cytaty z książki "Międzymorze. Podróże przez prawdziwą i wyobrażoną Europę Środkową"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Czechy to taka Polska, w której można usiąść i odsapnąć, zająć się sobą, zająć się siedzeniem na tyłku, a nie zapieprzaniem ze wschodu na zachód i z powrotem, od Bałtyku do Tatr w opętańczej gonitwie za pieniędzmi, za sukcesem, za cudem, za Bogiem, za ciepłą wodą w kranie, za niepodległością, za mitami, za tożsamością narodową, przynależnością, za ideą, za koroną Chrystusową, za palmą męczeństwa. Gonitwie, w której cały swój kraj się zadeptuje od końca do końca, od miedzy do miedzy, Od Odry do Bugu, jak w diabelskim obertasie, i po której nic już w kraju nie pozostaje ładnego, na co można popatrzeć. Na czym można zawiesić oko.
Powiedział, że wszyscy na Słowacji uważają Polskę za ojczyznę cwaniaków i kombinatorów, i spytał, czy o tym wiem. Powiedziałem mu, że wiem, na co on odpowiedział, że właśnie za to nas Polaków lubi.
To, co w Polsce zamanifestowało się w Świebodzinie, gdzie postawiono jeden z najtandetniejszych na świecie pomników Jezusa Chrystusa, za to wielki i efekciarski, taki, aby cały świat (a najbardziej Niemcy) wiedział, że Polak ma wielkiego, przepraszam, że wielkie rzeczy potrafi robić, że choćby i z siatkobetonu, ale totem wielki wznieść potrafi - w Macedonii pojawiło się w takiej skali, że klękajcie narody.
Ale w takiej Bośni, gdzie mówi się trzema językami, z których każdy jest prawie taki sam, słowiańskość widać najwyraźniej.
Postkomunistyczne Czechy zawsze mi się trochę kojarzyły z Republiką Weimarską opisywaną przez Remarque'a: spauperyzowaną, zbiedniałą, osypującą się - ale jednak trzymającą fason. Posiadającą pamięć materiału.
Zawsze im dalej od centrum, tym bardziej peryferie gardzą dalszymi peryferiami. A im większymi są peryferiami, tym większa pogarda. Niemcy śmieją się z Czechów, Austriacy mają Węgrów za Hunów, Węgrzy Rumunów mają za barbarzyńców, A Czesi Polaków, Polacy Ukraińców, Ukraińcy Rosjan, czasem Rumunów, czasem Mołdawian. Różnie. I tak dalej.
Po raz pierwszy wszystkie te z wyboru ponadnarodowe, środkowoeuropejskie państwa rozleciały się razem z II wojną światową. Komunizm z powrotem złączył wszystko razem, ale gdy tylko radziecka zamrażarka przestała mrozić, słowiańska jedność znów się rozleciała.
Złote, błyszczące neony przemieniły się w zwyczajne reklamy Rossmanna i Lidla. Miała być kraina bogactwa, a wyszła kraina lewactwa. Miały być dupy z rozkładówek "Playboya" w szybkich furach, a są połajanki feministek, że słowo "dupa" uwłacza kobiecie, i ochrzan od Zielonych, że szybkie fury zatruwają atmosferę. Nie wspominając o tym, że "Playboy" skończył z nagimi fotkami.
Tak to wygląda: ci Serbowie, którzy pamiętają wojnę, powtarzają: nigdy więcej. Ci, którzy nie pamiętają - gotowi są znów iść walczyć i zabijać. Na przykład za Kosowo. Tak mówią sondaże.
My tu sobie, Polacy, lepszy Zachód u siebie zrobimy, poczekajcie. Zrobimy to samo, co zawsze: weźmiemy od was tylko to, co chcemy, a nie to, czym nas karmicie. Zjemy wasze mięso, zostawimy sałatkę. (...) Weźmiemy sobie, po pańsku, od was fundusze unijne, jaki taki know-how technologiczny, niemieckie samochody, francuskie sery, szwedzkie meble, przysypiemy to wszystko z wierzchu republikańską fikcją, żeby nie było, że my zbyt duże chamy, że bez majtek po ulicy chodzimy, bo i u nas republika, ba, Rzeczpospolita - a potem powiemy Zachodowi: dałeś, frajerze, to teraz się zbieraj. Ogniska już dogasa blask. Nikt cię tu nie lubi. Zostaw zabawki.
Międzymorze miało być imprezą niby partnerską, ale Polacy z jakiegoś powodu nigdy nawet nie próbowali ukrywać, że chcą tu grać pierwsze skrzypce. I to - o głowy napoleońskie! - skutecznie odstraszało od niej tych partnerów, którzy nie byuli wystarczająco zdesperowani, żeby do końca jej nie odrzucić. Podobnie jak dziś na przykład Ukraina.
Ech, Andrićgrad. W folderach reklamowych zacytowano słowa Kusturicy, że jest to miasto wyobrażone. Serbia idealna. Idealna, bo w takim wariancie historii, jaka byłaby, gdyby do Serbii dotarł renesans.
Słowiańszczyzna to wieś. Nawet tu, w środku miasta idealnego, okazywało się, że wiejskość, nie miejskość, jest istotą słowiańszczyzny. Pod jabłonią pełną dojrzałych owoców tańczyła dziewczyna w białym gieźle. Przygrywała jej do tańca radosna babcia w chustce na głowie. Grala na harmonii.