-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
2013-08-21
2013-06-16
2012-12-11
Są takie książki, które nie wiadomo dlaczego przypadają nam w nasze czytelnicze gusta i na długo zapadają w pamięć. Nie spełniają one wszystkich kryteriów pozycji pod każdym względem idealnych, lecz mimo wszystko i tak zaprzątają nam głowę i nie dają o sobie zapomnieć. Odpowiada za to ich specyficzność, wielowątkowość i oryginalność. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że "Cień wiatru" autorstwa Carlosa Ruiza Zafóna należy właśnie do takich lektur.
Pewnego ponurego ranka 1945 roku, dziesięcioletni Daniel Sempere prowadzony jest przez swojego ojca, księgarza i antykwariusza ku tajemniczemu miejscu, zwanym Cmentarzem Zapomnianych Książek. Ma za zadanie wybrać z pośród dziesiątek tysięcy wolumenów jedną z nich, a tym samym ocalić ją od zapomnienia. Jego wybór pada na "Cień wiatru" autorstwa nikomu nieznanego powieściopisarza Juliana Caraxa. Zauroczony książką Daniel postanawia dowiedzieć się czegoś więcej o autorze, nie podejrzewając, że zagłębia się w przygodę, która zmieni całe jego życie.
Pierwszą, najważniejszą rzeczą, o której muszę wspomnieć na samym początku a zarazem pochwalić po raz kolejny, jest bogaty i barwny język pisarza. To, z jaką precyzją kreśli każdego bohatera nadając mu własne, niepowtarzalne cechy i wyróżniając go na tle innych oraz z wielką dokładnością opisuje miejsca jest po prostu niesamowite. I mimo że książkę można by skrócić o jedną trzecią, a i tak nie straciłaby przy tym na wartości, to warto poświęcić trochę czasu, by przeczytać to tomiszcze i tym samym poczuć ten mroczny, barceloński klimat podróżując wąskimi uliczkami miasta.
Wiele osób pisze, że nie skończyło czytać powieści ze względu na jej objętość i zerową akcję. W tym przypadku mają trochę racji - ja również przyłapywałam się na nerwowym zerkaniu na liczbę strony, którą czytałam. I racja, z początku dzieje się naprawdę niewiele, dopiero pod koniec akcja galopuje, a my otrzymujemy ogromną dawkę emocji. Właśnie - z żadnym pisarzem, który w taki sposób gra na emocjach czytelnika, chyba jeszcze się nie spotkałam. W jednej chwili uśmiech nie schodzi z naszych twarzy, by w kolejnej oczy przeszły nam łzami.
Co więcej mogę powiedzieć? Styl pisarski autora jest bardzo specyficzny, w ogóle pan Zafón to jeden z nielicznych współczesnych pisarzy piszących "po staremu". Jeśli czytaliście choć jedną książkę napisaną kilkadziesiąt lat wcześniej, to powinniście wiedzieć, o czym mówię. Ten rzadko spotykany talent do stawiania obrazów z książki przed oczami czytelnika, wgłębianie w klimat od pierwszych stron i płynny język - opinie na temat twórczości tego pisarza są podzielone. Tylko od Was zależy, czy ulegniecie i pozwolicie przenieść się do magicznej Barcelony ubiegłego wieku i odkryć jej tajemnice.
Są takie książki, które nie wiadomo dlaczego przypadają nam w nasze czytelnicze gusta i na długo zapadają w pamięć. Nie spełniają one wszystkich kryteriów pozycji pod każdym względem idealnych, lecz mimo wszystko i tak zaprzątają nam głowę i nie dają o sobie zapomnieć. Odpowiada za to ich specyficzność, wielowątkowość i oryginalność. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-09-29
Z dniem dzisiejszym moja przygoda z "Igrzyskami Śmierci" dobiegła końca. Czuję się zupełnie tak, jak po przeczytaniu ostatniej części przygód Harry'ego Pottera. Taka dziwna pustka. Skończyło się - już nigdy nie będę miała przyjemności dowiadywać się jak toczą się dalsze losy Katniss, Peety i Gale'a. Niby książki będą sobie leżeć grzecznie na półce, ale co z tego? Nawet jak zacznę czytać całą serię po raz drugi, to już nie będzie to samo. Przecież będę wiedziała co będzie dalej, jak się to wszystko zakończy...
Siedemnastoletnia Katniss wraz z matką i siostrą przeprowadza się to Trzynastki - dystryktu, który rzekomo nie przetrwał, tuż po tym, jak władze Kapitolu prawie doszczętnie zniszczyły jej dom rodzinny. Mimo początkowej niechęci zgadza się zostać Kosogłosem - symbolem oporu przeciw kapitolińskiemu tyranowi. Trzynastka sprawnie przygotowuje się na ostateczne rozprawienie się z okrutną władzą, lecz zadanie nie jest proste. Jaką cenę przyjdzie im za to zapłacić?
Czy ostatnia część trylogii dorównuje swoim dwóm poprzedniczkom? Jedni mówią, że to najlepsza, drudzy, że najgorsza część cyklu. Mojej opinii nie mogę przyporządkować ani do pierwszego, ani drugiego stwierdzenia. Dlaczego?
Powiem tak: spodziewałam się czegoś nowego, lepszego, jakiegoś powiewu świeżości. Liczyłam, że nie będę mogła się oderwać, tak jak to było przy pierwszej i drugiej części, a pani Collins zarówno fabułą jak i nagłymi zwrotami akcji wbije mnie w fotel. I rzeczywiście tak było, tyle że dopiero od ¾ części książki.
Początek jak początek - trzeba się było rozeznać, dowiedzieć się co nastąpiło po Ćwierćwieczu Poskromienia, poznać nowych bohaterów. Może to tylko ja taka niecierpliwa jestem, że najchętniej przerzuciłabym na ostatnią stronę i czytała od tyłu? Tymczasem czytałam i czytałam, aż powoli zaczęłam dochodzić do wniosku, że pani Suzanne skończyły się pomysły i pisze, byleby jakoś trylogię zakończyć. Na szczęście w porę akcja przeniosła się do Kapitolu.
Bohaterowie...Tu jestem trochę na autorkę najprościej mówiąc: wkurzona. Nie dość, że uśmierciła trzech z moich czterech ulubionych bohaterów (mimo że jakieś 90% z Was i tak już "Kosogłosa" ma za sobą i tak nie zdradzę o kogo mi dokładnie chodzi, by nie psuć tej "niespodzianki" tym, którzy jeszcze się z nią nie zapoznali), to jeszcze w taki sposób potraktowała Peetę...Ale cóż - ten tragiczny wątek też swoje miejsce gdzieś musi znaleźć. A żeby nie było, że wytykam same negatywy - po raz kolejny chwalę bogaty język pisarki i to, że nie zapomniała o pewnych życiowych wartościach, jakimi są przyjaźń czy miłość. Swoim stylem sprawiła, że mimo niektórych nużących momentów, książki i tak nie chciało się zamykać.
Podsumowując: czuję pewien niedosyt i to muszę przyznać. Trzecia część ma swoje lepsze i gorsze momenty, ale tragicznie nie było. Momentami "Kosogłos" przypominał mi "Insygnia śmierci" - ostatnią część Harry'ego Pottera. Dobro. Zło. Walka. Poświęcenie. Nawet ten epilog, gdzie główni bohaterowie przedstawieni są jako dorośli już ludzie. Nie mam tu zamiaru nikogo oskarżać ani porównywać, co to, to nie. Z czystym sumieniem mogę jednak umieścić magiczny świat wykreowany przez panią Collins zaraz za fenomenem pani Rowling na liście tych najważniejszych cykli. Cykli, do których często będzie się wracać i o których po prostu się nie zapomina.
Z dniem dzisiejszym moja przygoda z "Igrzyskami Śmierci" dobiegła końca. Czuję się zupełnie tak, jak po przeczytaniu ostatniej części przygód Harry'ego Pottera. Taka dziwna pustka. Skończyło się - już nigdy nie będę miała przyjemności dowiadywać się jak toczą się dalsze losy Katniss, Peety i Gale'a. Niby książki będą sobie leżeć grzecznie na półce, ale co z tego? Nawet jak...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jako że nie jestem fanką książek pisanych w narracji pierwszoosobowej, a co dopiero czasie teraźniejszym, minęło kilka dobrych dni, zanim ponownie wzięłam ją do ręki. Musiałam jednak sama się przekonać co tak przyciąga innych do tej książki i czy rzeczywiście jest taka dobra jak głosiły opinie zamieszczone w Internecie, z tyłu książki oraz mojej dobrej koleżanki, która dzień po przeczytaniu przyniosła ją do szkoły i niemalże wcisnęła do rąk. Już po pierwszym rozdziale zrozumiałam, dlaczego autorka pisała książkę w taki a nie inny sposób - by w pełni ją poznać inaczej się po prostu nie dało.
Od pierwszych stron utożsamiamy się z główną bohaterką Katniss Everdeen, która po tragicznej śmierci ojca musi podjąć się kolejnego obowiązku - opieki nad chorą matką i młodszą siostrą. Również z jej punktu widzenia możemy bliżej przyjrzeć się sylwetkom jej członków rodziny i znajomych, oraz w dokładny sposób poznać Kapitol i otaczających go dwanaście dystryktów.
Autorka postawiła na oryginalność pokazując nam niezwykły, a zarazem okrutny kraj Panem rządzący przez bezwstydnych obywateli, którzy śmierć i cierpienie innych traktują jako wspaniałą rozrywkę.
Od książki (przynajmniej w moim przypadku) nie mogłam się ani na chwilę oderwać. Być może sprawiło to sprytnie wymyślone zakończenie każdego rozdziału, gdy ciekawość czytelnika co wydarzy się za moment sięgała zenitu, tak więc nie można jej było odłożyć bez dokładnego zapoznania się z kolejnym. Którego bohatera polubiłam najbardziej? Bez wątpienia Katniss, która za wszelką cenę starała się utrzymać najbliższych przy życiu, jak również Cinnę, od którego aż biło to wewnętrzne ciepło.
Zakładam, że większość z Was "Igrzyska" ma już za sobą, jednak serdecznie zachęcam do przeczytania tych, którzy jeszcze nie mieli styczności z tą pozycją, by jak najszybciej zagłębili się w tę historię. Historię o miłości, waleczności, a także o ludzkim okrucieństwie przedstawionym w jakże realnym i możliwym przyszłym świecie.
Jako że nie jestem fanką książek pisanych w narracji pierwszoosobowej, a co dopiero czasie teraźniejszym, minęło kilka dobrych dni, zanim ponownie wzięłam ją do ręki. Musiałam jednak sama się przekonać co tak przyciąga innych do tej książki i czy rzeczywiście jest taka dobra jak głosiły opinie zamieszczone w Internecie, z tyłu książki oraz mojej dobrej koleżanki, która...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Pisarz nigdy nie zapomina dnia, w którym po raz pierwszy przyjmuje pieniądze lub pochlebstwo w zamian za opowieść. Nigdy nie zapomina tego momentu, kiedy po raz pierwszy słodka trucizna próżności zaczyna krążyć mu z żyłach, wierząc, że jeśli zdoła ukryć swój brak talentu, sen o pisarstwie zapewni mu dach nad głową, ciepłą strawę pod wieczór i ziści jego największe marzenie: ujrzy swoje nazwisko wydrukowane na nędznym skrawku papieru, który zapewne go przeżyje."
Bohaterem, z którym tym razem będziemy odkrywać mroczne sekrety Barcelony jest David Martin - biedny, lecz niezwykle zdolny młody pisarz, który, przeżywszy sporą ilość upadków w swym dotychczasowym życiu, znajduje jedyne schronienie pośród książek, a pogrążywszy się w depresji, czeka jednocześnie na śmierć. Do czasu. Pewnego dnia otrzymuje propozycję napisania książki jakiej nigdy wcześniej nie ujrzał świat, w zamian za zdrowie, życie w dostatku, a może i coś jeszcze...David rozpoczyna największą i najbardziej przerażającą przygodę swojego życia. Przygodę, z której nie ma już odwrotu.
Nie mogłam się wprost doczekać, by kolejny raz rozpocząć następne tomiszcze, które wyszło spod pióra tego hiszpańskiego pisarza i tym samym przenieść się do Barcelony ubiegłego wieku. No bo już nawet pominę fakt, że fabuła potrafi się miejscami ciągnąć jak flaki z olejem, lecz co z tego, skoro obdarowywani jesteśmy cudownymi, może i poetyckimi nawet, opisami miast, miejsc i wydarzeń. Co z tego, że bohaterowie "Gry anioła" mają swoje odpowiedniki w "Cieniu wiatru", jeśli każdy jest zbudowany z krwi i kości, ma osobowość i nadaje charakter całej historii. Co z tego, że autor uśmierca kogo tylko się da, skoro potrafi nadać wszystkiemu klimat grozy i każde zdarzenie opisać w "charakterystycznym dlań, oszałamiającym stylu".
Zafón kolejny już raz gra na emocjach czytelnika - od uśmiechu po złość, od radości po zaskoczenie. W "Grze anioła" mamy jeszcze większą różnorodność charakterów niż w poprzedniczce, jeszcze więcej sekretów i tajemnic do odkrycia, jeszcze bardziej pogmatwaną całą historię. Największy jednak atut tej części stanowią chyba bohaterowie - każdy odrębny, posiadający własne, lecz tak od siebie różne, cechy. Autor świetnie pokazał relację tak dwóch od siebie odmiennych postaci, jakimi byli momentami arogancki David i jego asystentka Isabella, która, chyba jako jedyna w ogóle, wprowadzała do książki trochę optymizmu.
Sporo jak widzę osób, po przeczytaniu "Cienia wiatru" dużo niżej oceniają "Grę anioła". Sęk w tym, że są to dwie różniące się od siebie historie, lecz obie rozgrywają się w podobnym czasie i są w pewien sposób połączone - w jednej jak i w drugiej występuje Cmentarz Zapomnianych Książek, a także niektórzy bohaterowie, jak stary i młody Sempere, znany nam z "poprzedniej części". Właśnie - na samym początku autor wspomina, że książki można co prawda czytać w dowolnej kolejności, lecz mimo wszystko proponuję się z nimi zapoznawać w takiej kolejności, jaką zamieszczam poniżej ("Cień wiatru", "Gra anioła", "Więzień nieba").
Zafón po raz kolejny mnie zachwycił. Z czystym sumieniem mogę nazwać go jednym z moich ulubionych autorów, a po jego książki sięgać w ciemno. Chyba żaden współczesny pisarz, a przynajmniej żaden mi znany, nie kreśli obrazów oraz bohaterów z taką precyzją, nie wyraża swej miłości do miejsc ani książek w taki sposób, a także nie wkłada całego swego serca w pisanie i tworzenie kolejnych opowieści jak on właśnie. Jego książki po prostu mają duszę.
"Pisarz nigdy nie zapomina dnia, w którym po raz pierwszy przyjmuje pieniądze lub pochlebstwo w zamian za opowieść. Nigdy nie zapomina tego momentu, kiedy po raz pierwszy słodka trucizna próżności zaczyna krążyć mu z żyłach, wierząc, że jeśli zdoła ukryć swój brak talentu, sen o pisarstwie zapewni mu dach nad głową, ciepłą strawę pod wieczór i ziści jego największe...
więcej Pokaż mimo to