Jedwabny krawat
- Kategoria:
- kryminał, sensacja, thriller
- Cykl:
- Porucznik Szczęsny (tom 7)
- Seria:
- Seria z Jamnikiem
- Wydawnictwo:
- Czytelnik
- Data wydania:
- 1966-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 1966-01-01
- Liczba stron:
- 252
- Czas czytania
- 4 godz. 12 min.
- Język:
- polski
- Tagi:
- Jedwabny krawat
Pomimo, że akcja powieści Kłodzińskiej rozgrywa się w kilku różnych środowiskach, to najbardziej interesujący wydaje się krąg ambitnych, utalentowanych, a jednocześnie zawistnych i nieobliczalnych w walce o stanowiska pracowników Instytutu Farima. Pojawiają się tutaj postacie – symbole, trochę sztampowe, chociaż bywa, że gdzieniegdzie mignie jakiś rys indywidualny. Mamy więc profesora starej daty, o wdzięcznym nazwisku: Chwalibóg, który jako jedyny ma zupełnie w nosie lizusostwo i walkę o stołki: „uznawał tylko jednego dyrektora – pisze Kłodzińska – blisko dziewięćdziesięcioletniego staruszka, głuchego jak pień, ale pełnego wigoru – emerytowanego dyrektora gimnazjum, do którego Chwalibóg kiedyś chodził”. Następnie poznajemy docenta Henryka Tajbera, bohatera pozytywnego, co od razu można wyczytać ze sposobu, w jaki opisuje go autorka: „Miał piękną twarz o ciemnych, trochę smutnych oczach. Kobiety oglądały się za nim, kiedy szedł ulicą, a on odpowiadał czasem uśmiechem, częściej jednak zajęty był swoimi myślami”. Docent jest osobą skrytą, mało towarzyską, poświęcającą się głównie badaniom laboratoryjnym. Życie uczuciowe ogranicza do niejasnego związku bez zobowiązań z dużo młodszą od siebie blondynką, której imię pozostaje nieznane. Z krótkiego dialogu między kochankami dowiadujemy się odrobinę na temat przeszłości Tajbera – jego rodzina zginęła w warszawskim getcie. Nic więcej się nie ujawnia. W takich warunkach dochodzi do zbrodni. Ginie Trzaskowski, a na dodatek znika kaseta z próbkami silnej trucizny AC – X. Tym samym, pojawia się groźba ataku terrorystycznego – koncepcja niezwykle nowatorska jak na wymogi powieści milicyjnej. Istnieje też druga teoria – szpiegostwo naukowe finansowane przez konkurencję z zachodu. Zostaje uruchomiona akcja na wielka skalę – przypominająca bardziej warunki pracy agenta 007 niż personelu M.O. „Był to numer specjalnie przeznaczony dla osób, o których mówił komunikat w gazetach. Nie znajdował się w żadnym spisie telefonów, nie łączyła z nim centrala komendy, nie był nawet podobny do żądnego z jej numerów. Czterocyfrowy: 22-33, po porozumieniu z Ministerstwem Łączności, służyć miał tylko do jednego celu, a kiedy stanie się zbędny – zniknie i nikt się już więcej z nim nie połączy.” Prawda o morderstwie okazuje się jednak bardzo banalna i szczerze mówiąc, trochę rozczarowuje. Ale nie będę ujawniać zawczasu szczegółów śledztwa.