cytaty z książki "Ucieczka niedźwiedzicy"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(…) ważne osoby, które spotykamy, są czymś w rodzaju węzłów w sieci i jeśli mamy szczęście, poznamy wzór, jaki tworzy całość, bo za tymi supłami i przed nimi są inne: ludzie, których poznaliśmy po drodze, czasem tylko przelotnie, nie zdając sobie sprawy, jak znaczącą rolę odegrali w naszym żuciu. Dotyczy to nie tylko osób, ale też zwierząt, domów, książek, mórz, istot wymyślonych! Nie wpadamy na siebie ani w ogóle na nic przypadkowo (…) tylko uparcie podążamy pajęczyną ścieżek, która nas do siebie przyciąga i łączy. Nie ma przyczyn i skutków, jest tylko sieć.
Po człowieku zostają tylko emocje i szpargały, nic więcej. (str. 255).
Czasem najsilniej tęskni się za tym, do czego nie chce się wracać.
Może po prostu rzeczy, których pragniemy, w miarę upływu czasu tracą wartość jak pieniądze trzymane w skarpecie, zużywają się wprost proporcjonalnie do nas samych.
Są różne rodzaje tęsknoty. Czasem najsilniej tęskni się za tym, do czego nie chce się wracać.
Człowiek od początku ma w środku ciężkie czarne jajo, w którym powoli dojrzewa to, czego najbardziej się boi. Coraz obrzydliwszy ryj tego lęku widzi codziennie w lustrze. I nie pozbędzie się go żadną dziurką, ani nie wysra, ani nie urodzi, ani nie wyrzyga. Na koniec jajo pęka i trach, po życiu. Nieważne, jak daleko się zwieje.
Szczęście jest spokojem ducha i krystalizowaniem się wewnętrznej harmonii, nie radością. (str. 144).
Pragnął rozstać się z życiem w odpowiednim momencie. Z fasonem. Jednak zagapił się i zapomniał, o czym miał pamiętać.
Granica między przypadkiem a wyborem jest umowna, przypadki są tak naprawdę naszymi wyborami, a wybory przypadkowym rezultatem wszystkich wcześniejszych doświadczeń, lęków, zachwytów, skrupułów, niechęci, bólów i ekstaz.
Lubiła tę porę roku, przedwiośnie. Czuć już życie, mówiła, ale jeszcze zanim przyjdzie i znów okaże się rozczarowaniem.
Przez ostatnie trzy lata opowiadałam ludziom wiele historii, jednak przynajmniej na początku czyniłam to nie tyle z potrzeby mówienia o sobie, ile dla świętego spokoju, żeby zaspokoić ich ciekawość.
Wiem, że tracę pamięć jak mój ojciec. Odziedziczyłam po nim chorobę. Czuję się jak stary dom, już nie do naprawienia. Dlatego codziennie zaraz po przebudzeniu powtarzam sobie jak się nazywam, ile mam lat, gdzie mieszkam i co tego dnia mam zrobić.
Podjęłam decyzję, po której wszystko dzieliło się na przed i po.
Zmysły miałam wyostrzone, a jednocześnie czułam się pootwierana, trzaskająca. Zrujnowany dom, w którym hula przeciąg.
Otóż moją specjalną umiejętnością i misją jest absorpcja smutku. Absorpcja smutku? Tak! Potrafię go wchłaniać. (str. 141).
Otóż moją specjalną umiejętnością i misją jest absorbcja smutku. (...) Potrafię go wchłaniać. (...) Każdy wchłonięty smutek wizualizuję i destyluję, dopiero po obróbce służy mi do utwardzania skorupy. Musi być czysty. Dlatego trzeba go przedestylować. Pozbyć się złości. Niechęci. Zaszłości. Czysty smutek jest piękny!
Butoh nie ma kroków, nie ma zestawu gestów i grymasów, które trzeba opanować, jest czystą improwizacją opartą na przekonaniu, że wszystko jest ruchem z nicości w nicość, i gdy pęka złota nić, ciągnąca nas ku niebu, wracamy w ciemność, z której się kiedyś wyłoniliśmy tylko na chwilę.
Granica między przypadkiem a wyborem jest umowna, przypadki są tak naprawdę naszymi wyborami, a wybory przypadkowym rezultatem wszystkich wcześniejszych doświadczeń, lęków, zachwytów, skrupułów, niechęci, bólów i ekstaz.
Nie lubił zwierząt w domu. Nie wiem, czy można lubić zwierzęta poza domem, a w domu nie? Nie można, wtrącił Tom Bombadil. Ludzie, którzy tak twierdzą, przywiązują psy do budy, a koty zganiają z foteli.
Wiem, że tracę pamięć jak mój ojciec. Odziedziczyłam po nim chorobę. Czuję się jak stary dom, już nie do naprawienia. Dlatego codziennie zaraz po przebudzeniu powtarzam sobie jak się nazywam, ile mam lat, gdzie mieszkam, co tego dnia mam zrobić. Dziś na przykład zamierzam się rozstać z życiem, co skutecznie zwolni mnie z dalszego planowania i porannego powtarzania, kim jestem.
Meltemi mąci w głowach, mówili mi od lat miejscowi, sprawia, że odżywają pogrzebane uczucia i ludzie przypominają sobie o bezpowrotnych utratach, dlatego znów bolą ich stare rany, a blizny wzbierają ciemną krwią.
Czytałam w jakiejś powieści, że nazwa tego miasta brzmi, jakby ktoś próbował odkaszlnąć i splunąć. Rzeczywiście. Dlaczego Wałbrzych nie mógł po prostu zostać Leśnogrodem?
Kim chcesz być, jak dorośniesz, to najdurniejsze pytanie starych dziadów, którzy nie zauważyli, że tego nie można zaplanować, że najczęściej zostaje się tym, kim się jest.
Mieszkaliśmy w Wałbrzychu na Podzamczu w gigantycznym, długim bloku, który kiedyś niczego mi nie przypominał, po prostu wchodziłam, wychodziłam, żyłam. Ale kiedy po latach zobaczyłam w telewizji falę tsunami, zaczął mi si kojarzyć z morderczo spiętrzoną wodą. Mieszkaliśmy w skamieniałym tsunami. Biedne, małe małże.
W Wałbrzychu zawsze wiało i ten wiatr nie miał nazwy, bo nie halny, nie meltemi. Tylko taki chujowy, najchujowszy wiatr, sralny sreltemi, który sprawiał, że chciało się stąd spierdalać albo skakać z dachu.