rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Krzykliwe, na samiutkim skraju granicy dobrego smaku, z bykami językowymi i redaktorskimi (chyba nie zawsze zamierzonymi), chwilami zabawne, ale o wiele za rzadko, żeby zrównoważyć ogólną kakofonię taniego obrazoburstwa i wulgarności.

Moim zdaniem ma to sens jako coś w rodzaju wariackiego szkicownika, zbioru pomysłów i spostrzeżeń, które później Shuty rozwijał w bardziej przemyślanych i spójnych formach: pranie mózgu przez media, toksyczna mieszanka religii chrześcijańskiej i religii konsumpcji, groteskowy komentarz do zalewu tandety i fetyszyzacji samego aktu (ba! samej możliwości) kupowania. W sumie ta książka mogłaby spełniać nawet kryteria manifestu, gdyby nie była jego parodią.

Krzykliwe, na samiutkim skraju granicy dobrego smaku, z bykami językowymi i redaktorskimi (chyba nie zawsze zamierzonymi), chwilami zabawne, ale o wiele za rzadko, żeby zrównoważyć ogólną kakofonię taniego obrazoburstwa i wulgarności.

Moim zdaniem ma to sens jako coś w rodzaju wariackiego szkicownika, zbioru pomysłów i spostrzeżeń, które później Shuty rozwijał w bardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mocna dawka pokręconej groteski. Coś jakby odjeżdżający w absurd Smarzowski, ale z innego punktu widzenia - to nie jest studium zła przez pryzmat dylematów moralnych i historii czy jakaś pogłębiona refleksja nad psychiką. Shuty bierze tych wszystkich stereotypowych Januszów i Staśków, i gotuje w telewizyjnej papce z wódą i parówkami po dwa złote za kilo. Nic dziwnego, że wychodzi mocne. Żeby pokazać, jak często żyjemy na pograniczu absurdu - z zabobonami, kompleksami, wścibstwem, odmóżdżającą telewizją - Shuty zawsze w pewnym momencie każe swoim bohaterom przekroczyć granicę. Czasem nieznacznie, czasem o kilometry - prawie zawsze bez powrotu. A potem raz robi się śmiesznie, raz strasznie, ale zawsze frapująco. Do tego krakowski koloryt i okazjonalne wypady na prowincję.

Książka warta polecenia, zwłaszcza jeśli ktoś chciałby szerzej poznać projekt literacki, który realizuje Shuty. Na pewno nie "ku pokrzepieniu" czegokolwiek w kontekście Polski i Polaków. Pobrzmiewa tu sporo motywów z kakofonicznego "Produktu polskiego" (choćby wątek wszechobecnego ohydnego żarcia), a kulminacja przychodzi w "Zwale", gdzie bohater zaczyna balansować między minipiekłem blokowiska z "Cukru w normie" a nie mniej upiornym światkiem swojej pracy. W powieści Shuty dokłada do tego mistrzowski, brawurowy język, który tutaj jeszcze nie wysuwa się tak mocno na pierwszy plan.

Mocna dawka pokręconej groteski. Coś jakby odjeżdżający w absurd Smarzowski, ale z innego punktu widzenia - to nie jest studium zła przez pryzmat dylematów moralnych i historii czy jakaś pogłębiona refleksja nad psychiką. Shuty bierze tych wszystkich stereotypowych Januszów i Staśków, i gotuje w telewizyjnej papce z wódą i parówkami po dwa złote za kilo. Nic dziwnego, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Frapująca, barwnie podana kolekcja zaczerpniętych z historii przykładów unaoczniających mechanizmy rządzące postępowaniem ludzi w czasie wojny - od królów i wielkich wodzów po utaplane w błocie i krwi mięso armatnie. Zasadnicze pytanie brzmi: czy wojną rządzą jakiekolwiek reguły, zasady? Kto tak naprawdę powinien o niej opowiadać i próbować ją wyjaśniać: sami żołnierze? Historycy? Literaci? A może psychiatrzy?
Stomma pokazuje, jak wzięcie w nawias rządzących społeczeństwem reguł na czas wojny wpływa na jej uczestników, a także na tych, którzy chcą wojnę już post factum opisywać. Odwołuje się do źródeł, ale nie uderza w nużący akademicki ton. Lektura dla każdego, kto ceni odrobinę refleksji pomieszaną z błyskotliwym piórem i popisami erudycji, a także dobry punkt wyjścia (dzięki obszernej bibliografii) do dalszego zgłębiania tematu. Minusem jest kilka potknięć redaktorskich, które utrudniają lekturę, choć nie psują ogólnej przyjemności z kontaktu z tą wciągającą książką.

Frapująca, barwnie podana kolekcja zaczerpniętych z historii przykładów unaoczniających mechanizmy rządzące postępowaniem ludzi w czasie wojny - od królów i wielkich wodzów po utaplane w błocie i krwi mięso armatnie. Zasadnicze pytanie brzmi: czy wojną rządzą jakiekolwiek reguły, zasady? Kto tak naprawdę powinien o niej opowiadać i próbować ją wyjaśniać: sami żołnierze?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Warto sięgnąć po ten zbiór, żeby przekonać się, jak wiele poetyckich "twarzy" miał Czechowicz. Na pierwszy rzut oka dostrzega się ton awangardowy - nie ma znaków interpunkcyjnych ani wielkich liter. Z tego powodu niektóre wiersze stają się istnymi szaradami i trzeba się nad nimi przez chwilę w skupieniu pogłowić. Nowatorska jest też wersyfikacja Czechowicza, z często pojawiającym się w jego strofach pojedynczym niezrymowanym wersem, w którym zwykle znajdziemy najważniejszą treść utworu, często podaną w formie celnego kontrapunktu. Awangardowość to też pobrzmiewające tu i ówdzie echa futuryzmu, zwłaszcza we wczesnych wierszach - fascynacja prędkością, miasta jeżące się kominami fabrycznymi. Ale wyjątkowość tego poety tkwi w jego zawieszeniu "pomiędzy". Czechowicz na pewno nie jest futurystą, a poetą awangardowym - tylko chwilami, gdzieniegdzie. Bardzo często zbliża się z kolei do poezji skamandrytów, do tradycji, ludowości i zawiłego symbolizmu. Czytając kolejne wiersze, widzimy, jak te motywy sąsiadują ze sobą, jak poeta balansuje między tymi dwoma biegunami. Właśnie dlatego był postacią niezwykłą w międzywojennym świecie literackim. Z tego samego powodu był w nim osamotniony – otwarcie dystansował się od stronnictw i ugrupowań. W całym jego poetyckim krajobrazie powraca niezmiennie kilka obrazów - napawające lękiem wspomnienie wojny (Czechowicz walczył w 1920 r.), wspomnienie matki, która skupia niemal wszystkie pozytywne elementy czechowiczowskiej symboliki, a przede wszystkim katastroficzne wizje zagłady świata. Wszechobecne jest tu przeczucie nadciągającej śmierci, tak w murach wielkich miast, jak na wsi, pozornie tylko spokojnej i bezpiecznej, choć przedstawianej też jako utracona Arkadia.
Pozostaje jeszcze jedna twarz Czechowicza, chyba najbardziej znana - twarz autora "Poematu o mieście Lublinie", uważnego obserwatora, wyławiającego z przestrzeni kilka detali, które wystarczą do nakreślenia pięknego portretu miasta czy miasteczka. Jest w tym zbiorze kilka takich wierszy. Wyróżniają się prostotą, oszczędnością, pięknem pojedynczych, ulotnych spostrzeżeń.
Oprócz znakomitej poezji mamy tu jeszcze, jak w każdej "beence", obszerny, wyczerpujący wstęp pióra największego chyba znawcy czechowiczowskiej spuścizny, Tadeusza Kłaka. Warto przebrnąć przez te przeszło sto stron, żeby wyłowić to, co najważniejsze z często niezwykle enigmatycznych, a skomplikowanych jeszcze przez rozwiązania formalne wierszy.

Warto sięgnąć po ten zbiór, żeby przekonać się, jak wiele poetyckich "twarzy" miał Czechowicz. Na pierwszy rzut oka dostrzega się ton awangardowy - nie ma znaków interpunkcyjnych ani wielkich liter. Z tego powodu niektóre wiersze stają się istnymi szaradami i trzeba się nad nimi przez chwilę w skupieniu pogłowić. Nowatorska jest też wersyfikacja Czechowicza, z często...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Błyskotliwa detektyw w średnim wieku stawia czoła jednemu z najgroźniejszych przestępców świata, a w międzyczasie stara się uporządkować swoje rozgrzebane, napiętnowane wydarzeniami z przeszłości życie uczuciowe. Pachnie schematem, prawda? Na szczęście nieokiełznana wyobraźnia Jaspera Fforde'a sprawia, że nawet tak pozornie sztampowy szkielet fabuły daje początek porywającej wyobraźnię powieści. Pisarz po mistrzowsku skonstruował świat przedstawiony, który wyrasta z alternatywnej wizji przebiegu dziejów. Futuryzmu jest sporo, ale nie w nadmiarze, a akcja rozgrywa się w latach 80. XX wieku, więc dostajemy kapitalną mieszankę motywów SF i retro, doprawioną świetnym poczuciem humoru. Moim zdaniem mistrzostwo Fforde'a tkwi właśnie w umiejętnym doborze składników tego koktajlu. Dość powiedzieć, że u progu ostatniej dekady XX stulecia istnieje specjalna jednostka policji zajmująca się pęknięciami czasoprzestrzeni, a wymarłe gatunki zwierząt są rekonstruowane i sprzedawane jako domowi pupile. Z drugiej strony ludzkość nie odkryła jeszcze... bananów. Ale to nie najważniejszy element, który Fforde wyciągnął z szufladki "retro" i dodał do swojej imponującej mieszanki.
Anglia (bo o Wielkiej Brytanii ciężko tu mówić – kolejny po mistrzowsku wprowadzony smaczek), w której żyje i pracuje główna bohaterka, detektyw Thursday Next, jest krajem, w którym potężne koncerny medialne wciąż jeszcze muszą dzielić się władzą nad umysłami i wyobraźnią z... literaturą. Powieści, wiersze, dramaty żyją tu nie tylko w formie wplecionych w codzienną mowę cytatów, ale jako przedmiot autentycznego, żarliwego zainteresowania czytelników, a także... kryminalistów.

Cały ten galimatias podany w tak skondensowanej formie jak powyżej, sprawia wrażenie przesytu, ale na kartach powieści wszystko rozwija się, jak na kryminał, bardzo przejrzyście. I nie jest to wada. Fforde po prostu umiejętnie dawkuje składniki. Elementy alternatywnej historii pojawiają się stopniowo, czasem by wprowadzić nieco humoru i ubarwić wizję świata przedstawionego (krwawe zamieszki na ulicach miast z udziałem Prerafaelitów i Impresjonistów, zjazd Johnów Miltonów), a czasem by odegrać istotną rolę w rozwoju akcji, nieoczekiwanie uwikłać bohaterów w zdarzenia pozornie minione, odległe czy nieistotne.

Język Fforde'a nie jest przesadnie zawiły, więc zdecydowanie warto sięgnąć po oryginalną, angielską wersję powieści. Nieco trudności mogą sprawić oczywiście wszechobecne odniesienia do biografii i twórczości angielskich literatów, które tworzą „tkankę” historii. Tym niemniej, mamy tu do czynienia przede wszystkim z prawdziwymi tuzami, największymi postaciami tej literatury, więc przeciętnie „zorientowany” w jej historii czytelnik nie powinien czuć się zagubiony.

Bo "The Eyre Affair" to ani erudycyjna woltyżerka dla maniaków Szekspira, ani efekciarskie romansidło, ani też sztampowy kryminał z miłością i political fiction w tle. Fforde trzyma wszystkie swoje pomysły, wszystkie składniki tej mieszanki, w ryzach, nie pozwala żadnemu z nich definitywnie zatriumfować w narracji. Dlatego takie to wszystko wciągające, błyskotliwe, a zarazem w prosty i bezpośredni sposób zabawne. Trudno nie ulec urokowi świata w przedziwnym „rozkroku” - jedną nogą tkwiącego w zamierzchłej już dla nas przeszłości, z literaturą autentycznie obecną w umyśle i w codzienności, a drugą zanurzonego w nowoczesności, której obraz Fforde buduje cokolwiek groteskowo, bo z użyciem najpospolitszych rekwizytów, jak przepotężne uzbrojenie czy podróże w czasie. Lecz nie ma w tym nic złego, bo nieodłącznym składnikiem tej mieszanki jest obfita porcja dobrego humoru. Czyżby zatem powieść bez wad? Wszyscy wiemy, że takie nie istnieją. Tych niedociągnięć jest jednak naprawdę niewiele, przede wszystkim dzięki temu, że autor z wprawą skonstruował świat przedstawiony, w którym wiele rozwiązań fabularnych uchodzi mu na sucho. Mimo to, rozwiązania niektórych wątków sprawiają wrażenie zbyt pospiesznych i błahych, nie dorastają do rozbudzonych wcześniej oczekiwań, jakby Fforde w ostatniej chwili zorientował się, że ma jeszcze kilka punktów kulminacyjnych do rozładowania. Jednak kilka drobnych rozczarowań nie jest w stanie zepsuć frajdy z lektury. Mamy tu do czynienia z doskonałym przykładem literatury, dla której przymiotnik „popularna” nie jest inwektywą. "The Eyre Affair" może i wyrasta z tych „niższych” obszarów sztuki, ale sposób, w jaki nawiązuje dialog z kulturą „wysoką” sprawia, że żaden koneser sonetów Szekspira, wielbiciel poematów Wordswortha czy potencjalny uczestnik zjazdu wcieleń Miltona nie ma prawa wstydzić się tej pozycji w swoim księgozbiorze.

Błyskotliwa detektyw w średnim wieku stawia czoła jednemu z najgroźniejszych przestępców świata, a w międzyczasie stara się uporządkować swoje rozgrzebane, napiętnowane wydarzeniami z przeszłości życie uczuciowe. Pachnie schematem, prawda? Na szczęście nieokiełznana wyobraźnia Jaspera Fforde'a sprawia, że nawet tak pozornie sztampowy szkielet fabuły daje początek...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Statement against Corpses. Short Stories by B. S. Johnson and Zulfikar Ghose Zulfikar Ghose, B.S. Johnson
Ocena 7,0
Statement agai... Zulfikar Ghose, B.S...

Na półkach:

Niezwykły zbiór opowiadań, które, jak głosi przedmowa, miały za zadanie pokazać pełnię możliwości drzemiących w tej krótkiej formie prozatorskiej, która w latach 60. XX w. przechodziła głęboki kryzys. Opowiadania Johnsona to w istocie imponujący przegląd potencjału drzemiącego w skondensowanej formie opowiadania. Mamy tu m.in. wspomnienia z dzieciństwa przeżytego w czasie wojny, rzut oka na świat nastoletnich rockmanów, wątek rodzącego się właśnie konfliktu w Irlandii, a także skrzące się rubasznym, ale podanym z niezwykłym wdziękiem humorem "studium historyczne". W innym miejscu z kolei pisarz po mistrzowsku przeplata motywy podróży i mistycyzmu walijsko-angielskiego pogranicza. Johnson niewątpliwie dotrzymuje obietnicy z przedmowy - każde opowiadanie jest zupełnie różne od pozostałych, także - a może przede wszystkim - pod względem formy i języka. Podczas lektury natrafiamy na mnóstwo błyskotliwych eksperymentów, które Johnson rozwijał w późniejszych tekstach i dzięki którym stał się jedną z ważniejszych postaci brytyjskiej awangardy tamtych czasów.
Opowiadania Zulfikara Ghose wydają się na tym tle dużo bardziej konwencjonalne, stonowane. Tym niemniej urzekająca pozostaje ich kameralna atmosfera i głębokie portrety psychologiczne bohaterów.

Chociaż "Statement against Corpses" nie zasługuje na miano arcydzieła czy książki przełomowej dla literatury brytyjskiej, to biegle znający angielski czytelnicy będą pod wrażeniem wyczucia, z jakim obaj autorzy posługują się różnymi rejestrami i subtelnościami języka.

Niezwykły zbiór opowiadań, które, jak głosi przedmowa, miały za zadanie pokazać pełnię możliwości drzemiących w tej krótkiej formie prozatorskiej, która w latach 60. XX w. przechodziła głęboki kryzys. Opowiadania Johnsona to w istocie imponujący przegląd potencjału drzemiącego w skondensowanej formie opowiadania. Mamy tu m.in. wspomnienia z dzieciństwa przeżytego w czasie...

więcej Pokaż mimo to