobodnie.

Srogi zawód.
Przebrnąłem przez te uschłe chaszcze, żebyście Wy nie musieli.

Lektor: Jakub Kamieński

39/2024 (audiobook 28/2024)
Motto:
“Spokojnie, zaraz się rozkręci”
(Bolec, “Chłopaki nie płaczą”)

Niestety, nie rozkręciło się.
“Bastard”, jak rozumiem, miał w założeniu być historyczną przygodówką, taką chłopacką powieścią łotrzykowską z akcją osadzoną we wczesnym średniowieczu.
Chyba na założeniu się skończyło, bo pomysłu najwyraźniej zabrakło.

“Bastard” jest książką...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

38/2024 (audiobook 27/2024)
Robert Małecki trzyma poziom: NADAL nie potrafi sprawić, bym polubił Marię Herman i Borewicza Zero Siedem (tego drugiego nawet zdołał mi jeszcze bardziej obrzydzić: skala patologii w jego rodzinie wychodzi tym razem poza skalę), ale też NADAL pozwala mi uważać go za naprawdę świetnego pisarza.

“Zapadlina” - jak to u Małeckiego – to chyba bardziej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym niż kryminał jako taki.
Autor kolejny raz udowadnia, że ma talent w ukazywaniu atmosfery zatęchłej prowincji, w malowaniu lokalnych animozji.
Ów lokalny teatr zdarzeń okazuje się być całkiem dynamiczny, bohaterowie wyraziści, wzbudzający emocje. Nawet podoba mi się, że para głównych postaci to raczej antybohaterowie – z jednej strony próbują naprawiać świat, z drugiej – z premedytacją psują wokół siebie, co się tylko da. Zwłaszcza Borewicz.

Ale przede wszystkim podoba mi się talent narracyjny Małeckiego.
Jego proza jest sugestywna, przykuwająca uwagę, plastyczna.
Autor, co prawda, nie żongluje twistami, ale umie tak poplątać intrygę, że czytelnicza ciekawość nie pozwala przerwać lektury w dowolnym momencie – czego doświadczyłem podczas jazdy na rowerze z audiobookiem w uszach: przejechałem kilka kilometrów więcej, żeby tylko posłuchać, jak potoczyły się wydarzenia.
I to chyba najlepszy komplement dla Autora.

Lektor: Andrzej Ferenc

38/2024 (audiobook 27/2024)
Robert Małecki trzyma poziom: NADAL nie potrafi sprawić, bym polubił Marię Herman i Borewicza Zero Siedem (tego drugiego nawet zdołał mi jeszcze bardziej obrzydzić: skala patologii w jego rodzinie wychodzi tym razem poza skalę), ale też NADAL pozwala mi uważać go za naprawdę świetnego pisarza.

“Zapadlina” - jak to u Małeckiego – to chyba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

37/2024 (audiobook 26/2024)
Motto:
“Bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście”
Laska (“Chłopaki nie płaczą”)

Na pewną konkretną książkę Mieczysława Gorzki czekam szczególnie. Niemniej jednak – na wszystkie pozostałe (no może – przyznaję - poza tymi z rodzaju “horror mystery”) oczekuję z radością psiaka, który czuje, że zbliża się pora spaceru.

Nadkomisarz Zakrzewski powoli staje się dla czytelników i samego Autora tym, kim Ebi Mock stał się dla Marka Krajewskiego i jego miłośników. A że popyt i podaż chadzają w parze – Zakrzewski powrócił, by znów poprowadzić ciekawe śledztwo. No właśnie… Czy ciekawe? W porównaniu do poprzednich jednak… tak średnio ;)

Najnowsza książka z Zakrzewskim w roli głównej przypomina mi ostatni ćwierćfinałowy mecz Barcy z PSG w Lidze Mistrzów: przez pierwszą połowę działo się – uśredniając – niewiele, potem gol przed przerwą, i dopiero w drugiej części meczu strzelanina, szybsze tempo, dynamika skacze, zaczął się futbol miły dla oka.

Summa summarum zatem – mecz wygrany, choć z przewagą tylko jednej bramki. Czepiłem się tej piłkarskiej analogii, bo idealnie odzwierciedla ona moje odczucia po lekturze.
“Nie anioł” (swoją drogą – zgrzyta mi ten tytuł, ale pal licho, licentia poetica w powieści) nie wzbudził we mnie takich emocji, jak pozostałe opowieści o Zakrzewskim. Temperatura spada, obroty zwalniają, tempo może nie siada, ale wyraźnie zwalnia, całość jest bardziej statyczna w porównaniu do poprzednich tomów.
Ale przede wszystkim – spadła jakość twistów, które były/są atutem prozy Autora. Dość powiedzieć, że w połowie lektury takiego “Martwego sadu” byłem już po trzeciej zmianie gaci. Tym razem, w połowie, mogłem zrobić sobie przerwę, żeby wyskoczyć po Johnny`ego Walkera do Żabki na Kruczej.

Mimo wszystko – przypominam: jest to mecz wygrany, a zwycięzców się “nie rozlicza”. ;)
“Nie anioł” to, jak dotąd, najsłabsza książka Mieczysława Gorzki, co w niczym nie zmienia faktu, że jest o nieanielskie niebo lepsza od większości produkcji wypuszczanych przez Jego kolegów i koleżanek po piórze, których nie wymienię z nazwiska, bo się razem publicznie komplementują, selfikują i poklepują po pleckach podczas spotkań na różnych Targach Książki czy innych Festiwalach Kryminału :)

Czekam zatem niczym wspomniany na wstępie psiak na kolejny spacer. Może być z Zakrzewskim :)

A, i na koniec: kilka słów pod adresem wydawcy – Skarpy Warszawskiej. Wasze niechlujstwo wydawnicze jest porażające.
Jest karygodną kompromitacją i naprawdę urąga godności Autora oraz czytelników. Waszą mam gdzieś.
Wszyscy możemy żywić podejrzenie, iż podawane przez Was na okładce nazwiska odpowiedzialne za redakcję i korektę to… jednostki fikcyjne. Bo jeśli nie – oznacza to, iż ktoś pobiera pensję nie wykonując swoich obowiązków.
Wstyd.

Lektor: oczywiście Filip Kosior.

37/2024 (audiobook 26/2024)
Motto:
“Bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście”
Laska (“Chłopaki nie płaczą”)

Na pewną konkretną książkę Mieczysława Gorzki czekam szczególnie. Niemniej jednak – na wszystkie pozostałe (no może – przyznaję - poza tymi z rodzaju “horror mystery”) oczekuję z radością psiaka, który czuje, że zbliża się pora spaceru.

Nadkomisarz Zakrzewski powoli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

36/2024 (audiobook 25/2024)
Dwudziesty czwarty tom opowieści o byłym majorze żandarmerii wojskowej niczym nie odbiega od średniej cyklu: ani nie rozczaruje sympatyków Reachera, ani też niczym nie zachwyci.

Reacher znów, jak to on, trafia mimowolnie w środek soczystej historii i postanawia pewne sprawy wyprostować – łamiąc trochę kończyn. Normalka.
Tym razem bohater wikła się w konflikt interesów dwóch antagonistów. Rządzące miastem dwa gangi: ukraiński i albański zaczynają walkę o wpływy, a rykoszetem obrywają tzw. niewinni ludzie. Reacher, jak wiadomo, wrażliwy jest na krzywdę ludzką, więc bez najmniejszego drżenia powieki fastryguje czoła krzywdzicieli otworami idealnie pasującymi do amunicji kalibru 9 mm.

Fani serii będą zadowoleni, miłośnicy gatunku, którzy zaczną przygodę z Reacherem od tego tytułu – także powinni być ukontentowani.
Ci, którzy poszukują w literaturze ważnych odpowiedzi albo przynajmniej samych ważnych pytań – proszeni są o szukanie ich nadal, w innych miejscach. :)

Lektor: Janusz Zadura

36/2024 (audiobook 25/2024)
Dwudziesty czwarty tom opowieści o byłym majorze żandarmerii wojskowej niczym nie odbiega od średniej cyklu: ani nie rozczaruje sympatyków Reachera, ani też niczym nie zachwyci.

Reacher znów, jak to on, trafia mimowolnie w środek soczystej historii i postanawia pewne sprawy wyprostować – łamiąc trochę kończyn. Normalka.
Tym razem bohater wikła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

35/2024
Ryszard Marek Groński to – niesłusznie – zapomniany już chyba nieco (a może nawet całkiem) człowiek wielu talentów: dziennikarz, pisarz (dla dzieci i tzw. dorosłych), poeta, satyryk.
Dla mojego pokolenia, które jeszcze pamięta – Groński to przede wszystkim satyryk.

Dlatego, kiedy kilka dni temu uratowałem z osiedlowego śmietnika (dosłownie!) kilka książek, wśród nich Grońskiego, z wielkim sentymentem – ale i głodem poznawczym – przesunąłem tom jego tekstów na czoło kolejki książek do przeczytania.

“Satyra kłamie!” to zbiór tekstów krótkich i króciutkich, satyr, ballad, piosenek oraz monologów powstałych w latach siedemdziesiątych oraz w początkach ósmej dekady.
Posiadłem wydanie z roku 1983 (nie wiem, czy były wznowienia), z ilustracjami samego Andrzeja Czeczota.

Oprócz niewątpliwych walorów artystycznych – zebrane tu teksty mają wielką wartość historyczną: dokumentują ówczesną sytuację społeczno-polityczną. Autor często wyśmiewa konkretne osoby – bohaterów tamtych czasów. A ja musiałem często “guglować”, gdyż nie wszystkie nazwiska i fakty z nimi związane przechowałem w pamięci czy wiedzy.
Część z tych krótkich form straciła swą aktualność, z uwagi na silne osadzenie w słusznie minionym ustroju, ale inna ich część – z uwagi na uniwersalność pewnych procesów historyczno-politycznych jest aktualna do dziś lub nabrała nowej aktualności, zwłaszcza w kontekście równie słusznie minionej, ośmioletniej, PiSlamskiej okupacji kraju.

Lektura tego zbioru upewniła mnie tylko w przekonaniu, że Groński to autor stojący w jednym rzędzie ze współczesnymi sobie tzw. wielkimi nazwiskami, nie ustępujący nikomu z nich sprawnością w operowaniu słowem, bystrością spostrzeżeń, ostrością sarkazmu, wnikliwością obserwacji szczegółów, jak i całych procesów społecznych.

Ot, malutka próbka talentu Grońskiego (z tych aktualnych!):

AKTUALIA
*
Kariery najbardziej ponure
Tych, co staczali się…
Pod górę.

*
Prawdziwych nieprzyjaciół
Poznaje się w biedzie.
Wstyd kopać leżącego,
Co powinien siedzieć!

35/2024
Ryszard Marek Groński to – niesłusznie – zapomniany już chyba nieco (a może nawet całkiem) człowiek wielu talentów: dziennikarz, pisarz (dla dzieci i tzw. dorosłych), poeta, satyryk.
Dla mojego pokolenia, które jeszcze pamięta – Groński to przede wszystkim satyryk.

Dlatego, kiedy kilka dni temu uratowałem z osiedlowego śmietnika (dosłownie!) kilka książek, wśród...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

34/2024 (audiobook 24/2024)
Czwarty tom iście monstrualnego cyklu Wegnera idealnie skupia w sobie wszystko to, za co podziwiam prozę Autora oraz wszystko to, co mnie w niej irytuje i coraz bardziej zniechęca do kontynuowania tej przygody.
Czyli – przypomnę to czwarty raz – niesamowita, nieprawdopodobna wręcz, wyobraźnia Autora oraz inwencja w kreowaniu imponującego uniwersum. Z drugiej strony: równie “niesamowity” przerost… treści nad formą.
Autor ewidentnie zmaga się z chorobliwą gigantomanią, co zarówno przeszkadza czytelnikowi w lekturze, jak i – niestety – działa na szkodę tego zjawiskowego świata wyobraźni.
Książki Wegnera są jak rozbudowane, wielominutowe solówki gitarowe Johna Petrucciego: z czasem człowiek, mimowolnie, przestaje jej słuchać, a poprzestaje jeno na słyszeniu.
(Bo pomiędzy słuchaniem a słyszeniem jest wielka różnica – gdyby ktoś nie wiedział.)

“Pamięć wszystkich słów” to chyba, jak dotąd, najbardziej rozwlekła, chaotyczna część cyklu.
Nudzą i nużą potworne dłużyzny, ciągnące się niczym bezkresne, azjatyckie stepy. Okresowo zamiera akcja, grzęznąc w niekończących się dialogach…
Wielokrotnie gubiłem wątek, “przysypiając” w trakcie, niejeden raz bezwiednie odpływałem myślami i musiałem wracać, cofać się w opowieści, by odnaleźć nić narracji. Mnogość wątków, postaci – ludzi, nieludzi, półbogów, bogów, magów – wszystko to Autor serwuje w takim stężeniu, że staje się to naprawdę niestrawne.
Jestem głęboko przekonany, iż gdybym zapytał osoby przyznające tej powieści notę 10 “o czym jest ta książka” – otrzymałbym tylko jakieś zdawkowe, ogólne odpowiedzi.
Co więcej – nie jestem przekonany, czy sam Autor wie, o czym napisał książkę ;)

Biję się z myślami, ale chyba dam sobie spokój z resztą cyklu.
Każda z tych cegłówek liczy ponad siedemset stron – co przekłada się na konkretną wartość poświęconego im czasu.
A nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż mogę ten czas wykorzystać lepiej, czytając inne książki.

Lektor: Filip Kosior

34/2024 (audiobook 24/2024)
Czwarty tom iście monstrualnego cyklu Wegnera idealnie skupia w sobie wszystko to, za co podziwiam prozę Autora oraz wszystko to, co mnie w niej irytuje i coraz bardziej zniechęca do kontynuowania tej przygody.
Czyli – przypomnę to czwarty raz – niesamowita, nieprawdopodobna wręcz, wyobraźnia Autora oraz inwencja w kreowaniu imponującego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

33/2024 (audiobook 23/2024)
Kontrowersyjna publikacja.
W zasadzie jedyna pewna rzecz, jaką można ustalić ponad wszelką wątpliwość to… autentyczność autora, który po kilkudziesięciu latach postanowił spisać swoje wspomnienia.
Będąc tytułowym żołnierzem Armii Krajowej wykonującym obowiązki egzekutora – rzuca on ciekawe i rzadkie spojrzenie na ten konkretny sposób walki z szeroko pojętymi “wrogami Ojczyzny”.
Gdyby to była powieść oparta na losach samego Autora lub jego towarzyszy z podobnych jednostek likwidacyjnych – czytałoby się taką rzecz bez presji, poddając się tylko emocjom wynikającym z ewentualnej sprawności narracyjnej opowiadającego.
Stety/niestety – wydawnictwo to przedstawiane jest czytelnikowi jako prawdziwy zapis autentycznych wydarzeń, zatem podane jest na prawach dziennika, pamiętnika czy autobiografii.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt (tutaj ukłon w stronę wydawcy, który nie chował głowy w piasek), że drugą część tej publikacji stanowi swoista errata, w której historycy oraz świadkowie tamtych wydarzeń poddają w wątpliwość szereg relacji Autora lub też otwarcie je kwestionują, udowadniając eufemistycznie rzecz ujmując, mijanie się z prawdą przez Autora.
Pytaniem bez odpowiedzi pozostanie, czy owe, nazwijmy to, nieścisłości, wynikają z czysto ludzkiej omylności, zrozumiałych po tylu latach lukach w pamięci czy też są – z jakiegoś powodu – świadomym zabiegiem, np. czysto literackim – aby w osobie jednego bohatera skupić losy kilku innych osób.

Do tego typu publikacji należy zawsze podchodzić z dystansem, ostrożnie, mając świadomość, iż pamięć ludzka bywa zawodna i po kilkudziesięciu latach uczestnicy pewnych wydarzeń spoglądają w przeszłość już przez szereg “filtrów”, mając skłonność uzupełniania pamięciowych luk relacjami czy wspomnieniami, które uznali za własne.

Lektorzy: Andrzej Warcaba, Piotr Warszawski

33/2024 (audiobook 23/2024)
Kontrowersyjna publikacja.
W zasadzie jedyna pewna rzecz, jaką można ustalić ponad wszelką wątpliwość to… autentyczność autora, który po kilkudziesięciu latach postanowił spisać swoje wspomnienia.
Będąc tytułowym żołnierzem Armii Krajowej wykonującym obowiązki egzekutora – rzuca on ciekawe i rzadkie spojrzenie na ten konkretny sposób walki z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Miasto nad Odrą Mariusz Kotkowski, Tomasz Sielicki
Ocena 8,0
Miasto nad Odrą Mariusz Kotkowski, ...

Na półkach: ,

32/2024
Jedna z najbogatszych poznawczo publikacji na temat historii Wrocławia, jakie posiadam w swoich zbiorach.
Autorzy wykorzystują genialny w swej prostocie pomysł – czyniąc Odrę pretekstem do opowieści o mieście oraz jego związkach z rzeką na przestrzeni wieków.

Kilkadziesiąt pocztówek z początków wieku XX obrazujących konkretne miejsca – i niekiedy wydarzenia – stanowi ilustrację dla osobnych gawęd. Całość tej opowieści została podzielona na osobne części – poznajemy historię wrocławskich wysp odrzańskich, ważnych budowli położonych nad Odrą, młynów miejskich, zakładów gospodarki komunalnej oraz przemysłowych ulokowanych nad wodą, miejskich portów i stoczni.
Ostatnim rozdział Autorzy poświęcają relacjom z powodzi, jakie nawiedziły miasto w początku minionego wieku – jako weteran “powodzi tysiąclecia” z roku 1997 czytałem o tym z niejakim wzruszeniem dostrzegając moc analogii i uniwersalnych postaw ludzkich w obliczu klęski żywiołowej.

Dla mieszkańców Wrocławia zainteresowanych historią miasta będzie to wspaniały przewodnik po dawnych wiekach, dzięki któremu poznają sporo faktów oraz frapujących ciekawostek.
Zwłaszcza kiedy dotyczą one miejsc, które całkowicie zmieniły swój charakter: gdzie dawna zabudowa już nie istnieje, gdzie zniknęły ważne lub charakterystyczne punkty na przedwojennej mapie miasta.

Walorem tego wydawnictwa są bez wątpienia szczegółowe i wielkoformatowe reprodukcje, dzięki czemu poszczególne kadry można niemal kontemplować :)

32/2024
Jedna z najbogatszych poznawczo publikacji na temat historii Wrocławia, jakie posiadam w swoich zbiorach.
Autorzy wykorzystują genialny w swej prostocie pomysł – czyniąc Odrę pretekstem do opowieści o mieście oraz jego związkach z rzeką na przestrzeni wieków.

Kilkadziesiąt pocztówek z początków wieku XX obrazujących konkretne miejsca – i niekiedy wydarzenia –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

31/2024 (audiobook 22/2024)
Pięcioletni okres funkcjonowania “miejsca odosobnienia” w Berezie Kartuskiej to dziś biała, nieco tylko poszarzała, plama na polskiej historii. W dobie postępującego nacjonalizmu objawiającego się patopatriotyzmem węszącym wszędzie antypolskie akcenty – temat to niewygodny, będący nie tyle kamykiem co gwoździem w bucie maszerującego hardo narodowca.
Bo jakże tu przyznać, że i my, Polacy, mamy w swym historycznym curriculum vitae “osiągniecia”, którymi moglibyśmy szczerze zaimponować siepaczom stalinowskim lub hitlerowskim oprawcom...

Bereza Kartuska to temat w zasadzie nieistniejący w dydaktyce szkolnej. Na żadnym szczeblu edukacji – uczeń nie dowie się ani o istnieniu, ani charakterze funkcjonowania sanacyjnej katowni.
Szybkie rozpoznanie w najbliższym i nieco dalszym otoczeniu, dokonane w trakcie tej lektury – upewniło mnie, że świadomość czy wiedza na temat Berezy nie istnieje, jest praktycznie zerowa.
Dlatego publikacje takie, jak ta – zyskują niemal z miejsca status bezcennych.

Wojciech Lada ujmuje temat kompleksowo: kreśli tło historyczno-polityczne lat trzydziestych, omawia genezę powstania więzienia-obozu w Brezie, przedstawia zasady osadzania aresztowanych, szokujące warunki w jakich ich przetrzymywano, ujawnia cały terrorystyczny system traktowania więźniów, demaskuje iście sadystyczne zachowania zwyrodnialców decydujących na co dzień o życiu lub śmierci osób przetrzymywanych w Berezie - bez sądu i wyroku.

Ten ostatni aspekt historii – owe zachowania kadry zarządzającej – to najbardziej szokujący materiał tej publikacji.
Autor przybliża sylwetki osób odpowiedzialnych za powstanie i funkcjonowania Berezy – od samego Piłsudskiego, poprzez premiera i wojewodę (zwłaszcza Wacława Biernackiego, ps. “Kostek” - marszałkowego cyngla, odrażającą kreaturę, przed którą w swoim czasie drżała cała Polska), po szeregowych psychopatów pełniących codzienne obowiązki z pałą w ręku, zabawiających się zdrowiem ludzkim poprzez urządzanie “wyścigów rydwanów”, nakazywanie poruszania się “kaczym chodem”, zapewnianie braku snu. A to tylko kilka z dziesiątek ich pomysłów na “umilenie” pobytu osadzonym.
Miarą potworności tego miejsca jest fakt, iż nie można rzec, że w Berezie się siedziało. Nie, nie siedziało się, obowiązywał zakaz siedzenia i leżenia, a nawet chodzenia – należało biegać.
Bilans ofiar tego makabrycznego miejsca jest niemożliwy do ustalenia, zarówno ze względu na brak wrażliwej dokumentacji, jak i na zgony odłożone w czasie, czyli śmierci na wolności będące wynikiem utraconego w Berezie zdrowia.

Cieszy mnie, że w przestrzeni kultury pojawiają się produkcje podejmujące trudne, bolesne i kontrowersyjne tematy, czego przykładem film “Biała odwaga” dotykający drażliwej kwestii goralenvolk (filmu jeszcze nie widziałem, póki co – doceniam sam fakt). Uważam, że kolejnym takim obrazem powinien być szczery do bólu film na temat Berezy Kartuskiej, udowadniający, iż pewne mechanizmy zdobywania a zwłaszcza utrzymywania władzy są uniwersalne i każdy system zdolny posunąć się do zbrodniczej działalności w imię obrony własnych interesów.
A od załogi więzienia w Berezie naprawdę wiele mogliby się nauczyć mołojcy z Łubianki, czy chojracy z Mauthausen.

Lektor: Marek Głuszczak

31/2024 (audiobook 22/2024)
Pięcioletni okres funkcjonowania “miejsca odosobnienia” w Berezie Kartuskiej to dziś biała, nieco tylko poszarzała, plama na polskiej historii. W dobie postępującego nacjonalizmu objawiającego się patopatriotyzmem węszącym wszędzie antypolskie akcenty – temat to niewygodny, będący nie tyle kamykiem co gwoździem w bucie maszerującego hardo...

więcej Pokaż mimo to