rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Chyba najbardziej przekombinowana część cyklu. Ja naprawdę rozumiem, że z racji obranej konwencji w książkach o Chyłce i Zordonie musi się sporo dziać, ale przy setnym zwrocie akcji czytelnikowi zwyczajnie nie chce się głowić nad tym, jakie jest rozwiązanie. Na ten motyw z bliźniaczkam można wpaść już wtedy, gdy Kormak tłumaczy, że zdjęcie zostało wykonane po śmierci ofiary. Nie podoba mi się też to, jak autor traktuje Chyłkę i Zordona. Nie mają lekko, ale co z tego, skoro niedługo potem wracają do punktu wyjścia? Chyłka w ciąży - dziecko ginie. Chyłka oblana kwasem - blizna, która jej została jest już prawie niewidoczna. Zordon trafia do więzienia - w pierwszej połowie następnej książki z niego wychodzi, a jego odsiadka ma znikomy wpływ na dalszą fabułę. Jaki sens ma wstawianie kolejnego szokującego wydarzenia na koniec, skoro w następnej części rozwiązuje się je w bardzo prosty sposób albo spłyca, a Zordon i Chyłka (zwłaszcza Chyłka) szybko dochodzą do siebie i są praktycznie w tym samym miejscu, co na początku cyklu? Pytam, bo mam przeczucie, że cliffhanger z tej części (oprócz bycia jednym z najgłupszych sposobów na to, by znowu odwlec moment w którym nasza para prawników wreszcie skonsumuje swój związek), zostanie rozwiązany w kolejnej prostym "jednak nie jestem chora" albo "jednak w cudowny sposób ozdrowiałam". No błagam, z niezłego sensacyjniaka zaczyna się robić telenowela. Panie Remigiuszu, niech pan wydaje nawet o połowę mniej książek rocznie, a poświęci im więcej czasu, bo ma pan zwyczajnie za dużo dobrych pomysłów, żeby je marnować w ten sposób. Ja poczekam, myślę że inni czytelnicy też.
PS Miały być cztery gwiazdki, ale że riposty Chyłki śmieszyły mnie tu chyba najbardziej ze wszystkich części cyklu, to dodałam jeszcze jedną.

Chyba najbardziej przekombinowana część cyklu. Ja naprawdę rozumiem, że z racji obranej konwencji w książkach o Chyłce i Zordonie musi się sporo dziać, ale przy setnym zwrocie akcji czytelnikowi zwyczajnie nie chce się głowić nad tym, jakie jest rozwiązanie. Na ten motyw z bliźniaczkam można wpaść już wtedy, gdy Kormak tłumaczy, że zdjęcie zostało wykonane po śmierci...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka posiada wszystkie konieczne cechy dobrego thrillera/kryminału: ciekawego głównego bohatera, galopujące wręcz tempo (przez które na koniec pojawia się uczucie: co? to już? koniec?) oraz bardzo zgrabnie poprowadzony wątek zabójstw. Oprócz tego mamy tu dwie rzeczy, które czynią Chemię Śmierci tak interesującą i wyjątkową pozycją: naturalizm, zwłaszcza przy scenach opisywania zwłok i całego procesu pracy z nimi, co rzadko pojawia się w podobnych pozycjach (a jeżeli to w dość nieporadny sposób), a niewątpliwie jest interesujące i nadaje całej historii realizmu. Drugą rzeczą jest wpisująca się w cały realizm atmosfera małego miasta, siedliska zawiści, fałszu i nieufności, przede wszystkim wobec obcych, ale i nierzadko również wobec sąsiadów.

Tylko trochę szkoda, że domyśliłam się, że to Henry maczał palce w całej historii (choć przyznaję, przez moment straciłam wiarę w to, że to on). A generalnie mam problem ze wskazaniem morderców w kryminałach. Można się też przyczepić do tego, że scena rozmowy Davida z Henrym jest zdecydowanie za krótka.

Pomimo tego bardzo polecam przeczytać, chociażby dla wspomnianych wcześniej barwnych opisów pracy antropologa sądowego.

Książka posiada wszystkie konieczne cechy dobrego thrillera/kryminału: ciekawego głównego bohatera, galopujące wręcz tempo (przez które na koniec pojawia się uczucie: co? to już? koniec?) oraz bardzo zgrabnie poprowadzony wątek zabójstw. Oprócz tego mamy tu dwie rzeczy, które czynią Chemię Śmierci tak interesującą i wyjątkową pozycją: naturalizm, zwłaszcza przy scenach...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jedna z nielicznych książek którą przeczytałam po raz pierwszy kiedy byłam dużo młodsza i podobają mi się do tej pory. Ludzcy bohaterowie, ludzka historia, wcale nie tak banalna jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Kicia momentami jest wkurzająca, czasami zachowuje się irracjonalnie, ale można się z nią identyfikować (nawet jeżeli nigdy nie było się zakochanym nieszczęśliwie). A to wszystko bardzo zgrabnie oparte o psychologię. Język powieści jest lekki, nawet bardzo (w końcu targetem jest dorastająca młodzież), ale przy tym też nie razi potocznością czy dziwnymi zwrotami, potrafiącymi nie raz odebrać przyjemność czytelnikowi (pozdrawiam panią Katarzynę Berenikę Miszczuk, która w tym arcymistrzynią). Polecam wszystkim szukającym młodzieżówki napisanym prostym językiem, a jej treść nie opiera się o rozterki bezpłciowej bohaterki nad tym, którego chłopaka wybrać.

Jedna z nielicznych książek którą przeczytałam po raz pierwszy kiedy byłam dużo młodsza i podobają mi się do tej pory. Ludzcy bohaterowie, ludzka historia, wcale nie tak banalna jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Kicia momentami jest wkurzająca, czasami zachowuje się irracjonalnie, ale można się z nią identyfikować (nawet jeżeli nigdy nie było się zakochanym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dla kogoś, kto regularnie czytuje bloga Anwen (np. mnie) ta książka to nic odkrywczego, usystematyzowane i skompensowane treści, które na tymże blogu są zawarte. Dla początkujących włosomaniaczek może być jednak dobrym wstępem do zdobywania/poszerzania wiedzy na temat pielęgnacji włosów.

Dla kogoś, kto regularnie czytuje bloga Anwen (np. mnie) ta książka to nic odkrywczego, usystematyzowane i skompensowane treści, które na tymże blogu są zawarte. Dla początkujących włosomaniaczek może być jednak dobrym wstępem do zdobywania/poszerzania wiedzy na temat pielęgnacji włosów.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z najpiękniejszych kobiecych kreacji w literaturze. Jeden z najbardziej przejmujących wątków romantycznych. Doskonale nakreślone tło historyczne. Wciągająca, szybko się czyta. Czego chcieć więcej?

Jedna z najpiękniejszych kobiecych kreacji w literaturze. Jeden z najbardziej przejmujących wątków romantycznych. Doskonale nakreślone tło historyczne. Wciągająca, szybko się czyta. Czego chcieć więcej?

Pokaż mimo to


Na półkach:

Matko boska, co za klimat. Nie uświadczysz w żadnej innej książce.

Matko boska, co za klimat. Nie uświadczysz w żadnej innej książce.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie rozumiem zachwytów nad tą książką. Spodobało mi się wykorzystanie elementów historii i poezji Edgara Allana Poe, ale nic poza tym. Isobel strasznie mnie denerwowała, o Varenie nie wspominając. Jedynie Gwen jest postacią, którą naprawdę polubiłam. Końcówka jest strasznie chaotyczna - musiałam ją przeczytać kilka razy, aby cokolwiek zrozumieć. I nadal do końca mi się to nie udało. Ale kolejną część przeczytam, z czystej ciekawości.

Nie rozumiem zachwytów nad tą książką. Spodobało mi się wykorzystanie elementów historii i poezji Edgara Allana Poe, ale nic poza tym. Isobel strasznie mnie denerwowała, o Varenie nie wspominając. Jedynie Gwen jest postacią, którą naprawdę polubiłam. Końcówka jest strasznie chaotyczna - musiałam ją przeczytać kilka razy, aby cokolwiek zrozumieć. I nadal do końca mi się to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piękna okładka. I niewiele poza tym.

Piękna okładka. I niewiele poza tym.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To już ostatnia część trylogii, na którą czekałam z utęsknieniem, gdyż strasznie ciekawiło mnie to, jak Katarzyna Berenika Miszczuk zwieńczy serię. Byłam autentycznie zachwycona pierwszą częścią. Mimo iż nie była może to literatura wysokich lotów, to spodobała mi się – zabawna, intrygująca i w dodatku napisana przez polską autorkę - idealna na nudny, pochmurny wieczór. Druga część zadowalająco trzymała poziom części pierwszej. Potępiona jest jednak o wiele gorsza od swoich poprzedniczek. Pozwolę sobie jeszcze napomknąć na marginesie, że cała trylogia ma ohydne okładki. Przepraszam. Nie mogłam się powstrzymać.

Największym zarzutem wobec Potępionej jest język autorki. Lekki, ale bardzo potoczny, w dodatku przeplatany dziwnie gryzącymi się z nim wypowiedziami (głównie Achillesa) przepełnionymi archaizmami. Od samego początku narracja była wyjątkowo irytująca. Czytając niektóre opisy czy dialogi miałam niekiedy ochotę rzucić książką i zamordować panią Miszczuk. Teksty typu: ,,Boże, aleś Ty seksowna” czy setny raz ten sam opis Beletha ,,włosy czarne, że aż granatowe” ,,seksowny płomień Boga” sprawiały, że uśmiechałam się ironicznie bądź ukrywałam twarz w dłoniach. Pokazywały jedynie braki w słownictwie pani Miszczuk. Musiałam jeszcze raz sprawdzić, czy ma ona aby na pewno 24 lata, bo książka absolutnie na to nie wskazywała.

Niestety, to nie jedyny wielki minus powieści. Akcja, dotychczas wartka i wciągająca, nie była zbyt przemyślana, a zakończenie (wyłączając epilog) do bólu przewidywalne. Tartar został przedstawiony dosyć ciekawie (co prawda, nie przypadł mi bardzo do gustu pomysł z wyjściem z niego). Nie ma się co rozwodzić, tło powieści jest dobre, pomysł na fabułę także i tego nie można zarzucić pani Miszczuk. Widać, że jej wiedza jest całkiem spora. Spodobało mi się czerpanie garściami z historii świata. Szkoda, że wiele ciekawych pomysłów nie zostało rozwiniętych, pomimo sprzyjających warunków.

Co mnie przyprawiło o największe zawroty głowy? Beleth. On i Azazel byli moimi ulubionymi postaciami trylogii. W Potępionej Beleth zmienił się w całkowicie innego diabła/ifrita. Stał się ckliwy, nudny i plastikowy jak Ken od lalki Barbie. Przystojny facet z wyjątkowo małym mózgiem, nie pociągający do bólu męski diabeł. Strasznie mnie to zabolało, że można coś takiego zrobić Belethowi. Azazel na szczęście pozostał Azazelem - diaboliczny, podstępny, niebezpieczny i postrzelony. Duet Lucyfer i Gabriel też jak najbardziej udany. Ku mojemu przerażeniu ,,Piotruś" musiał dorzucić swoje trzy grosze. Choć muszę przyznać, że jego wizerunek odrobinę się polepszył po lekturze Potępionej, co nie znaczy, że go polubiłam (broń Boże). Jeżeli chodzi o nowe postacie - nic godnego zainteresowania. Płakać mi się chciało, gdy pani Miszczuk dosłownie gwałciła słowami wizerunki takich postaci jak Hitler, Neron czy Elżbieta Batory, czyniąc je płaskimi wypełniaczami przestrzeni. A główna bohaterka to nadal dla mnie dno wszystkich den - wyjątkowo infantylna, niezrównoważona psychicznie i płytka.

Wątek miłosny także mnie zawiódł. Miały być fajerwerki, fascynacja i pożądanie. Wyszło nijako. Po prostu kiepsko.

Ocenę książki podnosi znacznie pomysł, znakomity epilog (który pokazuje, że pani Miszczuk może pisać bez kaleczenia ojczystego języka) i kilka interesujących postaci. Czy poleciłabym książkę? Możliwe. Wbrew pozorom nie byłaby taka zła, gdyby pisarka nie wywoływała u mnie uczucia żenady średnio co trzy minuty i nie zmieniła Beletha w łagodnego pieska na smyczy Wiktorii. Dla fanów pozycja obowiązkowa. Dla innych niekoniecznie. Choć mam dopiero 16 lat to mam dziwne wrażenie, że wyrosłam z tak pisanych książek.

''Ja Potępiona" jest może pozycją pełną wad, ale też i kilku zalet. Mimo negatywnej oceny nie uważam czasu poświęconej jej za zmarnowany. Czemu więc pozostał po niej dziwny niesmak?

To już ostatnia część trylogii, na którą czekałam z utęsknieniem, gdyż strasznie ciekawiło mnie to, jak Katarzyna Berenika Miszczuk zwieńczy serię. Byłam autentycznie zachwycona pierwszą częścią. Mimo iż nie była może to literatura wysokich lotów, to spodobała mi się – zabawna, intrygująca i w dodatku napisana przez polską autorkę - idealna na nudny, pochmurny wieczór....

więcej Pokaż mimo to