cytaty z książek autora "Aleksandra Tyl"
Miłość powinna się zdarzyć, a nie być uczuciem, o które na siłę zabiegamy.
Miłość to nie wielkie słowa o tym, co mógłbyś zrobić dla mnie kiedyś - pomyślała.- Miłość to te proste rzeczy, które robisz dla mnie dziś.
Im ludzie starsi, tym bardziej pragną być potrzebni. Samotność jest wrogiem życia.
Trzeba sobie słodzić życie, świat przyprawiać lukrem. Tak przy najmniej powtarzała moja mama. Uważała, że na świecie jest tyle goryczy i brzydoty, iż dla zachowania równowagi należy szeroko się uśmiechać i w sercu pielęgnować piękno. I ładnie się ubierać, bo według niej ubranie nie tylko zdobi człowieka, ale także wpływa na jego nastrój.
Nie jest ważne przecież, co było kiedyś. Ważne, co jest dziś i jak tym pokierować, aby jutro było lepiej.
Też się czegoś nauczyłam. Dotarło do mnie, że nie jestem w stanie zmienić czyjegoś myślenia, ale mogę zmienić własne.Nie chcę się już tak przejmować cudzymi sprawami. To męczące. I głupie.
Lepiej zbierać siły na własne problemy. Zawsze się jakieś trafiają i nie da się od nich uciec, można jedynie odwlec zmierzenie się z nimi.
-A po co ci mój portret? - zagadnęła, przekonana, że na to pytanie może istnieć tylko jedna odpowiedź: "Bo cię kocham".
- Bo kupiłem sobie rzutki - powiedział z lekkim uśmiechem Wiktor. - Idealnie wchodzą w płótno. Jesteś doskonałym celem. Właściwie niewiele już z ciebie zostało.
Gdyby unieść się wysoko, wysoko i spojrzeć na Polankę z góry, można odnieść wrażenie, że ta maleńka wieś przykryta została ciepłą puchową kołdrą. Mróz odpuścił, ale za to ponownie zaczął padać śnieg w ilościach, które z powodzeniem starczyłyby na całą Polskę.
- Ideały nie istnieją.
- Wręcz przeciwnie. Każdy taki jest. Wystarczy się zakochać.
Nie da się uszczęśliwić innych, jeśli samemu nie jest się szczęśliwym.
Nie jestem w stanie zmienić czyjegoś myślenia, ale mogę zmienić własne.
Jednak uwierz mi, dziecko, we wszystkim, co się dzieje, jest sens, tylko czasami z bliska go nie widać, trzeba nabrać odpowiedniej perspektywy, żeby go dostrzec.
Lepiej zbierać siły na własne problemy. Zawsze się jakieś trafiają i nie da się od nich uciec, można jedynie odwlec zmierzenie się z nimi.
Miłości nie da się zaplanować. Ważne, żeby się jej nie bać.
Życie jest piękne, tylko trzeba nauczyć się z niego brać to, co najlepsze.
Starość to przedziwny stan [...] Stan, w którym jesteś, a jakbyś znikała. Bo niby żyjesz, ale inni odchodzą. A starość w samotności jest niczym przedsionek śmierci. Smutna poczekalnia, w której czekasz na swoją kolej".
Czuję się naprawdę szczęśliwa. Musze tylko odczarować swoje myślenie o szczęściu. Cały czas kojarzy mi się ono z zapachami z dzieciństwa, z miejscami... A przecież nie jest w nich zaklęte. Ono jest we mnie. Czasem o tym zapominam. Przecież to nieważne, gdzie się jest. Ważne, z kim się jest. A ja mam przy sobie ludzi, których kocham. To jest moje szczęście.
Miłość to nie wielkie słowa o tym, co mógłbyś zrobić dla mnie kiedyś... Miłość to te proste rzeczy, które robisz dla mnie dziś.
Podczas wyjazdów wakacyjnych to on zajmował się córką, by odciążyć żonę, i wtedy właśnie odkrywał, jaka to katorżnicza praca.
Pomyślała sobie, że i ona powinna wziąć przykład ze staruszek. Nie ważne przecież, co było kiedyś. Ważne, co jest dziś i jak tym pokierować, aby jutro było lepiej.
Słońce codziennie wschodzi i zachodzi. Codziennie - podkreśliła Ania. Dziś też. I jutro też je zobaczysz. Więc nie ma końca świata, rozumiesz? I nie będzie go, dopóki słońce wstaje i zachodzi. Ono jest zawsze, gdziekolwiek ty byś nie był i cokolwiek by się u ciebie nie działo.
Ludzie trochę śpią i trochę nie śpią. A na wsi okna zawsze mają oczy.
Nikt nie mówił że pierwszy napad będzie prosty, ale żeby zapomnieć włożyć pończochy?
- Ale jak on to sobie wyobraża? Przecież za chwilę nie będzie miał pracy. To nie jest najlepszy moment na kochanki.
- Nie wiem, mamo, który moment jest odpowiedni.
Mówili, że jest prawdziwą femme fatale, modliszką, harpią żerującą na mężczyznach. Ponoć zabiła trzech mężów, zakopała ich w ogródku, a na grobach, dla niepoznaki, posadziła róże. Te róże co roku tak pięknie kwitły, że sąsiadki zazdrościły nawozu.
Miała na imię Barbara. Basia. Basieńka. Lat sześćdziesiąt. Albo pięćdziesiąt. Albo nawet czterdzieści. Niektórzy uważali z kolei, że sto, a młody wygląd zawdzięcza krwi upuszczanej z niewinnych kochanków.
Jacek Bednarczyk miał wszystko, czego do szczęścia pozornie trzeba: zdrowie, pracę, mieszkanie, zonę, dziecko i psa. I teściową, która po tym, gdy odkryła w sobie żyłkę do hazardu, zmuszona była poprosić córkę o dach nad głową.
Jacek wiedział, czuł to pod skórą, że prawdziwe życie toczy się gdzieś obok. Gdzieś, gdzie zawsze świeci słońce, leją się drinki, a piękna szczupła kobieta z zamglonym wzrokiem pyta, czy mogą iść wreszcie do łóżka. Tak, ta kobieta coraz częściej pojawiała się w jego głowie.
Joasia na osiedlu była bardziej szanowana niż gospodarze domów. Może dlatego, że zawsze była chętna do pomocy i wykonywała pracę, za którą nikt nie musiał płacić.